Brawl for All, czyli walka bez zasad w wykonaniu WWF

Pro wrestling niemal od samego początku starał się czerpać profity z popularności pozostałych sportów walki: zaczynając od gimmicków nimi inspirowanych, przez (zazwyczaj nieudolne) próby ich emulacji, po kontraktowanie największych gwiazd boksu, MMA itd. Tego typu praktyki są powszechnie znane wszystkim fanom wrestlingu. Co więcej, w Japonii często dochodziło do organizacji gal, na których odbywały się starcia w formule MMA oraz pro wrestlingu. Turniej Brawl for All jest przykładem tego, co się dzieje, gdy federacja pro wrestlingu postanawia wkroczyć w obszar innych dyscyplin.

Przypadający na drugą połowę lat 90 okres poniedziałkowych wojen był czasem sprzyjającym szeroko rozumianej pomysłowości. Poniedziałkowa rywalizacja o widza pomiędzy galami WCW Monday Nitro oraz WWF Monday Night RAW wymuszała na obu organizacjach sięganie po wszelkie, dające chociażby nikły cień szansy na powodzenie, koncepty. Często były one oparte na najnowszych trendach popkultury, zwłaszcza tych popartych dawką kontrowersji. Tej ostatniej dość sporo było wokół nowego zjawiska, jakim były "walki bez zasad."

Wszystko zaczęło się 12 listopada 1993 roku w Denver, w stanie Colorado. W lokalnej hali McNichols Sports Arena odbyła się pierwsza gala organizacji Ulitmate Fighting Championship. Ośmiokątna klatka stała się areną zmagań ośmiu zawodników rywalizujących z sobą w ramach jednonocnego turnieju. Organizatorzy gali reklamowali ją, jako pokaz prawdziwej walki bez zbędnych zasad. Co było lekkim kłamstwem, gdyż zabronione było gryzienie, jak i wkładanie palców do oczu przeciwnika. Zwycięzcą turnieju okazał się Royce Gracie, za co otrzymał nagrodę w wysokości 50 tysięcy dolarów. Znacznie większą kwotę z zysków sprzedaży gali w systemie Pay Per View przeliczyli panowie z Sports Entertainment Group (SEG). UFC pojawiło się w właściwym miejscu o właściwym czasie jeszcze raczkujący rynek PPV szukał sposobów na zapełnienie ramówki, a w dobie popularności takich gier jak Mortal Kombat oraz Street Fighter i filmów o tematyce sztuk walki, tego typu gala okazała się strzałem w dziesiątkę. Jednak euforia SEG była krótkotrwała, gdyż przy przygotowaniach kolejnych gal spotykali się oni z ostrym sprzeciwem wszelkiej maści polityków, oraz samych sieci telewizyjnych jak i Stanowych Komisji Sportowych odpowiedzialnych za nadzór nad wszelkimi galami sportów walki. Liderem krucjaty wymierzonej w UFC, oraz jego bardziej i mniej wierne kopie, był republikański senator John McCain. Porównał on tego typu starcia do ludzkiego odpowiednika nielegalnych walk kogutów, oraz określił je jako totalne upodlenie istot ludzkich. Pomimo tak silnej opozycji rozwój MMA postępował, a środowisko pro wrestlingu uważnie się temu procesowi przyglądało.

Ówcześnie wielu fanów MMA to były te same osoby, które oglądają również pro wrestling. Logicznym było więc to, że zarówno WCW, jak i WWF spróbują coś ugrać na zainteresowaniu wszechstylową walką wręcz. Pierwszy ruch w tej dziedzinie wykonał Vince McMahon za sprawą gimmicku Kama "The Supreme Fighting Machine". Kamą okazał się Charlers Wright, który wcześniej odgrywał rolę szamana Voo -Doo, Papa Shango. Postać Kamy zadebiutowała na początku 1995 roku i jeszcze przed jego końcem zniknęła z ekranów telewizorów, by powrócić na przyszłorocznym Royal Rumble matchu. Dłuższy powrót Wright zanotował w 1997 roku, by w następnym przyjąć przydomek Godfathera.

Bardziej ambitne i dalekosiężne plany dotyczące MMA posiadał Eric Bischoff. Już w 1996 roku wpadł on na pomysł wystawienia w oktagonie Menga. Postawny Samoańczyk posiadał reputację największego twardziela w całym świecie pro wrestlingu, a z braku planów wobec jego postaci Eric usilnie namawiał go do spróbowania swoich sił w ośmiokątnej klatce. WCW miało nawet zapewnić mu możliwie jak najlepsze warunki treningowe. Plan wydawał się prosty - wygrana Menga miała wzmocnić wiarygodność całego WCW, a w przypadku przegranej zawsze można było powiedzieć, że trafił na kogoś lepszego od siebie. Na drodze w urzeczywistnieniu całego konceptu stanął sam zainteresowany, który wbrew pozorów odznaczał się dość dobrotliwą i spokojną naturą. Owszem, brał on udział w niezliczonej ilości barowych bójkach, ale wyłącznie w celu obrony siebie i kolegów po fachu. Zazwyczaj w każdym przybytku znajdował się ktoś, kto chciał sprawdzić się w prawdziwej walce z ludźmi, którzy zajmowali się wyłącznie udawaniem. Meng zwyczajnie był zadowolony z swej pozycji midcardera i możliwości zapewnienia spokojnego bytu sobie i swej rodzinie. Skąd w ogóle zrodził się w jego głowie pomysł posłania wrestlera do oktagonu? Z doświadczenia zdobytego w trakcie współpracy z Craigiem Pittmanem, który występował w WCW od początku 1994 roku. Noszący przydomek "Pitbull" Pittman był reprezentantem swej uczelni w zapasach. Po okresie przygotowawczym wystartował w turnieju Vale Tudo Japan 1995, z którego odpadł w półfinałach.

Nie bez znaczenia pozostawał również fakt, że na jednej z stacji Turnera pokazywano retransmisje gal japońskiej organizacji K-1. Bischoff, który sam trenował karate, szybko stał się fanem stójkowej formuły propagowanej przez wspomnianą federację. Kilkukrotnie był obecny na galach K-1 w Japonii i negocjował kwestie ewentualnej współpracy, zakładającej m. in. organizacje gali w USA. Sam koncept tego wydarzenia ulegał ciągłym zmianom. Z początku miała być to wyłącznie gala oparta na walkach w formule K -1. Później jednak miała ona zostać wzbogacona starciami na zasadach MMA, a samo wydarzenie miało być promowane w trakcie poniedziałkowej gali Nitro. Z tej okazji WCW próbowało pozyskać takich zawodników jak Dan Severn, Don Frye, czy też David "Tank" Abbott. Przy tym pierwszym powraca wątek Pittmana, który to pokonał "Bestię" w akademickiej rywalizacji zapaśniczej. Scenariusz rewanżu pisał się, więc sam. Plany te spaliły na panewce, gdyż K-1 miało problemy z uzyskaniem stosownej licencji promotorskiej od Komisji Sportowej Stanu Nevada. Po fiasku opisanego przedsięwzięcia World Championship Wrestling na jakiś czas dało sobie spokój z MMA.

Oczywiście World Wrestling Federation nie pozostawało bierne. Już na początku 1997 roku zakontraktowano Kena Shamrocka, jednego z najbardziej popularnych zawodników ówczesnego UFC. "Najniebezpieczniejszy człowiek na świecie" posiadał doświadczenie wrestlerskie, gdyż tym właśnie się zajmował przed przebranżowieniem się na pełnoprawnego zawodnika sztuk walki. Powierzono mu rolę sędziego w pojedynku pomiędzy Bretem Hartem oraz Stevem Austinem na Wrestlemanii 13. W międzyczasie próbowano przybliżyć fanom sylwetkę Shamrocka poprzez wyemitowanie kilku prom pokazujących jego życie rodzinne, jak również wybrane fragmenty walk z UFC. Co ciekawe, WWF sporadycznie reklamowało gale Ultimate Fighting Championship podając datę ich emisji oraz kartę walk. Kolejnym nabytkiem z świata MMA był Dan Severn, który zadebiutował w 1998 roku w ramach inwazji NWA. Oczywiście doprowadzono do jego feudu z Shamrockiem, co miało być uwieńczeniem ich rywalizacji z czasów UFC. Obaj panowie są jedynymi posiadaczami pasa UFC Superfight Title, zanim ten został zunifikowany przez Marka Colemana z jego pasem mistrza turniejowego, co dało początek mistrzostwu wagi ciężkiej. Shamrock w swej pierwszej obronie pasa pokonał Dana, lecz to właśnie Severn odebrał pas Kenowi i obaj nigdy nie otrzymali szansy domknięcia trylogii. Ich starcie w ringu WWF nie doczekało się jednak odpowiedniej promocji i wielu fanom nie wynagrodziła tego faktu.

Turniej Brawl for All



Przenieśmy się do roku 1998. UFC zdążyło zorganizować 20 gal, z czego 17 numerowanych, zaś na horyzoncie pojawił się poważny konkurent rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni - Pride Fighting Championship. Tematyka MMA jest regularnie poruszana na łamach prasy branżowej, jak chociażby Wrestling Observer. Wszystko to nie umyka uwadze Vince'a Russo. Członek zespołu kreatywnego WWF wpada na pomysł, by pod egidą federacji zorganizować turniej oparty na tego typu starciach. Obsada miałaby rekrutować się z wrestlerów, którzy dobrowolnie zgłosiliby swój udział. Motywacją miała być gratyfikata pieniężna w wysokości 5 tysięcy dolarów dla zwycięzcy każdej z walk, oraz 75 tysięcy dolarów dla tryumfatora całego turnieju. Dodatkowej zachęty dostarczał fakt, że roster był wręcz przeludniony i zwyczajnie nie dla wszystkich starczyło pomysłów na storyline'y, czy też czasu antenowego. Dla wielu udział w turnieju stanowił rzadką okazję zaprezentowania się szerszej publiczności.

Zwołano spotkanie, na którym obecni byli niemal wszyscy wrestlerzy. Przedstawiono im pomysł turnieju, a pytania o zasady doczekały się zwięzłej odpowiedzi: wszystkie chwyty dozwolone. Trenujący Tae Kwon Do Steve Blackman zapytał wprost, czy będzie można wyprowadzać kopnięcia skutkujące nawet wybiciem kolana przeciwnika, na co otrzymał pozytywną odpowiedź. Rozważano również zakres, w jakim miałaby odbywać się ewentualna walka po przejściu do parteru. Ostatecznie do turnieju zgłosili się: Blackman, Marc Mero, 8 - Ball, The Godfather, Darren Drozdov, Road Warrior Hawk, Brakkus, Savio Vega , Bradshaw, Scorpio, Mark Canterbury, Bart Gunn, Quebecer Pierre oraz Steve "Dr Death" Williams. Z początku chęć udziału w turnieju oznajmił Tiger Ali Singh, który przechwalał się jakoby już kilkukrotnie brał udział w tego typu walkach, lecz ostatecznie się wycofał. Za namową Bradshawa jego miejsce zajął Bob Holly. Pewnie pojawiło się w waszych głowach pytanie - czemu Shamrock i Severn nie zgłosili swoich kandydatur? Odpowiedź jest prosta, dostali zakaz z strony oficjeli. Ken rozpoczynał feud z Owenem Hartem, a po pewnym czasie swoją rolę odegra w nim Dan. Ale do tego ostatniego jeszcze powrócę. Po skompletowaniu ekipy turnieju zespół kreatywny już miał plany co do jego zwycięzcy... Steve'a Williamsa. Tak, jeszcze przed pierwszym gongiem WWF miało swego faworyta. Wszystko za sprawą Jima Rossa, który wpierw agitował za sprowadzeniem Doktora Śmierci do WWF, a następnie przekonywał wszystkich, że wygra on cały turniej bez najmniejszego problemu. Reputacja Williamsa jako jednego z największych twardzieli w całym pro wrestlingu byłą powszechnie znana wśród innych zawodników i tych fanów, którzy śledzili jego występy w All Japan Pro Wrestling. Jednak ogól publiki, na którą w większości składały się osoby przyciągnięte nowym wizerunkiem wrestlingu, niezbyt dobrze kojarzyły jego postać. Wygrana Brawl for All miała pomóc w uwiarygodnieniu jego wizerunku, co miało przełożyć się na push do statusu Main Eventera i programu z Stevem Austinem. Historia miała jednak potoczyć się własnym torem.

Steve Blackman potraktował cały turniej bardzo poważnie. Przez kilka tygodni pomiędzy zebraniem zgłoszeń uczestnictwa, a pierwszą rundą spędził na systematycznych treningach. Kombinacje uderzeń pięściami, kopnięcia, parter - to wszystko ćwiczył wytrwale po kilka godzin dziennie. Jakie więc musiało być jego zdziwienie, gdy 29 czerwca 1998 roku przybył do hali Gund Arena w Cleveland w stanie Ohio. Oto bowiem jego oczom ukazał się stół, na którym ułożono kilkanaście kompletów rękawic bokserskich. Jak się okazało, zasady turnieju zdążyły zmienić się diametralnie. Najważniejszą zmianą było wprowadzenie obowiązku walki w wspomnianych rękawicach. Uniemożliwiało to jakąkolwiek walkę w parterze, pozostawiając tylko możliwość obalenia przeciwnika na matę. Blackman mógł również zapomnieć o wybijaniu kolan przeciwnika, gdyż zabroniono wszelkich kopnięć. Każdy pojedynek miał toczyć się na dystansie trzech rund, każda trwająca równe 60 sekund. Pomiędzy rundami zawodnicy mieli 45 sekund przerwy. Walkę można było wygrać poprzez klasyczny nokaut, decyzję, lub zdobycie większej ilości punktów od swego przeciwnika. Te ostatnie przyznawano po zakończeniu każdej z rund w następujący sposób:



- 5 punktów za zadanie większej ilości celnych uderzeń od swego przeciwnika,
- 5 punktów za każde powalenie,
- 10 punktów za posłanie go na deski.

Zatem Brawl for All z odpowiedzi WWF na rosnącą popularność MMA przekształciło się w kopię amatorskich zawodów pięściarskich o nazwie Toughman Contest. Udział w nich mógł wziąć każdy chętny, a wymogi uczestnictwa ograniczały się do ukończenia 18 roku życia, pozytywnym przejściu badań lekarskich i nie posiadaniu w swoim bilansie więcej jak 5 zawodowych walk stoczonych w przeciągu ostatnich pięciu lat. Steve Blackman szybko dostosował się do nowych zasad i w walce z Marciem Mero, który sam był utytułowanym pięściarzem na szczeblu amatorskim, ograniczył się do ciągłego obalania przeciwnika. Taktyka ta przyniosła oczywisty skutek w prześcignięciu rywala w ilości zdobywanych punktów. Co ciekawe, o wygranej Steve'a i tak zadecydowali sędziowie punktowi. Sama federacja starała się jak najbardziej to możliwe oddać atmosferę walki pięściarskiej, więc nawet ring został odpowiednio przystosowany poprzez nałożenie podłużnych narożników z logiem firmy Everlast, oraz zakontraktowanie profesjonalnego sędziego. To wszystko nie przyniosło zamierzonego skutku, gdyż zgromadzona na hali publika wciąż skandowała "Nuda" oraz "Chcemy wrestlingu". Za stolikiem komentatorskim J.R. oraz Jerry "King" Lawler usilnie próbowali wyjaśnić, że owe okrzyki są spowodowane tym, że fani nie mieli jeszcze okazji widzieć czegoś tak unikatowego jak Brawl for All. Tego samego wieczora Bradshaw pokonał na punkty Marka Centerbury'ego.

Tydzień później Savio Vega pokonał na punkty Brakkusa. W drugim pojedynku toczonym w ramach turnieju doszło do kuriozalnej sytuacji: Drozdov zremisował z Hawkiem. Do dziś nie wyjaśniono, co zadecydowało o awansie Drozda do kolejnej rundy rywalizacji. Jednak prawdziwe zaskoczenie nastąpiło na RAW z 13 lipca. Oto bowiem z włożonymi rękawicami na ringu pojawił się... Dan Severn. WWF ostatecznie pozwoliło Bestii na udział w turnieju. Po wygranej na punkty nad Godfatherem wyglądało na to, że to były mistrz UFC, a nie Steve Williams, jest przymierzany na zwycięzcę całej rywalizacji. Dzięki decyzji sędziowskiej Bart Gunn pokonał na swego tag partnera, Boba Holly'ego, co miało rozpocząć feud oznaczający koniec ich drużyny. Zastanawiające jest to, że J.R. na bieżąco podliczał punkty za uderzenia oraz obalenia, co w większości przypadków przekładało się na ostateczny wynik walki, a jednak w kilku przypadkach WWF sięgało po werdykt sędziów punktowych by wskazać zwycięzcę danego starcia.

Wreszcie tydzień później, 20 lipca, przyszła pora na walkę pomiędzy Stevem Williamsem oraz Pierrem. Nokaut w wykonaniu Williamsa pomógł w pewnym stopniu przekonać publikę do całego pomysłu. Po samych wygranych na punkty i poprzez decyzje sędziowskie zdecydowane zwycięstwa Doktora Śmierci wprowadziło trochę ekscytacji. Na tej samej gali Scorpio pokonał 8-Balla.Oczywiście obyło się bez niespodzianek i była to wygrana na punkty.

Wygrana Williamsa spowodowała to, że jego walka z Gunnem miała być pierwszym ćwierćfinałem. Pojedynek ten wzbudził wiele ekscytacji wśród pozostałych wrestlerów, którym zaczęły udzielać się emocje związane z turniejem. Zasiadali oni wspólnie przy monitorze i śledzili poczynania kolegów w ringu. W swej autobiografii "The Hardcore Truth" Bob Holly wspomina, że założył się z Undertakerem o wynik pojedynku. Kwota zakładu wynosiła 50 dolarów. Marc trzymał stronę weterana, zaś Holly kibicował swojemu przyjacielowi, Bartowi. Walka była w miarę wyrównana, ale w 3 rundzie po jednym z obaleń w wykonaniu Gunna Steve Williams nabawił się urazu kolana, co znacznie ograniczyło jego mobilność. Upatrując w tym swoją szansę na wygraną Bart ruszył z szarżą uderzeń, trafił przeciwnika lewym sierpowym i posłał go nieprzytomnego na deski. Zgromadzeni na zapleczu wrestlerzy zamilkli. Undertaker wstał z krzesła i bez słowa odszedł w swoim kierunku. Słowa jednak otrzymał i jeszcze tego samego wieczora Bob Holly otrzymał swoją wygraną. Podobna atmosfera panowała wśród oficjeli, gdyż nie dość, że Bart Gunn pokrzyżował ewentualne plany związane z wygraną Williamsa, to jeszcze zapłacili temu drugiemu 100 tysięcy dolarów. Tak byli pewni jego wygranej. Cały "heat" z zaistniałą sytuacją spadł jednak na Barta.

Tydzień później miał miejsce kolejny półfinał, w którym widzowie byli świadkami starcia Scorpia z... Godfatherem. Zaniepokojeni nieprzewidywalną naturą turnieju oficjele nakazali Severnowi wycofanie się z rywalizacji, co ten argumentował w krótkim promie stwierdzeniem, że zawodnik z jego osiągnięciami nie musi nic nikomu udowadniać. Dawny Kama, a obecnie naczelny alfons WWF wygrał walkę na punkty i szykował się do podjęcia wyzwania, jakim okazał się Bart Gunn.

Dziesiątego sierpnia odbyły się dwie ostatnie walki półfinałowe. Znów nastąpiło przetasowanie w obsadzie, gdyż do turnieju powrócił Marc Mero. Zastąpił on Blackmana, który nabawił się kontuzji w trakcie treningu. Nie wykorzystał on jednak drugiej szansy i na punkty uległ Bradshawowi. W ten sam sposób wyłoniono zwycięzcę walki z udziałem Vegi oraz Drozdova, którym okazał się ten drugi. Zawodnicy nie mieli czasu na odpoczynek, gdyż już za tydzień miały odbyć się obydwa półfinały.

Pierwszego finalistę, którym został Bradshaw, wyłoniły oczywiście punkty. Brak rozstrzygnięć przed czasów spowodował ponowne zniechęcenie publiki, która powróciła do skandowania słowa "Nuda" w trakcie walk turniejowych. Trzeba przyznać im sporo racji, gdyż każdy pojedynek z wyczerpanym limitem czasowym był zwyczajnie nudny. Zdecydowana większość uczestników turnieju nie miał większego pojęcia o jakichkolwiek sztukach walki, a ich doświadczenie oparte było na machaniu pięściami po kilku głębszych w pobliskim barze. Ba, formuła Brawl for All była tak nieprzewidywalna, że nawet zdobywca tytułu Złotych rękawic stanu Nowy York, Marc Mero miał problemy z odniesieniem jakiegokolwiek zwycięstwa. Jedynie Bartowi dopisywało szczęście, gdyż zanotował on kolejny nokaut, posyłając Godfathera na deski w trakcie ostatniej rundy ich walki. Kreatywni powoli zaczynają odzyskiwać nadzieję, że może jednak będzie jakiś pożytek z całej tej katastrofy, jaką okazał się Brawl for All.

Finałowa walka odbyła się 24 sierpnia 1998 roku w Corestates Center w Filadelfii. I można powiedzieć, że dopiero teraz fani doczekali się w miarę ekscytującego widowiska. Zarówno Bradshaw, jak i Gunn nie trudzili się próbami powaleń, czy też zbędnym klinczem. Obaj ruszyli na siebie, krótka wymiana ciosów i kilka uderzeń lewym sierpem starczyłoby Bradshaw padł na deski. Zdołał on jednak wstać na równe nogi i kontynuować walkę... przez kilka sekund, gdyż po kombinacji prawa - lewa w wykonaniu Gunna padł nieprzytomny na matę. Bart w blasku chwały oddalił się na zaplecze, by zapewne tam zainkasować obiecane 75 tysięcy dolarów. Wydawało się, że chociaż na chwilę udało mu się wybić z poziomu midcardera do statusu gwiazdy. I pewnie jego pięć minut sławy szybko by minęło, a sama historia Brawl for All dobiegłaby końca, gdyby nie kolejny pomysł rady kreatywnej WWF.



Ogółem Brawl for All okazało się porażką, nikt nie miał co do tego wątpliwości. Jednak seria trzech wygranych przez nokaut udowadniała, że w Barcie drzemie jakiś tam pięściarski potencjał. WWF zdecydowało się wypromować swego domorosłego fightera. Zapewnili mu nawet profesjonalny obóz trenerski, zaś sam zainteresowany tak wczuł się w rolę, że zgolił swe długie włosy. Postanowiono zorganizować walkę z udziałem jego, oraz Erica "Butterbeana" Escha. Ważący blisko 190 kilogramów Butterbean był jedną z największych gwiazd wspomnianych turniejów bokserskich Toughman Competition. Zyskał sławę jako "Król 4 rund", gdyż w takim dystansie czasowym nokautował większość swoich przeciwników. Do samej walki doszło 28 marca 1999 roku w trakcie 15 odsłony Wrestlemanii. Eric Esch wchodził do ringu z bilansem 42 wygranych, jednej porażki i jednego remisu oraz jako posiadacz dwóch tytułów mistrza wagi superciężkiej. Bart Gunn wchodził do ringu pełen wiary i dobrych chęci. Po 27 sekundach leżał nieprzytomny na macie. Wizerunek profesjonalnego fightera legł w gruzach.



Brawl for All jest przykładem tego, że o ile pro wrestling i MMA mogą z sobą koegzystować, to jedno nigdy nie zastąpi drugiego. Wiadomo, że sami zawodnicy, jak i bookerzy chętnie będą sięgali po rozwiązania stosowane w wszechstylowej walce wręcz, zwłaszcza gdy jej popularność jest spora, a fani stają się bardziej zaznajomieni z wszelkimi technikami stosowanymi przez fighterów. W takich zapożyczeniach nie ma nic złego, gdyż pro wrestling zawsze starał dostosować się do współczesnych trendów. Istnieje jednak pewna granica, której nie powinno się przekraczać, gdyż może to zakończyć się totalną porażką, która nadaje się jako temat do sporadycznych wspominków z czasów, gdy w pogoni za widzem federacje wrestlingowe nie stroniły nawet od najbardziej szalonych pomysłów.

dodane przez Vaclav w dniu: 15-10-2015 18:24:14

Udostępnij

Komentarze (0)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy