Gdybym miał cofnąć się do którejś walki, wybrałbym tą z WrestleManii 2 z 1986 roku. To nawet nie był mecz wrestlingowy! Z jakiegoś powodu Vince zapytał mnie czy zgodziłbym się boksować z Mr. T. Szczerze, nie lubiłem Mr. T. Powiedziałem więc Vince'owi, że nie ma nawet takiej opcji, że podłożę się gwieździe "Drużyny A" i upewniłem się, że on to zrozumiał. Zadowolony zgodziłem się i walka została zabookowana, jako jeden z głównych meczy na największej w roku gali WWF.
W ramach przygotowań Vince wysłał mnie na bokserski obóz treningowy do Reno w Nevadzie, który prowadzony był przez legendarnego Lou Duva. Brały w nim udział gwiazdy boksu - Evander Holyfield, Leon Spinks, Dwight Braxton i Tyrell Biggs (który szykował się walki z Mikem Tysonem). Więc znalazłem się tam, ja wrestler na obozie z gośćmi szykującymi się do walk bokserskich. Pewnej nocy Vince chciał, abym prosto z drogi, będąc styrany jak pies, udał się do miejsca, w którym oni wstawali o 4 rano, aby przebiec 8 kilometrów. Zamieniłem picie luksusowych butelek Miller Lite z moimi Braćmi na bieganie po parku razem z kaczkami i tymi bokserami wysokiego kalibru - zostałem poproszony o bycie Carlem Lewisem. Nie byłem w formie na to. Nie biegałem od lat. Byłem zbyt zajęty wrestlingiem, a poza tym moje biodro dawało o sobie znać. Ale lepiej było nie zadzierać z Duvą na tym obozie. Ustawiał nam sparingi, uderzanie w worki i resztę tych zabawnych rzeczy. Muszę przyznać, że nabierałem formy, ale także Ci goście poniewierali mnie jak psa.
Będąc tam próbowałem także jak najlepiej wykorzystać daną mi szansę. Razem z Evanderem Holyfieldem zostaliśmy dobrymi kumplami. Na początku obozu Duva zaprezentował wszystkich bokserów i każdy miał rundkę przy całkiem niezłym aplauzie. Jednak kiedy pojawiłem się ja - całe uwielbienie zamieniło się w niewyobrażalne buczenie. Odpowiedziałem na tę reakcję w charakterystyczny dla mnie sposób. Położyłem na Evanderze swoje ramię i chwyciłem mikrofon - "Wszyscy jesteście po prostu zazdrośni, ponieważ Wy musicie płacić, aby nas zobaczyć, a my Was mamy za darmo." Holyfield nie wiedział jak na to zareagować i powiedział grzecznie - "Oj, Jezu, Panie Piper, proszę tak nie robić." Nawet pomimo tego, że byłem częścią obozu tylko przez cztery tygodnie, to nauczyłem się bardzo wiele od Lou i chłopaków. Dzięki temu poprawiłem także swoją formę i lepiej przygotowałem się do mojej walki z Mr. T.
Jednak pomimo tego, że Lou Duva nauczył mnie boksować, to powinienem był wiedzieć, że pożałuję mojej decyzji o walce z Mr. T. Aby lepiej przygotować się do naszej walki, stoczyłem z nim kilka rund w ring w jakimś magazynie. Vince i booker George Scott również tam byli. Zaczęliśmy się trochę okładać pięściami, a po chwili miałem jego głowę pod swoim ramieniem w pozycji o nazwie "gilotyna". Bardzo chciałem go uderzyć wtedy, ale nie dostałem jasnego sygnału od Scotta i McMahona. Pracowałem zgodnie z zasadami i nie miałem z tym problemu. To w szatni zajmujemy się problemami, a na ringu przed kamerą i widzami jesteśmy zawsze profesjonalistami. Podczas tego sparingu było dużo rozważań odnośnie tego co wydarzy się w trakcie walki, zwłaszcza kiedy ujawniłem moje uczucia do Mr. T. Nie byłem wyniosły, ale raczej byłem najbardziej nieznośną, niegrzeczną i egoistyczną osobą, jaką można tylko być. Nie dbałem o nikogo i wiedziałem, że nikt nie dba o mnie.
Walka miała mieć miejsce w Nassau Coliseum w Nowym Jorku i wyprzedała się w kilka godzin. Była częścią karty, która odbywała się w trzech różnych miejscach - pierwszy raz w historii. WrestleMania 2 była także nadawana przez satelitę z Rosemont Horizon w Chicago, gdzie Andre the Giant i Big John Studd walczyli przeciwko zawodnikom Chicago Bears w battle royal, a także z L.A. Sports Arena w Los Angeles, gdzie Hulk Hogan walczył w steel-cage matchu z King Kong Bundym.
Przed WrestleManią 2 wpadłem w tarapaty w Phoenix ze względu na to, co powiedziałem o Mr. T podczas konferencji prasowej przed walką. Przed tym incydentem miałem ciężkie dni. Nie spałem od trzech dni. Dodatkowo piłem sporo, ponieważ byłem tak zmęczony drogą i rozłąką z rodziną, że dotarłem do punktu, w którym nie obchodziło mnie nic więcej. Przybyłem do Arizony tamtego popołudnia i pojechałem prosto na konferencję, którą zorganizowano w ogromnym pokoju wypełnionym ludźmi i dziennikarzami, których nawet wcześniej nie widziałem. W jednym narożniku był McMahon, a w innym dziennikarze z NBC, a w jeszcze kolejnym trenerzy, których nie znałem. To była bardzo dziwna atmosfera. Nie dbałem jednak o to. Wszedłem i wszyscy zaczęli pytać co stanie się z Mr. T. Poprzysiągłem im, że "Zdejmę pas, który noszę razem z kiltem i zleję go jak niewolnika." Byłem tak agresywnie nastawiony tamtego dnia, że nikt nic nie powiedział, nawet McMahon. Rzeczywiście, tamtej nocy na NBC Mr. T otrzymał lanie, ale wtedy przekroczyłem granice. Powiedziałem, że niewolnictwo było straszną rzeczą i cieszę się, że już go nie ma. Jednak wspomniałem także, że dziwi mnie fakt, że pierwszą rzeczą, którą Mr. T zrobił po zniesieniu niewolnictwa było nałożenie sobie na szyję łańcuchów. Cóż, to zwróciło uwagę wielu osób i najbezpieczniej jest powiedzieć, że po tamtej nocy w Phoenix nikt nie był fanem Roddy'ego Pipera. Ale jeszcze nie był koniec.
Wszedłem do hotelowego holu trzymając swoją walizkę Halliburtona, a tam czekali na mnie Vince McMahon i George Scott. W tamtym czasie moje relacje z Vincem były bardzo cienkie. Ja wciąż wierzyłem, że jest się panem samego siebie i że nikt nie będzie mi dyktował co mam robić. Vince, jak zwykle, próbował zamienić wrestling w sportową rozrywkę, co oznaczało śmierć tego wszystkiego co mi wpojono. Cóż, Scott i ja nie żyliśmy dobrze a ciśnienie narastało za każdym razem, kiedy się widzieliśmy. Tak jakby go potrąciłem, a on wsadził swój palec do moich ust i próbował przebić mi policzek. Jednak kiedy to zrobił, ja zagryzłem trochę mocniej zęby i mogłem spokojnie wziąć swojego Halliburtona i razem ze Scottem przejść przez cały hol prosto do windy, do której próbował się dostać także Vince ze swoją świtą. Kiedy tam doszedłem puściłem palec Scotta i postawiłem walizkę na podłodze. Kiedy drzwi się otworzyły, Scott wsiadł do windy razem z Vincem i jego tłumem, ale za każdym razem kiedy drzwi się zamykały, ja otwierałem je i mówiłem - "No chodźcie skurwysyny!" Wyzywałem ich cały czas, a oni nie wiedzieli co zrobić. Wreszcie jeden z nich wybiegł z windy, kiedy zobaczył otwartą inną, chwycił moją walizkę i wrzucił do niej. Nie miałem wyboru. Musiałem im odpuścić i pobiec do drugiej windy, aby złapać walizkę zanim zamkną się drzwi. W tamtym okresie byłem tak przemęczony, że czasami traciłem głowę.
Wtedy, tuż przed WM II, Ci goście zmuszali mnie do robienie wszystkiego co chcieli. Nigdy nie pomyśleli - "Hot Rod nigdy tego nie zrobi." Zakładali, że zrobię. Pewnego dnia zapytałem gdzie jedziemy, a oni powiedzieli - "Jedziemy do Filadelfii. Spotkamy się z Joe Frazierem. Masz wejść do jego siłowni i wyzwać go." Zadałem kolejne pytanie - "Czy Joe wie, że przyjedziemy?" Odpowiedzieli, że nie wie, ale zadzwonią do niego jak tylko będziemy na miejscu. Więc kiedy dotarliśmy do Filadelfii i do siłowni Joe - która nie była w najlepszej części miasta - wszedłem do niej ubrany w kilt. Wszyscy bokserzy obrócili się i spojrzeli na mnie pytająco. Krzyknąłem na cały głos - "Gdzie jest Joe Frazier. Przyszedłem skopać mu dupsko!" Nagle zobaczyłem Joe stojącego w drzwiach biura, które znajdowało się obok ringu. Powiedział - "To ja jestem Joe Frazier" i w tym momencie pomyślałem - "O cholera. Zaraz tutaj zginę!" Wyszedł trzymając w dłoniach piłkę lekarską. Szybko schowałem dłonie za plecami i powiedziałem do niego - "Dalej Joe, pokaż co potrafisz!" Joe uderzył wtedy piłką lekarską w mój brzuch. Wtedy powtórzyłem - "Dalej Joe, jeszcze raz!", ale w rzeczywistości wyszło to mnie więcej tak - "Daaaleeeej Joeee, jeeeeszczeee raaaz!" i uszło ze mnie całe powietrze. Więc Joe raz jeszcze uderzył mnie. Cóż, ponownie, w mojej świadomości słowa brzmiały inaczej niż w rzeczywistości. W mojej głowie mówiłem - "Widzisz, nie boję się nikogo. Przyjmę wszystko.", ale wymawiane przeze mnie słowa brzmiały zupełnie inaczej i były raczej szeptem. Ostatnie uderzenie nie tylko bolało, jak sam skurwysyn, ale nie pozostawiło mi żadnego powietrza.
Wreszcie, walka miała się rozpocząć, a ja byłem pewny siebie. Miałem po swojej stronie wielkiego Lou Duvę, do którego mam wielki szacunek. On stworzył dla mnie specjalnie szlafrok z napisem na plecach "HOT ROD". Razem z nami w narożniku był także George Benton, najlepszy trener na świecie i prawa ręka Lou. Oni obaj dali mi wiele cennych wskazówek, jak na przykład położenie prawej dłoni na klatce, aby nie czuć się tak zmęczonym - takie tam sekrety profesjonalistów. Założyłem mój szlafrok i udałem się do ringu, w którym stał już Joan Rivers - specjalny konferansjer. Zapytał mnie wtedy - "Dlaczego zawsze musisz zachowywać się nieuprzejmie?" Cóż, stałem pośrodku Nassau Coliseum naprzeciwko 17 tysięcy ludzi, zaraz miał rozpocząć się mój mecz i nie chciałem wdawać się w dyskusję z Riversem!
Szykowałem się do walki. Nie było przecież tajemnicą, jak bardzo nie lubiłem osobiście Mr. T. Nawet wrestlerzy byli ciekawi, jak potoczy się nasza walka. Robili nawet zakłady pomiędzy sobą, a przy okazji mówili do mnie - "Postawiłem, że pokonasz go w pierwszej rundzie!", "Postawiłem na Ciebie, że pokonasz go w drugiej rundzie!" Wrestlerzy byli bardzo pewni tego, że Roddy Piper zrobi coś nieprzewidzianego tamtego wieczoru. Ale tak jak już mówiłem, przed kamerą to był biznes, a wszystkie osobiste zatargi pozostawały na zapleczu. Wciąż oczekiwałem jakiegoś rodzaju znaków od McMahona, które sugerowałyby mi, że mogę dobrać się do tego gościa, ale żadnych nie dostałem.
Tuż przed gongiem zrozumiałem, że zapomniałem swojego ustnika. Szczęśliwie Lou Duva szybko zaimprowizował i wsadził mi jakaś gazę pomiędzy zęby. To był ochraniacz biedaka, ale to nie podważyło mojej pewności siebie. Przez całą pierwszą rundę widzowie dopingowali Mr. T i okropnie buczeli na mnie. Na początku walki, mając sprawne szybkie ręce, rzuciłem kilka lewych, które dosięgły mojego przeciwnika. On potem wyszedł z jego własną kombinacją, ale udało mi się wyjść z kontrą lewych i prawych. Właściwie to nie było boks, bo w rzeczywistości nie raniłem Mr. T. Kiedy zakładali mi rękawice na dłonie to zwinąłem dłonie w pięści i w sumie rękawica była na pięści, a nie pięść w rękawicy. Więc kiedy uderzałem Mr. T to otrzymywał on uderzenie tylko rękawicą, a nie pięścią. Jednak ta sama zasada nie obowiązywała jego. On miał swoje pięści w rękawicach. Dodatkowo irytujący byli komentatorzy - Vince McMahon i Susan St. James. Susan rzucała naprawdę suchymi komentarzami, nienadającymi się do telewizji. Ona jeszcze pogarszała całą sytuację.
W drugiej rundzie dostałem już normalny ustnik i rzeczy zaczęły prezentować się lepiej…tak przynajmniej myślałem. Gdzieś w środku rundy tłum zaczął skandować moje imię. Przychodziło im to bardzo wolno, gdzieś z krańców budynku, aż opanowało całą arenę. Widzowie byli teraz w stu procentach po mojej stronie, a w tym czasie razem z Mr. T przygotowywaliśmy się do akcji, w której on powala mnie lewym hakiem. Wiedziałem, że on mnie uderzy od lewej i muszę wypaść z ringu, ale miałem jeden problem - próbowałem rozgryźć w jaki sposób wylecę przez liny i spadnę pięć stóp niżej na betonową podłogę. Nie mogłem złapać lin, aby amortyzować uderzenie, gdyż miałem rękawice na dłoniach. Nieważne, kiedy to zaprzątało mi głowę, on wyrzucił swojego lewego i BANG, poleciałem! Jedyny problem był taki, na moje szczęście, że spudłował! Nie miałem jednak wtedy o tym pojęcia. Czasami nie czuć uderzenia od razu, ale nikt wcześniej nie spudłował, więc nie byłem pewien co się stało. Mr. T nie był profesjonalistą i to pokazał. Przez całe moje życie pracowałem z profesjonalistami - nie amatorami jak T - i brałem pełną odpowiedzialność za to co się działo. Jak profesjonalista powinienem to wiedzieć. Potem powiedzieli mi, że uderzenie minęło mnie o jakieś 20 centymetrów. Ludzie w Nassau Coliseum, podobnie jak ja, nie byli pewni co się właśnie stało, ale widzowie przed telewizorami w domu na pewno zauważyli. Kamera pokazała w jasny sposób, że minął mnie uderzeniem o kilometr. To była najbardziej poniżająca rzecz, która mi się przytrafiła biorąc pod uwagę moją rangę i reputację w tym sporcie.
Nawet nie będąc świadomy tego, że spudłował, wciąż byłem wściekły w ringu i chciałem roznieść tego gościa. Plan na trzecią rundę zakładał, że znokautuję dwukrotnie Mr. T. Zabrałem się za to szybko i upadł pierwszy raz. Kiedy podniósł się, zabrałem się zaraz za niego, ale on nie upadł już drugi raz. Do końca rundy nie upadł ani razu! Teraz to byłem już wściekły! Wróciłem do narożnika i moja załoga kazała mi usiąść, ale nie byłem gotowy na to. Byłem tak sfrustrowany, że wziąłem swój taboret i cisnąłem jak tylko mogłem najmocniej w Mr T. Chciałem go sprowokować, aby to on zagrał nieczysto co dałoby mi usprawiedliwienie do jakiegoś niezgodnego uderzenia. Ale on to pominął.
Walka zakończyła się moją porażką przed dyskwalifikację po tym, jak wykonałem na nim bodyslam. Rozważałem tę walkę, jako najczarniejszy punkt mojej kariery, ponieważ Mr. T nie miał doświadczenia w takiej walce i jeszcze nie potrafił wyprowadzić kluczowego ciosu. Starcie to odebrałem jako policzek dla mnie, ponieważ moje ego było zbyt duże w tamtym czasie. Powinienem był także zaufać moim instynktom i znokautować go wtedy, gdy chciałem to zrobić. Widzicie, on nie grał według zasad. Zasady mówią, że najlepiej znokautować przeciwnika wbijając mu jego własne zęby do gardła.
Jednak walka ta była także punktem zwrotnym w mojej karierze. Całe Nassau Coliseum w ciągu jednej rundy przestało dopingować Mr. T i zaczęło krzyczeć "Piper! Piper!" To wywołało wielką lawinę, która w niedługim czasie sprawiła, że stałem się ulubieńcem publiczności. Nagle Vince McMahon nie wiedział co ma zrobić, gdyż jego topowy heel stał się topowym babyfacem. "Rowdy" Roddy Piper stał się nawet bardziej popularny od Hulka Hogana! Rozpoczęła się prawdziwa walka od tego momentu. Mój status gwiazdy eksplodował w tamtym czasie. Hogan z kolei próbował wybadać jego pozycję u McMahona, a szef WWE powiedział mu, żeby się nie martwił, bo on się sam zajmie tą całą sytuacją. To rozpoczęło wojnę pomiędzy Roddym Piperem a Vincem McMahonem. Jeżeli nie zadbasz sam o siebie, to zostaniesz pobity i McMahon próbował mnie właśnie stłumić.
Pojawiła się pomiędzy nami niespotykana wręcz niechęć. Ja robiłem to co do mnie należało. W tamtym czasie wciąż prowadziłem "Piper's Pit", a Kitty urodziła mi nasze drugie dziecko - drugą piękną córeczkę - Ariel. Pojawiły się także propozycje pięciorundowej walki z Mikem Tysonem w Nowym Jorku podczas show z okazji odsłonięcia odrestaurowanej Statuy Wolności. Zgodziłem się, ale starcie nie doszło do skutku.
Jakby narażanie swojego życia w ringu mi nie wystarczało, miałem także różne wydarzenia poza ringiem, które prawie pozbawiły mnie go. Tuż przed WrestleManią III, walczyłem w Los Angeles. Tamtej konkretnej nocy byłem ostatni w karcie i po walce miałem wyskoczyć z Harley Racem, Mitchem Ackermanem (moim drogim przyjacielem) i kilkoma innymi chłopakami, których nazwisk niestety nie pamiętam. Cóż, w szatni łapaliśmy oddech po gali, czekając przede wszystkim, aż tłum opuści obiekt, aby uniknąć korków i kolejek. Szatnie były tak ułożone, że przebierało się w jednym pomieszczeniu, potem szło się do drugiego pod prysznic, a potem wracało, aby się wysuszyć i ubrać. W szatni było również wiele luster z wielkimi żarówkami wokół - takie jak mają aktorzy i aktorki w garderobach. Kiedy rozmawiałem z chłopakami, położyłem swój ręcznik na mojej walizce, która stała na półce zaraz obok tych świateł. Rozebrałem się i poszedłem do drugiego pomieszczenia wziąć prysznic, ale zapomniałem o ręczniku. Kiedy skończyłem kąpiel, wróciłem do szatni ociekając wodą, w poszukiwaniu ręcznika. Zrobiła się pode mną kałuża wody. Sięgnąłem po ręcznik leżący na walizce i mówiłem coś do Harley'a. Następną rzeczą, którą pamiętam, było poślizgnięcie się na wodzie, która była pode mną i uderzenie gołym ciałem o lustro. Dodatkowo w całym tym procesie upadania, mój lewy palec wskazujący przypadkowo trafił w puste gniazdo żarówki, co "dodało" mi trochę elektryczności. To zwaliło mnie na krzesło i nikt nie miał pojęcia co się stało. Patrzyli na mnie pytająco - "Co ten Piper znowu robi?" Wrestlerzy nie potrafili dodać dwa do dwóch, a nawet gdyby to zrobili, to i tak wyszłoby im trzy! Wreszcie, po lekkim wycieku z moich ust, zrozumieli, że dobrze byłoby zapytać co mi jest. W tamtym okresie mojej kariery, starałem się nie okazywać bólu. Bez odwrotu, bez poddawania się - to było moje kredo. Kiedy wszyscy opuścili szatnię zacząłem się ubierać, a potem razem z Mitchem pojechałem do sushi baru. Jednakże tamtej nocy byłem bardzo zmieszany i nudny. W pewnym momencie poprosiłem przyjaciela, aby podrzucił mnie do mojego hotelowego pokoju.
Następnego dnia, nie wiem jak, mając bilet do Minneapolis, wpakowałem się do samolotu, który zabrał mnie do Kansas City. Chodziłem po całym lotnisku w Kansas, dopóki ochroniarz nie podszedł do mnie z zapytaniem - "Panie Piper, w czym mogę pomóc?" Odpowiedziałem - "Czy może mi do jasnej cholery powiedzieć, gdzie ja jestem?" W tamtym momencie zostałem zabrany do szpitala, gdyż miałem wstrząs elektryczny, a potem wróciłem do Portland. Od tamtego zajścia przebudowano Sport Arenę w L.A. tak, aby chroniła sportowców. Pozwałem ich wtedy i wygrałem. Wszyscy mnie szukali i za mną wydzwaniali. Kontaktowali się z lekarzami, pielęgniarkami i wrestlerami, z którymi rozmawiałem, a którym mówiłem, że muszę być w Norfolk. Wrestlerzy wiedzieli jednak, że coś było ze mną nie tak, gdyż od 10 lat nie byliśmy w Norfolk! Po wielu badaniach w szpitalu, razem ze świetnym prawnikiem Carolem Freisem zajęliśmy się zarządcami areny w L.A. i ich nieprzyjaznymi warunkami pracy.
Przed WrestleManią III walczyłem z całą grupą trzymającą władzę, która chciała umniejszyć moją wartość, jako pro wrestlera i wiedziałem, że nie mogę walczyć z nimi wiecznie. Opracowałem więc plan. Jedynym wyjściem, w którym mogłem wciąż pozostać na szczycie było odejście na emeryturę. Doszedłem do wniosku, że jeżeli odejdę będąc u szczytu kariery i przejdę do innej branży i tam osiągnę sukcesy, to uchroni mnie przed kompletnym zepchnięciem i umniejszeniem mojej wartości przez WWF. Przyznam, że to był bardzo przerażający ruch, ale zdecydowałem się postępować zgodnie z planem.
W początkach 1987 roku, powiedziałem Vince'owi, że nie chcę już więcej robić "Piper's Pit", ponieważ czuję się na to zbyt stary. Dodatkowo zawsze wierzyłem, że powinno się odejść tuż przed rozpoczęciem lotu w dół. Vince nie chciał, abym kończył z show, ale uprzedziłem go także, że moja walka na WM III będzie moim "emerytalnym" starciem. Gala miała się odbyć w Pontiac Silverdome z walką o WWF Title pomiędzy Hoganem a Andre the Giantem w main evencie. Kiedy Vince pokazał przyszykowane plakaty na głównym planie widniał main event Giant vs Hogan, a pod nim małymi literami napis - "Pożegnalna walka Roddy'ego Pipera". Nie chciał mi nawet okazać szczypty szacunku. W taki sposób starał się wyrządzić mi jeszcze większe szkody.
Kręcąc jeszcze "Piper's Pit" do WM III postanowiłem wykorzystać moment i oznajmiłem publicznie, że przechodzę na emeryturę. W trakcie wywiadu powiedziałem - "Tatuś wraca do domu". Po moim pożegnalnym promie Don Muraco podszedł do mnie, śmiejąc się głośno, i powiedział - "Dzięki, właśnie uśmierciłeś wszystkie niemowlaki w okolicy". Na chwilę przed tamtym zdarzeniem Vince przyszedł do mnie i zapytał co chcę zrobić. Powiedziałem mu wtedy - "Vince, pozwól mi tam wyjść", a on się cofnął. Myślę, że musiał się obawiać, że powiem coś niewłaściwego, ale ja postawiłem WWF we właściwym świetle. Pomimo wszystkich różnic, miałem tam swoje wielkie chwile. Zrobiłem wiele dla WWF, a WWF zrobiło również wiele dla mnie. Jednakże to wciąż była wojna, a ja zamierzałem przetrwać.
W main evencie znalazło się "Piper's Pit". Hogan i Andre udzielali wywiadu, ale Andre chciał uderzyć w krzyż, który Hulk nosił na szyi. Cóż, miałem z tym problem, gdyż postanowiłem nie używać imienia Pana w tym wszystkim, a to miało właśnie tak wyglądać. Tamten okres był dla mnie ciężki zarówno moralnie, jak i zawodowo. W trakcie wywiadu, Andre doszedł wreszcie do momentu, w którym nawiązał do krzyżyka, a zaraz kiedy to zrobił, jego pazury uderzyły w Hulka i pociekło trochę krwi. I tuż przed zejściem z anteny powiedziałem do Hogana - "Ty krwawisz!", co świetnie się zgrało i perfekcyjnie zamknęło ten angle.
Na widowni siedział reżyser John Carpenter. Nigdy o nim nie słyszałem, ale mój przyjaciel Dave Wolff powiedział potem, że on chce się ze mną spotkać i porozmawiać. Zgodziłem się na to, w końcu darmowy obiad to darmowy obiad. Nie myślałem jeszcze wtedy o niczym więcej.
W trakcie WrestleManii III był taki elektryczny miniaturowy ring, którym transportowano nas do ringu. Kiedy nadeszła moja kolej pojawiły się problemy z nim, coś pękło. Mogłem usłyszeć tłum w tamtym momencie. Wiedziałem, że już jest czas, aby wyjść, ale Vince powtarzał mi, żebym poczekał, a oni to naprawią. Odpowiedziałem jednak - "Pieprz się!", odsłoniłem kurtynę i zacząłem biec w stronę ringu. Fani szaleli - nie wiem czy to przez to, że biegłem do ringu czy przez fakt, że myśleli, że widzą mnie w ringu po raz ostatni. Nie potrzebowałem żadnego pieprzonego wózka, aby się dostać do ringu. Gdybym nie potrafił dobiec do ringu, to jakim byłbym zawodnikiem? Kiedy wbiegłem na ring, to widzowie dali mi takie wrażenie, którego nigdy nie zapomnę. Możecie zobaczyć sobie na taśmach. Nikt nie otrzymał większej reakcji ode mnie. Nawet komentatorzy, Bobby Heenan i Gorilla Monsoon, nie słyszeli siebie nawzajem. Ten moment wynagrodził mi wszystkie złamane kości i przebyte podróże. To był ten moment, w którym mogłem stanąć i popatrzyć na tę całą arenę, na tych ludzi, którzy uratowali mi życie pozwalając mi być w tym miejscu, w którym teraz byłem i zarabiać na dobre życie.
To był niewiarygodny czas w mojej karierze. Po chwili wyszedł Adrian Adonis (Keith Frankie) - kochałem tego gościa - razem ze swoim managerem, Jimmym Hartem. Mój dobry przyjaciel miał mi towarzyszyć w mojej ostatniej drodze i zrobić świetną walkę. To był "hair vs hair match", w którym przegrany zostaje pozbawiony włosów. Adrian przegrał walkę i tak narodził się Brutus the Barber. To zostało wymyślone przeze mnie. Pobiłem Adriana, a to dało wiele radości widzom. To był świetny moment. Powiedziałem potem do Brutusa - "Możesz ściąć jego włosy". Wziąłem największe nożyce i podałem jemu, a on obciął mu włosy i tak narodził się Brutus "The Barber" Beefcake.
Cała atmosfera na WrestleManii III była niewiarygodna. Nigdy więcej nie poczułem czegoś takiego. Muszę przyznać, że McMahon przygotował na moją pożegnalną walkę najpiękniejszą prezentację, jaką widziałem. Zagrali utwór Franka Sinatry "My Way" i pokazali najważniejsze momenty mojej kariery, a na samym końcu umieścili mnie w koszulce Hulka Hogana z "The War to Settle the Score", mówiącego - "I love You!" To wyglądało tak, jakbym wspierał Hulka! Napomknąłem potem o tym Vince'owi, a on zaczął się z tego śmiać! On był, i jest, bardzo wyrachowanym i przebiegłym człowiekiem. Po walce spotkałem się z Davem Wolffem, który eskortował mnie do szatni. Kiedy Vince nas zobaczył, nie spodobało mu się to za bardzo. To stworzyło kolejne animozje między nami i, szczerze mówiąc, było początkiem końca naszego związku. Zauważcie, że właśnie próbowałem nakreślić Wam temperaturę i atmosferę tego co było pomiędzy mną a Vincem.
Po świetnym evencie udałem się na obiad z Johnem Carpenterem. Dostałem także butelkę jednego z najlepszych szampanów. Nie potrafiłem powstrzymać łez. Podczas obiady, reżyser zaproponował mi rolę w jego kolejnym filmie - "The Live". Jak to wyglądało? Jedliśmy i nagle John powiedział - "Czy możesz podać mi masło, proszę?" Potem Dave - "Czy możesz podać mi roladę, proszę?" Znów John - "Czy chcesz zagrać w moim nowym filmie?" Odpowiedziałem - "Oczywiście, czy została jeszcze ta rolada?" Więcej nie zamieniliśmy słowa na temat filmu tamtego wieczoru. Nie chcę jednak, abyście pomyśleli, że byłem w tamtym czasie naiwny, bo tak nie było.
Wiedziałem, że McMahon będzie starał się mnie pogrzebać i, jak już mówiłem wcześniej, musiałem wykonać dramatyczny ruch, aby zwiększyć swoją prawdziwą wartość. Dałem więc słowo, że wezmę udział w tym filmie nie pytając nawet o czym on będzie. Kiedy McMahon dowiedział się o tej umowie, przyszedł do mnie i powiedział - "Zrobię Tobie film w ciągu kolejnych czterech tygodni za taką samą stawkę, jeżeli zostaniesz". Odpowiedziałem - "Ale nie w reżyserii Johna Carpentera". Wiedziałem o co mu chodzi. Jeżeli mam być z Wami szczery - nie potrzebowałem żadnego kolejnego "Hell Comes to Frog Town" (wciąż mówię wszystkim, że zagrał w nim mój zły brat bliźniak), o którym pewnie myślał McMahon. Zostawiłem Vince'a i WWF za sobą, a kolejną rzeczą było wkroczenie na podwórko Johna Carpentera, wzięcie lekcji aktorstwa i zrobienie filmu.
Akurat kiedy wyszło "They live" w 1988 roku, które okazało się hitem kinowym, zapragnąłem skontaktować się z Vincem w sprawie moich problemów z pozwem dotyczącym tamtego porażenia prądem. W trakcie tej wymiany korespondencji Vince'a z Freisem (moim prawnikiem), McMahon wysłał przez niego wiadomość dla mnie - "Powiedz Piperowi, że Hogan i ja jesteśmy jedynymi prawdziwymi ludźmi WWF". Do tamtego czasu postrzegano Hogana i mnie, jako tych "twórców" federacji. Jednak po WM III McMahon dał mi jasno do zrozumienia, że nie jestem już częścią tej rodziny. Jednak to czego on nie rozumiał to fakt, że nie miałem nigdy innej rodziny niż tę piękną, którą stworzyłem sam przy boskiej pomocy. McMahon powiedział mi - "WWF nie potrzebuje Roddy'ego Pipera", a ja spojrzałem głęboko w jego oczy i odpowiedziałem - "A Roddy Piper nie potrzebuje WWF" i udałem się na plan filmowy kasowego hitu, będąc pierwszym wrestlerem w historii, który osiągnął ten wyczyn. Wiedziałem, że McMahon popełnił śmiertelną pomyłkę, ponieważ przez te wszystkie lata nauczyłem się od moich starszych kolegów, że nawet jak odejdę, a zrobię filmowy hit, będę w stanie wrócić do WWF i wciąż być nietykalny. I powróciłem do WWF użyczając swojego głosu oraz walcząc. Pamiętajcie - kiedy rośnie stawka, rośnie też psychologia.
Jeżeli jesteście fanami wrestlingu od długiego czasu, nie ma szans, abyście nie słyszeli o "skandalu sterydowym". McMahonowi zarzucono nie tylko tolerowanie używania przez zawodników WWF sterydów, ale także aktywne namawianie ich do zażywania, aby lepiej wykonywali swoją pracę. Mogę Wam teraz powiedzieć, że to jest w 100% nieprawda! Poniekąd…
Jednak wiem, że to spędzało Vince'owi także sen z powiek. McMahon nie obawiał się tego, ponieważ wiedział co należy zrobić, aby pozostać czystym. W jego mniemaniu odpowiedź była bardzo prosta. Jego proces myślowy wyglądał mniej więcej tak - "Hogan mieszka tuż obok mnie, Hogan jest moim przyjacielem, Hogan zarabia dla mnie pieniądze. Roddy Piper jest drugą połową mojej własności i też zarabia dla mnie pieniądze, jak Hogan. Jednak, Piper nie przyjdzie do mojego biura, aby porozmawiać. Piper jest buntownikiem. Jego żona odmówiła wzięcia ode mnie domu za darmo. Piper jest drugą połową mojej własności i też zarabia dla mnie pieniądze, jak Hogan. Piper jest trzy tysiące mil stąd i jest znany z tego, że jest nieprzewidywalny. Hmm…ktoś musi polecieć. Którego powinienem wybrać? Nie mam zamiaru czekać, aż to będę ja, ponieważ najbardziej lubię siebie. Odpowiedź jest jasna - Piper."
In the Pit with Piper: Roddy nie potrzebuje WWF!
Komentarze (4)
Skomentuj stronę[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=4KPnPgd4Blk[/youtube]
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=t0V2vW01bFg&feature=channel&list=UL[/youtube]
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=3Zcelf2QdFU[/youtube]
genialna książka jak i twoja praca nie mogę doczekać się kolejnej części :)
Kolejny świetny rozdział. Szkoda, że zbliżamy się do końca...
Ty i Piper sprawiacie, że będę miał na koncie książkę dłuższą, niż 100 stron, gratulacje :D
Cytat: aRo93
A to nie koniec - bo na półce czekają kolejne pozycje - Eddie Guerrero, Stone Cold, Edge, D-Generation X i The Rock.