Coś się zaczyna, coś się kończy...

Witajcie!

Mój dzisiejszy felieton będzie zupełnie inny niż te poprzednie. Jest to niestety, prawdopodobnie już mój ostatni felieton na polskiej scenie wrestlingowej, która wbrew wszystkiemu tak naprawdę istnieje i my ją tworzymy. Dlaczego jest to prawdopodobnie już mój ostatni felieton? Na to pytanie dostajecie już poniekąd odpowiedź w tytule tego artykułu, ale także poznacie ją w trakcie czytania go. Jednak, jeżeli jesteście spostrzegawczy to prawdopodobnie domyśliliście się, o co chodzi. Felieton ten tak naprawdę w całości dotyczy mojej osoby, dzięki któremu poznacie jak rozwijała się moja pasja w stosunku do wrestlingu a skończywszy na tym, co się dzieje w chwili obecnej, czyli moje odejście ze świata wrestlingu.

Niestety przyszedł ten czas, który myślałem, iż nigdy nie będzie miał miejsca. Jednak to stało się faktem, oficjalnie mogę powiedzieć, iż pora opuścić scenę wrestlingową nie tylko w Polsce ale także tą w Niemczech na której miałem zaszczyt przez pewien czas udzielać się.

Moja pasja w stosunku do wrestlingu rozpoczęła się w roku 1993 a na dobre w 1994. Wszystko rozpoczęło się od banalnych gum do żucia. W tym czasie w sklepach pojawiały gumy do żucia "WWF Superstars" a w ich środku były naklejki z gwiazdami, chociażby takimi jak Undertaker, Tatanka, Adam Bomb czy też Yokozuna. Jako 8-letni chłopak zacząłem kupować to na istne morgi, w rezultacie, czego rodzice kupili mi cały karton gum a ja byłem wielce zadowolony, że miałem całe biurko zaklejone zapaśnikami WWF. O wrestlingu w tamtym okresie wiedziałem tak naprawdę nie za dużo, można powiedzieć iż byłem wtedy jeszcze w stadium przed "markowaniem", czyli o wrestlingu wiedziałem kompletnie nic. Po jakimś czasie zacząłem poznawać, co to jest ten wrestling, począwszy od bajek animowanych o grupie Hulka Hogana, które były na licencji WWF, poprzez ową manię kupowania gum do żucia a skończywszy na przeczytaniu jakiegoś artykułu w prasie. W 1994 roku mojej mamy znajoma kupiła sobie SAT'a (w tamtym czasie luksus :) i nie mając nic do roboty w domu szedłem do owej pani i jej synów. W sumie to od nich zaczęło się i po raz pierwszy zobaczyłem wrestling na własne oczy. Było to WCW na kanale DSF i była pokazywana jedna ze słynnych walk Vader vs. Sting. Vader zrobił na mnie kolosalne wrażenie, z kolei Sting nieco mniejsze. Vader w tamtym czasie był jak dla mnie bardzo dobrym wrestlerem, chociaż piszę to patrząc z perspektywy czasu, gdyż nie oceniałem wtedy walk, wrestlerów itp. WCW skończyło się na DSF i myślałem, iż to koniec na dzisiaj. Jednak mylne były moje złudzenia. Po chwili został pokazany mojej osobie kanał Galavision, na którym to leciał meksykański wrestling - AAA lub EMLL, a może CMLL - nie pamiętam już, ale to, co zwróciło moją uwagę to logo przy entrance troon'e (jeżeli to można było tak nazwać), czyli idealna kopia smoka, loga z Mortal Kombat. Tak też rozpoczęła się moja wielka pasja do wrestlingu. W tamtym czasie nie wiedziałem, że taki rodzaj hobby ogarnie moje życie aż do takiego stopnia, iż stanie się on nieodzowną częścią całego mojego żywota. Już rok później moje marzenia spełniły się i dzięki podłączeniu pod kablówkę mogłem cieszyć się wrestlingiem, który leciał na TNT. Dokładniej było to każdemu dobrze znane WCW a jeszcze bardziej dokładnie, w każdy piątek o 20:00 - WCW Nitro. Na początku trwało one tylko godzinę, które tym nie mniej ogromnie mnie wciągało, jednak później czas ten znacznie wydłużył się. W WCW od razu polubiłem Lexa Lugera, Stinga, Randy Savage'a oraz oczywiście Hulka Hogana. Z kolei wrogiem nr1 stał się dla mnie Ric Flair i jego kompani. Czas ten spędzony przed telewizorem był dla mnie jednym z najlepszych doznań, jakie miałem w życiu, oczywiście ekstazy nie przeżywałem, tym nie mniej leżąc w łóżku byłem cicho przez całą godzinę a później i dłużej, kiedy Nitro trwało 2-3 godziny. WCW Nitro miało coś w sobie takiego magicznego, iż nie szło oderwać się od telewizora, wręcz prawie namacalnie czuło się, iż jest się w hali. Było to coś wspaniałego. WCW leciało na TNT tylko w piątki, jednak w ciągu tygodnia też leciał wrestling. Akurat nie miałem tego szczęścia co inni i nie miałem w tamtym czasie DSF'u na kablówce ale za to był i jest do teraz Eurosport, który jeśli się nie mylę do 1997 roku pokazywał japoński wrestling. Było to już zupełnie co innego niż WCW. To nie był już taki sports entertaiment nastawiony na angle, feudy, tutaj nie było aż takiego podziału na face'ów i heeli. Jednak japoński wrestling też miał coś w sobie co mnie przykuwało do jego oglądania. Nie było wprawdzie to samo co WCW jednak było miłą odskocznią od niej. Dzięki temu, iż Eurosport puszczał wrestling japoński mogłem zasmakować całkowicie innego produktu, niż ten w USA. Tutaj właśnie duży nacisk został nałożony na technikę, tak więc nie widziałem praktycznie żadnej walki pozbawionej tego właśnie elementu, wręcz przeciwnie było tego naprawdę dużo. Na początku ten czynnik odtrącał mnie od oglądania tego, jednak później przywykłem do takiego stanu rzeczy i nawet polubiłem wrestling techniczny. Wśród moich ulubionych wrestlerów walczących w Japonii pojawili się Jushin Liger, Great Muta, Great Sasuke czy też dwójka wrestlerów z USA, czyli Vader oraz Scott Norton. Walki z ich udziałem bardzo lubiłem, jednak nie czekałem tylko na nich, lecz na innych wrestlerów, których bliżej poznawałem. Wracając jednak do WCW, było one jak dla mnie najlepszą federacją w latach 1996-1998. W tym czasie nie było piątku spędzonego przed tv i oglądaniem feudu WCW vs. nWo, czy to na Nitro czy też później na Thunder. Było to coś wspaniałego. Z jednej strony nWo nienawidziłem, jednak z drugiej strony kochałem je. W tym czasie a dokładniej w 1997 roku dowiedziałem się iż wrestling nie jest prawdziwy a wszystkie te ciosy są markowane, walki ustawiane itp. W tym momencie warto byłoby sobie zadać jedno pytanie: czy był to dla mnie szok ? Może na początku, ale lekki. Od samego początku coś mi "śmierdziało' we wrestlingu, że może to nie jest tak jak sobie wyobrażam. Pamiętam te słynne sprzeczki z ojcem, kiedy ten tłumaczył mi, że dany cios był zamarkowany a ja z wielkim uporem kłóciłem się, że to nieprawda i wygląda to tylko tak w tv. Fakt, iż wiedziałem całą prawdę o wrestlingu nie zniechęcił mnie do jego oglądania, wręcz przeciwnie. Zacząłem po raz pierwszy analizować walki. Nie było już sytuacji, że każda walka dobra, od tego momentu dzieliłem, co jest good a co jest shit. W 1998 roku WCW zawitało na rodzimy Polsat 2, tak więc w normalnych godzinach można było pooglądać wrestling w Polskiej tv. Jednak był to tak naprawdę shit, na co składało się pokazywanie nam gali WCW World Wide a także denny komentarz (np. "tego pana już nie lubimy"). Panowie w studiu sami byli markami i widocznie poraz pierwszy oglądali wrestling, gdyż nie potrafili odróżniać nawet ciosów. Jednak z pomocą przyszedł Stinger, którego o dziwo osobiście nie poznałem, ale bardzo cenię. Cały komentarz zaczął nabierać jakiegoś tam sensu, jednak szybko schodził na psy za pośrednictwem genialnego duetu. Postanowiłem tym nie mniej oglądać to, co wydziwia się w naszej rodzimej telewizji, ale z wyłączonym dźwiękiem. WCW generalnie oglądałem do roku 1999. W tym czasie federacja stawała się bardzo kiepska, ale z pomocą przyszły mi 2 kanały. Pierwszy to RTL2, na którym to było emitowane WWF, czyli godzinny skrót Raw is War oraz jeśli się nie mylę także skrócone PPV. Wreszcie poznałem z bliska World Wrestling Federation, czyli federację którą uznawałem wcześniej za umarłą. WWF miało prawie to wszystko, co WCW nie miało. Poprzez swój wyjątkowy klimat, erę Attitude, która była jeszcze większym "chamstwem", niż ta w WCW a skończywszy na świetnych walkach oraz gwiazdach, chociażby takich jak Undertaker, Kane, Steve Austin czy też The Rock. Od tego momentu WCW przestało dla mnie istnieć, jednak jedyny minus WWF na RTL2 był w postaci godzin emisji. WWF było emitowane o godzinie 23:00 w środę a ja niestety musiałem w czwartki zaiwaniać do szkoły na 8:00 rano, dlatego też WWF nie oglądałem za dużo, zwłaszcza, że był to okres kiedy zbliżał się koniec 8-ej klasy a co za tym idzie ukończenie szkoły podstawowej. Szkołę szczęśliwie ukończyłem i tak zamknął się pierwszy, ważniejszy okres mojego życia. Przyszły wakacje, które minęły pod znakiem odpoczynku, balangi na ślubie mojego kuzyna ale także co najważniejsze poznania nowej federacji, która wchodziła w skład "trójcy świętej" czyli ECW - Extreme Championship Wrestling. Federacja Heymana prezentowała zupełnie inny produkt niż WWF czy też WCW. Pierwsze, co rzucało się w oczy to wszech obecny i dostępny hardcore. Drugim czynnikiem był niesamowity klimat, jaki panował na galach ECW, które odbywały się w małych halach, często licznych audytoriach. Jednak jak wspomniałem klimat był wręcz niesamowity a fani żądali tylko jednego...krwi ! ECW poznałem przez przypadek, gdyż kuzyn mojego kumpla pożyczył mi na okres 2 tygodni pięć kaset z galami tejże federacji. Przeżycia w czasie oglądania tego co tam było miałem naprawdę duże, gdyż zestaw ten zawierał gale z lat 1995-1998. Od samego początku zacząłem markować RVD, który stał się moim ulubionym wrestlerem nie tylko w ECW ale i ogólnie. RVD lubiłem za świetny styl walki, który potrafił idealnie łączyć z hardcorem. Wracając jednak do drugiej stacji, która przyszła mi z pomocą, tym kanałem okazało się TM3. WWF na TM3 zaczęło być emitowane od czasu Survivor Series 1999. W sumie była to pierwsza gala WWF na TM3 a później, chyba po tygodniu doszło Raw is War oraz SmackDown! Tak oto miałem cały "zestaw" marzeń, którego można było oglądać w ogólnodostępnej telewizji, ale co najważniejsze, nie o takich późnych godzinach. Generalnie cały rok 2000 spędziłem na oglądaniu WWF a także jeśli mi się chciało, oglądałem magazyn World of Wrestling Fan Power na DSF'e. Jeszcze w roku 2000 poznałem dwie ultraviolentowe federacje, czyli XPW oraz CZW. Po oglądnięciu gal tychże federacji, zaczęłem na dobre interesować się ultraviolentem, czego przykładem było dosyć kosztowne sprowadzenie sobie w późniejszym czasie gali CZW (prosto z USA) a także IWA King of Death Matches 1995, prosto z Japonii, poprzez Anglię. Był to tak naprawdę mój jednorazowy wybryk, gdyż koszty związane z tym, plus czas oczekiwania na przesyłkę nie był wart tego. Rok 2000 przeszedł do historii, a wraz z nim WWF na TM3. Od teraz już nie miałem gdzie oglądać jednej z moich ulubionych federacji. Po niedługim czasie ECW oraz WCW padły, więc była już kompletna "kaplica". W tym czasie zostałem podpięty pod sieć łączem z kablówki, więc rozpocząłem poszukiwać wszelakich informacji na temat tego jak ma się nasze dobre i poczciwe WWF. Jednak nie tylko tego szukałem. Obiektem moich poszukiwań były Polskie strony o tematyce wrestlingowej. Wrestlefans widziałem już kilka razy wcześniej, podczas latania po sieci na modemie kumpla, jednak na nim świat się nie kończył. Jednak prawie się kończył i jedyną rzetelną witryną obok Wrestlefans okazało się...Universe of Wrestling, którego współredaktorem był Tilo. UoW mimo, iż nie posiadał imponującej szaty graficznej był jak dla mnie stroną bardzo dobrą, głównie za pojawiające się prawie codziennie świeże newsy ze świata wrestlingu. Universe of Wrestling działało kilka dobrych miesięcy, jednak po tym okresie po prostu upadło. Ja w między czasie zacząłem ssać wrestling z sieci, generalnie wszelakie walki itp a także poszerzałem już istniejącą wiedzę na temat WWF, ECW, XPW czy też CZW. Bodajże w październiku 2001 roku zauważyłem, iż powstała nowa strona o tematyce wrestlingowej, było to...Attitude, którego redaktorami zostali Tilo, Big Gun, Koper, Y2J i chyba ktoś jeszcze, ale już nie pamiętam. Strona była bombowa i codziennie pojawiałem się na niej, aby czytać raporty z RAW, SmackDown oraz newsy. Wreszcie Polski świadek wrestlingowy miał witrynę z prawdziwego zdarzenia. Na Attitude były potrzebne osoby, które poprowadzą działy z XPW oraz CZW. Jako że CZW interesowałem się bardzo, postanowiłem spróbować swoich sił. W listopadzie rozpocząłem negocjacje z Tilo na temat dołączenia mnie do zespołu redagującego Attitude. Negocjacje miały także na celu ustalenie tego jakby miał wyglądać dział CZW a także zakres moich działań. Oficjalnie współredaktorem Attitude zostałem w grudniu 2001 i wreszcie zawitałem do wielkiej rodziny polskich fanów wrestlingu. Tworząc dział o CZW chciałem zrobić coś dużego, nie tylko przekazywać raporty z gal oraz Newy, ale także dać coś od siebie, czy to na początku w postaci biografii czy też felietonów. Jednak tylko na marzeniach skończyło się. Dział CZW jako tako istniał z 2 miesiące, po czym upadł. Ja w między czasie zdążyłem pokłócić się z Tilo na dobre 7 miesięcy, powodu którego tutaj nie wymienię. Tak więc zaledwie po 2 miesiącach istnienia na Attitude, przestałem je redagować i podążyłem własną drogą. Zacząłem regularnie odwiedzać Wrestlefans, także Attitude oraz dzięki RazorR'owi Razormedię. W sierpniu stosunki pomiędzy mną a Tilo uległy wyraźnej poprawie i powróciłem na Attitude, jednak tym razem już w innej roli. Nie zajmowałem się już CZW, a moim zadaniem były raporty ze SmackDown. Na początku miałem zrobić jeden raport w zastępstwie bodajże Kopra. Tilo spodobał się i złożył mi propozycję abym zajmował się właśnie tym na Attitude. Ja uznałem to ze swojej strony za dobry pomysł i tak oto miałem stałe zajęcie na serwisie. Jedne raporty wychodziły mi dobrze, drugie nieco gorzej, jednak to były początki, później wszystko szło znacznie lepiej i zwinniej. W między czasie poznawałem wielu fanów wrestlingu i toczyłem długie debaty czy to od czasu do czasu na #wcwfans czy też drogą mailową. W 2003 roku zacząłem na początku pisać pojedyncze felietony na Attitude, na które patrząc z perspektywy czasu muszę przyznać, iż były słabe. Jednak były to tak naprawdę pierwsze w moim życiu artykuły, więc miałem jeszcze dużo czasu, aby polepszyć ich styl. I tak życie wiodło się, w między czasie przestałem pisać felietony oraz raporty ze SmackDown i przeszedłem na dział PPV, RAW a także raz po raz newsy. Czułem się bardzo dobrze z tym co robię, mimo iż mój profesor od informatyki w szkole był szyderczo nastawiony do tego co robię, a wbrew wszystkiemu to w szkole zdarzało mi się także pisać newsy, bo w domu kompletnie odechciewało mi się. Czas mijał i mijał, aż doszedłem do momentu, kiedy przez jakiś czas praktycznie ja sam kierowałem tą całą machiną, czyli serwisem Attitude. Dokładniej był to okres wakacji a ja po 2-tygodniowym pobycie na zasłużonych wakacjach, wróciłem i zastałem lekko zaniedbany serwis. Nie będę w tym momencie nikogo obwiniać za taki stan rzeczy, gdyż to nie jest moja rola od tego. W każdym bądź razie Tilo przeprowadzał się, Koper wyjechał na wakacje a z Big Gun'em nawet nie wiem, co się stało. W końcu w miarę sił i czasu postanowiłem sam wziąć się za to i przez niecały miesiąc Attitude było redagowane tylko przeze mnie. Jednak po jakimś czasie wkurzyłem się i lekko mówiąc olałem całą tą sprawę, mówiąc sobie, że ja także mam prawo do wypoczynku i sam nie będę się tym zajmował. W tym czasie Deliquent zaczął redagować swój newsletter, który niestety skończył się na 3-ech numerach. Była to świetna lektura, mająca w sobie coś z wrestlingu a także z MMA. Sam newsletter i poziom jego wykonania podsunął mi myśl abym zaczął wydawać, na Attitude swój "mały" dział, tak jak ma to miejsce w innych serwisach. Na taki stan rzeczy składał się wielki "głód" pisania u mnie. Pierwsze pomysły na ten temat narodziły się już w sierpniu. Przyszedł wrzesień, wiele osób znów musiało zaiwaniać do szkoły a dla świadka wrestlingowego w Polsce było to przebudzenie ze snu "letniego". Attitude odżyło na nowo, Tilo zaczął pisać newsy, Big Gun raporty z RAW, Koper zajmował się notowaniem Best 5 a także licznymi wynikami z gal. Ja na początku powróciłem do robienia raportów ze SmackDown, jednak później moja sierpniowa myśl zaczęła wchodzić w życie. Mój "mały" dział nazwałem "RVD Corner" i postanowiłem wypromować go dosłownie wszędzie. Od Wrestlefans, poprzez Wrestling24h, oczywiście także Attitude a skończywszy na jednorazowej reklamie na #wcwfans. Pierwszy numer ujrzał światło dzienne w połowie września. Zainteresowanie działem było o dziwo spore i bardzo miło mnie zaskoczyło. Na księgę gości zaczęły napływać posty a na moją skrzynkę pocztową maile z wszelakimi propozycjami, czy też osobistymi obiekcjami na temat cornera. Czułem się wreszcie spełniony, że to co robię ma sens i co najważniejsze ludzie chcą to czytać, chociaż nigdy nie byłem aż tak dobry w pisaniu. W sumie "RVD Corner" pojawił się 3,5 razy (te 0,5 to częściowe pojawienie się na Attitude jakieś 3 miesiące temu). "RVD Corner" miał pojawiać się cyklicznie, co 2 tygodnie. Jednak w czasie przygotowań czwartego moja mama ciężko zachorowała. Nie będę ukrywać, iż cudem ominęła śmierci a przez ten cały czas miałem tylko czas naukę i bieganie do szpitala. Byłem kompletnie wykończony, może nie fizycznie ale bardziej psychicznie. Tak więc nie było dla mnie sensu redagować cornera, już wtedy miałem myśli aby skończyć z wrestlingiem, jednak na szczęście wszystko potoczyło się dobrze i tak się nie stało. I tak oto dochodzę do tego co jest teraz. Attitude jest prężnie rozwijającym się serwisem, zwłaszcza po scaleniu się z RazorMedią, wrestling nabiera tempa i wyznacza nowe standardy. Jednak ja nie widzę siebie już w tym. Nie ciągnie mnie oglądanie co tydzień RAW i SmackDown, a także czytanie wyników z WWE.com w każdy wtorek rano czy też w poniedziałek po niedzielnym PPV. Zauważyłem, że chęć do wrestlingu kompletnie u mnie zatraca się. Nie jestem już tym samym maniakiem, co kilka lat temu. Nie wiem, czy tak naprawdę w ogóle nim byłem czy też wyrastam z tego. Jednak wiem na pewno, iż przez okres minionych 10 lat było to coś bardzo ważnego w moim życiu, mogę nawet zaryzykować stwierdzeniem, iż ważniejsze od dziewczyny. Wiem, że znajduje się w chwili obecnej w takim punkcie mojego życia, iż wrestling nie jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy, wręcz przeciwnie. Dlatego też uważam, że nie ma sensu już dalej tego ciągnąć i nie wstydzę się stwierdzenia, iż pora odejść...

Kończąc ten felieton a raczej to, co pozostawiam po sobie chciałbym podziękować Tilo za to, iż dał mi szanse zaistnienia szerzej na scenie wrestlingowej dzięki redagowaniu Attitude. Chciałbym także podziękować takim osobom jak Koper, Lukki, RazorR, Radziel czy też pośrednio Deliquent, Stinger oraz innym tutaj niewymienionym za to, że dzięki nim moja pasja do wrestlingu ciągle rosła i stawała się nieodzowną częścią mojego życia. To dzięki wam wszystkim mogłem być członkiem wielkiej "rodziny", jaką są niewątpliwie fani wrestlingu w Polsce. Nigdy nie miałem dużo przyjaciół, jednak dzięki wam, mimo że byliśmy oddaleni od siebie o setki czy też tysiące kilometrów czułem, że mam tutaj przyjaciół. Dziękuje wam wszystkim za to. "Coś się zaczyna, coś się kończy...", dla mnie zapewne zaczyna się już nowy okres w moim życiu, ale niestety bez wrestlingu...

Ps. Ostatni raz pojawię się oficjalnie 22 maja na #wcwfans gdzie stoczę match z Gotthenem. Będzie to moje ostatnie pojawienie się na scenie wrestlingowej w Polsce.

podpisano : RVD

dodane przez RVD w dniu: 22-01-2008 11:03:00

Udostępnij

Komentarze (0)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy