Zaciągnąłem się do szkoły, które była w niedalekiej odległości od mojego miejsca zamieszkania. Nawet wtedy niezbyt dobrze radziłem sobie z książkami, ale chciałem zdobyć wykształcenie. Próbowałem pozostać w szkole, ale to by bardzo trudne. Zawsze byłem wyrzutkiem, ponieważ ciągłe zmienianie miejsc sprawiało, że zawsze byłem nowy w klasie. Pierwszy dzień był zawsze niewyobrażalnie trudny. Byłem bardzo zdenerwowany, kiedy wchodziłem do klasy wypełnionej obcymi mi osobami i musiałem się przedstawić. To stało się jeszcze trudniejsze, kiedy zacząłem walczyć. Wchodziłem wtedy do mojej nowej klasy, a ponieważ walczyłem prawie każdej nocy, wyglądałem nienajlepiej. Połowa mojej twarzy była opuchnięta, a ja przechodziłem między ludźmi, podczas gdy oni spoglądali na mnie dziwnie zadając sobie pytanie - "Kim jest ten chłopak?" Nie chciałem, aby zadawali jakieś pytania, żeby wiedzieli co robę. Gdyby zapytali do jakich szkół chodziłem to dałbym im całą listę? Gdyby zapytali, gdzie mieszkam, to co miałbym powiedzieć? Na ganku, jak pies? Wolałem zachować to dla siebie, a wszyscy sądzili, że jestem jakimś twardzielem, ponieważ przychodziłem do szkoły cały w sinikach i bliznach. Nikt nie był ze mną na tyle blisko, aby wiedzieć co robię po szkole. Cholera, nie wiem nawet czy ktoś znał moje imię. A nawet jak ktoś znał moje imię i już zdecydował się zapytać, nigdy nie dawałem prostych odpowiedzi, ponieważ nie chciałem, aby coś o mnie wiedział. Zawsze chowałem się za jakimś rodzajem maski. Jednak prawda była taka, że Roddy Piper zawsze był śmiertelnie przerażonym zamkniętym w sobie niepewnym tchórzem. Nie miałem nic wspólnego z tamtymi dzieciakami i nie wiedziałem o czym mam z nimi rozmawiać. Było tak wiele razy, że byłem przerażony, a ze strachu miałem pełno w gaciach. Jednak nauczyłem się z czasem, że dobrze czasami być przestraszonym. Natomiast niedobrze jest wtedy, gdy te emocje wstrzymują Ciebie od tego co miałeś zrobić.
Moja edukacja zatrzymała się z piskiem w dniu, w którym miałem wziąć udział w mojej pierwsze walce w pro wrestlingu w głównej federacji - American Wrestling Association. Byłem podekscytowany cały dzień, ponieważ nie tylko miałem wziąć udział w gali AWA, ale także zarobić dwadzieścia pięć dolarów za występ - dziesięć więcej niż normalnie dostawałem. Mogłem się jednak nie pojawić na gali w Winnipeg Arena tej nocy, ponieważ wpadłem w ciągu dnia w kłopoty z czterema lub pięcioma innymi uczniami i musieliśmy zostać po lekcjach w szkole. Nie pamiętam co się wtedy stało, że nas ukarali, ale to był dzień, w którym postanowiłem skończyć ze szkołą na dobre. Kiedy siedziałem przy moim biurku rozmyślając o wieczornej walce, nauczycielka rozkazała mi na oczach całej klasy wstać i pomóc innemu uczniowi czyścić tablicę. Kiedy wstałem i podszedłem do jej biurka, dała mi gąbkę i z sarkazmem zapytała, czy nie chciałbym być gdzieś indziej. Odpowiedziałem jej tak - "Tak. Chciałbym. Już widze siebie mówiącego Crusherowi dlaczego spóźniłem się na walkę, że źle zachowywałem się w szkole i musiałem zostać po lekcjach, aby posprzątać tablicę." Udało mi się to posprzątać w miarę wcześnie i pojechałem przygotować się do walki. To było spore wydarzenie dla mnie i powiedziałem o tym moim wszystkim znajomym. Kolega z mojego zespołu przygotował dla mnie specjalnie muzyczne wejście. Założyłem moje spodenki w kratę i wysokie zielone buty. Natomiast koledzy z zespołu mieli na sobie kilty i grali na dudach, kiedy wchodziłem na ring. Po drodze na arenę wstąpiłem do Marlboro Hotel. Zawsze wślizgiwałem się do tego hotelu nocą, polując na jedzenie, które obsługa hotelowa zostawiała na tacach wyniesionych z pokojów gości - było tam zawsze wiele dobrego jeszcze jedzenia. Jednak tamtej nocy, nie szukałem posiłku. Ukradłem kosz wiklinowy, którego miałem zamiar użyć tego wieczoru podczas mojego wejścia na ring. Chciałem wypełnić go różami, ale nie mogłem sobie na nie pozwolić, więc wypełniłem je dmuchawcami, które rosły w trawie.
Po załatwieniu tych wszystkich rzeczy, na jakąś godzinę przed meczem skierowałem się na arenę. Dowiedziałem się wtedy, że mam zmierzyć się z Larrym Hennigiem. Miał 35 lat i ważył ponad 145 kilogramów. Wyglądał, jak Wiking - nie miał karku, a z włosy wystawały mu z uszu, nosa, a nawet zębów. Dopiero co stracił pas Wagi Ciężkiej, a to miała być jego kolejna walka. Powiedział do promotora - "Idź powiedz dzieciakowi, żeby był, jak autobus Greyhound i pozwolił nam poprowadzić." Nie wiedziałem o co chodzi. Będąc tak niedoświadczonym zawodnikiem, którym wtedy byłem, nie mogłem się kłócić z gościem, który był dwukrotnie większy i starszy ode mnie. Poza tym, to była duża sprawa. Nie tylko były to dobre pieniądze, ale AWA była wielką federacją wtedy. Wielu wielkich wrestlerów przez nią przeszło, m.in. Billy Graham, Dusty Rhodes, Billy Robinson, Nick Bockwinkle, Verne Gagne, Ric Flair, Sergeant Slaughter czy Hulk Hogan. Przybyłem tam, aby dać z siebie wszystko co najlepsze, mając nadzieję, że zostanie to zauważone. Już moje wejście pozwoliło mi zostać zauważonym. Wchodziłem na arenę wprowadzany przez zespół - czterech dudziarzy, dwóch werblistów i jednego z bębnem basowym. Ja, ważący 75 kilogramów wyglądałem przy nich dziwnie. Do tego szedłem z koszem wypełnionym dmuchawcami i ku kompletnemu niedowierzaniu widzów, rozdawałem im je. Kiedy wszedłem na apron, a potem do ringu, konferansjer, który znał mnie, jako Roddy'ego, a nie Adama zapowiedział mnie - "Panie i Panowie, do ringu wchodzi ważący 75 kilogramów, Roddy The Piper!" Tak oto narodził się Roddy Piper. Fani byli zszokowani, ponieważ nigdy nie widzieli czegoś takiego. To wszystko było nowe dla nich, dla Henniga i dla mnie. W tamtych czasach nie było żadnych specjalnych wejść, żadnej muzyki z głośników czy efektów pirotechnicznych. Wrestlerzy po prostu wchodzili do ringu, aby walczyć. Nigdy nie zapomnę wyglądu twarzy Henniga, kiedy w końcu stanąłem w ringu. Samo spojrzenie mogło zabić, mogłem dwukrotnie zginąć zanim zabrzmiał pierwszy gong. Po wejściu na ring widziałem wielką człowiekopodobną masę, z której oczu dochodziło światło, a z dupy wydobywały się pioruny. Zabrzmiał gong, a następną rzeczą, którą pamiętam było uderzenie Henniga tak szybkie, jak ukąszenie grzechotnika, i tak silne, że wyleciałbym przez liny na betonową posadzkę, gdyby nie to, że mnie złapał za włosy. Wyrwał mi ich kilka, ale uratował mi życie, aby po chwili wykonać na mnie swój finiszer - "The Ax", a potem przykryć mnie. Zajęło mu to niewiele czasu, a ja zaliczyłem swój pierwszy rekord w profesjonalnym wrestlingu. Dostąpiłem zaszczytu bycia pokonanym w najkrótszym czasie w historii Winnipeg Areny - 10 sekund!
Zszedłem z ringu i przygnębiony udałem się do szatni. Nie było mojego zespołu. Opuścili arenę nie będąc zadowolonymi z mojego występu. Ja także nie byłem zachwycony tym, co się wydarzyło tej nocy. Miałem złamany nos i wstydziłem się sam siebie, ponieważ myślałem, że jestem twardym gościem. Kiedy usiadłem tam chowając głowę między nogi, Tomko podszedł do mnie, a wszystko co pamiętam to jego mokasyny. Nie popatrzałem w górę, bo bałem się, że nawrzeszczy na mnie. Powiedział jednak wtedy - "Dzieciaku, byłeś świetny! Chciałbyś pojechać do Kansas City?" Zapytałem czy Larry Hennig tam będzie. Tomko odpowiedział - "Nie, nie. Nie martw się. Nie zrobimy Ci tego ponownie."
Zabrał mnie więc za granicę, abym walczył. Tomko często wyjeżdżał za granicę na walki w Stanach. Usadził mnie na tylnim siedzeniu w swoim aucie Lincoln Continental i przykrył mnie kocem. Kiedy dojechaliśmy do granicy powiedział strażnikom, że jestem jego synem - "Tak, zabieram swojego syna ze sobą. On zawsze śpi. Jest bardzo leniwy." - i bez żadnego problemu nas przepuścili. Naszym pierwszym punktem za granicą był staromodny hotel Calhoun Beach Hotel, w którym moi starsi koledzy prowadzili studio wrestlingu dla rozrywki. Walczyłem z Billym Grahamem i z wieloma innymi, którzy byli ode mnie ciężsi przynajmniej o 50 kilogramów. Jeżeli spojrzycie na nagrania z tamtego okresu, zobaczycie, że zawsze byłem gościem, który był bity! Po prostu przy każdej możliwej okazji dawali mi solidny wycisk, coraz bardziej się tym ciesząc. Pewnej nocy w szatni Billy powiedział do mnie - "Przepraszam, ze tak krótko byliśmy w telewizji. Następnym razem dam nam więcej czasu, dzieciaku." Odpowiedziałem - "Tak. Na pewno." Wiedziałem, że Graham nie dba o to, jak szybko ja przegrywam swoją walkę albo ile to zajmuje czasu. Wiedział, że nie kupuję jego gadki i zaczął się śmiać. To były moje pierwsze doświadczenia i pierwszy raz kiedy nie chciałem nic od nikogo. W tamtym czasie w moim życiu zrozumiałem, że nie jestem dzielnym chłopcem, jakim myślałem, że jestem. Byłem tchórzem. Bałem się wszystkiego, czyli bałem się niczego, dlatego właśnie to pokazałem.
Poza workiem treningowym w ringu, byłem także znany jako zaradny dzieciak, który potrafił załatwić wszystko czego potrzebowali koledzy od panienek w barze po pokój w całkowicie wyprzedanym hotelu. Byłem marzeniem promotora. Poza grupą nikt nie wiedział, że istnieję, ani się nie martwił. Gdybym umarł znaleźliby innego gościa, a gdybym został aresztowany, to twierdziliby, że mnie nie znają. Dobrą rzeczą dla było wynoszone doświadczenie w kontaktach z różnymi typami ludzi - od świętych po seryjnych zabójców - co sprawiło, że przestałem się tak łatwo przerażać. Jednak jaki inny wybór miałem? Byłem nastolatkiem, który nie miał wykształcenia, bliskich przyjaciół czy wsparcia członków rodziny, ani prawa jazdy, które pozwoliłoby mi się z tego wydostać. Opierałem się na tych wszystkich ludziach, którzy mogli pomóc mi ukształtować siebie, jak odnoszącego sukcesy człowieka. Cokolwiek ode mnie chcieli robiłem to bez zbędnych pytań. Jeżeli chcieli, abym z nimi przekroczył granicę na galę mówiłem - "Bądźcie tam o trzeciej", a ja byłem pięć minut przed trzecią. W moich najwcześniejszych latach w sporcie, byłem przerzucany od jednego gościa do drugiego i musiałem dawać im jednego centa za każdą milę na paliwo w zamian za przejażdżkę. W tamtym czasie benzyna była naprawdę droga. Był deficyt paliwa, przez co można było kupować na tablice rejestracyjne - numery parzyste jednego dnia, numery nieparzyste innego. Kiedy podróżowaliśmy z Winnipeg w Manitobie do Minneapolis, czyli ponad 800 kilometrów, nie dawaliśmy rady przejechać całości trasy na jednym pełnym tankowaniu. Kiedy mieliśmy już końcówkę benzyny musieliśmy napełnić bak używając innego sposobu - "dwumetrowej karty kredytowej". Co to było? To wąż ogrodowy. Zakradałem się nocą i napełniałem syfon paliwem z jakiegokolwiek pojazdu, który znalazłem. Zwykle blisko były farmy i tam najlepiej było uderzać. Wszyscy farmerzy mieli ogromne beczki z paliwem, z których tankowali swoje traktory. Opróżniałem te beczki, a potem napełniałem nasz bak. Najgorszą rzeczą było to, że farmerzy używali zwykle owczarków niemieckich. Spróbujcie uciekać z dwoma pełnymi dwudziestolitrowymi pojemnikami przed goniącym psem. One mnie goniły, a ja starałem się opędzać tym wężem ogrodowym. Wiedziałem, że jak nie wrócę do auta z paliwem, to będę tym, który zbierze manto.
Oto kolejny przykład, jak byłem traktowany w tamtym czasie. W czasie zimy, kiedy podróżowaliśmy z gali na galę, oni puszczali ciepło w taki sposób, że ogrzewało tylko ich stopy. Ja siedziałem na tylnym siedzeniu odmrażając sobie jaja. Pewnego razu było około 30 stopni na minusie, leżałem skulony na tylnej kanapie z moją kanapką i butelką 7UP próbując utrzymać ciepło, a oni siedząc z przodu powtarzali - "O cholera, jak tutaj jest gorąco." W połowie drogi moje butelka eksplodowała na mnie pozostawiając mnie zimniejszego niż wcześnie, a do tego bez napoju do mojego lunchu! Takie to było życie pro wrestlera. Będąc nowym musiałem płacić frycowe tak, jak każdy z nich przede mną, ale odnalazłem także w tym rodzinę i wsparcie, którego nigdy nie miałem, jako dziecko. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, zwłaszcza kiedy sobie na mnie używali, jednak nigdy nie zapomnę takich ludzi, jak Bulldog Bob Brown, Ken Ramie, Lord Alfred Hayes, The Viking, Ronnie Etchinson czy Maurice Mad Dog Vachon, i tego do dla mnie zrobili. Oni przygarnęli mnie wtedy, takiego jakim byłem i ukształtowali mnie na tego kim jestem teraz. Czasami Ramie, Hayes, Viking czy Etchinson naskakiwali na mnie ponieważ byłem najmłodszy, grałem na dudach i nosiłem kilt. Drażnili mnie i udawali, że mi coś zrobią. Raz wszedłem do pustej szatni. Nagle drzwi od łazienki otworzyły się i zobaczyłem siedzącego na beczce Ramiego, który bawił się swoją "rurą". Rozejrzałem się wokół i zrozumiałem, że nie ma tutaj nikogo poza mną i nim. Gdyby to miał być żart, to w tamtym momencie powinna odezwać się widownia głośnym śmiechem. Jednak byłem tylko ja i on. Naprawdę myślałem, że będzie chciał się do mnie dobrać. Kilka dni później, Lord Alfred Hayes przyszedł do mnie, kiedy wychodziłem spod prysznica. Był nagi i zaczął za mną biegać. Machał swoim penisem i krzyczał - "Roddy, Roddy!" Kręcił nim, jak Roy Rogers próbujący złapać na lasso Dale Evans.
Jeszcze innej nocy stałem w szatni w Kansas City z Bobem Geigelem, wielkim amatorskim i profesjonalnym wrestlerem oraz promotorem. Zawołał mnie - "Hej, dzieciaku, chcę z Tobą pogadać." Byłem ciekawe, co on mi chciał powiedzieć. Zawsze szukałem i słuchałem rad od gości, którzy już w tym biznesie byli dłużej. Byłem tak bardzo ciekaw tego co Pan Geigel ma mi do powiedzenia, że zignorowałem wszystko wokół mnie. Byłem tak rozproszony przez Geigla, że oparłem się o ławkę z jedną ręką z tyłu. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że ktoś włożył coś w moją dłoń. Geigel skończył mówić zdałem sobie sprawę, że mam coś w dłoni. Ścisnąłem to kilka razy i odwróciłem się, kiedy zobaczyłem, że ściskam w dłoni oślej wielkości penisa Lorda Hayesa. Geigel padł ze śmiechu na ziemię, gdyż to wszystko było ustawione. Poczułem się zraniony, upokorzony, zakłopotany i zły w jednym momencie. Musicie to zrozumieć, żyłem na ulicy przez dwa lata. Kiedy mieszkasz na ulicy, jesteś w ciągłej walce, aby nie zostać zgwałconym. Myślałem, mam to wszystko poza sobą. Myślałem, że jestem z grupą ludzi, którym mogę zaufać, ale po tym nie wiedziałem co mam myśleć. Nie mogłem nic zrobić, gdyż w tej grupie nie było nikogo kogo mogłem pobić. Więc co do jasnej cholery miałem zrobić? Doszedłem do momentu, w którym nie brałem prysznica w tym samym pomieszczeniu co inni. Schodziłem z areny, przebierałem się w kilt w aucie i czekałem na zewnątrz, dopóki nie przyszła moja kolej. Potem, kiedy skończyłem, wychodziłem z areny w oczekiwaniu na podwózkę. Jeżeli mieliśmy galę na sali, w której nie było prysznica, czekałem brudny ponieważ byłem przekonany, że ci goście to banda pedałów.
Spoglądając wstecz, zrozumiałem, że właśnie wtedy zostałem oficjalnie zaakceptowany w świecie pro wrestlingu. Po kilku miesiącach znów pojawiła się "śmierdząca sprawa", drugi raz w moim życiu. Jednak w przeciwieństwie do tej pierwszej, kiedy śmierdziałem w vanie, tym razem wrestlerzy mnie nie zostawili. Moim mentorzy zrozumieli, jak dużą szkodę mi wyrządzili i chcieli wszystko naprawić. Pewnej nocy Geigel podszedł do mnie i powiedział, żebym nie brał tego wszystkiego zbyt poważnie i że "chłopcy po prostu tak sobie używają czasami." Odpowiedziałem, że to wyłącznie mój problem, a on dodał - "Jeżeli Ciebie nie zaczepiają, to znaczy, że nie lubią Ciebie!" W tym momencie chciałem coś powiedzieć, ale zatrzymałem to tylko dla siebie - "Czy muszą lubić mnie tak bardzo?" Ci ludzie stanowili jednak dla mnie szkołę dwadzieścia cztery godziny na dobę. Powiedzieli mi o wszystkim, zaczynając od podstaw i trzech "W" - wrestling, women, whiskey. Chcieli mieć pewność, że zdobędę właściwe wykształcenie. Zabierali mnie także na własne randki. Nazywali mnie "przynętą" czy "wabikiem". Wychodziliśmy, a Ci pokryci bliznami trzydziestokilkulatkowie używali mnie, aby zwabić kobiety, które chcieli poznać. Kiedy jakąś zobaczyli, wołali - "Idź i zdobądź ja dla mnie.", a ja przyprowadzałem ją do stolika. Za każdym razem kiedy walczyliśmy w Dallas, Fritz Von Erich kazał mi zajmować się córką komendanta straży pożarnej, a on mógł wpuścić do areny więcej osób niż pozwalały na to przepisy przeciwpożarowe. Tego typu rzeczy musiałem robić, kiedy byłem młodym pro wrestlerem. Czyż nie piękne życie?!
Jednym z wrestlerów, który wywarł na mnie trwałe wrażenie był Ivan the Terrible. Ten gość był duży i tęgi i zawsze nosił dobrany garnitur i kapelusz, jak Frank Sinatra. Miałem z nim podróż z Kansas City do Wichita. Przez pierwsze 240 kilometrów nie odezwał się do mnie słowem. Jedyne dźwięki w jego Cadillacu płynęły z głośników samochodowych. Ivan kochał słuchać radia. Po trzech godzinach w trasie wreszcie mnie zapytał - "Jesteś głodny?" Przytaknąłem, a on zatrzymał się przy staromodnej przydrożnej jadłodajni. Zaparkował i wyszedł, mówiąc mi, abym wszedł do środka pięć minut po nim. Dlaczego? Coś spieprzyłem! Prawie się popłakałem. Czy zrobiłem coś źle? Może on mnie nie lubił i nie chciał być ze mną widziany. Jednak zrobiłem, jak kazał. Wszedłem tam pięć minut później i znalazłem go siedzącego przy kasie. Porozumiewaliśmy się w odmiennym języku nazywanym "Carney", który pochodził z cyrków, w których w osiemnastym wieku w USA pojawił się pro wrestling. Wszedłem do restauracji, a Ivan powiedział mi w tym języku, abym usiadł. Zwykle kiedy ktoś siedzi przy kasie, to dobrze jest zostawić jedno miejsce wolne. Tak więc zrobiłem, a wtedy Ivan powiedział mi, żebym jeszcze bardziej się odsunął. Pomyślałem, że on naprawdę musi mnie nie lubić i przesunąłem się o 5-6 miejsc. Teraz domyślałem się dlaczego, nazywali go Ivan the Terrible.
Ivan zamówił najlepsze mięso, jakie podawali - steki, sałatki i wszystkie dodatki. Kelner podszedł do mnie i zapytał co podać. Nie miałem zbyt wiele pieniędzy i będąc szczerym z wami, byłem lekko wstrząśnięty. Odpowiedziałem więc cicho - "Poproszę tylko Colę." W tym momencie Ivan odwrócił się do mnie i na cały głos powiedział - "Co jest dzieciaku, nie jesteś głodny?" Kelnerowi powiedział, żeby dał mi to samo co jemu. Do tego momentu była pomiędzy nami martwa cisza. Myślałem, że mnie nie lubi. Przecież nie chciał wejść ze mną do restauracji, nie chciał abym siedział koło niego, a teraz zamawiał mi jedzenie? Zaczął się do mnie odzywać. Pomyślałem, że może jednak mnie lubi i zrobiłem się trochę bardziej rozluźniony, akurat jak nadeszło jedzenie. Nagle Ivan powiedział mi, abym zamówił ciasto cytrynowe. Dla mnie był okej. Kiedy przyszedł kelner, Ivan zamówił kawałek ciasta, a ja zrobiłem to samo. Tak szybko, jak skończyłem mówić, tak szybko Ivan zaczął szaleć. Krzyczał na mnie mówiąc, że walczył na wojnie i nie chce, aby jakiś dzieciak robił sobie z niego żarty. Nie wiedziałem o co może chodzić, ale jego twarz zrobiła się cała czerwona, a on złapał się za klatkę piersiową, a biała piana zaczęła płynąć z jego ust. O kurwa! Ten człowiek miał atak serca albo coś. Kiedy tak ciekła mu ta piana z ust, on powiedział mi w "naszym" języku, abym podszedł, a potem żebym szybko go stąd zabrał. Nie posłuchałem go i spanikowany zaczął drzeć się na kelnera, aby wezwał karetkę. Ivan przysunął mnie bliżej, nazwał głupkiem i rozkazał zabrać do auta. Nie chciałem się z nim kłócić, więc powiedziałem - "Dobra. Zabiorę Ciebie do auta." Musicie teraz coś sobie wyobrazić - on ważył 130 kilogramów, a ja byłem od niego o jakieś 60 kilogramów lżejszy. Jak do jasnej cholery miałem go doprowadzić do auta? Jakoś mi się to udało. Złapałem go, a zaraz potem znalazłem się przed budynkiem próbując wpakować go na siedzenie dla pasażera w jego Cadillacu. Byłem bardzo zmartwiony i bałem się, że umrze, gdyż nie zrobiłem niczego dobrze. Wsadziłem wreszcie Ivana do samochodu - tak przynajmniej myślałem - ale kiedy próbowałem zamknąć drzwi uderzyłem w jego nogę. Ivan mocno się wkurzył i zaczął krzyczeć na mnie, abym wsiadał i jechał. Wskoczyłem za kierownicę i zacząłem prowadzić, nawet pomimo tego, że nie miałem prawa jazy ani pomysłu co mam po kolei robić. Kiedy tak jechałem, Ivan osunął się na siedzeniu trzymając się za uderzoną nogę i krzycząc na mnie. Nagle, znikąd usiadł, jak Undertaker i spojrzał we wsteczne lusterko, ocierając pianę z ust i delikatnie wyjmując z ust tabletkę Alka-Seltzer. Nic mu nie było! Tak mieliśmy sobie zjeść za darmo. Kawałek dalej zatrzymaliśmy się, aby ustalić, gdzie byliśmy, aby przy kolejnym razie ominąć to miejsce. Powiedział także - "Do diabła, dzieciaku, co Ty do cholery robisz? Zatrzymaj się! Nie masz prawka. To jest nielegalne. Co Ty chcesz zrobić? Chcesz, aby nas zatrzymano?"
Wtedy zrozumiałem, że odnalazłem swoje powołanie. Odkładając wybryki Ivana na bok, nagle zrozumiałem po tylu latach, że odnalazłem swój "dom" w wrestlingu. Nigdy nie byłem niczego tak bardzo pewny w całym moim życiu. Nikt wtedy nie przypuszczał, że będę miał taką bogatą karierę i zarobię miliony dolarów.
In the Pit with Piper: Jak młody Piper był traktowany przez starszych kolegów
Komentarze (10)
Skomentuj stronęVercyn sam tłumaczysz?
MASZ WIĘCEJ?
PIERWSZY RAZ W ŻYCIU MAM OCHOTĘ PRZECZYTAĆ KSIĄŻKĘ :D
Oh shit! :D Piper ma co wspominać, a ten Ivan to niezły player. :D
Świetna historia :D Mam nadzieję, że następne części pojawią się dość szybko, nie wiedziałem, że Piper ma taką bogatą historie :)
Cudownie przeszarżowana jest ta biografia Pipera - w paru miejscach człowiek zastanawia się, czy Hot Rod nie ubarwia nieco swojej młodości ;) Wybitnie podoba mi się klimat "starego" wrestlingu unoszący się nad tą częścią tekstu. Podział na terytoria, występy w obskurnych salkach i życie kojarzące się z objazdowymi trupami cyrkowymi z przełomu wieków. Dzisiaj pewnie też można się dopatrzyć podobieństw, ale w opisywanych przez Pipera czasach wszystko było, jakby to ująć... bliższe korzeni.
Świetny fragment coraz lepiej wyglądającej biografii. Widać że autor robi co może, żeby zainteresować czytelnika. Zamierzasz przetłumaczyć całość, Vercyn?
Naprawdę świetne historie :D Czekam na więcej
Cytat: JA
MASZ WIĘCEJ?
Tak, tłumaczę sam. Więcej czego? Książek? Mam, będzie Edge, będzie SCSA (czekam na przesyłkę z Wielkiej Brytanii. Skończę Pipera (tak, jak Rey'a) to zabiorę się za kolejne.
[quote='Grishan']Zamierzasz przetłumaczyć całość, Vercyn?[/quote]
Grishan - zgadnij :) zamierzam zrobić dokładnie tak samo, jak w przypadku autobiografii Rey'a.
Cytat: Grishan
Takie wrażenie można odnieść nie tylko przy Piperze, ale i przy innych. Przecież Rey twierdził, że wszyscy go lubili, on lubił wszystkich, a John Laurinaitis to do rany przyłóż jest. :lol: W przypadku Hot Roda to czasem mam takie wrażenie, ale miałem taki cholerny problem z tą częścią, ponieważ nie mogłem opanować śmiechu przy tłumaczeniu fragmentu o tym, co działo się w szatni.
Mozecie byc spokojni. Rowdy pisze sama prawde, bo tak wyglada swiat wrestlingu. Przynajmniej wygladal, bo teraz juz pewnie ilosc zartow i docinek jest mocno ograniczona.
Dojdziemy jeszcze do licznych opowiesci jak konczyl w wiezieniu - czesto nie ze swojej winy. W koncu duet z Ortonem Sr. czy Flairem, to istne pieklo. Obawiac sie mozecie jedynie o to, ze wszystkie historie do ksiazki nie trafia.
Co by bylo, gdyby przyszlo nam czytac o zartach Owena Harta i Davey Boy Smitha. Wtedy by byla ostra przejazdzka. Szkoda, ze takie cos nigdy nie ujrzy swiatla dziennego. Zebrac to wszystko nie sposob.
W temacie Reya powiedzieliśmy już chyba wszystko i wiadomym jest, że szczególnie szczery to on nie był. Przy Piperze wymiękłam w momencie gdy opisywał kradzieże paliwa i ścigające go owczarki niemieckie :lol: Trzeba przyznać, że pod względem barwnego języka i natężenia ciekawostek, Rowdy zjada Mysterio na śniadanie.
Bardzo mnie cieszy, że masz tak ambitne cele na przyszłość, Vercyn. Jako wielki fan tego typu tłumaczeń mogę im tylko przyklasnąć ;)
Cytat: JA
Dla mnie to chyba drugi raz, ale nie zmienia to faktu, że Vercyn potrafi zdziałać cuda 8-) Mam nadzieję że kolejne części pojawią się w miarę szybko, w przeciwnym razie nie będę czekał i spróbuję załatwić sobie tę książkę ^^
Cytat: aRo93
Nawet nie próbuj ;) będzie w weekend kolejna część. Teraz tylko w weekendy dam radę tłumaczyć, bo już ani nie mam anginy :) ani nie ma już tyle wolnego