12 groszy #5 - Joe vs. Angle - Rozdział I



Genesis, Genesis i po Genesis. Opadły już emocje towarzyszące walce Samoa Joe vs. Kurt Angle, więc można na trzeźwo zabrać się do pisania niniejszego tekstu. Czego będzie on dotyczył? Wszystkiego, co związane z main eventem ostatniego PPV TNA, a gwoli ścisłości moich przemyśleń, które częściowo zawarłem już na forum w stosownym temacie. Postaram się odpowiedzieć na najważniejsze pytania, które nasuwały się przez ostatnie kilka tygodni. Zagadnienie potraktowałem trochę szerzej, dlatego znajdziecie tu wiele wątków pobocznych, ale zawsze bardziej lub mniej wiążących się z tym, co wydarzyło się 19 listopada.

Pierwsze i najważniejsze pytanie, czy nie za szybko? Moim zdaniem tak. Gdybym stał za sterami TNA, to odwlekłbym ich walkę o co najmniej kilka tygodni, np. do Turning Point, gdzie według zapowiedzi odbędzie się Joe vs. Angle II. Jednak TNA pośpieszyło się nieco. Zapewne chciało wykorzystać resztki hype'u roznieconego jeszcze na No Surrender. Nawet to rozumiem, TNA od razu chciało dać fanom to, co ma najlepszego i zobaczyć jaka będzie reakcja. Żeby nie było za nudno zaczęło też besztać WWE ustami Jamesów: BG'a i Kipa. Nihil novi. Bądź co bądź wszystkie prowokacje TNA były zbyt miałkie aby mogły wywrzeć wrażenie na Vincencie Kennedym McMahonie. Najwyżej wywołały uśmiech politowania. Jeśli TNA myśli, że Anglem wygra wojnę z WWE, to się grubo myli. Jeżeli kiedykolwiek do tego dojdzie, to przed organizacją z Nashville jeszcze daleka droga.

Swego czasu WCW posunęło się znacznie dalej niż TNA ostatnio. Hulk Hogan tuż po podpisaniu kontraktu zaczął feud z największą gwiazdą federacji Teda Turnera, Ricem Flairem, a niewiele ponad miesiąc później został mistrzem świata. Wówczas fani zaczęli uznawać WCW za prawdziwą alternatywę dla WWE. Dzięki Hoganowi buyrate Bash at the Beach wyniósł 1.02 i był to jeden z najbardziej okazałych wyników w historii federacji z Atlanty. W 1994 r. PPV WCW pokonało pod tym względem Royal Rumble, King of the Ring i Survivor Series. Zresztą Hulkstera na pokładzie WCW powitano jak nigdy nikogo. Przedsięwzięcie musiało się udać. Niestety TNA to nie WCW, a Angle to nie Hogan. WCW było już wtedy wystarczająco mocne aby przejść do ofensywy (chociaż z chamskimi zaczepkami hamowało się aż do 1996 r.). Tymczasem TNA rzuca się z motyką na słońce. Gdyby wstrzymało się z pojedynkiem Joe vs. Angle (jednocześnie umiejętnie przeciągając feud), a nie robiło go na gwałtu rety, to mogłoby zyskać więcej (co nie znaczy oczywiście, że byłoby w stanie rywalizować z WWE). Bo trzeba przyznać, że pojedynek wrestlingowej maszyny z samoańską maszyną do submissionów (reklamowane jako clash of the titans) było JAKIMŚ wydarzeniem. Tym bardziej logiczna wydaje się konieczność budowania dużego napięcia zamiast natychmiastowej detonacji.

WWE czekało kilka miesięcy zanim zrobiło walkę na szczycie w postaci Goldberg vs. Triple H, a na starcie gigantów, Goldberg vs. Lesnar prawie rok. TNA też mogło poczekać, gdyż długi (ale nie za długi) i emocjonujący feud mógłby raz jeszcze zwrócić na nie uwagę świata. Zgodnie z powiedzeniem, że apetyt rośnie w miarę jedzenia nie można podać głównego dania na dzień dobry, a TNA tak zrobiło. Ciężko napisać, że postąpiło głupio, bo nie odpowiadałoby to prawdzie, ale moim zdaniem trochę nierozważnie. W końcu czas ich nie gonił, a wręcz mógł być cennym sprzymierzeńcem.

Zauważyłem, że niektórzy zastanawiali się, czy Genesis ze względu na swój niewielki prestiż było dobrym miejscem na tak ważną walkę. A ja się pytam, dlaczego nie? Wydaje mi się, że Genesis było odpowiednie, jak każde inne PPV. Zwłaszcza, że w TNA nie ma tak wyraźnego podziału na mniej i bardziej ważne jak w WWE. W zasadzie wiemy tylko, że jest Bound For Glory, jako tna'owy odpowiednik WrestleManii, i reszta. Zgoda, main event zeszłorocznego Genesis nie wskazywał, że może być to PPV dużego kalibru. Jednak to, które odbyło się przed kilkoma dniami było jednym z najlepszych w 2006 r. Może walka Joe vs. Angle jako wrestlingowe wydarzenie roku w TNA zwiększy jego rangę. A jeżeli nie, to musimy pamiętać, że sporo wielkich walk (jeżeli chodzi o nazwiska uczestników) odbyło się na PPV kategorii B. Wspomniane przeze mnie Goldberg vs. Triple H zanim miało miejsce na Survivor Series, odbyło się na Unforgiven. To tam były mistrz WCW stał się mistrzem WWE. Zdaję sobie sprawę z tego, że Joe vs. Angle było hitem nad hitami, jednak skoro następne BFG będzie za mniej więcej rok, to nie robiło mi różnicy czy ta walka znajdzie się na karcie Genesis, Turning Point, czy Final Resolution (chodzi o PPV, a nie ich kolejność).

Uważam, że Angle na początek powinien był dostać feud z jakimś czołowym mid-carderem lub, w najlepszym wypadku, z innym niż Samoa Joe main eventerem. Mógł nim być Abyss, który choć na pewno by go nie wygrał, podniósłby swój status. Naturalnie Angle musiałby z nim choć raz przegrać i mógłby w tym pomóc Samoańczyk. Nie pomniejszyłoby to sukcesu potwora, bo jest heelem i łapie się wszystkich środków aby wygrać, a w dodatku stanowiłoby niezłe podłoże dla feudu Joe'a z Anglem. Wilk syty i owca cała. W ten sposób Abyss byłby bardziej wiarygodny jako mistrz, chociaż do pełni szczęścia brakowałoby tylko bardziej udanej końcówki walki o pas niż ta z Genesis. Co do Angle'a, niektórym wydaje się, że przybył do TNA w celu promowania innych wrestlerów, a ja mam niemałe wątpliwości, czy nie ściągnięto go po to, aby znów był na topie. Szczerze mówiąc nie będę zdziwiony jeśli będziemy świadkami nowego winning streaku. Tylko kto go przerwie? Może Sir Goldberg?

Sądziłem, że Joe vs. Angle (skoro już miało się odbyć) zakończy się bez rezultatu lub dyskwalifikacją. Wtedy nawet nie tak bardzo przeszkadzałoby mi zawrotne tempo, w którym wszystko się działo, bowiem uznałbym tę walkę za przedsmak tego, co będzie później. Jednak Angle przerwał winning streak Joe'a po, mimo wszystko, udanej walce, ale co dalej? Jak ktoś słusznie zauważył pozostało mu już tylko zdobycie tytułu. Chcę żeby Joe vs. Angle II skończyło się bez rezultatu, ponieważ drugie zwycięstwo Angle'a będzie bez sensu i pogrzebie to, na co Joe pracował przez całą swoją karierę w TNA. W rzeczy samej nie chodzi o to, że były mistrz Dywizji X nie może przegrywać, bo jak najbardziej może, a nawet musi. Jednakże po długiej serii zwycięstw dwie porażki na PPV pod rząd i to z tym samym przeciwnikiem bardzo naruszyłyby jego gimmick. Dlatego no contest będzie właściwy. I mam nadzieję, że kiedy Angle zostanie wreszcie mistrzem świata, to Samoańczyk pokona go w ich trzecim starciu i odbierze pas. W końcu cala jego promocja była podporządkowana temu, żeby kiedyś wygrał World Title. Nie będzie lepszej okazji.

Oby przy prowadzeniu multimedalisty w zapasach TNA nie popełniło tego samego błędu, co w przypadku Stinga. Wymalowany wrestler miał promować młodszych, jednak od swojego powrotu na dwór Dixie Carter jesienią 2005 r. nie wypromował nikogo. Nawet z pojedynku, po którym stracił pas mistrza świata na rzecz Abyssa wyszedł prawie bez szwanku, podczas gdy potwór był doszczętnie zniszczony. Wierzę, że Angle mimo bardzo silnej pozycji, jaką otrzymał za chęć uczestnictwa w tym projekcie oraz sukcesy w McMahonlandzie, nie będzie zwyciężał bez końca, bo mijałoby się to z celem. TNA nie może stawiać go w świetle reflektorów kosztem przyszłościowych zawodników. Oczywiście nie rozumiem przez to, że powinien zostać zajobbowany na śmierć, bo nie w tym rzecz. Inna sprawa, że nie godziłoby się to z jego legendą. Jednakże Angle musi pamiętać jak wiele może zrobić dla tych, co będą po nim. I niech to zrobi, a nie bawi się w Hulka Hogana. Powodzenia.

Poniżej przedstawiam wykaz walk Samoa Joe'a od Slammiversary '05 do Genesis '06



NrDataGalaWalkaPrzeciwnik/cyPartner/zyZwycięzca/cy
119.06.05SlammiversarySingleSonjay DuttSamoa Joe
224.06.05iMPACT!SingleDeliriousSamoa Joe
308.07.05iMPACT!Three Way DanceElix Skipper, Shark BoySamoa Joe

dodane przez SixKiller w dniu: 30-12-2007 00:36:12

Udostępnij

Komentarze (0)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy