12 groszy #1 - Nie lubię Ceny



Jakiś czas temu ktoś, już nawet nie pamiętam kto, słusznie zauważył, że jest coś takiego jak "fan Goldberga". Żyjemy w tym światku nie od dziś (a przynajmniej większość z nas), więc świetnie wiemy czym się ta przypadłość objawia. Ale w ostatnich latach byliśmy świadkami narodzin innego zjawiska - "fana Ceny". Kilka razy spotkałem się z pytaniem, głównie noobów, dlaczego John Cena jest aż tak nielubiany. Nie mogę odpowiedzieć za wszystkich, choć wydaje mi się, że moje poglądy w wielu procentach są zbieżne z poglądami ogółu. Z przyjemnością napiszę natomiast za co ja go nie lubię. Nie pamiętam czy w tej sprawie zabrałem już głos. Jeżeli tak, to mogę się powtórzyć, jeżeli nie, to czas najwyższy go zabrać. Tym bardziej, że niedawno bohater tego tekstu odzyskał WWE Championship, więc jest okazja.

Dzisiejsze 12 groszy ma podtytuł "Nie lubię Ceny" i jest to wyznanie płynące prosto z serca. Tak, nie znoszę go i jeżeli chodzi o wrestling, to nikt mnie nigdy nie irytował tak, jak on! W mojej prywatnej klasyfikacji nielubianych Cena już dawno wyprzedził Goldberga, który w założeniach miał być jej liderem do końca świata. Jednak ku mojemu zaskoczeniu pojawił się ktoś, kto nie podchodzi mi jeszcze bardziej. Z perspektywy czasu zabawne wydaje się być to, że dawno, dawno temu, gdzieś w 2002 r. kiedy Cena stawiał pierwsze kroki w WWE wcale nie odbierałem go negatywnie. Wręcz przeciwnie, uważałem go za jednego z ciekawszych wrestlerów młodego pokolenia. Zresztą nie byłem w tym osamotniony. Nie wiem czy wtedy nie dostrzegałem jego wad, czy nie przeszkadzały mi, bo nie był na szczycie. Niemniej w początkowym etapie jego kariery miałem go za całkiem niezłego heela.

Ciężko powiedzieć gdzie jest początek tej niechęci. Najłatwiej uznać, że w którymś punkcie po WrestleManii 21, na której daleki krewny Predatora po nudnej jak flaki z olejem walce (odradzam każdemu) pozbawił najważniejszego pasa SmackDown! Bradshawa. Jednak bez względu na to gdzie wszystko się zaczęło winą za taki stan rzeczy obarczam po równo Johna Cenę i WWE. Cena zatrzymał się w chwili, w której powinien się jeszcze rozwijać (jedyne co udało mu się rozwinąć z własnej inicjatywy to gimmick), a WWE prowadzi go tak, że dla większości fanów, która skończyła już trzynaście, czy czternaście lat jest zwyczajnie niezjadliwy. Poza tym powierzyło mu rolę, która ewidentnie go przerasta. Właściwie nie ma w tym winy samego zapaśnika, ale w tej całej machinie jest on tylko towarem, który ja kupuję lub odrzucam takim, jakim mi się go oferuje. W moim przekonaniu Cena nigdy nie był dobrym materiałem na mistrza (teraz udowadnia mi to po raz trzeci) i nie kupuję go w ogóle.

John Cena ciągle jest taki sam. Nie ma prawie żadnej różnicy między nim w 2002 r. a nim teraz. Napisałem "prawie", bo wzbogacił swój i tak ubogi repertuar o STFU. W jakimś temacie na forum pojawiło się stwierdzenie, że wrestlerzy nie muszą ciągle wprowadzać czegoś nowego i ja się z tym absolutnie zgadzam. Pod warunkiem, że chodzi o zapaśników o ugruntowanej pozycji. Cena ma teraz 29 lat, w WWE jest dopiero od czterech, a patrząc na jego walki można odnieść wrażenie, że to stary wyga, który po wielu latach ciężkiej pracy wreszcie osiadł na laurach. Jeżeli chodzi o staż w federacji, to Carlito jest teraz mniej więcej w tym samym miejscu, w którym był Cena gdy po raz pierwszy sięgnął po US Title. Kiedy porównamy postępy obu tych wrestlerów od razu będziemy wiedzieli który się doskonali, a który zbija bąki.

Gdzieś przeczytałem wpis jakiegoś anonimowego fana Ceny, który napisał, że to dobry wrestler, ale ogranicza go WWE. O wielu mógłbym tak powiedzieć, ale nie akurat o nim! Zwłaszcza, że nigdy nie wykonywał karkołomnych manewrów, więc co tu ograniczać? W skryptach walk znajdują się jedynie zapiski o kluczowych spotach, a reszta to zwykła improwizacja. Jednak improwizować też trzeba mieć czym, a w tej dziedzinie Cena ma wyjątkowo mało do zaoferowania. Setki razy mówiłem, że wrestling jest nie tylko dla wirtuozów i podtrzymuję to. Jednak kiedy brakuje umiejętności, to trzeba nadrabiać czymś innym, np. pomysłowością. Niestety u Ceny i z tym krucho. Wszystkie walki w jego wykonaniu wyglądają niemal tak samo. Jakby były robione z jednego kiepskiego tutoriala. Nawet TLC match z Edgem. Cena nie zrobił w nim nawet połowy tego, co mógł zrobić, chociaż wspaniale zepsuł końcówkę poprzez kilkudziesięciosekundowe ustawianie stołu.

Inne poważne defekty obecnego WWE Championa to katastrofalne: mimika i gestykulacja. Kiedy przed walką wyłania się spod telebimu, to z jego twarzy można odczytać rezultat. Nawet nie potrzeba do tego żadnego dekodera. Porównajcie Cenę z tegorocznego Royal Rumble i z One Night Stand 2, a zobaczycie dwie różne osoby. Chyba nie muszę dodawać, że na pierwszym z tych PPV zdobył pas, a na drugim go stracił. Jednakże dziwne miny Cena robi nie tylko przed walkami. Przypuszczam, że wiąże się to z jego obecnym gimmickiem, w którym jest prawie nie do pokonania. Połączenie twardości Stone Colda i niezniszczalności Undertakera. Na New Year's Revolution Edge aby z nim wygrać potrzebował aż dwóch Spearów. Strach pomyśleć co by było, gdyby Cena nie był wycieńczony po Elimination Chamber. Na tym nie koniec, bo kto wie czy bez pomocy Rated R Superstara RVD zdołałby pokonać Cenę na PPV ECW.

Wracając do mimiki, być może Edge miał rację kiedy powiedział, że na plakacie SummerSlam 2006 uchwycono Cenę w jego naturalnej pozycji. Wszak jego wyraz twarzy nie różnił się zbytnio od tego, który oglądamy co tydzień na RAW. W każdym razie w czasie feudu z Sabu Cena pokazał, że potrafi w naprawdę niezwykły sposób wyginać buźkę. Przy niektórych jego minach nawet Arnie Schwarzenegger by wymiękł. Jakby tego było mało Sabu dowiódł, że Cena wzorowo nie umie przyjmować chairshotów. To bardzo cenna umiejętność, szczególnie w walkach, w których nie ma krzeseł.

Mistrza FU akceptowałem jeszcze podczas jego pierwszego runu jako US Champa. Wówczas wydawał mi się mało szkodliwy, a nad tym czy zdobędzie kiedyś najważniejszy tytuł w ogóle się nie zastanawiałem, bo ten należał do faworyzowanego przez Vince'a JBLa. Zresztą dlaczego miałbym się zastanawiać? Przecież pasy US i IC nie dla wszystkich są przepustkami do main eventów. Przekonało się o tym wielu wrestlerów, w tym Rikishi, Billy Gunn, Albert, William Regal, czy Orlando Jordan. Oni nigdy nie dostąpili zaszczytu zdobycia najwyższych laurów. Mniejsza z tym czy słusznie, czy nie. W przypadku Ceny było odwrotnie. Jeszcze dwa razy zdobył US Title, a potem przyszło jego niekończące się panowanie jako WWE Champa. Stało się tak dlatego, że WWE dostrzegło w nim coś, co odróżniało go od w/w zapaśników. Na ringu wcale nie był lepszy, ale uwielbiały go dzieciaki, które były w stanie wydać każde pieniądze na jego merchandise. Z tego powodu śmieszne kręcące się pasy, które pseudo-raper niestety wprowadził do WWE długo utrzymywały się na czołowych pozycjach wśród najlepiej sprzedających się artykułów.

Cena jest taki, jaki jest i już się nie zmieni, bo jest na to za stary. Za długo był nudny aby w końcu stać się ciekawym. Ktoś może odbić piłeczkę i zacząć wymieniać przywary moich ulubieńców. Jestem na to przygotowany, bo każdy może lubić i nie lubić tego, kogo chce. Ja nie lubię Ceny.

dodane przez SixKiller w dniu: 30-12-2007 00:27:01

Udostępnij

Komentarze (0)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy