Behind the Mask to autobiografia Rey'a Mysterio Jr. Rey opowiada trochę więcej o ECW i jej kilku gwiazdach, wspomina o tym, dlaczego nosił stroje superbohaterów.
SANDMAN
Sandman to był kolejny fajny gość, bardzo w porządku do samego początku. Byłem z nim na imprezach i bardzo dobrze to wspominam. Jednak był kolejnym gościem, który miał swój świat. Zawsze - ale to zawsze - miał w dłoniach piwo i fajki. Żył swoim gimmickiem. Młodsi fani wrestlingu mogli nie mieć możliwość widzenia jego stylu pracy. Miał ostry charakter i był jednym z tych, którzy pomogli ECW zyskać taką samą reputację. Palił papierosy i pił piwo - na arenia, na ringu, w trakcie gali. Miała także swój rozpoznawczy przedmiot - kij do kendo. Kije takie nazywane były Singapore Cane, ponieważ w tym czasie pojawiła się w wiadomościach taka historia, że pewien dzieciak został w Singapurze skazany na chłostę takimi kijami zamiast kary do więzienia za popełnione przestępstwo. Sandman miał także feud z Cactus Jackiem i wtedy widziałem, jak w walce użyto drutu kolczastego. To wszystko w tamtym czasie było nowe, wręcz w pro wrestlingu nowatorskie. Wciąż czasami wracam do tamtych czasów i oglądam stare kasety. Oni byli niewiarygodni.
Myślę, że Sandman nie miał żadnych ograniczeń, żadnych limitów. Jego nastawienie był zawsze następujące - "Pieprzę to. Zrobię to." Niewiarygodne. Takim typem człowieka właśnie był. I co prawdziwe - jeżeli uczestniczyłem w bójce w barze, a Sandman tam był, wspierał Ciebie choćby nie wiem co. Nawet jeżeli nam obu skopano by tyłki. To zabawne, ale zgodnie z legendą, były w tym czasie wiele różnych bójek barowych. Jednak, przysięgam na Boga, nigdy żadnej na oczy nie widziałem, ani w niej nie uczestniczyłem. Kiedy ja byłem w barze nie było żadnych bójek - od Meksyku przez ECW, WCW po WWE. Nie chcę powiedzieć, że "nie było", były, oczywiście. Jednak z jakichś powodów każda mnie ominęła. Albo zaczynały się po moim wyjściu, albo były w ten dzień, w który mnie nie było w barze. Myślę, że to przez to moje parszywe szczęście.
CACTUS JACK I SEBU
Cactus Jack, czyli Mick Foley, walczył wtedy w ECW. Robił najbardziej dzikie rzeczy, przekraczając granice nie tylko te wrestlingowe, ale także te ekstremalne. W tym czasie trzymał się sam. Dopiero podczas drogi mogliśmy się lepiej poznać. Jednak byłem pod wrażaniem tego, że on wiedział kim ja byłem.
Foley to prawdziwy uczeń wrestlingu. Z pewnością w tamtym czasie nie było nic, o czym on nie miałby pojęcia. Przy tych wszystkich zwariowanych rzeczach był bardzo poważny, kiedy wchodził do ringu. Jedną rzecz można powiedzieć o wielu wrestlerach, naturalnie dobrą: jest w nich o wiele więcej rzeczy niż widać na pierwszy rzut oka. Oczywiście Micka poznałem lepiej dopiero później w WWE. W ECW poznałem tak wielu ludzi, z którymi potem przecinały się moje drogi. Jednym z najbardziej znanych był Steve Austin. Oczywiście mieliśmy do siebie szacunek, ale w tamtym czasie nie mieliśmy zbyt wiele okazji to wspólnej pracy.
Z drugiej strony więcej szans do współpracy miałem, podczas gal ECW oraz występów niezależnych w północnej Kalifornii, z Sabu. Byliśmy w dobrych stosunkach. Kiedy przyszedłem do ECW on wiedział kim jestem, więc musiał mnie wcześniej obadać. Z kolei on był na wszystkich kasetach ECW, które oglądałem, więc ja wiedziałem kim on jest. Sabu był twardym gościem. Większość fanów znających historię ECW prawdopodobnie słyszała opowieść o tym, jak skleił sobie taśmą szczękę podczas walki z Sandmanem. Miał także dwukrotnie złamany kręgosłup, przynajmniej o tylu razach wiem. Był niewiarygodną wrestlingową maszyną. Jego lotniczy styl walki dobrze pasował do mojego, a kiedy byliśmy obaj w ringu dawaliśmy fanom powietrzne show, którego pewnie do końca życia nie zapomnieli. Słyszałem o Sabu od Damiana, który pracowałem razem z nim i jego wujkiem, The Sheik, w Japonii. Staliśmy się nawzajem fanami, a ja po dziś dzień lubię oglądać jego walki z kaset.
W 2007 roku miałem okazje pracować z nim ponownie podczas PPV - One Night Stand. Byłem wtedy mistrzem (World Champion), a pas był stawką walki. Przebił mnie wtedy przez stół wykonując DDT, po czym wyleciałem poza ring. Użył przy tej akcji tak wiele siły, że nie tylko mnie przerzucił przez stół i zrzucił z ringu, ale sam zebrał siłę tego uderzenia. Medycy przybiegli, a walka została przerwana. Gdyby nie to, zapewne wygrałby tą walkę. Miał tej nocy w sobie prawdziwy ogień. Gala odbywała się w Nowym Jorku, gdzie byli znakomici fani. Wielu z nich było fanami ECW, dopingującymi jego, pomimo tego, że mistrzem byłem ja. Tak po prawdzie, żałuję, że gala nie odbyła się w Filadelfii na starej arenie. Atmosfera i widzowie na pewno uczyniliby galę jeszcze lepszą.
Oczywście, obecni fani ECW dorośli i te wszystkie szalone rzeczy przestały ich tak bardzo kręcić, wolą trochę spokojniejsze, stonowane. Nie odbierzcie mnie źle. Naprawdę doceniam obecnych fanów wrestlingu. Są zorientowani i stają za swoimi ulubieńcami. Jedna w tamtym czasie, kiedy "extreme" było czymś nowym, to było nową płaszczyzną do odkrycia dla wszystkich.
JOEY STYLES
Jedną z osób, które naprawdę pomogły mi w ECW był Joey Styles. Joey zaczynał, jako komentator w ECW w mniej więcej tym samym czasie, kiedy ECW zmieniało nazwę z Eastern Championship Wrestling na Extreme Championship Wrestling. Kiedy ja tam wkraczałem, on był człowiekiem-instytucją. Nazywał każdą moją walkę. Miał nazwę dla każdej mojej akcji. Przysięgam, że nawet wymyślił kilka i sprawił, że brzmiały dobrze. Jego komentarz zaostrzał walkę. Nie przestawał. Zabierał Cię jakby na przejażdżkę rollercoasterem. Sprawiał, że wyglądaliśmy i brzmieliśmy dobrze i myślę, że dawał wiele rozrywki osobom przed telewizorem. Emocje były w nim prawdziwe.
Pamiętam, kiedy wróciłem do domu i obejrzałem PPV - November to Remember i byłem cały podekscytowany z powodu jego komentarza. "Oh, My. God!" ("Oh. Mój. Boże!") - to był jeden z jego tekstów. Miał perfekcyjne wyczucie sytuacji. To nie jest łatwa rzecz do wykonania. Mogę Wam to powiedzieć z pierwszej ręki, gdyż kilka razy zasiadałem za stołem komentatorskim z mikrofonem. Jestem pewien, że gdybyś postawił Joey'a na ringu i zapytał czy wykona kilka moich akcji, to powiedziałby, że nie ma takiej opcji. Mogę powiedzieć dokładnie to samo na temat wykonywania jego pracy. Po dziś dzień, kiedy go spotykam, rozmawiamy o moich starych akcjach z ECW. Jest wielkim fanem i wiele razy przypominał mi o akcjach, których nawet nie spróbowałem wykonać, a do tego przekonywał mnie, abym je wykorzystywał.
BEZ PROBLEMÓW
Po tym, jak z Psicosisem udowodniliśmy, że widzowie dobrze reagują na styl lucha libre, sprowadzono kilku innych zawodników z AAA. Pamiętam, kiedy w szatni pojawił się pierwszy raz Juventud Guerrera. Miał wtedy bardzo długie czarne włosy. Kiedy ubierał się na walkę Tommy Dreamer zobaczył go właśnie od tyłu. Zagwizdał, podszedł do niego i powiedział - "Hej, kim jest tak fajna laska?" Podszedł do niego chcąc się przedstawić. Jaki szok przeżył, kiedy Juventud się obrócił. Mało nie umarliśmy ze śmiechu.
W ECW było to zrozumiałe. W tamtym czasie w szatni ECW przebywało wiele kobiet. O tak. Dziewczyny, które brały udział w gali nie przebierały się z nami, ale wszyscy byliśmy razem w jednym wielkim pomieszczeniu. To była jedna wspólna fajna szatnia. Paul E. miał przemowy tuż przed rozpoczęciem gali. Była taka klatka schodowa, która prowadziła wprost do jego biura. Heyman wychodził, schodził kilka schodków i wtedy dostawaliśmy szybki wykład. Kończył najczęściej w ten sam sposób - "No dobra. Rozruszajcie tych skurwysynów!" I po tym wychodziliśmy.
ECW
Pro wrestling w tym czasie eksplodował w Stanach. WWE, wtedy jako World Wrestling Federation, szło łeb w łeb z WCW. Te dwie federacje miały główne sloty telewizyjne i dużo pieniędzy do wydania. To raniło ECW wielokrotnie. Z jednej strony kusili talenty przejściem. To było dobre dla zawodników - to mi pomogło - ale stawało się walką o przetrwanie ECW. Jest wiele sposobów na dowiedzenie się o historii ECW, jeżeli jesteście zainteresowani. Jednym z nich jest dwupłytowe DVD wypuszczone przez WWE - The Rise and Fall of ECW. Pod tym samym tytułem została także napisana książka przez Thoma Lovarro. Lovarro rozmawiał z wieloma oryginalsami ECW - między innymi: Paul E., Tazz i Tommy Dreamer. Ostatecznie federacja upadła finansowo. Ogłosiła bankructwo w 2001 roku. Wtedy już mnie w ECW nie było, ale słyszałem wiele historii o tym, jak nie płacono wrestlerom. Nie rozliczam ich, ale sam wiem, że nie miałem żadnych problemów. Zawsze było płacone w terminie i sprawiedliwie i zaraz po walce. Dla nas zawsze była to gotówka. Nigdy nie miałem problemów z Heymanem. Zawsze załatwiał bilety samolotowe, hotele i płacił po każdej gali. WWE przejęło ECW i wskrzesił zachowując część starego ducha. Może najlepszym świadectwem jest to, że ten brand wciąż przyciąga fanów ze starych czasów, kiedy to ciasna hala koło autostrady była ich domem.
MEKSYK
Kocham amerykański wrestling, a także bycie pomiędzy amerykańskimi wrestlerami i możliwość używania mojego ojczystego języka. Jazda tam i z powrotem oznaczała pracę przez cały czas, jednak z jakichś powodów nie czułem się zmęczony. Kiedy jest się młodym i cały świat jest dla Ciebie otwarty - zwłaszcza, kiedy żyjesz swoim marzeniem tak, jak ja - nie masz czasu na bycie zmęczonym.
Meksyk wciąż był moją bazą. Miałem tam dużo następców i oczywiście znałem wszystkich zawodników. Dorastałem z nimi. A co najważniejsze, nie okazywali żadnej zazdrości, ani czegoś podobnego. Byli mniej więcej tacy - "Rey, dalej, w drogę, tak!"
WRESTLING MEKSYKAŃSKI VS. AMERYKAŃSKI
Ludzie często mnie pytają o różnice pomiędzy tymi dwoma stylami wrestlingu. Jest to ciężkie do wytłumaczenia. Konnan lubił mówić, że wrestling w Stanach zawiera wiele psychologii i opowiadania historii, podczas gdy meksykański skupia się częściej na samych spotach i walkach. Mówił - "Amerykański wrestling zachowuje pozory logiki. Meksykański - nie ma logiki. Jest dużo komedii i kiepskich rzeczy." Zwykle, kiedy to mówił to śmiał się, chociaż zwykle jest bardzo poważny. Można to opisać tak - meksykański wrestling jest jak jazda autostradą przy 180 km na godzinę, natomiast amerykański - malownicza jazda pociągiem. Z pomocą takich osób, jak Dean Malenko i Chris Benoit oraz kilku innych, próbowałem to co najlepsze w meksykańskim wrestlingu - nurkowania, skoki, wysokie loty - przenieść do amerykańskich logicznych walk. Miałem nadzieję, że wtedy amerykanie bardziej docenią lucha libre.
STRÓJ SUPERBOHATERA
To było w tym czasie, kiedy zaczynałem nosi coraz to bardziej wyszukane stroje. Jeżeli cofniecie się do wczesnych taśm ECW i meksykańskich walk z tego samego okresu zobaczycie, że nosiłem pelerynę. Wtedy naprawdę przyjąłem gimmick superbohatera. Miałem pelerynę Supermana i Batmana oraz kilku innych. Miałem pomysł na dobre zaprezentowanie siebie, trochę inne - a nie bycie mną. Każdy wiedział kim jest Batman czy Superman, a do tego myślę, że kostiumy dawały młodszym fanom jakiś punkt zaczepienia się na mojej postaci. Najzabawniejsze jest to, że nawet dzisiaj wielu fanów wspomina tamte peleryny - "Hej, Widziałem Ciebie noszącego pelerynę Batmana. Hej, to był fajne." Więc myślę, że to zadziałało.
Po kilku latach postanowiłem wprowadzić moje stroje na wyższy poziom, ale wciąż kochałem superbohaterów i wiele razy oddawałem im hołd moimi strojami. Wszystkie moje stroje na WrestleManiach, poza jednym, były inspirowane właśnie superbohaterami. Stroje były albo wzorowane, ale zaprojektowane przeze mnie, jako chęć oddania hołdu. Na mojej pierwszej WrestleManii w WWE miałem strój Daredevila. To było zaraz po wypuszczeniu filmu z Benem Affleckiem. Oddawałem hołd także innym postaciom - Silver Surfer, Incredible Hulk czy Iron Man. Kochałem te filmy, a zwłaszcza postacie i komiksy, na których one bazowały.
Muszę się przyznać, że później moje najlepsze pomysły czerpałem od moich dzieci, które dzieliły się przemyśleniami na temat moich strojów. Pytałem je, kogo chcieliby zobaczyć, stąd właśnie pomysł na Iron Mana. Bardzo ważne jest trwanie przy swoim i robienie czegoś innego, a stroje mi to ułatwiały. Są także dobrym sposobem na pozostawanie w kontakcie z moimi młodszymi fanami.
HOŁD DLA NASZYCH PRZODKÓW
Jednak są i poważne strony noszenia kostiumów, tak jak i poważna strona mnie. Kiedy zdobyłem pas World Heavyweight na WrestleManii 22 w 2006 roku, miałem na sobie specjalny strój stylizowany na azteckiego wojownika. Dla mnie, było to powiązanie z dziedzictwem. To był pomysł, który nosił w sobie od długiego czasu. Wtedy Canek - The Mayan Prince - nosił bardzo kolorowe stroje nawiązujące do oryginalnych mieszkańców Północnej i Południowej Ameryki, zwłaszcza do Majów. Chciałem użyć tego na swój własny sposób.
Mój strój azteckiego wojwnika był bardzo wyszukany i przygotowany przez kogoś z Meksyku. Moja żona i mój przyjaciel Emiliano - który miał własny wrestlingowy magazyn w Meksyku - znalazł sprzedawcę w Mexico City, który wykonał go dla mnie, kiedy byliśmy tam podczas trasy. To jest wyszukany, szyty na miarę kompletny strój z dodatkami. Kosztował kilka tysięcy dolarów, ale nic się z nim nie może równać. Dla dobrego porównania, moje regularne stroje kosztują od kilkuset do ośmiuset dolarów. One także są wykonane ręcznie na miarę. Tamte był tak wyszukany i wyjątkowy, że miałem go na sobie tylko raz. Czekam na odpowiedni moment, aby ubrać go ponownie. On ma pewne znaczenie, które ciężko jest opisać. Prawie magiczne - za każdym razem kiedy go zakładam, wchodzi we mnie duch azteckiego wojownika.
STROJE I RÓŻAŃCE
Moje stroje były wykonywane przez dwóch moich przyjaciół - w Meksyku robił je Gustavo Bucio, w Japonii - Hayashi. Obaj to świetni krawcy z odmiennymi stylami i smakami. Hayashi lubi dodawać kryształki i inne małe kamienie, czyniąc strój bardziej zawiłym. Bucio jest bardzo dobry w wyszukiwaniu egzotycznych kolorów i materiałów. Projekty pochodzą z wielu różnych miejsc. Jedna z moich masek bazowała na masce noszonej przez wuja. Dodałem tylko krzyż i kalendarz aztecki do jego sokoła, czyniąc projekt własnym. Moje maski i stroje zmieniają się cały czas, ale niektóre elementy przewijają się cały czas. Poza krzyżem, zawsze zobaczycie różaniec. Koraliki różańca mają specjalne przeznaczenie dla Katolików, którym pomagają utrzymać drogę w trakcie ich modlitwy na różańcu.
Zawsze byłem bardzo religijny. Każdej nocy przed pójściem do łóżka, klękałem i modliłem się. Pamiętacie Hogana modlącego się w ringu? Dla mnie to jest prawdziwe. Klękam i modlę się przed wejściem także do ringu. Więc dla mnie korale różańca są symbolem ochrony. To samo stwierdzili pewnego razu moim fani. Podczas powrotnej drogi z ringu jeden z nich założył na moją szyję różaniec. Teraz mam okazałą kolekcję różańców - różne kolory, różne rozmiary, jedne drewniane, inne metalowe albo kryształowe. Jeden z moich ulubionych przybył do mnie z Watykanu i był pobłogosławiony przez samego Ojca Świętego. To był miły hołd. Raz zdarzyło mi się udać w trasę bez moich korali różańcowych i czułem się tak, jakbym nie był chroniony. Nie czułem się pełen. Zadecydowałem, że choćby nie wiem co, nigdy nie wyruszę w trasę ponownie bez nich - dlatego wykonałem sobie tatuaż różańca na mojej klace. Będę ze mnę gdziekolwiek pojadę.
Dla wielu Katolików, jak i dla mnie, medaliki mają duże znaczenie. Trzymam je w małej szklanej walizeczce i zabieram wszędzie gdzie pojadę. Jest tam mały drewniany krzyżyk, który dostałem od fana z Włoch podczas mojej wizyty w Rzymie. Jest także figurka Świętego Judy Apostoła, patrona cudów i spraw przegranych - ulubionego świętego mojej żony. Myślę, że nie dlatego, że ja jestem taką przegraną sprawą. Ona dała mi go, abym pamiętał o ochronie ze strony świętych. Z jego pomocą, i pomocą Boga, wyjeżdżam każdego tygodnia i wracam bezpieczny do niej i do rodziny.
NIE WIERZĘ W ZŁO
Muszę wspomnieć, że czaszki i szkielety, które mam na strojach i maskach nie reprezentują zła. Nie mają z nim żadnego powiązania. Przypominają mi o naszej śmiertelności i są oddaniem hołdu dla naszych przodków, którzy odeszli. Świadomość śmiertelności i życia wiecznego jest bardzo ważna dla Katolików, zwłaszcza dla nas - Meksykan. Każdego 2 listopada świętujemy Dzień Wszystkich Dusz (All Souls' Day - w Polsce to Dzień Zaduszny - od red.) - znany też jako Day of the Dead lub El Dia de los Muertos. Dzień wcześniejszy, to Dzień Wszystkich Świętych. Dzień Wszystkich Świętych, znany jest także jako All Hallows i zbliżony do Halloween. W Meksyku odbywa się wtedy wielka celebracja z okazji obu tych dni - Wszystkich Świętych i Wszystkich Dusz. Są to festiwale większe niż jakiekolwiek imprezy Halloween w Stanach. Wszystkie kultury mają podobne rzeczy.
GWIAZDA W MEKSYKU
Wracając do tamtego momentu mojej kariery - wczesny 1996 rok - zaczynałem przeradzać się z krajowej meksykańskiej gwiazdy w międzynarodową gwiazdę znaną w Japonii czy Stanach. Występy za granicą dodawały mi wiarygodności w Meksyku. Lokalne wrestlingowe czasopisma pisały wiele historii na temat moich wyjazdów z Psicosisem do Stanów. To podnosiło mój prestiż w Meksyku. Zacząłem walczyć w walkach wieczoru z największymi gwiazdami federacji, prawdziwymi legendami lucha libre…
Behind the Mask: Mały superbohater z azteckimi korzeniami
Komentarze (7)
Skomentuj stronęŁał! co za tempo! Wytrwałości, oby tak dalej :>
Uwielbiam te wszystkie kawałki o tym co się działo za tamtych czasów w ECW. Dla osób, które oglądają Fed Heymana obecnie, na starych kasetach lub walki ściągane z netu - może się on nie wydawać niczym wyjątkowym, ale wówczas była to genialna Federacja, która (ucz się, Dixie!) znalazła na wrestlingowym rynku niszę i świetnie się w nią wpasowała, wyznaczając nowe trendy w mainstreamowym wrestlingu. Do teraz nie znalazłem innej Federacji, która tak idealnie łączyłaby w sobie techniczny wrestling z hardcore'em i H-F. Swojego czasu CZW szło w tym kierunku, ale postawili bardziej na ultraviolent i czar (jak dla mnie. Bo uwielbiam dobry hardcore, ale ultraviolent trąci już dla mnie "kaskaderką") prysł.
W kwestii Sandmana i jego luzackiego podejścia (zawsze fajka i browar w łapie), to w praktyce nie wyglądało to już tak miętowo, bo Fullington bardzo często walczył napierdolony i zdarzało mu się knocić swoje akcje i czasami nawet kontuzjować przez to oponentów.
Nie zmienia to faktu, że gość był widowiskowym wariatem, bo chociaż nigdy za specjalnie nie ceniłem go za wrestlingowy warsztat (a był on bardzo przeciętny), tak za odgrywanie gimmicku i gotowość do największego poświęcania swojego ciała dla dobra widowiska - jak najbardziej.
Co do sytuacji z Juvim, to się nie dziwię, że Dreamer mógł się nabrać (chociaż to, że wkręcił się już drugi raz - wcześniej myląc Reymonda z laską - daje trochę do myślenia :lol: ). Juventud miał ogólnie bardzo dziewczęce rysy i pamiętam, że nawet mój ojciec, jak jeszcze w dawnych czasach oglądał ze mną sporadycznie WCW, to mówił, że chłopak wygląda jak dziewczyna (i nie była to tylko kwestia włosów).
Odnośnie tego stroju Rey'a na WrestleManii (Aztecki Wojownik) to faktycznie był wyjebany w kosmos i Mysterio w długim indiańskim piuropuszu wyglądał naprawdę majestatycznie. Świetny pomysł i zajebisty efekt wizualny.
Cytat: -Raven-
[youtube]http://www.youtube.com/watch?gl=PL&v=SomMn1qK23M[/youtube]
dla tych, którzy chcieliby zobaczyć ten strój z WM22, gdzieś 4-5 minuta
Dla mnie to właśnie było świetne w ECW. Gimmick bardzo często oddawał prawdziwy charakter wrestlera przez co wszystko stawało się naturalne, a wg mnie to co w wrestlingu wydaje się być prawdziwe i realne jest najbardziej godne uwagi.
oj...Dreamer nie miał szczęscia do kobiet
Cytat: opcjonalnie
Wręcz przeciwnie, bo finalnie ożenił się przecież z Beulah (tak więc zdecydowanie można go nazwać "szczęściarzem") :wink:
Znów narobiło mi się zaległości z artykułami, więc czas to nadrobić, zwłaszcza, że zaraz kolejne rzeczy z okazji urodzin ;)
Fragment bardzo fajny.
Zdziwiło mnie to co Rey pisał o dzisiejszych fanach, bo tak trochę ich skrytykował. Widac też, jak duży sentyment ma do ECW i tego co się tam działo, a na pewno się działo (chociaż jak sam wspomniał bójki go omijały, ciekawe czemu ;p).
Dość dużo też poświęcił Rey czasu na opis strojów i widać, że ma to dla niego duże znaczenie. Zresztą, ja też zawsze czekam na WMkę, by zobaczyć co nowego pokaże Rey i zawsze bardzo podobają mi się jego pomysły.