Po otrzymaniu wiadomości od Crocketta, że McMahon chce mnie w Nowym Jorku, wróciłem do domu i powtórzyłem to żonie i córce - "Kochane, jedziemy do Nowego Jorku". Kitty obdarzyła mnie jednym z tych spojrzeń - "chyba sobie żartujesz", ale nigdy nie powiedziała złego słowa o kolejnej przeprowadzce. Zaufała mojemu osądowi sytuacji. Bez względu na wszystko, zawsze dawała mi pełne wsparcie. Ja z kolei zawsze starałem się dać jej i naszym dzieciom, to na co zasługiwały, dlatego w tamtym momencie przyjąłem propozycję, gdyż Nowy Jork miał wiele do zaoferowania. Podążałem za radami Franka Sinatry z piosenki "New York, New York", w której Frank śpiewał, że jeżeli poradzisz sobie w Nowym Jorku, to poradzisz sobie w każdym innym miejscu. Byłem zdeterminowany, aby to udowodnić. Byłem także tak bardzo zakochany w mojej córce Anastazji, że chciałem dać jej najlepsze życie, jakie tylko potrafiłem. Więc, jeżeli to oznaczało przeprowadzkę do Nowego Jorku i rozpoczęcie wszystkiego od nowa - byłem na to gotowy.
W tym czasie mój związek z Kitty przeszedł już różne zawirowania, więc kolejna przeprowadzka nie była zbyt wielką sprawą. Bob Orton pewnego razu podpowiedział mi, żebym pił każdego dnia ocet jabłkowy, który pomoże mi na problemy ze stawami. Cóż, zastosowałem się do tego i codziennie przed snem piłem pół butelki octu jabłkowego przez sześć miesięcy i niestety nie pomogło! Jeżeli Kitty potrafiła przetrwać ze mną pół roku, kiedy kładłem się każdej nocy do łóżka śmierdząc jak sałatka, to w Nowym Jorku poradzi sobie na pewno. Biedna Kitty, ile ona musiała ze mną przejść.
Nigdy nie zapomnę także tej jednej nocy w Charlotte, kiedy jacyś obłąkani fani dowiedzieli się gdzie mieszkamy i przyszli do naszego domu, chcąc nas trochę ponękać. Było około północy. Dziecko spało, a razem z Kitty leżeliśmy na łóżku rozmawiając. Nagle usłyszeliśmy hałas. Wstałem i podszedłem do okna, które wychodziło na parking. Zobaczyłem tam dwie półciężarówki wyładowane wieśniakami z Północnej Karoliny. Jeździli po parkingu krzycząc - "Hej, Piper, wiemy, że tam jesteś! Wyłaź! Skopiemy Ci dupsko!" Zawsze byłem samotnym wilkiem, ale zdałem sobie sprawę, że już nim nie jestem - miałem żonę i dziecko. Cała ta sytuacja była dla mnie nowa, jako dla ojca i moją pierwszą reakcja, jak na Ojca Roku przystało, było zareagowanie radykalnie. Zwykle w tamtym czasie nosiłem ze sobą dwie spluwy. Więc razem ze Smithem i Wessonem wyszedłem do tych idiotów zobaczyć co chcą. Wybiegłem przez drzwi, nie zakładając nawet butów, z 357 w ręku i zacząłem strzelać. Oni zbledli ze strachu, jak Duszek Kacper, i zaczęli się zawijać. Ja wciąż biegłem i strzelałem, biegłem i strzelałem, biegłem i strzelałem, mając nadzieję, że trafię jednego z nich. Kiedy już dobiegałem do boku jednej z ciężarówek, nagle moje jeansy opadły mi do samych kostek i zaliczyłem pięknego nura wprost w betonową drogę. Kiedy podnosiłem się, zobaczyłem ich tylne lampy, które świeciły w oddali. Kitty wyszła i opatrzyła mnie delikatnie. Zastała mnie leżącego twarzą do ziemi ze opuszczonymi spodniami, ale wciąż trzymającego moje dwie spluwy w dłoniach i powiedziała cicho - "Skończyłeś już Rodericku? Myślisz, że możemy wrócić już do naszego apartamentu Kochanie?" Poprosiłem, aby potrzymała pistolety, kiedy będę podciągał spodnie, a potem wróciliśmy do domu, jakby nic się nie wydarzyło. Za to właśnie tak bardzo kocham Kitty. Zaakceptowała mnie takim, jakim byłem i pozwoliła mi sobą pozostać. Jednak kluczowym słowem, które wyszło wtedy z jej ust było - "Roderick". Zawsze, kiedy używała mojego pełnego imienia, wiedziałem, że to coś oznacza. Gdyby to wychodziło z ust kogokolwiek innego - nie przejmowałbym się tym. Ona uratowała moje życie tak wiele razy w trakcie naszego związku, że zgubiłem już rachubę.
Kitty przyjmowała na siebie to wszystko nie tylko od naszej pierwszej randki wtedy w parku, ale także od pierwszego dnia, jako mąż i żona. Pewnego popołudnia w 1982 roku wzięliśmy ślub w Portland w starym szkockim kościele i nie tylko nie pojechaliśmy na miesiąc miodowy po wszystkim, ale zaraz po ceremonii opuściłem ją w naszą noc poślubną, gdyż miałem walkę. Po dziś dzień nie mieliśmy naszego miesiąca miodowego, ani podróży poślubnej.
Kiedy nadszedł czas, aby przenieść się do Nowego Jorku, spakowaliśmy się do naszego auta i wynajęliśmy przyczepę, którą podczepiliśmy pod naszego Cadillaca. Pożegnaliśmy Charlotte, a po prostej drodze dotarliśmy do Nowego Jorku. Oczywiście tradycji stało się zadość i sprawiłem, że nowe miasto dowiedziało się o moim przyjeździe. Uchyliłem okno i krzyknąłem - "New York City, Roddy Piper jest tutaj i skopie Ci tyłek!" Żona spojrzała na mnie dziwnie. To był pierwszy raz, kiedy ktokolwiek był ze mną w aucie, kiedy to robiłem.
Pierwszą rzeczą po przyjeździe, którą zrobiliśmy z Kitty i Anastazją było znalezienie jakiegoś miejsca do zamieszkania. Nie zamierzaliśmy mieszkać w centrum Nowego Jorku i zdecydowaliśmy się na poszukiwania czegoś w New Jersey, które jest na tyle daleko od tego zgiełku, ale również na tyle blisko, że czuć jeszcze ten klimat Wielkiego Jabłka. Po dłuższych poszukiwaniach znaleźliśmy mały hotel zaraz przy oceanie w Sea Bright w New Jersey. Po tym co miało się tam nam przydarzyć, pomyślicie, że powinienem zapamiętać to miejsce, ale cały czas głęboko w sobie próbuję o nim zapomnieć. Kiedy już znaleźliśmy się w pokoju, zadzwoniłem do kilku osób, aby dowiedzieć się gdzie i kiedy mam walczyć i potem wyszedłem do pracy. Rozpoczynałem swoje walki z Nowym Jorku i New Jersey z takimi osobami, jak Sgt. Slaughter, Don Muraco i Mr Fuji, który także mieszkał w New Jersey. Bardzo szybko wróciłem do regularnych walk i występów do późnych godzin.
Pewnej nocy wróciłem z walki o godzinie 1:30. Wszyscy już spali. Ja ledwo stałem na nogach, więc wczołgałem się do łóżka, chcąc spędzić resztę nocy w łóżku. Nasz pokój wychodził wprost na ocean. Szum fal i zmęczenie znokautowały mnie od razu. Po jakichś dwóch godzinach Kitty zaczęła mnie przeraźliwie budzić. Tak szybko, jak usłyszałem jej płacz, podskoczyłem na łóżku i się obudziłem. Kiedy moje stopy uderzyły o podłogę zdałem sobie sprawę, że w pokoju było już kilka centymetrów wody na podłodze i wciąż wpływało więcej. Moje serce zaczęło bić jak szalone, kiedy dotarło do mnie, że nasza córeczka śpi w kojcu, który teraz pływał po całym pokoju. Kiedy chłodna woda obudziła mnie całkowicie, zauważyłem że Kitty już zajęła się Anastazją i postawiła jej łóżeczko na szczycie kredensu. Dzięki Bogu była bezpieczna. Bardzo szybko zabrałem rodzinę i udaliśmy się do wyjścia. Nie mogliśmy uwierzyć w ilość tej wody, która wpłynęła, kiedy otworzyłem drzwi. Wytrąciła mnie z równowagi, więc dobrze się złożyło, że Kitty razem z córeczką stały za mną, kiedy otwierałem drzwi. Już po wyjściu zauważyliśmy, że woda coraz bardziej przybierała i było jej już ponad pół metra. Moim priorytetem było teraz znalezienie jakiegoś wzniesienia. Po umiejscowieniu tam rodziny wróciłem do naszego auta, które stało zaparkowane nieopodal apartamentu. Kiedy dotarłem na miejsce ujrzałem, że było ono już częściowo zanurzone. Wiedząc, że Cadillaca już nie ruszę z miejsca, postanowiłem odczepić przyczepę, aby zabezpieczyć ją, gdyż tam znajdowały się wszystkie nasze kosztowności i cenne rzeczy, włączając w to szklany słój, w którym zgromadziliśmy oszczędności całego życia. (Wciąż nie wierzę w trzymanie pieniędzy w bankach.) Wtedy miałem tę nieprzyjemność ciągnąć przyczepę za dwa wielkie łańcuchy, niczym Herkules. Używałem do tego każdego mięśnia i każdej ułamka siły, który posiadałem. Udało mi się to wreszcie przetransportować na wzniesienie. Jednak kilka rzeczy ucierpiało w tym wszystkim, jak na przykład ulubiona kolekcja obrazów z końmi mojej żony. Wciąż mam wodne zacieki, ale obrazy wiszą na naszej ścianie. Większość rzeczy udało się ocalić bez szkody.
Kiedy tak męczyłem się tą przyczepą, usłyszałem, jak żołnierze Gwardii Narodowej USA ostrzegają ludzi przez megafony przed powodzią i oferują każdemu schronienie i pomoc. Zabrali Kitty i Anastazję na swoją ciężarówkę i zawieźli. Dołączyłem do nich później w jakiejś lokalnej sali gimnastycznej, a kiedy upewniłem się, że są bezpieczne - pojechałem szukać nowego lokum. Po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań, zarezerwowałem nam wreszcie pokój w lokalnym Hiltonie na okres miesiąca. Jednak zanim zapłaciłem za niego, upewniłem się, że znajduje się na piętnastym piętrze. Po moim wyjeździe na poszukiwania, jeden z miejscowych reporterów przyjechał do sali gimnastycznej i zrobił zdjęcie mojej przemoczonej żonie i dziecku siedzącym na krześle. Następnego poranka, kiedy obudziliśmy się w pokoju hotelowym, doznaliśmy kolejnego szoku. Zamówiłem nam śniadanie do pokoju i razem z nim otrzymaliśmy poranną prasę. Ku naszemu zdziwieniu, na pierwszej stronie widniało zdjęcie mojej żony i córki z podpisem - "BEZ ŚRODKÓW DO ŻYCIA". Cóż, Kitty była na tyle przebiegła, że nie podała naszego nazwiska, a prawdziwie nazwisko Sierżanta Slaughtera, co nie umknęło naszej uwadze. Jednak więcej śmiechu spowodował fakt, że tamtego ranka powiedziałem do Kitty - "Kto by pomyślał, że Ty będziesz na pierwszej stronie gazety w New Jersey przede mną? Teraz mamy w rodzinie dwoje celebrytów." Po śniadaniu udałem się do naszego zalanego hotelu, aby spróbować wyłowić auto. Po kilku godzinach wypompowałem całą wodę z wnętrza i odpaliłem go. Jednak Cadillac nie chodził już nigdy tam samo, jak przed zalaniem, a kilka miesięcy później zniknął, kiedy zostawiłem go pewnego razu na poboczu i nigdy go więcej nie znalazłem. Po 30 dniach w Hiltonie, wprowadziliśmy się do apartamentu w Woodbridge w New Jersey, gdzie mieszkał także Don Muraco.
Razem z Donem byliśmy nawet na evencie w Harrisburg w Pensylwanii, który mógł przejść od historii. Vince McMahon Senior zadecydował, że razem z synem zawładną wrestlingowym światem. Wezwał mnie do siebie osobiście i powiedział, że jestem "Wybrańcem". Dodał, że pokłada we mnie ogromne nadzieje, ale chce mieć pewność, że nie będę bał się pracować przeciwko innym promotorom. Nie miałem z tym problemu, ale jak powiedziałem wcześniej, Vince miał taką rozmowę z wieloma innymi topowymi zawodnikami w kraju. Zostaliśmy zwołani wszyscy do Harrisburga. Było to coś w rodzaju - "Kto jest Kim?" w wrestlingu. Było około dwudziestu pięciu wrestlerów - Paul Orndorff, Jimmy Snuka, George "The Animal" Steele, Mr. Fuji, Andre the Giant, Adrian Adonis, Jesse Ventura, David Schultz, Ken Patera, Sgt. Slaughter i wielu wielu innych rebeliantów i buntowników. To była pierwsza rzecz z samego rana. Każdy dopiero co przyjechał z tych miejsc, w których normalnie mieszkał. Nikt nie miał żadnego pojęcia i pomysłu, dlaczego wezwali nas na zebranie. Byliśmy na kacu, zmęczeni, prosto z drogi. Jedyne co wiedzieliśmy to fakt, że była dziesiąta rano, a my musieliśmy robić wywiady tego dnia i walczyć trzykrotnie po południu. Wszyscy próbowali utrzymać się przy życiu na różne sposoby - pijąc litry kawy, tańcząc. Andre miał swoje wino, a Mr Fuji siedział i jadł czosnek. Nagle Vince Senior i Jim Barnett weszli do pokoju, a my wszyscy wstaliśmy próbując rozgryźć o co może chodzić. Kazali nam usiąść, jakbyśmy byli w szkole i kilku z nas posłuchało. Nie wiem, czy zdawali sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy wkurzeni. Odciągnęli nawet Andre od jego butelki z winem, co było prawie, jak igranie ze śmiercią! Co oni do cholery myśleli? Nieważne. Po jakiejś godzinie błagania nas, abyśmy usiedli - dwadzieścia pięć goryli usiadło. Nastawiliśmy uszy, aby dowidzieć się wreszcie, czego od nas chcą. Wtedy przyprowadzili jakiegoś drobnego faceta, komentatora, który stanął pomiędzy Vincem Seniorem i Barnettem. Był to Vince McMahon Junior. Co za potęga - tak sobie pewnie pomyśleli! Co oni próbowali zrobić - zastraszyć nas? Posadzili dwudziestu pięciu topowych wrestlerów na dupach myśląc, że będziemy bardziej podatni na to, co chcą nam powiedzieć - ale się mylili. Byliśmy już ukształtowanymi gwiazdami, które udowodniły swoją wartość przez wiele lat i które mogły znaleźć pracę wszędzie. McMahonowie i Barnett nasrali na bank w gacie widząc nasze miny, kiedy siadaliśmy. Mówiły one - "czego kurwa od nas chcecie?"
Vince Senior miał nawyk przekładania ćwierćdolarówki między palcami dłoni, ale powiem Wam, że ta ćwierćdolarówka przebyła w jego dłoni przynajmniej kilka kilometrów od momentu, w którym zdał sobie sprawę, że wszyscy nabraliśmy się na to jego gówno - "Ty jesteś Wybrańcem". Z kolei Barnett nie wyglądał lepiej, kiedy stał tak przestraszony przed nami w swoim garniturze od Armaniego, z poluzowanym krawatem i szukał wzrokiem najbliższego wyjścia z pokoju. Zaraz potem powiedzieli nam, że to Vince Junior - jakiś głupi komentator - będzie wydawał polecenia. Cóż, wszyscy byliśmy ciekawi o jakich poleceniach oni mówią, ponieważ gdyby to było pójście na śniadanie, nikt z nas nie pogardziłby dobrym stekiem z jajkiem w tamtym momencie. Vince rozpoczął spotkanie od zdania - "Dziękuje za przybycie. Domyślam się, że wszyscy wiecie po co tu jesteście." Dosyć szybko odpowiedział David Schultz - "Tak, jesteśmy tu by walczyć! A Wy tu po co kurwa jesteście?" McMahon Junior zrobił się cały czerwony, a Senior zaczął jeszcze szybciej przekładać monetę. Barnett, ten mały troll, jeszcze bardziej poluzował swój krawat. Widzieliśmy strach w ich oczach. Byli jak trzy jelenie złapane w sidła. W pokoju znajdowało się dwadzieścia pięć goryli, a oni zapomnieli przynieść im banany!
I w tym właśnie momencie wiedzieliśmy, że to my mamy ich. To była chwila naszego tryumfu. Po raz pierwszy to wrestlerzy byli ponad promotorami. Wiedzieliśmy, że oni znaleźli się pod ścianą. Nie mogli nic zrobić. Co mieli nam powiedzieć? Junior wygłosił krótką przemowę i zapytał, czy ktoś ma jakieś wątpliwości. Panowała cisza. Można było wyczuć napięcie i siłę, którą my dysponowaliśmy. Wtedy Tony Atlas, wielki i silny czarnoskóry wrestler, przełamał ciszę podnosząc dłoń do góry i mówiąc - "Przepraszam, Panie McMahon. Mam pytanie. Widzisz Pan, każdej nocy spotykam się z Arnim Skallardem i zawsze biorę zaliczkę. A na koniec tygodnia, kiedy dostaję wypłatę nie jest ona już taka duża." W pokoju znów nastała cisza, którą przerwał Don Muraco zwracając się do Atlasa - "Ty głupi dupku!" W tym czasie - trzeba mu to przyznać - Junior wykorzystał sytuację. Powiedział do Tony'ego - "Cóż, widzisz Tony. Wiem, że jesteście wrestlerami, ale 3 minus 1 daje 2, a 2 minus 1 daje 1. Więc, jak widzisz, kiedy zabierasz zaliczkę, wypłata cały czas maleje." Mówił do nas, jakbyśmy byli zgrają pieprzonych przedszkolaków. Mieliśmy swój moment chwały…przez trzy sekundy. W pokoju panowało poczucie solidarności i wreszcie mogliśmy otrzymać szacunek, na który zasługiwaliśmy. Podbiliśmy promotorów…dopóki Tony Atlas nie zadał tego magicznego pytania, a McMahon to wykorzystał. Ćwierćdolarówka krążyła teraz między palcami Seniora dużo wolniej, Barnett przestał poruszać nerwowo swoim krawatem, a twarz Juniora straciła swoje czerwone zabarwienie. Byliśmy znów na neutralnym gruncie.
Dowiedzieliśmy się także, że tych trzech gości nie tylko chciało, abyśmy walczyli dla nich w Nowym Jorku, ale miało również zamiar usidlić nas dając nam do podpisania kontrakt. Mieliśmy pracować tylko dla nich. Cóż, po moim ostatnim doświadczeniu z kontraktem w Atlancie, nie miałem zamiaru składać mojego podpisu pod kolejnym i nie tylko ja miałem taki odruch. Nikt nie chciał podpisać kontraktu i pozbawiać się możliwości walczenia gdziekolwiek indziej. Jednak chłopacy podpisali to, co Vince im dał. Byłem ostatnim, który to podpisał. Zrobiłem to tylko dlatego, że nie miałem innego wyboru. W swojej próbie zawładnięcia wrestlingowym światem, Vince Junior zrobił bardzo przebiegły i bezwzględny ruch, a tylko kilku z nas znało jego prawdziwe intencje. Chciał przejąć rynek i pierwsze co musiał zrobić, to mieć na wyłączność najlepszych w tym biznesie. Próbował ustabilizować markę i stworzyć federację, która byłaby większa niż jakakolwiek pojedyncza gwiazda walcząca dla niej. Normalnie, kiedy byliśmy na arenie, billboardy na zewnątrz pokazywała dwóch największych, którzy mieli walczyć tej nocy, jak na przykład Roddy Piper vs Hulk Hogan, i to miało przyciągać ludzi. Jednak McMahon powoli zmieniał to chcąc, aby to WWF przyciągało ludzi, a nie poszczególne nazwiska. Chciał, aby to nazwa "WWF" generowała fanów, a nie poszczególni wrestlerzy, którzy sami w sobie byli topowymi drawami w poszczególnych regionach. Szczerze - oczywiście WWF miało tę siłę w nazwie i od kiedy wrestlerzy zniknęli z reklam, McMahon mógł płacić im zdecydowanie mniej. Od tamtego momentu to WWF przyjeżdżało do miasta bez względu na osoby walczące w main evencie. Ale bądźmy ze sobą jeszcze bardziej szczerzy - to nie McMahon stworzył WWF - zrobili to wrestlerzy!
Jednak panowie w garniturach nie zdawali sobie sprawy, że nie łatwo będzie utrzymać wszystkie dwadzieścia pięć gwiazd zadowolonych przez cały czas. Kiedyś promotor musiał utrzymać pod kontrolą ego tylko jednego topowego zawodnika, ale kiedy nagle masz grupę wrestlingowych buntowników z całego globu w jednym pokoju, dzielących się jednym tortem - to masz problem, zwłaszcza w momencie, w którym każdemu z nich osobno obiecało się, że będzie głównym drawem! Nigdy nie miałeś tej wiedzy, który z zawodników wybuchnie. Podczas każdego eventu siadaliśmy w szatni - Adonis, Macho Man, Iron Sheik, Tony Atlas, Fuji i wielu innych - pozwalaliśmy sobie na spuszczenie trochę pary z siebie i pokazanie, że nie jesteśmy słabi.
Przed pojawieniem się WWF i WCW, wrestling był sportem regionalnym. Panował szacunek dla innego regionu, w którym się walczyło, a jeżeli nie okazywałeś szacunku - były konsekwencje. To samo było z promotorami i ich federacjami. Nie wchodziłeś na teren innego promotora. Jednak McMahon miał wizję zajęcia pozostałych regionów i przejęcia rynku wrestlingowego na całym świecie. Dlatego właśnie ściągnął najlepszych z najlepszych z poszczególnych regionów kraju. Miał wizję organizacji, która wyjdzie poza ramy regionu i zrozumiał, że jeżeli będzie miał najlepszych zawodników na swoim kontrakcie, nikt nie będzie w stanie zagrozić jego produktowi. Jednak nikt z nas nie chciał wkraczać na terytoria innych promotorów, z którymi był kiedyś związany. Nie wiedzieliśmy do czego to doprowadzi i chcieliśmy chronić nasze kontakty w wrestlingu. Przez wiele lat widziałem, jak bardzo mogły się popsuć stosunku wrestlerów i promotorów, kiedy jeden wkraczał na terytorium drugiego. W szatni natomiast panowały zawsze jasne zasady. Nigdy nie podchodź do torby innego wrestlera, a kiedy zapomnisz własnej szczoteczki i zobaczysz, że z torby kolegi wystaje jego - nie masz prawa jej nigdy brać. To była jego własność osobista, a jeżeli ktoś to złamał - otrzymywał zasłużoną karę. Kiedy chodziło naszą prywatność nie byliśmy ani tolerancyjni, ani miłosierni.
Pewnego razu mieliśmy w szatni złodzieja, która podkradał pieniądze z naszych portfeli, ale nie udało nam się go złapać na gorący uczynku, ponieważ był sprytny. Brał tylko niewielkie sumy w momencie, w którym walczyliśmy na ringu. Na przykład jeden z chłopaków powiedział na głos - "Myślałem, że mam w portfelu 100 dolców, ale jest tylko 80!". Następnym razem ktoś inny powiedział - "Jeez, mogę przysiąc, że miałem cztery stówy w portfelu!", a pozostało mu tylko trzysta. Kradzież to najgorsza rzecz, którą mógł zrobić jakiś wrestler, bo byliśmy już przyzwyczajeni, że to promotorzy okradają nas z wypłat. Jednak ten złodziej nie był na tyle sprytny i nie wykiwał wszystkich. Gorilla Monsoon i starszyzna w naszej szatni wiedzieli, że coś wisi w powietrzu, więc zastawili pułapkę, aby złapać szczura. Pewnej nocy Monsoon posmarował swój portfel i banknoty specjalnym bezbarwnym preparatem, licząc na uderzenie ze strony złodzieja. Nikt z nas o tym nie wiedział, a plan okazał się perfekcyjny - złodziej znów się pokazał. Jednak kiedy poszedł pod prysznic, aby się umyć po gali, jego niecne czyny zostały ujawnione, kiedy jego dłonie stały się czerwone po kontakcie z wodą. Niezawodny wykrywacz ujawnił, kto był tym szczurem, a starsi zaczęli od razu okładać go nagiego pięściami pod prysznicem. Sprawili mu lanie życia, a potem jeszcze wykąpali w gorącej wodzie. Sprawiedliwość w wrestlingowym świecie jest szybka i bezwzględna. Wystarczy powiedzieć, że ten gość nie tylko prawie stracił życie tamtej nocy pod prysznicem, kiedy doznał wstrząśnienia, ale także stracił prawo do walki na jakimkolwiek profesjonalnym ringu. Nie obchodziliśmy się delikatnie z osobami, które próbował nas powstrzymać od wyżywiania naszych rodzin. Od tamtego momentu ten wrestler został usunięty z tego sportu, i według mojej wiedzy, nigdy więcej nie walczył w żadnym innym mieście.
Mówiąc o innych miastach, Vince Junior myślał, że ma prawo kazać nam walczyć w każdym miejscu, w którym nas zabookuje, ponieważ płacił nam dobrze - nie bardzo dobrze, ale i tak lepiej - nawet, jeżeli oznaczało to wkroczenie do czyjegoś innego regionu. To oznaczało jednak kłopoty dla dwóch osób - McMahona i danego wrestlera. Jednym z takich problemów Junior miał w Charlotte, gdzie rządził Jimmy Crockett, a dla mnie było to bardzo bliskie miejsce. Od Wojny Secesyjnej była tam w Richmond wytyczona linia pomiędzy Virginią a Waszyngtonem. Nikt nigdy nie odważył się jej przekroczyć. Nikt, poza McMahonem. Junior szedł na wojnę z Jimmym Crockettem w Charlotte, a kiedy się o tym dowiedziałem, powiedziałem Vince'owi, że nie będę pracował przeciwko Crockettowi i Donowi Owensowi. Nie miałem wtedy żadnych gwarancji z jego strony i nie chciałem palić za sobą mostów dla McMahona ani kogokolwiek innego. Musiałem być jednak realistą. Ten biznes się zmieniał i jeżeli chciałem zarobić na życie z pro wrestlingu - musiałem iść z duchem czasu. Oczywiście, musiałem przeciwstawić się osobie, które pomogła mi bardzo w mojej karierze, ale musiałem także pamiętać, że mam do wykarmienia rodzinę i muszę za coś im to jedzenie na stół postawić.
Porozmawiałem z Vincem, a on zawsze znajdzie wyjście z sytuacji, jeżeli czegoś mocno chce. Vince był w stanie ominąć regionalną politykę wrestlingową i zrobić charytatywny event ku pamięci Ricka McGrawa, które dopiero co zmarł. Miałem przyjemność walczyć z Rickiem w jego ostatniej walce. Event miał miejsce w Charlotte, a cały dochód przekazano rodzinie wrestlera. Poza tym, że był to bardzo miły gest pomocy rodzinie zmarłego kolegi, bardziej chodziło o przekroczenie tej granicy. To był sposób wejścia McMahona na terytorium Crocketta, a kiedy już tam się znalazł - nie było siły, która by go zatrzymała. Był gotów, aby zawłaszczyć wrestling i żaden region nie był bezpieczny.
Nawet pomimo tego, że chciał podbić całe Stany, McMahon wciąż był zbyt skąpy, aby zapłacić za nasze podróże. Samolotami podróżowaliśmy na eventy tylko w przypadku, kiedy miasta oddalone było o jakieś 500 kilometrów, na przykład kiedy mieliśmy walczyć w Ohio, on pozwalał nam dolecieć do pierwszego miasta - powiedzmy do Cincinnati - a potem podróżowaliśmy po całym stanie autami bądź autobusami. Chciał zaoszczędzić jak najwięcej bez wydawania pieniędzy na coś dodatkowego. Jeżeli już mówimy o czymś ekstra - McMahon chciał, abyśmy w tamtym czasie promowali także nadchodzące walki w miastach, w których mieliśmy walczyć. Nie miałem nic przeciwko promowaniu nadchodzących walk czy spotkań z fanami, ale obawiałem się, że pojawią się próby zrobienia z nas błaznów.
Pewnego razu w Cincinnati, kiedy miałem walczyć w main evencie z Hoganem, powiedziano mi, że otrzymam nagrodę od burmistrza miasta tuż przed moją walką. Więc tamtej nocy, tuż przed wyjściem, założyłem swój kilt i pas, a na szyi zawiesiłem ręcznik i poszedłem na ring, gotowy do walki. Arena byłą zapełniona. Wrestling w tym momencie był gorącym towarem i każdy chciał być jego częścią - nawet burmistrz Cincinnati. Kiedy wszedłem do ringu, stał już tam burmistrz - najmłodszy, jakiego kiedykolwiek widziałem - wziął mikrofon i powiedział - "Panie i Panowie. Mam nagrodę do Roddy'ego Pipera, największego oszusta i najbardziej zdegenerowanego wrestlera w tym biznesie…" Stanął naprzeciw mnie i zaczął rzucać obelgę za obelgą. Obrażał mnie, nie tylko tym co mówił o mnie, ale także tym, że uderzał w moją profesję. Nie byłem osobą, która pozwalałaby na uderzanie w mój sport - nawet burmistrzowi. Zdjąłem ręcznik z mojej szyi, złożyłem w pół i zacząłem go nim okładać, jak tylko mogłem najmocniej. Uderzałem go w okolice głowy tak mocno, że w pewnym momencie wypadł z ringu. Myślał, że wrestling jest oszustwem, a wrestlerzy to grupa błaznów. Nie zdawał sobie sprawy, że znalazł się w ringu z prawdziwym pro wrestlerem, który nigdy nie cofał się przed nikim. Początkowo nie wszyscy potrafili uwierzyć w to, co zrobiłem, ale jak tylko burmistrz uderzył o podłogę, grupa policjantów przybiegła mu na pomoc. Wyglądali tak, jakby chcieli mnie aresztować, a fani byli poirytowani. Miałem jednak walczyć. Kiedy wyszedł Hogan, skupiłem się na nim i odpuściłem burmistrzowi. Fani zaczęli naprawdę szaleć. Krzyczeli do mnie i rzucali we mnie różnymi przedmiotami. Dopiero co pobiłem ich burmistrza, a do tego na ich oczach poniżyłem ich bohatera. Jednakże teraz miałem poważniejszy problem - ponad 10 metrów dzieliło mnie z ringu do szatni, a ja musiałem przejść przez hordę rozwścieczonych fanatyków. Policjanci nie za bardzo chcieli mnie chronić po tym, co zrobiłem ich burmistrzowi. Dosłownie musiałem walczyć o życie przedzierając się do szatni pomiędzy szalejącymi fanami. To jednak pokazało wszystkim, że Roddy Piper nie boi się pokazać, że ten sport jest prawdziwy, nawet jeżeli oznacza to zaatakowanie niedojrzałego burmistrza na oczach ponad 10 000 mieszkańców jego miasta. Pomijając ludzi, którzy z wrestlerów chcieli zrobić idiotów, nasz sport obrastał popularnością w całym kraju szybciej niż kiedykolwiek. Byliśmy w prawie każdym zakątku kraju, a McMahon dawał nam coraz bardziej szalone rozkłady podróży i walk.
W tamtym czasie cały ciężar WWF spoczywał na barkach Muraco i Snuki, jak świadectwo ich umiejętności. To oni wyprzedawali areny każdej kolejnej nocy. Jednak dla Vince'a to Hulk Hogan prezentował to wszystko, co powinien mieć prawdziwy wrestler: wielki i umięśniony. McMahon zakochał się w nim, dał mu szansę, a Hulkster wziął ją i wykorzystał maksymalnie. Ta dwójka zaczęła spiskować nad podbiciem całego wrestlingowego świata poprzez "zabijanie" każdego kolejnego topowego wrestlera w Nowym Jorku. Decyzja została podjęta - Hogan został "Wybrańcem".
Vince Senior pokładał nadzieje w takich zawodnikach, jak Bob Backlund, Jimmy Snuka czy Don Muraco. Natomiast Junior zawarł pakt z Hoganem. Mieli plan, ale także i jedną przeszkodę na drodze do jego realizacji. Problem był bardzo prosty. Jimmy Snuka poświęcił dwadzieścia pięć lat życia, litry potu, krwi i łez dla pro wrestlingu, a także niespotykanego talentu i ciała, które wyrzeźbił zapewne sam Stwórca. Fani byli zakochani i oczarowani mistycyzmem Superfly'a. To sprawiało, że plan zrobienia z Hogana ulubieńca fanów stawał się niemożliwy do wykonania. Nikt oczywiście nie neguje wielkiej roli Hogana w promowaniu wrestlingu w latach osiemdziesiątych, ale ludzie muszą zdać sobie sprawę, że zanim pojawił się slogan - "Hulkamania is running wild", to właśnie Hogan uciekał często przed Roddym Piperem.
Tak, Hogan świetnie odgrywał swoją rolę - "Say Your prayers and take your vitamins", ale to wciąż nie generowało takiego zainteresowania, jak Superfly. Junior wciąż próbował jednak osiągnąć swój cel. Co więc zrobił? Wypromował cage match, który miał miejsce w Madison Square Garden w październiku 1983 roku. Miał taki wydźwięk, że ludzie po dziś dzień mówią o skoku Snuki. To był jeden z największych momentów w historii WWF. McMahon ostro promował walkę, a z samym Snuką nawet rozmawiał na temat końcówki. Tak to się wtedy odbywało. Po zakończeniu walki Snuka podszedł do narożnika. Wspinał się na niego, a wokół błyskały flesze aparatów i skierowane były na niego wszystkie kamery. Wszyscy widzowie stali czekając na jego charakterystyczną kończącą akcję. SuperFly, będąc profesjonalistą, nie zatrzymał się na narożniku, ale zaczął wspinać się na szczyt 10-metrowej klatki. Z każdym krokiem wyżej fani byli bardziej podekscytowani. Kiedy dotarł na szczyt, zatrzymał się na chwilę chcąc zobaczyć na prawie eksplodujący tłum. Stanął na klatce i zanurkował prosto w swój cel - Dona Muraco. Uderzył idealnie. Nigdy w swoim życiu nie widziałem tak podekscytowanych fanów w MSG! Snuka przegrał finalnie walkę, gdyż Don wyleciał z klatki przez drzwi. W taki sposób McMahon zrobił miejsce dla Hogana.
Każdy wiedział, że Hogan je "witaminy", jak M&M-sy, aby być w stanie mnie pokonać na ringu. Ani Senior, ani Junior nie spodziewali się, że Piper będzie w stanie rywalizować z ich nowym "Wybrańcem". Spośród wszystkich dwudziestu pięciu wrestlerów - ja byłem najmniejszy. Nie miałem za sobą żadnego zaplecza, żadnych znajomości. Wszystko co posiadałem, to nauka z całej mojej dotychczasowej kariery w ringu i wiara w siebie. To wystarczyło, aby móc rywalizować.
Poza tym, że byłem topowym wrestlerem WWF w ringu, w tamtym czasie stałem się także głównym człowiekiem federacji za mikrofonem. Obsługiwałem dwóch wrestlerów jednej nocy w 1983 roku - Paula Orndorffa i Davida Schultza. Miałem przeprowadzić z nimi wywiad, a Vince pozwolił mi na swój własny segment w WWF - "Piper's Pit"…
In the Pit with Piper: W Nowym Jorku z duchem czasu...
Komentarze (1)
Skomentuj stronęCałkiem sporo tekstu, ale mi nadal mało i czekam na więcej :) Mamy tu początki powstania giganta, jakim jest WWF/E i pierwszy przejaw miłości do koksów McMahona :twisted: . A następny będzie Piper's Pit - czekam.