Wtedy zrozumiałem, że odnalazłem swoje powołanie. Odkładając wybryki Ivana na bok, nagle zrozumiałem po tylu latach, że odnalazłem swój "dom" w wrestlingu. Nigdy nie byłem niczego tak bardzo pewny w całym moim życiu. Nikt wtedy nie przypuszczał, że będę miał taką bogatą karierę i zarobię miliony dolarów.
Większość z chłopaków miała tylko jednego tatę, ja miałem ich stu, każdego na własny sposób. Ci dżentelmeni nauczyli mnie bronić się. Nie tylko fizycznie, ale co ważniejsze, także mentalnie. Nie tylko przygotowywali mnie na różne życiowe sytuacje, ale także nadawali kierunek rodzącej się we mnie bestii. Mówili, że z wrestlerem jest jak z myszą - oboje starają się przeżyć. Wrestler musi być zdolny do stawiania czołom i pokonywania swoich naturalnych wrogów - w jego przypadku jest to "P". Pewnego smutnego dnia w Saint Louis zobaczyłem, jaką podstępną mocą dysponuje P. Stereotypowo "P" to mierzący ponad 170 cm i ważący ponad 95 kg brzuchaty organizm, noszący ten sam garnitur przez dwadzieścia lat i palący tanie cygara (pewnie jakiś podarek) ze sportowym dywanem wyglądającym, jak rozjechany na drodze pudel. To dokładnie oznacza "P", czyli "Promotor" - parszywego gościa, który prowadzi regionalną federację wrestlingową. Tamtego dnia promotor podszedł do jednego z moich ojców i powiedział - "Ty głupi pieprzony czarnuchu!" i zaczął go dalej obrzucać. Nie wiem, czy wiedział, że tam byłem, ale wycofałem się poza hol czekając, aż "ojciec" zacznie okładać pięściami promotora, jak przeciwnika w ringu. Obawiałem się, że za chwilę P skończy, jako martwy skurwiel. Musicie to zrozumieć - on ze swoim niewielkim wzrostem i wagą krzyczał na 150-kilogramowego czarnoskórego zawodnika, który mógł z niego zrobić miazgę. Jednak mój "ojciec" nic nie zrobił. Usiadł i po prostu to przyjął. Po dziś dzień, nie zapomnę tego widoku, jak jeden z moich idoli, o dwie głowy wyższy został stopniał i przyjął to całe gówno na siebie. Byłem na niego zły myśląc wtedy - "Uderz go! Uderz, on nazwał Ciebie pieprzony czarnuchem!" Prawie płakałem. Mój umysł wariował - "Dlaczego jesteś takim tchórzem?" Posmutniałem. Zrozumiałem dopiero po chwili, że przyjął to wszystko, żeby móc spokojnie zakończyć dzień, ale także otrzymać zapłatę. Mój "ojciec" był bardzo honorowym człowiekiem, ale ponad to wszystko - jego rodzina musiała jeść. Zrobił to, co zrobić musiał, aby móc zapewnić rodzinie wyżywienie, a swój honor schował do kieszeni. Szanowałem to. To, co zobaczyłem w Saint Louis pozostałe we mnie na zawsze. Po pierwsze była to miłość do moich braci, którzy stawiali rodzinę ponad wszystko inne, nawet ich osobistą dumę i honor. Po drugie była to długowieczna nienawiść do promotorów.
LATA W LOS ANGELES
Każda osoba, która przychodzi na ten świat posiada pewne unikalne talenty i umiejętności, ale te prawdziwe nie ujawniają się do momentu, aż znajdziemy się w odpowiednim środowisku i wśród odpowiedniej grupy ludzi. Pamiętam, jak pierwszy postawiłem swoją stopę Los Angeles. Miałem wtedy 19 lat i zacząłem wyrabiać sobie imię w tym biznesie. Red Bastien, który był bookerem w Dallas, w którym walczyłem przez ostatnich sześć tygodni, zasugerował, abym udał się Kalifornii. Rozmawiał ze swoim dobrym znajomym - Leo Garibaldim, który poszukiwał młodych talentów. Więc w 1973 roku spakowałem swoje bagaże do mojego Vegi (Chevrolet Vega), co zabrało mi całe piętnaście minut, i udałem się Kalifornii. Na tym etapie mojego życia, za każdym kiedy razem wjeżdżałem do nowego miejsca, opuszczałem szybę w aucie i próbowałem poczuć ciepło tego stanu, miasta i jego mieszkańców. W przypadku L.A. jadąc krzyczałem - "Patrz na to Kalifornio! Roddy Piper zmierza do miasta i ma zamiar skopać Twoją pieprzoną dupę!" Miasto Aniołów było inne niż wszystkie miasta do tej pory. Był to bardzo wielki przełom w życiu Roddy'ego Pipera. Miałem swoje imię wyrabiać w Olympic Auditorium, w tym samym miejscu, w którym w przeszłości walczyli Georgeous George i inni niezliczeni wrestlerzy. Ponadto ich zdjęcia wisiały na ścianach całej hali. Pamiętam, jak powiedziałem do Leo, że chciałbym, aby i moje zdjęcie tam kiedyś zawisło. Bez zastanawiania się Leo poprosił mnie o zdjęcie, aby mógł je powiesić. Odmówiłem. Nie zasługiwałem na to. Jeszcze!
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po przyjeździe do L.A. było odnalezienie Garibaldiego i areny. Spojrzał na mnie i zapytał: "Kim Ty do cholery jesteś?"
- "Jestem Roddy Piper."
- "Kto?!"
- "Roddy Piper. Red Bastian przysłał mnie tutaj."
- "A, tak. Szatnia jest tam na dole."
Po odnalezieniu Leo, udałem się na poszukiwanie miejsca do zatrzymania się. Podpytałem innych zawodników, gdzie zwykle się zatrzymują, a oni powiedzieli mi, że przy Ocean Avenue w hotelu Flamingo. Na bookerów nie można było liczyć, gdyż oni niczego nie załatwiali. Nie było żadnych dodatków, za nic nie płacili. Jeżeli przyjechałeś to przyjechałeś, a jak nie przyjechałeś to nie przyjechałeś. Zarezerwowałem sobie pokój w poleconym hotelu, w tym samym, w którym kręcono film "Biali nie potrafią skakać" z Woodym Harrelsonem i Wesley Snipesem. Nie wiem, jak przetrwałem w tamtym miejscu dwa i pół roku, ponieważ przynajmniej raz w tygodniu popełniano w zaułku na tej alei morderstwo. Właściciel tego miejsca musiał wiedzieć, że będę "rowdym" i dlatego dał mi pokój najbliżej miejsca, w którym popełniano morderstwa.
Garibaldi był bookerem, a promotorem regionalnym był Mike LeBell. Brat Mike'a, judoka Gene LeBell, jeden z najtwardszym gości na świecie, przygarnął mnie - dzięki Bogu! Trenowałem w jego dojo i zdobyłem swój czarny pas. Gene dał mi czarny pas, ale także wielu innym, jak Chuck Norris czy Bruce Lee. Był dla mnie, jak ojciec. Darzę go ogromnym szacunkiem. Przygotowywał mnie fizycznie, podczas gdy Leo trenował mnie mentalnie. Obaj są odpowiedzialni za pomoc mi w wejściu do pro wrestlingu. Jednak zanim dojdę do mojej wrestlingowej kariery w L.A., chciałbym dać Wam posmakować trochę szaleństwa, które było obecne każdego dnia w Kalifornii. To był czas, kiedy Joe Gold, fundator sławnej sieci siłowni Gold's Gyms, sprzedał swój obiekt na przedmieściach Santa Monica nie mogąc otworzyć kolejnego obiektu Gold's Gims zbyt blisko. Co zrobił? Przeprowadził się dziesięć bloków dalej i otworzył kolejną siłownię pod nazwą World's Gym. Kiedy otworzył ją na dobre, zebrał tam wszystkich swoich starych klientów - Ken Wahler, Frank Zane, Arnold Schwarzenegger, Lou Ferrigno i wszystkich wrestlerów. Ja podążyłem za swoim kolegą - Jay'em "The Alaskan" Yorkiem.
Jay i ja zbliżyliśmy się do siebie w L.A., walczyliśmy razem, trenowaliśmy razem, imprezowaliśmy razem, a także wspólnie wpadaliśmy w kłopoty. Pamiętam, jak raz wpadłem w poważne tarapaty z powodu Jay'a, który dodatkowo uratował mi tyłek. Widzicie, były takie popularne renesansowe targi w Los Angeles każdego roku, a Jay miał tam swoją budkę. Miał taki wielki krzyż, do którego można było przywiązać swojego kolegę i uderzać w niego lub w nią papierowym pejczem. Zachęcał klientów mówiąc - "Moi Panowie, moje Panie, podejdźcie i ukażcie ich tak, jak na to zasługują." Ludzie przychodzili, płacili dolara lub pięćdziesiąt centów, lub cokolwiek, a potem Jay delikatnie przywiązywał ich do krzyża i pozwalał ich znajomych pobawić się trochę w słońcu. To był jeden wielki żart i każdy wychodził zadowolony po takiej atrakcji śmiejąc się głośno. Pewnego dnia byłem tam razem z Jay'em i podeszła do nas dziewczyna w długim czarnym płaszczu z kapturem. Trzymała się z inną dziewczyną, a z boku stał jej mąż. Dziewczyna zapytała nas, czy może przywiązać swojego męża. Jay zgodził się i zaczął go przywiązywać. Dał jej papiery bicz, ale ona poinformowała, że to nie jest konieczne, ponieważ ma swój własny. Wyciągnęła spod płaszcza skórzany pejcz i zaczęła tłuc przywiązanego męża. Znęcała się nad nim, dopóki Jay nie doskoczył do niej i nie przerwał, mówiąc że jest to publiczne miejsce dla rodzin i nie może tego robić. Jednak Jay, będąc oldschoolowym typem wrestlera i biznesmenem z głową na karu, złożył jej ofertę, której nie mogła odrzucić. Zapytał czy chciałaby wypożyczyć urządzenia, kiedy targ się zamknie po 19. Zgodziła się bez zastanowienia i umówili się w tym miejscu o późniejszej porze. Kiedy dogadał wieczorną wizytę, powiedział gotyckiej dziewczynie i jej przyjacielowi, aby poszli, bo zabijają jego biznes. Kiedy targ się skończył, Jay zapytał mnie czy nie zaniósłbym urządzenia na umówione spotkanie. Będąc dobrym przyjacielem, przeniosłem je w inne miejsce na terenie targu, ale kiedy tam doszedłem to nie było tam tylko pary, ale cała grupa. W sumie to widziałem już sporo dziwnych ludzi każdej nocy podczas gali, więc nie było to dla mnie nic nowego. Ustawiłem im to urządzenie. Będąc miłym, pokazałem im, gdzie wsadzić ramiona - oczywiście na własnym przykładzie. Kiedy ja demonstrowałem, jak należy się tam ułożyć, tamta dziewczyna podeszła do mnie i zacisnęła skórzane pasy. Nie mogłem zrobić dosłownie nic, aby się wydostać. Następnie rozpalili ognisko i zaczęli robić jakieś dziwne rzeczy, a potem krzyczeć. To było prawie, jak na filmie. Jednak to nie był film - to była rzeczywistość. Zacząłem panikować. Kobieta przejechała po moim karku do gardła paznokciem tak, jakby robiła to rzeźnickim nożem. Potem Ci goście ubrani w czarne płaszcze z kapturami zaczęli obchodzić mnie. Stanęli w kole, żeby za chwilę schodzić do jego wewnątrz zbliżając się do mnie coraz bardziej. Krzyczeli coraz głośniej i głośniej. Pomyślałem, że zaraz zginę. Dzięki Bogu, zanim rytuał podążył dalej, York przybiegł do mnie z prawie czterometrowym batem, wymachując nim i uderzając, jak Indiana Jones. To pozwoliło jemu podejść do mnie i pomóc mi się uwolnić. Po dziś dzień nie wiem, co chcieli ze mną zrobić, ale dzięki Yorkowi nie musiałem się tego dowiadywać. Jay uwolnił mnie i zacząłem szybko uciekać na wzgórze. Jednak on tego nie zrobił. Odebrał swoje urządzenie i pokazał, że ma jaja, podchodząc do nich i pytając, kto mu za to wszystko zapłaci. Nikt, nawet sam diabeł, nie zatrzymałby Jay'a od odebrania należnej mu zapłaty.
Zawsze pakowałem siebie w kłopoty, kiedy byłem razem z Jay'em. Bardzo dużo imprezowaliśmy razem. Pewnej nocy, razem z nim i jego bratem - Nedem, który pracował w L.A., jako aktor - byliśmy w hotelu Flamingo, czyli tam gdzie działy się wszystkie śmieszne i niebezpieczne rzeczy. Abyście zrozumieli, jak niebezpieczne było to miejsce, muszę Wam powiedzieć, że zaraz obok hotelu zlokalizowane było miejsce nazwane - Tommy's Famous Hamburgers. To tam sławny seryjny morderca - Hillside Strangler - zamordował jedną ze swoich ofiar. Najsmutniejszą pozostałością jest napis na ścianie tego budynku, który mówi "PLEASE HELP ME". Został tam namalowany przez rodziców młodej dziewczyny i nigdy go nie zapomnę, ponieważ napisany był krwistą czerwienią zaraz jej pięknym zdjęciem.
Po wprawieniu się w weselszy stan, rozeszliśmy się w różne strony. Jay poszedł w stronę domu, a Ned podążył za nim, a potem do swojego domu w Hollywood Hills. Ja miałem najkrótszą trasę. Chciałem po prostu dotrzeć do mojego pokoju, do mojego łóżka. Jednak kiedy Ned doszedł do domu, nie położył się od razu. Całą noc palił. Kiedy zaczęło wstawać słońce, wyszedł z domu ubrany w bokserki, t-shirt i sandały i zaczął bawić się piłką. Musiał przypadkowo rzucić ją przez ogrodzenie do ogródka sąsiada, ponieważ kiedy pokonywał ogrodzenie w drodze po piłkę, pies sąsiada rzucił się na jego rękę. Ned zaczął wariować. Krwawił dookoła. Krew spływała po jego ramieniu i zalała całą koszulkę. To był dzień po tym, jak Hillside Stranger zabił młodą kobietę, z która Ned dawnej pracował. Ned był wstrząśnięty tym wszystkim i rozmyślał o tym całą noc, dopóki nie poszedł z nami. Z jakiegoś dziwnego powodu był przekonany, że to on jest tym mordercą i to on zabił swoją koleżankę i pozostałe kobiety. Powiedział policjantom, że to on i żeby go zabrali. Powiedział policjantom gdzie mieszka, odłożył telefon i usiadł na krawężniku z rozdartą krwawiącą ręką, aby zabrali go do aresztu. Kiedy przyjechali policjanci, Ned zaczął opowiadać o ostatniej ofierze, mówiąc rzeczy o niej, które wiedziały tylko znające ją dobrze osoby. Policjanci szybko dali się przekonać, że mają mordercę i podali to do newsów. Ja obudziłem się około piątej wieczorem i włączyłem telewizor. Zacząłem przygotowywać się do wyjścia na arenę na walkę, kiedy każda ze stacji podawała, że pojmano seryjnego mordercę. Ku mojemu zdziwieniu pokazywali przy tym zdjęcie Neda Yorka. Potem zobaczyłem na żywo, jak Jay wchodzi na posterunek ubrany w koszulkę Pendletona - która odsłaniała jego owłosioną klatę - wąskie jeansy, specjalne buty z nożem przymocowanym do jego boku i trzymetrowym biczem wokół szyi. Wchodził tam, aby dowieść, że jego brat jest niewinny. Jeżeli myślicie, że ja byłem zaskoczony tego wieczoru, to pomyślcie co pomyślał Ned, kiedy obudził się w celi! Wyszedł ze stanu otępienia i powiedział - "Co ja tutaj kurwa robię?" Jay i Ned musieli wiele wyjaśniać i tłumaczyć. Nie wiem nawet w jaki sposób udało im się przekonać policjantów, że pojmali nie tego gościa co potrzeba, ale udało im się to i Ned został wypuszczony, ale postawiono mu jakieś pomniejsze zarzuty. Takie rzeczy potrafiły się dziać każdego dnia w L.A.
Podczas moich dni w Kalifornii, moje drogi przecinały się ze ścieżkami największych. Raz po raz spotykałem takich ludzi. Trzymałem się z jednym z najzabawniejszych komików naszych czasów - Andym Kaufmanem. W ring stałem z największym bokserem wszechczasów - Muhammadem Alim. Pracowałem z Lonnie Mayne, a także poznałem pierwszego czarnoskórego wrestlingowego mistrza świata - Tigera Nelsona. Od samego początku mówiono mi także, żeby nie spoufalać się z fanami, ponieważ to może uderzyć moją karierę. Nigdy nie powinno się być blisko z nimi, ponieważ gdyby każdy mógł Ciebie dotknąć czy porozmawiać, to po co mieliby za to płacić przychodząc na galę czy włączając telewizor. Jednak był pewien fan, który zapukał do tylnych drzwi Olympic Auditorium i zawsze miał darmowy wstęp na nasze walki. Był naśladowcą, a najlepszą jego parodią był Elvis, co zawsze pomagało mu w kontaktach z policjantami, którzy potem wpuszczali go na arenę. Raz, kiedy wszedł, podszedł do mnie powiedział, jak wspaniały byłem i jak bardzo chciałby mnie naśladować. Po chwili postanowiłem to wykorzystać. Zaprosił mnie do swojego vana, a kiedy tam byliśmy on chciał, żebym powiedział coś śmiesznego. Myślałem, że chodziło o dowcip więc opowiedziałem następujący: "Moje pierwsza żona zmarła od trujących grzybów, moja druga żona zmarła od trujących grzybów, moja trzecia żona umarła na wstrząśnienie mózgu." On zapytał dlaczego. Odpowiedziałem - "Nie chciała zjeść trujących grzybów." Nie będąc zadowolonym z tego żartu, komik zrobił kamienną minę i powiedział - "Nie, nie. Powiedz mi coś śmiesznego." Cóż, zapytałem co dokładnie śmiesznego chciałby usłyszeć. On odrzekł, że coś śmiesznego z tego co robiłem w ringu. W tym miejscu się różniliśmy. Niczego śmiesznego w swoim zachowaniu na ringu nie znalazłem. Jeszcze bardziej dopytałem, a on wtedy przywołał pewną noc w Olympic Auditorium, kiedy byłem przy mikrofonie i uderzyłem nim dwóch lub trzech wrestlerów. Leżeli na podłodze, ja krwawiłem, a tłum szalał, praktycznie powodując zamieszki. Powiedziałem tylko - "Czy nie ma sprawiedliwości?". Komik powiedział, że to było śmieszne. Była w tym ironia, gdyż stałem krwawiący nad leżącymi wrestlerami pytając, czy jest sprawiedliwość z nadchodzącymi zamieszkami za plecami - cóż, dla mnie nie było to zabawne. Jednak on myślał, że to było takie. Ten komik, o którym Wam opowiadam to właśnie Andy Kaufman. Zabierał mnie czasami to miejsca noszącego nazwę Improv, wchodził na scenę i używał moich prom, jako części swoich wystąpień. Po dziesięciu minutach, ludzie zaczęli krzyczeć, aby zszedł ze sceny, bo to według nich nie było zabawne. On wciąż próbował być over z widzami poprzez moje teksty, dopóki ostatecznie nie został zmieciony ze sceny. To był zupełnie inny biznes, to były biznes komediowy. On miał bawić tych ludzi tak, aby się śmiali, on jednak wciąż ich tylko wkurzał, aż do momentu, w którym oni zażądali zwrotu pieniędzy. Nie potrafiłem zrozumieć, co chciał tym osiągnąć. Był świetnym komikiem, miał wiele świetnych pomysłów, ale dlaczego chciał używać moich tekstów, a do tego denerwować publiczność?
Andy był z natury spokojny i cichy. Pamiętam, jak Andy miał swój występ w jakiejś małej arenie w L.A., a po show zebrał wszystkich widzów do żółtego szkolnego autobusu i zabrał na czekoladowe ciasto do jego ulubionej pobliskiej restauracji w mieście. Pracował także w show noszącym nazwę "The New Dick Van Dyke Show" i pewnego dnia zabrał mnie na plan, gdzie poznałem gwiazdy tego show. Powiedział do Dicka Van Dyke'a - "To jest Roddy Piper." A ten odpowiedział - "O, to ten geniusz, o którym mi tyle mówiłeś?" Najwidoczniej wspominał Dickowi coś na mój temat, pewnie o tym, jak walczę w Olympic Auditorium i jak pracuje na mikrofonie. Ja nie lubiłem nigdy komplementów i nie chciałem ich słuchać. Wycofałem się. Nigdy nie zrozumiałem, dlaczego Andy był tak mną zafascynowany. Był mistrzem w swojej dziedzinie, ale z jakiegoś powodu był zahipnotyzowany światem pro wrestlingu. Nigdy nie palił, nie pił i nie robił niczego niewłaściwego, gdyż stawiał na pierwszy miejscu zdrowie. Pamiętam, tuż przed moim opuszczeniem L.A., jak poszedłem się z nim pożegnać. Powiedziałem mu, że przenoszę się, a jego oczy zaszły łzami. To był ostatni raz, kiedy go widziałem, a on pożegnał mnie słowami - "Będziesz ze mnie dumny, Roddy."
Innym świetnym gościem, którego poznałem w L.A. był wrestler Lonnie Mayne. Wyglądał, jak Święty Mikołaj, a jeździł Pontiaciem Trans Am. Był szalony! Najbardziej zapamiętałem dwie rzeczy. Pierwszą było to, że ten gość kochał pić likier Southern Comfort z puszki od coli, a drugą - lubił zakładać się z chłopakami. Raz, kiedy jechaliśmy do Bakersfield z jego tag team partnerem Ronem Bassem, on założył się z nim, że jeżeli po drodze spotkają jelenia, to Ron przyjmie uderzenie patelnią po głowie. Ron był przekonany, że po drodze nie będzie żadnych jeleni i przyjął wyzwanie. Cóż, przez całą drogę nie spotkali żadnego jelenia tak, jak zakładał Ron. Kiedy dojechali do hotelu, Bass przypomniał Lonniemu o zakładzie i uderzył go w głowę patelnią. W tamtym czasie co czwartek odbywały się gale w Bakersfield, więc co tydzień pokonywali tę trasę. Lonnie chciał wygrać, więc ponownie założył się dokładnie o to samo z Ronem i ponownie nie było żadnego jelenia po drodze. Mayne zmoczył więc drugi raz. Jednak pewnego dnia Lonnie dopiął swego. Pokonywaliśmy trasę po raz kolejny z Miasta Aniołów do Bakersfield, a Lonnie zauważył jelenia na poboczu. Był zadowolony, ale nie powiedział niczego, dopóki nie dotarli do hotelu. Kiedy weszli do pokoju, Lonnie wziął metalową patelnie i zawołał Rona. Kiedy ten się obrócił - BUM! - Lonnie znokautował go patelnią otwierając mu głowę. Lonnie zawsze się tak zachowywał. Nawet podpalił moją koszulkę, kiedy ja stałem prze kamerą i udzielałem wywiadu. Następnego dnia kupił mi nową koszulkę, dwukrotnie droższą. Takim typem człowieka był. Lubił się bawić i był świetnym gościem. Kiedy go spotkałem, wznosił się w swojej wrestlingowej karierze. Jednak nieszczęśliwie, zdiagnozowano u niego marskość wątroby i rychłą śmierć. Pewnej nocy, po walce w San Bernardino, widziałem Lonniego trzymającego się gdzieś za bok przy aucie. Podszedłem i zapytałem czy wszystko gra, a on odpowiedział, że wszystko jest dobrze, żebym się nie martwił i poszedł do domu. Rano dostałem telefon od jego żony, że Lonnie nie wrócił na noc i szybko zacząłem go szukać. Żonie powiedziałem, że może udał się dzień wcześniej od razu do San Francisco. Szybko jednak odkryłem nieobecność Lonniego. Opuścił San Bernardino w jego aucie tej nocy, której go widziałem. Powiedziano mi, że jechał autostradą zewnętrznym pasem, a jego auto zjechało, przecięło pozostałe trzy pasy, pas zieleni na środku i przeciwległe pasy, a potem uderzyło w auto prowadzone przez kobietę z dzieckiem. Uderzenie było tak silne, że nie tylko zabiło wszystkich, ale także uczyniło ciało Lonniego nierozpoznawalnym. Jedynym sposobem identyfikacji było sprawdzenie prawa jazdy. Kiedy tylko pojawiła się w mediach informacja o jego śmierci, wszyscy stwierdzili, że to było samobójstwo, ja jednak nie uwierzyłem. Lonnie był zbyt dobrym człowiekiem i nigdy nie odebrałby komuś innego życia, gdyby miał popełnić samobójstwo.
In the Pit with Piper: "P" największym wrogiem wrestlera, Hot Rod w Mieście Aniołów
Komentarze (3)
Skomentuj stronęSpora porcja o Kaufmanie, ktory odcisnal sie na historii tego biznesu. Do tego polecam film "Man on the Moon" ("Człowiek z księżyca") z Jimem Carreyem.
Rzeczywiście, teraz był przede wszystkim Kaufman oraz trochę (chociaż niewiele) na temat Lonniego. W kolejnej wrzucie będzie fragment o Muhammadzie Alim.
Kolejny fragment ciekawy, jak cała reszta. Rozwaliła mnie część z krzyżem, choć Piperowi pewnie do śmiechu nie było :P Fajnie, ale krótko, czekamy na resztę :)