Ponad 30 lat temu miała miejsce jedna z największych katastrof w historii wrestlingu. Czterech zawodników NWA oraz konferansjer weszli do dwusilnikowej Cessny 310, którą mieli dolecieć na wieczorną galę. Pasażerowie liczyli na spokojny lot, lecz bardzo się rozczarowali.
National Wrestling Alliance, jak większość osób wie, było organizacją, w której skład wchodziło wiele mniejszych regionalnych federacji. Jedną z nich było Jim Crockett Promotions, które posiadało w swoich szeregach gwiazdę przyszłości - Rica Flaira. Już w 1975r. posiadał on najważniejszy pas mistrzowski i kwestią czasu było, aż zostanie najważniejszą postacią w NWA. Wtedy jednak główne złoto było w rękach Jacka Brisco, który feudował z Terrym Funkiem. Ten drugi miał jednak przejąć złoto i rozpocząć rywalizację z Johnnym Valentine'em. Johnny był jedną z najbardziej doświadczonych osób w biznesie. W NWA był właściwie od samego początku, bo karierę rozpoczął zaraz po zakończeniu II Wojny Światowej. Gdy kończył karierę na ringach NWA, walczył już jego syn, Greg Valentine.
Wypadek, który wydarzył się w październiku 1975r., to bez wątpienia jedna z największych katastrof w historii wrestlingu. Jednego dnia Jim Crockett Promotions straciło swoje dwie gwiazdy i można było mieć wątpliwości co do przyszłości pozostałych. Ric Flair cudem powrócił do wrestlingu, zostając największą gwiazdą w historii. Cichym bohaterem został jednak Tim Woods, który wrócił na ring bardzo szybko, ryzykując nawet życie. Nie mógł bowiem pozwolić, by kayfabe został złamany, a on jako baby face nie mógł podróżować z heelami. Oczywiście w obecnych czasach nie jest to już nic dziwnego.
Na pokładzie oprócz pilota znajdowali się legendarny Johnny Valentine, Bob Bruggers, David Crockett oraz Ric Flair. Samolot doleciał do lotniska w Wilmington, lecz w najważniejszym momencie zabrakło paliwa i maszyna spadła na ziemię. Nie był to zwykły wypadek małego samolotu, a katastrofa, która na zawsze odmieniła losy NWA. Żeby to zrozumieć, trzeba prześledzić losy poszkodowanych. Największe obrażenia odniósł pilot, Joseph Michael Farkas, który wiele miesięcy spędził w śpiączce farmakologicznej, ale finalnie nie udało się go uratować. Na całe szczęście była to jedyna ofiara śmiertelna tego feralnego lotu.
Johnny Valentine, będący jedną z największych gwiazd tamtych czasów, zdołał wyjść żywy z wypadku, ale jego kariera została na zawsze zakończona. Prawdopodobnie gdyby nie ten wypadek, w najbliższym czasie zostałby on najważniejszym zawodnikiem w NWA, przejmując główne złoto od Terry'ego Funka. Była to wielka strata dla całego środowiska wrestlingowego, które 10 października straciło jednego z głównych graczy. John Theodore Wisniski (prawdziwe nazwisko wrestlera) nie mógł już marzyć o powrocie do ringu. Fragment kości utknął w kręgosłupie, paraliżując go na całe życie. Paradoksalnie jednak najwięcej na tym zyskał… jego syn. Greg "The Hammer" Valentine, mimo że rozpoczął karierę kilka lat wcześniej, po wypadku ojca zaczął być traktowany zupełnie inaczej. Przeprowadził się do Jim Crockett Promotions, ale podobnie jak ojciec nigdy nie zdołał sięgnąć po najważniejsze trofeum w NWA.
Bob Bruggers sławę osiągnął jako gracz footballu amerykańskiego. W wrestlingu spędził zaledwie kilka lat, zdobywając w tym czasie tytuły drużynowe Mid-Atlantic Championship Wrestling. Pierwotnie miał on nie wsiadać do samolotu razem z innymi, ale Jim Crockett był chory na grypę i oddał mu swoje miejsce. Niestety okazało się, że nie był to idealny pomysł, bo samolot się rozbił. Bruggers miał dużo więcej szczęścia niż Valentine. Owszem, doznał urazu kręgosłupa oraz miał złamaną kostkę, ale ze szpitala wyszedł już po trzech tygodniach. Był to jednak koniec jego kariery, bo wolał nie ryzykować pogłębienia urazów.
Tim Woods był najstarszym pracownikiem NWA znajdującym się w samolocie. W szpitalu podał on swoje prawdziwe nazwisko, George Woodin, oraz przedstawił się jako promotor. Co ciekawe, jak wiadomo, w 1975r. nikt nawet nie myślał o tym, by łamać kayface. Wystąpił więc bardzo duży problem, bo Woods był face'em, a na pokładzie była większość "czarnych charakterów". "Mr Wrestling" postanowił zaryzykować swoje zdrowie, a może i życie, dla dobra wrestlingu. Dwa tygodnie później powrócił do ringu, by podtrzymać plotki o tym, że nie znajdował się na pokładzie maszyny. Ric Flair później w swojej książce napisał, że tego dnia Woods nie był zwykłym zawodnikiem, a osobą, która uratowała wrestling.
David Crockett był bratem sławnego Jima Crocketta Jr. W JCP oraz NWA zajmował się rolą konferansjera. To jednak on miał największe szczęście w nieszczęściu i odniósł najmniejsze obrażenia ze wszystkich osób obecnych na pokładzie. Tak więc dość szybko wyszedł ze szpitala i powrócił do pracy.
Ric Flair w 1975r. był wschodzącą gwiazdą NWA, która dopiero rozpoczynała swoją wielką karierę. Wszystko mógł zmienić jednak właśnie ten wypadek, bo zaraz po nim Flair nie miał żadnej gwarancji, że jeszcze kiedyś postawi nogę w kwadratowym pierścieniu. Lekarz poinformował go nawet, że może już zapomnieć o karierze wrestlera. Obrażenia były bardzo poważne, bo Nature Boy miał złamany kręgosłup w trzech miejscach. Ric pokazał jednak wielki charakter podczas rehabilitacji i dokonał czegoś niemożliwego. Osiem miesięcy po katastrofie wrócił do ringu. Wszyscy doskonale wiemy, jak dalej potoczyła się jego kariera, ale bardzo mało brakowało, by dzisiaj nikt już nie pamiętał, że ktoś taki jak Ric Flair istniał.
Śledztwo przeprowadzone po katastrofie wykazało, że do samolotu wlano za mało paliwa. Pilot widocznie bał się, że pięciu pasażerów to za duże przeciążenie i samolot może spać. Tak więc gdyby na pokładzie był jeden pasażer mniej, to nigdy nie doszłoby do wypadku. Pierwszą osobą, która zauważyła, że brakuje paliwa, był Johnny Valentine. W pewnym momencie zobaczył on wskaźnik paliwa i powiedział, że jest go za mało. Pilot go uspokoił, mówiąc, że znajduje się ono jeszcze w dodatkowych zbiornikach. W finalnym momencie to jednak weteran wojny w Wietnamie wpadł w panikę. United States Heavyweight Champion zaczął go uspokajać. Być może gdyby dowodzący maszyną nie spanikował, udałoby się im spokojnie wylądować na pasie startowym.
Pogoda tego dnia była idealna, więc jedynym czynnikiem, który doprowadził do katastrofy, był błąd ludzki. Pilot, widząc że samolot ma problemy, mógł wylądować na lotnisku w Fayetteville lub Florence, ale postanowił zaryzykować. David Crockett powiedział, że samolot zaczął nurkować, gdy znajdował się na wysokości 1200 metrów. Zabrakło im około 100 metrów do pasa startowego, więc mogli mówić o niesamowitym pechu. Samolot przed rozbiciem uciął kilka drzew oraz słup energetyczny, co wskazuje, że leciał z bardzo dużą szybkością. W momencie uderzenia o ziemię pilot mądrze zgasił maszynę, dzięki czemu prędkość została zmniejszona.
David Crockett wiele lat po wypadku powiedział, że w momencie największego zagrożenia zdawali oni sobie sprawę, że może to być ich koniec. Samolot spadał z wielką prędkością, a pilot nie mógł nic zrobić, bo właściwie nie było już paliwa. Z jednej strony była to wina właśnie pilota, jednak gdyby nie wyłączył on maszyny w decydującym momencie, wszyscy mogli zginąć. Finalnie tylko on pożegnał się ze światem żywych w dość młodym wieku. Cessna 310 to samolot, który może przewozić pięciu pasażerów, lecz trzeba pamiętać, że na pokładzie byli bardzo potężni zapaśnicy. Nic więc dziwnego, że prowadzący maszynę mógł mieć obawy o ciężar. Źle jednak oszacował odległość do lotniska i maszyna nie zdołała dolecieć.
Skutki wypadku
Terry Funk został krótko po katastrofie mistrzem NWA, ale oczywiście nie doszło do rywalizacji z Valentine'em. Funk trzymał pas ponad 400 dni, po czym pokonał go Harley Race. Valentine zwakował także pas Stanów Zjednoczonych i co ciekawe, ten tytuł także przejął Terry Funk. Mimo że pierwotnie lekarze nie dawali Flairowi szans na powrót do ringu, JCP nie zwakowało swojego najważniejszego regionalnego pasa. Ric, wracając po kilku miesiącach, przegrał go na rzecz Wahoo McDaniela, ale w kolejnych miesiącach jeszcze kilka razy zdobył to trofeum. Dalszą karierę Nature Boya można wyrecytować z pamięci. Prawie 20 razy został mistrzem świata: najpierw w NWA, a potem w WCW oraz World Wrestling Federation. Osiągnął w wrestlingu wszystko, co tylko się dało, a przecież było tak blisko, by nie wrócił już do rywalizacji.
Bob Bruggers, wychodząc ze szpitala, oficjalnie zakończył swoją karierę. Przeniósł się do West Palm Beach. Trzy lata później, po otrzymaniu pieniędzy z ubezpieczenia, otworzył bar, ale jego dalszy los nie jest znany. "Mr Wrestling" Tim Woods, jak już wspominałem, bardzo szybko wrócił na ring. Z każdym rokiem walczył coraz mniej i finalnie karierę zakończył w 1984r. Od początku lat 80. walczył jednak dość sporadycznie.
David Crockett był zdecydowanie największym szczęściarzem. Odniósł urazy, które jednak były dużo mniej poważne niż całej reszty pasażerów. Do tego nie był on wrestlerem, więc nie musiał porzucać swojego zawodu. Powrócił do NWA, a wiele lat później został producentem wykonawczym w World Championship Wrestling.
Komentarze (1)
Skomentuj stronęNigdy nie słyszałem o tej katastrofie. Wyrazy szacunku że chciało ci się nam przytoczyć to. Bardzo jarają mnie wszelkie historię z tamtych czasów, niestety w języku polskim ciężko znaleźć takie smaczki. Wielkie dzięki.