Kilka dni temu odbyło się Cyber Sunday, PPV - jak wieść niesie - interaktywne. Ale czy naprawdę takie było? Nie mam żadnych dowodów żeby udowodnić, że nie. Jednak kiedy analizuję wyniki głosowań, to mam wątpliwości. Praktycznie zawsze wygrywała opcja, która miała wygrać. To daje do myślenia. Nie chcę pisać, że WWE nas oszukało, bo byłby to bardzo poważny zarzut, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tak właśnie było. Mam prawo? Mam. Tak samo, jak mają ci, którzy uważają, że gen. Sikorski nie zginął w wypadku. Ocenę końcową każdy z Was wystawi sam, bo może są tacy, którzy uznają WWE za wzór uczciwości. Mają prawo? Mają. Ja zachowuję dystans do wszelkich interaktywnych zabaw (nie tylko tych organizowanych przez WWE). Poniższa analiza jest wyłącznie poszukiwaniem drugiego dna, bo na ile interaktywne było Cyber Sunday wie tylko Vince McMahon.
Początki interaktywnych PPV sięgają 2004 r. Wtedy w kalendarzu pojawiło się Taboo Tuesday, notabene pierwsze wtorkowe PPV od prawie trzynastu lat. Jego formuła miała nam, fanom dać poczucie, że od nas też coś zależy. Czy dała? Mnie nie, ale może komuś tak. Zresztą pomysł do dziś wzbudza kontrowersje. Przeciwnicy interaktywnych PPV uważają, że nawet jeśli WWE nie fabrykuje wyników, to pośrednio lub bezpośrednio sugeruje fanom, które opcje powinni wybrać.
Sugerowanie pośrednie polega na tym, że WWE układa głosowania tak, aby sensowna wydawała się tylko jedna możliwość. Jeżeli przyjmiemy, że wszystko toczy się uczciwie, to fani zwykle nie mają twardego orzecha do zgryzienia i głosują tak, jak WWE chce. A jeżeli nie, to… dopowiedzcie sobie sami. W każdym razie przykładów nie trzeba szukać daleko. Wybory Kane'a i Erica Bischoffa były znakomitymi przykładami pośrednich sugestii. W głosowaniu na przeciwnika Umagi konkurentami Big Red Machine'a byli Chris Benoit i Sandman. Obaj wzięci z sufitu. Chociaż chciałem Sandmana (miał zabawne proma na galach ECW), to wiedziałem, że fani wybiorą Kane'a, bo będą chcieli zobaczyć rewanż za przegrany loser leaves RAW match. Dziwić może tylko to, że dostał zaledwie 49%. Natomiast kontrowersyjny Eric powrócił po wielomiesięcznej przerwie aby promować swoją książkę, Controversary Creates Cash. Przy okazji rzucił kilka mocnych tekstów (pod różne adresy), m.in. nazwał DX kopią nWo i chyba nikt nie wątpił, że to właśnie on zostanie specjalnym sędzią w ich walce. Zwłaszcza, że Vince dopiero kilka tygodni wcześniej skończył feud z Degeneratami, a kandydatura Coacha nie liczyła się od początku.
Warto wspomnieć, że na zeszłoroczne Taboo Tuesday fani wybierali stypulację dla konfrontacji Batisty z Coachmanem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że poza street fight matchem dostępne były… siłowanie się na rękę i (uwaga) ustna debata. Głupie, lecz prawdziwe. Jednak nie zawsze wybór jest tak oczywisty. Wtedy WWE może obrać taktykę sugestii bezpośredniej, czyli wprost powiedzieć fanom jak powinni głosować. Brzmi brutalnie, ale anything can happen in the World Wrestling Entertainment. Ric Flair nie ukrywał, że najchętniej zmierzyłby się z Triple H w stalowej klatce i tak też się stało. Wydaje mi się, że poza oczywistym czynnikiem bezpośrednim na wynik mógł wpłynąć w jakiejś części również czynnik pośredni. Oprócz steel cage matchu fani mieli do wyboru submission match i normalną walkę. Opcja trzecia z góry była skazana na niepowodzenie (chociaż oficjalne źródła mówią, że opowiedziało się za nią 4% głosujących), bo prawie każdy mając do wyboru regular match i gimmick match wybierze to drugie. Zaś dobry submission match można zrobić mając do dyspozycji Chrisa Benoita i Kurta Angle'a. HHH niestety nie jest maszyną do submissionów. Czy fani mogli się tym kierować? Wątpliwe. W takiej sytuacji nasuwa się pytanie czy to oni (nawet po naciskach Nature Boya), czy WWE zdecydowało o tym, że ostatecznie stanęło na stalowej klatce.
Dowodów na to, że WWE może fałszować wyniki aby były dla niego zadowalające jest więcej. Przede wszystkim podejrzenia wzbudza to, że zawsze wszystko układa się w logiczną całość. Jak puzzle. Czy gdyby Bischoff nie został specjalnym sędzią i nie przekręcił DeGeneration X, to zostałby General Managerem RAW następnego wieczoru? Przecież fani mogli wyciąć numer i wbrew temu, co napisałem wyżej wybrać np. McMahona. Wtedy scenariusz byłby inny. Niby WWE może opracować storyline'y dla wszystkich możliwości, ale wówczas przygotowania do interaktywnych PPV trwałyby dłużej niż przygotowania do WrestleManii, a to ze względu na ich stosunkowo niewielką rangę jest wręcz niemożliwe.
Na Taboo Tuesday 2004 wybrany głosami fanów Shelton Benjamin pokonał Chrisa Jericho i odebrał mu IC Title, drugi najważniejszy tytuł w federacji. Czy decyzja o tym, że Y2J straci pas na rzecz czarnoskórego wrestlera zapadła wcześniej, czy dopiero przed walką? Benjamin był jednym z piętnastu zapaśników, na których można było oddawać głosy. Ta kosmiczna liczba przekreślała szanse na stworzenie długookresowych storyline'ów dla wszystkich, bo trwałoby to wiele tygodni. Niemożliwe było też aby WWE z góry ustaliło, że każdy przeciwnik Jericho zdobędzie tytuł, ponieważ wśród nominowanych byli m.in. Rodney Mack i Chuck Palumbo, ówcześni jobberzy. W takim razie jest wielce prawdopodobne, że WWE wcześniej zaplanowało walkę Jericho vs. Benjamin. Może na to wskazywać zwycięstwo w 6-man elimination matchu, a także zachowanie wrestlera z Minneapolis na RAW poprzedzającym PPV.
Sądzę, że również o tym, iż King Booker zostanie mistrzem mistrzów wiedziano za kulisami WWE od dawna. Gdyby wszystko zależało od fanów, to prawdopodobnie wygrałby John Cena, dużo bardziej popularny niż Booker. Jednak tytuł (nie pas), o który toczył się bój jak ulał pasował do jego monarchistycznego gimmicku i zapewne dlatego zwyciężył. Poza tym porażka Ceny po beznadziejnej końcówce była świetnym pretekstem do kontynuowania minifeudu z K-Fedem. Jeśli zostałby mistrzem mistrzów, a tak by było gdyby WWE Championship był on the line, to dalsze potyczki z "raperem" nie miałyby sensu. Ponadto Federline nie jest pracownikiem WWE i o tym, że będzie potrzebny w przyszłości musiał wiedzieć z odpowiednim wyprzedzeniem.
To jak w końcu jest z tymi wynikami? Ciężko bez wahania napisać czy są fabrykowane, czy nie. Sprawę utrudnia fakt, który na pozór może wydać się błahostką, ale w rzeczywistości nią nie jest. Mianowicie w głosowaniach każdy może oddać dowolną ilość głosów. Zabrzmi to absurdalnie, ale dzięki temu ktoś z WWE może klikać dzień i noc przez tydzień po to, żeby rezultaty były takie, jakie mają być. I wszystko jest uczciwie. Co prawda trzeba być wielkim entuzjastą WWE aby wierzyć w tę ewentualność, ale nikt nie udowodni, że tak nie jest. Zdrowy rozsądek zdrowym rozsądkiem, ale dowodów brak. Najwyżej można sobie pogdybać, jak ja. Mimo to w wynikach najważniejszych głosowań widzę rękę WWE. Nie ma sensu ingerować w to, w czym wystąpią dziewczyny, w który gimmick wcieli się Mick Foley, czy której broni użyje Snitsky do zmasakrowania Kane'a, bo jaki jest tego wpływ na całość? Żaden, więc można dopuścić fanów do głosu. A w najistotniejszych kwestiach? Cóż, wszystko zależy od tego jak głosowali…
Komentarze (0)
Skomentuj stronę