WIĘCEJ GIGANTÓW
Przez kolejnych kilka miesięcy zanotowałem imponującą liczbę zwycięstw przeciwko największym chłopakom w federacji. W tym punkcie mojej kariery pracowałem nad sobą bardziej i ważyłem trochę więcej. Wyglądałem dobrze, lepiej niż kiedy zaczynałem. Byłem większy. Jednak wciąż byłem stanowczo za mały w porównaniu do moich przeciwników. Walczyłem z największymi zawodnikami w federacji. Pokonałem Scotta Nortona. Była taka akcja w trakcie walki, która nadal się wyróżnia. On złapał mnie, podniósł i rzucił nad trzecią liną. Przyjąłem uderzenie o podłogę. Następnie przytrzymał mnie i zaczął ze mnie szydzić i szydzić - wtedy z całej siły kopnąłem go w jaja. Po co się śmiał z małego gościa? Upuścił mnie. Przykryłem i uzyskałem pin. Ludzie oszaleli. Pamiętam także pracę przeciwko Bam Bam Bigelowowi. Dla mnie był to prawdziwy honor Dorastałem oglądając jego walki. Byłem podekscytowany walcząc przeciwko niemu. Bam Bam zaczynał w tych czasach, kiedy było wiele niezależnych federacji. Tak utorował sobie drogę do zostania gwiazdą w WWF. Potem walczył trochę w Japonii, ECW a następnie w WCW. Wciąż doceniam jego profesjonalizm. Zawsze był gotowy do pracy, kiedy walczyliśmy. Wygrałem wiele walk w ciągu, ale nigdy nie miałem problemu, aby podłożyć się większym gościom. Bez wyjątku.
ROZPOZNAWALNOŚĆ
Pozbycie się maski zmieniło wiele spraw w kontaktach z fanami. Teraz wiedzieli już, jak wyglądam i kim jestem. Czułem się z początku trochę niezręcznie, podobnie, jak oni. Nie wiedzieli, jak do mnie zagadać. Pracowałem nad nową tożsamością, a oni musieli to zaakceptować tak, jak ja to zrobiłem. Kiedy walczyłem w masce, mogłem pójść do centrum handlowego czy gdziekolwiek i nikt mnie nie poznał. Pod zdjęciu maski, ludzi powoli zaczęli mnie rozpoznawać. Moje prywatne życie odeszło. Nie zrozumcie mnie źle: fajnie jest być gwiazdą, być sławnym. W tym momencie mojej kariery, to było bardzo fajne uczucie, kiedy fani podchodzili i prosili o autografy czy zdjęcia. Jednak miało to też wpływ na moje prywatne życie. A w moim przypadku zdarzało się to nader często. Musiałem się do tego dostosować. Większość fanów była bardzo miła. Okazjonalnie zdarzało mi się usłyszeć - "Hej, jesteś mały!" czy "Jesteś młody, człowieku." To były najbardziej surowe oceny, które słyszałem, ale mi nie dokuczały. Przecież od pierwszego dnia mówiono mi, że mogę być wrestlerem, więc takie uwagi, że jestem mały albo wyglądam jak dziecko na mnie nie działały.
MASTER P
W tym czasie, Master P i zarząd WCW rozpoczął rozmowy, aby zrobić coś razem. Master P - Percy Miller - był na szczycie w późnych latach dziewięćdziesiątych z jego albumami Ghetto D, MP Da Last Don czy Only God Can Judge Me. Nie był tylko raperem. Był biznesmenem prowadzącym interesy w branży filmowej czy ubraniowej. Swoją reputację zbudował także poprzez angażowanie się w wiele projektów charytatywnych, wiele zrobił w dla dzieciaków i dla projektów edukacyjnych. WCW z kolei szukało szerszej publiczności, więc zarząd zdecydował, że pójście w rap będzie dobrym krokiem. Nie wiem dokładnie, jak do tego doszło, ale Eric ustawił spotkanie z Millerem, kilkoma jego ludźmi, Konnanem i mną. Akurat tak się złożyło, że wspólnie z Konnanem słuchaliśmy sporo gangsta rapu podróżując z miejsca na miejsce, więc znaliśmy tę muzę. Słuchaliśmy jego, Tupaca, Dre i wielu więcej. Naprawdę lubiliśmy ten rodzaj muzyki. Ja miałem bardzo zróżnicowany gust i słuchałem wielu różnych styli: Guns N Roses, Kid Rock, Metallica, Pink Floyd, Led Zeppelin, Little Wayne czy Eminem. Z kolei Konnan tworzył rap współpracując z Mad One. Wydali "Psyko" i kilka innych kawałków w 1998 roku. Zadebiutował z tym podczas Halloween Havoc.
Jeden z kuzynów i ochroniarzy Millera - Randy Thorton, znany jako Swoll - chciał być wrestlerem, dlatego WCW zdecydowało o dodaniu go drużyny razem ze mną i Konnanem. Tak właśnie sformowaliśmy No Limit Soldiers. Częściowo byliśmy rapową bandą, częściowo face'ową stajnią. Skończyliśmy z trochę kontrowersyjnym anglem. Master P uważał, że nie otrzymał takiej reakcji, na którą zasługiwał. Jednak poczyniliśmy wielkie kroki w całym storylinie, od kiedy został w niego zamieszany Curt Hennig. Curt pojawił się ze świetnym gimmickiem, deklarując hasło "rap to gówno" ("Rap is crap") i stworzył grupę country z wrestlerów znaną, jako West Texas Rednecks, którzy stali się naszymi największymi wrogami. Zapewne sam wyszedł z propozycję takiego angle'a. Federacja w tym czasie nie oferowała jego postaci zbyt wiele, i tak jak wielu innych, ucierpiał trochę na rzecz nWo. Co było wstydem. Curt był naprawdę kreatywnym zawodnikiem i bardzo popularnym. Pomimo tego, że grał heela, był bardzo over z fanami. Pierwsza piosenka The Redneck była okropna, ale storyline trzymał się dobrze i z czasem muzyka stawała się lepsza. Lubiłem tę muzykę.
CURT
Możliwość współpracy z Curtem była zabawna. Na wczesnym etapie swojej kariery używał przydomka - Mr. Perfect. Odnosił wiele sukcesów w tym gimmicku, w którym był perfekcjonistą w każdym sporcie. I mam na myśli "perfekcyjnego". Potrafił perfekcyjnie rozegrać czy rzucić piłkę na kilkaset jardów - wybierał dyscyplinę, a on robił to perfekcyjnie. Miał idealny uśmiech i bardzo zabawną osobowość. Wyglądało to mniej więcej tak: "Oczywiście, że jestem lepszy od Ciebie. Jestem perfekcyjny." Jego wrestlingowa technika była prawie doskonała. Wielu ludzi uważało, że był jednym z najlepszych zawodników swojej generacji. Po raz kolejny mogłem pracować z kimś, kogo oglądałem dorastając i stanowiło to dla mnie niewiarygodne doświadczenie. Curt dał mi wiele lekcji psychologii w amerykańskim wrestlingu i pomógł mi przemienić się z kogoś kto potrafi tylko robić efektowne akcji, w kogoś kto sam potrafi udźwignąć angle. Współpracując z nim i Konnanem przeszedłem w nową fazę w swojej karierze - dojrzałem, jako wrestler i jako aktor.
W swojej grupie The Rednecks, Curt grał na gitarze. Pozostałymi członkami byli Bobby Duncum Jr., Barry Windham, Kendall Windham oraz Curly Bill. Chociaż oficjalnie nosili nazwę West Texas Outlaws, większość ludzi mówiła na nich West Texas Rednecks. Ich utwór "Rap is Crap" wciąż można usłyszeć w wielu miejscach, tak jak ich oficjalny theme song "Good Ol' Boys". Curt, Bobby i Windhamowie to byli zawodnicy drugiej generacji i pasjonowałem się współpracą z nimi. To były wielkie chłopy, będąc z nimi w ringu wciąż się doskonaliłem. Mieliśmy duży tag teamowy match podczas Bash at the Beach w Fort Lauderdale tego roku. Był to 8-man Elimination Match: ja, Konnan, Brad Armstrong i Swoll przeciwko Curtowi, Barry'emu, Kendallowi i Bobby'emu. Muzyka country i rap była wszędzie. To było gorące. Pamiętam, jak zacząłem z Barrym. Jego spory wzrost nie pomógł mu uchronić się od kilku backflipów, ale zdążył zmienić się Curtem, a ja z Bradem. Kiedy kilka minut później wróciłem do ringu, udało mi się porwać tłum wysyłając poza ring Kendalla. Potem, wspólnie z Konnanem, wykonaliśmy somersault i broncobustera na Hennigu. Kolejną część walki rozpoczęli Konnan i Kendall. Windham polatał trochę po ringu, zanim Konnan go wyeliminował. Potem Konnan kontynuował z Barrym i po wypadnięciu za ring obaj zostali odliczeni. Pozostałem wspólnie ze Swollem przeciwko Curtowi. Wspiąłem się na barki Swolla i wykonałem splash na leżącego Curta, uzyskując ostatecznie pin. Tłum, pomimo podziałów i wspierania różnych drużyn, pokochał to. To był bardzo zabawny angle. Razem z Konnanem współpracowaliśmy z Mad One. Elow był producentem. Zrobiliśmy muzykę i nakręciliśmy nawet film w San Diego. Znów próbowaliśmy wznieść się na wyższy poziom.
POLOWANIE Z CURTEM
Przez jakiś czas podróżowałem pomiędzy house showami razem z Curtem. To było prawdziwe doświadczenie. Usłyszałem wtedy wiele historii odnośnie tego biznesu i jego wcześniejszych pojedynków. Pewnego dnia zaprosił mnie i Juventuda, oraz kilku innych, na polowanie do Georgii. Ric Steiner, Big Boss Man i kilku innych przyjaciół Curta było tam, jeżeli mnie pamięć nie myli. Byliśmy tam wszyscy ubrani z stroje myśliwskie w kamuflażu. Poruszaliśmy się wszędzie quadami. Byliśmy podekscytowani. Spaliśmy w obozie nocą, potem wstawaliśmy o czwartej rano, bardzo wcześnie i wypatrywaliśmy jeleni. Curt ustawiał nas w różnych miejscach, gdzie zwykle pokazywały się jelenie. Postawił Juventuda przy małej dróżce za niewielkimi krzakami. Boss Man powiedzał do Juviego - "Siedź na quadzie i strzelaj do wszystkiego co się będzie ruszać." On odpowiedział - "Tak, tak. Rozumiem. Rozumiem." Ja schowałem się głębiej w lesie z innymi. Oni mieli trochę zaciemnione miejsce, a ja wspiąłem się wyżej przygotowany do strzału. Minęło kilka minut, potem pół godziny, godzina. Nie było żadnego jelenia. Słyszałem, jak coś się poruszało między drzewami, ale to nie był jeleń. Im więcej czasu tam spędzaliśmy, tym więcej było odgłosów, ale żadnego jelenia. Obolały czekałem na swoją szansę, ale wciąż nie było jelenia. Minęły dwie godziny. Słońce wschodziło, a ja myślałem, że Curt się pomylił. Nigdzie nie było śladu jelenia. Nagle usłyszałem jakieś trzaskanie. Obróciłem się tuż obok Boss Mana, który powiedział - "Tam nie było jelenia. Nie wierzę w to. Ani trochę." Razem z Curtem i resztą udaliśmy się do Juventuda. Byli naprawdę zakłopotani. Tutaj zawsze były jelenie, a przy takim rozciągnięciu nas, ktoś musiał cokolwiek zobaczyć. Pewni siebie poszliśmy na drogę, gdzie miał być Juventud, a tam były świeże ślady jeleni wszędzie. Tuziny śladów. Wyglądało, jakby tutaj było zebranie jeleni. Jednak nie było Juviego. Zaczęliśmy krzyczeć; "Juvy! Co się stało? Gdzie jesteś?" Może jelenie po nim przebiegły. Ślady znajdowały się dokładnie w miejscu, w którym go zostawiliśmy. Czy mogły go stratować? Nie bardzo. Okazało się, że Juventud znudzony po kilku minutach od naszego odejścia wrócił do obozu, gdzie położył się spać. Gdyby został chwilę dłużej to upolowałby jakiegoś jelenia i zdobył jego poroże. Potem wróciliśmy w trasę na show, wszyscy ubrani w wieśniacy. Ot tacy meksykańscy wieśniacy.
PRAWDZIWE PROBLEMY W WCW
Storyline w WCW preferowały wiele konfliktów w ich trakcie. Budziły się temperamenty, ludzie obracali się przeciwko pozostałym, nikt nie był szczery i lojalny. Powoli paraliżowało to normalne życie w federacji. Ratingi zaczęły spadać na łeb na szyję. WWF Monday Night RAW regularnie biło nasz program w oglądalności. W tym samym czasie WCW nie tworzyło nowych gwiazd. Show powoli zaczęło się starzeć i można powiedzieć, że pchaliśmy się do grobu. Zaczęły pojawiać się plotki, o tym, co może się wydarzyć. Słyszałem ich wiele, były różne - łącznie z takimi, które mówiły, że WCW upadnie. Słyszałem je już przed moim przyjściem do federacji. Ludzie już wtedy spekulowali co się stanie z WCW, ale nagle ratingi poszybowały w górę i federacja zaczęła odnosić sukces. Dlatego wtedy nie zwracałem na większej uwagi.
VINCE RUSSO
Plotki cały czas się utrzymywały. Często było słychać, że tracimy wiele pieniędzy. Domyślałem się, że tym kogo obwinią będzie Erich Bischoff. Nie byłem wtajemniczony w wiele spraw na zapleczu, dlatego nie miałem pojęcia, jako to wyglądało w rzeczywistości. Jednak prędzej czy później coś się musiało wydarzyć - to wisiało w powietrzu. Jak wiele Time Warner mogło wydawać na federację, która nie realizowała celów? We wrześniu 1999 roku Eric został odesłany do domu. Myślę, że to nie było oficjalne zwolnienie, ponieważ miał kontrakt. Nie było to jednak wielką niespodzianką. Zaskoczono nas kiedy jego miejsce zajął Vince Russo. Przecież to był główny writer naszego największego rywala - WWE. Nie byłem wtedy wystarczająco poinformowany, aby oceniać jego pracę, ale nie sądziłem, aby nowa administracja dała nam więcej czasu przed kamerą.
Wpakował nas w angle Filthy Animals, heelowej stajni, która była czymś podobnym do DX. Nazwa wzięła się od Disco Inferno. Tak nazywał mnie i Konnana trzymających się na zapleczu - "O, Wy sprośnie zwierzęta" ("filthy animals"). Za każdym razem, jak z nim rozmawialiśmy mówił to:
- Co tam słychać, Disco?
- Dobrze, Wy sprośne zwierzęta.
- Czas na nas?
- O, Wy sprośne zwierzęta.
Taki był Disco. Mówiliśmy do niego - "Hej, powinniśmy być w jednej grupie muzycznej. Nazwiemy ją Filthy Animals." Odpowiadał - "Tak, tak. Byłoby fajnie, Wy sprośne zwierzęta." Poznałem Disco podczas moich pierwszych dni w WCW. Zawsze był w porządku. W szatni zwykle udawał głupka, traktował wszystko nie na poważnie, cały czas żartował. Swoje głupie komentarze dodawał do wszystkiego. Jego dziwne poczucie humoru było fajne. Dlatego przez jakiś czas razem z Konnanem się z nim trzymaliśmy. Jako zawodnik nie był jakiś wielki, ale jako człowiek był świetny. Natomiast jego postać potrafiła zabawić fanów. Był w federacji kilka lat, odniósł nawet jakieś sukcesy w dywizji cruiserwight. Poza pasem Cruiserweight, trzymał także raz pas Television. Jednak jesienią 1999 roku popadł w niełaskę i nie mieli jemu zbyt wiele do zaoferowania.
W tym samym czasie rozmawialiśmy z Konnanem co moglibyśmy zrobić. Konnan wyszedł z pomysłem stworzenia grupy bazującej na nieszanowanych młodych wrestlerach, noszącej nazwę Filthy Animals. Częściowo pewnie myślał o DX i innych rzeczach, w które zamieszany był Russo w WWF. Jednak cała idea opierała się na tym, jak zachowywaliśmy się i jak nas traktowano poza ringiem. Konnan powiedział - "Oni nie mają nam nic do zaoferowania. Spróbujmy więc tego. Zróbmy to wszyscy razem i albo odniesiemy sukces wszyscy albo polegniemy jako grupa. Disco i Konnan przedstawili ten pomysł Russo. Konnan ponoć powiedział - "I tak nas pogrzebiecie, więc na sam koniec pozwólcie nam mieć trochę zabawy przed pogrzebem". On w połowie żartował, no może w mniej niż połowie. Russo spodobała się ta idea i wdrożyliśmy ją. Rezultat tego był najbardziej zabawny ze wszystkich, które miałem bez maski. Byliśmy bandą klaunów, wyśmiewających się z innych wrestlerów, wkurzającą ich. Część komentatorów porównywała nas do młodych nastolatków, którzy zachowują się lekceważąco, nieznośnie i destrukcyjnie. Pewnego razu napadliśmy na Rica Flaira, ukradliśmy jego zegarem i pogrzebaliśmy w piasku blisko Las Vegas.
Poza Konnanem i Disco, który zmienił nickname na Disqo - do Filthy Animals należeli Eddie, Juventud i Billy Kidman. Mieliśmy także dwie managerki - Torrie Wilson i Tygress. Dwie gorące mamuśki. Pomysł dodania ich do naszej grupy przedstawił Vince Russo. To była bardzo dobra idea. Torrie i Tygress - nie potrafię opisać słowami ich wyglądu. Obie kobiety były powalające. Byłem zaskoczony, że nie zostałem wyrzucony z domu za szlajanie się z Tygress nocami. To wszystko to był biznes - wrestlingowy biznes. Żadnych przyjemności, jeżeli wiecie o czym mówię. Wychodziłem w kombinezonach, w czapkach, czasami nawet z lizakiem. Dlaczego z lizakiem? Po prostu byłem sobą. Miałem z tego trochę śmiechu i robiłem coś innego.
NOWA FAZA
Byliśmy trochę, jak DX. Mówiliśmy o sobie buntownicy-żartownisie, z pewnymi elementami bazującymi na naszych osobowościach. Nowa faza mojej kariery to było wyzwanie - bardzo dobre wyzwanie. Robiłem z moją postacią takie rzeczy, o których nigdy wcześniej nie myślałem. Nie byłem facem czy heelem. To była taka, jakby trzecia droga, moja własna droga. Odkrywałem mój charakter. Każdy z nas, także ja, próbował zadzierać z fanami prowokując ich do jakiejś reakcji, nawet najmniejszej. Próbowałem ich czymś wkurzać. Początkowo było to trudne, gdyż nie chciałem zranić ludzi, a naśmiewanie się z nich mogła ich ranić. Jednak wyglądali na zadowolonych. Zdarzało się, że nawet odkrzykiwali - "No dalej, pieprzony dzieciaku. Zaraz skopię Ci dupsko." Stałem się śmiesznym heelem, takim klaunem. Chodziło o to, żeby przenieść nasze zachowanie z normalnego życia - żarty, dogryzanie, trzymanie się razem, imprezowanie - prosto do ringu. Powtarzaliśmy w kółko - "Wyjdź tam i bądź sobą. Żadnego gimmicku. Po prostu bądź sobą." Nie było to zbyt trudne.
MOKRY FLAIR
Byłem wystarczająco dobry, aby otrzymać title shota na pas Wagi Ciężkiej WCW w marcu 1999 roku. Zdobyłem przecież Cruiserweight Title i odniosłem trochę sukcesów, a do tego myślałem, że będę miał okazję połączyć oba pasy. Moim przeciwnikiem był największy z największych - Ric Flair. Ring był umieszczony w środku basenu i od wody tuż za apronem oddzielał nas niewielki pomost. Pewne jednak było to, że ktoś tej nocy będzie bardzo mokry. W tym czasie Nature Boy był czternastokrotnym mistrzem. Miał wagę, wzrost i wiele doświadczenia. Ja byłem underdogiem. Wyśmiał mnie kiedy podałem mu rękę przed walką. W walkę wmieszał się Arn Anderson, który pomagał Flairowi. Ric wykonał na mnie vertical suplex i próbował spinować, ale odkopałem. Zacząłem potem latać po cały ringu. W końcu powaliłem Flaira i sędzia zaczął odliczać 1…2..- do trzecie nie doszło. Anderson ściągnął sędziego z ringu, a ten zakończył walkę przez dyskwalifikację. Niestety pasa nie zdobyłem, ponieważ tytuł nie zmienia posiadacza w wyniku dyskwalifikacji. Sfrustrowany, uderzyłem Flaira, który przeleciał przez barierki i wylądował w basenie. Przypominał dobrze wyglądającą rybę - "a whooo-oooo fish". Tamta noc była niewiarygodna. Walczyłem przeciwko jednemu z moich dziecięcych bohaterów i przyszłemu Hall of Famerowi.
Muszę to przyznać - chopy Rica bolały. Naprawdę bolały. Mocne? Piekielnie. Cios odczuwało się, jak uderzenie młotem o napędzie atomowym. Dla mnie był to wielki honor i wielka duma otrzymać chopa od najlepszego.
READY TO RUMBLE
Gdzieś w 1999 roku zostałem zamieszany w robienie filmu, który nosił tytuł - "Ready to Rumble" i to był jedyny film, w którym brałem udział. Jeden z wrestlerów zostaje ograbiony z pasa przez złego właściciela federacji i jego pomocników. Dwóch fanów wrestlingu pomaga mu odzyskać pas. Dobrego wrestlera zagrał Oliver Patt, a jednego z fanów David Arquette. W filmie udział wzięło wiele osób z WCW. Kręcony był w Warner Bros Pictures, które było częścią Time Warner - właściciela WCW w tym czasie. Federacja zaaranżowała kilka ról także dla nas. Swojej nie znałem, dopóki nie udałem się do Los Angeles. Skończyłem w drużynie z Billym Kidmanem przeciwko Juventudowi i Prince Iaukea. Kazano nam zrobić trzyminutowy pojedynek, który nakręcono, a potem dodano do filmu. W pewnym momencie reżyser zobaczył co potrafimy i kazał nam się skoncentrować na najlepszych momentach. Jednym z nich był mój frankensteiner. Prince siedział na narożniku. Billy podrzucił mnie, a ja wylądowałem na przeciwników i wykonałem akcję. Powtarzałem tę akcję kilka razy, aby mogli to dokładnie nakręcić.
KOLANO PO RAZ TRZECI
"Cięcie" - krzyknął reżyser. W tym momencie pomyślałem dokładnie o tym samym. Kiedy ostatni raz polecieliśmy, Prince mnie nie puścił. To był niewielki błąd z ogromnymi konsekwencjami. Upadłem na kolano, a moja noga się obróciła. Odczułem ogromny ból. Znajomy. Zbyt znajomy. Rozwaliłem sobie ACL kilka razy i wiedziałem dokładnie, co poszło nie tak. Odgłos, który się wydobył był dokładnie taki sam, jak za pierwszym razem: trzask, który pozbawiał mnie życia, a przynajmniej kolana. Szczęśliwie, to ujęcie było najlepsze. Nie mogłem przecież zrobić kolejnego. Doktor przebadał moją nogą jeszcze LA. Z jakiegoś powodu rezonans nie ujawnił kontuzji, więc musieli wbić igłę, aby dowiedzieć się co jest nie tak. Igła wyglądała, jakby miała dziewięćdziesiąt centymetrów długości, a czuć ją było, jakby miała kilkadziesiąt centymetrów szerokości. Oni jeszcze zaczęli nią poruszać, a zakończona była takim mały haczykiem. Byłem przerażony wyglądem tego haka, ale nie czułem bólu. To była część systemu kamery, którym poruszali, aby widzieć nogę w środku. Przysięgam, nigdy nie czułem takie bólu w całym moim życiu. Wreszcie skończyli. I nagle usłyszałem - "Niestety musimy włożyć ją jeszcze raz i szukać w innym kierunku." Odpowiedziałem - "Róbcie to co musicie" i zacisnąłem zęby. Test potwierdził to, co powiedziało mi moje ciało - rozdarłem ponownie kolano. Znów udałem się do doktora Andrewsa. Rozmawiając z nim zażartowałem - "Czy nie dawałeś mi dożywotniej gwarancji na to kolano?" Myślałem, że może dorzuci mi jakieś ekstra ścięgno za darmo. Szczęśliwie, udało mu się naprawić to kolano artroskopowo. Nie był konieczności przeprowadzania dużej operacji, a w porównaniu z poprzednimi dwoma - to było nic. Rehabilitacja także przebiegała łatwiej tym razem. W końcu ćwiczenie czyni mistrza.
Wyłączając kontuzję, udział w "Ready to Rumble" był ogromnym doświadczeniem, a zarazem pełnym śmiechu. Najlepszą częścią było bycie na planie i ta atmosfera Hollywood. To było podniecające. Rola była niewielka, ale ostatecznie miałem okazję wystąpić w filmie. Bycie w pogotowiu uświadamia, jak dużo czasu aktorzy muszą spędzać przy robieniu filmu. Czasami oczekują nawet dwanaście godzin, aby nakręcić dwudziesto czy trzydziestominutową scenę, a tak naprawdę w filmie znajdzie się tylko kilkanaście sekund. Podobnie jest w wrestlingu, ale nie aż tak. Przy kręceniu filmu potrzebujesz wielkich pokładów cierpliwości. Niestety, nie jest to jedną z moich najlepszych cech.
VINCE RUSSO
Byłem poza wrestlingiem przez kilka miesięcy od listopada 1999 roku do początku lata 2000 roku. W tym czasie w federacji nastały czasy chaosu. Oglądałem to wszystko z boku. Zatrudnienie Vince'a Russo było bardzo kontrowersyjnym posunięciem. Tak naprawdę w federacji był przez krótki okres, dopóki nie popadł we własne problemy. Myślę, że oczekiwania wobec niego był o wiele większe niż to, co mógł zaoferować. Ostatecznie Vince odszedł, tylko po to, aby kilka miesięcy potem wrócić razem z Bischoffem. Muszę przyznać, że nigdy nie miałem jakichś problemów z Vincem. Osobiście nie byliśmy blisko, łączyły nas tylko interesy, ale nigdy nie było problemów. Zawsze był ze mną szczery.
ZAWSZE POD GÓRKĘ
Zawodnicy cruiserweightowi zawsze byli traktowani inaczej niż pozostałe gwiazdy w WCW. Była ogromna przepaść pomiędzy nimi, nawet kimś takim, jak Eddie Guerrero, a zawodnikami heavyweight division. Zwłaszcza w wypłatach. Nie chcę tutaj nikogo wskazywać, ale różnica była ogromna. Pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby władze federacji wiedziały, jak nas wykorzystać. Mówili nam tylko, abyśmy zrobili dobre walki. To wszystko. Cały czas byliśmy spychani na margines. Jeżeli cofniecie się i obejrzycie kilka gal, usłyszycie, że komentatorzy przez większość czasu w trakcie walki cruiserów mówili o Hoganie i innych, którzy występowali później. Storyline'y zawsze miały wielkie znaczenie dla kariery poszczególnych zawodników i robieniu z nich gwiazd - a przy okazji ściąganiu widzów na gale. Jednak nie wykorzystywała w tym celu wielu cruiserów.
Chris Jericho był fantastyczny, kiedy przyczaił się na Godlberga, a potem wykonał jego taunty. To było w tym samym czasie, w którym zaczął zbierać prawdziwy heat wraz z Jerichoholicami. Przyprowadzał nawet swoich własnych ochroniarzy. Podobały mi się pojedynki i starcia Jericho - zwłaszcza ten angle z Goldbergiem. Był bardzo zabawny. Wtedy nie wiedziałem jednak, że nie tylko Chris sam zaproponował te pomysły, ale musiał o nie długo walczyć. Często kłócił się z Billem czy z Bischoffem na temat każdej sytuacji. Oczywiście Jericho był na straconej pozycji, ponieważ Goldbergowi się to nie podobało z wielu powodów.
Tak właśnie wyglądała sytuacja cruiserów - zawsze było pod górkę. Tak było traktowanych wielu chłopaków. Po przyjściu z Meksyku do WCW, gdzie angle trwają może dwa tygodnie albo nawet nie istnieją, nie sprawiało mi to na początku żadnego problemu. Proma nigdy nie były moją silną stroną. Przez większość nocy tylko walczyłem. Zarząd był zadowolony z tego jak walcze i tylko to ich interesowało. Wiedziałem, że każdej nocy dawałem z siebie wszystko co mogłem i robiłem świetnie show, dlatego nigdy nie przykładałem wagi, aby pójść do Erica i zaproponować coś więcej dla mojej postaci. Byłem w Filthy Animals i czułem się tam dobrze. Nie czułem potrzeby robienia czegoś więcej. Samo walczenie mi wystarczało. Przecież dostałem od WCW swoją własną niszę do wypełnienia. Każdy zawodnik, który przychodził zwykle trafiał na mnie: Justin Thunder Liger na przykład. Przybył do federacji mniej więcej w tamtym czasie i walczył ze mną. Był jednym z najlepszych wrestlerów w Japonii, a praca z nim to był dla mnie prawdziwy honor. Postawiło mnie to też w niezwykłym świetle. Nie mogę więc powiedzieć, że byłem traktowany podobnie, jak pozostali cruiserzy.
POLITYKA
Eddie i Konnan uczulili mnie na to, jak ciężko musieli walczyć o swoje angle i swoje miejsce. Dawali mi także rady. Nie opowiadali o waśniach. Mówili, abym zawsze dawał z siebie siódme poty - "Pokazuj im zawsze co potrafisz." Tak robiłem. Wychodziłem i próbowałem ukraść show. Eddie, tak myślę, czuł się, jakby był drugoplanowym zawodnikiem. Natomiast Konnan miał wszystkie możliwe konflikty z Bischoffem. Był przekonany, że Eric go wyleje albo zmusi do odejścia. Jednak Konnan nigdy nie dał mu tej satysfakcji. Myślę, że utknął w miejscu przez naszą przyjaźń. Zawsze czułem się winny, że on musiał się mną opiekować, jak starszy bart, którym dla mnie był. Zawsze mnie wspierał. Eric nie bał się zwalniać ludzi - zapytajcie Austina i pozostałych. Jestem więc przekonany, że gdyby chciał go zwolnić, zrobiłby to. Zapewne tego nie zrobił, gdyż wiele osób rozpoznawało go, jako utalentowanego wrestlera, który przewodził stajni i dlatego osobiste animozje nie znaczyły w tym momencie wiele.
W styczniu 2000 roku Eddie i kilku innych - Chris Benoit, Dean Malenko - zdecydowali, że to koniec ich przygody z WCW. Zgłosili się do zarządu i poprosili o zwolnienie. Poszli prosto do WWE, gdzie stali się niekwestionowanymi gwiazdami. Na pewno większymi niż byli w WCW. Vince zobaczył ich potencjał i dał im szansę.
Z kolei Konnan miał zamknięte drzwi w WWE. Już miał okazję tam pracować. Nieszczęśliwie, opuścił galę na początku 1990 roku, kiedy występował, jako Max Moon. Dlatego też federacja miała w stosunku do niego wątpliwości. Pomiędzy nim a federacją był jakiś konflikt i nie sądzę, aby było to spowodowane tylko przez tę jedną galę. Zwykle mówił - "Byłem młody i głupi."
Ja z kolei byłem w środku kontraktu z federacją i uważałem, że muszę to uszanować. Nie miałem także pewności, że WWE będzie chciało mnie zatrudnić. Kiedy Eddie powiedział mi o tym, że odchodzi, dodał - "Zostań tutaj. Rób, to co robisz. Pójdę i wybadam tamto miejsce. Będziemy w kontakcie." Jednak kiedy oni odeszli, poczułem się tak, jakbym stracił najlepszych przyjaciół. Wiedziałem, że mieli problemu, ale to był szok, kiedy odeszli. W federacji wciąż pozostali Billy Kidman i Jamie Noble, a także inni. Jedynym pozytywem po odejściu chłopaków był fakt, że zajęliśmy ich miejsce. Zarząd zaczął powoli nas pushować. Coraz częściej walczyliśmy przeciwko zawodnikom dywizji heavyweight. Walczyłem już od ponad dekady na całym świecie, ale wciąż miałem coś do udowodnienia w tym biznesie.
Behind the Mask: "Sprośne Zwierzęta", czyli Rey Mysterio w kolejnej stajni
Komentarze (5)
Skomentuj stronęNo, takie tempo tłumaczenia to ja rozumiem ;) Kolejna część biografii przeniosła mnie w czasy, których nie wspominam zbyt dobrze - teraz mogę chociaż częściowo zorientować się, jak to postrzegali "od wewnątrz" zawodnicy. Dopiero po latach widzę, jak WCW zmarnowało potencjał "Mr Perfecta"... w czasach, kiedy to oglądałem, niezbyt dobrze orientowałem się, kim tak naprawdę był ten zawodnik.
Cóż... kolejny raz odwaliłeś kawał dobrej roboty. Zgodnie z tradycją, czekam na więcej ;)
Dzięki za to tłumaczenie, Vercyn. To dopiero drugi rozdział, który przeczytałem, więc oczywiście nie mogę ocenić całej książki, ale muszę przyznać, że do tej pory pióro Reya nie zrobiło na mnie wrażenia. Ma jakiś taki asekuracyjny styl i zamiast napisać pewne rzeczy wprost, to bawi się w ładne formułki. Poza tym całkiem ciekawe historie zza kulis przeplatają się z kompletnie zbędnymi opisami walk. Owszem, miło powspominać czasy, w których WCW można było jeszcze oglądać na niekodowanym TNT, ale w tym przypadku sentyment nie uchroni od krytyki :). Mimo to chętnie przeczytam pozostałe części, aby wyrobić sobie lepszą opinię.
I jeszcze jedno, ja przetłumaczyłbym filthy animals jako "brudne zwierzaki". Też nie brzmi to dobrze, ale nie wiem, skąd ci się wzięły "sprośne".
PS: przypuszczam, że kierujesz się taką logiką, że skoro już zacząłeś tłumaczyć to doprowadzisz robotę do końca. Też tak miałem w przypadku książki Jericho. Sprawa wygląda jednak tak, że w autobiografiach wrestlerów pełno jest rzeczy, które nikogo nie interesują. Przykład pierwszy z brzegu: rozdział, w którym Jericho opisuje, jak poznał swoją dziewczynę, a który można by streścić w dwóch zdaniach. Dlatego przed rozpoczęciem kolejnego projektu zastanów się, czy nie warto najpierw wybrać z książki ciekawe informacje, a potem na ich podstawie napisać fajny artykuł ;).
Cytat: SixKiller
Rey'a, skoro już zacząłem, to chcę doprowadzić do końca. Postawiłem to sobie za cel w sierpniu, kiedy się za niego zabierałem. Uwierz mi Six, że sporo rzeczy już pominąłem. Przede wszystkim były to opisy akcji, które wykonywał Rey. Były takie fragmenty, w których opisywał poszczególne akcje - i te opisy sobie darowałem, bo każdy może wejść na YT i zobaczyć, jak wygląda dana akcja. W przypadku kolejnych tłumaczeń na pewno nie będę robił tego w całości. Zabrałem się za Pipera i Guerrero, ale tam właśnie wybieram co ciekawsze rozdziały (fragmenty rozdziałów) i składam w jeden dłuższy (nauczka z Rey'a).
Cytat: SixKiller
Zawsze jakoś sobie to bardziej kojarzyłem, jako "sprośne". Jednak rozumiem w jakim sensie tutaj miałoby zastosowanie słowo "brudne".
Cytat: SixKiller
Ma strasznie asekuracyjny styl. Szczerze, to Rey wychodzi na osobę, która nigdy nie miała z nikim konfliktów na zapleczu ani w zarządzie. Miał dobre kontakty z Bischoffem, z Russo, z Nashem i innymi, podczas gdy pozostali Latynosi mieli kłopotów całe multum. Dodatkowo chełpi się tym, że stał na zupełnie innej pozycji niż pozostali, jak Juve czy Psicosis. Niestety, ale uważam, ze Mysterio trochę bajeruje i przecenia swoje interpersonalne zdolności. Chyba, że wtedy rzeczywiście był do rany przyłóż, a dopiero po angażu w WWE obrósł w piórka.
Natomiast to przeplatanie ciekawych historii ze zbędnymi opisami walk jest w jego przypadku bardzo częste. Zwróć uwagę, że zwykle opis wygląda tak, jakby on rzeczywiście walczył na ringu na śmierć i życie, a nie miał do wykonania zaplanowany (określony) scenariusz walki.
kiedy będzie następny ?
Ciekawy fragment przedstawiający dużo historii Reya po stracie przez niego maski. Przyznam, że byłem ciekaw jak to wyglądało, bo nie wiem czemu, ale jakoś nie potrafiłem sobie wyobrazić, że Rey mógł występować kiedyś bez maski i to przez dłuższy czas ;p
Okazało się, że trochę bez maski walczył i to w różnych stajniach. O Filthy Animals nawet słyszałem, ale bardzo niewiele.
I jeszcze jedno, nie wiedziałem, że to Konan był Max Moonem :D