Rejony Los Angeles to nie tylko rajska plaża, dziewczęta w bikini czy Hollywoodzki deptak. Fanom wrestlingu przede wszystkim, Miasto Aniołów powinno kojarzyć się z lokalną federacją Pro Wrestling Guerrilla, która krąży ze swoimi galami po tymże właśnie terenie. Odwiedzając takie miasta jak Santa Ana, Reseda, Pasadena, La Habra Heights, Burbank czy samo Los Angeles, PWG udowadnia, że nie mają sobie równych na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Czym różni się ta promocja od innych podobnych do niej charakterem? Co PWG ma ciekawego do zaoferowania? I dlaczego warto poświęcić tej federacji więcej czasu?
W pierwszej kolejności wypadałoby wspomnieć o tym, że PWG prezentuje styl pure wrestlingowy, czyli walki bez śwetlówek czy drutu kolczastego lub ogólnie ultraviolentu. Co już zadaje kłam twierdzeniu, że Indys to jedynie krew i przemoc. Wyjątkiem tutaj są walki o stypulacji Guerrilla Warfare Match, ale jest ona bardzo rzadko używana, można powiedzieć, że tylko i wyłącznie przy okazji kończenia wyjątkowo zaognionych feudów. Zresztą samo GWM ogranicza się głównie do użycia krzeseł, stołów lub drabin. Czyli nawet przy najbardziej hardcorowej stypulacji, walki PWG są do "przełknięcia" przez bardziej wrażliwych fanów wrestlingu. W tym miejscu widać również pewne wspólne cechy PWG z ROH. W federacji Sapolsky'ego również priorytetowo traktuje się pure wrestling, i nawet przez to "ograniczenie" te dwie promocje prezentują obecnie najwyższy poziom w Stanach.
Skupiając się jedynie na pure wrestlingu, federacja musi oferować coś jeszcze. Tutaj bezapelacyjnym asem PWG jest roster. Patrząc na historię federacji z Kalifornii trzeba przyznać, że przewinęli się przez nią najlepsi obecnie wrestlerzy ze Stanów Zjednoczonych. Począwszy od obecnych gwiazd TNA (Samoa Joe, Frankie Kazarian, Christopher Daniels, Petey Williams, AJ Styles, Chris Sabin, Alex Shelly czy Homicide) przez ogromną ilość zawodników z ROH (tu można wymieniać dziesiątki nazwisk, łącznie z CM Punkiem) aż po coś, co wyróżnia PWG w tym temacie spośród innych federacji, czyli swoich "ekskluzywnych" wrestlerów. Owa "ekskluzywność" oczywiście nie wynika z podpisanego kontraktu, a z tego, że albo Ci zawodnicy nie są zainteresowani innymi promocjami, albo promocje nie są zainteresowane nimi (nie liczę tutaj występów w malutkich federacjach, które znajdują się w stanie Kalifornia).
Tak więc kogóż to PWG ma na wyłączność? Pierwszym i chyba najważniejszym jest (jeden z założycieli federacji) Super Dragon, który stał się już niemal znakiem rozpoznawczym PWG. Pomysłowy, wszechstronny, stiffowy, w pewnym stopniu nieprzewidywalny i lubiący twardą i mocną walkę na ringu. Patrząc na rostery różnych federacji, nie widzę odpowiednika dla Dragona. Jest bardzo specyficzny (nie chodzi tylko o strój) i co ważniejsze solidny na ringu. Ma na swoim koncie dziesiątki świetnych walk z różnymi typami przeciwników, do tego na pewno nie można mu odmówić poświęcenia oraz dostrzegania i promowania młodszych wrestlerów.
Drugim zawodnikiem jest Joey Ryan. Bez wątpienia ten wrestler jest największym enterteinerem w PWG. Bardzo chętnie chwyta za mikrofon, do tego ma wyrazisty gimmick i świetnie wypada jako heel. Przyznam szczerze, że nigdy nie porywał mnie tym co pokazywał podczas walki (najdłużej trzymał pas w PWG, więc chyba coś w tym jest) po prostu nie mój typ, ale trzeba mu przyznać, że zawsze potrafi rozruszać nawet najbardziej zasiedziałą publiczność. Jak każdy Indysowy heel często wali pikantnymi ripostami w stronę fanów i czasami pokusi się o szczyptę humoru podczas matchu (akcja z inhalatorem). Bardzo barwna postać, którą zauważyło również WWE (jakiś czas temu Ryan walczył w Dark Matchu na gali SmackDown). Obecnie Joey walczy w teamie ze Scottem Lostem (The Dynasty).
Pierwszym teamem zasługującym na małe wyróżnienie jest team Arrogance, w którego skład wchodził Scott Lost oraz Chrish Bosh (zakończył już karierę, ale mimo tego pojawił się na jubileuszowej gali dwa miesiące temu. Prawdopodobnie był to jednorazowy występ). Team ten po dziś dzień, uchodzi za najbardziej heelową drużynę w PWG. Feudowali chyba z każdym teamem w PWG, gdzie często ingerowali w walki wywołując u fanów mega cheer. Obecnie Bosha zastąpił Ryan.
W skład kolejnej drużyny wchodzą dwaj bracia, są to Nick oraz Matt Jackson, którzy bardziej znani są jako The Young Bucks. Jest to obecnie najbardziej obiecujący team w federacji, a dodatkowe występy tych dwóch młodzików w Dragon Gate na pewno zdecydowanie polepszą ich ogólny ringowy skill. Wrażenia podczas ich walk są co najmniej pozytywne. Dobre akcje dwójkowe, odpowiednie tempo, szczypta Lucha Style, zrozumienie się na ringu, predyspozycje, i co ważne - zauważalny, ciągły postęp. Gdyby w przyszłości trafili do TNA czy WWE, to nadal i z miłą chęcią śledziłbym ich losy. Porównując ich z obecnymi lub byłymi mistrzami Tag w PWG, widać, że to jeszcze nie ta klasa i nie ten czas, aby bracia mogli pokusić się o pasy. Jeszcze dużo potu wyleją na ringu, ale mówię Wam, oni są przyszłością dywizji Tag (przynajmniej w PWG).
Trzecim teamem jest Los Luchas. Jak sama nazwa mówi, tutaj do czynienia mamy z luchadorami. Choć uparcie okupują low - mid card, to jednak trzeba przyznać, że dobrze spełniają swoją rolę w federacji. Czasami dołącza do nich Nemesis, któremu styl Lucha Libre również nie jest obcy. Tych trzech zamaskowanych wrestlerów z kimkolwiek z PWG w walce 3 vs. 3 potrafi pokazać kawał solidnego wrestlingu. Swoją drogą zastawia fakt, dlaczego federacje niezależne ze Stanów tak rzadko sięgają po luchadorów. PWG ma ten delikatny meksykański smaczek.
Inni wrestlerzy, których warto wymienić: Karl "Machine Gun" Anderson, TJ Perkins, Ronin czy Scorpio Sky.
Oprócz tego włodarze PWG starają się utrzymywać przyjazne stosunki z federacjami japońskimi, głównie z Dragon Gate. Często na kartach pojawiają się zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni, lub też dokonywane są wymiany wrestlerów między federacjami. Dragon Gate ma w planach zorganizowanie dwóch gal na terenie Stanów Zjednoczonych ( w tym w Los Angeles), a PWG - jak mówią plotki - ma wybrać się do Japonii. O ile karty na te gale nie muszą być miksem dwóch federacji, tak na pewno dojdzie do choćby rozmów na temat dalszej współpracy. Wrestlerzy z Japonii również pozytywnie wypowiadają się o federacji z Los Angeles. CIMA po swojej walce podczas All Star Weekend 6 wygłosił krótki speach, w którym zachwalał federację Dragona oraz zapowiedział dalsze występy w PWG. Z przeszłości znane są również występy Super Dragona w AJPW czy Scorpio Sky i Scotta Losta w Osaka Pro; Excalibur praktycznie w ostatniej chwili "załatwił" występ El Blazera i Kagetogi, którzy pokazali kawał świetnego wrestlingu na DDT4 2008. Tak więc Dragon i spółka bada tamtejszy grunt i nic nie wskazuje na to, że pod tym względem PWG pójdzie w ślady CZW, które przy współpracy z BJW zepsuło wszystko co się tylko dało. Kolejnym dowodem na "rozsądne poczynania" federacji jest fakt organizowania gal w Europie z cyklu European Vacation. Pierwsza z nich odbyła się w 2006 roku, gdzie PWG zawitało do Anglii oraz Niemczech. Nie bez powodu wybrano te dwa właśnie kraje, bowiem tam jest bardzo solidny fanbase jeżeli chodzi o wrestling. Pierwsze odwiedziny w Europie okazały się wielkim sukcesem dla PWG, a same karty na gale zawierały jakby połączenie wrestlerów z Europy i Stanów. Europejskie Wakacje w 2007 roku odwiedziły jeszcze jeden kraj poza Niemcami i Anglią. Chodzi tutaj oczywiście o Francję i event, który odbył się pod Paryżem. Drugi wypad również okazał się sukcesem, co napawa nadzieją, że również i w tym roku PWG odwiedzi Stary Kontynent. Czy pokuszą się o zdobycie jakiegoś nowego kraju? Jeżeli już to stawiałbym na Hiszpanię lub Włochy. O Polsce oczywiście, nawet nie ma co wspominać. Samo organizowanie European Vacation uważam za spore osiągnięcie jak na tak małą federację, która utrzymuje się ze sprzedaży gal na DVD, biletów czy ogólnie pojętego merchaindise'u. Pamiętać też należy o "naturalnych rosterowych przeszkodach" jakimi cechuje się scena niezależna. Jak wiadomo nie samym PWG wrestlerzy żyją. Czasami ktoś zrobi wypad do Meksyku, Japonii, czasami ROH wejdzie w paradę, a do tego dochodzą gale wXw czy angielskich promocji. Także hasło "card subject to change" w tym przypadku może bardziej zaszkodzić niż przy "normalnym" show. Jednakże póki co, obyło się bez większych problemów i co ważniejsze - udowadnia, że federacja z Kalifornii stara się żyć w zgodzie z kim tylko się da (pamiętny motyw, gdy TNA zabroniło swoim wrestlerom występować m.in. w PWG. Wówczas Shelly i Sabin zostali zapewnieni, że jak tylko będą mogli, to miejsce na karcie się dla nich znajdzie. Tak też się stało - Shelly wystąpił na BOLA 2007).
Patrząc przez pryzmat czasu, można również dojść do wniosku, że PWG zmieniło nieco charakter. Obecnie kieruje się bardziej w klimat ROH. Kiedyś bardziej charakteryzowało się stylem Lucha, głównie poprzez wrestlerów, którzy występowali w PWG czyli: Excalibur (po kontuzji powrócił do federacji, ale tylko do komentowania gal oraz jako Commissioner of Food & Beverage), Disco Machine (nie wrócił po kontuzji), Quicksilver (przepadł bez śladu), a Alex Koslov walczy w Maksyku bardzo sporadycznie odwiedzając PWG. Można tutaj podpiąć team Cape Fear czyli Quicksilvera i El Generico. Nie są to oczywiście rasowi luchadorzy (no, może oprócz El Generico), ale gdyby umieścić tych zawodników na karcie (plus do tego team Los Luchas z Nemesisem) stanowiłoby to pewnego rodzaju urozmaicenie. Owe zmiany - jak widać na przykładzie tych wrestlerów - są w pewien sposób wymuszone. Na szybkie i całkowite wyleczenie kontuzji, bądź bardzo poważnego urazu nie wymyślono jeszcze lekarstwa. Ale z drugiej strony PWG gdyby chciało, mogłoby wprowadzić do federacji innych wrestlerów stylowo wpadających w ten deseń. Tymczasem spora ilość zawodników z ROH zasila szeregi PWG, co jeszcze bardziej czyni ten fed ala US Indys niż Lucha. Tu już dochodzi kwestia gustu. Jeden będzie narzekał na tak stan rzeczy, a drugi wprost przeciwnie. Mi osobiście ciężko opowiedzieć się definitywnie po którejś stronie, bo zawsze jest tak, że otrzymujemy coś kosztem czegoś. Na pewno chciałbym aby PWG nie zostało kalką ROH. To takie dmuchanie na zimne, bo jeszcze sporo brakuje aby te dwa fedy "zlały się" w jedną, nie do poznania całość. I z tym twierdzeniem zgodzi się chyba każdy, kto widział po kilka , kilkanaście gal obu fedów.
Samym tekstem na pewno nie przekona się nikogo do tego, aby rzucił okiem poza mainstream. Ale jeżeli jeszcze interesuje Cię wrestling, albo chciałbyś na nowo wrócić do oglądania czegoś "na poziomie", to na pewno można polecić PWG (jak i również ROH). Jeżeli uda Ci się przełknąć całą, o wiele uboższą otoczkę w porównaniu do WWE (a wymaga to trochę "wysiłku") to Los Angeles będziesz kojarzył nie tylko z Hollywood.
Niedoceniane PWG
Komentarze (1)
Skomentuj stronęAż się miło czytało ;) Piękny artykuł bez dwóch zdań.Nie mogę kłamać ale coś mnie wciągnęło po tym artykule by oglądać PWG. Dzięki bardzo majonez za artykuł.
Shadow