12 groszy #6 - Samotni, ale nie w sieci



Jestem świeżo po obejrzeniu Turning Point, na moje oko najlepszego PPV 2006 r. W związku z tym mam dobry humor i, z tego co widzę na zegarku, trochę czasu, więc postanowiłem stworzyć kolejny tekst. Jak już zdążyliście się zorientować nie jest to Joe vs. Angle - Rozdział II. Uznałem, że napisanie kontynuacji mojego poprzedniego felietonu byłoby bezzasadne, ponieważ grudniowe PPV TNA rozwiało wiele moich wątpliwości. Nie będzie nowego winning streaku (ufff), Joe zachował twarz, a Angle postąpił jak na profesjonalistę przystało. Niewiadomo tylko jak potoczą się losy World Title'a, tj. kto dopcha się do niego pierwszy i który któremu, o ile w ogóle, go odbierze. W tym momencie to kwestia drugorzędna, gdyż ich rywalizacja toczyła (toczy?) się tak dobrze, jak to tylko możliwe. Jestem pełen optymizmu. Oby TNA w pełni wykorzystało potencjał drzemiący w tym feudzie i ograniczyło chamstwo kosztem parodii w walce z WWE. Tyle odnośnie Total Nonstop Action. Przechodzę do głównego wątku szóstego numeru 12 groszy. Dziś będzie o nas samych, chociaż z mojej perspektywy. Czyli jak wyglądało kiedyś, a jak wygląda obecnie życie przeciętnego polskiego fana wrestlingu w internecie.

Jak sądzę podtytułu nie trzeba nikomu wyjaśniać. Jesteśmy specyficzną grupą i poglądy możemy wymieniać tylko w internecie (chyba, że komuś udało się zarazić pasją kolegę lub koleżankę z rzeczywistego świata). Nawet nikt nie wie ilu nas jest. Nie wystarczy zliczyć użytkowników wszystkich for aby się o tym przekonać. Ba, gdybyśmy na tej podstawie zrobili statystyki, to byłoby to największe oszustwo w dziejach. Głównie dlatego, że jedni rejestrują się po kilka razy, a drudzy wcale. Ponadto jest jakaś liczba fanów (głównie starszych), którzy z różnych przyczyn nie udzielają się na tym, co niektórzy nazywają PSW - Polską Sceną Wrestlingową. Stawiam, że jest nas ok. tysiąc. To garstka, chociaż nawet przy tak nieimponującej liczbie dominuje u nas typowo polskie nastawienie - nie współpracujmy ze sobą, pokłóćmy się.

Internet zawitał do mojego domu na początku 1999 r. za pośrednictwem tak kochanego przez wszystkich modemu. To był całkowicie inny świat. Wrestling oglądało się wyłącznie w telewizji, a taryfy Telekomunikacji skutecznie odstraszały modemowców przed przesadzaniem. W internetowych sklepach nie leżały sterty płyt, za to dało się znaleźć kasety, dziś uważane za archaiczne. Bardzo różna od teraźniejszej była też mentalność fanów. Nie było wstydem pytać o błahostki, gdyż odpowiedzi nie leżały w Goolgach. Dlatego tak ważna była rola fanów, którzy rzeczywiście coś wiedzieli (bo dziś znawcą może się nazwać każdy). Tamte czasy wspominam z nostalgią, choć obecne są sto razy lepsze. Przynajmniej od strony technicznej. Jednak nie ma i prawdopodobnie już nigdy nie będzie miejsca łączącego potężną rzeszę fanów. Takim było dawniej WrestleFans.

Powstały z inspiracji Boryssa portal był chyba pierwszym wirtualnym placem traktującym o wrestlingu, jaki odwiedziłem. Zresztą jak prawie wszyscy polscy fani, którzy otrzymali dostęp do sieci pod koniec lat dziewięćdziesiątych i trochę później. Nie było w tym niczego nadzwyczajnego, bowiem WrestleFans wyskakiwało pierwsze po wpisaniu magicznego wyrazu "wrestling" w każdej rodzimej wyszukiwarce. To tam miał miejsce początek końca mojej wiary w realność wrestlingu. Żeby zrozumieć newsy należało przeczytać słowniczek, a tam czyhała definicja terminu "mark". Mimo jej przeczytania i przyswojenia mój system myślenia nie załamał się od razu. Pomogła mu w tym dopiero słaba forma WCW w 2000 r.

Fenomen WrestleFans był oczywisty. Znajdowało się tam wszystko, co było potrzebne do szczęścia. Od aktualnych informacji do downloadu. Jakość była bardzo wysoka, dlatego grzechem byłoby nie wspomnieć o licznej ekipie, która zajmowała się tym serwisem. W dzisiejszych czasach to niewyobrażalne, że tylu ludzi mogło współpracować w ramach jednego projektu. A jednak tak było. Choć brzmi to sielankowo, to z tego co wiem, w okresie 1999-2001 dochodziło do różnych scysji i podziałów, które jednak nie były tak wyraźne jak teraz. Tak, czy siak wkład WrestleFans w rozwój naszego światka był przeogromny.

Ponieważ do lata 2002 r. używałem modemu, nie zaprzątałem sobie głowy ściąganiem czegokolwiek wcześniej. Chociaż przy zawrotnej prędkości kilku kb/s, którą mi gwarantował, udało mi się zgromadzić kilka theme'ów. Dziś człowiek przy ściąganiu nie zdąży nawet splunąć, a wtedy mógł zjeść kolację. A chodziło o tylko parę mb, większe rzeczy nie wchodziły w rachubę. Z tego powodu nigdy nie skorzystałem z dobrodziejstw pierwszej odsłony rabolowego WrestleClips. Ceny połączeń były na tyle wysokie, że nawet teksty, bez względu na to czy łączyłem się z domu, czy z kafejki, najpierw zapisywałem, a dopiero później czytałem. Dzięki temu mam u siebie małe archiwum polskich i zagranicznych stron, z których wielu po założeniu stałego łącza już nie spotkałem. Niektóre nie były nawet podpisane, dlatego kwestia ich autorstwa, być może na zawsze, pozostanie dla mnie zagadką. Ale to kawałek historii IWC.

Jak długo dziś czekamy na najnowsze gale? Kilka godzin. Niegdyś nie było takiego luksusu. Gdy powstało RazorMedia szczytem marzeń było obejrzenie jakiejś walki. O tym, co mamy obecnie nikt nie śnił. Na porządku dziennym było ściąganie jakichś pierdół z Kazyy. Nie było Rapid Share'a, Megauploadu i reszty. Był za to IRC, bodajże pierwsze miejsce, z którego dało się ściągnąć wszystko, tj. gale TV, PPVs, home videa i klasykę. Jednakże ze względu na różną wydolność łącz oraz strasznie długie kolejki nie każdy mógł z niego korzystać. Najzabawniejsze jest to, że w tamtym okresie RAW-ów i SmackDownów! z powodu ich dużej wagi (ok. 1 gb) z reguły się nie ściągało (chyba, że dotarła do nas informacja, iż wydarzyło się coś interesującego), natomiast PPVs, o ile nie korzystało się ze sklepu PeWee'go, oglądało się z kilkutygodniowymi poślizgami. Pamiętam jak pochwaliłem się Razorowi, że Backlash '03 ściągnąłem w tydzień, a on zapytał: "tak szybko?". To najlepiej oddaje specyfikę tamtego wrestlingowego PRL-u. Później pojawiły się torrenty (dużo gorzej rozwinięte niż dziś) i różne strony z mediami, które na przemian otwierano i zamykano. Również my mieliśmy swoich uploaderów, którzy najczęściej nie mieli gdzie wrzucać. Dobry server był na wagę złota. Skarbnicę theme'ów stanowiło, niestety już nieistniejące, Cyclone2k. Przedtem część z nas korzystała z magicznego Audiogalaxy. Tak było dawniej, a dziś niektórzy kręcą nosami gdy XviD nie pojawia się zbyt długo. Jest to irytujące, bo jaka to różnica czy będzie o 10:00, czy 15:00? Ważne, że w ogóle będzie.

Rozwój internetu sprawił, że w naszym światku zjawiło się wielu fanów (w różnym wieku), którzy dotychczas nie mieli możliwości dyskusji nt. ich ulubionej rozrywki. Jedni są sympatyczni, a drudzy zachowują się tak, jakby zjedli wszystkie rozumy. Często zdarza się też, że fani powracają do oglądania po kilkuletniej przerwie i na ogół nie umieją się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Pamiętają, że było WCW na TNT, walczył niepokonany Goldberg, złe nWo prześladowało Stinga, a później jest czarna dziura. Nieliczni wspominają błogie czasy wrestlingu na Sky. Skrócenie im pominiętego okresu jest niemożliwe, dlatego zwykle odsyła się ich na różne strony w celu uzupełnienia braków. Popularyzacja internetu doprowadziła także do dużych zmian w strukturze PSW (raz pozwolę sobie użyć tego określenia). W pierwszym etapie wielu userów chciało mieć swoje strony. Powstawały więc przeróżne twory, często głęboko niedoskonałe z powodu braku elementarnej wiedzy nt. htmla ich autorów. Z tą wrestlingową też było różnie. Wtedy szał twórczy przerzucił się na fora, które każdy, jeżeli zadowolił się byle czym, mógł mieć w pięć minut. O co tu idzie? Przede wszystkim o władzę. Każdy sam chce ustalać zasady i być sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Choćby nie miał żadnego zaplecza. Na złość wszystkim nie dołączy do czegoś, co już istnieje, bo to niby zabije jego indywidualizm. Zrobi coś nowego, zgromadzi wokół siebie ludzi i z dumą oświadczy, że jest najlepszy. Czyż nie tak jest?

Szkoda, że różnice między nami zazwyczaj są tak duże, że uniemożliwiają normalne porozumienie. Takie naszemu światkowi mogłoby wyjść tylko na dobre. Nie byłoby dublowania projektów i, moim zdaniem chorej, rywalizacji o palmę pierwszeństwa. Przynajmniej między niektórymi. O wyzwiskach i robionych z premedytacją zmianach w Wikipedii (głównie w linkach) nie wspomnę. A to wszystko dzieje się w kraju, w którym przypada 0,32 fana wrestlingu na km². Jeśli tak dalej pójdzie, to w bliżej nieokreślonej przyszłości wrestling może zniknąć z polskiej sieci (podobnie jak e-fedy, które od jakiegoś czasu bezskutecznie próbuje się wskrzesić). Ale wtedy ja już będę stary i będzie mnie to obchodziło tyle, co śnieg, którego nie ma.

dodane przez SixKiller w dniu: 30-12-2007 00:43:38

Udostępnij

Komentarze (0)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy