Recenzja Bloodsport - ECW's Most Violent Matches


Bloodsport – ECW’s Most Violent Matches (2005)



Bloodsport – ECW’s Most Violent Matches jest z jednej strony solidnym, a z drugiej, cienkim DVD. Brzmi to na pewno dziwnie, bo zwykle rzeczy są czarne albo białe, ale fenomen tego home video polega na czymś prostszym, niż to się może wydawać. Z dziewiętnastu walk, które się na nim znajdują, prawie wszystkie są warte zwrócenia uwagi. W czym więc tkwi szkopuł? Ano w tym, że DVD jest nie na temat, bo znaczna część walk, choć dobra, nie jest bardzo brutalna, a niektóre wręcz wcale nie są. Tytuł zaś mówi jasno o co chodzi, lub raczej, o co powinno chodzić.

Pierwszy ze wspomnianych niespełna dwudziestu pojedynków pochodzi z 1994 r., a ostatni z 2005 r., czyli, jak nie trudno się domyślić, z One Night Stand. Wiele z nich zalicza się do najlepszych walk w ECW w ogóle, dlatego nikt nie będzie się przy Bloodsport – ECW’s Most Violent Matches nudził. Miłośnicy brutalnych spotów również znajdą na nim coś dla siebie. Jak napisałem, brutalność nie jest motywem przewodnim omawianego DVD, ale np. Barbed Wire Match o ECW World Heavyweight Title, Terry Funk vs. Sabu (Born to be Wired), to rzeźnia, jakich mało. Nic więc dziwnego, że nic podobnego się już w ECW nigdy nie odbyło.

Wprowadzenie do każdej walki robi Paul Heyman. Czyni to z takim zaangażowaniem, że widz ma nawet ochotę zobaczyć mecz Beulah McGillicutty vs. Bill Alfonso, który ze swej natury jest do niczego. Na szczęście to jedyny słaby punkt opisywanego produktu. Prócz tego Heyman rzuca anegdotami, które bardziej lub mniej łączą się zawartością DVD. Po Mexican Death Matchu Reya Mysterio Jr. z Psicosisem atakuje Erica Bischoffa za jego słowa, że to WCW odkryło wspomnianych wrestlerów. To samo robi zresztą w odniesieniu do Chrisa Jericho. Natomiast przed 3-Way Dancem: Super Crazy vs. Yoshihiro Tajiri vs. Little Guido przyrównuje przemianę tego ostatniego w Nunzio do transformacji Cassiusa Claya w Muhammada Alego.

Nie ma się więc nad czym zastanawiać, tylko trzeba czym prędzej sięgnąć po Bloodsport – ECW’s Most Violent Matches. Tytuł co prawda kłamie, ale nie deprecjonuje recenzowanego home video. Bez pięciogodzinnego maratonu brutalności dostarczyło mi ono wystarczająco dużo rozrywki aby otrzymać wysoką notę. Chociaż trochę szkoda, że WWE podczas jego produkcji nie wykazało się konsekwentnością i nie wycięło wszystkich entrance’ów, bo oglądanie wejścia Reya w ECW Arenie w rytm jego theme’u z WWE (who's that jumpin' out the sky?) to żadna przyjemność.

Ocena końcowa: 4,5/6

dodane przez SixKiller w dniu: 18-08-2007 00:14:46

Udostępnij

Komentarze (0)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy