RYGOR DLA NIEKTÓRYCH
Spóźnienie się na galę przynosiło sporo problemów w WCW - oczywiście zależało to od tego, kim się było. Oznaczało to, że jeżeli byłeś meksykańskim zawodnikiem, zawsze musiałeś być punktualnie. Oni chcieli być rygorystyczni i trzymać wszystko pod butem, ale oni byli restrykcyjni tylko dla wybranych. Młodsi zawodnicy, zwłaszcza Latynosi, musieli być bardzo ostrożni. Czasami musieliśmy przestrzegać zasad i robić wszystko cokolwiek nam kazano. Walczyć, tak, ale musieliśmy być całkowicie do ich dyspozycji. Wszystko zaczęło się pogarszać z czasem. Nie wiem czy to miało związek z tym, że byliśmy Meksykanami czy Latynosami. Być może działo się tak dlatego, że byliśmy nowymi gośćmi i mieliśmy niską pozycję. Zawsze coś wisiało jednak w powietrzu, a my wiedzieliśmy, że zostaniemy poniżeni lub nawet deportowani, jeżeli nawalimy. Dzięki Bogu urodziłem się w USA, więc nie mogli w stosunku do mnie tego zastosować. Oczywiście wszyscy pracowaliśmy legalnie. Albo byliśmy obywatelami amerykańskimi, jak ja, albo mieliśmy wszystkie potrzebne pozwolenia i papiery do pracy w USA. Byliśmy w Stanach legalnie. Jednak zawsze było takie odczucie, że można zebrać spory heat, jeżeli się nie zastosuje dokładnie do zaleceń. Ich zaleceń.
HOGAN
Nie usprawiedliwiam oczywiście tego, że topowe gwiazdy WCW były traktowane zupełnie inaczej niż pozostali wrestlerzy. W szatni były różne kliki, na przykład Hogan miał swoją grupę, a to jak byli oni traktowani, zależało tylko i wyłącznie od tego, jaką pozycję miał ich lider w federacji. Jednak wiecie co? Szanuje to do pewnego stopnia, zwłaszcza w przypadku Hogana. Ten człowiek naprawdę rozkręcił ten biznes. Taki był Hulk Hogan. Zawsze go szanowałem. Trzeba oddać jemu szacunek. I przez ten szacunek Hogan miał więcej przywilejów niż ktokolwiek inny. W tym czasie ludzie narzekali na niego twierdząc, że traktuje ich jak śmieci. Jednak w stosunku do mnie nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze walił prosto, bez zbędnego pieprzenia. Czasami przyprowadzał do nas swojego syna, Nicka. Zdarzyło mi się kilka razy stanąć z nim w ringu. Nick był dobrym chłopakiem i to przypominało mi czasy, kiedy ja byłem w jego wieku i miałem okazję pracować z moim wujkiem i innymi meksykańskimi gwiazdami. Jego osobisty poziom był taki sam, jak profesjonalny poziom i to było najlepsze w nim.
KLIKI
Hogan nie był jedynym zawodnikiem, który miał swoja klikę. Była także klika DDP - grupa osób, które trzymały się z Dallasem Diamondem Pagem. Bagwell miał niewielką grupę. Scott Steiner miał swoich ludzi. Było ich mnóstwo. Trzymałem się z nimi wszystkimi. Nie miałem przez to żadnych kłopotów. Jednak każda z tych grup miała inne stosunki z zarządem i Ericiem Bischoffem, który wtedy stał na czele federacji. Można było zaobserwować kto z kim trzyma, kto z kim ma na pieńku, a kto nie. Nie można przecież wejść w nowe miejsce o takim znaczeniu i oczekiwać skoku. Na wszystko trzeba sobie zasłużyć. Jednak manewrowania na zapleczu może przynieść problemy. Były tarcia w szatni z ludźmi, którzy narzekali, że nie dostają pushu albo, że muszą przestrzegać zasad, których inni nie muszą. Wiem, że to działa w obie strony. Miałem wtedy jakieś niewielki przywileje. Kiedy mieliśmy się spóźnić mówiłem innym wrestlerom, żeby się wyluzowali i zwalili to na mnie. To nie jest jakaś wielka rzecz, ale to jest coś, co nowym nigdy nie ujdzie na sucho. To było coś, co mogłem wtedy zrobić w WCW.
"CO TY MÓWISZ?"
Meksykanie stanowili swoją własną grupę, w której byliśmy głęboko. Mieliśmy swoją małą sekcję. Czasami nawet, zwykle dla śmiechu, rozmawialiśmy między sobą po hiszpańsku, aby inny nie mogli nas zrozumieć. Oczywiście najpierw upewnialiśmy się, że będą chcieli posłuchać. Inni zawodnicy pytali po angielsku - "Co Ty mówisz?", "Co jest kurwa? Ty mówisz do mnie?" Zwykle odpowiadaliśmy - "Nie, nie, nie Bracie, nic takiego. Witałem się tylko…" i kontynuowaliśmy rozmowę po hiszpańsku. Zabawnie było nabijać się z osób, które miały wysokie mniemanie o sobie. Bagwell wkurzał niektórych chłopaków - akurat nie mnie - i bardzo często jemu to robili. Lex Luger był kolejną ofiarą, ale był obecny tam od początku. W porządku koleś. Nigdy nie miał konfliktu ze mną, ale z innymi tak. Meksykanie byli definitywnie na samym dole łańcucha w WCW. Taki był stosunek zarządu i Erica. Nie wiem czy uważał nas za niewolników czy po prostu nas nie lubił. W tym przypadku był kutasem. Nie cały czas, ale wystarczająco często.
URODZINY DOMINIKA
Jednym z momentów, w których federacja pokazała, że nie ma żadnego szacunku w stosunku do mojej osoby były narodziny mojego pierwszego syna - Dominika. Miało to miejsce w 1997 roku, kiedy byłem w federacji od kilku miesięcy. Wybieraliśmy się na PPV. J.J. Dillon był osobą od kontaktów z talentami, której podlegałem osobiście. Nad nim stał Eric Bischoff. Kilka słów odnośnie Dillona. Fani wrestlingu z dawnych lat będą go pamiętać, jako oryginalnego managera stajni Four Horsemen, prawdopodobnie najsławniejszej heelowej stajni w historii wrestlingu. Miał niebywały udział w tworzeniu tej historii i zasługuje na swoje miejsce w historii wrestlingu. W tamtym czasie pracował w biurze i okazjonalnie pojawiał się na wizji, jako dyrektor wykonawczy WCW. Rzeczywiście był wykonawcą, który dogadywał ze mną moje sprawy w federacji. Miało to miejsce na początku kwietnia w weekend, w którym odbywało się PPV WCW - Uncensored. Zostałem zabukowany do walki o WCW World Television Championship przeciwko Prince'owi Iaukea. Chcieli abym przybył już w sobotnie popołudnie, czyli na cały dzień przed galą. Nie miałem promować gali, a nic takiego, tylko tam być. Dziecko było już w tym czasie w drodze. Jeżeli nie przechodziło się przez to, to ciężko wyobrazić sobie, jak się jest wtedy zdenerwowany, zwłaszcza za pierwszym razem. Uwierzcie mi, że byłem wtedy dosłownie zdenerwowany, nawet pomimo tego, że ja nie miałem przy tym procesie żadnej znaczącej roli.
ANI MINUTY
Tamtego piątku moja żona mogła rodzić w każdej chwili. Chodziliśmy wokół niej próbując sprawić, aby dziecko wyszło. Powtarzaliśmy cały czas - "Dawaj, Dominik! No dawaj!" Poczuła coś i udaliśmy się do szpitala. Jednak to nie było to i została odesłana do domu. Próbowałem coś wykombinować, aby nie lecieć w sobotę. Musiałem kłamać, aby to osiągnąć. Zadzwoniłem i powiedziałem - "Moja żona jest teraz w szpitalu. Nie mogę jej zostawić." Osoba po drugiej stronie - ktokolwiek to był - odpowiedziała - "Okej. Potrzebujemy Ciebie jednak tutaj. Zadzwoń tak szybko, jak będziesz mógł." Gwarantuje Wam, że gdyby chodziło o ich żony, to żaden by nie myślał o zostawieniu jej. Przebukowali mi bilet na nocny lot w sobotę. Powiedziałem mojej żonie, że jej nie zostawię. Ona odpowiedziała - "Nie, nie. Musisz tam jechać. Musisz to zrobić." Martwiła się o moją pracę. Odpowiedziałem, że jej nie zostawię i nie będzie rodzić beze mnie. Godzina lotu zbliżała się coraz bardziej. Zadzwoniłem ponownie i rozmawiałem z Dillonem - "Wiesz co JJ? Jesteśmy wciąż w szpitalu." Odpowiedział - "Wszystko w porządku. Weź ostatni lot tej nocy." Rozłączyłem się i powiedziałem mojej żonie - "Zostaję z Tobą dopóki nie urodzisz." Tej nocy została zabrana do szpitala. Dominik urodził się w sobotę 5 kwietnia 1997 roku o godz. 18.59. Nie chciałem wyjeżdżać. Trzymanie w rękach swojego syna lub córki to naprawdę fajne uczucie. Byłem tam, tuż obok Angie, kiedy nasz syn wychodził na świat. Tak się tym cieszyłem, ale musiałem niektóre sprawy załatwić. Miałem zabukowany lot na niedzielny poranek. Moja walka nie była najważniejsza w karcie, ale oni wciąż chcieli mnie mieć wcześnie. Kiedy wchodziłem do budynku tuż przed galą, Dillon czekał na mnie, jakbym był Hulkiem Hoganem. Czułem się ważny wysiadając z taksówki.
KONTUZJA
Niedługo po tym wydarzeniu, doszło do mojej pierwszej poważnej kontuzji. Pamiętam to bardzo dobrze. Miałem walkę z Deanem Malenko. Robiłem to co miałem zaplanowane, czyli West Coast Pop - zaczynając od frankensteinera i przechodząc do pinu. Kiedy lądowałem moja noga poszła w złą stronę. Poczułem to od razu. Spróbowałem wstać, ale moja noga tak po prostu się złożyła. Skręciła się, jak makaron. Jednak to nie był koniec walki. Musiałem walczyć dalej. Kiedy ostatecznie dotarłem do szatni, trener spojrzał na nią i powiedział, że to może być kontuzja przedniego więzadła krzyżowego (ACL). Było już źle, kiedy to się wydarzyło, ale następnego poranka, kiedy obudziłem się w hotelu nie mogłem podnieść mojej nogi z łóżka. Sprawiało to taki ból, a musiałem pomóc sobie ręką, aby ściągnąć nogę na ziemię. Przeciągnąłem ją przez cały pokój, aby się ubrać. Była strasznie spuchnięta i bolała, jak diabli. Nie mogłem chodzić. Poleciałem do Atlanty na rezonans magnetyczny. Kiedy lekarze zobaczyli wyniki od razu zapisali mnie na operację. W tym czasie zostało podane do wiadomości, że to Konnan kontuzjował moją nogę. Oczywiście to się nie stało, to było na potrzeby tej historii. W sumie to nie pamiętam nawet, jak przebiegał ten storyline.
FRANKENSTEINER WINNY?
Lądowałem po frankenstein erze, kiedy zraniłem swoje kolano. Naturalnie w tamtym czasie myślałem, że kontuzje spowodował źle wykonany poszczególny ruch. Jednak teraz, kiedy o tym myślę oglądając stare taśmy, jasne jest dla mnie, że obciążałem to kolano za bardzo. Wykonywałem te same ruchu już od czasów walk w Meksyku. Kiedy wchodziłem do WCW, moje kolano mówiło, że już wystarczy - "Masz tutaj ubezpieczenie. Teraz nawalę, a oni zajmą się sprawami operacji." Teraz sobie z tego żartuję, ale wtedy nie było to wcale śmieszne. Więzadło, to taka niewielka tkanka, które pomaga trzymać razem całą nogę. Rozdarcie może prowadzić do dużo bardziej poważnych urazów kolana. Najbliższe mięśnie można oczywiście wytrenować, aby zastępowały częściowo ACL, ale ciężko sobie wyobrazić walkę bez takiego więzadła. Moje musiało być naprawione, abym mógł wrócić kiedykolwiek na ring.
ZNÓW RAZEM
Byłem bardzo zdenerwowany tą operacją. Inni chłopacy mieli operacje z różnych innych problemów i kontuzji, jednak nie zawsze wyniki były takie, jak powinny być. Ultimate Dragon miał problem z ręką, z którą pogorszyło się po operacji. Kiedy słyszało się takie rzeczy, zaczynało się obawiać. Jednak operacja przebiegła pomyślnie. Lekarz zastąpił moje zerwane więzadło takim samym więzadłem pobranym od zmarłego dawcy. Udało się połączyć nogę z powrotem. To była duża operacja i pozostawiła ogromną bliznę na samym środku mojej rzepki, ale po długiej rehabilitacji, byłem znów gotów, aby stanąć w ringu. Mój styl walki obciążał znacząco moje kolano. Lądowanie po frankensteinerze narażała mnie mocniej na jego kontuzję. Jednak kiedy lekarze skończyli, czułem się prawie bardzo dobrze. Naprawa dobrze mi służyła… przez chwilę.
CZAS TATUSIA
Kontuzja odesłała mnie do domu na kilka miesięcy. To była najdłuższa przerwa od wrestlingu, od kiedy przeszedłem na pro. To było najdłuższy czas rozłąki z wrestlingiem od kiedy zacząłem trenować. Obawiałem się utraty mojego miejsca w federacji. Byłem na fali i nie chciałem stracić tego, co sobie wypracowałem. Jednak w tym samym czasie, dobrze było być w domu. Dominik dopiero co się urodził, a ten czas dał mi szansę, aby zobaczyć jak dorasta. Karmienie go i zmienianie pieluch było naprawdę ciekawym doświadczeniem. Bycie ojcem to jedna z najważniejszych części mojego życia. Miałem szansę spędzać czas z obojgiem moich dzieci w ich wczesnych latach. Czasami jest to ciężkie, a w przypadku bycia wrestlerem nawet niemożliwe. Tak więc trochę bólu dało mi słodką rekompensatę.
MOJA MASKA
Moja najgorsza konfrontacja z zarządem WCW miała miejsce pod koniec tego samego roku, kiedy pojawiły się plotki, że stracę swoją maskę. Plotki zmieniły się w konfrontację na długo zanim ktokolwiek zapytał mnie o zgodę. Nie pamiętam dokładnie od kogo wyszła ta idea. Wydaje mi się, że to Scott Hall powiedział coś takiego - "Hej. On jest przystojnym skurwysynem, człowieku, czemu on walczy w masce? Ściągnijcie mu ją. Powinieneś go mieć w reklamach." Taką historię słyszałem od kilku różnych osób. Jeżeli to prawda, to sądzę, że miał to być komplement. Przecież nikt nie nazywa kogoś "przystojnym", kiedy chce go urazić. Do tego trzymałem się czasami ze Scottem i Kevinem, więc nie miałem powodów do odebrania tego w złym znaczeniu. A może miałem? Nieważne. Plotki zaczęły żyć własnym życiem. Nie wiem, czy Eric w tym czasie sam taką ideę wysunął. To nie on bukował gale, czyli to nie on pisał scenariusze. Myślę, że jednak mógł być zamieszany w tę historię. Walka została ustalona pomiędzy mną a Eddiem Guerrero na Halloween Havoc 1997. Eddie miał pas, a walka miała stypulację Title vs Mask. On przegrywa to oddaje pas, ja przegrywam zdejmuję maskę. Jakimś cudem usłyszałem, że mam przegrać, czyli ściągnąć maskę. W pierwszej chwili nie wierzyłem. Potem zasięgnąłem opinii z wiarygodnie źródła, którym był Kevin Nash. Kevin był moim przyjacielem i nie ukrywałem w rozmownie z nim, jak się do tego odnoszę. Trzeba przecież pamiętać, że utrata maski w Meksyku to bardzo bardzo duża rzecz. Kiedy ma się to wydarzyć. Jest duża podbudowa i sam event jest wielką rzeczą. To jest najważniejsze wydarzenie w karierze. To nie oznacza zakończenia kariery, ale jest tego jakby zapowiedzią.
"LEPIEJ SIĘ POKAŻ"
Jednak poza tym całym znaczeniem mojej maski - tradycja będąca za nią, jest najważniejsza. Jednak nie była ważna dla osób zarządzających WCW, włączając w to Erica. W ostateczności powinna być przedyskutowana ze mną. Ale tak się nie stało. Kiedy Kevin powiedział mi o tym odpowiedziałem, że tego nie zrobię. Był sympatyczny i poparł mnie w tej decyzji. Dodał - "Powiedz im, że coś Cię boli. Powiedz, że nie możesz walczyć. Załatw zwolnienie od lekarza i się nie pokazuj na gali. Wtedy będziesz miał uzasadnioną wymówkę." Zdecydowałem się skorzystać z jego rady. Cóż, jakimś cudem dotarło to jednak do Erica. Kto mu powiedział? Nie wiem. Ktoś mnie wystawił. Wierzę, że to nie był Kevin i to co się stało potem sprawiało wrażenie jednego wielkiego zbiegu okoliczności. Eric zadzwonił do mnie w piątek, czyli na dzień przed moim wyjazdem do Vega na PPV, które odbywało się niedzielę. To był pierwszy raz, kiedy Eric zadzwonił do mnie bezpośrednio. Nigdy nie odbieram telefonów w domu, ale tym razem odebrałem. Przywitaliśmy się z Ericiem. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Eric - "Słyszałem, że nie wybierasz się na Halloween Havoc."
Rey - "No cóż, taki miałem plan."
Eric - "Chciałem tylko Tobie powiedzieć, że jeżeli nie pojawisz się na gali, zerwiesz umowę i zwolnię Ciebie."
Rey - "Czekaj, czekaj. Chcesz, abym ściągnął maskę, a ja nie czuję się z tym dobrze."
Eric - "Zrobisz to co ja Tobie mówię i nie masz nic do powiedzenia. Lepiej się zbieraj i pokaż się na PPV."
Rey - "A co się stanie, jak nie przyjadę?"
Eric - "Lepiej dla Ciebie, abyś się pojawił."
Ta rozmowa jest wciąż obecna w moich wspomnieniach. On był wkurzony, co patrząc teraz, jest śmieszne, ponieważ to ja powinienem być tym wkurzonym.
ZASTRASZONY
Zostałem zastraszony przez niego i on o tym wiedział. Nie miałem innego miejsca, aby walczyć. Pamiętam, jak pytałem Kevina w jakimś barze w San Francisco o jego zdaniu na temat WWF. Powiedział mi wprost, że ciężko mi będzie znaleźć miejsce w innej federacji, gdyż byłem zaszufladkowany. Poleciałem w sobotę do Las Vegas. Tej nocy wpadłem na Erica w hotelowym holu. Przywitaliśmy się, ale on zrobił to w bardziej szyderczy sposób. Zapytał - "Jesteś gotów na jutro?" Przytaknąłem, a on odpowiedział - "To dobrze." To była cała rozmowa. Żadnych tłumaczeń, żadnej kurtuazji, tylko "Dobrze." Następnego dnia ustaliliśmy walkę z Eddiem. On wiedział do czego ma dojść i nie kazał mi się tym martwić. Powiedział - "Pokaż tym skurwielom, z czego jesteśmy zrobieni. Pokaż kim jesteś. Pozwól im odebrać Tobie maskę." Odpowiedziałem - "Nie tak chciałem to zrobić bracie. To wiele dla mnie znaczy." On odparł - "Wiem bracie. Przecież wiesz z kim rozmawiasz." Myślę, że jakbym poprosił Eddiego, to w jakiś sposób tę walkę byśmy zmienili. Był bardzo dobrym przyjacielem. Jednak nie chciałem, aby miał przeze mnie problemy. "Dawaj. Nie przejmuj się tym. Skup się na walce" - dodał Eddie i zaczęliśmy ustalać walkę. Jakieś półtorej godziny przed galą podszedł do nas Arn Anderson. Był chyba naszym agentem na walkę, jednakże podszedł i powiedział mi - "Głowa do góry." Chwilę potem podszedł ktoś inny i dał nam wytyczne do walki, czyli najprościej mówiąc - skrypt praktycznie samego zakończenia. Miałem wygrać, a nie Eddie. Miałem zatrzymać maskę.
POKAZ WŁADZY CZY WORK?
Powiedział do siebie - "Skurwysyny!" Oni pieprzyli mi głupoty przez cały czas? Jakie było tego założenie? Testowali mnie? Chcieli mnie zniszczyć psychicznie? Chcieli pokazać kto jest szefem? Chcieli ze mną pogrywać? Nie wiem tego po dziś dzień. Nigdy nie przyszli i nie powiedzieli mi o tym. Myślę, że z początku miało się to wydarzyć na serio. Jednak kto tam wie? Może to miał być shoot pomiędzy mną a Ericiem - z jakiego powodu, to nie mam pojęcia. Będąc szczerym, nikt z zarządu WCW nie miał pojęcia ile ta maska dla mnie znaczy i jaką tradycję ze sobą niesie dla meksykańskich fanów. My ich nie interesowaliśmy, jako indywidualności. Przeczytajcie książkę Chrisa Jericho albo Eddiego i zobaczycie, że oni doszli do tych samych wniosków. My mieliśmy tylko wypełniać kartę i wykonywać to co oni chcieli. Porównajcie to z WWE. Jeżeli Vince widzi w kimś talent, odkrywa go, pushuje i wydobywa tyle, ile jest w stanie. Jest biznesmenem i zna się na tym. Ironią jest fakt, że Eric dysponował w tym czasie wspaniałymi zawodnikami. Dużo więcej mógł z nami zrobić. O wiele więcej. Gdybym wtedy wiedział o tym biznesie tyle ile teraz wiem, to bym się sprzeciwił. Nie tylko jeżeli chodzi o maskę, ale także w sprawie lepszego wykorzystanie mojego talentu i większości zawodników. Było wiele sposobów na promowanie i wiele rzeczy, które można było sprzedać. WCW nigdy nie sprzedawało mojej maski, a to tylko przykład. Te problemy były przyczyną tego, że Eddie i Chris opuścili WCW razem z innymi zawodnikami, jak Big Show czy Dean, którzy uważali, że nie dostają takiej szansy, na jaką zasługują. Jednak ja musiałem myśleć o sobie.
Behind the Mask: W masce czy bez maski, czyli jak Mysterio prawie stracił maskę
Komentarze (6)
Skomentuj stronęDzięki Vercyn. Brakowało mi tej książki :)
Co by nie mówić o Bischoffie, to tak czy inaczej, zapamiętam go jako jedną z najciekawszych postaci w historii wrestlingu.
Kurczę, ten fragment tylko zaostrzył mój apetyt jeśli chodzi o poznanie odpowiedzi na pytanie: jak doszło do tego, że Rey stracił tak cenioną przez siebie maskę w starciu z Nashem? I jak doszło do ponownego jej założenia? Bardzo ciekawią mnie kulisy tych wydarzeń.
I tutaj pytanie: czy dowiem się tego z dalszej części książki?
Oczywiście wypada ładnie podziękować za trud włożony w tłumaczenie. Dziękuję więc :) Początkowo tekst wydawał mi się nadmiernie uładzony i poprawny politycznie, ale z biegiem czasu nabrał kolorów. Teraz to kawał dobrej lektury jest...
Tak z innej beczki: ciekawe jest to, że Rey dogadywał się na zapleczu z ludźmi takimi jak Konnan czy Lex Luger. Wcześniej kojarzyłem ich raczej ze złą reputacją na backu, a tu proszę - spojrzenie z zupełnie innej strony.
Pouczające ;)
Z Konnanem Rey znał się od czasów AAA, więc jeszcze z jego wczesnych lat w Meksyku. To Konnan ściągnął Rey'a do AAA, a Rey sam pisał, że traktował go jak starszego brata. Potem gdzie był Konnan (ECW, WCW) tam trafiał także Rey. Zresztą to nic nienormalnego. Z kolei Rey ciągał ze sobą Psicosisa, z którym kręcił świetne pojedynki. Tam gdzie walczył Mysterio (Japonia, ECW, WCW) tam pojawiał się także Psicosis, który z Rey'em miał chemię, jak nikt inny.
Cytat: Grishan
Myślę, że to się pojawi. Skoro napisał o prawie straconej masce, to zapewne napisze, jak doszło do jej straty potem. Nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie kiedy to się pojawi, bo czytam książkę i tłumaczę na bieżąco.
Cytat: VercynGetorix
Wyraziłem się trochę nieściśle - czytałem poprzednie fragmenty książki i wiem jakie więzy łączyły Reya i Konnana. Po prostu nie znałem wcześniej (przed lekturą Twoich tłumaczeń) tego drugiego zawodnika z tak pozytywnej strony. Kojarzył mi się raczej z odchodami zostawionymi w torbach innych zawodników i z tego typu akcjami :)
Czytam książkę od początku i jest bardzo ciekawa. Dobra robota!
Czytając początek tej części, mam nieodparte wrażenie, że Rey stara się przedstawić siebie, jako takiego bezkonfliktowego, takiego, z którym nikt nigdy nie ma problemów, a on sam jest przyjacielem wszystkich ;p Ciężko mi w to uwierzyć, zwłaszcza w takim miejscu, jak szatnia wrestlingowa.
Oczywiście, potem wspomina o złym traktowaniu ludzi z Meksyku, czy Latynosów, ale wcześniej, tak jak przy wymienianiu grup w szatni, mówi, że z żadną z grup nie był skonfliktowany i z każdą się trzymał.
Co do kontuzji kolana Reya, to jak się okazuje, nadal ma on z nimi problemy i często właśnie z nimi związane ma kontuzje (nie wiem jak to jest teraz ;) )
Najciekawszy fragment to chyba jednak końcówka i historia ze stratą maski Reya. Jednak nie potrafię poprzeć go, a słowa:
Cytat:
Kompletnie mnie nie przekonuje. Ja rozumiem, czym jest maska dla Reya, czy każdego innego Luchadora, ale Rey chciał mówiąc wprost, wyruchać swojego pracodawcę i zamiast spróbować przedyskutować tą sprawę, to po prostu załatwił sobie lewe L4.