In the Pit with Piper: Poppa Piper na wygnaniu...

Nie mogłem walczyć w Stanach, więc wsiadłem do samolotu razem z Flairem i udałem się poza granice. Wracając do tamtych dni - podróżowanie samolotem był zupełnie inne od tego, jak się teraz podróżuje, zwłaszcza nie było żadnej powietrznej rozrywki. Byłeś w powietrzu przez sześć godzin i nie miałeś filmów, którymi mógłbyś zająć ten czas. Jedyną szansą była rozmowa z ciekawym pasażerem obok bądź zabijanie czasu spaniem lub czytaniem dobrej książki. Jednak wrestlerzy, mając na pokładzie Rica Flaira, nie musieli się martwić nudą. On żył tymi długimi lotami. Zaraz po zapięciu wyświetleniu się napis o zapięciu pasów - a czasami nawet i przed - Ric odwrócił się do mnie i powiedział - "Hej, Pipes, o czym myślisz?" Wiedziałem co on ma na myśli, więc powiedziałem - "Rób, to co musisz człowieku." Ric wziął wtedy swój szlafrok za pięć tysięcy dolarów ze schowka nad głową i poszedł do łazienki się przebrać. Pięć minut zajęło mu wyskoczenie z garnituru Armaniego, po czym wrócił na swoje miejsce wyłącznie w swoim drogim szlafroku. Jasnoczerwone aksamitne wdzianko wyglądało, jak został zabrane z garderoby apartamentu nowożeńców w hotelu w Las Vegas, ale pomimo to ubrał je. Kiedy usadowił się wygodnie, zawołał stewardesę i poprosił o darmowe drinki dla wszystkich w samolocie. Załoga kochała tego słodkiego gadułę i zawsze przyzwalała na wszystko, co tylko chciał. Chodził po korytarzach wrzeszcząc i wszystkim nowo poznanym przyjaciołom fundował jego najlepszego drinka na świecie - Kamikaze. Za pierwszym razem mogło to być bardzo uciążliwe i kłopotliwe, ale gdzieś przy 150 lub 160 razie można było do tego przywyknąć. Ric kochał zabawę i bycie w centrum uwagi. Dodając te dwie rzeczy do jego wielkiego szczerozłotego serca (rzadkie połączenie) otrzymaliśmy tego legendarnego Rica Flaira.

Jednak Ric nie tylko lubił być zabawnym, kiedy lecieliśmy. Robił to także, gdy byliśmy na ziemi. Za każdym razem, kiedy opuszczaliśmy San Domingo lądowaliśmy na Florydzie, gdzie przechodziliśmy odprawę celną. Pewnego razu, w okolicy Bożego Narodzenia, Flair i ja byliśmy w świątecznym nastroju. Kiedy czekaliśmy w kolejce zaczęliśmy śpiewać "Jingle Bells", a Ric tańczył. Widziałem go już tańczącego wcześniej, ale tamtego dnia naprawdę kręcił parkietem. Po kilku minutach świętowania, celnik miał nas już dość, wyszedł ze swojego pomieszczenia i kazał się uspokoić. W tym samym momencie, w którym kazano nam się zamknąć, zobaczyliśmy, że Jack i Jerry Briscoe czekają także na odprawę. Nie wiem jak mogli nas nie zauważyć albo nie usłyszeć, ale wzięliśmy to za dobrą rzecz i postanowiliśmy przenieść naszą imprezę na drugi koniec pomieszczenia i pozadzierać z nimi. Po przytaknięciu celnikowi odeszliśmy spokojnie wprost do braci Briscoe. Nie pozwoliliśmy im zobaczyć nas, zaszliśmy od tyłu i wykonaliśmy legdive na nich, powalając dwóch dużych chłopaków na ich tyłki. Jeżeli myśleliście, że tańcząc i śpiewając narobiliśmy hałasu, to trzeba było Wam usłyszeć, jak czterej mężczyźni uderzają o podłogę w pomieszczeniu celników. Mieliście tam dwóch Indian, jednego tlenionego blondyna i jedną czerwoną twarz (lub powinienem powiedzieć - gównianą twarz) w kilcie. Jak udało nam się uniknąć aresztowania - nie wiem po dziś dzień. To był kolejny zapamiętany dzień w wrestlingowym raju!

W tym czasie znów walczyliśmy do bólu. Nie wszystko było zabawą - musieliśmy pracować jeżdżąc na te wycieczki poza USA. Prawdę mówiąc, był jeden raz w Santo Domingo, kiedy myślałem, że nie wyjdziemy z tego żywi. To była jedna z moich pierwszych wypraw z Rickiem i mieliśmy walczyć z najpopularniejszych wrestlerem w tamtym regionie. Ten człowiek nazywał się chyba Jack Benitez. Nie słyszeliśmy nigdy o nim, ale całe miasto spoglądało na niego z nadzieją i wiarą, jak w jakiegoś wrestlingowego boga. Ludzie byli tak bardzo w nim zakochanie, że zapełniali ulice, aby tylko zobaczyć, jak ich bohater trenuje. Razem z Flairem odkryliśmy, że jego cały reżim treningowy polega na przebiegnięciu 800 metrów przez miejski most. Jednak nie zadawaliśmy na ten temat żadnych pytań, gdyż nie chcieliśmy nikogo wkurzyć. Poza tym, to był kraj kontrolowany przez generałów w stanie wojennym i jedyną możliwością, aby być wyżej w hierarchii było kontrolowanie bądź zabijanie tak, wielu ludzi, na ile pozwalały możliwości. W ich oczach, byliśmy tylko dwoma Białasami z USA. Zapewne widzieliby nas na ich łasce.

W mieście był ogromny szum z powodu walki Rica z ulubieńcem miasta. Na arenie nie było żadnych okien, klimatyzacji i było goręcej niż w saunie. Zapełniona była to sam dach mieszkańcami, którzy przyszli zobaczyć, jak Benitez klepie Amerykanina. To było coś, czego nie widziałem wcześniej. Razem z Flairem zostaliśmy odeskortowani do szatni, a potem z szatni na ring przez uzbrojonych strażników, którzy mieli nie tylko odbezpieczoną broń, to mieli także 15 centymetrowe pałki policyjne z łańcuchami na końcu. Na widowni zasiadał nawet syn prezydenta kraju. On siedział w specjalnie przygotowanym miejscu i otoczony był grupą osób z takimi śmiesznymi kapeluszami. Muszę powiedzieć, że nawet pomimo tego, że tłum był od samego naszego wejścia na arenę przeciwko nam, nie odczuwałem strachu ani nie byłem zastraszony. Żołnierze zapewniali nam także bezpieczeństwo. Wiedziałem, że Ric także nie był zastraszony, zwłaszcza kiedy zobaczył, jak w ringu prezentuje się Benitez. Był on tak niski, że początkowo myśleliśmy, że należy do dywizji karłów, której zawodnicy występowali przed walką Flaira. Ric wpadł na genialny pomysł, jak nie skopać gościowi tyłka w kilka sekund i go nie odliczyć zbyt szybko. Chciał, abym interweniował w walkę przez podcięcie nóg Beniteza, co oczywiście wkurzyłoby i jego i cały tłum. Więc kiedy zabrzmiał gong, zrobiłem to co Ric mi kazał, co zdziwiło kompletnie wszystkich. Fani zaczęli szaleć! Nawet syn prezydenta zaczął podskakiwać i krzyczeć niezbyt przychylne epitety w kierunku moim i Rica. Jego obstawa także tak się zachowywała. W pierwszej chwili pomyślałem -"To jest świetne! Zobacz, jak mocno Ci ludzie kochają wrestling!"

Jednak w chwili, w której ci goście ze śmiesznymi kapeluszami wyciągnęli broń, wiedzieliśmy, że nadchodzą kłopoty. Nie byliśmy już dłużej "w Kansas", a strażnicy nie stali już po naszej stronie. Żołnierze zaczęli uderzać łańcuchami w najbliższą im osobę - którą oczywiście byłem ja! Flair miał początkowo bezpieczniejszą pozycję, ponieważ stał trochę wyżej i nie uważano jego za złego gościa. Cała arena nienawidziła mnie za to, co zrobiłem ich bohaterowi. Jednak po chwili i Flair stał się obiektem ataków. Walczyliśmy tam o swoje życie. Całe wojsko i widzowie szli po nas, a my nie mieliśmy gdzie uciec. Wsunąłem się na ring i chwyciłem krzesło dla ochrony. Flair, mój partner w przestępstwie, był cały ten czas w ringu. Nie mieliśmy pomysłu, jak wyjść z tego cało. Nagle Portorykańczyk - Masked Invader - wybiegł z szatni, aby pomóc nam wydostać się z ringu. Jakimś cudem udało mu się zrobić ścieżkę, którą wydostaliśmy się do szatni, w której myśleliśmy, że będziemy bezpieczni. Po dotarciu na miejsce okazało się, że to jeden wielki burdel. Wszystkie nasze rzeczy zostały skradzione lub zniszczone, włączając w to moją ślubną obrączkę i specjalny diamentowy sygnet, który otrzymałem jakiś czas temu od Johnny'ego Rodza (Java Ruuk). Jednak na tym się nie skończyło. Wciąż były osoby, które dosłownie chciały nas zabić i dobijały się do drzwi. Jakiś szaleniec sforsował drzwi i zaczął rzucać w nas kawałkami betonu. Staliśmy plecami do ściany nie mając możliwości ucieczki. Kiedy tak próbowaliśmy uchronić się przed kamieniami Flair zapytał mnie - "Szampana, Pipes?" Walczyliśmy o życie, a Ric wciąż żartował. To szaleństwo ustało gdzieś o drugiej nad ranem, kiedy podjechała karetka i zabrała nas w bezpieczne miejsce, gdzie nikt o nas nie wiedział. To był jedyny raz, kiedy naprawdę myślałem, że nie ma z tego wyjścia!

Kolejnym punktem naszych międzynarodowych wypraw wrestlingowych było San Juan. Chłopcy kochali tam walczyć, ponieważ kręciło się tam nocne życie i były kasyna. W moim przypadku nie było to dla coś znaczącego, ponieważ nie jestem hazardzistą. Pamiętam jednak, jak raz z Flairem, braćmi Briscoe i Frenchiem Martinem poszliśmy tam, a ja postanowiłem spróbować szczęścia. Cóż, wstyd się przyznać, ale byłem tej nocy lekkomyślnym pijakiem i hazardzistą. Miało to miejsce chyba w Condado Hotel. Tak szybko, jak się zakwaterowaliśmy, pozostali postanowili uderzyć do stołów. Początkowo nie miałem ochoty tam iść, ale postanowiłem się trochę zabawić. Tak szybko, jak zeszliśmy do kasyna, tak szybko Flair złapał kelnerkę i zamówił 99 drinków Kamikaze, aby dobrze rozpocząć noc. Muszę jednak powiedzieć, że Flair zwykle wylewał swoje drinki przez ramię myśląc, że nikt nie widzi albo prosił barmana o rozcieńczenie ich z wodą. Początkowo tego nie wiedziałem, bo byłem zbyt zajęty swoimi drinkami. Po kilku rozluźniłem się i postanowiłem poszukać szczęścia przy stołach. Wierzcie lub nie - miałem szczęście początkującego tamtej nocy i odszedłem od stołu ze stosem żetonów w kieszeni. Po kilku godzinach picia i grania opuściłem hotel razem z braćmi Briscoe i Marintem, aby poznać uroki nocnego życia w San Juan. Po kilku postojach w celu uzupełnienia płynów w pobliskich pubach, zdecydowaliśmy o powrocie do naszego hotelu i kasyna, gdzie mogłem spożytkować żetony, które miałem cały czas w kieszeni. Jednak ku naszemu zdziwieniu kasyno było zamknięte. Byłem chyba najbardziej wkurzony ze wszystkich, gdyż chciałem odzyskać swoje pieniądze. Zadecydowaliśmy, że przeniesiemy imprezę do mojego pokoju. Wchodząc po schodach na górę postanowiłem wyładować swoją frustrację na dużej palmie, która stała na mojej drodze. Więc, jako typowy wrestler, zaatakowałem palmę clotheslinem, pozostawiając ją znokautowaną w holu. Tak szybko, jak wróciliśmy do pokoju, któryś z chłopaków wyciągnął marihuanę i impreza rozpoczęła się od nowa. Jednak zaraz usłyszeliśmy pukanie do naszych drzwi, a po dźwięku wiedzieliśmy, że nie oznacza ono nic dobrego. Zapytałem kto puka, a w odpowiedzi usłyszałem, że policja. Wrestler, który miał trawkę pobiegł wyrzucić pozostałe zapasy do toalety, ale oczywiście nie zrobił tego dobrze. Wbiegł do łazienki i zamknął drzwi licząc, że policjanci tam nie zajrzą. Kiedy otworzyłem drzwi ujrzałem pięciu funkcjonariuszy i dwa psy naprzeciw mnie. Poinformowali mnie, że na hotelowej kamerze widzieli, jak przewróciłem palmę i zanim przeszli dalej, ja wyciągnąłem z kieszeni moje studolarowe żetony - moją wygraną! - i zacząłem im wręczać po kilka. Mówiłem przy tym, że bardzo tego żałuję i to się więcej nie powtórzy. Nakazali mi wyjechać z samego rana, z czego była bardziej niż szczęśliwy. Odeszli nie zadając więcej pytań. Poczułem ulgę, że nie zostałem aresztowany, a gość w łazience był nie tylko zadowolony, że nie poszedł do więzienia, ale dlatego, że udało mu się ocalić zapasy. Jak tylko zamknąłem drzwi impreza trwała dalej. Patrząc jednak z perspektywy czasu na to - lepiej byłoby gdybym spędził tę noc za barem. Po odejściu policjantów i psów, byliśmy tak spragnienie, że ktoś wpadł na świetny pomysł picia z butów Martina. Nalaliśmy do jednego z nich cały alkohol i piliśmy do końca. O poranku byliśmy chorzy, jak psy.

Jednak nasze wybryki w San Juan nie ograniczały się jedynie do pokoju czy kasyna. Pewnego dnia, Jack i Jerry chcieli wykorzystać to, że razem z Flairem byliśmy pod wpływem. Wyzwali nas na przyjacielską grę w koszykówkę na boisku hotelowym. Flair i ja, będąc bardzo konkurencyjnymi zawodnikami, zgodziliśmy się, nawet pomimo tego, że widzieliśmy podwójnie, mieliśmy na sobie stroje kąpielowe i byliśmy boso. To było starcie czterech na dwóch, przy czym nas było dwóch. Nie dbaliśmy o to. Myśleliśmy, że nawet pijani, damy im radę. Z kolei Jerry i Jack byli trzeźwi, mieli normalne stroje z kowbojskimi butami - czyli stroje też niezbyt właściwe do tej gry. Myśląc tak teraz o tym, powinniśmy wtedy wiedzieć, że coś będzie nie tak, bo te dwa klauny były ubrane. Jednak po tak wielu skonsumowanych drinkach Kamikaze, nie zwracaliśmy na to uwagi - nie byliśmy w stanie. Po kilku szybkich przebiegnięciach po boisku, zdaliśmy sobie sprawę z tego co oni robią. Oni po prostu podawali sobie piłkę wzdłuż boiska nawzajem, a my biegaliśmy między nimi, jak idioci. Nie chcieli ani razu trafić do kosza, podawali sobie piłkę. Chcieli się z nas pośmiać i trochę nas pomęczyć. Opuściliśmy boisko nie tylko źli na braci, ale także ledwo chodząc, ponieważ mieliśmy otarte stopy - biegaliśmy boso po betonie. Aby złagodzić ból poszliśmy do lokalnej apteki i kupiliśmy kilka tubek Anbesolu i kilka opakowań gazy. Wieczorem mieliśmy przecież walkę. Anbesol miał podleczyć trochę nasze stopy. Tamtej nocy tańczyliśmy na ringu, jak Fred Astaire i Ginger Rogers - Ric był oczywiście Ginger! Jak mówi stare przysłowie - "You play, you pay!"

Innym razem prawie zapłaciłem wysoką cenę w San Juan. Jakimś cudem zostałem rozdzielony z braćmi i stałem w korku próbując dotrzeć na samolot do kolejnego miejsca. Byłem lekko spanikowany, nie tylko dlatego, że miałem dwie walki tej nocy, a też dlatego, że do Kanady były tylko dwa loty dziennie. Oznaczałoby to, że spóźnię się na lot, ominą mnie walki i wkurzę promotora, u którego próbowałem się wkupić w łaski. Wracając do hotelu po swoje rzeczy, wdałem się w kłótnię z jakimiś dwoma mieszkańcami, z których jeden miał przy sobie broń. Cóż, kłótnia poszła w takim kierunku, że zainterweniowała policja, a Ci dwaj goście powiedzieli gliniarzom, że spluwa należała do mnie. Policjanci dali im wiarę i zapakowali mój tyłek do radiowozu i zawieźli na komendę. Muszę Wam powiedzieć, że bycie Irlandczykiem w kilcie za kratkami w San Juan nie było dobrym posunięciem. Byli tam w celach twardzi goście, których starałem się unikać. Strażnikom cały czas powtarzałem, że to była pomyłka, a broń nie była moja. Jednak ignorowali mnie do samego rana. Wreszcie, z jakiegoś powodu, uwierzyli mi i wypuścili, ale było już zbyt późno na złapanie samolotu. Zadzwoniłem do promotora tego eventu, a on zastąpił mnie Terrym Funkiem. Poza tym zdarzeniem, nigdy nie opuściłem walki z powodu mojego zdrowia czy z jakiegokolwiek innego powodu. Walczyłem w każdej walce, w której byłem zabookowany, ale Terry zaczął żartować, że utrzymywał się z tych walk, na których ja się nie pojawiałem. To jednak nie za bardzo przyczyniło się w sprawie wymazania mojego nazwiska z listy osób skazanych na banicję i nie przysporzyło zaufania promotorów.

Jednym z gości, z którymi walczyłem wtedy poza USA był Pedro Morales. Kiedy mówi się o Pedro, jego śmiertelny lewy sierpowy nie jest jedyną rzeczą, która przychodzi mi na myśl. Pamiętam zabawną historię z nim i innym potworem ringowym - Koko B. Ware. Pewnego popołudnia Morales imprezował po walce do wczesnych godzin porannych. Wszyscy dobrze wiedzieli, że Pedro kocha koniak, a tamtej nocy był on jego towarzyszem do godziny 7 rano. Wreszcie odnalazł drogę do swojego pokoju, który współdzielił z Koko, po czym zasłonił firany, aby nie oślepiało go słońce, kiedy będzie spał. Jednak kiedy rzucił się na łóżko, usłyszał z drugiego pomieszczenia głos Koko - "Dzień dobry!" Pedro, który jest jednym z najlepszych gości, których poznałem - odpowiedział grzecznie z hiszpańskim akcentem - "Amigo, dzień dobry. Proszę, dopiero się kładę." Kilka minut później usłyszał znów - "Dzień dobry" i kolejny raz spokojnie odpowiedział prosząc kolegę o chwilę spokoju na odpoczynek. Jednak za trzecim razem Pedro stracił swój spokój i opanowanie. Zmęczony podskoczył na łóżku w swoich bokserkach i białej koszulce, wyszedł na hol i wyważył drzwi do pokoju kolegi. Jednak ku jego zdziwieniu, pokój był pusty. Jedyną żyjącą istotą była papuga Frankie, która podróżował z Koko. Poczuł się dziwnie, gdyż zrozumiał, że "dzień dobry" cały czas powtarzała papuga, a nie Koko. Wstawił drzwi z powrotem na zawiasy tak, aby ptak nie uciekł, poszedł bezpośrednio do recepcji z przeprosinami dla właściciela hotelu za zniszczenia i uregulowaniu opłat za naprawę.

Ric i inni zawsze powtarzali mi, abym był przygotowany na wejście do ringu z Pedro. Nigdy wcześniej ze sobą nie walczyliśmy, ale czułem, jakbyśmy się znali. On także był ciekawy mnie. Ricky Steamboat powiedział mi później, że przed naszą walką, kiedy przygotowywaliśmy się, Morales podszedł do niego i zapytał, jaki jestem w ringu. Steamboat odpowiedział mu, żeby był ostrożny, ponieważ ja przez całą walkę będę uważny. Obaj postaraliśmy się zdobyć informacje na temat swojego przeciwnika przed walką, więc nie byliśmy zaskoczeni po gongu. Cóż, wszystkie te informacje na temat Pedro nie podziałały dobrze, gdyż powalił mnie jednym z najbardziej śmiertelnych ciosów w historii wrestlingu. Walczyliśmy na stadionie baseballowym. Byłem przygotowany na bardzo ciężki fizyczny pojedynek z silnym wrestlerem, ale nie wiedziałem, że on miał inny pomysł. Kiedy nadeszła 10 minuta, miałem Pedro w headlocku, a on wydostał się z niego i pchnął mnie na liny. Wróciłem na pełnej szybkości, a on uderzył mnie swoim lewym sierpem. Po podniesieniu się z ringu, znów zaatakowałem i wtedy on wyprowadził swój charakterystyczny cios - "Boom!" Powalił mnie uderzając otwartą dłonią prosto w wątrobę. Cały stadion zareagował błyskawicznym robieniem zdjęć i okrzykiem - "Whoa!" Musieli sobie pomyśleć - "Biedny skurwysyny!" Wciąż, po dziś dzień, potrzebuję przeszczepu wątroby po tym okrutnym ciosie.

W tamtym czasie regularnie pracowałem na zagranicznych ringach i latałem w takie miejsca, jak San Juan, Santo Domingo czy Japonia. Jednakże, po spłacie długów, mogłem dostać robotę znów w Stanach, po tym, jak Jimmy Crockett zgodził się zabookować mnie w Charlotte. Powróciłem na znajome terytorium, jak telewizyjne studio i wtorkowe wywiady. Jimmy dał mi kredyt zaufania, a większość tego nie chciała zrobić. Naraził swój tyłek, nadstawił kark i reputację dla mnie, a ja nie chciałem go zawieść. Moim sposobem odpłacenia się było sprawienie, że wrestling w Charlotte znów zaczął się mieć dobrze.

Praca w Charlotte dawała mi szansę na spędzanie więcej czasu z Kitty. Nieszczęśliwie, spędziłem większość czasu z nią naprzeciw kominka. Była zima, kiedy zepsuł się piec w mieszkaniu, które wynajmowałem. Każdej nocy musiałem czuwać, aby podtrzymywać ogień i ciepło w mieszkaniu dla mojej rodziny. Cieszę się jednak z tego, że tam byłem, ponieważ mogłem być świadkiem narodzin naszego pierwszego dziecka, pięknej córki - Anastazji. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Przyszła na świat w poniedziałek, a we wtorek miałem być w studio, aby zrobić wywiad i wieczorem miałem walkę w Raleigh. Flair, Race, bracia Briscoe, Dusty Rhodes, Funkowie i Andre the Giant - wszyscy byli wtedy w pomieszczeniu. Leżały puste kubki po kawach, obgryzione kości kurczaków i zmęczeni wrestlerzy na podłodze. Część tych chłopaków przebyła ostatniej nocy prawie 500 kilometrów. Jeden z nich, chyba Ray Stevens, podniósł się i powiedział - "Hej, słyszałem, że masz córkę. Gratuluję. Potem wszyscy uściskali mi dłoń. Ktoś inny krzyknął - "Hej, Poppa Piper!" W tym momencie Jerry Briscoe zebrał w sobie tyle sił ile mu się udało, podniósł głowę i powiedział - "Pykać Pipera? Kto by to kurwa przeżył?" Cóż, Flair usłyszał to i rżeć ze śmiechu, jako koń. Jeżeli powiecie coś Flairowi, to możecie być pewni, że to będzie krążyło zaraz po wszystkich. Powtarzał wszystkim - "Pykać Pipera - łapiecie?" przy czym śmiał się maniakalnie. Ten żart utrzymywał się przez lata, ale wrócił do wersji - "Poppa Piper".

Życie zaczęło znów powracać - miałem żonę, córkę i wysoką pozycję w Charlotte. Całe to gówno z Atlanty pozostawiłem za sobą i wróciłem silniejszy niż wtedy. Pamiętam, jak pewnej nocy, razem z Kitty oglądaliśmy telewizję, a ja skakałem po kanałach próbując znaleźć coś interesującego dla nas, kiedy natknąłem się na w TBS na show z Deborah Harry z rockowej grupy - Blondie. Deborah i Blondie byli wtedy wielcy. Mieli na koncie takie hity, jako "Call Me" w czołówce list, a w tym wywiadzie jednym z tematów był wrestling. Ona w krajowej telewizji powiedział - "Najgorszą rzeczą, jaką mogli zrobić, było zwolnienie Roddy'ego Pipera" To pokazało mi, że byłem znany nie tylko w swoim regionie, ale także poza tym sportem. Jedna z najgorętszych gwiazd rockowych na świecie była moim fanem! To nie tylko zainteresowało mnie i Kitty, ale także stworzyło małe zamieszanie w Nowym Jorku i New Jersey. Jimmy Crockett powiedział mi, że Vince McMahon Sr. jest zainteresowany sprowadzeniem mnie do Nowego Jorku, kiedy on ze mną skończy. To było bardzo honorowe zagranie. Zwykle promotorzy podkupywali sobie gorących zawodników. Tak nagle pojawiła się kolejna dzika karta, dzikie wyzwanie! To był kolejny rozdział. Znów byłem tym wybrańcem - przynajmniej tak mi powiedziano. McMahon, który powiedział, że ma zamiar przejąć wrestling na całym świecie, lubił moje wywiady i stwierdził, że zbuduje wszystko wokół mojej osoby. Nie wiedziałem jednak, że to samo powiedział dwudziestu pięciu innym zawodnikom! Jestem prawie pewien, że to samo McMahon powtórzył takim wrestlerom, jak Paul Orndorff, Dave Schultz, Bob Orton Jr., Jimmy Snuka, Don Muraco i innym. Wtedy jednak nie byłem zmartwiony, gdyż wróciłem walczyć w Stanach i chciałem wykorzystać swoją szansę w Nowym Jorku, gdzie za pierwszym razem doznałem upokorzenia.

Po otrzymaniu wiadomości od Crocketta, że McMahon chce mnie w Nowym Jorku, wróciłem do domu i powtórzyłem do żonie i córce - "Kochane, jedziemy do Nowego Jorku" Kitty obdarzyła mnie jednym z tych spojrzeń - "chyba sobie żartujesz", ale nigdy nie powiedziała złego słowa o kolejnej przeprowadzce. Zaufała mojemu osądowi sytuacji. Bez względu na wszystko, zawsze dawała mi pełne wsparcie. Ja z kolei zawsze starałem się dać jej i naszym dzieciom, to na co zasługiwały, dlatego w tamtym momencie przyjąłem propozycję, gdyż Nowy Jork miał wiele do zaoferowania…

dodane przez Vercyn w dniu: 01-07-2012 16:05:31

Udostępnij

Komentarze (1)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Kolejny fajny fragment. Podróże z Flairem musiały być ciekawe. Poza tym - właśnie tak sobie wyobrażałem moment, kiedy uświadamiasz sobie, że jesteś sławny - w telewizji ktoś znany wypowiada twoje nazwisko. Czekam na więcej.

napisane przez aRo w dniu : 03-07-2012

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy