Behind the Mask: O krok od śmierci w Chinach, Intercontinental Champion

MÓJ BICEPS
W 2008 roku, kiedy wypracowywałem sobie drogę do US Title, pojawił się problem z ramieniem. Byliśmy w trakcie touru po Ameryce Południowej - Panama, Kostaryka, Chile. Byłem w ringu z drużyną Edge'a - Hawkinsem i Ryderem, a w moim narożniku stał Kane. Pamiętam to bardzo dobrze. To był 13 lutego, ale nie piątek. Złapałem któregoś z przeciwników - nie pamiętam czy Curta czy Zacka - chciałem wepchnąć w narożnik. Kiedy pchnąłem go, delikatnie, tak, aby poczuł tylko trochę siły i poszedł ze mną odczułem, że coś jest nie tak. Zaczął mnie ciągnąć biceps. Kiedy przeciwnik uderzył w narożnik, ja spróbowałem podnieść ramię. Nie ruszało się. Próbowałem jeszcze raz i dalej nic. Spojrzałem na nie. W miejscu, w którym powinien być mój biceps była wielka dziura. Na górze ramienia miałem wielką kulę. Spojrzałem na nią, spróbowałem wyprostować ramię i napiąć mięśnie. Nigdy wcześniej nie miałem zerwanego bicepsa, więc nie wiedziałem co się dzieje. Czułem się, jakbym doznał skurczu mięśnia. Powiedziałem do sędziego, że chyba coś mi się stało, bo czuję się dziwnie. Po zmianie, zsunąłem się na podłogę. Moje ramię nie odpowiadało, nieważne jak bardzo próbowałem. Zdałem sobie sprawę, że naprawdę nie jest dobrze. Do końca walki zostało kilka minut. Po chwili wróciłem na ring, aby zakończyć walkę pinem. Po zejściu do szatni usłyszałem od lekarzy - "O kurwa, człowieku. Rozerwałeś to. Nie masz mięśnia." Nie przyjmowałem tego do wiadomości.

Następną rzeczą, którą pamiętam był lot na Florydę do doktora Andrewsa. W L.A. dołączyła do mnie żona oraz kuzyn Art Morales. Mogłem przy okazji spędzić Walentynki z żoną. Jednak ból był bardzo odczuwalny. Moje ramię zrobiło się sine. Rano miałem wizytę u doktora. Andrews od razu stwierdził, że mam zerwany biceps, ale potrzebowałem jeszcze dodatkowego prześwietlenia, aby potwierdzić diagnozę. Miałem już wielokrotnie przeprowadzony rezonans magnetyczny (MRI) i bardzo nie lubiłem tej kapsuły. Czułem się w niej bardzo niekomfortowo, gdyż przez długi czas musiałem leżeć w jednej pozycji. Ta maszyna wywołuje klaustrofobię. Technik już na początku mnie zniechęcił, mówiąc, że rezonans bicepsa jest najbardziej nieprzyjemną rzeczą, ze względu na pozycję, w której muszę leżeć. Spędziłem w tej komorze ponad półgodziny. To było uczucie gorsze niż przyjęcie Tombstone Pildriver od Undertakera. Wsadzili mnie w pozycji na Supermana do tej maszyny, z tym, że leżałem na boku, a nie na brzuchu. Połowa mojego ciała była w, a druga połowa poza urządzeniem. I tak przez ponad trzydzieści minut. W myślach mówiłem do siebie, że muszę się zrelaksować i nie ruszać. Najgorsze było w tym wszystkim to, że gdybym się poruszył i w jakiś sposób zepsuł to badanie, to musiałbym przechodzić przez nie raz jeszcze. Szczęśliwie udało mi się za pierwszym podejściem. Lekarz ostatecznie potwierdził, że jest to zerwanie bicepsa.

To był bardzo gorący okres w WWE, gdyż zbliżaliśmy się do kolejnej WrestleManii. Nie mogłem przecież jej opuścić, zwłaszcza, że rok temu także nie walczyłem z powodu kontuzji kolana. Zapytałem doktora, jak długo mogę jeszcze powalczyć przed operacją. Andrews odpowiedział, że dwa może trzy tygodnie, ale potem nie będą już w stanie tego nigdy naprawić. Zmusiłem siebie, aby zawalczyć na No Way Out w Las Vegas przeciwko Edge'owi, a potem na SmackDown! w San Diego. Potem udałem się do doktora Chowa, który miał poskładać moje ramię do kupy. Nie miałem konfliktu z doktorem Andrewsem. Chciałem jedynie być bliżej domu, gdyż łatwiej mi było podróżować niż na Florydę. Doktor Chow zastosował nowy sposób leczenia zerwanego bicepsa i obiecał, że rehabilitacją będzie krótsza niż normalnie - cztery tygodnie. W przypadku starego sposobu trwałoby to znacznie dłużej. W jego ustach brzmiało to bardzo dobrze.

Taki był plan lekarze, jednak moje ramię miało zupełnie inny. Tydzień po operacji byłem gotów, aby polecieć do Włoch w celu promocji naszej gali. Razem z żona spakowaliśmy się i byliśmy na kilka godzin przed lotem do Mediolanu. To był sobotni poranek. Pojechałem do doktora Chowa, aby mieć pewność, że podróż mi nie zaszkodzi. Zbadał mnie i powiedział, że wszystko jest dobrze i mogę lecieć. Pojechałem do sklepu po mleko i wróciłem jeszcze do domu. Kiedy postawiłem torby na stole w kuchni poczułem, że coś cieknie po moim ramieniu. Pomyślałem, że pękło mleko i się rozlało, jednak nie mogłem znaleźć nigdzie dziury. Ściągnąłem kurtkę i spojrzałem na ramię. Z mojej rany sączyła się ropa, krew i woda. Odwołałem wyjazd i zadzwoniłem do doktora.

Doktor Chow przyjął mnie następnego dnia w niedzielę i ustalił operację na poniedziałkowy poranek. Wychodziłem po operacji myśląc, że to już jest wszystko. Jednak tydzień później znów zaczęło się sączyć i nie chciało się zaleczyć. Chow przygotował kolejną operację, już trzecią w przeciągu kilku tygodni. Po operacji musiałem nosić cewnik na ramieniu przez jedenaście dni, przez który podawano mi antybiotyki w celu zwalczenia infekcji, która zagrażała mojemu ciału. Kiedy odłączyli ja, poczułem się znacznie lepiej, ale ramię było nadal nieruchome. Nie mogłem rozpocząć rehabilitacji, więc postanowiłem wybrać się z moją rodziną na wakacje na Florydę. Razem z synem poszliśmy na WrestleManię w Orlando. Potem planowaliśmy wyjechać po żonę i córkę i udać się na Hawaje. Byłem w hotelowej łazience w noc tuż przed naszym wyjazdem opatrując ranę. Skóra wokół rany znacznie posiniała. Nie czułem się dobrze. Lekko nacisnąłem i nagle znów wyciekła krew i ropa. Wizja kolejnej operacji, kolejnego noszenia cewki, kolejnych tygodni w bezruchu, to wszystko do mnie wróciło. To był prawdziwy horror w mojej głowie. Powiedziałem sobie, że tym razem już tak nie będzie. Ścisnąłem ranę dosyć mocno i zmusiłem siebie do myślenia, że będzie lepiej. Trzymałem tak, dopóki ramię wokół rany nie stało się płaskie. Nie wiem czy to była siła woli, Bóg czy mój silny ucisk, ale po chwili przestało lecieć. Na szczęście nie było operacji. Kontynuowałem rehabilitację i wróciłem do pełnej sprawności kilka miesięcy później. Nikt nie wiedział, dlaczego był przy tym tyle komplikacji. Ja uważam, że problem stanowił tusz, z któregoś moje tatuażu w tamtym miejscu i to on zakaził ranę. Jednak to tylko moja teoria.

Z DZIEĆMI
Czasami zabierałem w trasę swoje dzieci. Pozwalało to mojej żonie trochę odpocząć w domu, a mi spędzić z nimi czas. Czasami podróżowałem tylko z Dominikiem lub Aalyah, a czasami z obojgiem. One były naprawdę miłe i grzeczne, a ja byłem z nich dumny. Aalyah lubiła trzymać się na zapleczu z Divami. Dominik też zachowywał się dobrze. Czasami siedział z synami innych zawodników, którzy też byli z nami w trasie. Zdarzało się, że robili sobie kawały i żarty z wrestlerów. Miło było zobaczyć dzieci zawodników drugiej czy trzeciej generacji, jak wspólnie się bawiły. Jednak dzieci nie zawsze były mile widziane na zapleczu, a zwłaszcza przed galą. Teraz jest trochę bardziej otwarte, a także zrobione pod rodziny zawodników. To bardzo dobra rzecz, dla tych dzieciaków.

Podróżowałem nie tylko z dziećmi. Czasami zostawialiśmy syna i córkę u dziadków i zabierałem Angie ze sobą. To był odpoczynek dla nas i możliwość spędzenia czasu we dwoje, zwłaszcza kiedy przez dłuższy czas nie było mnie w domu. W trasie bardzo często spędzałem pięć dni w ciągu tygodnia. Moja żona musiała być z kolei na pełnych obrotach 24 na 7 i być za wszystko odpowiedzialną - dzieci, dom. Dlatego zabranie jej czasem w trasę pozwalało jej odetchnąć i odpocząć.

TRZĘSIENIE
Byliśmy w maju 2008 roku w Chinach, kiedy zatrzęsła się ziemia. Nazwano to później Great Sichan Earthquake. To była promocyjna trasa, spotkania, przedstawianie czym jest WWE, czym jest pro wrestling. Razem ze mną była moja żona, której bardzo się to podobało. Podróżowaliśmy po kraju, aż dotarliśmy do jednego z najstarszych miast w Chinach - Xi'an (prowincja Shaanxi). Jest oddalone od Pekinu o pięć tysięcy mil na południowy zachód. Do Xi'an dotarliśmy drugiego dnia trochę z opóźnieniem. Moja żona była trochę zmęczona podróżą, więc została w hotelu, podczas gdy ja udałem się na spotkanie z mediami. Zabrano mnie do budynku, jakieś dwadzieścia minut od hotelu. To był stary budynek, a my znaleźliśmy się na trzecim piętrze w otwartym holu. Tam była stacja telewizyjna, a my czekaliśmy, aż przyjdą po nas gotowi. Moja skóra była tak wysuszona, że zaczęła pękać. Ściągnąłem z palca obrączkę i zacząłem wcierać balsam. Nagle poczułem drganie podłogi. Zapytałem osoby obok, czy czują, ale odpowiedziały, że nie. Pomyślałem, że tylko mi się wydawało. Nagle cały budynek zaczął się trząść. Wszyscy zaczęli biec do drzwi. Zanim zaczęli uciekać, wepchnęli mnie do jakiegoś pokoju. Pochodzę z Kalifornii, więc wiedziałem, jak wyglądają trzęsienia ziemi. Ostatecznie ustało. Oni przyszli zaraz po mnie. Schody jednak trzęsły się nadal, prawie jak statek na morzu. Wyszedłem na zewnątrz. Przede mną stał budynek, a po kilku sekundach unosił się w jego miejscu tylko kłąb białego pyłu. Zapanował chaos, ludzie krzyczeli, syreny wyły, budynki się zapadały. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Złapałem za telefon i zadzwoniłem do żony. Jednak wieże straciły zasięg i nie mogłem się do niej dodzwonić. Osoby, które były ze mną zgodziły się zabrać mnie do hotelu. Po drodze widzieliśmy ludzi z dziećmi, płaczących i będących w szoku. Niewielkie sklepy i domu były zawalone. Modliłem się, aby hotel nadal stał. Droga powrotna zabrała mi 45 minut, ale była to najdłuższa jazda w całym moim życiu. Dzięki Bogu hotel stał, a przed nim był tłum. Wyskoczyłem z samochodu i pobiegłem szukać żony. Znalazłem ją siedzącą przy narożniku w kurtce policyjnej.

Okazało się, że Angie akurat spała w pokoju na szesnastym piętrze, kiedy zatrzęsło się. Wybiegła z pokoju bez butów, paszportu i obrączki. W holu było ciemno i nie wiedziała, gdzie ma biec. Jakaś starsza Chinka złapała ją i wprowadziła do wspólnego pokoju, gdzie już było wiele osób. Moja żona przekonała jednak wszystkich, że bezpieczniej będzie całkowicie opuścić hotel. Znaleźli schody i wydostali się. Wiele osób nie miało takiego szczęścia, jak my. Trzęsienie zabrało nawet 90 000 osób. WWE po trzęsieniu wsparło AmeriCares (coś na wzór Czerwonego Krzyża) w budowie szpitali dla ofiar trzęsienia. Ja także przeznaczyłem pieniądze na ten cel, w podziękowaniu, że nam się nic nie stało, a także tym osobom, które nam pomogły.

Trasę promocyjną musieliśmy jednak kontynuować dalej. Spotykałem dzieci w szkołach w całym kraju. Za każdym razem byłem pod wrażeniem ich siły i chęci. Zawsze uważałem, że w przypadku katastrof naturalnych powinno się odłożyć na bok różnice kulturowe, religijne czy rasowe i pomagać sobie wspólnie.

RÓŻNE BRANDY
Po rehabilitacji powróciłem do pracy i dowiedziałem się, że zostałem przedraftowany na RAW. Wszyscy jesteśmy częścią WWE, ale pomiędzy brandem RAW i brandem SmackDown! była rywalizacja. Wiele osób uważa, że RAW to taka drużyna "A", a SmackDown! to drużyna "B". Te różnice może potęgować fakt, że RAW zawsze idzie na żywo, a SmackDown! jest nagrywane we wtorki i puszczane w piątki. Jednak w rzeczywistości każdy brand ma swoje własne gwiazdy i Ci z nas, którzy są na SmackDown! nie czują się gorsi. Podobnie jest z osobami będącymi na ECW.

W pewnych punktach SmackDown! było lepsze niż RAW. Hiszpański rynek zawsze wolał SmackDown!, gdyż tam było dużo Latynosów, zwłaszcza od momentu przyjścia Eddiego. To była jedna z zalet. Dodatkowo fakt, że zostałem Mistrzem Wagi Ciężkiej brandu SmackDown! dodawał motywacji meksykańskim fanom do oglądania tej tygodniówki i śledzenia moich losów.

Moją pierwszą nocą po powrocie była noc, w której przeprowadzany był Draft w czerwcu 2008 roku. Wielu fanów myśli, że to wszystko dzieje się live, a wrestlerzy mają albo szczęście albo pecha. Oczywiście, większość tego jest już ułożona, a to co się dzieje na antenie to jest tylko show. Jednak większość zawodników, Div i pracowników nie ma pojęcia kto i gdzie zostanie przedraftowany. Tamtej nocy, kiedy kręcili kołem wyszedłem. Myślałem, że po prostu pozostanę na SmackDown! Jednak ruletka została zatrzymana na "RAW". Byłem całkowicie zaskoczony. Wychodziłem po rampie totalnie zaskoczony i nie do końca dotarło do mnie, co się stało. Triple H patrzył na mnie, jak na obcego. Nie miałem wcale tego robić. Zapytał - "Co Ty do cholery robisz?" Odpowiedziałem, że nie wiem, że to mnie zaskoczyło. Każdy mógł to zobaczyć przed telewizorem. Uścisnął mi dłoń i powiedział - "No cóż, witaj na RAW." Śmiesznie to zabrzmiało, bo Triple H został potem przerzucony właśnie na SmackDown!

RAW było dla mnie wielką zmianą, w porównaniu do SmackDown!, na którym byłem od momentu dołączenia do federacji. Było to ekscytujące przeżycie. Pracowałem z prawie całkowicie nową załogą. Do tego gala leciała live, więc należało uważać na to, co się robi, bo nie było możliwości nagrania czegoś drugi raz. W trakcie walk sędziowie dawali nam na bieżąco wskazówki, które wychodziły prosto z Gorilla Position. Gale przerywane były reklamami, więc wtedy sędziowie mówili do nas - "Zrób to.", "Musisz to zrobić". Nawet jeżeli wcześniej miałem zaplanowane co innego, teraz musiałem to na bieżąco zmienaić.

PAINKILLERS
Lubiłem walczyć na RAW, jednak 2008 rok nie był dla mnie dobrym rokiem. Większość czasu spędzałem w klinice medycznej, na rehabilitacji oraz na odwyku od środków przeciwbólowych. Cały miesiąc wakacji tam spędziłem. Po tych wszystkich operacjach odczuwałem momentami potworny ból. Lekarze przepisywali mi środki przeciwbólowe, włączając w to nawet miękkie narkotyki, abym lepiej sobie radził z bólem. Nieszczęśliwie zacząłem używać ich zbyt dużo, co doprowadziło do uzależnienia i stosowania ich nawet wiele miesięcy po operacji. Jest wiele legalnych leków, które pomagając milionom ludzi każdego roku. Ból pooperacyjny - obojętnie czy w wrestlingu czy w normalnym życiu - nie powinien być lekceważony. Leki przeciwbólowe przepisywane przez lekarzy mają pomagać. Jednak, jak ze wszystkim, tak i z lekami - jeżeli bierzesz za dużo - uzależniasz się. Latem 2008 roku po trzech operacjach bicepsa i rehabilitacji zrozumiałem, że rozwinąłem w organizmie podatność na leki i jestem uzależniony. Brałem lekarstwa przez dłuższy okres niż powinienem. Przekroczyłem pewną linię. Nie potrafiłem funkcjonować bez leków. Obawiałem się o moje nerki, które mogłem uszkodzić kolejnymi lekami, ale wtedy byłem otumaniony nimi na tyle, żeby nie móc ich odstawić. Wiedziałem jednak, że ma problem.

Zdałem sobie także sprawę, że cierpi na tym również moja rodzina, mój dom. Nie myślałem czysto i byłem wiecznie zmęczony. Nie zajmowałem się dziećmi i żoną. Pewnego dnia usiadłem i porozmawiałem z nimi. Byłem szczery. Powiedziałem, że muszę sam o siebie zadbać. Wytłumaczyłem im także, że czasami, jak byłem zmęczony albo w złym humorze, to było to efektem właśnie przyjmowania leków, których brać nie powinienem. Moja żona całkowicie mnie wspierała. Powiedziała, że nadszedł czas, abym coś z tym zrobił, abym zrobił coś dobrego dla siebie. Powiedziałem Ace'owi, że muszę zrobić przerwę, abym mógł przystopować z lekami. Potem poszedłem do Vince'a. Powiedziałem szefowi - "Nie będzie Pan z tego zadowolony, ale nadużywam leków przeciwbólowych. Nie chcę jednak tego dłużej ciągnąć. Muszę to zmienić. Potrzebuję czasu, aby się tym zająć i poukładać sobie wszystko." Vince nie robił mi problemów. Przyjął to bardzo dobrze i odpowiedział - "Rey, tylko prawdziwy mężczyzna potrafi zaakceptować to, co mi przed chwilą powiedziałeś. Jestem dumny, z tego co zrobiłem. Będziemy czekać na Twój powrót." To było niesamowite wsparcie ze strony federacji.

Mój kuzyn, Art Morales, załatwił mi klinikę. Sfinansował mój pobyt w niej, a nawet przywiózł mnie tam z żoną. Byłem bardzo zdenerwowany, ale wiedziałem, że robię coś pozytywnego. Postawiłem sobie cel i musiałem go wykonać. Tak to właśnie odbierałem. W klinice pacjenci wspierali siebie nawzajem. Kilku z nich było fanami wrestlingu, ale to czy wiedzieli kim jestem czy nie, nie było dla ważne. Wszyscy współpracowaliśmy tam razem. Pracownicy także byli fantastyczni. Początkowo było ciężko, ale z każdym dniem czułem się lepiej i silniejszy. Dyrektor powiedział mi, że wprowadziłem do kliniki wiele spokoju. Kiedy wychodziłem powiedzieli, że będą tęsknić. Ja tęskniłem za nimi także. Chciałem ich spotkać ponownie, ale niekoniecznie w klinice.

ŻOŁNIERZE
Jednym z ważniejszych momentów 2008 była nasza grudniowa wizyta w Iraku, gdzie stacjonowali nasi żołnierze. To była moja trzecia wizyta - wcześniejszy miały miejsce w 2004 i 2007 roku. Byłem zaszczycony reakcją, jaką zgotowali mi stacjonujący tam mężczyźni i kobiety, zwłaszcza pochodzenia latynoskiego. Oni byli bardzo szczęśliwi, że przybyliśmy do nich. Jednak to oni byli prawdziwymi bohaterami, gdyż codziennie kładli swoje życie na szali. Przylecieliśmy tam wielkim samolotem C-17, w którym mogły zmieścić się między innymi czołgi. Siedziałem praktycznie na samym końcu, tuż przy naszych rzeczach. Kiedy samolot leciał, mogłem walnąć się na torbach i matach i przespać się. Podróż jest zwykle długa i ma dwa etapy. Tym razem lecieliśmy z Waszyngtonu do Niemiec około 10-11 godzin. Potem samolot został zatankowany i kolejne 5-6 godzin zabrał lot do Bagdadu.

Pierwszy raz, kiedy tam byłem, czułem lekkie zdenerwowanie. Powiedziałem Ace'owi, że chcę być w grupie Vince'a, gdyż wiem, że jej się nic nie stanie. Poważnie, jadąc w strefę wojny ma się zupełnie dziwne pomysły i odczucia. Nie ważne, jak spokojnie może być, to wciąż strefa wojny. W 2004 roku rzeczy tam wyglądały zupełnie inaczej, ale żołnierze zadbali o nas. Półtorej godziny przed lądowaniem w środku zapaliły się wszystkie światła. Wewnątrz było czerwono. To był czas, aby nałożyć kamizelki i hełmy. Wylądowaliśmy bez problemu i od razu poszliśmy na spotkanie z żołnierzami. Jednym z najlepszych momentów był przelot Black Hawkiem w 2004 roku. Wskakując do środka zachowywałem się, jak małe dziecko.

Podobnie czułem się w 2007 roku, kiedy pozwolono mi postrzelać z karabinu maszynowego. Po naszej gali poszedłem na wieżę, aby podziękować żołnierzom i zobaczyłem karabin maszynowy kalibry 50 mm. Zapytałem czy mogę strzelić, a on uzyskał zgodę dowódcy na to. Akurat ta wieża skierowana była na pusty teren, na całe połacie pustego terenu. Po uzyskaniu kilku podstawowych instrukcji, żołnierz odsunął i się i pozwolił mi strzelić. Ustawiłem się i zająłem pozycję. Na dłoniach miałem rękawice. Powiedział do mnie, że mogę wykonać maksymalnie dwie serie. Zapewniłem go, że tak zrobię po czym nacisnąłem spust. Dosyć szybko próbowałem przerwać ogień, ale rękawiczka utknęła przy spuście i nie mogłem tego zrobić. Żołnierz zaczął krzyczeć, abym przestał, a ja mu odkrzyknąłem, że nie mogę, starając się zabrać rękawiczkę. Nie wiem czy myślał, że go nie słuchałem czy co. Próbował wyrwać moją rękę stamtąd, ale rękawiczka się zaklinowała. W końcu się udało, chociaż podczas szarpaniny naboje latały od lewej do prawej. Żołnierz powtarzał potem cały czas - "No worries". Nie wiem czy próbował uspokoić mnie, czy siebie, że nic złego się nie stało. Myślę, że pewnie mnie, ale nie spodziewam się, żeby chcieli mnie zobaczyć tam szybko, a zwłaszcza pozwolić podejść do karabinu.

INTERCONTINENTAL CHAMPION
Razem z JBL'em mieliśmy swoje wspólne momenty w ringu i poza nim. W 2004 roku byłem przy ringu, kiedy on walczył z Eddiem o WWE Championship. Potem nadszedł ten czasy, kiedy musiał odejść przeze mnie ze SmackDown! On był naturalnym heelem, a ja oldschoolowym facem. On był wielki, a ja mały. On był brawlerem, a ja lotnikiem. W 2009 roku, w drodze na WM XXV, JBL zdobył Intercontinental Title od CM Punka. Miesiąc później zmierzyłem się z nim o ten pas podczas WM. Każdy kto nie zna się na wrestlingu, patrząc na różnice pomiędzy nami, powiedziałby, że będzie to squash. Mieliby rację - mówiąc o długości walki, a nie o rezultacie. JBL kopnął mnie podczas instruowania przez sędziego i posłał na ring. Złapał mnie za nogę i był całkowicie zaskoczony przebiegiem akcji - enzuigiri, dropkick, 619 i splash. To było historyczne! Zdobyłem swój trzeci pas w WWE i mój pierwszy na RAW.

SMACKDOWN!
Przez prawie rok byłem na RAW, ale straciłem wiele przez kontuzje i problemy z lekami. W tym czasie ratingi SmackDown! ucierpiały. Teoretycznie niebieska gala straciła latynoskich widzów. Nie mogli śledzić RAW, gdyż to było w kablówkach, a SmackDown!, które leciało na otwartych i lokalnych kanałach - ich nie interesowało. Zarząd postanowił przenieść mnie z powrotem na SmackDown! Liczyli, że znów przyciągną latynoskich widzów. Byłem zadowolony mając ponownie możliwość walki dla tej części moich fanów. Latynosi zawsze dawali mi wielkie wsparcie, ja cieszyłem się mogąc walczyć przede wszystkim dla nich. Było to także dobre posunięcie z biznesowej strony. Chcieliśmy mieć więcej widzów, a taką możliwość stwarzała nam hiszpańskojęzyczna część Amerykanów. Ponownie nie wiedziałem co się ze mną stanie, dopóki nie przyszedł dzień Draftu. Tym razem trzymałem się w stu procentach scenariusza gali.

STERYDY I TRENING
Bycie osobą publiczną zawsze powiązane jest z pojawianiem się nazwiska w mediach, w newsach - dobrych, złych, prawdziwych, nieprawdziwych. W tamtym czasie w mediach pojawiały się plotki, że biorę sterydy. Czy brałem. Nie. Nigdy nie używałem strzykawek i specyfików, które miałaby sprawić, że będę większy. Sterydy nigdy nie były częścią mojego życia. Nie było ich w Meksyku w lucha libre, gdzie zaczynałem. Wuj także nigdy ich nie używał. Zawsze byłem niewielkiej postury i nie chciałem zostać kulturystą, nie miałem także takiej budowy ciała. Nie musiałem więc ich przyjmować. Gdyby pojawiły się w moim otoczeniu, kiedy byłem jeszcze chłopakiem i starałem się pokazać w wrestlingu - nie wiadomo, jakby się to skończyło. Jednak ich nie było, a ja ich nie potrzebowałem. Sterydy nie są dobre, ale ja nie mogę nikogo sądzić za nie. Sterydy to także nie jest droga do osiągnięcia sukcesu. Jest wiele naturalnych środków i sposób, które pomagają - witaminy, aminokwasy, prawidłowe odżywianie, dobry program treningowy, ćwiczenia, właściwy styl życia. To wszystko pomaga.

Pozostawanie w formie jest bardzo ważne w tym biznesie. Staram się ćwiczyć każdego dnia, jeżeli jest oczywiście czas i możliwości, to spędzam na siłowni około dwóch godzin. Trzydzieści minut poświęcam na kardio, a pozostały czas podnoszenie ciężarów i inne ćwiczenia. Jeżeli nie mam dwóch godzin, to muszę to sobie inaczej rozplanować, ale zawsze ćwiczę bardzo skoncentrowany. Kiedy zaczynałem walczyć nie ćwiczyłem z ciężarami. Moje ćwiczenia opierały się na pompkach czy brzuszkach. Dopiero po jakimś czasie zaczął podnosić ciężary, aby uodpornić i przygotować moje ciało. Program ćwiczeniowy układałem zawsze sam, konsultują i rozmawiając o niektórych ćwiczeniach z innymi osobami, a także zaglądając do magazynów i książek. Zwykle jednego dnia robiłem przód, a drugie dnia plecy.

Po kontuzji kolana, tuż przed przyjściem do WWE pracowałem przez trzy miesiące z trenerem w ramach rehabilitacji. Byłem wtedy w swojej życiowej formie. Trener był u mnie każdego dnia. Rozpisał mi dietę, według której musiałem jeść dokładnie co trzy godziny. Małe porcje, ale częściej, aby dostarczać organizmowi odpowiednich substancji. Przyjmowałem sporo protein, przede wszystkim koktajli, jajek i ryb. Trener był bardzo dobry i bardzo doświadczony. Pewnego poranka zatrzymał mnie i powiedział - "Ej, oszukiwałeś dzisiaj. Jadłeś chleb!" Odpowiedziałem, że w żadnym wypadku. On powtórzył - "Taaak, bracie, ja to widzę." W sumie to miał po części rację, zjadłem tortillę. Trener sprawił, że wróciłem do formy. Po trzech miesiącach wyglądałem już zupełnie inaczej. Dostałem od niego wskazówki odnośnie diety i ćwiczeń oraz tego, jak utrzymać dyscyplinę.

Trenowałem także trochę z Charliem Haasem, z którym spędziłem jakiś czas podczas touru. Wykonywałem wymyślone przez niego serię ćwiczeń, którą nazywał "300". Na początek 25 podciągnięć, potem 50 martwych ciągów z obciążeniem 60 kilogramów (w moim przypadku), 50 pompek, 50 podskoków na platformę (skok-zeskok), 50 skrętów na leżąco, 50 podniesień 15-kilogramowych hantli (po 25 podniesień na rękę), na koniec ponownie 25 podciągnięć. Początkowo jest to bardzo męczące, ale po którymś razie daje to duży zastrzyk energii. Pomiędzy kolejnymi seriami nie wolno zbyt długo odpoczywać, co pozwala kontrolować także kardio.

Bardzo ważna jest także rozgrzewka. Starzy zawodnicy w Meksyku zwykle w wyniku przedmeczowej rutyny zamiast się rozgrzewać to zapalali kilka papierosów i popijali piwo w szatni. Zabawne jest to, że rzadko coś się im działo. Nigdy się nie rozgrzewali. Ja także na początku tak robiłem, dopóki jakieś mniejsze urazy nie zaczęły się pojawiać. W WCW zobaczyłem, jak na długo przed walką rozgrzewają się zawodnicy. Dean Malenko był jednym z nich. Zawsze rozgrzewał się dosłownie 45 minut przed walką - każdy mięsień po kolei. Rob Van Dam spędzał na rozgrzewaniu tylko nóg około 30-40 minut. Ja niestety nie potrafiłem utrzymać dyscypliny i kontynuować rozgrzewki. Dopiero po drugiej operacji uświadomiłem sobie, że muszę się za siebie wziąć. Teraz rozgrzewam się każdego, obojętnie czy mam ćwiczenia czy mam walkę czy mam dzień wolny.

SPOJRZENIE W PRZESZŁOŚĆ I W PRZYSZŁOŚĆ
Praca nad tą książką sprawiła, że zatrzymałem się na chwile i spojrzałem na całą moją dotychczasowa karierę. Zdałem sobie sprawę z tego, ile tak naprawdę osiągnąłem. W 2007 roku zostałem wprowadzony do AAA Hall of Fame, co było dla mnie niebywałym zaszczytem. Jednak nie mam zamiaru spędzać czasu na patrzeniu tylko w przeszłość. Dopiero co podpisałem nowy kontrakt z WWE w 2009 roku, który pozwala mi spędzić w ringu jeszcze trochę czasu. Oznacza to może jakieś pięć kolejnych lat zmuszania siebie do walki i wymyślania nowych rzeczy. Pięć kolejnych lat PPV, RAW, SmackDown!, tytułów - mam nadzieję - i wysokich lotów. Sen? Sen jest ciężki do złapania, zwłaszcza będąc non stop w drodze. Mój stary szef, Antonio Pena, nigdy prawie nie spał. Zawsze pracował. Zapytałem go kiedyś - "Szefie, kiedy Ty będziesz spał?" On odpowiedział - "Po śmierci. Wyśpię się za wszystkie czasy." Spoglądając w przeszłość i widząc wszystko co zrobiłem, myślę o tym co mogę zrobić jeszcze. O śnie pomyślę, kiedy przejdę na emeryturę.

Chciałbym podziękować wszystkim ludziom, których spotkałem w trakcie mojej kariery. Jednak część z Was muszę wspomnieć z imienia. Dziękuję Bogu, mojej żonie i dzieciom, moim rodzicom i rodzeństwu, teściom przede wszystkim za córkę, a moją żonę, moim dziadkom, mojemu wujowi Rey'owi Mysterio, Konnanowi, wszystkim trenerom, Antonio Peni, Octagonowi, Emilii Escalera, Arturowi Morales, WWE i całej rodzinie McMahon, ECW, Paulowi Heymanowi, Shamu II, Damianowi 666, Psicosisowi, Mad One, Patowi Pattersonowi, WWE Universe, wszystkim moim fanom na świecie i wszystkim Latynosom. Chciałbym także wspomnieć tych wszystkich przyjaciół, którzy odeszli, a przede wszystkim Eddiego Guerrero, Love Machine, Wild Pegasusa, Antonio Pena, szwagra Teto Contrerasa oraz teścia Adalberto Contrerasa.

Mam nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony czy pominięty. To wszystko działo się momentami tak szybko, zmieniały się twarze i miejsca, że nie sposób było o wszystkim wspomnieć i każdego wymienić. Wierzę, że napiszę kolejną część mojej biografii obejmującą drugą połowę mojej kariery - może za jakieś dwadzieścia czy trzydzieści lat!

dodane przez Vercyn w dniu: 29-04-2012 13:17:29

Udostępnij

Komentarze (5)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Gratuluje wytrzymałości!!!;)

napisane przez ila_99 w dniu : 29-04-2012

Bardzo dobra robota Vercyn.
Myślę, że nie pominęłam żadnej części i przeczytałam wszystko.
Z tego miejsca, chciałam ci podziękować za cały trud i ciężką pracę, którą włożyłeś w przetłumaczenie tej książki.

Dzięki tej autobiografii dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o Reyu, o tym jak trudno było zaistnieć Latynosom w amerykańskim wrestlingu i o wielu sytuacjach, które działy się gdzieś na backstag'u i pewnie o których nigdy byśmy się nie dowiedzieli, gdyby nie ta książka.Jeśli Rey faktyczni napisze kiedyś drugą część, to również chętnie bym ją przeczytała.

napisane przez kikiki09 w dniu : 29-04-2012

No to koniec. Pozostaje pogratulować tłumaczowi samozaparcia i podziękować za czas poświęcony temu projektowi :) Biografia Reya ma swoje wady (nadmierna polityczna poprawność i woń bulshitu unosząca się nad sporymi partiami tekstu), ma też jednak sporo zalet i stanowi całkiem niezłą okazję do przyjrzenia się, jak funkcjonuje ten biznes "od kuchni". Na koniec dostaliśmy kilka ciekawostek - pewnie niejeden pasjonat z zainteresowaniem przeczytał fragment o tym, jak wrestlerzy dbają o formę i przygotowują się do walki. Fragment o uzależnieniu o painkillerów okazał się bardzo na czasie w kontekście niedawnego zawieszenia Reya. Czas spędzony na lekturze kolejnych fragmentów tej biografii na pewno nie był czasem straconym :)

napisane przez Grishan w dniu : 29-04-2012

Ubawił mnie Rey tym odcięciem się od sterydów :lol: Jak zwykle w tego typu kwestiach Mysterio słodko pierdzi. Jasne, że Mysteriusz koksił. Wystarczy porównać jak wyglądał w WCW, a jak zaczął wyglądać po podjęciu pracy u Vince'a. Na Danonkach tego z pewnością nie nabudował, a wyglądał na zdrowo wyjebanego, jak na takiego krasnala. Poza tym - nawet te motywy w kwestiach snu, świadczą przeciwko niemu. Jednym z najważniejszych czynników anabolicznych w budowaniu mięśni jest regeneracja (a więc też duża ilość snu), no chyba że ktoś to "omija" farmakologicznie...

Świetna robota Vercyn. Od razu widać, że miałeś urlop, albo chorobowe, bo kolejne części tłumaczyłeś w rekordowym tempie :wink: Dzięki za przetłumaczenie całości tekstu i za to, że "nie odechciało" Ci się w połowie. Ciekawa lektura, pomimo tego iż czuło się kto jest wydawcą knigi Rey'a (Mysteriusz robił w niej pałkę WWE jak Jena Jameson w swoich najlepszych latach :D ). Tak, czy siak - i tak można się było tutaj dowiedzieć sporo interesujących rzeczy, zwłaszcza tych, rodem "z zaplecza", które mnie osobiście najbardziej interesują.

P.S. Mam nadzieję, że jeszcze coś ciekawego dla nas w przyszłości przetłumaczysz. Może coś Foley'a? Mick zawsze pisał interesująco, dowcipnie i operując świetnym stylem (facet zdecydowanie mia żyłkę do "pióra").

napisane przez -Raven- w dniu : 29-04-2012


Cytat: -Raven-

Od razu widać, że miałeś urlop, albo chorobowe, bo kolejne części tłumaczyłeś w rekordowym tempie

Angina :)

Rey momentami był zajebiście nudny, a do tego ten słodko-pierdzący styl pisania. Ogólnie dobrze się to czytało, tylko momentami Rey był przesłodzony. Sprawa ze sterydami też mi mocno śmierdzi - zwłaszcza te stwierdzenia, że nie potrzeba sterydów bo są witaminy, aminokwasy i ćwiczenia, czyli sama natura :lol:

Nie będzie to na bank ostatnie tłumaczenie. Czy zabiorę się za całą książkę, czy może tylko za ciekawe fragmenty - zobaczę co znajdę. Jeżeli chodzi o Foley'a, to tak, jak Ci mówiłem Raven podczas drogi do Gdańska - ciężko mi się go tłumaczy. W przypadku Pipera, Eddiego czy Rey'a szło mi to o wiele prościej.

napisane przez Vercyn w dniu : 29-04-2012

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy