Behind the Mask: Pij piwo - będziesz większy!

"Behind the Mask" to książka poświęcona Rey'owi Mysterio Juniorowi. To autobiografia począwszy od jego najwcześniejszych lat. Będę starał się w miarę systematycznie dodawać kolejne części tej liczącej ponad 300 stron książki. Zapraszam do lektury.

LUCHADOR
Czternastolatek jest za młody, aby być profesjonalnym wrestlerem. Zbyt młodym, chociażby dlatego, że potrzebuje zgody swoich rodziców. Byłem niski, bardzo bardzo niski, nawet jak na czternastolatka. Ważyłem zaledwie 45 kilogramów i mierzyłem 154 centymetry. Nawet mając zgodę rodziców, znalezienie promotora, który wstawiłby mnie do swojego show nie byłoby łatwe.

Pamiętam, jak poszedłem do wuja mając wtedy czternaście lat i powiedziałem mu, że chcę w końcu stanąć w ringu. Powiedziałem - "Daj szansę. Trenuję przecież od blisko sześciu lat i chcę wreszcie walczyć. Chcę walczyć. Jestem zmęczony trenowaniem - nie nauką, ale ciągłym przebywaniem tylko na sali bez możliwości walki. Chcę walczyć naprzeciw tłumów." Odbyliśmy wtedy naprawdę długą rozmowę. Powiedział, że jestem przygotowany już techniczne, ale jeszcze przede mną długa droga do przygotowania mentalnego. Miał jeden argument. Nie wyglądałem jak wrestler. Pamiętam, jak kiedyś, kiedy przedstawiał mnie innym starszym wrestlerom, oni mówili - "Niech trochę przybierze na masie, a wtedy będzie gotowy." To jednak nie było to, co chciałem usłyszeć. To tak, jakby kazali mi czekać w nieskończoność, a ja nie miałem zamiary czekać ani minuty. W głębi serca wiedziałem, że jestem gotów. Może nie na tyle, aby być gwiazdą - to przyszłoby z czasem - ale na pewno do walki przed zgromadzonymi widzami.

W wrestlingu, tak jak wszędzie, musisz zmuszać siebie do kolejnych kroków. Musisz starać się wskoczyć na wyższy poziom, a wejście do prawdziwego ringu to był właśnie kolejny poziom. Byłem pewien, że jeżeli chcę stać się lepszym - a chciałem - to muszę zacząć walczyć. Nawet, jeżeli ktoś inny myślałby, że nie jestem odpowiednio duży.

ROZMIAR MA ZNACZENIE…DLA INNYCH
Mój rozmiar zawsze stanowił przeszkodę. Musiałem wciąż udowadniać przede wszystkim sobie, że nie ma to znaczenia. W tamtym momencie miałem około 154 centymetry. Może. Byłem do tego bardzo chudy. Ważyłem około 45 kilogramów. To bardzo mało. Ale jedno musicie pamiętać - walczyłem z dużo większymi osobami już od kiedy miałem osiem lat. Mówię o dzieciakach, które były od około 30 kilogramów, aż do blisko 90 kilogramów cięższe ode mnie. Całe życie żyłem z taką różnicą. Było to dla mnie naturalne.

Dlatego myślę, że obecnie nie jest mi tak ciężko walczyć z dużo większymi ode mnie. Wziąłem różnicę w wielkości za rzecz oczywistą. Są pewne ograniczenia w rzeczach, które mogę im zrobić, ale to nie znaczny, że nie mogę ich pokonać. Wciąż i wciąż walczyłem z większymi i znajdowałem sposób, aby zawsze być górą. Szybkość i technika znaczą najwięcej. Co najważniejsze, daję w ten sposób widzom to, za co zapłacili. Widzą w tym moje serce, nawet kiedy jestem pokonany. O to właśnie chodzi w wrestlingu.

Wracając, świat nie wiedział jeszcze, na co stać Rey'a Mysterio. Oni wciąż znali mnie jako małego Oskara. Nawet sławni wrestlerzy, którzy widzieli mnie pracującego w ringu, nie byli przekonani.

PRZYBIERAĆ NA WADZE - CZY NIE PRZYBIERAĆ
Sprawienie, aby Twoje ciało stało się większe jest możliwe, ale możesz także przytyć. Wielu zawodników podnosiło swój rozmiar przybierając na masie mięśniowej. Przyjaciele mojego wuja byli przekonani, że właśnie to poskutkuje w moim przypadku. Mówili mi - "Musisz przybrać na wadze. Jedz więcej". Kilku zalecało mi także picie piwa. Byli przekonani, że ma ono jakieś magiczne właściwości i mnie odpowiednio wypełni. Odpowiadałem - "Mam czternaście lat. Nie mogę pić piwa.", a oni mówili - "Daj spokój. Wypij trochę piwa." Spróbowałem kilka razy, ale to nie pomogło.

Ludzie zawsze dawali mi rady, jak przybrać na wadze. Mówili - "Jedz to. Jedz tamto." Dawali mi przepisy na prawo i na lewo. Pamiętam, jak podczas jednego ze śniadań, zobaczyłem Leona Chino jedzącego białko z dwunastu jaj z ryżem. Powiedział do mnie - "Powinieneś jeść to samo". Dwanaście białek? Nie ma mowy. Połknąć obślizgłe kleiste plamy, które wyglądały, jak wydzieliny potwora z "Pogromców duchów"? Wolałem pić sos sałatkowy. Poza tym, dwanaście białek ważyło więcej niż ja w tym czasie. Później Leon powiedział mi, abym pił piwo - "Piwo ma w sobie coś, co pozwoli Ci przybrać na masie. Musisz trochę spróbować. Dalej. Zrób to." Odpowiedziałem - "Nie, nie." Powtórzył - "Ono ma w sobie coś po czym przybierzesz na wadze." Tak, węglowodany. To ta cała magia. Potem dodał - "Pij piwo z rana. Jedno do śniadania. Kolejne do lunchu i ostatnie do obiadu." Chino miał dobrze wyrzeźbione mięśnie, ale na tyle co wiem, to nowoczesna nauka nie zaleca stosowania diety piwnej w kulturystyce. Może po tym trenowałoby mi się łatwiej. Nie wiem.

A tak na serio, moja waga zawsze była problemem. W połączeniu z moim wzrostem, sprawiała, że wyglądałem młodziej, przez co nie byłem brany na poważnie. Nawet wielki Negro Casas powiedział mi, że jestem za chudy. Większość tych gości nie zdawała sobie jednak sprawy, jak młody byłem albo, że za moją posturę odpowiadają geny. Naprawdę za wiele nie mogłem w tej sprawie zdziałać.

EGZAMIN
Wciąż naciskałem wujka. Wreszcie w 1991 roku powiedziałem, że mogę podejść do egzaminu licencyjnego i zobaczyć, jak dobry jestem. Aby walczyć w Meksyku potrzebna jest licencja wystawiona przez specjalną komisję, która nadzoruje dany sport. To było coś takiego, jak egzamin na prawo jazdy, tylko cięższy. Trwał około 4-5 godzin i obejmował podstawowe umiejętności wrestlingowe oraz kondycję. Sędziami byli starzy zawodowi wrestlerzy. Każdy test przepuszczał Cię do kolejnej sekcji.

Pierwsza była kondycja: musiałeś wykonać szereg ćwiczeń, w tym jogging, brzuszki, przysiady i inne. W drugiej części odbywał się pokaz umiejętności przyjmowania uderzeń: upadki, przewroty w tył, przewroty w przód i pozostałe. Trzecia część to bieganie pomiędzy linami oraz tak zwane "high-spots". Nie chodziło o prawdziwe "latanie", tylko podstawowe akcje wrestlingowe: headlocki, chwyty, pady, przerzuty przez biodro, skoki przez plecy. Następnie wszyscy sędziowie zbierali się razem i oglądali finałową część - walkę. Przeszedłem przez pierwszy trzy części śpiewająco. Moja walka była trochę niepewna - sędziowie powiedzieli, że muszę się trochę poprawić - ale i tak zdałem.

NIEPEŁNOLETNI
Zdobycie licencji w moim wieku było wielką sprawą. Zwłaszcza w papierach. Byłem tak młody, że aby otrzymać licencję, moi rodzice musieli podpisać zobowiązanie, że w razie jakiegokolwiek wypadku w ringu biorą za to pełną odpowiedzialność. Moja mama była oczywiście zaniepokojona, ale podpisała, bo wiedziała, jaki ja jestem uparty. Jedna rzecz w tym wszystkim nie dawała mi spokoju, nie potrafiłem jej zrozumieć. Promotorzy w Meksyku nie opłacają kontuzji wrestlerów - nie ważne ile mają lat. Jeżeli coś sobie zrobisz, to musisz na własną rękę dostać się do szpitala i sam zapłacić za leczenie. Tak przynajmniej było, kiedy ja zaczynałem tam walczyć. Dlatego nigdy nie rozumiałem tego zamieszania. Moi rodzice i tak pomogliby mi, bez względu na wszystko inne.

THE GREEN LIZARD (ZIELNA JASZCZURKA)
Z zamieszaniem czy bez, byłem oficjalnie gotów do walki. Teraz potrzebowałem jedynie maski, ubioru i imienia. Oczywiście cały czas myślałem, że przybiorę sobie imię: Rey Misterio Jr. To jest meksykańska tradycja, że syn wrestlera przybiera sobie takie samo imię, jak ojciec, co jest oznaką honoru i szacunku. Najbardziej znanym przykładem był syn Satno - El Hijo del Santo, który był gwiazdą wtedy, kiedy ja trenowałem. Naprawdę wielu innych zawodników robiło to samo.

Dorastając zawsze zakładałem, że będę - Rey Misterio Jr. Mój wuj nie miał swoich dzieci w tym czasie, a ja w pro wrestlingu nikogo bardziej nie szanowałem niż jego. Wydawało się naturalną koleją rzeczy. Byłem zszokowany, kiedy powiedział na kilka dni przed walką, że ma świetny pomysł na imię i strój: Zielona Jaszczurka (The Green Lizard). Powiedział - "Znajdź zielony strój i będziesz gotów." Odpowiedziałem - "Zielona Jaszczurka? Nie ma mowy. Nie chcę być jaszczurką." Nikt nie chce być przecież jaszczurką. Są one obślizgłe i podstępne - to nie dla mnie. Dodał - "Zielona Jaszczurka to dobre imię. Mam już maskę." Odpowiedziałem - "Daj mi lepsze imię. Chcę być Rey Misterio Jr." Powiedział mi, że jest jeszcze za wcześnie na to. Nalegałem, ale on wciąż odmawiał. To była ponad godzinna rozmowa, ale mogłem ocalić się od tego. Jednak nie dał mi imienia - Rey Misterio Jr. Powiedział - "Pewnego dnia, kiedy poczuję, że jesteś gotów, wrócimy do tego tematu. Ale teraz jeszcze nie jesteś na to gotowy." Ostatecznie zrozumiałem, że jest to zaszczyt, na który muszę sobie zapracować. I tak oto stałem się Zieloną Jaszczurką.

"CZY TO PASUJE"
Mój strój został wykonany przez Bruno Vitorio, wrestlera starej szkoły i zarazem przyjaciela mojego wuja. Miał także nieco dziwny charakter. Bruno oraz mój wuj byli bardzo blisko w ringu, kiedy Vitorio walczył jako Destroyer. Mój wuj pozbawił go także maski w trakcie pojedynku w stypulacji Mask vs Mask w jednym z punktów ich karier. Kiedy poznałem Bruna, był on szefem ochrony w centrum Plaza Patria w Tijuanie. W ekipie ochroniarzy było sporo wrestlerów, włączając w to także mojego wuja. Był to dobry sposób na zarobienie pieniędzy, a ich rozmiary i umiejętności budziły respekt.

Centrum znajdowało się cztery bloki dalej od mojego domu i było moim ulubionym miejscem na weekendy. Mogłem spotkać się z wrestlerami, bo wiedziałem kiedy byli na służbie. Spotkałem także wiele dziewczyn, z którymi oni randkowali. Większość miała dziewczynę w każdym sklepie. Pamiętam jednego z nich. Chodziłem z nim od sklepu do sklepu, a on w każdym dostawał całusa i prezenty - koszulki, biżuterię, cokolwiek. Od młodości poznawałem esencję bycia wrestlerem - jak dostawać rzeczy za darmo i jak mieć więcej niż jedną dziewczynę naraz.

Bruno przygotowywał stroje poza pracą. Dorabiał na boku. Nie pamiętam ile mój pierwszy strój kosztował - może dziesięć albo dwanaście dolarów - ale był bardzo żółty i zielony. Nie mam na myśli odcieni zielonego i żółtego, jakie można zobaczyć na kamuflażach. Mój strój świecił jaśniej niż neony. Był także ciężki w ubiorze, nawet, jak na takiego chudzielca, jak ja. Nogawki były zbyt wąskie. Oczywiście nie przyznał się, że popełnił błąd. Byłem w jego biurze, kiedy mi dał strój i pamiętam, jak próbowałem go założyć. Walczyłem, pociągałem i rozciągałem, mając nadzieję, że włożę moje nogi. Bruno przez cały czas powtarzał - "Tak, tak. To pasuje na Ciebie. No dalej, wkładaj." Odpowiedziałem - "No nie wiem.", a on dalej powtarzał - "No dawaj, próbuj." Ciągnąłem mocniej i powiedziałem - "Hej, Bruno, nie wydaje mi się…", po czym on przerwał i powiedział - "Nie, nie, pasuje. No dalej, dalej." Bruno był jedną z osób, które szanowałem i podglądałem przy pracy, dlatego nie chciałem go urazić. Jednak nogawki były zdecydowanie za wąskie, a on wciąż powtarzał - "Wciągnij je, wciągnij je." Cały czas próbowałem i jakimś cudem udało mi się założyć strój.

Moja maska był czymś co zaprojektował wuj. Miała kolor metalicznie zielony i żółte wstawki. Wyglądałem jak salamandra, ale w końcu byłem gotów stanąć w ringu. Moja pierwsza walka odbyła się na cmentarzu w Tijuanie w dzielnicy El Soler. Walczyłem przeciwko El Gatonico i myślę, że razem zrobiliśmy naprawdę dobre show dla może stu osób tam zgromadzonych. Byłem tak bardzo podniecony, że niewiele z tego pamiętam. Moje przedmeczowe motylki były wielkości sępów i rzucały się po moich brzuchu. Walka minęła szybciej niż ostatni dzień wakacji, ale byłem w końcu pro.

KOLIBER
Na początku walczyłem na cmentarzach, imprezach i ranczach przez kilka tygodni. Nie polubiłem mojego imienia - Zielona Jaszczurka i błagałem wuja, aby pomógł mi wybrać nowe. W końcu wpadł na inny pomysł - "Nazwiemy ciebie Koliber (Colibri). Jesteś niski i latasz wkoło. Damy Ci także kolory bardziej dziecięce. Niebieski, żółty i czerwony - nic ciemnego albo szarego." Nazwaliśmy je "ciastowymi kolorami" ponieważ w Meksyku takie pastelowe kolory daje się na urodzinowe torty dla dzieci. Jak się okazało, to pomogło mi przyciągnięć wielu młodych fanów, którzy utożsamiali z małym wrestlerem w ringu.To mogło wyglądać na świetny pomysł, ale niewiele się nad tym wtedy zastanawiałem. Wiedziałem jedno - że wszystko będzie lepsze niż Zielona Jaszczurka.

Mając więc nowe imię, potrzebowałem nowego stroju. Znałem faceta, który robił stroje dla mojego wuja. Kostium dla mnie wykonał Sergio Jimenez, świetny człowiek, który stał się jednym z moich przyjaciół, a który trzymał się z nami po stracie pracy. Ze odbudowaną pewnością siebie, nowym imieniem i nowym strojem, byłem gotów na awans z cmentarzy do audytorium i prawdziwego show. Problemem było to, że nie mogłem znaleźć promotora, który dałby mi szansę.

ZABUKOWANY
Syndrom chudego małego karzełka prześladował mnie cały czas. Nikt nie chciał dać szansy czternastolatkowi, który wygląda na mniejszego niż Dzwoneczek (z Piotrusia Pana - przyp. red.). Ostatecznie mój wuj dogadał się z promotorem Benjaminem Mora. Wujek był największą gwiazdy Benjamina i dużo z nim współpracował w Tijuanie. Jestem pewien, że Mora zdecydował się mnie przygarnąć tylko ze względu na wuja. Jednak nawet wtedy nie było łatwo go przekonać. Raz spojrzał na mnie i powiedział - "Nie ma mowy Rey. Kurde spójrz na niego. A co jeśli złamie się w pół?". Wuj odpowiedział mu, że odpowiedzialność weźmie na siebie, na co Mora dodał - "Nie chcę żadnych problemów." Wujek dalej tłumaczył, że nie będzie żadnych problemów, a Mora powtarzał w kółko to samo. Kończąc rozmowę powiedział mu - "No dalej. Zabukuj dzieciaka do swojego show. Zaufaj mi. No dalej." Wuj był bardzo przekonujący i ostatecznie Mora dał się przekonać. Zostałem wpisany w walkę, która odbyła się przed galą w Tijuana Auditorium.

PIĘKNA WALKA
Moim przeciwnikiem był Shamu, który miał długą karierę w Meksyku. Był ode mnie większy, ale nie tak dużo. Był masywny i ważył o wiele więcej niż ja. Był świetnym zapaśnikiem. Wkrótce staliśmy się nawet dobrymi przyjaciółmi.

Byłem bardzo, ale to bardzo zdenerwowany. Ściskało mnie w brzuchu jeszcze bardziej, kiedy wyszedłem z szatni przebrany za Kolibra. Jakieś dzieciaki blisko wejścia nastawiały ręce do przybicia "piątki". Zacząłem przybijać piątki. Całkiem nieźle mi to wychodziło, ale nerwy i brzuch nie dawały o sobie zapomnieć. Wciąż mam takie uczucie przed każdym pojedynkiem - motylki i węzły. Pasy mistrzowskie, szacunek fanów i innych wrestlerów i wszystko co sobą udowodniłem i zdobyłem, dalej daje takie uczucie, kiedy wychodzę. Nie jest już takie intensywne jak na początku, ale wciąż jest. Wciąż czuję, że muszę sobie wiele udowadniać przy każdym spotkaniu i zastanawiam się, czy mi się to uda.

Kiedy wychodzę, nerwy mijają i tak stało się pierwszego dnia. Przybijanie piątek z dziećmi, który niekiedy były większe niż ja, rozplotło te węzły. Napięcie uleciało, a od momenty wejścia na ring myślałem tylko o jednej rzeczy - "No dalej, dalej. Dawaj tutaj, Shamu!" No i przybył. Zwarliśmy się i pokazaliśmy trochę wrestlingu matowego, sprawdzając każdy siebie i wyczuwając widzów. Przełamywaliśmy się tak kilka razy, za nim dotarliśmy do lin. Tutaj pierwszy raz ujawnił się mój brak doświadczenia. Rozmiar ringu był zupełnie inny niż ten, na którym trenowałem, a ja miałem małe kłopoty z odnalezieniem na nim swojego miejsca. Teraz jestem świadom tych wszystkich detali, ale wtedy tego nie rozumiałem. Ostatecznie zrobiliśmy swój pierwszy efektowniejszy spot. Wykonałem dropkick, a Shamu przyjął uderzenie i poleciał na podłogę. Podniosłem moją rękę, aby usłyszeć cheer i o dziwo zebrałem dobrą reakcję. Pomyślałem wtedy - "To było świetne odczucie."

Pamiętam także, jak zrobiłem moonsault z drugiej liny później. Byłem poza ringiem, wskoczyłem na jego krawędź, a potem na drugą linę i wykonałem moonsault poza ring. Myślę, że wtedy zyskałem pewien szacunek u fanów. Dali mi trochę swojego ciepła i możecie pomyśleć sobie, co wtedy czułem. Jeżeli dobrze pamiętam, zakończyłem walkę przez frankensteinera - akcję, która jest jedną z moich ulubionych w całej karierze. Shamu siedział na narożniku, ja doskoczyłem, złapałem go i wykonałem akcję. Spadliśmy, a ja go przypiąłem. Kiedy schodziliśmy z ringu, grupy małych dzieci podbiegały i krzyczały do mnie "Bella Lucha, Bella Lucha!" - "Piękna walka, piękna walka!" Przybijały ze mną piątki, po czym udałem się do szatni. Zobaczyłem mojego wujka, który powiedział, że to była świetna robota. Byłem bardziej niż szczęśliwy. Czułem się, jakbym wszedł do największego sklepu z zabawkami na świecie, a oni powiedzieliby, abym wybrał sobie za darmo wszystko co chcę.

dodane przez Vercyn w dniu: 18-08-2011 19:09:51

Udostępnij

Komentarze (11)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Dobra robota Vercyn . Świetnie idzie Ci tłumaczenie książki . Oby tak dalej ; )

napisane przez Angelisia , ♥ w dniu : 18-08-2011

Od początku czytam twoją pracę a teraz dopiero powiem że bardzo dobra robota. :D Mi osobiście się dobrze czyta i życzę byś dokończył tą książkę. A co do książki to duż moożna się dowiedzieć o Reyu. No powiedzieć mogę tylko: Tak dalej!! ;)

napisane przez Destruction w dniu : 18-08-2011

Bardzo ciekawa była informacja o licencji na wrestlera. Patrząc na umiejętności niektórych zawodników, można powątpiewać, w to, że w USA takie coś się odbywa, a nie mam wątpliwości, że wpłynęło by to pozytywnie na wrestling, a na pewno na poziom walk ;)

Patrząc na historię gimmicku kolibra można powiedzieć, że Rey od zawsze był ulubieńcem dzieci ;p

Ogólnie zaczyna się robić coraz ciekawiej, bo mamy już fajne historie pierwszych walk Reya, a imponujące jest, że zaczął on karierę tak wcześnie.

napisane przez maly619 w dniu : 18-08-2011

W wolnej chwili rzuciłem okiem na dalsze części książki i tam Rey dzieli się swoimi spostrzeżeniami o wielu wielu zawodnikach z WCW czy WWE, z którymi miał okazję pracować. Nie wczytywałem się, ale na prawdę wielu jest wymienionych - tych mniej i tych bardziej znanych. Zanim jednak do WCW dojdzie, to jeszcze trochę w LL spędzi :) ale zdecydowanie robi się ciekawiej - moim zdaniem Zielona Jaszczurka bardziej do niego pasowała :twisted:

napisane przez Vercyn w dniu : 18-08-2011

Rey wtedy nie chciał pić piwa, a jak jest teraz? Po "mięśniu piwnym" można stwierdzic, że bardzo je polubił:D Dzięki za prace;)

napisane przez TanothRC w dniu : 19-08-2011

Czytam tą książkę od poczatku i musze powiedziec ze jest bardzo ciekawa. Czekam z niecierpliwością na inne rodziały książki:)

napisane przez Skejtor w dniu : 19-08-2011


Cytat: TanothRC

Po "mięśniu piwnym" można stwierdzic, że bardzo je polubił:D


Chce być duży ;)

VercynGetorix, do której strony już doszedłeś w tłumaczeniu i ile jest wszystkich?

napisane przez qwerte w dniu : 19-08-2011

To co dostaliście do tej pory to 33 z 306. Teraz już kolejną część tłumaczę, a jak mnie z domu na weekend znów nie wywieje, to powinna się w przyszłym tygodniu pojawić.

napisane przez Vercyn w dniu : 19-08-2011

Kolejne ciekawe fakty z życia Reya. Zapał jest, regularność też nic tylko czekać na kolejne tłumaczenia w wykonaniu Vercyna. Już nie mogę się doczekać części, w której będzie mowa o WCW i WWE. Mogą pojawić się ciekawe historie.

napisane przez Jeffrey Nero w dniu : 19-08-2011

Nareszcie znalazłem czas i przeczytałem tą część. Nie zawiodłem się. Kolejna dobra część mówiąca o debiucie jednego z najmłodszych luchadorów. Debiut w wieku 14 lat to coś niesamowitego. Walki na cmentarzach to musi być ciekawe przeżycie ale w Meksyku nie takie rzeczy się działy. Dzięki za tłumaczenie 8)

napisane przez Yao w dniu : 22-08-2011

Bardzo fajnie się to czyta :)
Czekam na kolejną część

napisane przez ReDstanDarD w dniu : 24-08-2011

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy