Zapomniane ikony Wrestlingu #2 - Lenny Montana
W przypadku większości wrestlerów koniec kariery zawodniczej równoznaczny jest z zamknięciem najbardziej interesującej części ich biografii. Czasem zdarza się jednak, iż ringowa emerytura jest zaledwie początkiem. Swoistym wstępem do nowego, często wręcz ciekawszego, rozdziału w życiu - wystarczy tylko znaleźć się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Jednym z takich przypadków jest historia Leonardo Passafaro, fanom wrestlingu znanego lepiej pod imieniem Lenny Montana.
Urodzony w 1926 r. nowojorczyk karierę zapaśniczą rozpoczął, występując w rodzinnym mieście pod imieniem "Bull" Montana - przyjętym na cześć popularnego w początkach XX w. (i dopiero co zmarłego) włoskiego zapaśnika. Potężnie zbudowany, mierzący niemal dwa metry wzrostu 24-latek szybko zwrócił uwagę lokalnych promotorów, w szczególności Jacka Pfefera, który wkrótce wziął go pod swoje skrzydła. Stojący u progu kariery zawodnik nie mógł lepiej trafić. Pochodzący z Warszawy Pfefer słynął z umiejętności wyłapywania nowych talentów, ponadto zaś charakteryzował specyficznym, wyprzedzającym swoje czasy podejściem do biznesu. W jego przekonaniu wrestling nie powinien, jak miało to miejsce w początkach XX w., ograniczać się wyłącznie do rywalizacji sportowej. Duży nacisk kładł on również na elementy czysto rozrywkowe, prezentując na organizowanych przez siebie galach takie atrakcje jak walki karłów, starcia typu "freak show", pojedynki tag-teamowe oraz, w późniejszym okresie, walki kobiet. Jako jeden z pierwszych zwracał również uwagę na gimmicki wrestlerów - często absurdalne i komiksowe, zdecydowanie jednak wyróżniające ich na tle pozostałych zawodników.
Jednym z nich był "The Zebra Kid", postać spopularyzowana w końcówce lat 40. przez George'a Bollasa. Z dzisiejszego punktu widzenia nie wyróżniała się ona niczym szczególnym. Można wręcz podejrzewać, iż mężczyzna w pokrytej biało-czarnymi pasami masce, w drodze do ringu okryty adekwatnie ubarwioną peleryną, zostałby odrzucony i wyśmiany przez dzisiejszych fanów. A jednak: jego odmienność, połączona z naturalnymi predyspozycjami pochodzącego z Grecji zapaśnika, sprawiła, że szybko stał się on ulubieńcem ówczesnej publiczności. Sielanka nie trwała jednak długo: Pfefer i Bollas, obdarzeni skrajnie różnymi charakterami, darzyli się szczerą niechęcią, przy pierwszej nadarzającej się okazji zawodnik wyjechał więc do Minnesoty, by tam kontynuować, z sukcesami, karierę. Rezolutny promotor nie zamierzał oczywiście rezygnować z przynoszącej spore zyski postaci, bez większych oporów dokonał więc jej recyklingu, rolę Zebry powierzając jednemu ze swoich nowych gwiazd: Montanie. Młody zawodnik z miejsca rzucony został na głęboką wodę, szybko bowiem podjął (wspólnie z "Super Zebra Kidem" Karlem Kowalskim, na pewnym etapie kariery zwanym też jako Karl Von Himmler...) porzucony przez Bollasa feud z dwiema spośród największych gwiazd całego Wschodniego Wybrzeża, Billym Darnellem oraz Dutchem Rohde, lepiej zwanym obecnie pod imieniem Buddy Rogers. Wielomiesięczną rywalizację oczywiście przegrał, swoją postawą zapewnił sobie jednak w środowisku opinię solidnego workera, którą potwierdził dodatkowo w kolejnych miesiącach, rywalizując z takimi zawodnikami jak Bob McCoy, Adrien Baillargeon czy Antonio Rocca. Wreszcie, 4 kwietnia 1953 r. zdobył, wspólnie z ringowym weteranem Golden Terrorem, New Jersey Tag Team Championship, swoje pierwsze złoto w zawodowej karierze.
Zdobywszy należyte doświadczenie w pod okiem Pfefera, Montana, przeważnie występujący już pod imieniem Lenny bądź Len (ringname "Bull Montana" zawłaszczył na stałe inny, pochodzący z Bostonu, zawodnik), zasilił liczne w tamtych czasach grono tzw. "travelling wrestlerów" - zawodników niezwiązanych formalnie z żadnym terytorium i podróżujących od stanu do stanu w poszukiwaniu zatrudnienia. Z jego znalezieniem nie miał nigdy problemów: duży rozmiar oraz przyzwoite umiejętności ringowe sprawiały, iż przez lata nie mógł narzekać na brak interesujących ofert - młodemu nowojorczykowi, z racji aparycji występującemu z reguły w roli heela, często zdarzało się dzielić ring z takimi legendami jak Bobo Brazil, Lou Thesz czy, ponownie, Buddy Rogers. Rychło też zaczął odnosić pierwsze poważniejsze sukcesy. Już 1 października 1953 r. pokonał w Kansas City Dave'a Simsa, sięgając tym samym po tytuł NWA Central States Heavyweight Championa. Jakiś czas później, w lutym 1956 r., wygrawszy z Johnem Paulem Henningiem, jako czwarty zawodnik w historii zdobył pas NWA Pacific Northwest Heavyweight Championship. We wrześniu tego samego roku, wspólnie z Gene'em Kiniskim (występując jako Gene Kelly i Len Crosby) wywalczył NWA Texas Tag Team Championship. Jak to często bywa w przypadku "travelling wrestlerów", posiadanym złotem nie nacieszył się wprawdzie zbyt długo (za każdym razem po kilku-kilkunastu tygodniach odebrali mu je ulubieńcy lokalnej publiczności, odpowiednio Sonny Myers, Herb Freeman oraz duet Ray Gunkel i The Amazin Zuma), sam fakt zdobycia tytułów, dziś już kompletnie zapomnianych, jeszcze w latach 80. cieszących się wciąż renomą, wystawiał mu jednak dobrą opinię.
W początkach nowej dekady Montana związał się na pewien czas z mającą siedzibę w Minnesocie nowo powstałą federacją American Wrestling Association - tą samą, której podwaliny kilka lat wcześniej pomagał kłaść oryginalny "The Zebra Kid" George Bollas. Drogi obu wrestlerów, mimo zabiegów części promotorów, nigdy się nie przecięły, młodszy z nich nie mógł jednak narzekać, z miejsca otrzymał bowiem wysoko płatny, wielomiesięczny feud ze świeżo koronowanym AWA World Heavyweight Championem, współwłaścicielem federacji, Vernem Gagne. Jako jeden z pierwszych w historii stanął nawet przed szansą przejęcia prestiżowego tytułu, mający miejsce 12 września 1960 r. pojedynek zakończył się jednak zwycięstwem dotychczasowego mistrza. Niejako na pocieszenie nowojorczyk zawiązał storyline'owy sojusz z Hard Boiled Haggertym. Wkrótce zostali oni drugimi w historii American Wrestling Association mistrzami dywizji tag-team, po czym stoczyli na przełomie 1960/61 roku serię cieszących się dużym zainteresowaniem fanów pojedynków, w których ich przeciwnikami byli m.in. "Jumping" Joe Scarpello, Wilbur Snyder oraz Verne Gagne. Niestety, owocna współpraca nie trwała długo: 18 marca 1961 r., podczas jednego z live eventów, Montana doznał poważnej kontuzji nogi. W efekcie kilka dni później Haggerty zmuszony był ogłosić nazwisko nowego partnera. Został nim, prawdopodobnie z rekomendacji samego Lenny'ego, jego dawny znajomy, Gene Kiniski. Co czuł kontuzjowany nowojorczyk, gdy jego zastępca, zaledwie trzy miesiące później, został nowym AWA World Heavyweight Championem, możemy się tylko domyślać.
Począwszy od tego momentu, nie licząc krótkiego runu jako "The Zebra Kid" na południu Stanów, zwieńczonego zdobyciem w maju 1962 r. NWA Southern Heavyweight Championship (Georgia version), Montana skupił się na karierze tag-teamowej. W ciągu dwóch lat, występując z różnymi partnerami (Gypsy Joe oraz Tarzanem Tylerem), kilkukrotnie zdobywał pasy drużynowe Georgia Championship Wrestling. Sporadycznie występował również singlowo, w grudniu 1963 r. jego przeciwnikiem w kilku starciach był stary znajomy, Antonio Rocca. Z biegiem czasu pasja Montany do wykonywanego zawodu wyraźnie zaczęła jednak opadać. Przyczyna tego stanu rzeczy była prozaiczna: pieniądze. Występujący regularnie zapaśnik był w stanie, od biedy, utrzymać się wyłącznie z występów ringowych, rzadko jednak mógł pozwolić sobie na naprawdę wystawne życie. Ten przywilej zarezerwowany był wyłącznie dla największych gwiazd, do których Montana, mimo niewątpliwych sukcesów, wciąż jeszcze się nie zaliczał. Jednocześnie jednak, podobnie jak większość młodszych zawodników, nie unikał on nigdy uroków życia nocnego. Gdy dodać do tego szybko powiększającą się rodzinę (wspólnie z żoną Sylvią doczekał się czworga dzieci), nie można się dziwić, że znajdował się często w kłopotach finansowych, zmuszających go do ciągłego szukania dodatkowych źródeł zarobku - przez lata dorabiał jako wykidajło w nowojorskich klubach. W 1957 r. doszło nawet do tego, że postanowił zawiesić karierę, decydując, iż bardziej opłacalne będzie dla niego zatrudnienie się na stałe jako... członek wędrownej trupy cyrkowej - podróżował z nią po całych Stanach przez niemal dwa lata. Wreszcie, w 1964 r., w stosunkowo młodym jak na wrestlera wieku 38 lat, postanowił zakończyć karierę. Co ciekawe, jedną z jego ostatnich (a według wielu źródeł ostatnią) udokumentowanych walk było starcie o mistrzostwo świata: 12 września 1964 r. w St. Louis zmierzył się w 2-out-of-3 falls matchu z samym Lou Theszem - stawką meczu był należący do tego drugiego NWA World Heavyweight Title. Starcie, w którym Montana tradycyjnie pełnił rolę heela, zakończyło się wygraną dotychczasowego mistrza 2-0.
Oficjalne biografie zawodnika informują, iż "w drugiej połowie lat 60. poświęcił się on próbom realizacji swojego nowego marzenia, jakim było zostanie aktorem". I choć faktycznie udało mu się zaliczyć w tym okresie debiut na dużym ekranie (malutkim epizodem w dramacie "Złamane śluby" z 1969 r.), prawda o kolejnych latach w jego wykonaniu jest jednak znacznie mniej romantyczna: w poszukiwaniu łatwego zarobku zwrócił się w tym okresie w stronę półświatka przestępczego, zostając współpracownikiem mafijnej Rodziny Colombo - jednej z "Pięciu Rodzin" przestępczych działających w Nowym Jorku. Nie wiadomo dokładnie, kiedy po raz pierwszy Montana nawiązał kontakt z członkami Mafii. Być może miało to miejsce już po zakończeniu kariery, być może wcześniej, gdy dorabiał jako wykidajło w nowojorskich klubach. Niezaprzeczalnym faktem jednak jest, iż nowe otoczenie przyjęło go z otwartymi rękami - z wzajemnością. Były zapaśnik szybko odnalazł się w nowym środowisku, zostając egzekutorem odpowiedzialnym za pobicia, zastraszenia i zbieranie haraczy. Jego prawdziwą specjalnością były jednak podpalenia. Jeden z jego współpracowników wspominał po latach: "przywiązywał tampony do mysich ogonów, maczał je w nafcie, podpalał i wypuszczał mysz do budynku. Albo stawiał płonącą świeczkę naprzeciw zegara z kukułką - gdy ta wyskakiwała, świeczka wywracała się i wywoływała pożar". Za swoją, niepozbawioną pewnej kreatywności, działalność odsiedział nawet krótki wyrok w nowojorskim więzieniu Rikers Island. Przymusowa izolacja nie tylko nie zahamowała jednak jego nowej "kariery", a wręcz pozwoliła rozwinąć w niej skrzydła: po wyjściu na wolność otrzymał awans, zostając osobistym ochroniarzem kierownictwa rodziny, w tym również jej bossa, Joe Colombo.
W tym samym czasie, w którym Montana zdobywał kolejne szlify w świecie zorganizowanej przestępczości, reżyser Francis Ford Coppola przygotowywał się do rozpoczęcia prac na planie nowego filmu: "Ojca Chrzestnego". Powstająca na kanwie bestsellerowej powieści Mario Puzo saga fikcyjnej mafijnej rodziny Corleone rodziła się, o czym mało kto dziś pamięta, w prawdziwych bólach. Na długo przed rozpoczęciem zdjęć przeciwko filmowi protestowali przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, obawiający się (jak miało się okazać - słusznie) powstania obrazu gloryfikującego Mafię, z którą walczyli od lat. Prawdziwe problemy pojawiły się jednak dopiero, gdy film na cel wzięła sobie Italian-American Civil Rights League, organizacja skupiająca Amerykanów włoskiego pochodzenia sprzeciwiających się stereotypowemu, ich zdaniem, ukazaniu przedstawicieli swej nacji. Na jej czele stał nie kto inny, jak Joe Colombo - szara eminencja nowojorskiego półświatka wychodząca z założenia, iż zbytni rozgłos medialny zaszkodzić może interesom kierowanej przez niego rodziny. Sytuacja stała się poważna: ludzie zaangażowani w powstanie filmu otrzymywać zaczęli telefony z pogróżkami, byli śledzeni, kilkukrotnie przestrzelono również oka lub opony ich samochodów. Jasnym stało się, że bez aprobaty Ligi nakręcenie obrazu stanie się niemożliwe - tym bardziej że, zgodnie z wizją reżysera, duża część zdjęć powstać miała w naturalnych plenerach manhattańskich "Małych Włoch" - terytorium kontrolowanego przez Rodzinę Colombo. Filmowcom nie pozostało nic innego, jak pójście na układ: wiosną 1971 r. doszło do szeregu spotkań między Coppolą i producentem Alem Ruddym, a Colombo i jego przedstawicielami, podczas których uzgadniano warunki przyszłej współpracy. W końcu osiągnięto kompromis: w zamian za zielone światło dla rozpoczęcia produkcji, gangsterzy otrzymali (nigdy zresztą nie zrealizowaną) obietnicę wypłaty procentu z zysków oraz prawo do wprowadzenia poprawek w scenariuszu filmu - w ich wyniku z oryginalnego tekstu usunięto m.in. wszelkie nawiązania do słów takich jak "Mafia" oraz "La Cosa Nostra".
Podczas jednego z takich spotkań uwagę reżysera zwrócił towarzyszący Colombo ochroniarz, mierzący niemal dwa metry gigant o kamiennej twarzy. Coppola, jak twierdzą świadkowie, dosłownie "zakochał się" w olbrzymie i za punkt honoru postawił sobie obsadzenie go w swoim filmie. Z miejsca gotową miał nawet dla niego rolę: szczęśliwy traf chciał, iż Lou Martini Sr, aktor mający wcielić się w postać Luki Brasiego, budzącego postrach gangstera współpracującego z rodziną Corleone, ze względów zdrowotnych zmuszony był zrezygnować z pracy (zmarł kilka tygodni później) - towarzyszący gangsterom mężczyzna idealnie nadawał się na jego zastępstwo. Colombo, któremu prawdopodobnie bardzo pasowało, że może umieścić na planie swojego człowieka, nie oponował, i w ten oto sposób do obsady "Ojca Chrzestnego" dołączył nowy, nikomu nieznany aktor. Jak nietrudno się domyślić, był to Lenny Montana.
Dla kolegów z planu jego przeszłość nie stanowiła sekretu. Jeden z nich, James Caan, wspominał po latach: "Ważył koło 350-360 funtów, ręce miał jak pudełka na buty (...) Pracował z... przyjaciółmi... no wiesz, na czymkolwiek by ta ich praca nie polegała. W każdym razie był... no wiesz, jednym z chłopaków". Sam zainteresowany nie unikał zresztą tego tematu, z rozbrajającą szczerością dzieląc się ze słuchaczami wspominkami ze swojego przestępczego żywota. Do legendy przeszło jego spotkanie z Bettye McCartt, jedną z zatrudnionych przy produkcji asystentek. Gdy zepsuł się jej zegarek, Lenny spytał, jakie zastępstwo chciałaby otrzymać. Ta, nie zdając widocznie sobie sprawy, z kim ma do czynienia, żartem odparła, iż marzy jej się pokryty diamentami antyk. Jakież było jej zdziwienie, gdy tydzień później otrzymała od swojego rozmówcy wart kilkanaście tysięcy dolarów zegarek pokryty diamentami... zawinięty w papierową chusteczkę do nosa. "Prezent od chłopaków" - wyjaśnił zszokowanej kobiecie, po czym dodał: "Ale lepiej nie noś go na Florydzie". W całej tej sielance pojawił się tylko jeden istotny problem: Lenny Montana, mimo wszystkich swoich życiowych doświadczeń, okazał się być człowiekiem niezwykle podatnym na tremę, szczególnie w towarzystwie ubóstwianego przez siebie Marlona Brando. Jak trafnie ujął to James Caan: "Był wielkim, budzącym postrach skurczybykiem, ale kiedy był na planie, zachowywał się jak mała dziewczynka". I faktycznie: stres spowodowany pracą w gwiazdorskim otoczeniu sprawiał, że dwumetrowy gangster przeistaczał się w, prawdopodobnie, najgorszego aktora świata mającego problem z wygłoszeniem liczącego zaledwie dwa zdania tekstu. Na nic zdały się słowa zachęty czy próby rozluźnienia go - podczas każdego dubla nieszczęsny Lenny recytował swą kwestię w ten sam, pozbawiony jakichkolwiek emocji sposób. Nie pomogło nawet wmówienie aktorowi, że trwa próba i otaczające go kamery są wyłączone - uzyskanie nagrania nadającego się, nawet przy dużej dozie wyrozumiałości, było niewykonalne. Genialny reżyser i na to znalazł jednak receptę: trzy tygodnie później, podczas kręcenia sekwencji rozpoczynającego film wesela, dokręcił niezawartą w oryginalnym scenariuszu scenę, w której Luka Brasi, wyraźnie spięty zbliżającym się spotkaniem, ćwiczy swą przemowę - zaledwie kilkusekundowe ujęcie doskonale tłumaczy widzowi jego późniejsze zająknięcia oraz zdenerwowanie.
Znacznie mniej trudności przysporzyło ekipie nakręcenie drugiej pamiętnej sekwencji z udziałem Brasiego - jego śmierci. Tu Montana, otoczony podobnymi sobie amatorami (dzielący z nim scenę Al Lettieri, filmowy Sollozzo, również posiadał przestępczą przeszłość), czuł się jak ryba w wodzie. Do tego stopnia, że poprosił reżysera, by grający jego oprawcę aktor nie udawał, i dusząc go użył całej swej siły. Coppola, mając zaufanie do umiejętności występującego przez lata w ringu zapaśnika, wyraził na to zgodę - w efekcie Lenny spędził dzień, kilkukrotnie tracąc przytomność z powodu braku tlenu. Poświęcenie okazało się jednak opłacalne, filmowcom udało się bowiem uzyskać zamierzony efekt, uzyskując niezwykle realistyczną reakcję i tworząc jedną z najbardziej zapadających w pamięć scen w całym filmie.
"Ojciec Chrzestny" okazał się, jak wiadomo, gigantycznym hitem - zarówno komercyjnym, jak i artystycznym. Zarobił ok. 250 mln dolarów, co uczyniło go jednym z najbardziej kasowych obrazów w dziejach. Zdobył pięć Złotych Globów, trzy Oscary (w tym dla najlepszego filmu) i do dziś uważany jest za jeden z najważniejszych filmów w historii kina. Ożywił również kariery szeregu młodych, nieznanych szerzej publiczności aktorów: Al Pacino, James Caan, Robert Duvall, John Cazale, Talia Shire i Diane Keaton, wszyscy oni swój późniejszy sukces zawdzięczają w dużej mierze występowi w sadze o losach rodziny Corleone. Swoje pięć minut sławy otrzymał również Montana. Szczególnie dla niego nie mogły one przyjść w lepszym momencie: 28 czerwca 1971 r., kilka tygodni po rozpoczęciu zdjęć, Joe Colombo został trzykrotnie postrzelony w głowę i kark. Jakimś cudem zamachowiec (natychmiast zastrzelony przez ochronę) nie pozbawił go wprawdzie życia, skutecznie jednak wyeliminował z mafijnego biznesu - sparaliżowany w wyniku odniesionych ran gangster resztę życia spędził przykuty do łóżka. Wydarzenie to rozpoczęło czteroletnią wojnę domową na łonie rodziny, w wyniku której życie straciło kilkadziesiąt osób. Jej przebiegowi Montana, przez niedawnych kolegów traktowany teraz jak celebryta, przyglądał się już jednak z zewnątrz. Dzięki nowo zdobytej sławie w ciągu kolejnej dekady udało mu się wystąpić łącznie w ponad 20 produkcjach filmowych i telewizyjnych. Żadna z nich nie zbliżyła się już oczywiście do poziomu "Ojca Chrzestnego", kilka z nich odniosło jednak sukces. Wśród nich wymienić można takie dzieła jak komedia "Szajbus" z Steve'em Martinem, kryminał "Palce" z Harveyem Keitelem i Tisą Farrow, oraz film akcji "Wielka rozróba" z Jackie Chanem, Kristine DeBell i Mako w rolach głównych. Były zapaśnik pojawił się również w pojedynczych odcinkach kultowych seriali "Kojak" i "Magnum", ostatnim filmem w jego dorobku był zaś niskobudżetowy horror "Blood Song" z 1984 r. - obowiązki aktora dzielił w nim z rolą scenarzysty oraz producenta. W tym samym roku zanotował również, po dwudziestu latach przerwy, jednorazowy powrót do świata wrestlingu: 14 sierpnia w Longview w Teksasie 58-letni wówczas weteran stanął w ringu naprzeciw Kelly'ego Kiniskiego, syna swojego wieloletniego przyjaciela, Gene'a. Wreszcie, 12 maja 1992 r., zmarł na atak serca w swoim domu w rodzinnym Nowym Jorku. Miał 66 lat.
Historia Lenny'ego Montany pokazuje, jak wiele w życiu zależy od przypadku. Odniesiona w 1961 r. pechowa kontuzja pozbawiła go szans na zdobycie AWA World Heavyweight Championship, co przyśpieszyło zapewne podjętą trzy lata później decyzję o zakończeniu kariery i, w konsekwencji, pchnęło w stronę zorganizowanej przestępczości. Z drugiej strony, gdyby nie będące następstwem tego przypadkowe spotkanie z Francisem Fordem Coppolą, nigdy nie zagrałby w "Ojcu Chrzestnym" i dziś świadomość jego istnienia posiadałaby zaledwie garstka zapaleńców śledzących dzieje wrestlingu okresu Złotej Ery. Być może jedynym łącznikiem między życiem Montany a dzisiejszymi czasami nie byłaby wówczas jego przyjaźń z Eddiem Sharkeyem zawarta podczas pracy w cyrku. Późniejszy "trener mistrzów", u którego pierwsze szlify ringowe zdobywali tacy zawodnicy jak Bob Backlund, Rick Rude, Jesse Ventura, X-Pac, ODB czy Eric Rowan, to właśnie Montanę wskazuje jako osobę, która nakłoniła go do rozpoczęcia przygody z wrestlingiem. Kto wie, może gdyby nie filmowy Luca Brasi, żadnego z powyższych zawodników nich nie mielibyśmy okazji oglądać w ringu?
___________________________
"Zapomniane ikony Wrestlingu" to nowy cykl, w którym przybliżam sylwetki wrestlerów cieszących się niegdyś, w czasach swojej świetności, pewną popularnością, obecnie jednak kompletnie obcych przeciętnemu fanowi. Prawdziwych legend, mających swój (często niemały) wkład w rozwój biznesu, dziś pamiętanych wyłącznie przez wąskie grono pasjonatów.
Komentarze (3)
Skomentuj stronęCiekawa persona, a te dodatki poza wrestlingowe bardzo fajne. Jakbym miał się czepiać, to pojawił się (moim zdaniem) jeden błąd i trochę męczące bywa czytanie tych zdań wielokrotnie złożonych. Ogólnie dobra robota.
Tworzenia nadmiaru zdań wielokrotnie złożonych próbowali mnie oduczyć już naście lat temu, w liceum - polegli, jak widać, skoro wciąż mam z tym problem ;)
Niektóre nawyki ciężko wyplenić :P