Prolog
Jeśli kojarzycie skądś tytuł artykułu, to zapewniam, że oczy was nie mylą. Jest to pierwszy tekst, który trafił do "Charyzmatycznego Oka Weterana" w WrestleZin. Niestety, z czasem pojawiły się komplikacje związane z WZ, a dokładniej z jego żywotnością, i na dobrą sprawę nie wiem, czy ta inicjatywa będzie kontynuowana. Wiem jednak, że jej pozytywnie oceniany odłam znalazł dla siebie inne miejsce. Czemu tak się stało? Autor i pomysłodawca działu zaczął systematycznie tracić wiarę w to wszystko. Złożyło się na to kilka czynników, a ostatnie wydarzenia były gwoździem do trumny, i upewniły mnie w decyzji, by "sprzedać duszę diabłu". Szatan nie jest w tej bajce niczym strasznym, bo chodzi tu o portal Attitude. Mam nadzieję, że dochowam systematyczności i pierwszego dnia każdego miesiąca, będziecie mogli przeczytać kilka słów ode mnie. Dla tych, którzy jeszcze nie czytali. Dla tych, którzy z bliżej nieokreślonych przyczyn nie mogli doczytać pierwszego akapitu. A przede wszystkim dla tych, którzy jeszcze nie skomentowali... "Charyzmatycznym Okiem Weterana" w Attitude!
Słowa wstępu
Jako fan siedzę już w tym biznesie od 1993 roku. Minęło 18 lat, a ja wciąż nie mogę się od tego oderwać. Ilekroć bym próbował, zostaje wciągnięty jeszcze bardziej. Każdy ma jakąś erę w wrestlingu, od której zaczyna. Pierwszy kontakt młodej osoby, jest zawsze tym najpiękniejszym, bo nikt nam nie wmówi, że ten heel, to naprawdę normalna osoba, a nie potwór demolujący naszych herosów. Wszystkie ery mają swoje rozpoznawalne twarze, którymi się mogą legitymować. Obecna PG ma Johna Cena, Attitude miało Stone Colda i The Rocka, a jeszcze wcześniej, w czasach kolorowych postaci, prosto z najskrytszych zakątków ludzkiego umysłu, byli to ludzie pokroju Hulka Hogana czy Macho Mana. To właśnie ten ostatni jest tematem tego artykułu i pewnie wszyscy się domyślają, dlaczego tak się stało. Randy Mario Poffo zmarł 20 maja tego roku, a mnie wstrząsnęło to jeszcze bardziej, bo zaczęła mnie nachodzić myśl, że zapaśnicy z czasów, na których się wychowywałem, zaczynają odchodzić z naszego świata na dobre.
Początki kariery
Randy miał bardzo łatwą drogę do biznesu. Podobnie jak wiele obecnych gwiazd WWE, Savage był synem wrestlera, Angelo Poffo. Kwestią czasu było, aż on i jego brat (Lanny Poffo, bardziej znany jako Genius) staną w kwadratowym pierścieniu, by próbować osiągnąć szczyt. Zanim jednak do tego doszło, pierwszym sportowym przystankiem był Baseball, gdzie trafił do drużyny St. Louis Cardinals, a dokładnie do ich składu z pomniejszej ligi (w tym sporcie zawody odbywają się również na niższym szczeblu). Zapał sportowca i kreatywność, już wtedy dawały się we znaki. W celu poprawienia swojej siły, Randy wymachiwał kijem uderzając wiszącą na sznurku oponę, a gdy jego naturalna prawa ręka ucierpiała z powodu kontuzji, nauczył się rzucać lewą. Ostatnim sezonem był ten z 1974 roku, bo rok wcześniej zaczął on stawiać swoje pierwsze kroki w biznesie, który go wypromował na skalę światową. Sporo zawodników z tamtego okresu zaczynało od śmiesznej persony, a i tutaj nie spodziewajcie się wyjątku. "The Spider", czyli postać bazująca na komiksowym "Spider Manie" (nie wykluczone, że stąd udział bohatera tego artykułu w kinowej ekranizacji człowieka pająka), na szczęście szybko się skończyła, i dzięki sugestii Ole Andersona (ówczesnego bookera Georgia Championship Wrestling) narodził się Randy Savage (Ole krótko skomentował, że imię Poffo nie pasuje do kogoś, kto walczy jak dzikus - ang. savage). Każdy na początku "płaci frycowe", więc i tutaj trzeba było czekać kilka ładnych lat na rozwinięcie skrzydeł. Pierwszym ważnym storylinem w karierze, była rywalizacja z obecnym komentatorem brandu RAW, Jerrym Lawlerem. Tam Randy Savage zaczął pojawiać się w tytułowym obrazku, i prowadził feudy na każdym polu (single i tag team - z bratem).
Wśród gwiazd
Po takich występach nie trzeba było czekać długo, aż budujący swoje imperium Vince McMahon, ściągnie go do siebie. W czerwcu 1985 roku Savage podpisał kontrakt i już było wiadomo, że pokładane są w nim wielkie nadzieje. Według storyline'u, wielu najważniejszych na tamtą chwilę managerów (Bobby Heenan, Jimmy Hart, "Classy" Freddie Blassie), starało się o przygarnięcie pod swoje skrzydła nowej perełki. Ostatecznie, wszystkie lukratywne propozycje zostały odrzucone, a Macho Man związał się z Miss Elizabeth, która na tą chwilę była jego żoną (pobrali się 30 grudnia 1984 roku). Jego gimmick opierał się na szaleństwie, egomanii i gnębieniu wszystkich, którzy choćby spojrzeli na jego damę. Wkład został szybko doceniony, bo jeszcze tego samego roku, zaczęła się jego droga po pas Intercontinental (warto podkreślić, że w tamtych czasach był to prestiżowy tytuł, który był pierwszym stopniem do wielkiej kariery). W lutym 1986 roku złoto padło łupem Randy'ego, gdy pokonał on ówczesnego championa Tito Santane. Tutaj można byłoby zacząć historię Savage'a, bo z tym pasem było mu wyraźnie do twarzy. Inaczej nie da się określić sytuacji, w której jest się jego posiadaczem przez czternaście miesięcy.
Ricky Steamboat
Na każdego Rica Flaira jest Sting. Na każdego Shawna Michaelsa jest Undertaker. Chemia w ringu to coś, co w głównej mierze odpowiada za poziom starcia. Jeśli jesteśmy dostatecznie zgrani z rywalem i prezentujemy wysokie umiejętności techniczne, to mamy świadomość, że możemy stworzyć coś specjalnego. Takim czymś był pojedynek na WrestleManii 3, w którym bohater tego artykułu, stanął naprzeciw "Smoka" Ricky'ego Steamboata. Po wielu próbach niezliczonej ilości pretendentów, Savage wciąż posiadał pas. Przeszedł z nim przez WrestleManie 2 (pokonując George'a Steele'a), i nijak nikt nie mógł mu zagrozić, aż do kolejnej wielkiej gali, gdy na horyzoncie pojawił się człowiek w stroju karateki. Jeśli zaczynaliście przygodę z tą formą rozrywki dopiero od niedawna, to mogę was zapewnić, że kiedyś było inaczej, a to, co byście zobaczyli, ponosząc się na taki powrót do przeszłości, by wam się nie spodobało. Istnieją jednak diamenty, za które grzechem jest nie złapać, stąd też wylądował on w oddzielnym akapicie tego artykułu. Po śmierci Randy'ego, wielu głównie wspominało ten pamiętny rok 1987. Po dziś dzień mówi się, że to najlepsza walka w historii. Korzystając z tej okazji można zauważyć, jakim perfekcjonistą lubił być Macho Man. To starcie nie było dziełem chwili, czy czystego przypadku. Obaj panowie oskryptowali wszystko do bólu (inne wyrażenie tego nie odda). Powtarzali to starcie w domu na Florydzie, i chyba dlatego było ono tak rewolucyjne w tamtym okresie. Jeśli w filmie "The Wrestler - Zapaśnik" dziwił was moment, w którym Ram schodzi do szatni, a inni oklaskiwali jego wyczyn, to dokładnie takie samo zdziwienie musiało towarzyszyć ludziom na zapleczu po tym pojedynku. W końcu jest to rywalizacja. Są przyjaźnie, ale każdy pilnuje własnego interesu i nie często się widzi takie sytuacje. Sam Roddy Piper miał to jedno zastrzeżenie do filmu, twierdząc, że takie motywy nie mają miejsca. Przytulanie i radość po gali w Pontiac Silverdome, jest dowodem, że "Rowdy" się mylił.
Hulk Hogan, Mega Powers i tajemnicze pożegnanie z federacją
Mając za sobą ten pierwszy krok do wielkiej kariery, Macho Man powoli zmierzał po najważniejsze złoto federacji. Taka wyprawa oznaczała, że często będą się jego drogi przecinać, z żółtym wąsatym bohaterem tamtego okresu. Tytułu jednak nie trzeba było odbierać nieśmiertelnemu Hulkowi, bo rok po walce ze Stemboatem, na kolejnej WrestleManii, doszło do turnieju o mistrzostwo. Pokonując Teda DiBiase w finale, Randy zgarnął pas. Układy z Hoganem miały się dobrze, więc i WWF zrobiło z nich potężny Tag Team - Mega Powers. Dla zastanawiających się, co to mogło oznaczać w tamtych czasach, wystarczy, że wyobrazicie sobie połączenie Johna Cena z Randym Ortonem w jeden team. Można tylko prowadzić dyskusje, czy kiedykolwiek przegrają jakąś walkę… Mega Powers było jednak nieśmiałym początkiem zgrzytów między dwoma egomaniakami. Zaczęło się od storyline'u w 1989 roku, gdzie Hulkster za swoją manager wziął piękną Elizabeth. Randy nie był tym faktem zachwycony, a finalnie musiał przejść na złą stronę mocy, co skończyło się dla niego utratą tytułu po 371 dniach (na WrestleManii 5). Później już dochodziło do incydentów, gdzie Pan od witamin i modlitw, potrafił nie sprzedawać ciosów Savage'a, przez co wyglądał on bardzo słabo w ringu. Na początku lat ‘90 zaczęło się psuć w małżeństwie Państwa Poffo, a w środku wszystkiego wylądował Hogan. Macho Man go obwiniał za ukrywanie Liz i o osobisty konflikt poza wrestlingiem nie było trudno. Trwało to wszystko kilkanaście lat i na dobrą sprawę nigdy się nie zakończyło. Dziwne jest dla mnie to, że Hulk rozpacza w mediach po śmierci, twierdząc, że Panowie się pogodzili. Czemu nie wyszło to na jaw przed śmiercią? Podejrzana sprawa, która prawdopodobnie jest wymysłem obecnego "władcy" TNA. Teraz nie ma kto zweryfikować tego, więc bezpiecznie jest udać zdruzgotanego przed milionami fanów. Nie chcę zganiać tu całej winy na Hulka, bo i bohater tego artykułu nie jest bez winy. Jego największym problemem był fakt, że nigdy nie potrafił odejść od swojego gimmicku. Podobnie do Hulkstera, żył w stworzonej postaci i pewnie zdarzyło mu się zapomnieć o prawdziwym nazwisku.
Sytuacja w WWE też nie miała się rewelacyjnie. Macho w hierarchii zaczął powoli ustępować miejsca innym, aż w końcu wylądował na stołku komentatorskim. To okazał się jego ostatni przystanek w federacji Vince'a. Okazjonalnie toczył walki, ale z zawodnikami pokroju Doinka The Clowna. Czas było zmienić otoczenie, a inna federacja zaczęła robić ogromne postępy. Chodzi naturalnie o WCW, które już posiadało w swoich szeregach Hogana. Mimo tego, doszło do pewnego incydentu, w którym Savage zarzekał się prezesowi WWF, że podpisze nowy kontrakt i nie przejdzie do konkurencji. Dżentelmeńska umowa u McMahona, to jak podpisanie papierka. Bardzo słowny jest to człowiek, więc trzeba uważać na to, co się mówi. Jak wiemy Randy nie dotrzymał obietnicy, ale to chyba nie powód, żeby skreślać człowieka z kart historii? Wersje wydarzeń są różne, ale najczęstszą jest to, że doszło do bliższych relacji między nim, a nieletnią córką Vince'a - Stephanie. Jeśli faktycznie prezes miałby dowody lub choćby podejrzenia o takim zajściu, to chyba oczywistym jest, że zaskarżyłby Macho Mana. Nic takiego nie miało miejsca, więc wciąż podchodzę do tej plotki ze sporym dystansem. Prawdopodobnie już nigdy nie będzie nam dane poznać odpowiedzi na to pytanie. Hulk Hogan również odchodził w podobny sposób, jednak Panowie potrafili się dogadać. Bret Hart uderzył i opluł McMahona, a podczas kolejnej hospitalizacji Hitmana, to właśnie prezes do niego potrafił zadzwonić. Wybaczać jak widać umie, więc czemu nigdy nie zrobił tego w przypadku swojej innej legendy?
WCW Madness
Karierę Macho Mana w WCW można podzielić na trzy części. Pierwszą z nich była ta, która kontynuowała wizerunek zbudowany u Vince'a. Dla czytelników to etap, który będzie najmniej ciekawy. Owszem, kilka razy Randy doszedł na szczyt federacji sięgając po tamtejsze złoto, ale wyróżnił się jedynie jego feud z Flairem. Panowie przez pół roku trzymali fanów przed telewizorami z wypiekami na twarzy, ale zbiegło się to w czasie z wydarzeniem, które każdy fan wrestlingu wspomina z zapartym tchem. Na Bash at The Beach uformowało się nWo. Legendarna stajnia, którą zaskakująco zasilił Hulk Hogan. Jak to się ma do Savage'a? Wszystko zostało zagrane jako inwazja, w której usilnie przekonywali nas, że Scott Hall (Razor Ramon) i Kevin Nash (Diesel) pojawiają się w WCW, jako Ci z drugiej strony barykady, którzy szukają zaczepki. Wtedy nasz bohater był jednym z większych face'ów, więc stanął w obronie organizacji. Bischoff i spółka mieli jednak wielkie plany w stosunku do "czarno-białych", więc rok później ich barwy przywdział również Randy.
Nowy rozdział oznaczał nowy długi program. Tym razem padło na idola publiczności, Diamond Dallasa Page'a, ale poza długością (praktycznie rok), nie warto tracić tuszu i się nad tym rozwodzić. Były ważniejsze historie w nWo, które znów wiążą się z Hoganem. Jak widać ścieżki tych Panów przecinały się bardzo często. Po nieudanej próbie odzyskania tytułu przez człowieka, który nazywał siebie "Hollywood", swoją szansę na pas dostał Macho Man. Jako, że lider stajni mógł być tylko jeden, a według powszechnej teorii, to on ma walczyć o główne złoto federacji, nie zostało to przyjęte z wielką aprobatą. Pas wrócił do nWo z pomocą Kevina Nasha, Randy po raz trzeci zdobył tytuł, a kolejna rywalizacja dwóch legend skończyła się face turnem Savage'a i przejściem do opozycji, czyli WolfPack.
Kontuzje niestety są cechą tego sportu, więc Macho musiał odpuścić sobie walczenie na pewien okres, a po powrocie uformował swoją ekipę. Jak można się było zorientować, był to stary wielbiciel kobiet, bo i zawsze jakaś wrestlingowa piękność towarzyszyła mu przez karierę. Największy epizod miała oczywiście Liz, kręciła się wokół niego Sherri, ale z okazji powrotu zadebiutowała Gorgeous George. Mało? W takim razie dodajmy jeszcze do niej Maduse i Miss Madness (Molly Holly), a otrzymamy Team Madness. Tak właśnie nazywała się ta szopka, która była najnudniejszym okresem w jego przygodzie z WCW. Ale skoro legenda kończy feudując z koszykarzem Dennisem Rodmanem, a nawet musi z nim toczyć ponad dziesięciominutową walkę na PPV, to ciężko to nazwać inaczej. Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że pozwoliło mi smutnym akcentem zakończyć krótkie streszczenie kariery. Nie będę rozpisywał się dalej o jego mniejszych występach, ale mogę dodać, że i w TNA się pojawił. Przeniosę się od razu do zakończenia, które wstrząsnęło światem w maju tego roku…
Nigdy o Tobie nie zapomnimy
Dla wielu byłeś inspiracją. Dla większości jesteś legendą. Odpowiadasz za to, czym teraz jest WWE. Miałeś świadomość, że w rozrywce trzeba się wyróżnić, więc wymyśliłeś swój styl mówienia i barwny strój w ringu. Pokochałeś ten biznes i osiągnąłeś status jednego z największych. Warto przytoczyć wypowiedź Marka Maddena (komentator w WCW), który wspominał turbulencje, do których doszło podczas jednego z lotów całego rosteru WCW - "Kilka kobiet płakało, paru facetów się trzęsło ze strachu, a Randy poluzował napięcie w samolocie krzycząc, jak wielki rating osiągnie show z okazji Memorial Day OOOH, YEAH!" (Memorial Day - Amerykańskie święto upamiętniające obywateli USA, którzy odbyli lub odbywają służbę wojskową). DZIĘKUJEMY!
Nikodem "N!KO" Włodek
"You were a tower of power that was too sweet to be sour,
You were funky like a monkey every minute of every hour.
For you, space was the place and time distortion had to be,
And your fans here on earth wanted the madness for eternity.
You met every challenge with fists clinched and face to face,
You even fought and defeats dragons and snakes.
Flying off the ropes with an elbow drop,
There was no way you could ever be stopped.
Identifiable by your voice alone,
Even being Dubbed the macho king while you sat on your throne.
We hung on your words with interviews memorable and classic,
And we knew it was serious when you took off your glasses.
I promise not to lose you in the sands of time,
For you will always be that all time hero of mine."
Jay Lethal
Komentarze (0)
Skomentuj stronę