Jinder Mahal - Najgorszy WWE Champion w historii, czy solidna maszynka do nabijania pieniędzy?
Tradycyjnie pod koniec roku będziemy wybierać wrestlera roku i jeżeli chodzi o osiągnięcia, to Jinder Mahal będzie zdecydowanie kandydatem do zwycięstwa. Zawodnik, który przez lata był małą ważną cegłą w produkcie WWE, w 2014 opuścił tę federację i rozpoczął występy na scenie niezależnej. Niespodziewanie powrócił rok temu, pokonując na Raw Heatha Slatera. Nikt jednak nie mógł się spodziewać, że po WrestleManii 33 czeka go tak wielki push. Najpierw zupełnie sensacyjnie został pretendentem do pasa WWE, ale nikt nie dawał mu żadnych szans. Pojawiły się teorie, że Randy Orton zmiecie go z ringu jak Sheamus kilka lat temu Zacka Rydera. Vince McMahon i jego ludzie podeszli jednak do tematu dość poważnie i zaczęli tworzyć ciekawą otoczkę wokół Jindera. Otrzymał on braci Singh oraz mocno anty-amerykański gimmick. W końcu odbyła się gala Backlash 2017. Doszło tam do jednej z największych sensacji w historii profesjonalnego wrestlingu. Mahal dzięki pomocy swoich rodaków zaaplikował Viperowi Khallas i został nowym Mistrzem Świata. Sporo osób uważa to jednak za fatalną decyzję. Ja w tym artykule postaram się dokonać analizy Mahala jako championa. Zapraszam do czytania.
Yuvraj Singh Dhesi rozpoczął karierę w wieku zaledwie 16 lat. Mimo że z pochodzenia jest Hindusem, urodził się w Kanadzie, gdzie możliwości dla profesjonalnego wrestlingu są bardzo duże. Trenował m.in. w Stampede Wrestling i miał tam okazję spotkać inne przyszłe gwiazdy WWE (Natalya, Tyson Kidd oraz Viktor). Nie pokazywał jednak wielkiego talentu. Pierwsze lata swojej kariery spędził na lokalnych galach gimnastycznych. Miał natomiast bardzo dużo szczęścia, bowiem zainteresowało się nim World Wrestling Entertainment.
Jak wiadomo, w WWE trzeba być jakimś. Dhesi miał to szczęście, że nie był typowym wrestlerem. Hindus, który znakomicie mówi po angielsku, nie jest czymś częstym, więc i oficjele federacji wiedzieli, że nie mogli przepuścić takiej okazji. Wrestler musiał mieć jednak wyobraźnię - i on ją miał. Zaproponował dla siebie gimmick Punjabi, miał wychodzić na arenę w turbanie, co nie było częstym widokiem w ostatnich latach. Bardzo szybko federacja rzuciła go na głęboką wodę, bowiem w FCW spędził zaledwie kilka miesięcy. Początkowo na SmackDown pokładano spore nadzieje w Jinderze. Został on partnerem Great Khaliego i udało się mu sprowadzić giganta na złą stronę mocy. Na papierze był to mocny storyline. Niestety, w rzeczywistości nie wypalił już tak dobrze. Dwójka ta miała nawet szansę zakręcić się w okolicach pasów drużynowych, ale nie spełniali oczekiwań. Federacja postanowiła więc ich rozbić. Niestety, wyżej stawiano nadal giganta, który kilka razy zniszczył swojego rodaka. Wydawało się, że Mahal jak setki innych wrestlerów przepadnie, ale jednak stało się inaczej. Zaczął pojawiać się w nowej wersji NXT, gdzie szło mu dość dobrze. Co ciekawe, trafił do finału turnieju o pas NXT, ale przegrał tam z Sethem Rollinsem. Była to prawdopodobnie jego najlepsza walka w karierze.
Kliknij tutaj aby zobaczy� wiadomo�� (Uwaga! mo�e zawiera� spoilery)
W tym samym czasie znaleziono pomysł w głównym rosterze dla Drew McIntyre'a, Heatha Slatera oraz właśnie Jindera Mahala. Założyli oni rockowy zespół o nazwie "3MB". Oczywiście bardzo szybko złudzenia opadły i zawodnicy ci okazali się kompletnymi jobberami. Utrzymali się jednak dość długo, bowiem aż dwa lata. W tym czasie pokonywali ich właściwie wszyscy, nawet El Torito, a Brock Lesnar niszczył ich pojedynczo. Vince McMahon stwierdził, że warto zatrzymać Slatera w organizacji, ale McIntyre i Mahal opuścili jej szeregi. Szkot zrobił wielką karierę na scenie niezależnej oraz w TNA, gdzie wygrywał m.in. Evolve Championship, TNA World Championship oraz ICW Championship. Jinder nie dysponował takimi umiejętnościami ringowymi. W związku z tym walczył w rozpoznawalnych federacjach, które nie znaczyły jednak wiele. Przykładami mogą być Reality of Wrestling, World Wrestling Council czy Continental Wrestling Entertainment. Wszyscy zapomnieli o Rockmanie w turbanie. Wtedy jednak WWE zaskoczyło swoich fanów. Mahal powrócił na Raw i wygrał kontrakt, pokonując byłego partnera!
Kliknij tutaj aby zobaczy� wiadomo�� (Uwaga! mo�e zawiera� spoilery)
Można było zauważyć, że Mahal poprawił swój wizerunek. Widocznie zrzucił kilka kilogramów oraz nabrał mięśni. Pojawiła się masa spekulacji, że mógł posługiwać się mało dozwolonymi substancjami, ale kogo to obchodzi? ;) Największe gwiazdy boksu oraz MMA były karane za doping, a to tylko wrestling. Pierwsze miesiące w wykonaniu Jindera nie były imponujące. Nie był on oczywiście takim jobberem jak jeszcze w 2014, ale oprócz pokonania Jacka Swaggera oraz dołączenia do Ruseva nie miał się czym pochwalić. Do czasu WrestleManii 33 pojawiał się zazwyczaj na Raw, ale nie było mowy, by na największej gali roku otrzymał singlowe starcie. Do tego rozwiązano w sposób naturalny jego tag team z Bułgarem, bowiem ten doznał kontuzji. Nareszcie nadeszła WrestleMania 33, a właściwie jej pre show. Jinder Mahal sensacyjnie radził sobie w Battle Royal imienia Andre The Gianta. Utrzymał się w ringu do samego końca, ale finalnie został wyeliminowany przez Mojo Rawleya. Był to jednak pierwszy sygnał, że zbliża się dla niego delikatny push. Kilka dni później pożegnał się z Raw, kontuzjując przy okazji Finna Balora. Oficjele nie mieli do niego żadnych pretensji, nadszedł czas na SmackDown!
Hindus nie był jednym z najważniejszych zawodników wymienionych podczas SuperStar Shake-Up. Do tego w debiucie pokonał go Mojo Rawley. Wydawało się, że to właśnie były futbolista otrzyma sporą promocję, ale okazało się inaczej. Tydzień później ogłoszono walkę kilku zawodników, którzy nie posiadali jeszcze nigdy tytułu WWE World. Faworytami do wygranej byli Erick Rowan oraz Mojo Rawley. Zwyciężył jednak Jinder Mahal dzięki pomocy Bollywood Boyz, a tej samej nocy zaatakował Randy'ego Ortona. Rozpoczęła się hinduska era w WWE.
Mahal zaczął być najważniejszą postacią na SmackDown z dnia na dzień. To on kończył tygodniówki oraz pokonywał tak wielkie gwiazdy jak AJ Styles. Było jednak mało realne, by udało mu się pokonać Ortona oraz zostać mistrzem WWE. Był to przecież pas o ponad 50-letniej historii, który posiadały wielkie gwiazdy. Z Indii napływały jednak coraz większe pieniądze i informacje, że warto tam inwestować. Potrzebna była jednak gwiazda i był nią właśnie ich były Rockman. Nadszedł 21 maja i gala Backlash. Bukmacherzy faworyzowali w jednej godzinie zdecydowanie mistrza, w drugiej - pretendenta. Można było się tego spodziewać - sam pojedynek nie porywał. Mahal jednak w końcu wykonał Khallas i dokonał niemożliwego. Największa sensacja w historii WWE. Federacja ruszyła w stronę Gangesu. Feud z Ortonem trwał, ale Jinder pokonał go także na gali Money in the Bank. W promocji jego hinduizmu ponownie sprowadzono marną stypulację Punjabi Prison, która zabiła kompletnie poziom trzeciej walki tej dwójki. Na jeden wieczór wykorzystano Great Khaliego, który dla swojego narodu pomógł Jinderowi pokonać Ortona. Miesiąc później podczas największej gali lata pokonał on sensacyjnie Nakamurę i nadal pozostaje na tronie. Teraz należy podsumować decyzję WWE o tak wielkim pushu dla Jindera.
Zacznijmy od tego, czy faktycznie można nazwać Jindera Mahala najgorszym mistrzem WWE w historii? Oczywiście że nie. Nawet w tym roku oglądaliśmy słabszych mistrzów - Randy Orton. Nie pisząc już o poprzednich latach, gdy główne trofeum dzierżyły osoby, które zanudzały wszystkich: Dean Ambrose, Dolph Ziggler (WHC), Sheamus czy Jack Swagger (WHC). Jinder Mahal nie powiedział jednak proma, o którym mówiłby każdy, nie zrobił kapitalnej walki, nie zrobił nic, by przekonać do siebie fanów. Tak więc realistycznie nie zasługuje na tytuł i federacja strzeliła sobie w stopę, dając mu to trofeum. Wszystkie trzy walki z Randym Ortonem były mocno średnie, nie mówiąc już o pojedynku z Shinsuke Nakamurą na SummerSlam. Do tego Mahal przegrywał na tygodniówkach z Randym Ortonem oraz Johnem Ceną, co nigdy nie przemawia za mistrzem. Pamiętajmy jednak, że nawet najwięksi mistrzowie mieli podczas swoich title runów porażki w walkach o nic. Na prostą logikę Jinder Mahal nie ma żadnych argumentów, by trzymać najważniejszy mistrzowski pas w Wrestlingu. Skoro jednak poruszyliśmy minusy, to napiszmy także o plusach, ale je rozpiszę szerzej.
Nie oszukujmy się. Jinder Mahal jest maszynką do zarabiania pieniędzy. Nie chodzi o jego talent, ale o fakt, że jest dużym gościem, który potrafi przyciągnąć przed telewizory ludzi z turbanem na głowie. To sprawdzało się w przeszłości, gdy Bret Hart był bohaterem Kanady, British Bulldog - Wielkiej Brytanii, a Hulk Hogan paradował po ringu z flagą Stanów Zjednoczonych. Indie to gigantyczny naród, który mimo że w sporej części jest biedny, to miliony zasilają budżet WWE. Zainwestowanie tam pieniędzy było biznesowo świetną decyzją. Federacja nie miała czasu na to, by tworzyć nową wielką gwiazdę z Jeeta Ramy lub innego Azjaty znajdującego się w Performance Center. Sięgnęła więc po gotowy produkt, którym był Jinder Mahal i spisuje się on z marketingowego punktu widzenia doskonale. Gdyby tak nie było, już dawno straciłby tytuł mistrzowski WWE. Być może to brutalne, ale nie wiemy, czy Shinsuke Nakamura byłby w stanie odciągnąć fanów puroresu od NJPW i przyciągnąć ich na WWE Network. Federacja widzi, gdzie są pieniądze i idzie tą drogą. Kto wie, jak długo potrwa jeszcze ten title run - możemy spodziewać się wszystkiego.
Wspaniałe wyniki w Indiach to oczywistość, ale w Ameryce też nie jest źle. Ratingi SmackDown od czasu, gdy Mahal sięgnął po pas, są równie dobre co wcześniej, a może nawet i lepsze. Co ciekawe, konkurują one z Raw, gdzie są takie gwiazdy jak Brock Lesnar, Braun Strowman, Roman Reigns oraz Samoa Joe. Pokazuje to, że stali fani WWE nie odchodzą od telewizorów, gdy widzą Mahala. Oczywiście mało kto go lubi, ale czy to nie na tym polega praca heela?
Mimo kolejnych miesięcy na szczycie z zaplecza nie pojawiają się żadne informacje mówiące, że Mahal doprowadza do sprzeczek na zapleczu. Pokazuje to, że Hindus z Kanady doskonale radzi sobie z presją, czego nie byli w stanie zrobić kiedyś m.in. Jack Swagger oraz Baron Corbin. Do tego dochodzi bezpieczeństwo w ringu, które gwarantuje Jinder. Rzadko kiedy widać botche w jego wykonaniu, a gdy już takie się pojawiają, to nie są groźne dla zdrowia zawodników. Dla przykładu: uwielbiany przez wielu Seth Rollins sam kilka razy wyleciał z akcji oraz eliminował innych.
Podsumowując: title run Mahala nie jest niczym wielkim. Można go uznać za średni, ale jednocześnie solidny. Jest lepszy niż run wielu lubianych przez smartów gwiazd, a heat na Jindera jest często przesadzony. Mimo wszystko zapraszam was do wyrażenia swojej opinii o pierwszym WWE Championie w historii Indii.
Link do filmu
Komentarze (4)
Skomentuj stronęCytat:
Mnie nie :-). Może będę upierdliwy w tym przypadku, ale co z tego. Ambrose w tym zestawieniu to dla mnie nieporozumienie. Tak się utarło, że Dean jako mistrz jest be, ale niby dlaczego? Ktoś ciągnął to RAW w tamtym okresie i dawał wg mnie bardzo dobre proma razem z Rollinsem, ale wtedy to przecież Seth był tym, który odwala robotę :roll:. Później był feud z Zigglerem. Tam również Amborse spisywał się dobrze ze swoimi promami. Promami, czyli czymś co zabrakło Nakamurze i Mahalowi. To był feud, a nie "coś" z pasem w tle. Następnie Styles, czyli ktoś komu musiał w tamtym czasie oddać ten pas. Feud również solidny, już nie liczę Ellswortha, bo to nie był run Deana. Dobra, bo run nie tylko promami i feudami stoi. No więc: Rollins/Amborse, Triple Threat The Shield, Styles/Ambrose. Co tam u Mahala? Może się pochwalić jakąś walką? Może walka Zigglera z Ambrosem na SS wypadła poniżej oczekiwań, ale Mahal/Nakamura to był gniot. Dywan na ringu i fajna wejściówka nie czyni Mahal lepszym mistrzem od Deana.
I tu już nie chodzi o jakąś sympatię do Ambrose'a. Bo jak można mówić, że był słaby, gdy ja do dzisiaj pamiętam jego proma z Rollinsem, Zigglerem czy nawet segment ze statuetką dla Stylesa. Do dzisiaj pamiętam triumf na Battleground... Jeszcze zrównując go ze Swaggerem i mówiąc, że run Mahala jest przy tym średni czy solidny. A co ja zapamiętam po Jinderze? Tylko i wyłącznie jego wygraną, która wywarła by podobne emocje, gdyby się go wymieniło na innego jobbera.
I jeszcze słowem na koniec. Odgrzewany kotlet Miza i Ambrose'a potrafił jeszcze nawet zaciekawić segmentami i coś się działo wokół IC. A później skończyli feud, Miz odebrał mu pas i uczynił go ponownie "presitgious", ta... Przy pustej arenie.
Uda się w końcu? ;)
W porównaniu z "hinduskim" jobberem Ambrose czy Sheamus (nie licząc jego ostatniego, nieco przypadkowego, runu) byli prezentowani jak bogowie - patrzyłeś na nich i widziałeś są to kozacy: ważne postacie które zapracowały na pozycję w jakiej się znajdują, gwaranci widowiska na jakimś poziomie.A Mahal? Samo to, że w kontekście jego, trwającego już kilka miesięcy (96 dni, Foley w trzech reignach uzbierał ledwie 2/3 tego), reignu jedyne o czym mowa to wciąż EWENTUALNE (i bardzo wątpliwe, Hindusi wcale jakąś gigantyczną miłością do Kanadyjczyka Mahala ponoć nie zapałali) zyski z nowego rynku pokazuje, jak słabym jest mistrzem... że nie kontuzjuje (pozdro Finn) i nie boczuje? Curtis Axel też nie, co z tego?
Na dłuższą metę wwe gorzko pożałuje tej decyzji. To jak WCW, które dało swoje złoto aktorowi... głupia federacja, która głupio dewaluuje wartość swojego złota, głupio kończy...
Właśnie udowadnia jak słabiutkim jest mistrzem, że na smacka sprzedaje się 40% biletów. :twisted: Cóż, tak się kończy dawanie Jobberowi głównego pasa. A porównania do Ambrose'a - nawet nie wiem jak mam do skomentować. :? Ambrose może i był słabym mistrzem, ale miał kilka fajnych prom i walki trzymały poziom. Jobber ani jednego dobrego segmentu, ani jednej dobrej walki. I tak jest najgorszym mistrzem w historii, ale to nie przez to, że jest nudny (oczywiście nudny jest), ale dlatego, że to Jobber przez wielkie J. I jak przejmował pas, to miesiąc wcześniej squashował go ktoś taki jak Mojo Rawley. :lol:
A od kiedy to patrzymy na frekwencje na arenie podczas tv? Od właściwie zawsze na SD jest sporo wolnych miejsc, kto by nie byl mistrzem.