Cheating death...: Podróże Eddiego po Japonii, przejście do AAA

Dorastając, marzyłem o podróży do Japonii. Wiedziałem, że dla mniejszych zawodników, takich jak ja, World Wrestling Federation nie było w zasięgu. Zaakceptowałem fakt, że nie będę walczył w USA. Jeżeli chciałem mieć jakiekolwiek sukcesy, jako wrestler, musiałem walczyć w Meksyku bądź w Japonii. Smutne jest to, że większość amerykańskich fanów wrestlingu nie zna japońskiego. Kochałem oglądać kasety z Japonii, widząc takich zawodników, jak Tiger Mask czy Tatsumi Fujinami. W ich wrestlingu było coś niewiarygodnego i rewolucyjnego, zwłaszcza sposób, w jaki łączyli akcje lotnicze i klasyczny pracę w ringu. Najbardziej szokująca była jednak intensywność, którą oni wnosili do ringu. Była w tym taka energia, której nigdy wcześniej nie widziałem. W tamtym czasie, najsławniejszym zawodnikiem w Japonii był Jushin Thunder Liger. Był niezwykłym akrobatą, którego chciało się zobaczyć w akcji. Liger wzniósł styl cruiserweightów na kolejny poziom. Po minucie jego walki powiedziałem do siebie - "Kurde. Chcę pracować z nim." Jednak część mnie obawiała się, że nie będę w stanie walczyć w tamtej części świata. Jednak w moim sercu nie było żadnych obaw.

Negro Casa, z którym wielokrotnie walczyłem w Juarez, walczył także dla New Japan Pro Wrestling, największej tamtejszej federacji. Kiedy powiedziałem jemu, że moim marzeniem jest pojechać do Japonii, on mnie w tym poparł. Powiedział - "Możesz to zrobić. Możesz pojechać do Japonii i pracować z gośćmi takimi, jak Liger. To Twój stylu, bracie. Możesz śmiało z nimi wszystkimi pracować. Wiem to." To otworzyło moje oczy. Negro Casas dał mi pewność, której potrzebowałem i to w czasie, w której jej potrzebowałem najbardziej. Pozwolił mi uwierzyć, że jeżeli będę ciężko pracował, zasłużę sobie na awans na kolejny poziom. Osiem miesięcy po tym, kiedy zostałem przegłosowany przez Juana Herrera, dostałem telefon z NJPW z zapytaniem o moje przybycie i walkę. Negro zarekomendował mnie do Black Cata. Cat zaprosił mnie do biura i wtedy zadecydowali dać mi walkę na turnieju Jushin Liger's annual Best of the Super Juniors. Otrzymałem także 1000 dolarów za tydzień, co w tym czasie było ogromną sumą. Oczywiście skorzystałem z okazji.

Miałem w tym czasie dwadzieścia pięć lat. Nie zwiedziłem do tego czasu zbyt wielu miejsc na świecie, a tu nagle byłem w Japonii. To była podróż, jak na Marsa. Byłem tam taki obcy, taki inny, ale jednocześnie szczęśliwy i zdenerwowany, a ponad wszystko - przestraszony. Cudzoziemiec w Japonii - gaijin - czuje się, jak outsider. To jest naturalne, kiedy pierwszy raz wyjeżdża się do obcego kraju. Tak, jak w filmie - Lost in Translation. Jeżeli nie zna się języka, to nie ma się tam zbyt wielu rzeczy do zrobienia. Promotorzy robią co tylko mogą, aby ułatwić to wszystko, ale to jest wciąż duży kulturowy skok. Black Cat naprawdę bardzo mi pomógł podczas mojego pierwszego wyjazdu do Japonii. Gdyby nie on, niczego bym tam sam nie osiągnął. Jest niewiarygodnym osobą i wspaniałym zawodnikiem. Wszyscy zawodnicy spoza Japonii kochają go. Mówi płynnie po angielsku i hiszpańsku, dlatego zajmował się zawodnikami ze Stanów i z Meksyku. Był naszym tłumaczem i sterem w tym biznesie. Razem z Catem dogadaliśmy się bardzo szybko. Zapraszał mnie na kolacje do swojego domu bardzo często. Najpierw jedliśmy, a potem oglądaliśmy kasety z walkami wrestlingowymi. Był moim przewodnikiem po Japonii, uczył mnie zasad, popychał do przodu, kiedy widział, że byłem w cieniu przeciwnika.

Do Japonii pojechałem z misją. Byłem tam, aby spełnić marzenie życia. Byłem w stu procentach skupiony wyłącznie na wrestlingu. Nie zaprzątałem sobie głowy niczym innym, ponieważ miałem walczyć z najlepszymi zawodnikami w tym biznesie. New Japan było wszędzie. Mieli najlepszych zawodników z Japonii, Meksyku, Europy czy USA. Kiedy dostaje się okazję, aby pracować z najlepszymi zawodnikami z całego świata, to człowiek zmusza siebie głęboko, aby wskoczyć na ich poziom. Zważając na fakt, że zawodnicy pochodzili z całego świata, to w szatni, ani na ringu, nie dochodziło nigdy do problemów ze zrozumieniem siebie. Wrestling to uniwersalny język. Akcje są takie same, bez względu na to skąd się pochodzi - clothesline, headlock, dropkick i wiele innych. Były takie momenty, kiedy potrzebowałem tłumacza, aby przekazać coś moim japońskim kolegom, ale prawdziwy profesjonalista potrafi komunikować się za pomocą języka ciała. Wrestler powinien być zdolny do tego, aby wejść do ringu i pracować bez problemów z kimkolwiek. Tutaj nie trzeba nawet z nikim rozmawiać. Tutaj trzeba to czuć.

Poza byciem wielką gwiazdą oraz innowacyjnym niewiarygodnym zawodnikiem, Jushin Liger przewodził także dywizji Junior Heavyweight w NJPW. Każdego roku Liger i federacja organizowała turniej "Top of the Super Junior", w którym udział brali zawodnicy cruiserweightowi i junior heavyweight z całego świata. Podczas mojego pierwszego turnieju, brali w nim także udział tacy świetni zawodnicy, jak Negro Casas, Chris Benoit (walczący w masce, jako Pegasus Kid), Dave "Fit" Finlay, Too Cold Scorpio, Norio Honaga, El Samurai czy wielki Koji Kanemoto. Tutaj wszystko opierało się na walkach, nagradzanych punktami. Oczywiście nad wszystkich czuwali bookerzy, którzy ostatecznie decydowali, kto będzie głównym wygranym. Jednak każdy musiał walczyć tak, jakby była to prawdziwa rywalizacja. Wiedziałem, że jeżeli chcę zaimponować ludziom, to muszę swoją pracę wykonywać na najwyższym możliwym poziomie. Byłem świeżym przybyszem, dlatego też zostałem dosyć wcześnie wyeliminowany z turnieju. Nie miałem prawa narzekać, ponieważ zostałem wyeliminowany przez jednego z najlepszych młodych wrestlerów na świecie - Chrisa Benoit. Nie spotkałem go nigdy wcześniej osobiście przed podróżą do Japonii. Widziałem jednak jego walki z Meksyku i wtedy totalnie odlatywał od reszty pod względem techniki i energii. Wiedziałem, że on jest wyjątkowy od momentu, kiedy pierwszy raz spojrzałem na niego. Widząc walczącego Chrisa, wzmagała się we mnie chęć rywalizacji. Myślałem sobie - "Jestem w stanie zrobić, to co on. Mogę z nim pracować." Jednak była pewna bariera - nikt nie mógł dotknąć Chrisa. On był i jest TYM człowiekiem - "the gold standard". On jest Ferrari, które każdy chciałby prowadzić.

Polubiłem Chrisa od pierwszego razu, kiedy podaliśmy sobie dłonie. Był totalnie wyluzowanym, jednym z najmilszych gości, których kiedykolwiek poznałem. Jednak kiedy przyszedł czas, aby wejść do ringu z nim, byłem osrany ze strachu, nawet trochę zastraszony. Widziałem go przy pracy. Wiedziałem, jak dobry był. Na początku szło mi nawet dobrze. Nadszedł jednak czas na kończenie walki, kiedy Chris wykonywał akcję enzuguri Kick. Wystrzelił w powietrze i tak uderzył we mnie tak cholernie mocno, że zrobiło mi się ciemno przed oczami. Kiedy doszedłem do siebie, Chris założył mi już swoją dźwignię. Przysięgam, że nie miałem pojęcia gdzie byłem. Chris zaczął mówić mi kolejne akcje, ale byłem tak zakręcony, że nie potrafiłem zrozumieć żadnego ze słów, które do mnie mówił. W końcu powiedział - "Pieprzyć to" i zaczął mnie bić. Ja zacząłem mu oddawać. Podążałem za samym instynktem, wykonując ruch po ruchu, dopóki nie zakończyliśmy tego. Pomimo tego, że byłem poza turniejem, zostałem pochwalony za to, jak się pokazałem.

Byłem w ringu z samymi najlepszymi zawodnikami i ani przez chwilę nie wystawiłem siebie na pośmiewisko. To zmieniło się ostatniej nocy podczas touru. Większość chłopaków imprezowała ostro przez cały tydzień, jednak ja byłem za bardzo zdenerwowany i próbowałem siebie utrzymać w porządnym stanie. Jednak po zamknięciu turnieju zdecydowałem, że opuszczę barierę ochronną i wypiję kilka piw. Może trochę więcej niż kilka, kiedy się już wkręciłem. Następnego dnia, kiedy miałem samolot, byłem na ustach całego miasta - "Widzieliście Eddiego? Człowieku, ale był nawalony!" To coś, co zawsze było we mnie. Jestem, jak Dr. Jekyll i Mr. Hyde. Kiedy jestem trzeźwy, to jest ze mnie miły i cichy człowiek. Jednak kiedy mam w sobie trochę alkoholu, mówię każdemu, aby spieprzał mi z drogi. Od tego dnia miałem reputację ostro-pijącego imprezowego zwierzęcia.

Powróciłem do domu z Japonii bardziej skupiony i ukierunkowany niż kiedykolwiek wcześniej. Tamtejsze doświadczenie rzeczywiście rozbudziły moją pewność siebie. Nagle wszystkie drzwi stanęły dla mnie otworem. Praca w Japonii, jest w Meksyku wielką sprawą. Oznacz to dla każdego - "Ten chłopak rzeczywiście musi być dobry." Fakt, że pracowałem dla NJPW dodawał jeszcze większej powagi. Nie walczyłem dla jakiejś małej tymczasowej federacji, a dla tej największej. To podnosiło mój status jeszcze wyżej. Pierwszą osobą, która do mnie przyszła, był Carlos Maynes z Universal Wrestling Association (UWA). Była to niezależna federacja, która konkurowała z EMLL. Mieli jakieś powiązania z NJPW, więc musiały razem ze mną dotrzeć także wiadomości z Japonii, że jestem warty zatrudnienia. Zacząłem pracować dla UWA, robiąc wielkie show w niedziele w Mexico City, w ringu dla byków, którego używają także w lucha i w przypadku bokserów. Niedługo potem, biznes wrestlingowy w Meksyku zaczął przechodzić wielkie przemiany. Antonio Pena, główny booker EMLL, chciał zmodernizować lucha libre promując młode talenty i dodając angle zaczerpnięte z amerykańskiego wrestlingu. Jednak właściciel EMLL, Paco Alonso, nie chciał odwracać się od ustalonego historycznego toru federacji i odrzucał pomysły swojego bookera.

W 1993 roku Pena zerwał z EMLL i założył swoją własną federację. Razem z nim odeszło kilka topowych gwiazd EMLL, jak np. Konnan, Blue Panther, El Hijo del Santo oraz niewiarygodny młody zawodnik - Rey Mysterio Jr. Utworzyli oni AAA, czyli Asistencia Asesoria y Administracion. AAA było nowoczesne, jak WWE, z dzikimi angle'ami i ogromnymi nakładami na produkcję. To był wielki sukces. Był taki okres, kiedy AAA było najgorętszą federacją w Ameryce Północnej, mając lepsze zyski niż ktokolwiek inny. Nagle EMLL znalazło się w środku wojny. Paco Alonso zrozumiał, że musi myśleć o przyszłości EMLL.

Mój kuzyn Javier został bookerem i pierwsze co chciał zrobić, to ściągnąć mnie do EMLL z UWA. Obiecywał mi wiele rzeczy i mówił, że Paco da mi ogromny push i zrobi ze mnie wielką gwiazdę. Jednak po tych wszystkich bredniach, przez które przeszedłem przy okazji Juana Herrera, byłem dużo bardziej ostrożny. Javier wciąż do mnie wydzwaniał, wciąż mnie nakłaniając i obiecując silne wsparcie samego Paco oraz zrobienie ze mnie gwiazdy. Kiedy przyszło do kwestii finansowych, Javier zaoferował mi 500 dolarów więcej niż zarabiałem w UWA. Fakt, że mój kuzyn był bookerem wpłynął na moją decyzję. Nie ufałem EMLL, jednak z Javierem, jako bookerem, mogłem liczyć na dobre miejsce. Propozycja, z którą wyszli to był - Mascara Magica. Wiedziałem, że będę miał kłopoty już po minucie, kiedy powiedzieli mi, że mam pracować, jako babyface w masce. Maska miała być magiczna, niczego więcej mi nie zaoferowali, żadnych angli. Po dziś dzień, nie wiem co sobie myśleli. Bycie Mascara Magica nie było dla mnie żadną przyjemnością. Nie tylko nienawidziłem nosić masek, czułem także, że utknąłem w jakimś midcardzie. Pomimo obietnic Javiera, byłem dokładnie w takim samym miejscu, w którym byłem, jako Eddie Guerrero.

Po pewnym czasie zadzwonił do mnie Antonio Pena, oraz jego topowa gwiazda i mój stary przyjaciel - Konnan, który powiedział - "Nie musisz nosić maski, bracie. Dołącz do nas." Poszedłem wtedy do Paco Alonso i powiedziałem mu o moich zmartwieniach. Dodałem także, że AAA złożyło mi propozycję - "Ty złożyłeś mi wiele obietnic. Jak to teraz wygląda?" On odpowiedział - "Sorry Eddy. Nie mogę Tobie zaoferować więcej pieniędzy." Nie wyglądał na bardzo zmartwionego tym faktem, jakby nie było nad czym dyskutować. Gdyby chociaż starał się coś mi zaoferować lub dowiedzieć, co AAA mi zaoferowało, prawdopodobnie zostałbym w EMLL. Jednak Paco nie przykładał do tego większej wagi. Pomyślałem wtedy - "Dobra. Nic Ciebie nie obchodzę, to Ty mnie też." Paco nie zdawał sobie sprawy, jak mnie tym zdenerwował. Zdecydowałem, że nie tylko przeskoczę do AAA, ale zrobię to w wielki sposób.

Tydzień później, Mascara Magica pokazał się w AAA tak, jak kilka lat później Scott Hall w WCW. Tłum był zszokowany, kiedy wszedłem do ringu. Powiedziałem wtedy - "Jestem synem Gory'ego Guerrero. Nie muszę ukrywać mojej tożsamości pod maską." Ściągnąłem maskę i rzuciłem ją w tłum - "Tutaj! Tutaj macie swoją maskę!" Fani zwariowali. Nikt nigdy nie zrobił czegoś takiego. W lucha, zawodnik ściąga maskę tylko kiedy przegrywa pojedynek o nią. Pewnie zarobiłbym wiele pieniędzy tracąc maskę w trakcie walki, ale nie dbałem o te pieniądze - tu chodziło o moją dumę. To był pewnego rodzaju akt buntu, który pewnie pochwaliłby mój ojciec. Doceniłby fakt, że tutaj nie chodziło o sprawy biznesowe - to było osobiste. EMLL uderzyło w moją karierę obiecując mi wielkie push, a potem trzymając mnie zamaskowanego w midcardzie. Robiłem swoje, dopóki mogłem. Pracowałem w ich gimmick, sprzedawałem ich produkt, a nic nie otrzymywałem w zamian. Doszedłem do punktu, w którym miałem już dosyć. Musiałem znaleźć coś dla siebie.

Jednak kiedy doszło do tak wymownego heelowego aktu, jakim było zrzucenie maski, fani zareagowali na mój bunt bardzo pozytywnie, jakbym był totalnym facem. AAA bardzo szybko wykorzystało moją popularność i sparowało mnie z największym babyfacem federacji - El Hijo del Santo, jako New Atomic Pair. Byliśmy świetnymi drawami, ponieważ nasi ojcowie byli kochani w Meksyku. Oczywiście to zrzucało na mnie ogromną presję. Nie tylko musiałem podążać śladami Guerrero, ale także żyć ze spuścizną La Pareja Atomica. Bycie synami dwóch legend tworzyło pomiędzy mną, a Santo pewną więź. Jest tylko kilku zawodników, którzy dzielili nasze doświadczenie, bycia synami wielkich mistrzów. To jest jeszcze trudniejsze, kiedy trzeba podążać w tak ogromnych butach. Spoglądałem w tym czasie na braci Sheen, Charliego Sheena i Emilio Esteveza. Należy pracować dwukrotnie ciężej, aby stworzyć inną tożsamość, niż ta własnego ojca. "Buty" El Santo nigdy nie zostaną wypełnione, ale El Hijo del Santo to niewiarygodny talent. Jego ojciec był ikoną, legendą, więc nie było żadnej szansy, aby jego syn mógł podążać jego śladami. On zrozumiał to, że nigdy nie będzie innego drugiego El Santo, był zdolny wyjść z cienia ojca i zostać wielką gwiazdą dzięki sobie. Ludzie kochali El Hijo del Santo. Miał naturalną charyzmę i talent, przez które nigdy nie byłby w stanie pracować, jako heel. Posiadanie przez AAA w swoim rosterze takiej gwiazdy, jak El Hijo del Santo, było dla federacji niezwykle pomocne.

Kiedy pierwszy raz walczyliśmy razem, wiedziałem, że muszę się pokazać i wszystkim udowodnić swoją wartość. Musiałem wyrobić swoją własną markę. Stworzyć własną historię. Zdawałem sobie sprawę, że nigdy nie dorównam popularnością El Hijo del Santo. Pamiętam rady mojego ojca, który powtarzał, żebym znał swoją własną wartość i swoje silne strony i pamiętał o swojej pozycji. Dokładnie to robiłem. Ja byłem koniem pociągowym, a Santo odpowiadał za rozrywkę. Nasze style uzupełniały się znakomicie i stworzyliśmy świetny tag team. W wielu przypadkach byliśmy podobni do naszych ojców. Razem z Santo mieliśmy wiele sukcesów. Jako New Atomic Pair, byliśmy jednym z największych babyface'owych tag teamów z Meksyku. Muszę być jednak szczery - tą popularność zyskaliśmy dzięki Santo, który był over z fanami. Ja korzystałem tylko z jego sławy. Fani cheerowali mnie, ponieważ stałem obok niego. Zdaję sobie sprawę, że zasłużyłem sobie na szacunek fanów. Jednak nieważne, jak dużo go sobie zyskałem sam, wiedziałem, że przy Santo będę zawsze grał drugie skrzypce.

Oprócz pracy dla AAA, udałem się także do Japonii na sześć tygodni i walczyłem podczas każdego touru, którego tylko mogłem. Potem wracałem do domu na tydzień lub dwa, pracowałem w Meksyku, po czym wracałem do Japonii. Był taki okres w ciągu dwóch lat, że co roku w Japonii byłem od siedmiu do ośmiu miesięcy. Bycie daleko od domu, przez tak długi okres, sprawiło, że w moim małżeństwie pojawiły się pewne napięcia. Było to ciężkie dla Vickie, która jeszcze musiała się sama opiekować małą Shaul. Prawie nie było mnie w domu, albo byłem w Japonii, albo w tracie po Meksyku. Bardzo chciałem spędzać więcej czasu z moją rodziną, ale na pierwszym miejscu była odpowiedzialność za to, aby zapewnić im jedzenie i godne życie. Walki w Japonii nie były piknikiem. Było dwa razy ciężej niż w Meksyku.

Najbardziej ironiczną rzeczą w tym biznesie jest fakt, że wszystko wygląda na nasza rywalizację w ringu. To nie jest prawda. To jest jedyny raz, kiedy zawodnicy ze sobą współpracują, a nie konkurują. Prawdziwa rywalizacja toczy się zawsze z tyłu, na zapleczu, w szatni. Wtedy każdy jest zdany tylko na siebie, a to tworzy bardzo różne środowiska pracy. Każdy wrestler walczy o siebie, a zawsze jest ktoś za plecami, kto czeka tylko na potknięcie i wskoczenie na Twoje miejsce. Tak to wszystko wygląda. Dlatego zawsze trzeba się oglądać, albo zostanie się dźgniętym. To jest życie niczym z filmu "The Firm". Każdy Ciebie obserwuje przez cały czas. Jedynym sposobem ochrony jest bycie bardzo ostrożnym i trzymanie się wyłącznie siebie.

W Meksyku moje nazwisko dawało mi odpowiedni poziom ochrony. Byłem synem Gory'ego Guerrero. Byłem bratem Chavo, Mando i Hectora. Familia zapewniała mi podstawowy szacunek i ochronę. Do tego, była w tym biznesie wystarczająco długo, dlatego miałem przyjaciół i kuzynów gdziekolwiek pojechałem. Jednak w Japonii, bycie Guerrero miało taką samą wartość, jak gówno. Byłem sam, a wielu chłopaków myślało, że swoją szansę wykorzystają właśnie na mnie. Zacząłem miewać problemy z różnymi zawodnikami. Kiedy powiedziałem o tym Mando, on odparł, że zafundowałem to sobie sam - "Sam siebie postawiłeś w takiej sytuacji. Pijesz i doprowadzasz siebie do takiego punktu, w którym nie możesz już siebie chronić. Człowieku, jesteś w jaskini lwa. Jeżeli będziesz robił to dalej tak, jak teraz, to zjedzą Ciebie żywcem." Bardzo długo i mocno myślałem o tym, co powiedział mi Mando. Miał rację. Od tego dnia, postanowiłem być niewidzialny, jak to tylko możliwe. Miałem tylko kilku bliskich przyjaciół - Chris Benoit i Black Cat - jednak większość czasu spędzałem sam. Nauczyłem się, że w szatni najlepiej być cicho. Zawsze trzeba uważać na to co się robi i co się mówi. W tym biznesie łatwo poderżnąć komuś gardło. Wystarczy, że przekręci się odpowiednio jego słowa tak, aby wyglądały niedobrze. Starałem się unikać takich sytuacji.

Jednak samo próbowanie pozostawania z dala od kłopotów, nie pomagało mi zawsze. Imprezowałem, jak szalony, za każdym razem kiedy tam byłem. Ciężko jest wytrzymać samemu, kiedy jest się z daleka od domu przez tak długi okres. Po pewnym czasie dopada niepokój i samotność. Wtedy jedyną rzeczą, którą można zrobić, jest imprezowanie. Wielu chłopaków miało tam na miejscu dziewczyny, ale moim zmartwieniem nie były kobiety, lecz narkotyki i alkohol. Postać Latino Heat była tylko grana przeze mnie. W rzeczywistości nie byłem kobieciarzem. Dziewczyny nie ciągnęły do mnie, może to przez mój długi nos. Kto tam wie. Była co prawda jednak Japonka, ładna i sympatyczna, która podążała za mną w każde miejsce. Zwykłem nazywać ją "my little water buffalo". Nie zrozumcie mnie źle - lubię dowody uznania, ale widziałem co takie sytuacje potrafią zrobić z małżeństwem. Nie chciałem stawiać Vickie w takiej sytuacji, nie chciałem, żeby przechodziła przez to piekło. Skoro kobiety nie były problemem, to zaczynałem wariować co noc. Upijałem się, a wtedy głupiałem. Rozpoczynałem bójki bez powodu, po prostu byłem zły i pijany. Dostałem nawet ksywkę, kiedy byłem pijany - "The Giant". To wszystko przez to, że moja wewnętrzna wściekłość wtedy eksplodowała. Rosłem wtedy do prawie dwóch i pół metra oraz do ponad dwustu kilogramów. Byłem większy niż Big Show z trzy razy większym temperamentem. Ponieważ byłem prawie cały czas pijany, było wiele wydarzeń w moim życiu, o których dowiedziałem się, bo ktoś mi to opowiedział już po fakcie. To jest jedna z cen tego, że się jest wciąż pijanym. Każda historia miała taki sam początek - tankowałem, a potem wychodził ze mnie "The Giant". Pewnego razu imprezowałem w barze, kiedy doszło do sytuacji z Road Warrior Hawkiem.

Dorastając, byłem jego wielkim fanem. Mój przyjaciel Rincon i ja bawiliśmy się ringu mojego ojca. On udawał Animala, a ja byłem Hawkiem. To był taki hardkorowy gimmick, a oni prowadzili go dobrze przez długi okres. Byli drawami, jak nikt inny w tym biznesie. The Road Warriors weszli do historii wrestlingu, jako jeden z najlepszych i największych tag teamów kiedykolwiek. Nie mam co do tego, żadnych wątpliwości. Co ciekawe spotkałem ich kiedyś latem na Florydzie, kiedy miałem szesnaście lat. Brali wtedy udział w NWA Lords of the Ring, a ich przeciwnikami w walce o NWA Tag Team Titles byli Barry Windham i Mike Rotundo. Byłem pod ich wrażeniem. Totalnie markowałem im, kiedy mój brat przedstawił mi ich.

Jednak tamtej nocy w Japonii, nie dbałem o to, kim był Hawk - byłem pijany i szukałem bójki. Zacząłem stawiać się do Hawka, ale on odepchnął mnie i powiedział - "Odpieprz się ode mnie, albo coś z tym zrobię." Dał mi szansę na odejście, ale ja byłem głupi. Nie chciałem, aby ktoś pomyślał, że się boję, więc go odepchnąłem. Hawk nie rzucał słów na wiatr. Kiedy odwróciłem się od niego, on zrobił dokładnie to co mówił - zrobił coś z tym. Boom! Walnął mnie prosto w tył głowy. Potem kopnął mnie w dupę i jeszcze kilka razy uderzył. Hawk był dużym gościem, więc odczułem boleśnie tych kilka ciosów. Brad Armstrong szybko zaprowadził mnie do taksówki i zawiózł mnie do hotelu. Pamiętam, kiedy się obudziłem i myślałem - "Spierdoliłem to." Byłem naprawdę zły i zawiedziony. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to była moja wina. Kazał mi się cofnąć, a to ja go wyzwałem. Zasłużyłem na to, co dostałem. Nie byłem dumny z tego zajścia, ale prawda jest taka, że znokautowanie przez Hawka dało mi trochę szacunku wśród chłopaków, ponieważ nie wycofałem się. To jest coś, za co wielu z nich miało do mnie szacunek. Mogłem nie czuć dupy, ale nie wycofałem się. Rok później, razem z Hawkiem, już jako koledzy odbyliśmy przyjacielską rozmowę. Przyjął do swojego serca Jezusa i starał się zmienić. Powiedział mi, że mnie bardzo przeprasza za to, że mnie znokautował. Powiedziałem, że to była moja wina, bo go sprowokowałem. Cieszę się, że mogliśmy odbyć taką rozmowę. Niedługo potem Hawk odszedł. Był kolejnym przykładem ciężkiego życia, jakie prowadzimy.

Podczas pobytu w Japonii znalazłem wielu świetnych przyjaciół, ludzi których uważałem za prawdziwych braci - Chris Benoit czy Black Cat. Jednym z moich najbliższych był Dean Malenko. Poznaliśmy się podczas mojej drugiej lub trzeciej wizyty w Kraju Kwitnącej Wiśni. Byliśmy zabookowani w tym samym meczu, a ja byłem trochę przestraszony. Słyszałem wiele o Deanie, jego shootowym sposobie walki i umiejętności rozciągania ludzi. Takiego stylu nauczył się od swojego ojca, Borisa Malenko, jednego z największych heele wszechczasów i mistrza shootowego wrestlingu. Dean był spokojnym gościem, nie bardzo gadatliwym - "Miło Cię poznać. Co chcesz tam robić? Okej. Resztę ustalimy w ringu." Byłem bardzo zdenerwowany przed walką. Black Cat widział mnie przygotowującego się w szatni i powiedział - "Czemy jesteś taki zdenerwowany? Malenko jest dobry, prawdziwy zawodowiec." To prawda. Wyszliśmy, a Dean był świetny. Totalnie wyluzowany. Dean był płynny, dopasowywał się w ringu, jak woda do naczynia. Był tak łaskawy, a do tego sprawiał, że w ringu wszystko wydawało się proste. Jednak nie był najłatwiejszym gościem do poznania, ale bardzo szybko się zaprzyjaźniliśmy, a przyjaźń ta trwa po dziś dzień.

Z ciężkim sercem słucham tego co ludzie myśleli o mnie, kiedy ostro imprezowałem w tamtym czasie. Jednak muszę pamiętać, że to nie oni mnie tam postawili. Ja robiłem te rzeczy. To tylko i wyłącznie moja wina. Jednak ponad to wszystko, jestem zakłopotany. Ludzie śmiali się i mówili, że byłem duszą towarzystwa na imprezach, ale śmiechy drogo mnie kosztowały. Ostro tankowałem z wieloma chłopakami - braćmi Steiner, Nasty Boys, Brianem Pillmanem i kilkoma innymi. Jak zawsze, byliśmy ostro spici. Nasty Boys byli tak pijani, że zdjęli wszystkie ubrania. Brian i Jerry całkiem nadzy na środku ulicy. Rick Steinere wydzierał się na nich, a wszyscy pękali ze śmiechu. Cóż, z tego co mi powiedziano po fakcie, Scott Steiener podszedł mnie od tyłu i podpalil moje ubranie zapalniczką. Mówię Wam - nie miałem żadnego pojęcia. Brian Pillman podszedł do mnie i powiedział, jak gdyby nigdy nic - "Um, Eddie? Ty wiesz, że się palisz? Prawda?" Odpowiedziałem - "Co?" W tym momencie nic nie czułem, tak byłem zrobiony. Dzięku Bogu, Brian zaczął trzepać mnie po tyłku, aby ugasić. Przysięgam, nie wiedziałem co się stało. Dopiero o poranku, kiedy się obudziłem, zobaczyłem moje spodnie i zapytałem - "Co tam się kurwa działo?" Pillman opowiedział mi całą historię. Świeć Panie nad jego duszą. On był świetnym gawędziarzem. Świetnie nas zabawiał. Powiedział - "No i tam stał Eddie. Cały w ogniu, ale się tym nie przejmował."

dodane przez Vercyn w dniu: 23-12-2011 18:57:11

Udostępnij

Komentarze (1)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Dzię-ku-je-my! :) Jeżeli to prezent świąteczny, to wyjątkowo Ci się udał. Podoba mi się takie poznawanie wrestlingu "od zaplecza" i to, w jaki sposób zazębiają się biografie poszczególnych zawodników. Dzięki temu można wyobrazić sobie mniej więcej, jakie panowały tam stosunki, kto był szanowany a kto nie. Do tego trochę gorzkich spostrzeżeń Eddiego - no ale akurat o tym, że na backstage trwa bezpardonowa walka o pozycję wiadomo nie od dziś.

Fajnie, że narrator odnosi się z szacunkiem do zawodników, których umiejętności w tamtym czasie przewyższały jego własne. Jeszcze fajniej, że zdaje się mieć do siebie spory dystans i potrafi przyznać się do popełnionych błędów (dzięki temu wypada dla mnie bardziej przekonująco niż Ray, który przez większość swojej książki pozuje na "grzecznego chłopca").

napisane przez Grishan w dniu : 25-12-2011

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy