NWA: wrestling leśnych dziadków

Vince McMahon zażartował kiedyś, że promotorów NWA łączy tylko jedno - chęć zniszczenia WWF. - Poza tym są tak skłóceni, że gdyby nawet im się to udało, nigdy by się nie dogadali, czym opić sukces - dodał. Jak wyglądał wrestling doby regionów? Był dużo bardziej zróżnicowany, dużo bardziej upolityczniony i wzbudzał dużo większe emocje.

Rok 1975, posiedzenie komitetu mistrzowskiego NWA. Prezes organizacji Fritz Von Erich nerwowo przerzuca karteczki, na których członkowie komitetu wpisali nazwiska swoich faworytów. Liczy raz, drugi, trzeci. Ciągle coś się nie zgadza. - Panowie, mamy problem - mówi w końcu wyraźnie zakłopotany. - Jest remis, Terry i Harley dostali po cztery głosy.

Komitet był specjalnym organem NWA, który w głosowaniu decydował, w czyje ręce trafi pas. Składał się z dziewięciu członków - najbardziej wpływowych promotorów - z których każdy miał jeden głos. Wygrywał ten kandydat, który zdobył ich co najmniej pięć.

Promotorzy spoglądają jeden na drugiego, szukając tego, który nie głosował (głosowanie jest tajne). Ciszę przerywa dopiero głos Von Ericha: - Przyznam się, że nie tak to sobie wyobrażałem - wzdycha. Okazuje się, że to jego kartki zabrakło w urnie (dlaczego nie głosował, nie wiadomo) i teraz musi podjąć decyzję na oczach wszystkich. Na kogokolwiek postawi, rozpęta burzę w obozie kontrkandydata. - Wybieram Terry'ego - rzuca w końcu.

W grudniu 1975 roku Terry Funk pokonał Jacka Brisco i został mistrzem NWA.

Po pierwsze region

NWA nie było, jak mogłoby się wydawać, federacją. Było związkiem blisko 30-stu tzw. regionów (ang. territories), czyli federacji obejmujących swoim zasięgiem obszar maksymalnie kilku stanów. Np. Mid-Atlantic Championship Wrestling, które później dało początek WCW, organizowało gale głównie w obu Karolinach i Wirginii. Stwierdzenie więc, że ktoś występował w NWA, oznacza, że tak naprawdę występował w którymś z regionów.

Każdy region miał swój pas mistrzowski i swoje gwiazdy, które poza nielicznymi wyjątkami mało obchodziły publiczność w innych regionach. Ric Flair wyjaśnia to na przykładzie Bruno Sammartino, przyszłego Hall of Famera WWE: - Był kochany w Nowym Jorku, Bostonie, Pittsburghu, Filadelfii i innych miastach, gdzie ludzie mieli świadomość swoich imigranckich korzeni [sam Sammartino był Włochem - przyp.]. Ale kiedy przyjechał do St. Louis, nie miał tam czego szukać.

Podobnie było w przypadku Meksykanów - tradycyjnie popularnych w teksańskich miasteczkach, takich jak El Paso - którzy nie mieli nawet co liczyć, że przyciągną tłumy na Północy. (argument przeciwko Jamesowi Stormowi, że jest "zbyt południowy", ma swoje korzenie właśnie w tych czasach, bo jeszcze w latach 80. gimmick kowboja miał prawo bytu wyłącznie na głębokim Południu)

Wyjątek stanowili mistrzowie NWA, którzy zaraz po zdobyciu pasa obowiązkowo udawali się w trasę po całych USA. Chodziło o to, by każdy region, każde ważniejsze miasto miało możliwość zobaczenia mistrza w akcji. Mistrz zaś miał sobie wyrobić ogólnokrajowe uznanie, co było możliwe tylko wówczas, gdy jego run trwał wystarczająco długo.

Wspólnym mianownikiem wszystkich regionów były osoby prezesa i mistrza NWA.

My kontra oni

Wrestler z innego regionu zazwyczaj był bookowany jako heel, bo tak też postrzegała go miejscowa publiczność. Kiedy więc w latach 70. bracia Brisco z Florydy feudowali z braćmi Funk z zachodniego Teksasu, role zmieniały się w zależności od tego, na czyim terenie toczyła się walka. - Atmosfera była taka, jak podczas meczu Teksas-Miami - wspomina Terry Funk.

Charakterystyczną cechą systemu regionalnego była też niechęć wielu wrestlerów do przegrywania "u siebie" (o tym, dlaczego tak było, później). Dusty Rhodes, dla przykładu, gdy miał stracić pas na rzecz Flaira w 1981 roku, jako warunek postawił, by walka odbyła się w miejscu, w którym nie był wielką gwiazdą. Wybrano więc Kansas City w stanie Missouri, miasto, w którym niezbyt popularny był też Nature Boy.

Co to oznaczało? Przede wszystkim słabą sprzedaż gali, bo generalna zasada była taka, że jeśli mistrz NWA jest mało popularny w jakimś regionie, to jego przeciwnik powinien być lokalną gwiazdą. Nie mógł więc być zadowolony Bob Geigel, miejscowy promotor (chociaż fakt, że pas zmienił właściciela w jego regionie, dodawał temu regionowi prestiżu), nie mógł też Flair, którego zwycięstwa w Kansas nikt nie świętował.

Naitch, jak sam twierdzi, mistrzem poczuł się dopiero, gdy sięgał po pas po raz drugi. Miało to miejsce w 1983 roku w Północnej Karolinie, gdzie był niemal bogiem.

Przewodnia rola mistrza

Mistrz jeździł od regionu do regionu nie tylko po to, by budować swoją pozycję, ale też po to, by budować pozycję swoich przeciwników. Jego obowiązkiem było sprawić, by prezentowali się wiarygodnie, a więc nie można ich było tak po prostu pokonywać. Pretendent albo przegrywał o włos, albo walka kończyła się 60-minutowym remisem (co zdarzało się nad wyraz często).

Były też przypadki odwrotne. - Lou Thesz był wielkim wrestlerem, ale nie był wielkim mistrzem. Był za bardzo skupiony na sobie. Jeżeli kogoś nie lubił albo uważał, że nie zasługuje na promocję, ośmieszał go w ringu. A mógł to robić, bo był naprawdę utalentowany - mówi o legendarnym mistrzu NWA Terry Funk. W ten sposób Thesz miał zniszczyć karierę kilku lokalnych gwiazd, które po kompromitującej porażce z nim straciły wiarygodność w oczach fanów.

Stąd niechęć do przegrywania na własnym terenie. Ówcześni wrestlerzy mieli po prostu wszystko do stracenia i nic do zyskania. Przypomnijmy: mówimy o czasach, w których wrestling uchodzi za prawdziwy sport. Termin "sportowa rozrywka", który zdefiniuje go na nowo (brzydko mówiąc - jako pseudo sport), pojawi się dopiero w 1989 roku, kiedy to Vince McMahon będzie próbował uniknąć podatku od organizacji wydarzeń stricte sportowych.

Kamienie na wrestlera

O tym, jak bardzo ludzie wierzyli w prawdziwość wrestlingu, świadczy pewne wydarzenie z 1975 roku. Wahoo McDaniel miał mianowicie wielkie problemy, by wejść do szpitala, do którego (po katastrofie lotniczej) trafił półżywy Ric Flair. Powód? Na ringu on i Flair byli zaciekłymi wrogami (Nature Boy niedawno odebrał Wahoo pas Mid-Atlantic), więc pielęgniarki bały się, że Indianin... przyszedł dobić Flaira. Tym bardziej, że na ten dzień mieli zaplanowaną walkę.

A skoro wszystko działo się naprawdę, to i temperatura na widowni była dużo gorętsza. - Na Południu fani rzucali scyzorykami albo strzelali w nas monetami z procy [tak było na Florydzie, gdy walczyło się przeciwko Dusty'emu Rhodesowi - przyp.]. Kiedyś nawet jeden facet wrzucił na ring grzechotnika! - wspomina Flair. A Funk dodaje: - Fani z Portoryko byli jeszcze gorsi. Nie rzucali we mnie tylko puszkami po piwie, jak w Stanach. Rzucali kamieniami, cegłami i innymi niebezpiecznymi przedmiotami.

Brzmi to absurdalnie, ale w kamienie można się było zaopatrzyć przed halą, gdzie sprzedawano je na specjalnych straganach.

Niektórzy wrestlerzy wyciągali na ring śmiałków z publiczności, a potem niemiłosiernie ich obijali. Popularność open challenge spadła jednak po wypadku z udziałem Tima Woodsa (Mr. Wrestling). - Wyzwał 130-kilowego gościa, który w w ferworze walki odgryzł mu palec - wspomina Flair.

Teren zajęty, nie wchodzić!

Mało brakowało, a Ric Flair nie zostałby mistrzem świata w 1981 roku. Oficjalny powód był taki, że jest za mały i że od czasów Buddy'ego Rogersa czy Jacka Brisco, którzy mieli podobne do Flaira gabaryty, wrestling się zmienił. Prawda była jednak taka, że starszyzna NWA (której przewodził Eddie Graham, promotor z Florydy) nie chciała dopuścić, by po raz pierwszy w historii pas trafił do regionu Crocketta. O zmianie mistrza zdecydowały głosy Jima Barnetta z Georgii oraz... Vince'a McMahona seniora.

McMahon wyprowadził swoje WWWF (dzisiejsze WWE) z NWA w 1963 roku i od tego czasu pozostawał z nim w złych stosunkach. W 1981 roku nastąpiło jednak ocieplenie i Vince senior wrócił do komitetu mistrzowskiego. Ktoś zapyta: u konkurencji? Wyjaśnijmy więc od razu, że w tamtym czasie NWA i federacja McMahona nie rywalizowały ze sobą, bo po prostu działały na innych obszarach (więcej na ten temat zaraz).

Obowiązywała niepisana zasada, że promotorzy nie wchodzą sobie w paradę. Pod koniec lat 60. próbował ją jednak złamać Verne Gagne, właściciel AWA, którego wpływy rozciągały się od Salt Lake City do Chicago. Bezskutecznie. Kiedy bowiem zaatakował południową Kalifornię, region należący do NWA Hollywood, promotorzy NWA z całego kraju zwarli szyki i wysłali do Los Angeles swoje największe gwiazdy. Takiej oferty Gagne nie mógł przebić i ostatecznie musiał zarządzić odwrót.

Gorzej skończył Don Serrano, portorykański wrestler, który po cichu próbował wystartować z własną federacją w Portoryko. Eddie Graham, który organizował już gale w tym kraju i obawiał się konkurencji, kazał go po prostu pobić jednemu z przeciwników. - Idea była taka, że jeśli dostanie po dupie na oczach telewidzów, nie uda mu się rozkręcić biznesu, bo nikt nie będzie w nim widział poważnego zagrożenia - wyjaśnia Terry Funk, jeden z uczestników tamtej walki (była to walka tag teamowa). To kolejny przykład na to, że wiarygodność była w tamtym czasie największym kapitałem.

Biały dym nad St. Louis

- Wybór mistrza NWA przypominał wybór papieża - śmieje się Ric Flair. Wyglądało to tak, że każdy promotor miał swojego kandydata, więc ostateczny wybór poprzedzały niekończące się przetargi "jak ty mi to, to ja tobie tamto". Co mógł zaoferować jeden promotor drugiemu w zamian za poparcie jego kandydata? Np. to, że wypożyczy mu kilka swoich gwiazd.

Pas NWA był bardzo polityczną sprawą, więc trzeba było grać tak, aby zadowolić jak największą liczbę promotorów. Zmniejszało to ryzyko buntów i secesji.

Oto dobry przykład: w 1973 roku komitet zdecydował, że Dory Funk Jr. straci pas (po czterech latach!) na rzecz Jacka Brisco. Dory senior, ojciec juniora i promotor NWA Western States z Teksasu, powiedział jednak "weto". - Nie chciał, żeby jego syn przegrał z jednym z czołowych babyface'ów, bo w takich walkach heel zawsze wychodzi na słabeusza. Porażka z innym heelem byłaby bardziej honorowa - wyjaśnia Harley Race, przyjaciel rodziny Funków.

Ostatecznie więc rozwiązano problem przy pomocy tzw. międzymistrza. Prościej mówiąc, Dory Jr. stracił pas na rzecz Harleya (który był heelem), a ten dwa miesiące później - na rzecz Brisco.

Dla rodziny Funków pas miał ogromne znaczenie, bowiem ich federacja mieściła się w Amarillo, małym miasteczku, o którym Terry Funk mówi, że "nie ma tam niczego prócz piasku". Wbrew pozorom miało to znaczenie, bo federacje ulokowane w bardziej atrakcyjnych miejscach, takich jak Floryda, płaciły dużo mniej za występy czołowych gwiazd. Mając własnego mistrza Amarillo nie musiało się więc martwić o brak atrakcji.

Jedynym miastem, do którego promotorzy wysyłali swoje topowe gwiazdy z własnej woli, było St. Louis. Była to stolica NWA, więc każdy chciał się tam pokazać z najlepszej strony. Dla wrestlerów była to natomiast okazja do zarobienia dużych pieniędzy. - Jeżeli walczyłeś w main evencie w St. Louis pod koniec lat 70., dostawałeś 3,5 tys. dolarów [równowartość dzisiejszych 11 tys. - przyp.]. To był super czas.

Vince, zrób coś ze swoim synem!

W Nowym Jorku, mateczniku WWWF, NWA uchodziło za zbyt południowe. - Włochom z Bronksu i Żydom z Brooklynu te wszystkie sznury i krowie dzwonki [chodzi o bullrope match, rodzaj walki mocno osadzony w południowej tradycji - przyp.] niewiele mówiły - wyjaśnia Flair. Z kolei w regionach NWA produkt WWWF traktowano z pewną pogardą, bo było tam więcej show niż wrestlingu (dzisiaj brzmi to jak paradoks).

Mimo to obie organizacje współpracowały ze sobą. Dochodziło nawet do walk champion vs. champion (pierwsza, w której Harley Race zremisował z Bobem Backlundem, odbyła się w 1977 roku). Takie status quo utrzymało się do roku 1982, kiedy to Vince senior sprzedał federację swojemu synowi.

Vince junior zaczął z wysokiego C - podkupił kilka gwiazd NWA i wyszedł poza granice północnego-wschodu, tradycyjnego terenu WWF. - Niektórzy promotorzy dzwonili do seniora, żeby się poskarżyć, że jego syn psuje im biznes - mówi Harley Race. Nie licząc tego, starano się jednak udawać, że wszystko jest pod kontrolą. NWA zrozumiało, że jest wojna, dopiero w chwili, w której McMahon zdobył czas antenowy w lokalnej telewizji w St. Louis. Błyskawicznie zapadła decyzja o zmianie mistrza - Rica Flaira zastąpił reprezentujący ten region Harley Race.

Co zrobił McMahon? Zaoferował Harleyowi 250 tys. dolarów, by jako mistrz NWA przeszedł do WWF. - Przypuszczalnie miałem walczyć z ich mistrzem w jakiejś walce unifikacyjnej - wspomina. I dodaje: - Oferta była kusząca. Zainwestowałem 500 tys. w Heart of America [macierzysty region Harleya - przyp.] i właśnie traciłem pieniądze. Teraz mogłem wreszcie zacząć je zarabiać.

Propozycję jednak odrzucił. Zadecydowała o tym lojalność wobec NWA.

Crockett w natarciu

Rok 1985 był ważny dla następnych piętnastu lat w historii wrestlingu. Przede wszystkim Jim Crockett po raz drugi zasiadł na fotelu prezesa NWA i - zgodnie z obawami pozostałych promotorów - zaczął monopolizować organizację (ktokolwiek by wtedy wygrał, zacząłby to robić). W efekcie doprowadzi to do powstania WCW.

Kartą przetargową Crocketta była umowa z TBS, ogólnokrajową telewizją należącą do Teda Turnera. Obiecywał, że jeśli zostanie wybrany, będzie promował na antenie wrestlerów z różnych regionów NWA. Kiedy jednak przyszło co do czego, przeważnie oddawał ten czas swoim zawodnikom z Mid-Atlantic. Mając tylko jedną galę tygodniowo, tłumaczył się, że nie ma wystarczająco miejsca dla wszystkich. Koniec koców, na wielkie gwiazdy wyrośli tylko ludzie Crocketta - Ric Flair, Barry Windham czy Ricky Steamboat.

Sytuacja stawała się beznadziejna, w 1986 roku z NWA pożegnał się Harley Race. Widząc to, Crockett zorganizował spotkanie z kilkoma promotorami, próbując niby to ratować stary, regionalny porządek. Jego propozycja, że pozwoli swoim wrestlerom walczyć w całym kraju, o ile tylko będzie mógł decydować, z kim walczą i jakim wynikiem kończą się ich walki, z góry jednak była skazana na niepowodzenie. - Nikt oprócz mnie nie będzie decydował o tym, co się dzieje w Minneapolis [stolica AWA - przyp.] - miał mu odpowiedzieć Verne Gagne.

Crockett zdobył dwa regiony - St. Louis w 1986 i Florydę w 1987. Szaleńcza próba zdobycia Chicago w grudniu tego samego roku oraz Nowego Jorku w styczniu roku 1988 zakończyła się jednak totalną klapą (NWA i jego mistrz, Ronnie Garvin, było dla tamtejszej publiczności zbyt południowe).

W listopadzie 1988 roku Crockett sprzedał wszystkie swoje federacje (zebrane pod jednym szyldem JCP) Turnerowi.

Dlaczego NWA przegrało?

Powód pierwszy - promotorzy NWA mieli rozbieżne interesy. Często szczerze się nie znosili i wzajemnie utrudniali sobie pracę. Vince nigdy nie zdobyłby telewizji w St. Louis, gdyby wcześniej Larry Matysik - były menadżer St. Louis Wrestling Club, jednego z ważniejszych ośrodków NWA - nie pokłócił się z Bobem Geiglem i Harleyem Racem. To właśnie Matysik do spółki z prezesem lokalnej stacji doprowadził do odebrania czasu antenowego St. Louis Wrestling Club i oddania go WWF.

Powód drugi - większość promotorów NWA była już w takim wieku, że bardziej niż o walce z WWF myślała o emeryturze. Nikt nie chciał ryzykować oszczędności życia, inwestując w wojnę, która mogła się zakończyć klęską.

Powód trzeci - WWF oferowało coś nowego. - Jeśli jesteś regionalnym promotorem i co tydzień robisz galę w tym samym mieście, to gala, która odbywa się tylko raz na jakiś czas, automatycznie staje się większą atrakcją - podsumowuje Terry Funk.

I pewnie znalazłoby się jeszcze kilka powodów...

dodane przez SixKiller w dniu: 08-03-2013 00:16:09

Udostępnij

Komentarze (19)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Opisałeś kawał historii w bardzo fajny i przyjemny sposób. Szybko pochłonąłem całość jednym tchem :) Zawsze warto takie ciekawostki z historii poczytać. Dobra robota :)

napisane przez B-Side w dniu : 08-03-2013

Dobra robota. Jesli chodzi o termin "zbyt poludniowy", to smiesznie, ze on ciagle istnieje w glowach tych "leśnych dziadków". Do rzekomych minusow, nalezy tam tez akcent tych kowbojów. Kiedys wszystkim sie podobal duet komentatorski Jim Ross i Jim Cornette. Dla wielu najlepsza para, dla innych "zbyt południowa" - musieli ich rozdzielić.
Tamten wrestling, a ten, to dwa inne światy. Dość powiedzieć, że w szatni już nie panuje moda na żarty między zawodnikami. Wszyscy tak się boją o robotę, że nawet przez głowe im nie przejdzie, zeby komus skleić torbę z ciuchami. Ach, gdzie te czasy, jak się srało do korony Lawlera :wink:

napisane przez N!KO w dniu : 08-03-2013

Taaa... W latach 80-tych Austin usłyszałby w MSG: fajnie, że wpadłeś, ale wracaj już do swojego Teksasu. Jesteś redneckiem, a my tu mamy wikinga, klauna, minotaura... No, po prostu nie, zbyt południowy. Next! :)

(tak, wiem, że klaun i reszta, to bardziej początek lat 90-tych. chodziło mi o rodzaj gimmicków popularny w WWF w tamtym czasie, a nie konkretne postacie)

PS: zadałbym dość naturalnie nasuwające się pytanie, który z dzisiejszych wrestlerów miałby szansę zdobyć ogólnoamerykańską publiczność w tamtych regionalnych czasach, ale obawiam się, że w odpowiedzi dostałbym bezrefleksyjne: Punk, Punk, Cena, Punk, Cena :) Ale jeżeli ktoś ma jakieś ciekawe przemyślenia, to oczywiście zapraszam.

napisane przez SixKiller w dniu : 08-03-2013


Cytat: SixKiller

PS: zadałbym dość naturalnie nasuwające się pytanie, który z dzisiejszych wrestlerów miałby szansę zdobyć ogólnoamerykańską publiczność w tamtych regionalnych czasach, ale obawiam się, że w odpowiedzi dostałbym bezrefleksyjne: Punk, Punk, Cena, Punk, Cena Ale jeżeli ktoś ma jakieś ciekawe przemyślenia, to oczywiście zapraszam.


Co do Jasia, to nie wiem, ale Punka, to by chyba zlinczowali. Fani podchodzili bardzo osobiscie do wrestlingu, wiec gdyby taki "Straight Edge", pojawil sie na ich oczach, to moglby miec problem, zeby bezpiecznie wrocic do domu.

Pewne jest to, ze moglibysmy sie zdziwic, kto osiagnalby sukces. Najwieksze płaczki, najmniej konfliktowi, niekoniecznie wygladajacy jak wrestlerzy. Przytoczyc tu wystarczy Erica Embry, ktorego imie czesto slysze, jesli chodzi o tamte czasy. Czy byl wielka gwiazda? Nie. Dlatego pewnie dla niektorych bedzie to nowa historia. Otoz nikt nigdy nie potrafil wytlumaczyc, jak to sie dzieje, ze Eric, byl zawsze over z fanami. Facet nie mial zadnych miesni - zadnego zarysu, umiesnionego ciala - był brzydki, byl jedynie przyzwoitym workerem, przyzwoitym mowca, generalnie w tej przeciętności tonął. Jednak za kazdym razem, gdy stawal do walki, publicznosc byla za nim. Czemu? Jedyna sensowna odpowiedz jaka padla, jest taka, ze ludzie mogli sie z nim utozsamiac. Wiekszosc fanow w tamtym okresie, wygladalo jak Embry. Ktos widzi jego kariere w dzisiejszym main-streamie?
Kliknij tutaj aby zobaczy� wiadomo�� (Uwaga! mo�e zawiera� spoilery)

napisane przez N!KO w dniu : 08-03-2013

Cieszy mnie, że ktoś przejął pałeczkę od Vercyna i na Attitude w dalszym ciągu pojawiają się dobre artykuły. Akurat opisywany przez Ciebie okres z historii wrestlingu jest mi najmniej znany, dlatego czytałem z dużym zaciekawieniem. To drugi tekst, w którym pojawia się wątek katastrofy samolotu z Flairem na pokładzie. Czy w któreś książce jest coś napisane więcej na ten temat?

napisane przez marcel w dniu : 08-03-2013

Kolejny Twój artykuł, który mnie zaciekawił. Lata, które opisałeś to dla mnie czarna magia. Bardzo mało wiem na ten temat, więc z wielką chęcią przeczytałem ten tekst. Ocena oczywiście bardzo dobra. Można więcej takich teksów.

napisane przez Jeffrey Nero w dniu : 08-03-2013


Cytat: marcel

Cieszy mnie, że ktoś przejął pałeczkę od Vercyna i na Attitude w dalszym ciągu pojawiają się dobre artykuły.


Eee... Vercyn nie pisał artykułów, tylko tłumaczył książki, więc z tym przejmowaniem pałeczki to trochę nie tak :) Tym bardziej, że ja piszę od jakichś sześciu lat, a sam Vercyn pojawił się później, więc raczej trzymamy dwie różne pałeczki i niech tak lepiej pozostanie :lol:

napisane przez SixKiller w dniu : 08-03-2013

Wielkie dzięki za kolejny świetny artykuł w Twoim wykonaniu. Ostatnio ciekawiło mnie właśnie NWA, bo zobaczyłem, że ich pasy nadal są używane, ale nigdzie nie znalazłem takiej federacji jak NWA. Naprawde kawał świetnej historii, świetnie opisanej. Mam nadzieję, że masz w planach jeszcze jakieś artykuły, bo według mnie piszesz je najlepiej na PSW.

napisane przez Tupak w dniu : 08-03-2013

Świetna robota Six i ładna dawka historii w pigułce - historii, o której dzisiejsza większość fanów już nie pamięta. Ciekawe były zwłaszcza te wstawki jak to widziały osoby (vide Flair), które tkwiły w tym po uszy :wink:


Cytat: SixKiller

PS: zadałbym dość naturalnie nasuwające się pytanie, który z dzisiejszych wrestlerów miałby szansę zdobyć ogólnoamerykańską publiczność w tamtych regionalnych czasach, ale obawiam się, że w odpowiedzi dostałbym bezrefleksyjne: Punk, Punk, Cena, Punk, Cena :) Ale jeżeli ktoś ma jakieś ciekawe przemyślenia, to oczywiście zapraszam.


Randy Orton :D Byłby Bogiem w St Louis (a więc w tamtejszym El Dorado), a odpowiednio prowadzony, zawsze mógłby liczyć na uwielbienie miejscowych lasek i nienawiść (urodzony heel. Także poza ringiem) pozostałych fanów (myślę, że przy odpowiednim bookingu mógłby być over w większości miejsc gdzie by występował). Poza ringiem, także powinien sobie dawać radę z wrogimi fanami (bo niezły wariat z niego). Myślę, że przy sprzyjających okolicznościach Randal mógłby w tamtych klimatach dać sobie radę.

Ze starszych (ale walczących) zawodników - Taker i Kurt Angle, ponieważ potrafią zarówno budzić podziw w fanach, jak i wzbudzać respekt u hejterów, co byłoby bardzo istotne na "wrogich terytoriach".
No i Triple H - ten koleś potrafi wejść w każdą dupę i pływać w każdym gównie, a więc nie wyobrażam sobie aby nawet w tamtych czasach miał sobie nie poradzić :twisted:

napisane przez -Raven- w dniu : 08-03-2013

Jestem pod wrażeniem. Mimo że artykuł jest o wrestlingowej prehistorii, to jednak nieco nawiązuje do obecnych wydarzeń, bo do HoF wchodzi właśnie Bruno Sammartino i już wiemy jak był postrzegany przez publiczność i dlaczego (zakładam, że w jego przypadku te imigranckie korzenie odgrywały tutaj znaczną rolę), jak w ogóle wyglądało mistrzowanie w takich regionalnych federacjach. Chociaż powiem szczerze, że liczyłem na trochę więcej na temat Włocha, ale nie śmiałbym narzekać wobec ciężkiej pracy, którą wykonałeś.

Vince pozamiatał te regiony. Na przykładzie tego, co pisał HBK można uznać, że mimo, że wielu zaczynało w takich federacjach, to później marzyło, żeby dostać się do McMahonowego nieba. Regiony zdychały śmiercią naturalną.


Cytat: SixKiller


Cytat: marcel
Cieszy mnie, że ktoś przejął pałeczkę od Vercyna i na Attitude w dalszym ciągu pojawiają się dobre artykuły.


Eee... Vercyn nie pisał artykułów, tylko tłumaczył książki, więc z tym przejmowaniem pałeczki to trochę nie tak :) Tym bardziej, że ja piszę od jakichś sześciu lat, a sam Vercyn pojawił się później, więc raczej trzymamy dwie różne pałeczki i niech tak lepiej pozostanie :lol:


No właśnie... Six napieprzał w zeszłym roku artykuł za artykułem i tutaj o przejęciu pałeczki nie może być żadnej mowy. O wcześniejszej działalności nie wspominając. Vercyn robił tytaniczną pracę przy newsach i tłumaczeniach, ale Six oraz Bonkol raczyli nas artykułami na wagę złota. Zresztą do dzisiaj uważam, że te vercynowe tłumaczenia i bonkowo-sixowe artykuły, to najmocniejszy punkt Atti jako portalu.


Cytat: SixKiller
Brzmi to absurdalnie, ale w kamienie można się było zaopatrzyć przed halą, gdzie sprzedawano je na specjalnych straganach."


Niesamowite. Jak w "Żywocie Briana" przed kamienowaniem gościa, który powiedział "Jehowa". Tylko że tutaj to nie Monty Python, a real. :)

napisane przez Ghostwriter w dniu : 08-03-2013

Dobór tematu świetny - od dawna interesuję się "prehistorią" wrestlingu, a czasu na porządne zgłębienie tematu jakoś nie znajduję. Dzięki za kolejną porcję ciekawostek ;)

Swoją drogą ciekawe, jak teraz wygląda NWA. Z tego co wiem system terytoriów i sama federacja działają nadal, ale na jakich zasadach? Nie wiem, a chętnie bym się dowiedział ;)

napisane przez Grishan w dniu : 08-03-2013


Cytat: Grishan

Swoją drogą ciekawe, jak teraz wygląda NWA.


To swoją drogą ciekawe pytanie :) Poszukam informacji na ten temat, ale obawiam się, że może być ciężko (nie liczę Wiki), jako że NWA to dzisiaj całkowity margines. Jedyną szansą dla tej federacji (piszę "federacji" dla skrótu) było podpięcie się pod TNA, bo przez kilka lat nazwa i pasy znów gościły w mainstreamie. Tu można zadać kolejne pytanie - co właściwie spajało wszystkie dzisiejsze regiony, kiedy główne pasy NWA zawłaszczył jeden z nich? NWA to dzisiaj koalicja mało znanych federacji niezależnych, które trudno porównać do dawnych regionów.


Cytat: -Raven-
vide Flair


Co do Flaira, to ciekawe jest to, że wszyscy go mamy za największą legendę NWA (nic dziwnego, najwięcej zdobytych pasów), a tak naprawdę największe triumfy święcił on w latach, w których NWA się rozpadało :wink: Kto wie, czy gdyby Vince nie podkupił kilku czołowych gwiazd, a władzę w NWA przejąłby ktoś inny niż Crockett, Naitch wyrósłby na taką gwiazdę.

Ale żeby było jasne - nie walczę z legendą Flaira. Faktem jest, że kontynuował walkę z McMahonem jako wrestler WCW (które stało się naturalnym następcą NWA), więc ta opinia na jego temat nie jest do końca nieprawdziwa. Gdybym jednak miał wskazać jedną osobę, która zasługuje na miano symbolu NWA (i tylko NWA), to po tym wszystkim, co przeczytałem, prawdopodobnie wybrałbym Harleya Race'a.


Cytat: Ghostwriter
Chociaż powiem szczerze, że liczyłem na trochę więcej na temat Włocha


Napisałbym więcej, gdybym tylko miał co :) Flair ograniczył się jednak do kilku zdań, a najważniejsze tezy są takie, że - jak już wiecie - Sammartino zawdzięczał swoją popularność swoim imigranckim korzeniom (w samym tylko Nowym Jorku żyło kilka milionów amerykańskich Włochów) oraz - czego może nie wiecie, bo nie napisałem - długo przodował w rankingach najlepszych wrestlerów, bo większość wrestlingowych magazynów była wydawana (zagadka - gdzie?) w Nowym Jorku :) Flair zastanawia się "jak ktoś taki mógł być wyżej niż Harley?", bo Bruno był podobno kiepskim workerem.

napisane przez SixKiller w dniu : 09-03-2013

Bardzo ciekawy artykuł, temat właściwie dla współczesnych fanów (dla mnie oczywiście też) kompletnie nie znany, ale stwierdzam, że to właśnie ten regionalny wrestling NWA lat 60. czy 70. to było naprawdę coś. Wtedy każdy był markiem, wtedy heeli się naprawdę nienawidziło, a face'ów uwielbiało, internet nie miał tak destrukcyjnego charakteru dla tego biznesu (w sumie nie mógł mieć, bo go nie było) i ogólnie wszystko było lepsze, a takie jest przynajmniej moje odczucie :)
Dzięki Six za artykuł

napisane przez Bever w dniu : 10-03-2013

W tamtych czasach federacja była czymś takim jak lokalny klub piłkarski w Polsce. Miałeś poczucie, ze to twoja federacja, bo była zawsze blisko, bo odwoływała się do miejscowej tradycji itd. Dlatego jak przyjeżdżali obcy, to na nich buczałeś, bo chcieli zdobyć twój teren. Atmosfera musiała więc być taka - tylko w odpowiednio mniejszej skali - jak podczas walki Punk/Cena na MITB. To nie była tylko walka o pas, to było Boston kontra Chicago.

No i w tamtych czasach wrestler to był gość. Miał prawo czuć się kimś, bo wzbudzał prawdziwe emocje: szacunek, nienawiść, podziw, strach itd. Funk opisał historię, jak facet o ksywie Viking uratował policjanta, którego akurat bił jakiś bandzior. Podobno watażka tak się przestraszył, że błagał go, by nie robił na nim The Hook (finisher Vikinga, zgodnie ze słowami Terry'ego, "zwykła dźwignia, którą przeciwnicy sprzedawali niczym torturę").

Nie chcę pisać, że wtedy było lepiej, bo tamte czasy znam przede wszystkim z opisów. Może dlatego pojedyncze walki, które znalazłem gdzieś w necie albo widziałem na jakichś DVD WWE, niespecjalnie mnie wciągają, bo nie wiem, jaka stoi za nimi historia. Pewne jest jednak to, że lata 70., wbrew temu, co może się wydawać, nie były nudne. Może były brzydkie, bo nie było tych wszystkich fajerwerków, a wrestlerzy walczyli w jednokolorowych gaciach, ale na pewno nie były nudne. No i na pewno był to czas dużej różnorodności.

Myślę, że fani, którzy dorastali w latach 90. załapali się na namiastkę tamtych czasów. Bo jedni oglądali WCW, drudzy WWF itd. Każdy miał swoje gwiazdy i uważał, że są to gwiazdy lepsze niż te u konkurencji. Dzisiaj trudno o czymś takim mówić, bo TNA jest za małym graczem.

napisane przez SixKiller w dniu : 10-03-2013

Bardzo ciekawy artykuł, gratki :)

napisane przez luki w dniu : 10-03-2013


Cytat: SixKiller

Myślę, że fani, którzy dorastali w latach 90. załapali się na namiastkę tamtych czasów. Bo jedni oglądali WCW, drudzy WWF itd. Każdy miał swoje gwiazdy i uważał, że są to gwiazdy lepsze niż te u konkurencji.


He, he - dokładnie tak było, Six :wink: Pamiętam nawet, że kiedy ojciec skakał po kanałach na satce i trafiał na WCW, to mu tłumaczyłem (namiętnie łupaliśmy wówczas WWF), że to taka "druga liga" :D Zdanie zmieniłem dopiero jak przeszedł tam Hitman, któremu zawsze markowałem :wink:
Poza tym tamte czasy były lepsze, bo okres markowania był dłuższy (dzisiaj tylko wejdziesz do netu i od razu ci powiedzą, że "Św. Mikołaj nie istnieje") i na prawdę można było się przez długi okres jarać wrestlingiem, a nie rozkminiać go analitycznie na czynniki pierwsze, na podstawie newsów z netu i całej wiedzy o backstage'u. To jednak zabija cholernie dużo przyjemności z oglądania wrestlingu, bo znając to wszystko od podszewki trudno się zatracić w tym co się widzi na ekranie i dać się porwać temu, co próbują nam opowiedzieć wrestlerzy w ringu.

napisane przez -Raven- w dniu : 12-03-2013

Ja jak zwykle ostatni, ale pamiętam o artykułach na Atti i nie mogę ich zostawić w spokoju. Kolejna świetna rzecz na stronie, dobra robota :)

napisane przez aRo w dniu : 22-03-2013

Oj, aRo, jednak nie jesteś ostatni :-D
Świetnie napisany artykuł, bardzo przyjemnie się czytało. Parę rzeczy wiedziałem, ale o większości dowiedziałem się po raz pierwszy.
Gratki dla autora :-)

napisane przez Tatanka w dniu : 24-03-2013

Świetny artykuł, masa wiedzy, szalenie ciekawa treść i lotny styl sprawiają, że byłem niebywale smutny gdy zauważyłem że to już koniec. Kurczę Six, gdybyś kiedyś napisał jakąś książkę to daj znać, ustawiłbym się w kolejce jeszcze przed premierą ;)

napisane przez Hrabia Zuo w dniu : 27-04-2013

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy