Jak Zeb Colter budował TNA

Nigdy nie był wielką gwiazdą. W czasach NWA zdobywał co najwyżej mistrzostwa stanu Tennessee. Łatwo jednak zapadał w pamięć, bo nosił wąsy a'la Yosemite Sam i wygłaszał genialne proma. Wzorował się na nim sam Stone Cold. W latach 90. zahaczył o WCW i WWE, lecz tylko jako manager jobberów (jeden z nich jest dziś znany jako JBL). Potem było Portoryko i wreszcie TNA.

Dla Dutcha Mantella był to sentymentalny powrót. To właśnie w Nashville toczył zacięte boje z nieznanym wówczas szerzej Macho Manem. Żeby było ciekawiej, w tej samej hali, do której niedługo po swoim powstaniu wprowadziło się TNA. Fairgrounds Arena, czyli Asylum.

Nic tu jednak nie było przypadkowe. Za TNA stała rodzina Jarrettów, z którą Mantell przyjaźnił się od początku lat 80. Ojciec Jeffa, Jerry Jarrett, był jednym z najbardziej wpływowych promotorów w Tennessee. Dirty Dutchman pracował dla niego najpierw jako wrestler, a później booker.

- Był cholernie dobrym nauczycielem i lepszym bookerem niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Miał na mnie wielki wpływ - napisał o nim Steve Austin w swojej książce.

Austin trafił pod skrzydła Mantella niedługo po swoim debiucie. Totalnie zielony. - To był jakiś dramat. Po pierwszej walce podszedł do mnie i zapytał, jak mi się podobało. Odpowiedziałem, że łatwiej byłoby mi powiedzieć, jak mi się NIE podobało - wspomina. Dla Austina była to jednak bardzo cenna lekcja. - Dutch dał mi wtedy najlepszą radę, jaką w życiu usłyszałem. Powiedział: "Siedź na tym krześle i oglądaj walki. Tylko tak się czegoś nauczysz".

Jeff, ćpałeś coś?

Przygodę z TNA zaczął jako agent, czyli pośrednik między bookerami a szatnią. Pojawił się już na pierwszej gali w czerwcu 2002. Razem z nim przyjechało kilku jego wrestlerów z Portoryko, w tym m.in. Justice, czyli późniejszy Abyss - jeden z ulubieńców Mantella (to on wymyślił mu gimmick potwora). Dziś można się z tego śmiać, ale wtedy i jeszcze długo później Abyss uchodził za jednego z lepszych olbrzymów.

Nie od początku jednak Mantell tryskał entuzjazmem jeżeli chodzi o TNA. - Naćpałeś się czymś?! WCW właśnie dostało w dupę, choć miało miliony Turnera, a ty mi mówisz, że chcesz wystartować z własną federacją! Jesteś nienormalny! - huknął, gdy Jarrett junior po raz pierwszy powiedział mu o swoich planach. Mantell był jedną z wielu osób, które wierzyły (jak się później okazało - niesłusznie), że po upadku WCW resztka jego fanów przerzuci się na WWE. W tej sytuacji TNA powstałoby jako federacja dla nikogo, a on chciał oszczędzić swojemu przyjacielowi rozczarowań.

Podczas tej rozmowy Jarrett nie wiedział jeszcze nawet, skąd weźmie pieniądze. Wiedział za to, że jeśli czegoś nie zrobi, jego kariera zawiśnie na włosku. Mantell nie potrzebował go w Portoryko, a droga powrotna do WWE była dla niego zamknięta (afera ze stratą IC title na No Mercy '99). - Bezdomny musiał sobie wybudować dom - ironicznie podsumowuje kulisy powstania TNA portal Bleacher Report.

Ostatecznie Mantell zgodził się pomóc TNA, nie rezygnując z obowiązków bookera IWA Puerto Rico. Szybko jednak zrozumiał, że nie uda mu się pogodzić pracy w dwóch tak odległych miejscach. - Lot z Portoryko do Nashville trwał cały dzień. Wylatywałem więc we wtorek, żeby pojawić się na gali w środę, a już w czwartek wracałem z powrotem, bo w piątek zaczynały się gale w Portoryko. Marnowałem trzy dni, a tylko za jeden dostawałem pieniądze - wyjaśnia.

Portoryko było dla Mantella priorytetem, bo z jego pozycją w tamtejszym wrestlingu nie musiał się martwić o brak pracy. Tymczasem TNA było nowinką na rynku i nikt nie wiedział, czy przetrwa pierwsze pół roku.

Fani mówią, co bookować

W tym czasie Portoryko przeżywało akurat zaciętą wojnę wrestlingową. Młode, ale ambitne IWA rzuciło wyzwanie WWC (federacji tegorocznego Hall of Famera Carlosa Colona), które od blisko 30 lat rządziło na Karaibach. Mantell zaczął tę wojnę w mundurze WWC, ale w 2001 przeszedł do obozu rywala. - Powody były dwa: pieniądze i niechęć WWC do jakichkolwiek zmian - przyznał w jednym z wywiadów.

Przed jego przybyciem IWA notowało straty rzędu 10 tys. dolarów tygodniowo. Wystarczył jednak rok, by federacja ta nie tylko zaczęła wychodzić na swoje, ale też dokonała niemożliwego, czyli przebiła popularnością WWC. Portoryko oszalało na punkcie wrestlingu bardziej niż USA w czasie poniedziałkowych wojen Raw-Nitro. W szczytowym momencie gale IWA oglądano w co drugim (dosłownie!) domu, w którym był akurat włączony telewizor. W ten oto sposób Mantell zyskał sławę cudotwórcy.

Mantell: - Nie byłem genialnym bookerem, ale niezłym obserwatorem. Jeśli widziałem, że fani oglądają walkę jakiegoś wrestlera na stojąco, to od następnej gali zaczynałem go pushować. To fani mówili mi, co mam bookować.

Wieści o jego sukcesach szybko dotarły do Stanów. Fani i dziennikarze wrestlingowi zastanawiali się, czy TNA pod jego wodzą mogłoby stawić czoła WWE. - Początki IWA bardzo przypominały początki TNA. WWC uważało IWA za małą federacyjkę, która nie jest w stanie mu zagrozić, a dziś to IWA rozdaje karty w Portoryko. Jeśli WWE popełni ten sam błąd, zlekceważy konkurencję i nie wprowadzi zmian, to może być różnie - napisał jeden z portorykańskich fanów.

We wrześniu 2003 Mantell został bookerem TNA. W wywiadzie udzielonym niedługo potem stwierdził: - Nic nie stanie się w tydzień, ani nawet w miesiąc. Budowa musi trwać. Ale nie będę prosił fanów o cierpliwość, bo oni płacą i wymagają.

Nash gwiazdą X-Division

Jarrett pytany o to, dlaczego właśnie Mantell, odpowiadał, że to "oldskulowiec", a właśnie takich ludzi potrzebuje TNA. Oldskulowość Mantella polegała m.in. na tym, że jego zdaniem wrestler powinien mieć przede wszystkim osobowość, a nie ładny wygląd.

- Abdullah the Butcher, Bruiser Brody, Ric Flair, Roddy Piper... Każdy z nich był JAKIŚ! A dzisiaj wszyscy wyglądają tak samo i mówią tak samo, bo jedna osoba pisze im teksty. W moich czasach tego nie było. Albo wrestler umiał zainteresować sobą publiczność, albo nie. To była jego robota, a nie bookera - podkreśla.

W TNA nie brakowało oczywiście wrestlerów bez osobowości. Pech chciał, że byli to przeważnie reprezentanci X-Division, wówczas jeszcze flagowego produktu federacji. Faceci, którzy czarowali na ringu swoimi akrobacjami, byli zupełnie bezradni, gdy przyszło sięgnąć po mikrofon i walnąć promo. Nie umiał tego zmienić ani Mantell, ani Dusty Rhodes, który przez kilka miesięcy (listopad 2004-maj 2005) był jedynym bookerem TNA. Przełom nastąpił dopiero w 2006, gdy Mantell wymyślił komediowe Paparazzi Championship Series z Kevinem Nashem jako samozwańczą legendą X-Division.

Ściągnęło to zresztą na Nasha gromy. Wielu fanów przypominało, że to właśnie on wymyślił złośliwe określenie "vanilla midgets" ("mdłe karły") na niewielkich, świetnych technicznie wrestlerów, którym niestety brakowało osobowości. Prawdziwym celem Nasha, zdaniem tych fanów, miało więc być zniszczenie X-Division i wypromowanie się jej kosztem. W obronę musieli go wziąć sami wrestlerzy tej dywizji.

Austin Aries (w czasach Paparazzi Austin Starr): - Kevin robił co mógł, by dodać X-Division trochę osobowości. Nadawał się do tego doskonale, bo sam jest wielką osobowością. Ja i moi koledzy z X-Division świetnie się z nim bawiliśmy.

To nie Hernandez miał być w LAX

Podpisanie kontraktu z TNA nie oznaczało jednak końca romansu z Portoryko. Przez kilka pierwszych miesięcy Mantell kontynuował pracę w IWA jako konsultant. Prezes tej federacji Victor Quinones czuł jednak, że tak naprawdę go nie potrzebuje i pewnego dnia po prostu podziękował mu za współpracę. W tej sytuacji Mantell ponownie dogadał się z WWC, czym wywołał mały skandal. Wojna wrestlingowa była przecież w toku, a TNA, którego Mantell był teraz ważnym pracownikiem, było w niej sojusznikiem IWA.

Obie federacje, głównie zresztą z inspiracji Mantella, wymieniały się wrestlerami praktycznie od początku istnienia TNA. Do Portoryko jeździł np. Jeff Jarrett, a w przeciwnym kierunku Apolo, kilkakrotny mistrz IWA. Po rozstaniu z tą federacją Mantell coraz częściej bookował jednak wrestlerów TNA na galach WWC. Oficjele IWA domagali się wyjaśnień, ale Jarrettowie niewiele mogli zrobić. Z mało którym wrestlerem TNA miało bowiem kontrakt na wyłączność.

Koniec końców TNA zdecydowało się współpracować z obiema portorykańskimi federacjami. Zaangażowanie Mantella w WWC sprawiało jednak, że to ta federacja mogła liczyć na większe przywileje. Z tego m.in. powodu IWA zablokowało transfer jednej ze swoich gwiazd - Ricky'ego Banderasa do TNA wiosną 2006.

Banderas miał dołączyć do LAX - wymyślonej przez Mantella stajni latynoskich gangsterów (najlepszy gimmick 2006 według czytelników Wrestling Observera) - i zastąpić tam wyrzuconego z TNA Apola. Blokada ze strony IWA pokrzyżowała jednak te plany, w wyniku czego wolne miejsce w LAX w trybie awaryjnym zajął Hernandez.

Banderas pojawił się w TNA dopiero w drugiej połowie 2007 (był już wówczas wolnym wrestlerem), ale nie jako kamrat Homicide'a, tylko jako Judas Mesias, przyrodni brat Abyssa.

Papa Knockout

Mantell nie mógł jednak umeblować TNA po swojemu. O ile w Portoryko był jedynym bookerem i tylko od niego zależało, kto dostanie push, i w jakim kierunku pójdzie dany storyline, o tyle w TNA był tylko członkiem komitetu bookerskiego. Jego skład zmieniał się parokrotnie, ale najczęściej zasiadali w nim jeszcze Vince Russo i Jeff Jarrett.

- Nienawidzę komitetów! W Portoryko, jak miałem pomysł na storyline, to wiedziałem, jak go poprowadzić od początku do końca. Najpierw to, potem to i to. A w komitecie jest tak: przedstawiasz pomysł, potem każdy dorzuca swoje trzy grosze i na końcu nic już nie ma sensu - mówi.

Jest jednak jedna rzecz, którą Mantell stworzył od podstaw sam - Knockouts division. Sam szukał zawodniczek, sam je szkolił i sam pomagał im rozwijać gimmicki. Niemal rok zajęło mu przekonanie Russo i Jarretta, że w TNA jest miejsce dla walczących kobiet. Okolicznością sprzyjającą było wydłużenie Impactu do dwóch godzin.

Mantell: Skoro kobiety mogą być poważnie traktowane w takich sportach jak tenis czy koszykówka, to mogą też we wrestlingu. Oczywiście w WWE jest inaczej, bo tam większość kobiet może co najwyżej walczyć na poduszki. Pomyślałem jednak, że skoro mamy być alternatywą, to musimy dać szansę tym, które wiedzą, co to wrestling.

- Pamiętam, jak błagałyśmy TNA: "Pozwólcie nam walczyć! Pozwólcie nam walczyć!" I w końcu pozwolili. Moja walka z Traci Brooks była chyba pierwszą walką kobiet w historii TNA - wspomina Gail Kim, jedna z lepszych wrestlerek. W TNA pojawiła się jesienią 2005 i przez ponad rok odgrywała wyłącznie rolę managerki (Jarrett, AMW). To właśnie ona i Traci jako pierwsze dowiedziały się od Mantella o powstaniu dywizji.

Knockouts błyskawicznie zrobiły furorę. Z jednej strony niezły wrestling, a z drugiej wyraziste postacie: Awesome Kong, ODB, Beautiful People. Doszło wręcz do tego, że segmenty z Knockouts osiągały jedne z najlepszych ratingów. - Tacy goście jak Kurt czy Sting zarabiają dziesiątki tysięcy dolarów, a dziewczyny nieporównywalnie mniej. Ale gdy przyszło do walki Kurt vs. Sting, to miała ona rating 1.0 albo 1.1, podczas gdy walka kobiet 1.3 - mówi Mantell.

Awesome Kong: - Dutch czuwał nad moją postacią dopóki nie odszedł z TNA. Po jego odejściu Knockouts division zeszło na psy. Nikt już nie był za to odpowiedzialny.

Fire Russo

- Prywatnie Russo to bardzo fajny facet. Jego problemem jest natomiast to, że nie chce brać odpowiedzialności za gówno, które zabookował - twierdzi Mantell. Koronny przykład to Last Rites Match Sting vs. Abyss z Destination X '07.

Przed galą TNA nie pofatygowało się nawet, by wyjaśnić zasady tej walki, więc fani nie wiedzieli, czego się spodziewać. Potem okazało się, że jest to zwykły casket match z przekombinowanymi efektami. Np. na każdym narożniku stał świecznik z zapalonymi świecami, a trumna (nazywana przez komentatorów "łożem śmierci") była opuszczana z sufitu. Do legendy przeszły chanty "Fire Russo", które jako jedyne przerywały ciszę zażenowania panującą podczas walki.

- Nie miałem z tą walką nic wspólnego! Ale Russo poleciał do Dixie z maślanymi oczami, mówiąc: "To nie moja wina! To wszystko Dutch zabookował"! - wspomina Mantell. Russo dał już zresztą próbkę możliwości kilka miesięcy wcześniej, bookując równie niesławny Reversed Battle Royal. - Najgorsza walka, w jakiej kiedykolwiek uczestniczyłem - podsumowuje Sonjay Dutt.

Losy Russo w komitecie układały się różnie. Jesienią 2003 został z niego usunięty, bo do TNA miał przyjść Hogan (nie chciał współpracować z Russo po incydencie z WCW Bash at the Beach '00). Wrócił dopiero jesienią 2006. W federacji zastał jednak Jima Cornette'a, swojego największego hejtera.

Mantell: - Cornette nienawidzi Russo od czasów WWF, bo uważa, że to przez niego został zwolniony.

Cornette pojawił się w TNA niedługo przed powrotem Russo. On i Mantell znali się jeszcze z czasów, gdy obaj pracowali dla Jerry'ego Jarretta w Tennessee. Potem, w latach 90., Dutchman był komentatorem w federacji Cornette'a - SMW. Zbierał za to bardzo przychylne opinie. Mantell lubił Cornetta i rozumiał jego niechęć do Russo. Lubił też jednak Russo, więc postanowił być pośrednikiem między nimi.

Reakcja Cornette'a na powrót Russo była oczywista - oświadczył, że odchodzi. Po długich namowach ze strony Mantella i Jeffa Jarretta postanowił jednak zostać. Nie oznaczało to jednak rozwiązania problemu, bo Cornette nie zamierzał nawet udawać, że toleruje Russo. Nie odzywał się do niego, a gdy znajdowali się w jednym pomieszczeniu, zajmował najdalsze miejsce. Atmosfera za kulisami była naprawdę ciężka.

- W takich okolicznościach bookowanie gal samo w sobie jest chyba wyzwaniem? - pyta dziennikarz. - Człowieku, czułem się jak niańka! - odpowiada Mantell.

Sekretarka Stephanie

TNA pożegnało się z Mantellem w lipcu 2009, prawie sześć lat po powierzeniu mu stanowiska bookera. Miesiąc później z federacji wyleciał Cornette (znów oskarżył o to Russo). Dixie Carter przygotowywała już grunt pod prawdopodobne przybycie Hogana i Bischoffa, z którymi intensywnie negocjowano. Jarrett nie mógł nic poradzić, bo po ujawnieniu jego romansu z Karen Angle, jego zakulisowa pozycja mocno ucierpiała.

Mantell zapamiętał TNA jako federację "z najlepszym rosterem, jaki kiedykolwiek widział". Roster ten był też jednak, jego zdaniem, rozbudowany do niemożliwości. - Mieliśmy sześćdziesięciu wrestlerów i nie dało się skupić na nich wszystkich. Czasami bookowaliśmy ich na siłę, by tylko mogli dostać pieniądze. Mieli płacone od występu, więc siedzenie w domu, nawet na kontrakcie, równało się brakowi pieniędzy. A rachunki trzeba było płacić. Czasami booker musi poświęcić kreatywność, by nikogo nie udupić życiowo - wyjaśnia.

W 2012 drogi Mantella i TNA skrzyżowały się ponownie w związku z Ring Ka King. Ale to tylko dlatego, że osobą odpowiedzialną za ten projekt był Jarrett.

W 2013 powrócił do WWE jako manager Jacka Swaggera. Nazwisko Zeb Colter nie wzięło się z przypadku - poprzednie wcielenie Mantella w WWE nazywało się Uncle Zebekiah.

Co ciekawe, bardzo długo pytania o WWE irytowały Mantella. Wszystko przez Dave'a Meltzera, który na początku lat 2000 puścił w świat informację, że Stephanie McMahon (wówczas szefowa bookerów tej federacji) odrzuciła jego podanie, stwierdzając, że nie wie, kim jest.

- Nigdy nie aplikowałem o pracę w WWE! To oni sami skontaktowali się ze mną. Sekretarka Stephanie poprosiła, żebym wysłał im dwa storyline'y i podpisał oświadczenie, że zrzekam się praw do nich. A więc jeśli by się spodobały, to WWE mogłoby je wykorzystać, a ja nie dostałbym za to ani centa. Pomyślałem: a niech idą w cholerę! - pieklił się w jednym z wywiadów.

dodane przez SixKiller w dniu: 24-08-2014 14:10:24

Udostępnij

Komentarze (17)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :


Cytat: SixKiller

Jeff, ćpałeś coś?

Fajny, dwuznaczny nagłówek :twisted: Musiałem się zastanowić, o czym piszesz.

Dobry tekst... jak zwykle na tej stronie. Choć bardziej od losów Mantella zaciekawił mnie fakt, że El Mesias mógł skończyć w LAX. Jak bym na niego nie spojrzał, w życiu by mi to nie przyszło do głowy.

napisane przez aRo w dniu : 24-08-2014

Świetnie się czytało, dzięki za artykuł.
Pozdrawiam.

napisane przez Miolli w dniu : 24-08-2014

Jak zwykle dobra robota Six. Uwielbiam takie artykuły, które mówią o bardzo mało znanych faktach, albo przybliżają tzw. "szare eminencje zaplecza". Mantell to jest łebski gość (facet robił we wrestlingu kiedy jeszcze większość dzisiejszych "superstarsów" na księdza zorro wołała) i z samych jego wypowiedzi jasno widać, że wrestling to dla niego nie tylko praca, ale i pasja. To co zrobił z dywizją KO w TNA, to mistrzostwo świata. W tamtych czasach babki u Dixie często oglądało się chętniej niż main eventy, bo postacie były bardzo wyraziste, a w ringu - aż iskry leciały.

napisane przez -Raven- w dniu : 24-08-2014

Co tu dużo mówić. Super tekst, po którym zmienił się mój pogląd na Coltera i teraz widzę w nim nie tylko managera, ale i wizjonera, bardzo dobrego bookera, no i przede wszystkim faceta z pasją. Kto by pomyślał, że czasy, gdy oglądałem TNA i podobało mi się to co widziałem, to właśnie czasy Mantela.

napisane przez maly619 w dniu : 25-08-2014

Super tekst. Czytało się bardzo przyjemnie, jednak jest jedna wada.
Tekst jest zdecydowanie z krótki.
Nie mniej czekam na kolejną publikację.

Dobra robota

napisane przez Icon w dniu : 25-08-2014

Naprawdę świetny artykuł.Brawa dla autora za wykonaną pracę.

napisane przez No Chance w dniu : 25-08-2014

Dzięki za komentarze :)

Icon, na tyle starczyło informacji. No, chyba że ktoś mi zasponsoruje książkę Dutcha (nie znalazłem PDF-a), to dopiszę drugie tyle :) Niemniej to i tak było sześć stron w Wordzie, więc wcale nie tak mało.

-Raven-, zawsze staram się pisać w myśl zasady "tego nie znajdziesz na Wikipedii" :wink: W związku z tym przekopuję newsy, odsłuchuję wywiady itd. Z Dutchem było o tyle prościej, że dopóki nie został managerem Swaggera, właściwie nie istniał dla polskich fanów. Może komuś śmignął jako manager wczesnego Bradshawa i tyle (ja sam zupełnie o tym zapomniałem). Mnie jego nazwisko było znane, bo w czasach wczesnego TNA (2003-2005) intensywnie pisałem newsy. Więc było: Dutch to, Dutch tamto... Na szczęście udało się z tego zbudować historię. Z pomocą przyszły amerykańskie fora, na których już kilkanaście lat temu opisywano Mantella jako "Austina lat 80.", mimo że nigdy nie osiągnął ogólnokrajowej sławy (przypominam, że mówimy o czasach regionów). Obejrzałem kilka jego prom i walk z Memphis i trzeba przyznać, że było nieźle. Swoją drogą fajnie opowiada o Portoryko. Myślę, że ze wspomnień amerykańskich wrestlerów, którzy tam występowali, można by zbudować kolejny tekst, bo wygląda na to, że było to dość ekstremalne przeżycie (latające kamienie, noże itd.) :wink: Cytat z Mantella: "Portoryko uważa, że amerykański program kosmiczny jest udawany, a wrestling jest naprawdę".

napisane przez SixKiller w dniu : 25-08-2014

Kozacki tekst, Six.
Jako że Mantell nie był mi znany, kiedy powracał do Dabju, to jakiś czas potem oglądałem shoot interview z samym zainteresowanym - wywarł na mnie bardzo duże wrażenie, a więc do tekstu podchodziłem ze świadomością że to bedzie raczej powtórka aniżeli coś nowego. Niemniej jednak ten artykuł to dla mnie perełka, bo pokazuje tą stronę wrestlingu, o której wiemy mało - Wrestling w Portoryko oraz powstanie Dywizji Knokaut.

Swoją drogą zastanawiam się czemu, ach czemu Colter z Heymanem nie mają większego wpływu na booking tygodniówek? Skoro Colter mógł zbudować świetną tv od zera z kobietami w TNA, to dlaczego nie mógłby w Dabju? (... no pewnie dlatego że większość tych kobiet ma konkretne braki w swoich osobowościach).

napisane przez Jack Doomsday w dniu : 25-08-2014


Cytat: Jack Doomsday

Skoro Colter mógł zbudować świetną tv od zera z kobietami w TNA, to dlaczego nie mógłby w Dabju? (... no pewnie dlatego że większość tych kobiet ma konkretne braki w swoich osobowościach).


Pewnie dlatego, że WWE robiąc nabory na Divy, kieruje się głównie wyglądem (kładąc lachę na całą resztę, obstawiając że dupy coś się tam później nauczą) i później takie ringowo-osobowościowe sieroty jak Eve Marie terroryzują nas z ekranu TV.

napisane przez -Raven- w dniu : 25-08-2014

Aczkolwiek Eva Marie jest tylko jedna (... na szczęście :twisted: ), więc można zrobić coś z reszty. Jest AJ, która potrzebuje konkretnym story mogłaby pokazać coś więcej niż Crazy Chick; jest Paige, która, o ile teraz prezentuje się tak blado, jak swoja skóra, tak pod okiem gościa z takim doświadczeniem mogłaby się fajnie rozwinąć; jest Natalya, za jakiś czas wjedzie pewnie córeczka Flaira, którą będą pewnie ostro promować - jest w czym wybierać. Myślę że takich "perełek" jak czerwonowłose beztalencie nie ma tam wiele (albo nie pamiętam...), więc ewentualnie Colter mógłby spróbować co nieco je rozruszać.....

..... choć tak naprawdę, to sam to traktuje jako niepoprawny optymizm więc co będzie to będzie ;)

napisane przez Jack Doomsday w dniu : 25-08-2014

Ja bym tej dwójki tak nie fetyszyzował. Wiadomo, że to niebanalne umysły, ale podobnie jak piłkarscy trenerzy, raz czynią cuda, a innym razem zawodzą na całej linii. Zanim Bischoff pojawił się w TNA też panowało przekonanie, że wystarczy go zatrudnić, a zaraz zrobi drugie poniedziałkowe wojny i to z takim samym skutkiem :) A już na pewno Dutch i Heyman nie mogliby pracować razem, bo jedyne, co by z tego wyszło, to starcie osobowości. To by było jak posadzenie na jednej ławce Mourinho i Fergusona. A dlaczego żaden z nich nie ma wpływu na booking? Wydaje mi się, że sami się do tego nie palą. Może po prostu im się nie chce, a może czują, że ich wizja (oldskul, hardcore) gryzie się z polityką WWE zorientowaną na młodszego widza. W każdym razie na pewno nie jest tak, że ślepy Vince nie widzi, jakie perełki mu się trafiły, i uparcie stawia na swoich.

[ Dodano: 2014-08-26, 01:30 ]
A jeśli chodzi o dywizję kobiet, to myślę, że jest nieźle. Nie jest to co prawda poziom wczesnej KO division, ale w oparciu o takie zawodniczki jak AJ, Paige, Natalya czy Charlotte rzeczywiście można coś budować. Czasy, w których były same Torrie Wilson już raczej odeszły :)

napisane przez SixKiller w dniu : 26-08-2014


Cytat: Jack Doomsday

Aczkolwiek Eva Marie jest tylko jedna (... na szczęście :twisted: ), więc można zrobić coś z reszty. Jest AJ, która potrzebuje konkretnym story mogłaby pokazać coś więcej niż Crazy Chick; jest Paige, która, o ile teraz prezentuje się tak blado, jak swoja skóra, tak pod okiem gościa z takim doświadczeniem mogłaby się fajnie rozwinąć; jest Natalya, za jakiś czas wjedzie pewnie córeczka Flaira, którą będą pewnie ostro promować - jest w czym wybierać. Myślę że takich "perełek" jak czerwonowłose beztalencie nie ma tam wiele (albo nie pamiętam...), więc ewentualnie Colter mógłby spróbować co nieco je rozruszać.....


A co z sytuacją o której opowiadał Sydal, kiedy to Vince zatrudnił (ze względu na walory wizualne) Taryn Terrell, czyli ex-Tiffany, która to nawet nie wiedziała, że zawodnik musi leżeć na plecach żeby go spinować? :twisted: Myślę, że jeśli chodzi o Divy, to Vinnie ogólnie wbija w skillsy (prosty przykład - jego uwielbienie dla Bellasek, które jeszcze do niedawna tylko "wyglądały" i nic więcej)

napisane przez -Raven- w dniu : 26-08-2014


Cytat: -Raven-



A co z sytuacją o której opowiadał Sydal, kiedy to Vince zatrudnił (ze względu na walory wizualne) Taryn Terrell, czyli ex-Tiffany, która to nawet nie wiedziała, że zawodnik musi leżeć na plecach żeby go spinować? :twisted: Myślę, że jeśli chodzi o Divy, to Vinnie ogólnie wbija w skillsy (prosty przykład - jego uwielbienie dla Bellasek, które jeszcze do niedawna tylko "wyglądały" i nic więcej)


Nie wspominając już o pannie "My fav. match is Melina vs Alicia Fox".
Ale faktycznie jest teraz sporo zdolnych ringowo dziewczyn jak AJ, Paige, Natalya, Charlotte, są średniaki, ale solidne jak na kobiety Naomi, Bellaski, Emma, Summer Rae, Sasha Banks, Becky Lynch. W NXT są jeszcze Alexa Bliss i Kendel Skye, ale ich jeszcze w ringu nie widziałem, więc nie wiem co potrafią.
Z sierot ringowych została obecnie Eva Marie. Pozbyli się Jojo.
Z osobowością jest całkiem znośnie. W sumie jedyne, czego brakuje to odrobiny zaufania i ciekawszych feudów. Prawda jest jednak taka, że kobiety w wrestlingu mainstream'owym zawsze sprzedawały feudy seksem. A to bikini contest, a to pillow fight, a to storyline'y z gorącymi romansami. Era PG trochę przycięła im skrzydła. Niestety współpraca WWE z Playboy'em też się skończyła.

napisane przez nightwatcher w dniu : 26-08-2014


Cytat: -Raven-



A co z sytuacją o której opowiadał Sydal, kiedy to Vince zatrudnił (ze względu na walory wizualne) Taryn Terrell, czyli ex-Tiffany, która to nawet nie wiedziała, że zawodnik musi leżeć na plecach żeby go spinować? :twisted: Myślę, że jeśli chodzi o Divy, to Vinnie ogólnie wbija w skillsy (prosty przykład - jego uwielbienie dla Bellasek, które jeszcze do niedawna tylko "wyglądały" i nic więcej)


Taryn taki numer odwaliła :shock: :shock: :shock: ... ale koniec końców w tamtym roku dawała radę z Gail, ba, ich ladder match nawet mam na swoim kompie... Pewnie tak jest że Wincowi nie zależy na kobietach z umiejętnościami, jak możnaby domniemywać, Trajplowi, u którego, na NXT, kobiety zawsze stanowią mocny punkt.

nightwatcher, niby dostają mało czasu, ale na "siostrzany feud" ciągle sypią się gromy - z jednej strony nie ma łatwiejszej do sprzedania rywalizacji jak tej pomiędzy rodzeństwem, więc tak sztuczne wykonanie jest wręcz karygodne ... ale z drugiej strony w historii wrestlingu nie było chyba żadnego udanego story utrzymanego w tej tematyce, więc z góry były/są skazane na porażkę. Brakuje tej kreatywności w feudach kobiet i to jest fakt.

BTW. Jojo była ostatnio ring announcerką na NXT więc nie jeszcze się jej nie pozbyli :twisted:

A ja, Six, bym się z twoim zdaniem spierał - jakiś rok temu, na wakacjach był jeden odcinek Raw, do którego nie podszedł żaden scenariusz więc całe Raw sklejali na szybko - legendy mówią że Colter i Heyman bardzo konkretnie maczali w tym palce. Sam odcinek uważany był za jeden z lepszych w tamtym okresie. Myślę że gdyby obaj panowie chcieli, to by się dogadali (skoro, jak sam napisałeś w artykule, Mantell potrafił być pośrednikiem takich ludzi jak Cornette i Russo, to chyba ewentualne dogadanie się z Heymanem nie stanowiło by problemu ;) ) ... Zgodzę się jednak z tym że całkiem prawdopodobnie nie zależy im tak bardzo na znalezieniu miejsca w bookerce, skoro mają znacznie mniej wymagające role menedżerów (występ przed kamerami czy przypodobanie się gustom Winca? zdecydowanie to pierwsze jest łatwiejsze).

napisane przez Jack Doomsday w dniu : 26-08-2014

Nie wiem, czy niestety, bo spośród div, które pozowały dla magazynu z króliczkiem, chyba żadna nie miała jakiegokolwiek talentu. Co więcej, tylko jedna z nich - Sable (Chyny nie liczę, bo to zupełnie inna kategoria i kobiety, i postaci :wink: ) zapisała się jakoś w historii, zdobywając pas i prowadząc coś, co od biedy można by nazwać feudami. Cała reszta to dziewczyny od pillow fightów. Fenomen Sable jest zresztą łatwy do wyjaśnienia. Po prostu była to pierwsza taka diva - pierwsza, która prawie pokazała cycki, pierwsza, która wylądowała na okładce magazynu itd.

TNA już tak bardzo seksem nie grało, bo przecież Awesome Kong czy ODB to nie materiał na rozkładówkę :wink: Ale nawet Velvet Sky, o której też można powiedzieć, że tylko wygląda (choć nie jest to poziom Torrie Wilson), kojarzy się przede wszystkim z TBP, a nie z nagością. TBP to zresztą świetny przykład na to, że dobry gimmick tagu czy stajni może zatuszować braki w osobowości jej członkiń :)

[ Dodano: 2014-08-26, 11:44 ]
Jack Doomsday, jedna jaskółka... i wiesz, co dalej :) Oczywiście jest to jakiś dowód, ale moim zdaniem, skoro Raw było klecone na szybko, to atmosfera "musimy się wyrobić!" zrobiła swoje. Poza tym obaj pracowali na gotowych storyline'ach, które mieli tylko popchnąć do przodu. Czy byłoby tak samo, gdyby budowali wszystko od zera? A co, jeśli mieliby odrębne wizje odnośnie tego, kogo pushować? Łatwo powiedzieć, że by się dogadali, ale wiadomo, że ktoś byłby niezadowolony, gdyby musiał ustąpić.

Na ten przykład z Russo i Cornettem bym się nie powoływał, bo tam chodziło o wszystko z wyjątkiem wrestlingu. Bardziej adekwatne wydają mi się wypowiedzi Mantella na temat komitetów bookerskich, bo przecież ewentualny duet z Heymanem to byłby rodzaj komitetu :) Będę się więc trzymał tego, że byłoby to za dużo grzybów w barszczu. Bookerskie galacticos mogłoby się zapisać w historii tak jak to piłkarskie.

napisane przez SixKiller w dniu : 26-08-2014

Może faktycznie jedna jaskółka to za mało ;) Masz rację z tym, że praca na gotowym story jest łatwiejsza od startu od zera. W zasadzie mógłbym uparcie trzymać się tego Colter z divami, oraz Heyman z wybranymi programami, daliby radę się dogadać ;) Szczególnie po obejrzeniu ostatniego Raw, dochodzę do wniosku że lepsze byłoby za dużo grzybów w barszczu niż sam barszcz bez grzybów, ale ... to są tylko dywagacje :)

napisane przez Jack Doomsday w dniu : 26-08-2014

Tak na wstępie - artykuł Sixa (no właśnie – to jest artykuł, a nie żaden felieton jak chcieliby mniej zorientowani) nie jest za krótki. Ponad 15 tysięcy znaków to mają niektóre reportaże. Nie wymagajmy od Sixa, żeby pisał książki. Artykuł jest taki jak powinien być. No chyba, że teksty typu „Co tak krótko! Give me more!” to jakaś taka idiotyczna kurtuazja.

No i meritum: dobra robota Six! Twój artykuł jak zwykle dobrze się czyta, jak zwykle wyciągasz różne smaczki i trafiasz z tematem na czasie. O Zebie sprzed WWE nie wiedziałem nic. A oprócz wiedzy w pigułce (pracował tu i tu, robił to i tamto) dostałem jego spojrzenie na różne sprawy jako bookera. Spodobał mi się o tekst o divach w WWE co to mogą „co najwyżej walczyć na poduszki”. Wielki szacun za pracę i chęć dokopywania się do informacji ukrytych gdzieś tam w czeluściach sieci. Cytowałeś Bleacher Raport. Lubię ten portal.

napisane przez Ghostwriter w dniu : 28-08-2014

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy