Behind the Mask - Od narodzin do pierwszych treningów

"Behind the Mask" to książka poświęcona Rey'owi Mysterio Juniorowi. To autobiografia począwszy od jego najwcześniejszych lat. Będę starał się w miarę systematycznie dodawać kolejne części tej liczącej ponad 300 stron książki. Zapraszam do lektury

POCZĄTKI
Pochodzę z robotniczej meksykańskiej rodziny. Moi rodzice oboje byli Meksykanami, ale tak jak większość, chwytali się różnych prac i żyli po obu stronach granicy w trakcie swojego życia. Mój ojciec, Roberto Gutierrez, dorastał w biedzie. Nigdy nie chodził do szkoły - zawsze pracował. Kiedy miał osiem lat zbierał różne odpady przeznaczane do karmienia świń. Nauczył się wszystkiego sam, a swoją edukację zdobył na ulicy. Szukał zawsze lepszej pracy, aż finalnie prowadził magazyn dla producenta ram do obrazów. Zabrało mu to wiele lata i wiele włożonego wysiłku, gdyż wstawał za nim słońce wzeszło, a wracał kiedy już zaszło, ale swoją pracę wykonywał. Jako dzieci byliśmy zadbani. Nie bogaci, ale nigdy głodni. Moja matka, Maria del Rosario, dzieliła swój czas pomiędzy pracę a nasze dorastanie. Mam trzech starszych braci: Rojelio, Roberto Jr. i Luis. Matka sprzątała domy i chwytała się innych pracy, aby zarobionymi pieniędzmi wspomóc rodzinę

Przyszedłem na świat 11 grudnia 1974 roku w Scripps Memorial Hospital w Chula Vista. W tym samym szpitalu urodził się potem mój syn i moja córka. Pomimo tak wielu minionych lat wciąż czuję przywiązanie do miejsca, w którym urodziły się moje dzieci. Dość ciekawe wyszło, że one rozpoczęły swoje życie w tym samym miejscu, w którym ja zacząłem. Narodziny na terenie USA czyniły mnie obywatelem - pierwszym w rodzinie. Wtedy tak, jak obecnie, Ameryka jawiła się dla każdych kolejnych generacji, jako miejsce lepsze do życia z obietnicą wolności i edukacji.

Moi rodzice dali mi na imię Oscar. To często nadawane imię w przypadku meksykańskiego Amerykanina, ale nie ma z tym związanej jakiejś wielkiej historii czy romantycznej opowieści. Imię pojawiło się po prostu pewnego dnia w głowie mojego ojca. Polubił je i tak oto stało się ono moim imieniem. Prawdę mówiąc nigdy nie pytałem mojej matki skąd to imię się wzięło, dopóki nie zacząłem pracować nad książką.

Krótko po moich narodzinach, ojciec dostał od firmy ofertę pracy w Tijuanie. To była bardzo dobra praca, ale on nie chciał przenosić całej rodziny. Moi rodzice kupili właśnie dom w San Diego i chcieli mieć pewność, że wszystkie dzieci ukończą miejscową szkołę. Dlatego więc mój ojciec zaczął dojeżdżać codziennie. Dystans pomiędzy San Diego a Tijuaną nie jest duży, ale przejazd przez granicę zabiera wiele czasu. Rankiem nie było tak źle, wyjeżdżał z San Diego o 5.30, przekraczał granicę i w pracy było o 6.00. Powroty do domu to zupełnie inna historia. Wychodził z pracy o 16, ale w wyniku korków docierał do domu około 18.30. Jeżeli zostawał dłużej, to docierał jeszcze później, a czasami nawet w nocy. Wracał do domu i zaraz kładł się spać, aby rano ponownie wstać pierwszemu i udać się do pracy. To było jedno z wielu poświęceń, jakie rodzice czynili dla nas. Tak wygląda historia wszystkich imigrantów - ciężka praca dla swoich potomków.

REY MYSTERIO
Wrestling był zawsze dużą częścią mojego życia. Mój wuj Miguel - Miguel Angel Lopez Diaz - bardzo dobrze znany luchador i wrestler, walczył jako Rey Mysterio. Jest młodszym bratem mojej matki i bardzo często zabierała mnie, abym oglądał jego walki. Przez pewien czas pracował dla firmy budowlanej i mieszkał z nami w San Diego. Pracowałem przez cały tydzień, a następnie jechał w piątek wieczorem do Tijuany, gdzie walczył. Jechałem z nim, oglądałem show i byłem szczęśliwy, że z nim jestem. Ringowe imię mojego wujka tłumaczono, jako Mystery King lub King of Mystery. Jest to odniesienie do tajemniczości - ważnego składnika lucha libre, czyli meksykańskiego stylu wrestlingu. Przy tak wielu zawodnikach noszących maski, tajemniczość w tym sporcie jest ważna. W przeciwieństwie do mnie, mój wujek trochę większy niż przeciętny Meksykanin i walczył w wadze ciężkiej. Jego waga wynosiła około 220 funtów (99-100 kilogramów). Jest silnym człowiekiem, a we wczesnych latach osiemdziesiątych był bardzo znany w Tijuanie i w Meksyku. Miał także świetną reputację jako trener i miał dar do dzielenia się i nauczania. Trenował wielu uczniów, którzy później robili wielkie kariery.

Był moim ulubionym wujkiem i kochałem być razem z nim. Byłem z nim dużo bliżej niż z ojcem i matką. On i czasami jego żona, Lilia Lopez, często się mną opiekowali. On nie miał własnych dzieci i opiekował się mną tak, jakbym był jego własnym synem. Mieszkał na ranczo i bardzo często jeździliśmy konno lub moim trójkołowcem.

Kliknij tutaj aby zobaczy� wiadomo�� (Uwaga! mo�e zawiera� spoilery)


Takim właśnie typem rodziny byliśmy - bardzo bardzo blisko ze sobą. Lubiłem wybierać się tylko z nim do TJ - tak nazywaliśmy Tijuanę - gdzie uczył swoją wrestlingową klasę. Lekcje odbywały się w sali zaraz obok Tijuana Auditorium. Tam właśnie miałem pierwszy raz okazję pokazać się w ringu. Byłem naprawdę mały - miałem wtedy cztery albo pięć lat, może nawet mniej. Wskoczyłem i zacząłem biegać wkoło tak, jak zrobiłby to każdy dzieciak, gdyby zobaczył ring. Zacząłem naśladować to, co widziałem u innych wrestlerów. Uderzałem w liny, odbijałem się od drugiej. Wspinałem się na narożnik i skakałem lądując na nogach, po czym turlałem się. Pamiętam mojego wujka, jak stał poza ringiem, a drugi wrestler rozciągnął liny. Wtedy wziąłem rozbieg i zanurkowałem pomiędzy pierwszą a drugą liną wprost w ręce mojego wuja. Byłem pewien, że mnie złapie i zawsze mnie łapał.

Na wrestlingowych galach pojawiałem się zwykle z moją matką i babką - Leonor Dias, które wprowadzały mnie w to życie od moich najmłodszych lat. Lubiłem chodzić do szatni z moim wujkiem i oglądać wszystkich ulubionych wrestlerów. Widziałem ich wykonujących akcje wysokiego ryzyka, pracujących nad różnymi nowymi ruchami i akcjami, powtarzających to raz za razem. Oczywiście wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak ciężko muszą pracować. To wszystko wyglądało bardzo prosto. Naśladowałem potem to wszystko co oni robili i przy okazji się tego uczyłem. Dodatkowo mogłem zobaczyć wielu moich ulubionych wrestlerów bez masek na twarzy, gdy byłem na zapleczu. Spotkanie kogoś bez jego maski to wielki zaszczyt i oznaka szacunku.

LUCHA LIBRE
W Meksyku pro wrestling znany jest pod nazwą - lucha libre. Dosłownie oznacza to - "free wrestling" a czasami tłumaczone jest także, jako "free-style wrestling". Jednak prawdziwa definicja meksykańskiego wrestlingu ukryta jest między wierszami. Słowa nie potrafią tego opisać. Aby zrozumieć lucha libre - musisz go doświadczyć.

Wrestling w Meksyku dzieli swoją historię z amerykańskim wrestlingiem i większość tego, co widzicie w ringu, jest takie samo po obu stronach granicy. Jednak mając to w pamięci, wrestling w Meksyku ma tendencję do bycia bardziej "latającym", z większą dawką akcji wysokiego ryzyka, szybszych i bardziej akrobatycznych niż to jest w przypadku typowego amerykańskiego stylu. Wrestling drużynowy, zwykle z trzema zawodnikami w każdej drużynie, jest bardziej popularny w Meksyku niż w USA. Normalnie używane są rozstrzygnięcia walk w postaci Two-Out-of-Three-Falls, inaczej niż w przypadku prostych amerykańskich zakończeń. Do niedawna kładziono mniejszy nacisk na kontynuowanie storyline'ów a więcej na używanie akcji komediowych w Meksyku niż w Ameryce.

Ale najważniejszą różnicą pomiędzy stylami jest to, że w lucha libre podstawą są maski. One są najbardziej kolorową częścią tego sportu i mają znaczenie niemal religijnie w kontakcie luchador-fan. Wiele popularnych historii o lucha libre odnosi się do masek używanych przez starożytne kultury Azteków czy Majów, gdzie maska była symbolem religijnym. Wielu historyków wrestlingu twierdzi, że historia używania masek w meksykańskim wrestlingu sięga najdalej do 1930 roku. Jednak sama idea ma silne powiązania z kulturą starożytną i to jest powód, dla którego maski są tak ważne i istotne. Jednak nie wszyscy noszą maski. Jednak Ci, którzy je zakładają, przywdziewają także nową tożsamość. Maska to część Ciebie, tego kim jesteś w ringu. To Twoja prawdziwa zapaśnicza twarz. Jesteś oczywiście wziąć sobą, ale jesteś także kimś innym. Zamaskowani wrestlerzy robią co mogą, aby nie ujawniać swojej prawdziwej tożsamości i nie zostać zobaczonymi bez maski przez fanów. Mil Mascaras nigdy nie ściągał swojej maski nawet w szatni. Miał ją założoną nawet pod prysznicem, a kiedy chciał umyć włosy, to zawsze robił to jako ostatni. El Hijo del Santo robił to dokładnie tak samo i wciąż tak robi. To pokazuje, jak ważne to jest. To jest prawie jak religia.

Zawsze byłem pytany "Rey, czy Ty kiedykolwiek ściągasz maskę?". Tak, ale nie w ringu, nie kiedy walczę, robię show czy spotykam się z ludźmi. Maska jest częścią mojego szacunku do wrestlingu i dla ludzi, przed którymi występuję. Miałem także przez pewien okres zdjętą maskę, ale zdecydowałem się do niej wrócić.

GOOD VERSUS EVIL
W lucha libre o wiele więcej walk rozgrywa się pomiędzy dobrem a złem niż w USA. Wrestlerzy są podzieleni na "tecnicos" i "rudos". Słowo "tecnico" pochodzi od starego słowa "ceintifico" i w wrestlingu oznacza ni mnie ni więcej, jak styl podążania zgodnie z zasadami i prawem. "Rudo" oznacza "crude" lub "rough". "Rudo" chwyta się każdej metody, aby wygrać walkę i nie zawaha się w tym celu złamać zasad. W USA nazywa się takich zawodników określeniami "babyface" oraz "heel", ale granice pomiędzy nimi nie zawsze są tak bardzo wyraźne jak w Meksyku. W USA heel może być bardzo popularny, nawet bardziej niż babyface. W Meksyku jest zupełnie inaczej.

Prawdziwy model "tecnicos" został wprowadzony przez wielkiego luchadora El Santo. Urodzony w 1917 roku Satno, El Enmascarado del Plata (Saint, the Masked Man of Silver), był dla meksykańskiego wrestlingu tym, kim dla amerykańskiego baseballu Babe Ruth. Santo walczył przez pięćdziesiąt lat i nie zdjął swojej maski przez ten cały czas. Zrobił to dopiero na dziesięć dni przed swoją śmiercią. Walczył przez lata i wystąpił w tuzinie filmów, ale zawsze chronił swoją tożsamość. W swoich filmach Santo zawsze potykał się z przedstawicielami zła: wampirami, mumiami i różnego rodzaju potworami. W ringu miał dokładnie taką samą tożsamość: dobry człowiek walczący ze złem. Każdy kto później podążał tą drogę, zawsze oddawał jemu szacunek.

Myślę, że różnica pomiędzy "tecnico" a "rudo" odbija się tak naprawdę w prawdziwym życiu. Nie znaczy to, że "rudos" to źli ludzie, a "tecnicos" to idealne ludzkie istoty, które nigdy nie podążają złą drogą. To jest bardziej subtelne. Jeżeli jesteś bardziej agresywnym typem człowieka i łatwo się takim stajesz, jesteś bliżej "rudosa". W moim przypadku, zawsze byłem skromny, uduchowiony i kochałem być po tej dobrej stronie. Kochałem ten sport i przychylałem się do bycia "tecnico". Czasami zastanawiam się, jakby wyglądało moje życie, jeżeli dorastałbym po tej drugiej stronie - zawsze wdałbym się w bójki w szkole i ewentualnie zainteresował się wrestlingiem i poszedł na jego ciemną stronę.

MOJA KRÓTKA KARIERA WAGAROWICZA
Na ogół byłem dobrym uczniem w szkole podstawowej. Nie sprawiałem nauczycielom żadnych problemów. Lubiłem odrabiać zadania i dogadywałem się z większością moich nauczycieli. Mój ojciec i moja matka pochodzi z biednych rodzin i oboje mieli bardzo minimalny poziom edukacji. Byli przy tym jednak bardzo mądrzy, w szczególności ojciec, który był mądrzejszy niż niejeden nauczyciele akademicki. Jednak to wychowanie pokazało mi prawdziwą wartość szkoły. Pewnie gdyby nie to, nigdy nie mogliby sobie pozwolić na wysłanie mnie i moich braci do szkoły. Zawsze pchali nas do nauki. Zawsze. Szkoła i zadania domowe zawsze na pierwszym miejscu. Później, kiedy zaczął chodzić do szkółki wrestlingowej, wszystkie moje zadania musiał być zrobione bo inaczej nie było mowy o wrestlingu tego dnia. Musiałem także trzymać dość wysokie oceny. Nie chcę jednak dać złego przykładu. Nie byłem wagarowiczem, ale pupilkiem także. Byłem kimś w rodzaju klasowego klauna i bardzo często wpadałem przez to w kłopoty. Zawsze starałem się wykorzystywać swój moment najlepiej, jak potrafiłem, ale nie zawsze było to możliwe.

Miałem krótką karierę wagarowicza w czwartej klasie, ale skończyła się bardzo szybko. Nosiłem długie włosy, co było wtedy modne. Moje były długie i proste, a z jakiegoś powodu pomyślałem, że lepiej będą wyglądały trochę pofalowane. Ubłagałem mamę, aby zrobiła mi trwałą. Powiedziała mi - "Nie pójdziesz z takimi włosami". Odpowiedziałem - "Pójdę, pójdę. Proszę. Proszę. Proszę." Wiecie, jak to z dziećmi. I się udało. Zrobiłem sobie ją w niedzielę. Pamiętam to jak dziś. Kiedy spłukałem je - a pamiętam, że myłem dwa albo trzy razy - loki wyglądały, jako loki dziewczęce. To były kółka, a nie fale. W niedzielę nie byłem pozytywnie nastawiony do nich. A w poniedziałek wiedziałem, że ich nie chcę. Poszedłem do szkoły i nie minęło pięć minut, jak wszyscy zaczęli się z nich śmiać. Byłem zakłopotany, naprawdę zakłopotany. Chciałem się schować, zapaść pod ziemię. Nie chciałem się nawet pokazać na pierwszej lekcji. Pobiegłem prosto do domu. Moja mama wyszła do pracy zaraz po moim wyjściu do szkoły, więc wiedziałem, że w domu nikogo nie było. Wkradłem się i oglądałem telewizję cały dzień. Moja mam wróciła z pracy późnym popołudniem i zapytała:
- "Jak było w szkole?"
- "Było świetnie" - odpowiedziałem - "Wiele śmiechu"
Spojrzała na mnie dziwnie.
- "Co Twoi koledzy powiedzieli na widok Twoich włosów?"
- "Podobały im się. Bardzo im się podobały. Mówili, że wyglądają świetnie."
Kolejny spojrzała się na mnie dziwnie, po czym powiedziała "Dobrze" i przystąpiła do przygotowania obiadu i robienia innych rzeczy w domu.

Następnego dnia także nie chciałem iść do szkoły. Wyszedłem jednak o normalnej porze, ale zaraz za wzgórzem schowałem się do dużym rowie i czekałem tam, dopóki mama nie pójdzie do pracy. Potem wróciłem do domu i znów oglądałem TV. Obejrzałem "The Flinstones", "I love Lucy", "The Price Is Right" oraz "The Dick Van Dyke Show". Było świetnie. Kiedy czasowo zbliżył się koniec lekcji, włożyłem czapkę i poszedłem do małego centrum 7-Eleven, w którym zwykle graliśmy i bawiliśmy się. Życie wagarowicza wydawało się być przyjemne, nawet jeżeli stało się to w wyniku strasznego wyglądu moich włosów. Wybrałem tą opcję przez cztery dni. Ktoś ze szkoły próbował prawdopodobnie skontaktować się z kimś ode mnie z domu raz albo dwa, aby dowiedzieć się co się dzieje, ale oczywiście ja nie miałem zamiaru odbierać telefonu. Wtedy ktoś postanowił zadzwonić do pracy mojej mamy.

PRZYŁAPANY
Oglądałem telewizję w moim pokoju około 9.30 rano, kiedy usłyszałem samochód parkujący pod moim domem. Pomyślałem - "O kurde". Wyłączyłem telewizor i schowałem się pod łóżko. Drzwi się otworzyły. "Oskar!" - krzyczała moja mama - "Wiem, że tam jesteś. Lepiej mi to ułatw. Wyjdź. Wyjdź!". Kiedy krzyknęła za trzecim razem stwierdziłem, że bezpieczniej będzie, jeżeli się poddam. Kiedy się wyczołgałem zapytała - "Dlaczego nie chodzisz do szkoły?". Odpowiedziałem - "Cóż, nie za bardzo lubię moje włosy…" Powiedziałem jej wszystko, ale dostałem niewiele zrozumienia. Po prawdzie, żadnego zrozumienia. Powiedziała - "Zaraz obetnę Ci włosy i zabiorę do szkoły". Jak powiedziała, tak zrobiła. Nie było żadnej kłótni. W minutę moje loki odeszły, razem z całą resztą moich włosów. Nie wyglądało to oczywiście na jakieś super specjalne podcięcie. Po prostu wzięła nożyczki i obcięła głowę. Oczywiście chodzi o włosy, ale czułem jakby to była cała głowa.

Płakałem, ale to także nie wzbudziło żadnej sympatii ani zrozumienia. Poszliśmy do szkoły. Ktoś zasugerował mojej mamie, że może powinniśmy przyjść następnego dnia, kiedy się uspokoi, ale moja mama nie chciała o tym słyszeć. Jej decyzja była ostateczna. Szkoła była ważna, aby ją opuszczać - zwłaszcza przez coś takiego błahego, jak kręcone włosy albo tak, jak teraz, brak włosów. Weszliśmy do klasy. Usiadłem ze spuszczoną głową, wiedząc, że wszyscy patrzą się na mnie. Jednak, powoli bo powoli, ale ta ciemna chmura znad mojej głowy zaczęła zanikać. Rzeczy nie wyglądały tak źle, jak mogły wyglądać, a pod koniec dnia prawie zapomniałem o tym wszystkim. Poszedłem do domu i porozmawiałem z mamą.

Teraz śmieję się z tego, ale tylko dlatego, że zniszczyłem wszystkie dowody fotograficzne, które dokumentowały mój wygłup.

NAUKA JAK BYĆ TWARDYM
Kiedy miałem osiem lat, wiedziałem, że chcę spróbować sił w wrestlingowej karierze. Przekonałem mojego wujka i moich rodziców, aby pozwolili mi trenować. Nie było tak naprawdę ciężko…

dodane przez Vercyn w dniu: 08-08-2011 00:08:38

Udostępnij

Komentarze (14)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Kolejna świetny wrzut na naszym portalu. Fajne historie z życia Reya, a raczej z jego dzieciństwa. Nie wiem, czy w późniejszych wrzutach, czyli w dalszej części książki pojawią się historie z zaplecza federacji w których Rey występował, ale wiem, że byłaby to rzecz, która najbardziej by mnie ciekawiła.

Ogólnie świetny wrzut, a czytając to, możemy trochę żałować, że w naszych księgarniach nie pojawiają się biografie wrestlerów, bo na pewno wiele osób by po nie sięgnęło.

napisane przez maly619 w dniu : 08-08-2011

Podzielam w stu procentach zdanie poprzednika, świetny tekst. Bardzo dobrze się czytało, wiele rzeczy można się dowiedzieć z takich autobiografii. Mam nadzieję, że za jakiś czas pojawi się kolejna część, którą również przeczytam z wielką chęcią.

napisane przez Longer w dniu : 08-08-2011

Przede wszystkim Vercyn szacunek za pracę, którą wykonałeś. Zadanie wyznaczyłeś sobie ambitne. Przetłumaczenie książki, która ma ponad 300 stron (i przepisywanie tego) pewnie trochę zajmie. Ale widzę, że zabrałeś się do pracy z zapałem. Brawo! :)

napisane przez Ghostwriter w dniu : 08-08-2011

Zadanie jakie przed sobą postawiłeś to nie lada wyczyn przetłumaczyć ponad 300 stron to duży wysiłek i sporo czasu.

Gdy zaczynałem oglądać wrestling (a było to już paręnaście lat temu) to właśnie Rey był wrestlerem, który najbardziej mi się spodobał ze względu na jego styl walki. Po wielu latach oglądania najpierw WCW później WWE i TNA Rey nie jest dla mnie tym kim był na początku, ale jakiś sentyment mam do jego osoby. Dzięki temu tłumaczeniu mogłem dowiedzieć się wielu informacji, których dotychczas nie znałem. Czekam na kolejne tłumaczenia.
Brawo Vercyn :-)

napisane przez Jeffrey Nero w dniu : 08-08-2011

Naprawdę wielkie dzięki za wstawkę, zawszę lubiłem Reya, może przez sentyment (pierwsza walka wrestlingowa jaką widziałem była z jego udziałem). W każdym razie czyta się bardzo przyjemnie i będe wyczekiwał na następne części ;)

napisane przez marcikowal1 w dniu : 08-08-2011

Świetny tekst, fajnie było się dowiedziec o życiu Reya oraz o stylu lucha libre. Z niecierpiliwością czekam na następną częśc książki.

napisane przez marian1234 w dniu : 08-08-2011

Artukuł genialny. Bardzo ciekawy. Można się dowiedzieć wiele o Rey'u. Rey faktycznie musiał wyglądać komicznie w tych lkoach. Szkoda że poniszczył wszystkie zdjecia.
Oby tak dalej na Atti, bo nie nadązam z czytaniem artykułów. :)

napisane przez tHURTeen w dniu : 08-08-2011

To co dostaliście to jest pięć pełnych stron w Wordzie, a z książki kilkanaście. Zastanawiałem się, czy nie powybierać smaczków tylko. Jednak podczas czytania wszystko się bardzo łatwo przyswaja, dlatego postanowiłem przetłumaczyć całość. Czy mi się to uda? Postaram się. Jak długo mi to zajmie? Tyle ile będzie potrzeba, aby oddać do czytania dobry tekst. Będę starał się to dzielić w sensowny sposób, tak aby nie urywać rozdziałów czy wątków. Teraz przygotowuję część o treningach, więc dam mały spoiler tego co w kolejnej części, która się już tłumaczy i na przestrzeni kilku dni powinna się pojawić na portalu.

Cytat:

W pierwszej klasie skupialiśmy się na podstawach. Biegaliśmy wokół sali rozgrzewając się i zwiększając wytrzymałość. Następnie robiliśmy „kaczuszki” – kucałeś, łapałeś się za kostki i szedłeś jak kaczka. Były pompki, hinduskie przysiady i brzuszki. Żadnych ciężarów, same ćwiczenia. To wszystko zabierało jakieś trzydzieści do czterdziestu pięciu minut. Potem wchodziliśmy na ring na kolejne czterdzieści pięć minut do godziny. Zadania były zróżnicowane, jednak zwykle robiliśmy przewroty w przód i w tył. Uczyliśmy się, jak przyjmować cios i jak biegać pomiędzy linami. Przyswajaliśmy ringowe podstawy: jak blokować, jak chwytać, jak się wydostawać z uchwytów.

napisane przez Vercyn w dniu : 08-08-2011

Bardzo fajny artykuł, Rey to jakby nie patrzeć jeden z prekursorów lucha w USA więc na pewno można się wiele dowiedzieć. Mam nadzieje że ten projekt nie padnie jak tłumaczenie książki Y2J-a. Good Job

napisane przez Jack Doomsday w dniu : 08-08-2011

Świetna robota. Gdy zobaczyłem pierwszy raz to w newsie nie mogłem uwierzyć że ktoś to przetłumaczył, długo czekałem żeby przeczytać ten materiał i jak na razie się nie zawiodłem. Świetnie przedstawione dzieciństwo Misterio w Meksyku. Wiele interesujących ciekawostek np o tym że Mil Mascaras nie ściągał maski podczas kąpieli. Ogólnie pierwsze strony wypadły genialnie i czekam na następne. Dzięki Vercyn za tłumaczenie ;)

napisane przez Yao w dniu : 08-08-2011

Genialne! Od dłuższego czasu chciałem się dowiedzieć czegoś o Lucha Libre, ale jakoś nie mogłem się do tego zebrać. Dzieciństwo Rey'a i historia z lokami świetna. ;)

Na pewno najlepszy artykuł od dłuższego czasu na Atti, życzę wytrwałości w tłumaczeniu, Vercyn.

napisane przez Ormer w dniu : 08-08-2011

Szczerze mówiąc, to nie porwał mnie początek tej książki. Może dlatego, że nie interesuje mnie co Rey robił za bajtla, do jakiej szkoły chodził, czy w ogóle do niej chodził i tak dalej. Może w następnych częściach wszystko się rozkręci, kiedy (mam nadzieję) dowiem się coś więcej o jego karierze. Tak czy inaczej, wielkie dzięki Vercyn za przetłumaczenie, w ostatnim czasie odwalasz fantastyczną robotę :wink:

napisane przez Sebu w dniu : 09-08-2011

Sorry, że tak pytam, ale kiedy będzie druga część tłumaczenia ? :)

napisane przez IcanBeatYou619times w dniu : 11-08-2011


Cytat: IcanBeatYou619times

Sorry, że tak pytam, ale kiedy będzie druga część tłumaczenia ? :)


Jak Vercyn wróci z wakacji a Getorix wyjdzie z lodówki.

napisane przez qwerte w dniu : 11-08-2011

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy