Zapomniane ikony Wrestlingu #5 - Adrian Adonis
Marzeniem praktycznie każdego zawodnika walczącego w ostatnim trzydziestoleciu na profesjonalnych ringach jest występ na WrestleManii. Organizowana nieprzerwanie od 1985 r. gala, określana często mianem "Największej ze scen", w swojej historii była areną starć, które zmieniły historię całego biznesu. Podczas jej trzeciej edycji, w 1987 r., Hulk Hogan pokonał André the Gianta, cementując tym samym swoją pozycję największej gwiazdy zapaśniczych ringów lat 80. W tym samym roku Randy Savage i Ricky Steamboat zadziwili cały świat, na nowo definiując pojęcie dramaturgii w starciu ringowym. Do historii biznesu przeszły również stoczone w późniejszych latach pojedynki Steve'a Austina z Bretem Hartem i The Rockiem, Undertakera z Triple H'em i Shawnem Michaelsem, starcie tego ostatniego z Riciem Flairem czy TLC match, w którym udział wzięli Dudley Boyz, Edge i Christian oraz bracia Jeff i Matt Hardy. To między innymi im gala zawdzięcza kolejny ze swoich przydomków: "Showcase of the Immortals".
Wbrew pozorom jednak występ na WrestleManii nie zawsze stanowi gwarancję swoistej nieśmiertelności. W ciągu trzydziestu czterech edycji przez "Największą ze scen" przewinęło się wielu zawodników, o których istnieniu pamiętają obecnie wyłącznie nieliczni, najbardziej zagorzali fani. George Wells, którego pokonał Jake "the Snake" Roberts (WM II). Skinner, któremu szans nie dał Owen Hart (WM VIII). Adam Bomb zesquashowany (dosłownie) przez Earthquake'a (WM X). Ashley Massaro nieudolnie próbująca wykrzesać cokolwiek z pojedynku z Meliną (WM XXIII). Na liście tej, wydłużającej się z każdym kolejnym rokiem (bo kto za dekadę czy dwie pamiętać będzie o istnieniu Teda DiBiase juniora, Fandango czy nawet Ericka Rowana), znaleźć można również nazwisko bohatera dzisiejszego artykułu, jednego z najbardziej charyzmatycznych zawodników występujących kiedykolwiek w WWF, "Adorable" Adriana Adonisa.
Pochodzący z Buffalo w stanie Nowy Jork Keith A. Franke profesjonalną karierę rozpoczął, mając zaledwie dwadzieścia jeden lat, w 1974 r. Dość szybko wyjechał do Kanady, w której, pod okiem uznanego trenera Freda Atkinsa, zdobywał pierwsze szlify zawodnicze, występując w ringach lokalnych federacji: NWA All Star Wrestling oraz Maple Leaf Wrestling, gdzie feudował z takimi lokalnymi gwiazdami jak Hiroshi Yagi, Siegfried Steinke, Yasu Fuji czy zbliżający się powoli do końca kariery zawodniczej Gene Kiniski, były NWA World Heavyweight Champion. Młody zawodnik niezbędne doświadczenie zdobywał również jako "travelling wrestler" w Stanach Zjednoczonych. Okazjonalnie pojawiał się w oregońskim Pacific Northwest Wrestling (pełnił tam zwykle rolę jobbera), występował również w Mid-Atlantic Championship Wrestling (późniejszym Jim Crockett Promotions), gdzie stoczył zacięty feud z rozpoczynającymi swą wielką karierę braćmi Lannym oraz Randym Poffo. Przez pewien czas należał również do stałego rosteru NWA Hollywood Wrestling, obejmującego swym zasięgiem południową część stanu Kalifornia, terytorium słynącego z dawania szans młodym, mniej doświadczonym zawodnikom. To właśnie tam swe pierwsze trofea na amerykańskiej ziemi zdobyły przyszłe gwiazdy: Roddy Piper, Dino Bravo, Larry Zbyszko oraz bracia Héctor, Mando i Chavo Guerrero. Nie inaczej było z Franke, który dwukrotnie, w kwietniu i lipcu 1977 r., wywalczył pasy NWA Americas Tag Team Championship (jego partnerami byli odpowiednio Black Gordman i Roddy Piper), 12 maja zaś wszedł w posiadanie tytułu NWA Americas Heavyweight Championship. Smakiem złota nie nacieszył się wprawdzie zbyt długo (utracił je po zaledwie tygodniu, 20 maja), samo jego zdobycie, po zaledwie trzech latach zawodowej kariery, stanowiło jednak niemałą nobilitację. Mające swą siedzibę w Los Angeles NWA Hollywood Wrestling, mimo okresów nieco awanturniczego bookingu (w samym 1977 r. główny pas zmieniał posiadacza szesnaście razy), cieszyło się opinią cenionego, przynoszącego niemałe zyski, terytorium - odniesiony tam sukces był nobilitacją, na którą uwagę zwracał cały zapaśniczy świat.
W początkach 1978 r. Franke, występujący dotychczas pod własnym imieniem, poszedł za radą Terry'ego Funka (ponoć - tak przynajmniej twierdzi sam WWE Hall of Famer) i przyjął lepiej zapadający w pamięć ring-name Adrian Adonis. Na stałe też zaadaptował nowy gimmick: zaczerpniętego z tanich filmów sensacyjnych bikera wchodzącego do ringu w skórzanej czapce garnizonowej, nabijanej ćwiekami kurtce oraz stylowych okularach przeciwsłonecznych. Zmiany te okazały się strzałem w dziesiątkę: kipiący charyzmą młodzieniec, z uwagi na niezbyt imponujące warunki fizyczne (zaledwie metr osiemdziesiąt wzrostu, niewielka nadwaga) i tak odgrywający zwykle rolę heela, perfekcyjnie odnalazł się w nowej postaci. Jego silny nowojorski akcent oraz wrodzona bezczelność z łatwością pozwalały mu uzyskać pożądaną reakcję od każdej niemal publiczności. Mimo krótkiej kariery, wiele do życzenia nie pozostawiały również jego umiejętności ringowe. Jim Ross wspominał po latach: "był pełnym charyzmy gościem, który naprawdę potrafił walczyć, co zawsze jest zwycięską kombinacją". I faktycznie: dzięki wrodzonemu talentowi podpartemu ciężką pracą, Adonis, zaczynający praktycznie od zera (w przeciwieństwie do większości rywali nie uprawiał przed przyjściem do biznesu żadnego sportu), w ciągu zaledwie kilku lat wdarł się do krajowej elity zapaśniczej. Potwierdzeniem tego był pobyt w Georgia Championship Wrestling, naznaczony serią feudów z prawdziwymi gwiazdami: na drodze nowojorczyka stanęli wówczas m.in. Stan Hansen, Abdullah the Butcher, Tommy Rich oraz panujący AWA World Heavyweight Champion, Nick Bockwinkel. Adonis stanął nawet przed szansą przejęcia prestiżowego tytułu, odbywające się 10 marca 1978 r. w Atlancie starcie zakończyło się jednak zwycięstwem dotychczasowego mistrza.
Jeszcze w tym samym roku, we wrześniu, Adonis rozpoczął regularne występy w American Wrestling Association. Niespełna miesiąc później, 9 października, nawiązał współpracę z poznanym podczas pobytu w Kanadzie Jessem Venturą. "Byli dwoma gośćmi posiadającymi doświadczenie z wrestlingu terytorialnego, wytrenowanymi w starym stylu i rozumiejącymi swoje role." - wspomina Jim Ross - "Znali wzajemnie swoje mocne strony i wokół tych atutów budowali swoje mecze". I faktycznie: stanowiący klasyczne zestawienie dwóch absolutnych przeciwieństw duet (przysadzisty, wychowany na ulicy brawler, jakim był Adonis oraz mocno teatralny, obdarzony sylwetką kulturysty i lubujący się w kolorowych strojach Ventura), występujący odtąd pod nawiązującą do pochodzenia obu zawodników nazwą East-West Connection (Adonis na stałe mieszkał w Nowym Jorku, przyszły gubernator Minnesoty prezentowany był zaś jako Kalifornijczyk), odniósł niebywały wprost sukces. Gigantyczna charyzma obu zawodników oraz ich nieprzeciętne umiejętności ringowe szybko uczyniły z nich jeden z czołowych zespołów w całym AWA. Już 20 lipca 1980 r., po zaledwie kilku miesiącach wspólnych występów, przejęli jedne z najbardziej prestiżowych w świecie zapasów laurów drużynowych, pasy AWA World Tag Team Championship. Na czele niezwykle silnie obsadzonej dywizji (jej członkami byli wówczas tacy zawodnicy jak Verne Gagne, Mad Dog Vachon, The Crusher, Dick the Bruiser czy Baron von Raschke) utrzymali się przez niespełna rok, do czasu aż zluzowali ich ulubieńcy publiczności: Jim Brunzell oraz Greg Gagne - zespół The High Flyers. Jesienią 1981 r., pod koniec pobytu w American Wrestling Association, stoczyli również serię walk z Hulkiem Hoganem i samym André the Giantem. Wspólnie też, na przełomie 1981 i 82 r., przeskoczyli do World Wrestling Federation, gdzie podjęli zażartą rywalizację z uznanym duetem Rick Martel/Tony Garea, Tonym Atlasem oraz posiadaczami najważniejszych pasów mistrzowskich w federacji: Pedro Moralesem i Bobem Backlundem.
Niestety, poza ringiem ich współpraca nie układała się tak pomyślnie. Oczytany Ventura, już w młodości charakteryzujący się nietypowym dla wrestlera, szerokim wachlarzem zainteresowań, z coraz większym trudem tolerował imprezowy tryb życia swojego towarzysza. Po latach wspominał: "Adrian był fantastycznym partnerem w ringu, nasze jedyne nieporozumienia dotyczyły spraw poza ringowych (…) z powodu stylu życia jaki wiódł, z czasem zaczęło mi przeszkadzać bycie jego niańką. Było to uciążliwe, bo w tym biznesie, gdy jesteś w trasie, wystarczająco dużo problemów sprawia ci dbanie o samego siebie". Przy innej okazji były gubernator dodał: "Mogę to porównać w ten sposób: gdybyśmy byli Road Warriorsami, ja byłbym Animalem, a Adrian Hawkiem. Jeśli wiesz cokolwiek o tym, jak bardzo ci dwaj byli różni poza ringiem, porównanie nasuwa się samo. Na tym samym polegała różnica między Adrianem i mną: Animal był bardzo przaśny i nakierowany na rodzinę, Hawk zaś prowadził niezwykle dzikie życie". Wreszcie drogi obu zawodników rozeszły się. Jako duet po raz ostatni wystąpili 5 czerwca 1982 r. - w nowojorskim Madison Square Garden pokonali ich zmierzający pewnym krokiem po tytuły tag-teamowe duet "braci" Strongbow.
Koniec jednego rozdziału okazał się, jak to często bywa, początkiem kolejnego. Zaledwie kilka dni po rozejściu z Venturą, podczas gościnnego touru po Japonii (w początkach lat 80. współpraca między WWF oraz New Japan Pro Wrestling, objawiająca się m.in. wymianą zawodników oraz wspólną organizacją gal, nie stanowiła jeszcze nic niezwykłego), Adonis nawiązał znajomość z pochodzącym z Teksasu weteranem, Dickiem Murdochem. O dziwo, stanowiący kompletne przeciwieństwo Ventury brawler z niemal dwudziestoletnim stażem w biznesie okazał się idealnym kandydatem na nowego partnera dla nowojorskiego bikera - zarówno w ringu, jak i poza nim. Przyjaciel obu, Terry Funk, wspominał: "Dick Murdoch był naprawdę jednym z najwspanialszych workerów w całym biznesie, ale był temperamentny. (…) Na początku lat 70. jego nazwisko wypłynęło jako możliwego nowego mistrza NWA (…) Jakim mistrzem byłby Murdoch? Nie wiadomo. Na pewno piłby każdej nocy dużo piwa. Kurczę, którejś nocy prawdopodobnie przehandlowałby pas za skrzynkę piwa. Miał syna, który w wieku sześciu lat biegał w czapce z doczepionymi doń puszkami z piwem i plastikową słomką sięgającą ust. Dzieciak kręcił się wokół, ssąc to piwo, a Dick był z niego niezwykle dumny. Moja krew, powtarzał." - czy można się dziwić, że taki człowiek znalazł wspólny język z Adonisem, którego poprzedni partner oskarżył o zbyt imprezowy styl życia?
Wyprzedziliśmy jednak nieco historię, zanim bowiem nowo powstała drużyna mogła pojawić się w World Wrestling Federation, upłynąć musiało, z uwagi na rozmaite kwestie kontraktowe, jeszcze niemal półtora roku. Przez ten czas Adonis, chwilowo pozbawiony stałego zajęcia, tułał się po świecie: zaliczył pojedyncze występy w kilku mniejszych federacjach, na krótko powrócił również do AWA, gdzie stoczył kilka walk z Larrym Hennigiem oraz Hulkiem Hoganem. Dwukrotnie odwiedził też Japonię, w której zdążył wyrobić sobie naprawdę sporą renomę - z powodzeniem feudował tam, wspólnie z Dino Bravo i Bobem Ortonem Jr., z lokalnymi gwiazdami, wśród których prym wiedli Seiji Sakaguchi oraz dwaj przyszli WWE Hall of Famerzy: Tatsumi Fujinami i Antonio Inoki. Wreszcie jednak, z końcem 1983 r., wszystkie formalności zostały załatwione i tag team, przewrotnie nazwany North-South Connection, mógł zadebiutować w federacji Vince'a McMahona. Po raz kolejny w przypadku Adonisa, droga na szczyt okazała się wyjątkowo krótka: po zaledwie czterech miesiącach, 17 kwietnia 1984 r., duet wspiął się na sam szczyt drużynowej hierarchii. Pokonując dotychczasowych mistrzów, Tony'ego Atlasa i Rocky'ego Johnsona, zdobył pasy WWF World Tag Team Championship. Zwycięstwo to musiało słodko smakować szczególnie Murdochowi (swoją drogą młodzieńczemu idolowi Johna "Bradshawa" Layfielda, serio), otwarcie szczycącemu się posiadaniem legitymacji członkowskiej Ku Klux Klanu... niezależnie jednak od czyichś sympatii i antypatii, jedno pozostaje niezmienne: w zgodnej opinii niemal wszystkich znawców, North-South Connection uważane jest za jeden z najlepszych tag-teamów w historii wrestlingu. Obaj jego członkowie, obdarzeni gigantyczną charyzmą poza ringiem, po wejściu między liny przeistaczali się w prawdziwe maszyny w metodyczny, nie pozostawiający żadnej dyskusji sposób niszczące kolejnych przeciwników zarówno w WWF, jak i NJPW, które zaszczycali swą obecnością każdego roku.
Na dłuższą metę jednak współpraca z Murdochem okazała się dla Adonisa, mimo zawodowych sukcesów, zgubna. Pozbawiony dotychczasowych hamulców nowojorczyk bez reszty zatracił się w imprezowym stylu życia, niemal wszystkie wieczory w trasie spędzając na suto zakrapianych alkoholem imprezach z kolegami. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można też przyjąć, iż przyjął od swojego partnera zwyczaje dotyczące dbałości o tężyznę fizyczną. Cytowany już Funk opisywał je następująco: "jego idea treningu ograniczała się do Hej, nic nie muszę robić. Wykonywał jedną serię wyciskania na ławce, poobijał się przez dwie godziny, po czym szedł do domu". Naturalnie odbiło się to na jego sylwetce: w ciągu zaledwie dwóch lat waga Adonisa, nigdy przecież nie będącego typem atlety, zwiększyła się o ponad trzydzieści kilogramów. Wreszcie, w początkach 1985 r., kierownictwo World Wrestling Federation postanowiło powiedzieć "dość": 21 stycznia North-South Connection, dotychczas bezdyskusyjnie rządzące w dywizji, utraciło pasy na rzecz nowo pozyskanego przez WWF The U.S. Express, tworzonego przez Barry'ego Windhama i Mike'a Rotundę, znanego lepiej z późniejszych występów w gimmicku I.R.S. Niespodziewana porażka (w miesiącach ją poprzedzających Adonis i Murdoch feudowali niemal wyłącznie z braćmi Jackiem i Jerrym Brisco) była tym boleśniejsza, że równała się z ominięciem marcowej WrestleManii - historycznej, pierwszej gali tego typu. Zniechęcony Dick Murdoch opuścił WWF zaledwie kilka tygodni później, Adonisowi jednak, wciąż uważanemu za perspektywicznego (dopiero co wkroczył przecież w czwartą dekadę życia), dano jeszcze jedną szansę. Warunkiem pozostania w federacji była jednak zgoda przyjęcie nowego, niezwykle jak na tamte czasy kontrowersyjnego, gimmicku….
Występując pod skrzydłami nowego menadżera, Jimmy'ego Harta, Adonis rozpoczął stopniową, kompletną transformację. Przefarbował włosy na platynowy blond i zaczął wplatać w nie kwiaty oraz kokardki z kolorowych wstążek. Przestał używać samoopalacza i ogolił całe ciało, co dodatkowo podkreśliło jego ówczesną, kompletnie niesportową, sylwetkę. W symbolicznym geście pozbył się skórzanej kurtki, w której chodził przez lata, odgrywając rolę bikera: 1 listopada 1986 r., podczas segmentu "Piper's Pit", przekazał ją w prezencie gospodarzowi (który zresztą nosił ją później przez lata). Jej miejsce zajęła galeria krzykliwych kobiecych strojów: halki i sukienki, kobiece kapelusze, getry, apaszki czy buty na koturnach. Zaczął się malować, stosując komiczny, upodabniający go do klauna, makijaż. Zmodyfikował nawet styl mówienia, nadając swojemu głosowi wyższy, bardziej kobiecy ton głosu. "Mógłbyś pomyśleć, że nienawidził tego gimmicku, ale ja sądzę, że był nim całkiem podniecony." - wspominał Terry Funk - "Ten świr kochał to, ponieważ jeśli ktokolwiek był mizantropem, to właśnie on. Adrian nie dbało to, by przypodobać się komukolwiek". I faktycznie: śledząc poczynania nowojorczyka oraz oddanie, z jakim poświęcił się swej nowej postaci, ciężko nie odnieść wrażenia, że odgrywając ją, zwyczajnie świetnie się bawił.
Stanowiący w istocie mieszankę legendarnego Gorgeous George'a z popularnym w latach 80. walijskim wrestlerem Adrianem Streetem (znanym głównie z występów w Wielkiej Brytanii oraz mającej siedzibę w Alabamie Continental Championship Wrestling) androgeniczny gimmick okazał się, być może wbrew intencjom jego pomysłodawców, gigantycznym przebojem. Wykonujący go zawodnik, samym swym pojawieniem wywołujący wśród publiczności gigantyczną reakcję (wyrażaną choćby gromkimi okrzykami "faggot"), z miejsca stał się jednym z czołowych heeli całej federacji. W ciągu całego niemal 1986 r. feudował, z niemałym powodzeniem, z takimi zawodnikami jak Junkyard Dog, Hillbilly Jim, George Steele czy Tito Santana. Podczas live eventów wielokrotnie stawał też w szranki z Hulkiem Hoganem, próbując przejąć posiadany przez "Hulkstera" pas WWF World Heavyweight Championship. Wystąpił również na WrestleManii - podczas kalifornijskiej części show (druga edycja podzielona została, z jakiegoś powodu, na trzy eventy odbywające się w trzech różnych miastach) w trzyminutowym comedy-matchu pokonał Uncle Elmera. Nie był to niestety, mimo zwycięstwa, najlepszy możliwy debiut na "Największej ze scen". Stoczona z niemal pięćdziesięcioletnim jobberem walka, sama w sobie niezbyt atrakcyjna, stała dodatkowo na wyjątkowo niskim poziomie. Jej najlepsze podsumowanie stanowił zresztą paskudny botch, który przytrafił się już na samym początku starcia.
Mimo tej wpadki (w dużej mierze wynikającej zapewne z rangi starcia - najwyraźniej Adonisowi, na co dzień dzielącemu ring z Hoganem czy Randym Savage'em, ciężko było przestawić się mentalnie na mecz z Uncle Elmerem...), pozycja "Adorable" Adriana stale rosła. U szczytu swej popularności otrzymał on nawet cykliczny segment: "Flower's Shop", w którym regularnie przeprowadzał wywiady z pozostałymi zawodnikami. To właśnie on stał się, kilka miesięcy później, pretekstem do rozpoczęcia najważniejszego, jak miało się okazać, feudu w jego karierze: rywalizacji z Roddym Piperem. 27 września 1986 r. Kanadyjczyk, po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej pracą na planie swojego debiutanckiego filmu "Bodyslam" (w Polsce wydanego pod absurdalnym tytułem "Trzaskające się ciała"), powrócił do federacji oraz prowadzenia własnego talk show, "Piper's Pit". Jego konfrontacja z Adonisem przeszła do historii telewizji:
Kończący segment atak ze strony Dona Muraco, Boba Ortona Jr. (przez ostatnie miesiące pełniącego funkcję ochroniarza Adonisa) oraz samego "Adorable" Adriana, równoznaczny z face turnem Pipera, zapoczątkował wielomiesięczny feud między gospodarzami obu talk-showów. Jego zwieńczenie nastąpiło na "Największej ze scen": 29 marca 1988 r., na oczach rekordowej, liczącej ponad dziewięćdziesiąt trzy tysiące widzów publiczności, obaj zawodnicy zmierzyli się w zaciętym "hair vs hair" matchu. Pojedynek reklamowany był również jako "retirement match" Pipera, i faktycznie miał nim być: jeszcze przed rozpoczęciem feudu Kanadyjczyk otrzymał od Johna Carpentera propozycję zagrania głównej roli w planowanym filmie science-fiction "They Live". Roddy, nigdy nie skrywający swych ambicji aktorskich, przyjął propozycję. Rozpoczynając rywalizację z Adonisem, zastrzegł więc, że po jej zakończeniu zamierza w pełni poświęcić się nowej ścieżce kariery. Ostatniego rywala sam sobie zresztą wybrał - mężczyźni, znający się od czasu wspólnych występów w NWA Hollywood Wrestling, od lat darzyli się ogromną przyjaźnią.
Zakończenie starcia jednoznacznie sugerowało, iż następnym przeciwnikiem Adonisa będzie nie kto inny jak człowiek, który ogolił mu głowę: Brutus (jeszcze nie "Barber") Beefcake. Zamiast kolejnego feudu, naszego bohatera czekało jednak… zwolnienie. Dla postronnych obserwatorów stanowić ono musiało pewnego rodzaju zaskoczenie, faktycznie jednak zapowiadało się na nie już od pewnego czasu. Mimo odejścia Dicka Murdocha, nowojorczyk nie zaniechał destrukcyjnego, imprezowego stylu życia. Prowadziło to do coraz większych problemów z sylwetką: pod koniec pobytu w World Wrestling Federation jego waga oscylowała w okolicach stu siedemdziesięciu kilogramów. Do tego doszły problemy czysto dyscyplinarne: zawodnik, sprowadzany do roli komediowego jobbera, od dłuższego czasu głośno narzekał na swoją pozycję, otwarcie sprzeciwił się też proponowanemu kierunkowi, w jakim miała iść jego postać, m.in. planowanej rywalizacji z Beefcake'iem, do którego żywił osobistą urazę. W zarządzanej przez McMahona federacji zachowanie tego typu nie mogło oczywiście przejść bez konsekwencji, zaledwie kilka tygodni po pojedynku z Piperem kilkuletnia przygoda Adonisa z WWF dobiegła więc końca. Co ciekawe, oficjalnym powodem jego wydalenia było… "naruszenie panującego w firmie dress-code'u". Kayfabe ponad wszystko.
Niezrażony Adonis jeszcze w tym samym roku powrócił do American Wrestling Association. W Minnesocie przyjęto go początkowo z otwartymi rękami: otrzymał młodego, obiecującego menadżera (był nim rozpoczynający swą wielką karierę Paul E. Dangerously, zdjęcie poniżej) oraz możliwość rywalizacji z zawodnikami pokroju Tommy'ego Richa czy Wahoo McDaniela. Wziął również udział w turnieju mającym wyłonić posiadacza nowo powstałego pasa AWA International Television Championship, w wielkim finale przegrał jednak przez dyskwalifikację ze swoim starym nemezis, Gregiem Gagne. Niestety, sielanka nie trwała długo: nawracające problemy dyscyplinarne oraz wynikające z wagi kontuzje (szczególnie odnawiający się uraz kostki) sprawiły, że współpraca zakończyła się po zaledwie kilku miesiącach.
Dzieje wrestlingu znają mnóstwo historii zawodników, dla których odejście z dużej federacji oznaczało katastrofę równoznaczną z zakończeniem profesjonalnej kariery. Wielu z nich nie potrafiło przyzwyczaić się do niższych zarobków, braku regularnej ekspozycji w telewizji czy podjęcia odpowiedzialności za organizację własnych występów. Adonis (w ciągu półrocza zwolniony dwukrotnie…) nie należał jednak do tego grona. Przeciwnie, w jego przypadku swoisty krok w tył był prawdopodobnie najlepszym możliwym rozwiązaniem. Dysponując większą ilością wolnego czasu, uporządkował wreszcie swoje życie osobiste (m.in. napięte stosunki z żoną i dwójką dzieci), zabrał się też do pracy nad sylwetką: w niespełna pół roku zrzucił pięćdziesiąt siedem (!!!) kilogramów. Co ważniejsze jednak, przerwa od występów przed kamerami dała mu czas na przemodelowanie odgrywanej przezeń postaci. Było to niezbędne: dotychczasowy gimmick zapewnił mu wprawdzie znaczną rozpoznawalność, w pewnym momencie jednak stał się hamulcem uniemożliwiającym dalszy rozwój kariery. Konserwatywna publiczność amerykańska końca lat 80. nie była gotowa na przyjęcie wrestlera-transwestyty, odgrywający taką postać zawodnik skazany był więc, w najlepszym wypadku, na rolę upokarzanego przy każdej okazji jobbera - świadomy swych umiejętności, mężczyzna w sile wieku nie zamierzał zadowalać się taką rolą.
W maju 1988 r. odmieniony Adonis, ponownie występujący w sprawdzonym przez lata wizerunku bikera, wyjechał do Japonii. W trakcie pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni, pierwszego z wielu planowanych, występował głównie w walkach zespołowych: wspólnie z Owenem Hartem, Dave'em Petersonem oraz swoim dawnym tag-team partnerem, Dickiem Murdochem, utworzył heelową stajnię cudzoziemców, z powodzeniem rywalizującą z lokalnymi gwiazdami. Razem z Murdochem stanął nawet, 23 czerwca, przed szansą zdobycia pasów IWGP Tag Team Championship, z trwającej niespełna trzynaście minut walki górą wyszli jednak dotychczasowi mistrzowie, Riki Choshu oraz (zmarły kilka dni temu) Masa Saito. Mimo tej porażki, dwumiesięczny pobyt w Japonii uznać należy za pełen sukces. Uwolniony od uciążliwego obowiązku odgrywania dotychczasowej postaci, Adonis odżył, z miejsca wkroczył też do main eventów, udanie nawiązując do lat swojej świetności. Dave Meltzer wspominał: "Wreszcie wrócił do Japonii. Kompletnie odciął się od gimmicku geja, nigdy go tam nie prezentował. W przeszłości był tam dużą gwiazdą, zaczynał swój wielki powrót i mógł sobie dobrze poradzić". Przyszłość, zaledwie rok wcześniej tak niepewna, zdawała się rysować w świetlanych barwach.
Niestety, ta historia nie kończy się happy endem. 4 lipca 1988 r., zaledwie kilka dni po powrocie z Japonii, Adonis, wspólnie z trzema innymi wrestlerami (bliźniakami Williamem i Victorem Arko oraz uznanym weteranem Dave'em "Wildmanem" McKigneyem), jechał na live event stanowiący początek krótkiej trasy po Nowej Funlandii - typowej chałtury mającej pomóc podreperować rodzinny budżet. W pewnym momencie, w pobliżu miejscowości Lewisporte, kierujący pojazdem William Arko spostrzegł stojącego na środku jezdni łosia. Próbując uniknąć kolizji, wykonał gwałtowny skręt, co okazało się fatalną w skutkach decyzją: oślepiony zachodzącym słońcem nie zauważył zbliżającego się mostu. Nie trafił weń, w wyniku czego prowadzony przezeń samochód stoczył się w kilkunastometrową kotlinę. Kierowca, mimo poważnych obrażeń, przeżył kolizję, podróżujący z nim pasażerowie nie mieli jednak tyle szczęścia. McKigney i Victor Arko zginęli na miejscu, ciężko ranny Adonis, mimo wysiłków ekip ratowniczych, zmarł po kilku godzinach od wypadku. Miał zaledwie 34 lata.
Roddy Piper wspominał po latach: "Adrian Adonis powiedział mi, że jeśli kiedyś umrze, nie chce ludzi rozpaczających po nim; chciał, by wszyscy się radowali i celebrowali jego życie. Powtórzyłem to, wygłaszając laudację na jego cześć, na co jego żona wydusiła z siebie jęk, który na zawsze zapadł mi w sercu. Jęk żalu i smutku, który będzie żył we mnie na zawsze". Nie tylko on darzył zmarłego szczególną estymą. Nowojorczyk, mimo stosunkowo młodego wieku, przez lata uważany był za jednego z liderów szatni. Trafnie jego pozycję scharakteryzował w swych wspomnieniach Bret Hart: "Na długo przed tym, zanim kliki w wrestlingu stały się poważnym problemem, dużą klikę stanowili Don Muraco, Bob Orton, Adrian Adonis, Mr. Fuji oraz Roddy (Piper). Nie trzymali się oni ze sobą z powodów "politycznych", a wyłącznie towarzyskich. Pewnej nocy (…) Roddy zaprosił Jima Neidharta i mnie do pokoju hotelowego na piwo z chłopakami i zostaliśmy przyjęci do paczki. To był zaszczyt siedzieć z tymi gwiazdami, słuchać ich rad dotyczących wrestlerów, wrestlingu, psychologii, feudów i terytoriów. Koleżeństwo w tych samotnych pokojach hotelowych dostarczyło najcenniejszych lekcji, jakie młody adept mógł otrzymać".
Dziś jednak, po upływie zaledwie trzydziestu lat od śmierci, postać Adriana Adonisa skrywa się powoli w mrokach niepamięci. Co gorsza, nieliczni kojarzący jego nazwisko znają je niemal wyłącznie z odbywającego się w schyłkowym okresie jego kariery feudu z Piperem. Nieznający jego wcześniejszego dorobku nie wiedzą, że pokonany przez Kanadyjczyka zawodnik nie był wyłącznie "śmiesznym grubaskiem w sukience", a jednym z najlepszych, najbardziej niedocenionych wrestlerów lat 80. (i nie tylko). Prawdziwą zapomnianą ikoną wrestlingu.
ERRATA: Adonis nie jest niestety jedynym bohaterem powyższego tekstu, któremu przyszło przedwcześnie opuścił nasz świat. Nie żyją już obaj jego rywale z WrestleManii: Wujek Elmer odszedł 1 lipca 1992 r. w wyniku niewydolności nerek wywołanej cukrzycą, Roddy Piper umarł zaś we śnie 31 lipca 2015 r. Co gorsza, XXI wieku nie dożył żaden z zawodników towarzyszących Adonisowi w ostatnim tourze po Japonii: Dave Peterson zginął 25 maja 1993 r. w wypadku motocyklowym, Dick Murdoch zmarł na zawał serca 15 czerwca 1996 r., okoliczności śmierci Owena Harta, mającej miejsce 23 maja 1999 r., nikomu zaś nie trzeba raczej przybliżać. I tylko Jesse Ventura, z powodu poważnej kontuzji zmuszony do przedwczesnego zakończenia kariery, żyje do dziś...
___________________________
"Zapomniane ikony Wrestlingu" to cykl, w którym przybliżam sylwetki wrestlerów cieszących się niegdyś, w czasach swojej świetności, pewną popularnością, obecnie jednak kompletnie obcych przeciętnemu fanowi. Prawdziwych legend, mających swój (często niemały) wkład w rozwój biznesu, dziś pamiętanych wyłącznie przez wąskie grono pasjonatów.
Komentarze (2)
Skomentuj stronęTaki jest urok polskich tłumaczeń. Film "Trzaskające się ciała" może stanąć w rzędzie razem z "Wirującym seksem" czy nawet "Szklaną pułapką"...a sam Adonis, jak się okazało, to taka słodko-gorzka postać. Tak czy owak, jak zwykle dobra robota.
Standardowo świetna robota. Uwielbiam tą serię, bo nawet jeżeli się w miarę znało jakąś postać, to i tak w tekście można znaleźć multum "smaczków". Z reguły jednak bohaterowie serii są mi nie znani, tak więc wartości edukacyjne są tu bezcenne.
Adonis faktycznie zaszufladkował się tym gimmickiem transa i tak jak np. Bruce Wilis na zawsze już pozostanie "twardzielem ze spluwą", tak Adonis w świadomości większości fanów zostanie zapamiętany jako "śmieszny grubas w babskich klamotach". A szkoda...