Słownik PWN mówi, że przeznaczenie to nieunikniona przyszłość, nieuchronna konieczność nadejścia, stania się czegoś. Alberto Del Rio mówi, że jego przeznaczeniem jest zdobycie złota. N!KO mówi, że już dawno powinno to nadejść!
Alberto Rodriguez
"Dorastałem w szatni. Jestem z trzeciej generacji. Oglądałem w akcji swojego dziadka i ojca. Wiem wszystko o tym biznesie. W Meksyku jest El Santo i mój wujek Mil Mascaras. To są największe gwiazdy, ale dla mnie idolem był, i wciąż jest, mój tata" - Alberto Del Rio
Przyszedł na ten świat 25 maja 1977 roku skazany na bycie zapaśnikiem. W Meksyku postrzeganie tej formy rozrywki jest odmienne od tego amerykańskiego, a bycie synem legendy tego sportu - Dos Carasa - nie dało zbyt szerokiego wachlarza opcji młodemu Alberto. Nie pchał się on jednak w rodzinny biznes (poza słynnym ojcem, członkami jego rodziny są Mil Mascaras i Sicodelico Sr. oraz Jr.) i próbował swoich sił w grecko-rzymskim stylu zapasów (nie można chwytać swojego przeciwnika poniżej pasa), który jest popularny na igrzyskach olimpijskich. Trenując pod wodzą Leonela Kolesniego dostał się do reprezentacji kraju. Największe sukcesy odnosił w juniorach, gdzie w 1997 roku zajął trzecie miejsce na mistrzostwach świata. Był gotowy na większe osiągnięcia, a zbliżała się wielkimi krokami olimpiada w Sydney (2000 rok). Pojawił się jednak problem finansowy, który uniemożliwił Meksykowi wysłanie swojej ekipy na tę imprezę. Zawiedziony 23-letni chłopak zaczął szukać dla siebie nowej drogi. Skończył z wykształceniem w dziedzinie architektury oraz zamaskowanym ojcem, który był znany w całym kraju. Smykałka do sportu była silniejsza, więc Alberto podążył za swoim przeznaczeniem.
Dwie twarze
"Dos Caras to imię mojego ojca. Używał go przez 25 lat na całym świecie. Moim marzeniem było odziedziczenie tego przydomku. Jakieś 40 lat temu był pewien facet, który był właścicielem największego magazynu o tematyce wrestlingowej w Meksyku. Jego największą pasją było jednak tworzenie postaci. Stworzył Mil Mascarasa, Blue Demona i wielu innych. To on wpadł na pomysł Dos Carasa. Miał to być człowiek, który raz był zły, raz dobry. Balansował między heelem a facem. To była geneza tego imienia, któremu mój ojciec dał życie. Fani jednak zawsze kochali mojego tatę i skończył on jako stały baby-face. Ja również byłem na to skazany." - Alberto Del Rio
Imię Dos Caras to nic innego, jak dwie twarze, które nawiązują do symbolu dwugłowego orła widniejącego na masce. Zamiast majowego kierunku kraju kangurów, Alberto został w Meksyku i zadebiutował w federacji Asistencia Asesoría y Administración, gdzie uratował swojego ojca przed brutalnym atakiem trójki antagonistów. Niestety, na swoją pierwszą walkę czekał kilka miesięcy, bo w międzyczasie musiał podszkolić swoje umiejętności. Gdy tylko dostał szansę pokazania tego, czego się nauczył, od razu wyjechał do Japonii, by nabrać jeszcze większego obycia między linami. Poskutkowało to podpisaniem kontraktu z Consejo Mundial de Lucha Libre (CMLL) w 2005 roku. To tam na dobrą sprawę zaczął budować swoją historię. Nie mogło się obejść bez wsparcia kreatywnych, którzy od razu widzieli w nim potencjał. Świadczy o tym bardzo szybki push i walki o prestiżowe tytuły CMLL World Heavyweight Championship i CMLL World Light Heavyweight Championship w jednym miesiącu. Po kilku nieudanych próbach, zainteresowanie nim trochę przycichło, a dopiero 2 lata po debiucie sięgnął on po pierwszy i jedyny tytuł w swojej karierze wrestlera. Pokonując Universo 2000 został czternastym mistrzem w historii tego tytułu. W federacjach USA mogłoby to świadczyć o tym, że bohater tego artykułu stoi na szczycie, ale w Lucha większą uwagę przykuwa się na te mniejsze wagi. Alberto trzymał swój tytuł przez 533 dni, broniąc go tylko 4 razy. Pod koniec tej przygody zaczęły pojawiać się plotki związane z jego przyszłością w imperium Vince'a. Choć sam zawodnik je dementował, to postać Dos Carasa zaczęła po raz pierwszy wchodzić na ciemną stronę mocy. Alberto okazał się pierwszym z rodziny Rodriguezów, który został heelem.
"Nigdy już nie chce być baby-facem. Bycie złym to mnóstwo zabawy, bo można naprawdę bawić się publiką. Możesz ich kontrolować." - Alberto Del Rio
Mieszane sztuki walki
"Kiedy to robiłem było świetnie, ale walczyłem dla pieniędzy. Próbowałem swoich sił w Japonii i Brazylii." - Alberto Del Rio
Wspomniałem wcześniej o tym, jak Alberto ruszył do Japonii by zdobywać doświadczenie. Tam też upatrzył sobie popularne MMA. Trenując z Marco Ruasem. Niedługo trzeba było czekać na pierwszą profesjonalną walkę. W 2001 roku Japońska organizacja DEEP skorzystała z jego usług, i postawiła po drugiej stronie Kengo Watanabe. Korzystając ze swojego wrestlingowego imienia i maski, która była nieodłączną częścią, Caras zademonstrował swoje zapaśnicze zaplecze. Wykonując Belly-to-Belly Suplex na swoim przeciwniku, doprowadził do przerwania walki z powodu złamania ręki Pana Watanabe. Najtrudniejszy przeciwnik czekał jednak 2 lata później. Popularne PRIDE zorganizowało "open challenge" dla każdego, kto chciał zmierzyć się z ich największą gwiazdą Mirko Filipovicem. Zgłosiło się 50 śmiałków, ale ze względu na popularność, oficjele postawili na Dos Carasa Jr. Z maską na twarzy i rodziną w narożniku, wytrzymał on na ringu z Cro Copem zaledwie 46 sekund. Chorwat bardzo szybko trafił w głowę wrestlera lewą nogą. Dotkliwa porażka z utytułowanym przeciwnikiem nie zniechęciła Alberto do mieszanych sztuk walki. Stoczył on jeszcze osiem pojedynków, a wygrał sześć z nich. Rekord 9-5 widnieje wciąż przy jego imieniu, ale jeśli wierzyć jego słowom, porażka z Yamamoto Hanshim w Madrycie była tą ostatnią.
"Teraz pieniądze już nie są tak wielkie w Azji, więc jak ludzie z PRIDE starali się mi zaoferować kolejną walkę - odmówiłem. Nie mam zamiaru już tego robić. Skupiam się tylko na wrestlingu." - Alberto Del Rio
Podbijanie imperium trzeba zacząć od Florydy
"To była dla mnie trudna decyzja. Wiedziałem na co się piszę rezygnując z maski. Z początku spora grupa ludzi była na mnie zła, że się na to zdecydowałem, ale teraz są ze mną. Dla mnie to był kolejny krok naprzód." - Alberto Del Rio
Latem 2009 roku Dos Caras Jr. oficjalnie ogłosił, że podpisał 3-letni kontrakt z World Wrestling Entertainment. Umowa miała zapewnić mu błyskawiczny debiut w głównym rosterze, ale skończyło się tak, jak zwykle bywa w takich sytuacjach. O ile umiejętności ringowe nie były zmartwieniem Vince'a, to trzeba było rozpocząć poszukiwania odpowiedniego gimmicku. W tym celu każdy jest skazany na rozwojówkę. Floryda to miejsce, gdzie pomysły często się zmieniają, więc i Alberto musiał przeboleć kilka z nich. Występował w tak mało atrakcyjnych ringname'ach jak Dorado, El Dorado czy Dos. Największą jego bolączką było pozbycie się swojej maski, bo wszyscy wiemy, że dla luchadora to jak utrata tożsamości. Niewiele brakowało, a nie oglądalibyśmy teraz meksykańskiego arystokraty, tylko Alberto Banderasa, bowiem najwięcej czasu spędził on szlifując właśnie tą personę. Kolorowy baby-face, którego strój ewidentnie wskazuje na latynoską, latającą małpkę, która mogłaby nie przebić się w dobie panowania Reya Mysterio. Czemu nie po prostu Dos Caras Jr.? WWE chciało naturalnie pełne prawa do nazwy, a zawodnik nie miał zamiaru ich oddawać. Zezwolił jedynie na korzystanie z imienia w celach promocyjnych na czas trwania umowy. Prawie rok zleciał w oczekiwaniu na powołanie do prawdziwej telewizji, a w tym czasie Banderas nie zanotował żadnych sukcesów. Mało tego, fani zaczęli tracić nadzieję, że w ogóle dadzą radę odpowiednio wykorzystać gwiazdę z południa. Wszystko wróciło na odpowiedni tor dopiero w kwietniu podczas tournee po Europie, kiedy to systematycznie zaczęli wystawiać Alberto do walk z uznanymi w federacji wrestlerami. Później…
Nadjechał nowy Rolls-Royce
"To było dla mnie wielkie wydarzenie. Szczególnie, że pierwszy na mojej drodze stał Rey Mysterio, który w Meksyku jest niczym Bóg. Sam byłem bardzo popularny w moim kraju. Myślę, że byłem tam największą gwiazdą, ale Rey to coś kompletnie innego. Według tego programu, Mysterio skończył w szpitalu, co odbiło się wielkim echem. WWE to jak NBA czy NFL wrestlingu. W Meksyku mamy wiele oper mydlanych, telenowel, ale każdy chcę być w Hollywood." - Alberto Del Rio
Na SmackDown dostaliśmy winiety prosto z wielkiego bogatego meksykańskiego domu, którego właścicielem był Alberto Del Rio. Arogancki arystokrata wychwalał swoje największe zalety takie, jak szczerość czy uczciwość. Naszą uwagę przykuł jednak wyciek od informatyków WWE, w którym wyraźnie pisali o szybkiej promocji dla tego człowieka. Mimo tej wpadki, Vince nie starał się na siłę zaskoczyć fanów (jak to ma w zwyczaju) i stanowczo postawił na luchadora. Świadczyła o tym szybka wygrana z Rey'em Mysterio, i późniejsze storyline'owe kontuzjowanie zamaskowanego idola najmłodszych. Drogi dwójki rodaków przecinały się jeszcze kilkakrotnie, ale ku wielkiemu zaskoczeniu, to nowy pupil McMahona wyszedł z tarczą. Raz jeszcze udowodnił swą wyższość podczas Two Out of Three Falls Matchu. Była to poważna przesłanka, że już na przestrzeni najbliższych tygodni Alberto zdobędzie złoto, a wielkimi krokami nadchodziło duże PPV, które zdawało się być dobrą okazją.
Do trzech razy sztuka?
"Royal Rumble! Wszyscy znają znaczenie tego pojedynku, a w Meksyku jest to wielkie wydarzenie, bo jestem pierwszym pełnokrwistym Meksykaninem, który wygrał. Rey to osiągnął, ale on ma korzenie Amerykańskie." - Alberto Del Rio
Stara ludowa mądrość mówi, że do trzech razy sztuka. Najwyraźniej w Meksyku nie mają o tym pojęcia, albo kreatywni mieli poważny problem z postawieniem "kropki na i".
Etap 1 - Royal Rumble:
Tytuł dzielnie trzymał "Rated R Superstar" Edge, a w sieci już dochodziło do wielu przecieków o tym, że Del Rio odbierze mu złoto właśnie na tej gali. Wydawał się to odpowiedni moment. WWE ma ciągle parcie na nowe twarze przyszłości, które będą ciągnąć ten wózek, gdy odejdą legendy pokroju Undertakera. Choć Alberto wydawał się odpowiednim kandydatem, to zdecydowali się pójść inną drogą. "Przeznaczenie" wzięło górę, a złoto dla arystokraty odłożyło się w czasie. Bolesną stratą to nie było, bo pokonał on 39 innych śmiałków, wygrywając największą walkę roku. Wniosek? Vince ma jeszcze większe plany, które mówią o ukoronowani nowego nabytku na najważniejszej gali w roku. W końcu był to nie tylko pierwszy zawodnik w historii federacji, który w swoim debiutanckim roku wygrał Royal Rumble, ale również pierwszy, który w przeciągu 12 miesięcy od postawienia pierwszych kroków w imperium, zawalczy o pas na WrestleManii. Pozostało czekać na kwietniową podróż do Atlanty…
Etap 2 - WrestleMania 27
Choć w między czasie doszło do porażek z powracającym Christianem, to w głowie wszystkich zaszczepiła się myśl, że faktycznie przeznaczeniem tego aroganta jest sięgnięcie po tytuł. Myślę, że i samo WWE było, co do tego przekonane. Na szczycie niebieskiego rosteru stał wciąż Edge, ale wszystko wskazywało na zmianę warty. Del Rio zwyciężył Royal Rumble. Był bookowany lepiej od wszystkich innych z ciemnej strony mocy w całej federacji, a do tego nie zawodził w ringu i za mikrofonem. Miał się stać drugim heelem w historii, który sięgnie po złoto po zwycięstwie w 40-osobowym pojedynku (pierwszym był Yokozuna, który zwyciężając w 1993 roku pokonał Breta Harta na WrestleManii IX, tylko po to, by stracić pas na rzecz Hogana kilka minut później). Pierwszym znakiem na niebie, było umieszczenie walki na początku gali. W końcu "Ci źli" nie kończą show zwycięsko, więc zmiana mistrza na starcie, na pewno zmobilizowałaby publikę do dalszego dopingowania, bo żyliby ze świadomością, że dzisiejszej nocy "wszystko się może zdarzyć". Jak było naprawdę? Spear… Spear… Spear - Edge wygrywa. Lot wschodzącej gwiazdy został przerwany na ostatniej prostej. Dave Meltzer (WrestlingObserver) napisał: "Del Rio był zabookany by wygrać, a Christian miał nie mieć nic wspólnego z tą walką. Jego dwa czyste zwycięstwa nad pretendentem miały być zabezpieczeniem na przyszłość, gdyby postanowili zrobić coś innego z postacią Edge'a." Najwyraźniej plany się zmieniły na parę dni przed PPV. Dla wielu niebywały szok, który jeszcze bardziej zadziwił, gdy okazało się, że Kanadyjczyk kończy swoją karierę ze względu na poważną kontuzję. Pas został zwakowany, więc teraz już nic nie stało na przeszkodzie by "zainwestować" w nową gwiazdę…
Etap 3 - Extreme Rules
Według wcześniej cytowanego Meltzera, Del Rio był również przewidziany by wygrać tytuł na tej gali, a później stracić go podczas SmackDown. O ile historia z krótkim titlerunem się nie zmieniła, to człowiek, który został wrzucony w jej środek - już tak. Do takiej decyzji doszło dzień przed lub rano w dniu gali. Znów arystokrata musiał obejść się smakiem, ale w tym przypadku ból jest mniejszy. Ktoś z takim statusem, ktoś szykowany na gwiazdę wielkiego formatu, nie powinien zaliczać takiej wpadki, jaka tu była przygotowana. Dobrym przykładem jest Kane, który również szybko awansował do statusu Main Eventera i podobnie po roku był brany pod uwagę, jako nowy mistrz. Tytuł zdobył na King of the Ring 1998, a stracił go następnego dnia na RAW. Kolejny pas wagi ciężkiej zagościł na jego barku dopiero 12 lat później… Cytując Zacka Rydera z "Z True Long Island Story" - "Any Questions?"
Fortuna przeobraziła się w fatum
Spieszyć muszę z wyjaśnieniem dziwnego tytułu. "Spadający okruch skalny" to nic innego jak meteor, ale jeśli jesteś romantyczną nastolatką, to możesz nazywać to zjawisko również "spadającą gwiazdą". Taką powoli jest ten Luchador. Piękny początek i szybka promocja spowodowały, że wielu z nas zaczęło go doceniać. Czemu mielibyśmy robić inaczej, w końcu to bardzo dobry wrestler i mówca. Dopiszmy do tego medialny wygląd, a mamy materiał na twarz popularnego imperium. Z czasem jednak te pozytywne wrażenia się kończą i chyba to jest powodem tego tekstu. Nie słucham już, co ma do powiedzenia Alberto. Nie oglądam już jego JBL'owskiego wejścia. Co to za "przeznaczenie" skoro jeszcze nie dostał tego złota? Na chwile obecną bliżej temu do fatum. Nie zrozumcie mnie źle - ja wciąż go lubię. Jestem po prostu w tym momencie zmęczony sposobem jego prowadzenia. Pojawiło się światełko w tunelu podczas lipcowego Money In The Bank, bo bohater tego artykułu sięgnął po walizkę, ale nie mamy gwarancji, że ją skutecznie wykorzysta. Dla WWE był to dobry patent, bo teraz mogą sobie spokojnie budować jego postać i poprawiać wszelkie niedoskonałości, które blokowały ich przy trzech poprzednich próbach. Jedną mam jednak prośbę na koniec. Przy tej spadającej gwieździe, nie wypowiadajmy żadnych życzeń. Znowu możemy się tylko zawieść.
"Ta walizka nie jest częścią mojego przeznaczenia. Jest tylko formalnością. Moim przeznaczeniem jest bycie nowym WWE Championem..." - Alberto Del Rio
Nikodem "N!KO" Włodek
Charyzmatycznym Okiem Weterana #2 - Spadający Okruch Skalny
Komentarze (22)
Skomentuj stronęEvan "air" Bourne :D
Sin cara :D
Przeczytałem artykuł jednym tchem. Z jednej strony dlatego, że napisany jest dobrze, a z drugiej dlatego, że lubię Alberto. Wypowiedzi Alberto, których użyłeś w większości znam (niestety - dostęp do wiedzy o wrestlingu w większości mamy ograniczony, bo książki o tej tematyce nie stoją na półce w księgarniach, a przeprowadzenie wywiadów z wrestlerami wielkich federacji jest najczęściej poza naszym zasięgiem - zatem musimy posiłkować się wiedzą z internetu) ale i tak było kilka smaczków, o których nie wiedziałem - i one stanowią też o sile tego artykułu. Śmiem twierdzić, że zatytułowałeś akapity ciekawiej niż w tekście o Macho Manie. Co do głównego tytułu to zasadny z uwagi na puentę.
W sumie powinienem cię jakoś skrytykować, żeby ludzie nie myśleli, że sobie słodzimy nawzajem, ale nie za bardzo mam się o co przyczepić. :)
Jeżeli chodzi o Sin Carę i Stinga to bardziej mnie interesuje ten drugi.
Dobry artykuł. Zgadzam się, z Tobą, że odkładanie w czasie zdobycia pasa przez Alberto nie jest dobrym pomysłem.
Możliwe jest wykorzystanie walizki po Main Evencie SummerSlam po walce jeśli do takiej dojdzie Ceny z Punkiem. Co oznaczałoby niestety stratę pasa przez Punka. Czego bym nie chciał. Jednak jeśli Cena wygra a Alberto wykorzysta na nim walizkę to mamy Feud na kilka miesięcy. Arystokrata stracił by wtedy pas pewnie trochę przed wrestlemanią aby Cena mógł walczyć z The Rockiem. Chyba, że jeszcze zmienią plany co do tego.
Co do kolejnego artykułu jestem za Stingiem. Będziesz miał duże pole do popisu gdyż kariera Stingera jest bardzo obszerna.
Bardzo dobry tekst, szkoda, że Alberto wciąż nie posiadał żadnego pasa, ale jeśli będzie pierwszym zawodnikiem, który nie zrealizuje kontraktu z walizki (czyt. nie zgarnie pasa), to będzie już całkowita przesada.
Co do ostatniego pytania to mimo wszystko wolałbym tekst o Stingu.
Sin Cara!
Bardzo dobry artykuł, który naprawdę przyjemnie się czytało.
Fajny pomysł z wstawianiem wypowiedzi Alberto do tekstu oraz miłe nawiązanie do panującej w Meksyku wrestling'owej "spuścizny".
Ciekawy powrót do przeszłości rodzinnej jak i sportowej Del Rio i naprawdę dobra puenta.
Sam z niecierpliwością czekam na "wypełnienie przeznaczenia" przez młodego Dos Caras'a.
Co do następnych artykułów to bardzo chciałbym przeczytać o "wyniszczającej drodze ku perfekcji" czyli o Curt'cie Hennig'u oraz Chris'ie Benoit.
Bardzo dobra robota i czekam na kolejne teksty, które wyjdą z pod twojej ręki.
Cytat: Ses Małolat
Powiem szczerze, ze przy okazji #4, bedziecie mogli przeczytac o takim wyniszczeniu przez uzywki. Dotyczyc to bedzie jednego konkretnego wrestlera, ale na chwile obecna pozostanie tajemnica, kto nim bedzie. Sporo ciekawego sie bedzie mozna dowiedziec. Tyle jestem w stanie powiedziec.
#3 zalezy od was. Dwa potencjalne tematy widnieja w newsie.
Jak najbardziej Sin Cara , ale prosze o Alexa Shelleya lub Evana Bourna
Któryś felieton mógłbyś zrobić na temat dużych talentów WWE, takich jak: Tyson Kidd, Trent Barreta, Curt Hawkins oraz wyróżniających się wrestlerów FCW, takich jak: Hunico, Seth Rollins czy Richie Steambot.
Co do następnego tematu: Sin Cara oczywiście :)
Ciekawie napisany, pełny interesujących informacji tekst. Dobrze było uzupełnić wiedzę zwłaszcza o meksykańskich początkach Dos'a.
Jeżeli chodzi o wybór pomiędzy sylwetkami Stinga i Sin Cary, to ja optowałbym jednak za Nowym Nabytkiem Vince'a, bo z pewnością historię Bordena zna stosunkowo więcej osób niż karierę w Meksyku Pana "Bez Twarzy".
Cytat: N!KO
Hmmm... Ciekawe kto to może być i dlaczego Scott Hall? :lol: Po takim opisie trudno mi stawiać na kogoś innego :D
Cytat: -Raven-
No to Cie zaskocze :wink: Apeluje, o zaniechanie ewentualnych zgadywanek, ktore moga zaraz sie tu pojawic. Zapewnie tylko, ze nie chodzi o Halla.
Jesli mnie wena najdzie, to skoncze ten artykul wczesniej nizeli Sin Care badz Stinga, wiec go od razu zaprezentuje (zamienia sie numerkami). Materialy juz zebralem i powiem szczerze, ze jest ciekawie. Nawet mocna historia z hotelowego pokoju zostanie przedstawiona (ale to na serio MOCNA) :twisted:
Cytat: RazoR
Powiem szczerze, ze sie przymierzam do tej drugiej czesci Twojej propozycji, ale na chwile obecna jest ona planowana na... ten moj drugi projekt z Attitude :wink:
Kurde ,szklanka lemoniady ,dwa kabanosy i przeczytałem jednym tchem. Bardzo dobry artykuł ,zero nudnych przestojów tylko fakty i różne ciekawostki. Mam nadzieje ,że Alberto zdobędzie tytuł po walizce ,ale nic na to nie wskazuję ,bo już dwa(?)razy próbował.
Według mnie Sin Cara byłby ciekawszym tematem ,ale Sting też byłby dobry.
Cytat: Ghostwriter
Cytat: mieciubur
Dziekuje Niko. Bardzo dobry artykuł, troche historii, troche tego, troche tamtego i mamy przepisa na ciekawe kilka minut w trematyce wrestlingowej. Zawsze napada mnie taka mysl przy tego rozdaju wydarzeniach, ze szkoda iz dlugosc przyjemnosci czytania nie równala sie dlugosci tworzenia tekstu :)...
oby wiecej takich
Artykuł bardzo ciekawy, przeczytałem go z największą przyjemnością.
Czy w artykule nr4 nie chodzi czasem o Eddiego Guerrero i jego problemami z używkami które mieszał z alkoholem? :D
Sting
Zostaliśmy uraczeni kolejnym ciekawym artykułem przez redakcję więc trzeba coś o tym napisać. Może nie przeczytałem tego jednym tchem, ale na pewno z dużą dozą zaciekawienia.
Jeśli chodzi o nastepny, to mam dylemat, bo Sin Cara aktualnie leci na łeb, na szyję w masce, ale za to o Stingu bym się więcej dowiedział więc tu raczej byłoby mi obojętnie z delikatnym wskazaniem jednak na Stinga. Good Job
O Del Rio nie wiedziałem zbyt wiele (a raczej nie znałem szczegółów, bo wiedziałem że jest z rodziny wrestlerów oraz, że występował w MMA), więc początek artykułu bardzo mnie zaciekawił. Później mieliśmy przegląd jego kariery w WWE, ale mimo, że to wszystko znam, to czytało się to bardzo przyjemnie i ciekawie.
Co do postaci Del Rio, to mnie ona jeszcze nie nudzi, tak jak mogę przeczytać u innych użytkowników. Bardzo lubię go oglądać i słuchać i nie przeszkadza mi nawet to, że praktycznie mówi ciągle o tym samym. Dla mnie Del Rio to świetna postać i rzeczywiście, jego przeznaczenie jest bycie mistrzem WWE, nie ważne kiedy to nastąpi.
Tak jak pisalem, to Wy decydowaliscie o bohaterze kolejnego wydania COW, a wedlug komentarzy nieznacznie wygral Sin Cara. Przyznam, ze sie troszke zaskoczylem, bo bylem przekonany - i mentalnie nastawiony - ze Borden dostanie wiecej glosow.
Nie wykluczam, że przed Meksykanska Botchamania (dopiero bede zaczynal tworzyc) wypuszcze tekst o tym zawodniku, ktory mocno sie stoczyl i w zasadzie cudem jest, ze zyje. Zapomniana postac (ciekaw jestem, czy mlodsi go w ogole kojarza), ale tekst bedzie posiadal wiele ciekawych faktow. Materialy juz wszystkie sa - teraz trzeba to zebrac do kupy.
Cytat: N!KO
Też byłem o tym przekonany. A tutaj niespodzianka.
Czy jest szansa, że wstawisz w przyszłości w COW artykuł o Stingu?
Cytat: Jeffrey Nero
Jasne, ze jest! Akurat w tym miesiacu bylo tak, ze mialem dwoch wrestlerow, o ktorych bylo warto napisac. Jesli Borden jeszcze czyms zaskoczy, lub nie pojawi sie ciekawszy temat w danym miesiacu, to na pewno po niego siegne. Choc przyznam, ze to bylby pewnie dlugi artykul, a ja srednio stoje ostatnio z czasem. Mam nadzieje, ze w ten weekend (bo zwykle w sobote i niedziele pisze COW) dam rade cos skrobnac, czy to do Sin Cary, czy to do tego drugiego "tajemniczego" wydania.
Cytat: N!KO
Kariera Stinga jest bardzo długa a miałem przerwy w oglądaniu wrestlingu dlatego chętnie przeczytałbym taki artykuł. Oczywiste jest, że musi być długi. Trzeba czasu na stworzenie takiego artykułu.