Czemu odszedłem z WWE 10 czerwca 2002 roku? To nie była nagła decyzja. Ona budowała się już od jakiegoś czasu. Były pewne wydarzenia wcześniej, z których nie byłem zadowolony. 15 marca 2002 roku udzieliłem wywiadu dla wwe.com, w którym powiedziałem - "Nie jestem w pełni zadowolony z kierunku, który obiera federacja. Nie mam żadnych problemów z poszczególnymi osobami, ale obserwuję i jestem bardzo cierpliwy, czekam co się wydarzy. Uważam, że wszystko obecnie robione jest ze złych powodów, a są tam ludzie, którzy się boją o tym powiedzieć. Mam nadzieję, że jednak wszystko zadziała. I na tym poprzestanę."
Na WrestleManii X8 byłem w trzeciej lub czwartej walce - to nie był nawet main event. To było jakieś kolejne starcie z karty - tak na to patrzyłem. Nie byłem z tego powodu zadowolony. Możecie mi powiedzieć, że nie zawsze jest się tak gorącym towarem, jakby się tego chciało, ale bycie wtedy w tamtym miejscu w karcie nie miało żadnego sensu. Walka nie była przygotowana porządnie, nie miała porządnej podbudowy, nic takiego. Ludzie mówili, że mam jakiś konflikt ze Scottem Hallem albo Scott Hall ze mną. Z mojej strony nigdy nie było żadnego heatu. Lubię go. On miał jakieś problemy czy coś tam. Musiał się z tym uporać. Tak długo, jak byłem z nim w ringu - lubiłem z nim pracować. Jednak nie możecie oczekiwać, aby przyszedł tutaj, stał się over przez kilka miesięcy i znalazł się na WrestleManii. Dlatego chciałem pracować z kimś innym. Nie miałem problemów ze Scottem. Dobrze nam się pracowało w ringu.
Po WrestleManii poczułem się wypalony i sfrustrowany. Nie wybraliśmy się nawet z Debrą na tradycyjną imprezę po WM. Dzień później, przed RAW w Montrealu w marcu 2002 roku, odpuściłem sobie i nie pokazałem się przez dwa tygodnie. 31 maja pojawiłem się w programie WWE - Byte This! Od mojego wywiadu dla wwe.com minęło dwa i pół miesiąca, a sprawy zaczęły wyglądać gorzej. W trakcie emitowanego na żywo programu powiedziałem - "Najważniejsze jest to, że wszystko ssie. Nie jestem zadowolony z prowadzenia postaci Stone Colda. Nie jestem zadowolony z tego jakim torem idzie teraz federacja. Scenariusze są bardzo słabe. Pewnie to wkurzy niektórych ludzi, ale tak ma być. Uważam, że powinno być dużo więcej lepszych pomysłów niż było do tej pory, a do tej pory było totalne gówno. Nie byłem szczęśliwy przed WrestleManią X8, nie byłem szczęśliwy po i nie jestem teraz jak rozmawiamy." Dodałem jeszcze, że kocham wciąż moją pracę, ale takie rzeczy zdarzają się zbyt często. Vince odpowiedział na te zarzuty nazywając mnie "najbardziej wymagająca gwiazdą z jaką do tej pory pracował". Szczerze mówiąc, to na tym polegała nasza współpraca i dlatego razem przyciągaliśmy pieniądze. Ja "wymagałem" wielkich pomysłów i Vince "wymagał", abym osiągał wyniki.
Mieliśmy zrobić akurat show w Columbus, a zaraz potem mieliśmy udać się do Atlanty na RAW. Debra, z którą miałem wielką kłótnię, czekała już na mnie w Atlancie. Ja byłem z kolei w Columbus, leżąc samemu w hotelowym pokoju, kiedy Jim Ross zadzwonił do mnie. Rozmawialiśmy o tym co Kreatywni chcą, abym zrobił w poniedziałek. Chcieli, abym podłożył się szybko Brockowi Lesnarowi - takie zwycięstwo znikąd - w niezapowiedzianym pojedynku bez żadnej podbudowy i to w takim turniejowym stylu. To miałby być takim screwjob, po którym on odliczyłby mnie do trzech. Dla mnie było to totalne gówno.
- "Muszą to zmienić. Nie zrobię tego."
- "Cóż, to jest to co Vince chce." - opowiedział Jim.
- "Jeżeli tego nie zmienią, ja się tam nie pokażę."
Dla mnie to nie był żaden interes. JR powiedział, że zadzwoni do Vince'a i zapyta. Pracowałem wtedy na house show walcząc z Riciem Flairem w klatce. W międzyczasie Vince oddzwonił i zostawił mi wiadomość na skrzynce głosowej w hotelu - "Steve, to ja Vince. Zadzwoń bez względu na godzinę. Zadzwoń abyśmy mogli pogadać o pomyśle na jutrzejsze show." Wymeldowałem się z Columbus i pojechałem do Atlanty decydując się nie oddzwaniać do Vince'a zanim nie zamelduje się na miejscu w hotelu. Moja komórka dzwoniła kilka razy w aucie, ale nie odebrałem jej. Kiedy dotarłem do Atlanty zameldowałem się w hotelu i zadzwoniłem do Vince'a o drugiej nad ranem - "Hej Vince. Tu Steve. Oddzwaniam do Ciebie." Przedstawił mi wtedy ten sam scenariusz. Brock przechodzi po mnie bez żadnej podbudowy w zaskakującej sytuacji w prawie turniejowym meczu. Wyłożył mi to wszystko, a ja siedziałem i słuchałem go, aż powiedziałem - "Okej." Vince pomyślał, że to była zgoda na scenariusz, ale ja miałem co innego na myśli - "Okej. Mam już kurwa dość. Okej, to jest totalne gówno."
Podobna rzecz zdarzyła mi się nie tak dawno przed tym zajściem. Byliśmy w Anglii, a oni chcieli abym podłożył się Big Showowi bez żadnego storyline'u, bez żadnej podbudowy. Teraz chcieli, abym zrobił to dla Brocka. Napotkałem chyba na mur. Wtedy zdecydowałem się odejść. To nie miało nic wspólnego z Brockiem. To mógłby być którykolwiek z chłopaków. Kocham Brocka na śmierć. Jest świetnym dzieciakiem i być może będzie wielką gwiazdą w tym biznesie. Jednak najważniejsze było to - JA JESTEM STONE COLD STEVE AUSTIN. Ja przyciągam pieniądze w takich ilościach, jak nikt inny w tym biznesie. Ja sprzedałem więcej gadżetów i PPV niż ktokolwiek inny w tym biznesie. Więc Stone Cold nie powinien iść na pierwszy ogień dla Brocka Lesnara.
Jestem szczęśliwy mogąc zrobić coś dla kogoś - wtedy robi się interesy. Jeżeli znacie ten biznes i wiecie na czym on polega - to wiecie, że ja powinienem być ostatnim, który robi cokolwiek dla Brocka. To powinien być wielki mecz, a fani powinni chcieć umrzeć, aby go zobaczyć. Danie mu szybkiego zwycięstwa nade mną w telewizyjnej walce bez żadnej podbudowy, zapowiedzi, reklamy, historii…to było nie do przyjęcia. To marnowało sytuację, która mogła przyciągnąć duże pieniądze. Gdyby przygotowali podbudowę i dobry powód, aby mnie pobił, to było co innego. Gdyby to miało coś znaczyć - wysłuchałbym tej propozycji. A tak - to co nazywam idiotyczną decyzją Kreatywnych - zniechęcało mnie. To była iskra, która zapaliła dynamit. Jednak w tym samym czasie zmagałem się z wieloma innymi problemami.
Moje zdrowie dawało o sobie znać przez ostatnich sześć-osiem miesięcy. Problemy z karkiem i plecami pogarszały się, a do tego pojawiły się skurcze i drgawki w nogach. Oczywiście, nie przyznawałem się do żadnej z tych rzeczy. Ukrywałem to - nikomu nie mówiłem. Ale to były poważne problemy, a moje ciało miało już powoli dość. Nie byłem w stanie walczyć na takim poziomie na jakim bym chciał. Byłem sfrustrowany i przerażony. Czułem się słabszy niż byłem i niż chciałem być. Oprócz tych wszystkich problemów zdrowotnych przez które przechodziłem, miałem jeszcze problem małżeńskie z Debrą i dzieciakami, którzy postanowili przeprowadzić się do Anglii. Te pieprzone problem ciągle się tylko piętrzyły. Wreszcie miałem dość. Postanowiłem - odchodzę.
Powiedziałem Jimowi, że nie będzie mnie na RAW w Atlancie i nie mam zamiaru kłócić się z Vincem przez telefon. Postanowiłem nie pokazywać się na gali następnego dnia. Podkręcili mnie do maksimum. Tak szybko, jak zakończyłem wtedy telefoniczną rozmowę z Vincem, spojrzałem na Debrę i powiedziałem - "Jedziemy jutro do domu." Ona odpowiedziała - "Nie, nie, nie". Opowiedziałem jej co chcieli, abym zrobił. Potem zadzwoniłem do wydziału WWE ds. podróży, aby zmienić rezerwację lotu. To było błąd, gdyż oni za chwilę zadzwonili do swoich szefów, aby uzyskać zgodę na zmianę. Powinienem był zrobić to sam. W taki sposób JR dowiedział się o tym, a kiedy byłem na pokładzie samolotu to zadzwonił do mnie. Dodatkowo dowiedziałem się, że Debra zadzwoniła także do kogoś z biura będąc już w samolocie, przestraszona tym, że wracaliśmy do domu i powiedziała dlaczego nie będzie jej na RAW - chroniła swój tyłek. Tak to się właśnie skończyło pomiędzy mną i Vincem oraz WWE. 10 czerwca 2002 roku odszedłem z najlepszej pracy jaką miałem.
Widywałem potem ludzi, którzy mówili - "Oh, ten gość wkurzył się na federację, ponieważ nie chciał robić swojej roboty albo dlatego, że był źle traktowany." W tym świetle wyglądałem na zgorzkniałego i zajadłego. Najważniejsze jest jednak to, że byłem po prostu przytłoczony problemami, zwłaszcza tymi zdrowotnymi. Wiele osób nigdy nie będzie w stanie się dowiedzieć, jakiego rodzaju są to problemy, dopóki same przez nie nie przejdą. One wbijają Cię w ziemię. Zmienia się cała perspektywa. To co się działo w WWE było tylko częścią całości. To był ciężki czas w moim życiu, ponieważ stałem z boku, kiedy ludzie rzucali we mnie czym popadnie, moje ciało się poddawało i nie miałem innego wyjścia, aby to spróbować naprawić.
W epizodzie WWE Confidential, który wyemitowano tydzień po moim odejściu, pojawił się Vince McMahon i Jim Ross, którzy tłumaczyli moje zachowanie i odejście i spekulowali dlaczego nie spotkałem się z Vincem twarzą w twarz w Atlancie podczas tamtego RAW - dlaczego zabrałem swoje klocki i poszedłem do domu. Jim Ross powiedział widowni, że pewnego dnia prawda wyjdzie na jaw. Kiedy - tego nie wiedział. Atak na mnie był typowym zagraniem federacji w momencie, w którym wartościowy pracownik rozstaje się z nią w złych stosunkach. A może tak jest tylko w tym biznesie.
Wszyscy myśleli - "Oh, on odszedł bo był zły." NIE. Odszedłem z powodu mojego nędznego stanu zdrowia. Nikt nie zdawał sobie sprawy przez co przechodziłem. Do tego wszystko doszły przecież te cholerne skurcze mięśni w nogach. Nie wiedziałem jak mam sobie z tym poradzić. Nie chciałem o tym nikomu mówić. Miałem zadzwonić i powiedzieć Vince'owi - "Hej, Vince, tracę zdrowie." Będą sportowcem raczej tego nie zrobicie. Nie możecie pójść do swojego szefa i powiedział - "Wiesz co? Mam wiele problemów i przerzucam je na Ciebie." Ukrywałem to i ukrywałem. Aż wreszcie zmęczyło mnie to. A że wszystkie sprawy zaczęły się wtedy źle prezentować, uważałem, że to da mi wymówkę, aby odejść.
Odszedłem. Zniknąłem z tego biznesu. Było to strasznie trudne i ciężkie. WWE dało mi się świetne możliwości, ale trzymałem się swojego postanowienia. Miałem im przecież zapewniać dużo rozrywki. Płacono mi za nią, federacja także miała z tego zysk, a fani dostawali to na co wydawali pieniądze. Kiedy WWE zrobiło tę całą kampanię "Anty-Austin" przeciwko mnie to wykonali kawał dobrej roboty. Ja nic wtedy nie powiedziałem - usiadłem i przyjąłem to spokojnie. Byli mi to winni i zasłużyłem na to za sposób mojego odejścia. Ale to nie było śmieszne - to było brutalne. Siedziałem więc tak w domu przez siedem czy osiem miesięcy, pozostawałem w formie i widywałem się z lekarzami. Vince zostawił mi raz wiadomość, ale byłem tak wciąż na niego wściekły, że nie oddzwoniłem. Nie dzwoniłem do nikogo. Siedziałem w tym domu uparty jak osioł, ponieważ czułem, że byłem grzebany raz po raz. Chciałem tam siedzieć do momentu, aż coś się wreszcie ruszy.
I pewnego dnia to się stało. Dostałem kartkę pocztową od Jima. Wysłał mi ręcznie napisaną notatkę - "Jestem na miejscu. Jeżeli czegoś potrzebujesz nie miej oporów przed zadzwonieniem. J.R." Wtedy właśnie podniosłem słuchawkę i zadzwoniłem do Jima i rozmawialiśmy przez ponad dwie godziny o moim obecnym życiu i o tym co może się wydarzyć.
- "Jest jakakolwiek szansa, abyś spotkał się z Vincem i porozmawiał o tym, jak to wszystko Cię wkręciło? Wiem, że to nie było zakończenie, którego chciałeś." - powiedział J.R.
- "Tak, z chęcią z nim porozmawiam i dowiem się dlaczego to się tak potoczyło i on może mnie zapytać o to samo." - odpowiedziałem.
- "Porozmawiam z nim i zobaczę co da się zrobić. Zadzwonię do Ciebie później."
Udało się Jimowi ustawić spotkanie. Miało ono miejsce miesiąc później, kiedy RAW zawitało do Houston. Biuro WWE zorganizowano w Westin Hotel. To była duża sprawa, więc przybyłem tam wcześniej niż zwykle. Siedząc tam i czekając oglądałem ESPN. Po chwili wszedł Vince. Wyobraźcie sobie tę niekomfortową sytuację dla mnie jakieś siedem-osiem miesięcy po "opuszczeniu" pracy. Jednak uścisnęliśmy się, uścisnęliśmy dłonie, a on zapytał, jak sobie radzę. Było to jedno z tych dziwnych spotkań, gdzie on owijał trochę w bawełnę. Potem zaczęliśmy rozmawiać o obecnych programach i w jaką stronę mogą one pójść.
Wreszcie, kiedy obaj usiedliśmy na kanapach, od zapytał - "Co się stało?" Wtedy otworzyłem się przed nim i wylałem wszystkie frustracje odnośnie prowadzenia mojej postaci. Jednak nic nie wspomniałem mu o moich problemach zdrowotnych. Zapytał czy mógłbym rozważyć powrót, a ja odpowiedziałem - "Rozważę powrót, ale w nie w aktywnej ringowo roli." On odpowiedział - "Cóż, tak pracują Kreatywni. Wrzucają Cię w storyline i jesteś z powrotem w ringu." Przeprosiłem go także za moje zachowanie i za to jak odszedłem.
Razem z Vincem mamy taką relację, że ja zrobię dla niego wszystko. Na stopie osobistej - kocham gościa na zabój. Jeżeli jednak przechodzimy do interesów - on musi zrozumieć pewne rzeczy. Nie lubię się chwalić, ale wiem ile zrobiłem dla tego biznesu i mam tak samo wybujałe ego jak on. To wszystko było sprawką Jima, naszego zewnętrznego sędziego - on wsadził nas w tę "walkę". Uścisnęliśmy się, porozmawialiśmy o tym co poszło źle, a na koniec zakopaliśmy topór wojenny.
- "Hej, Vince. Myślałem o zrobieniu jakichś osobistych wystąpień. Nie chcę robić tego za Twoimi plecami, więc je odpuszczę. Czy mogę jednak je zrobić?"
- "Oczywiście! Daj nam znać, jeżeli możemy pomóc Ci w ich promocji. Nie ma z tym problemu. Jeżeli mogę coś zrobić, daj znać, a się tym zajmę."
Ponownie uścisnęliśmy dłonie i pożyczyłem mu dobrego show. Oni poszli na RAW, a ja obejrzałem je sobie w telewizji.
To była niezwykła ulga. Cholera - kocham Vince'a w jakiś dziwny sposób. On dał mi wiele możliwości i przekazał wiele mądrości. To była świetna robota. Miałem przy niej tyle zabawy i śmiechu. Ufałem mu kiedy walił w moją głowę krzesłem i vice versa. Ja sprawiłem, że nosił szwy i nawzajem. Nie bał się robić tego samego o co prosił mnie czy inne osoby. To było na zasadzie pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Jest moim szefem, ale między nami zawsze było po równo. Cóż, no może pięćdziesiąt jeden do czterdziestu dziewięciu. To było bardziej osobiste niż profesjonalne, ponieważ wiedziałem, że będę ograniczony po powrocie. A tak, jak powiedziałem - Vince traktował mnie jak złoto.
Myślę, że zachowanie Stone Colda w telewizji było odzwierciedleniem zachowania Vince'a w prawdziwym życiu. Dlatego też nasza współpraca układała się dobrze i była między nami chemia. Vince jest silnym i idąc naprzód gościem, który chwyta byka za rogi i dostaje zawsze to co chce. Jest sprytny i przenikliwy. Wolę mieć go każdego dnia po mojej stronie niż przeciwko. Były też między nami jakieś napięcia i animozje. Jednak jeżeli nigdy nie miałbym wrócić do WWE ponownie, obaj pozostalibyśmy przyjaciółmi. On wciąż ma do mnie szacunek i ja go również szanuję.
Wróciłem do WWE dlatego, że nie chciałem odejść w taki sposób w jaki odszedłem w czerwcu. Nie lubię porzucać niczego. Chciałem wypełnić swoje zobowiązania - może nawet bardziej z powodu mojej lojalności w stosunku do Vince'a niż z chęci pozostawienia spuścizny Stone Colda. Chciałem to zrobić we właściwy sposób - tak abym nie czuł, że zawiodłem Vince'a i fanów. Nie chciałem wykiwać Vince'a. To było najważniejsze. To był powód mojego spotkania z Vincem po tym liście od Jima. Pomyślałem wtedy, że może trzeba zacząć pracować nad powrotem.
W magazynie RAW pojawił się artykuł zatytułowany "Dlaczego Stone Cold odszedł?" Słyszałem, że ten egzemplarz był najlepiej sprzedającym się egzemplarzem magazynu od lat. Wszystko co powiedziałem wtedy w wywiadzie było prawdą. Wreszcie mogłem wyjawić całą historię. Nie znalazła się też żadna osoba, która podeszła i powiedziała - "Hej, ten artykuł ssie." Wszystkim się podobał. Oczywiście nie wspominałem o problemach z karkiem i plecami ani o sprawach osobistych. Wszystko razem było prawdziwym czynnikiem mojej decyzji o odejściu. Nie opuściłem federacji tylko dlatego, że jakieś scenariusze nie było odpowiednio zrobione, jak myślała większość osób. Ta część przelała tylko czarę goryczy.
Kiedy powróciłem na RAW podszedłem do każdego z tych chłopaków - nawet tych, którzy mówili niezbyt przychylne rzeczy w magazynie WWE, na RAW czy w WWE Confidential. Spojrzałem każdemu głęboko w oczy i uścisnąłem dłoń. Większość z nich przyjęła mnie i była zadowolona z mojego powrotu. Kilku gości nie chciało ze mną rozmawiać, ale to był ich przywilej. Nie chcę wymieniać ich z nazwisk, ponieważ nie mam zamiaru zrzucać heatu na któregokolwiek z nich. Jednak kiedy spotkałem się z tamtymi chłopakami, porozmawialiśmy prywatnie o tym wszystkim. Tą samą rzecz powtórzyłem na pierwszym PPV po powrocie, gdzie spotkałem zawodników z brandu SmackDown! po raz pierwszy od kilku miesięcy. Było też kilka osób, które wziąłem na bok lub które wzięły mnie, ale zakopaliśmy również topór wojenny. W artykule powiedziałem - "Hej, to nie był mój czas. Miałem poważne problemy osobisty. Czułem, że biegnę na ścianę."
Zawsze miałem dobre relacje z Chrisem Jericho. Pozostawaliśmy w kontakcie. Podobnie miałem z Chrisem Benoit czy Eddiem Guerrero. Byli to chłopacy, którzy również wiedzieli, jak to jest być wykorzystywanym przez system tak, jak to miało miejsce z nami w WCW. Wiedziałem, że z ich strony nie doznam heatu. Najważniejsze jest to, że zrobiłem to co zrobiłem. Część ludzi to zrozumie, część nie, ale tak to się odbyło. Wyglądało na to, że większość osób była zadowolonych z mojego powrotu, a ja byłem szczęśliwy mogąc ich znów zobaczyć.
Jim Ross - "Osobiście nie chciałem kręcić tego materiału do WWE Confidential, kiedy Steve odszedł, ale miałem swoją robotę do wykonania. Pierwszą rzeczą, którą powiedziałem, kiedy usiadłem i taśma zaczęła nagrywać, było to, że bardzo nie chcę robić tego wywiadu. To się nie ukazało. Powiedziałem to co czułem i myślałem nad każdym słowem. Nie chciałem, żeby to się ukazało, ale mam nadzieję, że kiedyś dowiemy się dlaczego jednak poszło. To nie był dobry dzień w biurze. Ocierałem łzy kiedy wracałem do domu. To było bardzo osobiste wyzwanie i mam nadzieję, że nigdy nie będą musiał go doświadczyć ponownie."
#34: Dlaczego Steve opuścił WWE?
Komentarze (0)
Skomentuj stronę