RAW znalazło się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, której nie naprawi ani scenariusz z wykupieniem brandu przez Donalda Trumpa ani rezygnacja z emitowania reklam w trakcie programu. Problemem, który może położyć najważniejszy od lat program WWE do góry brzuchem jest brak napływu świeżej krwi w main eventach
Podobno WWE z każdego jest w stanie zrobić gwiazdę - wystarczy odpowiedni gimmick, odrobina błysku scenarzystów i sprzyjający zbieg okoliczności, którym może być na przykład odpowiednia reakcja fanów. I nawet jeśli nie jest to twierdzenie w stu procentach prawdziwe, z całą pewnością coś w tym jest. Wskazuje na to choćby przykład Jeffa Hardy'ego, w którego awans do grona main eventerów nie wierzył włącznie z niżej podpisanym prawie nikt (wyłączając małoletnich fanów "Charyzmatycznej Enigmy"). Tymczasem okazało się, że dla chcącego nie ma nic trudnego i Hardy wspiął się na sam szczyt - począwszy od powrotu do WWE latem 2006 stopniowo podnosił swoją pozycję w rosterze, w czym bez wątpienia pomogły mu fantastyczna reakcja widowni na jego postać. I mimo tego, że Jeff nie bardzo potrafi wyciągać wnioski z własnych błędów w życiu zawodowym i osobistym, vide spalony w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach dom i kolejne, 60-dniowe zawieszenie za (nad)używanie substancji wiadomych, nie przeszkodziło mu to na trwałe wejść do najwyższej ligi gwiazd WWE.
Piszę o tym dlatego, ponieważ RAW znalazł się w wielkim kłopocie, który tak naprawdę rozpoczął się tuż po drafcie. Przypomnijmy, że teoretycznie wymiana wrestlerów między brandami miała wpłynąć na zwiększenie star power i ogólnej sytuacji RAW kosztem SD! I rzeczywiście, tak to mogło wyglądać, jednak niepostrzeżenie okazało się, że WWE samo zawiązało sobie pętlę na szyję. Spójrzmy bowiem na obecnych potencjalnych main eventerów na RAW: jest obecny mistrz Randy Orton, wracający w glorii i chwale Triple H, John Cena. Od biedy do listy można jeszcze dodać Big Showa, który jednak nie raz dowiódł, że drawem to on jest raczej kiepskim i jeśli już ma walczyć na samej górze karty, to raczej w pojedynkach typu triple threat czy fatal 4-way. Czy to koniec listy? Tak, biorąc pod uwagę aktywnych wrestlerów, bo kontuzja każe nam wyłączyć z niej Batistę, a urlop - Shawna Michaelsa.
Efektem jest całkowity brak manewru w main eventach, czego efektem jest aktualnie dziejące się odgrzewanie starego kotleta Orton vs Triple H. Oczywiście, można się spierać, że z powodu "kontuzji" Huntera ich program ciągnący się od lutego jeszcze się nie skończył, ale nawet jeśli przyjmiemy takie założenie należy zadać pytanie: co dalej? Przeanalizujmy więc możliwe pary mogące wieść prym na RAW i spróbujmy znaleźć zestawienie, które nie było wykorzystane przez WWE w ostatnich kilku latach. W rozważaniach biorę pod uwagę dwóch pauzujących main eventerów, wykluczam za to Big Showa, bo chyba nikt poważny w WWE nie powierzy mu już więcej roli hegemona. Zacznijmy więc:
Orton vs Cena - było
Orton vs HHH - jest i było
Orton vs HBK - było
Orton vs Batista - było
Cena vs Batista - było
Cena vs HHH - byyyyyyyyyyyło
Cena vs HBK - było
HBK vs Batista - było
HBK vs HHH - było
HHH vs Batista - było
Wniosek jest prosty: RAW odgrzewanymi kotletami stoi. Żeby nie było tak różowo, na SD! nie jest wiele lepiej, ale jednak lepiej: mają Jeffa i Edge'a, których pojedynków pewnie nikt nie chce już oglądać ;), ale w odwodzie pozostaje odkurzony do main eventów CM Punk, a w razie czego zawsze można skorzystać ze sprawdzonych rozwiązań w postaci Jericho, czy Reya Mysterio. A kiedy wróci Undertaker, może się zrobić naprawdę ciekawie. Tu możliwych rozwiązań jest nieco więcej, chociaż ich liczba także gwałtownie się kurczy.
Czemu to taki duży problem? Bo jedną z niepisanych zasad, którym właściwie od początku hołdowała federacja McMahona było to, że feudy dwóch main eventerów raczej się nie powtarzały, a jeśli już, to tylko w wyjątkowych sytuacjach i zawsze oba programy musiało dzielić przynajmniej kilka lat różnicy. Teraz ta reguła jest nagminnie łamana, a rezultatem są coraz słabsze buyrate'y gal PPV. Tak, tak - nie tylko przez kryzys Amerykanie coraz rzadziej decydują się na kupowanie gal u Vince'a. Równie ważnym powodem jest to, że choć parafrazując bohaterów "Rejsu", amerykańscy fani lubią tylko tych wrestlerów, których dobrze znają, to jednak lubią ich oglądać w różnych konstelacjach. Bo minęły już czasy pieczołowicie przygotowywanych scenariuszy, kiedy od czasu rozpoczęcia programu do "skrzyżowania rękawic" po raz pierwszy przez dwóch wrestlerów mijało pół roku, a gawiedź nie mogła się wprost doczekać, kiedy to nastąpi. Teraz zaprzestano takich praktyk z prozaicznego powodu: nie ma pola manewru.
Rozwiązanie jest jednak banalnie proste: trzeba szybko stworzyć nowych, wiarygodnych main eventerów, których kupi publika. Tyle tylko, że nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Modelowym przykładem jest tutaj Randy Orton, który zanim dotarł do main eventów, terminował dłuższy czas u boku Huntera i Flaira w barwach Evolution. Zanim poszedł "na swoje" minęło kilka miesięcy solidnej podbudowy i parę bardzo dobrych, zapadających w pamięć pojedynków. Czy w WWE jest obecnie ktoś, kto mógłby przejść podobną drogę? Zapewne tak. Pierwszy z brzegu nasuwa się Ted DiBiase, który ma wszystko, co powinien mieć wrestler-wizytówka WWE: charyzmę, niezłe mic skillsy i przynajmniej poprawne umiejętności w ringu. Zgadzałoby się to też z plotkami rozsiewanymi kilka miesięcy temu przez jego ojca, słynnego "Million Dollar Mana" - Ted miałby przejść szybki face turn, aby lepiej wypromować najnowszą produkcję filmową WWE, w której młody DiBiase występuje w roli głównej. Niestety, mamy szkopuł, a nawet kilka szkopułów: do tej pory prawie w ogóle nie mogliśmy obserwować go w pojedynczych walkach, a jeśli już, stanowił mięso armatnie dla wrestlerów pokroju Huntera. A po drugie - w chwili obecnej nie ma nawet cienia przesłanki, która mogłaby usprawiedliwiać jego przejście na "dobrą stronę mocy".
A trochę szkoda, bo raz - formowanie main eventera jednak chwilę trwa, a dwa - to w tej chwili jedyny wiarygodny kandydat na gwiazdę w rosterze RAW.
Na pewno nie zostanie nią bowiem MVP, który przecież ma ku temu predyspozycje i którego karierę w ostatnich miesiącach WWE modelowo spieprzyło. Bo kiedy w zeszłym roku w życie wszedł scenariusz dla niego z bezprecedensową serią porażek w kulisach WWE tłumaczono, że to rodzaj testu, który ma sprawdzić, jak bardzo Montel jest odporny. Testu, który miał sprawdzić, czy nadaje się na main eventera i który zdał śpiewająco. Niestety, mimo wejścia z wielkim impetem na RAW WWE nie wykorzystało jego potencjału, MVP zgubił się gdzieś w niewielkim przecież w sumie rosterze, a na efekty nie trzeba było długo czekać - podczas zeszłotygodniowego house showu w Pradze publika powitała Portera...właściwie ciszą przeplataną gdzieniegdzie gwizdami.
Nową gwiazdą nie będzie też raczej Miz, u którego poziom charyzmy jest odwrotnie proporcjonalny do poziomu w ringu, ale na standardy WWE może być. Scenarzyści zrobili w sumie mądrze, wrzucając go od razu na głęboką wodę, czyli do programu z Johnem Ceną. Tyle tylko, że ten program jest prowadzony wybitnie jednostronnie i pokazuje, że jedynym atutem Miza jest wyszczekana buzia. Ten program ma się raczej przysłużyć godnemu odejściu Ceny na kilka tygodni/miesięcy odpoczynku, a Mizowi nie daje żadnego zysku. Ponownie - wielka szkoda... Nie widzę też większych przesłanek, aby "next big thing" został sympatyczny Kofi Kingston, który choć jest fenomenalnym atletą i ma fajny gimmick, w moim przekonaniu jest takim "Sheltonem Benjaminem na RAW". Znaczy to ni mniej ni więcej, że pas US Champa to dla niego nieprzekraczalny szczyt. I to tyle potencjalnych gwiazd, jeśli chodzi o RAW. Przyznacie chyba, że nie wygląda to za różowo...
Nieco lepiej jest na SmackDown!, które choć ma tylko dwóch ludzi z potencjałem, zaczęło coś robić z przynajmniej jednym z nich. To oczywiście John Morrison, który według wszelkich znaków na niebie i ziemi ma rozpocząć jakiś fajny program z Edge'm. Niezależnie od wyniku z całą pewnością przyspieszy to jego awans w karcie i w sumie słusznie - spośród wszystkich młodych gniewnych to właśnie z nim jako przyszłą gwiazdą federacji wiąże się największe nadzieje. Drugim, choć już mniej oczywistym typem na gwiazdę jest Dolph Ziggler. I przyznam, że nie do końca rozumiem dlaczego, no ale wielu ludziom ten wrestler się podoba, w związku z czym nie wypada nawet za bardzo polemizować.
Podsumujmy: ze wszystkich talentów w chwili obecnej prowadzona jest (a może lepiej napisać: "zaczyna się") podbudowa tylko jednego. To za mało, zdecydowanie za mało, tym bardziej, że odbywa się ona w brandzie, który w sumie nie musi narzekać na brak main eventerów. W związku z tym uważam, że obecnie najlepszym rozwiązaniem dla RAW jest przeprowadzenie...małego dodatkowego draftu, w wyniku którego przejdzie do nich z ECW Jack Swagger lub Christian. A w ogóle najlepiej by było, gdyby przeszli obaj ;)
Bo przecież ECW to trzeci brand, którym nikt w WWE nie zaprząta sobie głowy, to liga pełniąca funkcję swoistej "rozwojówki", gdzie młodzi lub ci, którzy nie sprawdzili się wcześniej, mają przekonywać McMahona, że są gotowi do skoku na RAW lub SD! A co jak co, ale ci dwaj panowie z pomocą Tommy'ego Dreamera osiągnęli sukces sprawiając, że w ostatnich tygodniach niepozorny i skazany na porażkę brandzik stał się najciekawszym miejscem w całej krainie WWE. Obaj zdecydowanie zasłużyli na awans, dla obu to najwyższy czas, tym bardziej, kiedy RAW bardzo ich potrzebuje.
"Szwagier" jaki jest, każdy widzi: młody wrestler z potencjałem, lepszy już pewnie nie będzie, ale obok Morrisona to największa nadzieja WWE na przyszłość. Nadzieja, która jeszcze niedawno nie spełniała oczekiwań, ale od paru miesięcy weszła chyba na właściwe tory i jest mniej lub bardziej gotowa. A Christian? Najwyższa pora, aby Vince połknął swoją dumę i umieścił Kapitana Charyzmę w miejscu, na które zasługuje. Christian to przecież ciągle bardzo dobry draw budzący świetne reakcje publiki (co oczywiście może się zmienić, jeśli WWE skaże go na kiszenie się w ECW przez kolejne miesiące), a liczba main eventowych kombinacji z jego udziałem zdecydowanie wzrasta. Dodatkowym plusem takiego rozwiązania jest to, że Rieso ma "nazwisko", jest wystarczająco wypromowany, żeby właściwie z miejsca wejść do górnej połówki karty.
ECW spokojnie bez nich sobie poradzi, przecież i tak mało kogo obchodzi ten brand (z wyłączeniem ostatnich tygodni), a rating na poziomie 1.0 zrobiłyby równie dobrze hardcorowe walki karłów maczanych w błocie.
Jak będzie? Czas pokaże, ale wiem jedno - Vince raczej nie jest stałym czytelnikiem "Piątej Kolumny" i zwykle robi przeciwnie niż mu (całkowicie społecznie) doradzam. Pewne jest za to, że RAW potrzebuje kolejnego przemieszania, inaczej sytuacja na flagowym okręcie WWE stanie się dramatyczna. I powtórzę jeszcze raz - w zaradzeniu tej sytuacji nie pomoże Donald Trump. Tylko nowe twarze, nowe feudy, nowe angle...
Piąta Kolumna #14: (Na RAW) bohater potrzeeeebny od zaaaraz
Komentarze (10)
Skomentuj stronęŚwietny artykuł.
Nie mogę się jednak oprzeć refleksji, że jednak główną ideą, która krąży nad jego istotą, jest nie to, że na RAW czy w samym WWE potrzeba nowej krwi, ale to, że w brandzie jak i w federacji potrzeba nowego sposobu na prowadzenie/pisanie scenariuszy/gimmicków. Tym samym odczytałbym opisaną sytuację jako nowy writer potrzebny od zaraz.
Owszem zgadzam się, że mamy zastój i odgrzewane (coraz mniej "smaczne") kotlety na RAW i w WWE. Dlaczego tak jest ? Też się pewnie wszyscy domyślamy. WWE stworzyło sobie podstawę do zbijania zysków w postaci serialu o dobrych i złych (wrestlerach). Kto do jakiej grupy należy - chyba nie muszę tłumaczyć. System działa dobrze dopóty dopóki dobrze sprzedaje się wszystko co z tym związane (począwszy od ratingów po koszulki). Tym samym radykalne zmienianie tej sytuacji jest totalnie nie na rękę WWE.
Tak - ratingi RAW, może nie szaleńczo, ale widocznie zmieniają się (zdaje się - gdzieś tak od 3.2 do 4.1 - raz w górę, raz w dół). Jednak jest to tendencja dość stała. Tym samym radykalne zmiany są mało wskazane. Co najwyżej można coś tam podkolorować/pogrubić/podkreślić tak by zmiana była widoczna, ale też powolna i akceptowalna. I co najważniejsze - by nie zniechęciła klienta docelowego. Od wprowadzenia dla WWE oglądalności bez ograniczeń wiekowych, szeroko pojętego zjadacza chleba.
Oczywiście również podpisuję się pod prośbą o zmiany w WWE. Jednak obawiam się, że o zmiany na szerszą skalę dopominają się w zasadzie tylko ci, którzy mają nieco szersze pojęcie o wrestlingu. Takie osoby, które mają wiedzę, nawet niewielką jak ten biznes działa. Pozwolę sobie postawić tezę, że standardowy widz może po prostu chcieć oglądać "dobrego" Trypla obijającego gębę "podstępnemu" Randiemu. A Vincent M. będzie sprzedawał mu ten produkt dopóty nie wyciśnie z niego ostatniego grosza. Jak pisałem wcześniej - sytuacja nie będzie się zmieniała radykalnie - tylko co najwyżej o jakieś promile. Chyba, że nagle Wujek Vinnie będzie miał gest i przed przejściem na emeryturę postara się o jakąś sztukę dla sztuki (wrestlingowej), zapominając o zyskach. Lub w sytuacji, gdy faktycznie uzna już, że nie da się wycisnąć więcej dolarów od dzieciaków szalejących na punkcie Ceny. "Nasze zdanie" może interesować Vincenta tyle co konkurencja dla jego federacji w postaci PWG.
Wracam do tezy postawionej na początku. Czy są nam potrzebni nowi bohaterowie w main eventach na RAW? I tak i nie. Tak - przerobiliśmy już sporo kombinacji, sporo angli, storylinów, itd. Owszem trudno wymyślić już coś nowego. Ale z drugiej strony - to właśnie w writerach tkwi główna siła mainstreamowych federacji. Jeśli założymy że telewizyjne promocje stoją głównie pod znakiem ciekawych storylinenów - to właśnie ich zadanie, by, mając do dyspozycji konkretnych zawodników, stworzyć niepowtarzalny klimat, wrażenia, emocje. W tym przypadku, ośmieliłbym się stwierdzić, wrestler jest na drugim miejscu. Jego rola sprowadza się do w miarę wiarygodnego odegrania roli (gimmicku).
W tym momencie - ktoś może przerwać: "ale przecież widzieliśmy prawie wszystko, co jeszcze można wymyślić". W tym momencie odsyłam go na wszelkie fora z tym włącznie, gdzie toczą sie nieustanne dywagacje na temat ról i storylineów poszczególnych zawodników. Jeśli chłopaki fascynujące się wrestlingiem, w wieku od lat 10 do 25 potrafią (choćby nie wiem jak bardzo byłby to fantasy booking) sknocić całkiem w miarę sensowne storyliney, to dlaczego nie mieliby tego robić profesjonalni writerzy? Przy założeniu, że dysponujemy tymi samymi (występującymi w TV już od paru ładnych lat) wrestlerami?!
Chęć oglądania nowych main eventerów będzie zawsze. Jednakże pamiętajmy, że droga do stworzenia takowych może być długa, kręta, kosztowna. Wytypowanie nowego champa, kochanego i podziwianego przez miliony, ale także akceptowanego przez wszystko wiedzących "hardkorowych fanów wrestlingu" wymaga nie tylko niebywałej znajomości zasad biznesu, ale też po prostu szczęścia. W realiach WWE - zapomnijmy praktycznie o wrestlerach, którzy łączą w sobie zarówno umiejętności i mic skillsy. Tutaj liczy się raczej to drugie.
RAW - brand w zastoju. Zmiany wprowadzane przez autorów tylko nieznaczne, tak aby utrzymać ratingi. Radykalne zmiany, porządane przez nas, mogą, choć nie muszą, zmienić oblicze federacji, "in plus" w kwestiach artystycznych ale "in minus" w kwestiach finansowych. Teraz pytanie: co wybrałby Vincent i co wybrałbyś Ty, czytelniku?
Jak pisałem wcześniej - musiałby się trafić niebywały talent, jeśli chodzi o wrestlera o dużych umiejętnościach oraz choć w miarę przyzwoitych mic skillsach. Ale i to zejdzie na drugi plan, jeśli nie będzie pomysłu na jego poprowadzenie.
Chwila na osobistą refleksję: nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdzieś tak właśnie od wprowadzenia braku ograniczeń wiekowych, większość (wszyscy?!?) heelów w WWE jest kreowanych na frajerów, mięczaków, zbierających cięgi od byle kogo. Aż żal patrzeć co robią z Kendricka. A Legacy? Dostali łomot od niewrestlera oraz od wrestlingowego emeryta.
Co za tym idzie. Nie ważne kto robiłby za "świeżą krew", "nowego bohatera". Bez "nowego writera" (lub chociażby pomysłu zakrawającego choćby minimalnie o wrestlignowy artyzm i geniusz), nie dałoby się nic zrobić.
Możemy sobie dywagować, kogo należałoby wrzucić do main eventów. To bardzo miłe i przyjemne. Co więcej możemy mieć dużo racji i któryś z naszych "strzałów" może być celny. Ale nawet najlepsi w tym biznesie (pamiętajmy - mówimy o main streamowej federacji) niewiele zdziałają bez odgórnego pomysłu.
A co do samej świeżej krwi. Pozwolę sobie zaszaleć trochę. Obstawiłbym kierunek ROH (już się prawie sprawdził w postaci CM Punka). Osobiście do WWE pasowaliby mi Nigel McGuinness, Claudio Castagnoli lub Austin Aries. Oczywiście każdy w swoim obecnym gimmicku. Natomiast pośród obecnych gwiazd i gwiazdeczek RAW nie widzę za bardzo nikogo, kto mógłby szybko dołączyć do main eventu.
Moim osobistym zdaniem, sytuacja na samym RAW zaczęłaby się polepszać, gdyby zaszły tylko naprawdę radykalne zmiany w a) głowie samego Vincenta b) konkurencja w postaci TNA lub ROH zaczęła by mu dreptać po piętach. Poza tym, może niepotrzebnie szukamy nowego zbawiciela RAW. (uwaga: Fantasy Booking Mode ON): jakiż to rezonans w całym biznesie wywołałby powrót The Rocka?!?
Jeszcze o sytuacji z Donaldem Trumpem. Choć nie kupuję jej wcale, ma jednak jakiś tam potencjał. Tu ponownie największa odpowiedzialność spoczywa na kreatorach tego scenariusza. Wystarczy kilka sprawnych pociągnięć pióra. Jednakże nie mogę się oprzeć wrażeniu, że skończy się tak samo żałośnie jak rozdawanie pieniędzy przez Vince'a. (sam efekt angle'a z Trumpem byłby 100 razy silniejszy, gdyby tak jak parę miesięcy temu z Jeffem Hardym z atakiem na niego w hotelu, rozpuszczono po internecie plotkę o problemach finansowych i przejęciu RAW jako niemal oficjalny news).
To tyle na razie. Czekam na konstruktywną dyskusję.
Ja przede wszystkim chce podziękowac za "Piątą Kolumne" która jest fenomenalna którą czytam za kazdym razem gdy tylko mam czas to po peirwsze po drugie chciałbym podzielic sie swoim zdaniem jakie zebrałem po bacznym oglądaniu Wrestlingu od czasu wejscia na stacje ESC również czytałem rózne recenzje, artykuły raporty hal i oczywiscie sam z siebie posciągałem sobie wiele gall z wielkich lat po tym wszystkim wysuwa mi sie pewien wniosek ale o tym powoli....
Na początku zadam kontrowersyjne aczkolwiek ważne dla mnie pytanie które kieruje do bardziej doświadczonych fanów WWE/WWF a mianowice "Czy Vince M jest frajerem??" Bardzo ostre słowa dlaczego i dlaczego takie pytaniie dlatego ,że oglądając gale były poporstu lepsze (Lepsze scenariusze, lepsze walki no i ratingi)Przez wiele lat WWF konkurowało z WCW i odziwo uporało sie znim pokazując krew dobre walki i dobre speache. Od tego czasu zmieniło sie wiele i niewiele mamy konkurencje w postaci TNA ( chociaż nie jest ona moimz daniem wielka) i lepszy dostęp do Wrestlingu (WWE) a jednak wsyzstko sie powoli pier****...Wytłumaczcie mi dlaczego Vine idze za kasą której i tak ma tak duzo ze może podcieracsobie dupe. Dlaczego nie ma krwi dlaczego tego "czegos" co było w tamtch latach. Czy wszsytko sprowadza się do "wyłudzania"kasy od gówniarzy dlaktóych FAce musi byc uosobieniem cukru musi nwygrywac i używac słów jak z pzredszkola a Heel musi wyglądac jak(zacytuje tutaj kolege który napisał długi komentarz) FRAJER.Czy to musi takwyglądac. Ja rozumiem że to biznes i "its all about money" ale bez przesady, chociaż moja teza jest taka ze to główny odbiorca WWE czyli amerykanin jest poporstu tak tępy ze on i tak chwyci to co mu zaserwują "NIE" kreatywni wrajterzy. A jęzeli już czepiam sie panów od pióra....BOŻE!!!naprawde chyba 10 latek oglądający RAW lub Smack Down napisałby lepszy storyline od jakiegos patafiana ( ja wiem ze to sabyłe gwiazdy wrestlingu) ale szlak mnie trafia kiedy widze jak marnuje się taki Cena(któy moim zdaniem poza haryzmą i siłą nic nie pokazuje)czy musze widziec cały zcas Orton , Batista, HHH w mian eventach to mnie poprostu nerwy noszą.
Czy WWE potrzebuje nowgo bohatera??a może to Vince potrzebuje nowego mózgu??Oto jest pytanie pomózcie mi zrozumiec to co jest dlamnie niezrozumiałem
P.S. Chciałbym wiedziec w jaki sposób dany wrestler zyskuje szacunek w oczach kreatywnych czy samego Bossa WWE (czyli w jaki sposób dochodzi do największych zaszczytów) to równiez jest dlamnie nie zrozumiałe.
Osobista reflekcja na psotawione tam wysoko pytanie:
Jak dlamnie jest znośnie czasem nudno potrzeba swięrozsci w postaci nowcyh pisarzy którzy popchną RAW, SD! oraz ECW w czasy starch czsów.Ktos kiedys mówił ze marzenia sie spełniają. Obym dożył czsów Ery Attidute która powóci....
Mam nadzieje ze nie namieszałem zabardzo i że z ortografią nie ejst na bakier....Pozdrawiam
Myśle ze z Raw do main eventów mogli by dokopac Kofi Kingstona, który w felietonie nie był wymieniony.
Gość dostał push jakiś czas temu, niedawno US Champ, dlatego jeszcze bardziej go wypromować i spokojnie mógłby na RAW zostać nowym eventerem, lecz jego postać musi byc jeszcze bardziej wypromowana i na początku pokonać kogoś z wyższej półki np; Big Showa.
Jeśli chodzi o Smacka to pora najwyższa na Johny Nitro i Jerycho do main eventów.
Ale to WWE i pewnie będą dalej kotlety niestety :wink:
Tak jak obiecałem Tobie, zostawiam kilka słów odnośnie najnowszego tematu PK ;) Przede wszystkim bardzo dobrze, że dotykasz tematów aktualnych, przez co felietony się przyjemnie czyta, ale teraz przejdźmy do samej treści.
Obecna sytuacja na RAW, które jak Vince nazywa flagowym produktem WWE jest nieznośnie dobijająca. Dodatkowo sam chairman przyznał gdzieś ostatnio, że podział gal w WWE ma być na prostej zasadzie RAW – rozrywka, SmackDown – wrestling a ECW jako rozwojówka. Wszystko ładnie pięknie, ale RAW i nazywanie obecnego produktu rozrywką jest co najmniej zabawne, żeby już nie mówić, że to żart z ludzi oglądających WWE – czyli nas.
Oczywiście ten cały przestój jest spowodowany motorycznością w main eventach, ja akurat nie podzielam zdania oficjeli WWE, którzy śmiało chwalą się faktem, że z każdego przy odpowiednim gimmicku i błysku writerów można zrobić gwiazdę. Dlaczego ? chociażby dlatego, że panowie, którzy piszą RAW są strasznie schematyczni, nudni etc. Jak można to zmienić i czy w ogóle? Można, dla mnie dobrym wyjściem na chwilę obecną jest propozycja Stephanie McMahon, która zaproponowała aby wrestlerzy się zgłaszali, aby dorzucić swe 3 grosze co do gimmicku. Chyba oczywistym dobrem jest fakt, że łatwiej odgrywać coś co człowiekowi pasuje a nie jest narzucane z góry. Taki mały przykład, co prawda dotyczy on jednej z byłych Div, mianowicie Victorii, jakiś czas temu odeszła ona z WWE, i jak duża część „wyrzutków” przeszła do TNA. Dlaczego? może dlatego, że mimo swych dobrych umiejętności jak na kobietę musiała jobbować gwiazdkom pokroju Bella Twins, które ani nie są wybitnie piękne ( w WWE przez lata widziałem wiele ładniejszych) ani nie mają jakiegoś super talentu ( są nudne ). Co prawda kobiety w WWE są jedynie ozdobą. To jedna strona odejścia, przypomnę także drugą, sama Victoria przyznała, że nie podobała jej się rola, która odgrywała. Dziwne? nie, bo przypomnijmy sobie galę Cyber Sunday 2008, gdzie wszystkie stypulacje i dodatkowe aspekty walk i rywalizacji zależą od „głosowania widzów”, i cóż tam zobaczyliśmy w przypadku Div? Był „piękny” konkurs kostium na halloween, gdzie Victoria została przebrana za... banana, jak tak ma wyglądać rozrywka, to ja dziękuję za coś takiego. Drugim planem Stephanie ponoć ma być zatrudnianie większej ilości writerów, bo jak wiemy Ci aktualni albo się wypalili, albo spalili ale złym specyfikiem. Ważnym elementem każdej z kreacji jest odbiór publiczności, i tutaj dochodzi kilka pytań, otóż czy czasem nie jest tak, że federacja ( a właściwie Vince ) się za bardzo kieruje ów reakcją? tak moim zdaniem jest. Kilka prostych przykładów tych wypromowanych do granic możliwości: Cena – przereklamowany i to okrutnie, Rey – dla mnie meksykańska wersja Batista, po prostu kloc, Jeff Hardy – i tutaj jest dla mnie wyjątek, bo jego obecność w main eventach mogę znieść mimo, że nie jestem tego całego malowania twarzy i tych „skarpet” na rękach, ale to kweistia gustu. Przykładem potwierdzającym powyższą tezę także był rok temu CM Punk, wrestler, który wykorzystał walizkę i odbierając pas WHC Edge’owi w pierwotnym zamyśle miał być chwilowym mistrzem ale ? ale po jego pierwszym mistrzostwie WHC federacja zauważyła, że Punk podniósł ratingi Raw i sprzedaży więc z króciutkiego title-runu zrobił nam się run średniej wielkości.
Nie chodzi o to aby każda decyzję działu kreatywnego analizować dokładnie ale te przykłady pokazują, co jest ważne dla Vince’a, mianowicie kasa. Corocznie odświeżeniem jest ponoć draft, ale w tym roku jest on całkowicie bezużyteczny. Praktycznie jak wiemy Draft 2009 jest odwróceniem tego z roku poprzedniego z małymi różnicami. Dla mnie wymarzonym wyjściem byłoby połączenie brandów, i moim zdaniem wcale nie oznaczałoby to kolejnych zwolnień, przecież mamy 4 tygodniówki, Raw, ECW, Superstars i SmackDown, a przecież miała dojść jeszcze jedna. Każdy miałby okazję się zaprezentować, a szerszy roster mógłby zweryfikować przydatność uppercarderów do Main Eventu. Niedawno przeczytaliśmy, że Kennedy został zwolniony z WWE, zaledwie dzień po powrocie z długotrwałej kontuzji. Dla mnie to błąd, bo facet był materiałem na main eventera, WWE podało jako powód fakt, że Orton prawie doznał kontuzji ponownego złamania obojczyka i ponoć po gali doszło do heatu między Randy’m a Kenem, co okazało się nieprawdą. Kontuzje w wrestlingu to rzecz naturalna i z tym się spierać nie należy, taki to sport. Facet miał długą przerwę, jego pobyt w FCW nie trwał wybitnie długo, a z tego co pamiętam to nie musiał się tam wybitnie wysilać. Na chwilę obecną jedynym poważnym materiałem na main eventera jest John Morrison, facet ma superstar look, mic skill na wysoki poziomie i to jest taki nowy HBK, przynajmniej dla mnie. Jeśli chodzi o młode gwiazdy, Ted DiBiase, mógłby być materiałem na ME ale nie ma żadnej podbudowy pod to, tak jak sam Mariusz napisałeś, Orton będąc w Evolution cały czas się rozwijał, rywalizując, a co robi DiBiase? występuje w teamie z marniutkim Cody’m Rhodesem albo odrabia pańszczyznę za Ortona.
Standardowo dobry tekst, SPoP'er. Nie zgodziłbym się jednak do końca w sprawie Jeffa Hardy, jako przykładu, że WWE można zrobić gwiazdę z każdego. Jeff może i nigdy nie był talentem pokroju Angle'a, ale jeśli już walczył, to się nie oszczędzał i potrafił zdrowo się poświęcać dla dobrego show. Poza tym (pomijam pozaringowe wybryki Hardy'ego, bo i tak przy takim Ortonie to jest on "grzeczny" jak Miś Uszatek) Jeff poczynił spore postępy i jego push to nie tylko fakt, że dzieciarnia go "kupuje", ale też wynik zdrowo podszlifowanych mic skillsów (jego promo'a słucha się na prawdę z przyjemnością) i poprawionych umiejętności ringowych (większość walk Jeffa jest - jak na WWE - na prawdę ciekawa).
Powiem więcej - uwielbienie dzieciarni, to kula u nogi (przekleństwo, a nie błogosławieństwo) Hardy'ego, bo przy takim "uwielbieniu", Vince woli widzieć Jeffa jako tego "wiecznie goniącego za tytułem" (nic tak nie wywołuje emocji u małolatów jak wydymany przez heela w walce o pas, Jeff Hardy) niż jako Champ'a, dlatego też "panowania" Jeffa z pasem są krótkie i z reguły kończą się jakimś wałkim, aby małolaci mogli Hardy'emu współczuć i kochać go jeszcze bardziej.
Co do braku jakiejś "nowej twarzy" na RAW to nie widzę tu większego problemu. W końcu to wrestling i zmontowanie walki "looser leave SmackDown/ECW" nie stanowi problemu (a za parę dni kolo pojawia się spokojnie na RAW), sęk w tym, że Vince chyba nadal wierzy, że flagowy show WWE obroni się sam, bo głupim fanom wystarczy to, że nadal będą mogli oglądać walki tych samych wrestlerów, których przecież lubią. A że pojedynki powtarzają się niczym "Kevin sam w domu" na Święta? Who carres? Przecież starcia Ortona z Tryplem są takie pasjonujące...:)))
Wg mnie - nie ma czasu by wypromować nową twarz na cito. Tutaj potrzebny jest ktoś, kto wprowadziłby trochę zamieszania do brandu i dał Vince'owi czas na to, by wypromować przyszłych main eventerów. Wg mnie mógłby to być Undertaker (Smack bez Takera powinien dać sobie radę. A przenieść by go było można choćby na kilka miechów). Nie wiem jak obecnie jest ze stanem jego zdrowia, ale myśl o walkach Calawaya z Tryplem (daawno nie było), Ortonem (daaawno nie było) czy Ceną (od dawna czekam na ich starcie, face vs. face) brzmi całkiem przyjemnie. Nawet jeśli Grabarz nie występowałby na każdej gali, to i tak PPV's mielibyśmy uratowane.
W międzyczasie McMachon mógłby podpromować MVP, Swaggera, Bourne'a, DiBiase czy członków Hart Dynasty i wzmocnić RAW. W końcu i tak Vince ma w dupie to, że wówczas ECW popadnie na wrestlerską anoreksję...
Jeżeli jednak nie wypaliłaby opcja z DeadMan'em, to jedyny ratunek dla Czerwonego Brandu widzę w przeprowadzaniu częstszych walk interbrandowych (tak jak przed i podczas WrestleManii), kiedy to gwiazdy różnych barndów mogą wejść ze sobą w krótki feud i przeprowadzić jakiś świeży angle, który potrwa przez 1-2 PPV's, bez konieczności docelowej zmiany macierzystego brandu.
Zgadzam się Mariusz, że Swagger obok Morrisona ma największy potencjał z "młodzików" i odpowiednio poprowadzony, powinien mieć świetlaną przyszłość u Vince'a (ja bym spokojnie na niego postawił. Sądzę, że chłopak da radę!). Myślę, że z Tysona Kid'a i D.H. Smith'a także mogą być ludzie (wg mnie - prędzej z nich niż z przereklamowanych Teda DiBiase czy Cody Rhodes'a, którzy nawet w walkach tagowych niezbyt wiele do tej pory pokazali), a więc trochę odpowiedniej promocji i może nie będziemy dożywotnio skazani na coraz bardziej opierdalającego się Ortona (Randy tak się opuścił w ringu, że aż w dupie boli), przereklamowanego Cenę (Jasiek nie jest taki zły jak większość psioczy. Cenaminator to po prostu niezły średniak, ale robienie z niego "twarzy Federacji" jest dość karkołomnym pomysłem) czy wiecznie kręcącego się koło pasa - Trypla (który notabene także w ringu już od dłuższego czasu nie błyszczy). Zupełnie jednak nie widzę w tym gronie (osób mających być mocniej pushowanych) miejsca dla Miz'a, który jest może i świetny przy mic'u, ale jego walki są masakrycznie słabe i nie widzę, by chłopina czynił w tej materii jakieś postępy.
The Wizard - nie zgodzę się, że wystarczą nowe scenariusze, gimmicki, czy inne tego typu, pozamaterialne czynniki, aby ocalić RAW. Sorry, ale jak mam po raz setny oglądać starcie Trypla z Ortonem, to uwierz mi - jebie mnie o co będzie ta walka, lata mi jaki będzie gimmick tego match'u oraz sram także na to, co będzie powodem ich kolejnego feudu. Nawet jeśli miało by to być starcie o unifikację obu pasów HW, nawet jeżeli byłby to fleaming table Hell in a Cell Match, nawet jeżeli przegrany musiałby za karę przejść na rok do TNA:)))), nawet jeżeli powodem feudu byłaby chęć zmiany płci przez Ortona w celu unifikacji pasa HW i Womens Title'a:)))) - i tak nadal miałbym to w zadzie, ponieważ rzygam już oglądaniem tych 2 wrestlerów walczących ze sobą (tym bardziej, że gównianie im to wychodzi) i każdy ich kolejny match powoduje u mnie kolejne, mentalne torsje.
Zgadzam się tu ze SPoP'em - tylko nowe twarze w main eventach mogą sprawić by ciekawiej i bez biadolenia oglądało się walki wieczoru podczas flagowego show McMachona. Oczywiście ciekawe scenariusz także są tu nieodzowne, ale one same z pewnością sprawy nie załatwią.
Cytat:
Zgadzam się tu ze SPoP'em - tylko nowe twarze w main eventach mogą sprawić by ciekawiej i bez biadolenia oglądało się walki wieczoru podczas flagowego show McMachona. Oczywiście ciekawe scenariusz także są tu nieodzowne, ale one same z pewnością sprawy nie załatwią.
Kolego Ravenie - nie napisałem, że tylko i wyłącznie zmiana scenariuszy uratuje RAW. W moim przeświadczeniu chodzi o to, że w przypadku mainstreamowych federacji to writerzy są ważniejsi niż sam wrestler. Co z tego, że trafi nam się absolutny talent, skoro może on być zmarnowany przez fatalny booking?
Cytat: The Wizard
I tak i nie. Zobacz przykład MVP - szmacili go niemiłosiernie, poddając go temu "dziwnemu" testowi na odporność psychiczną a i tak fani zaczęli lekko go pop'ować, pomimo że był heelem. Zobacz na Dreamera - trudno o bardziej szmaconego i jobbowanego wrestlera (mówię o sytuacji jeszcze przed Extreme Rules) a i tak Tomcio miał grono wiernych fanów.
Kwestia jaki jest ten wrestler, bo jeżeli jest to diament pokroju np. Angle'a lub facet z dużymi pokładami charyzmy, to uważam, że bez względu na booking - zawodnikowi udałoby się i tak obronić.
Masz jednak rację, że w mainstreamie zdecydowanie większą rolę odgrywa booking niż np. w Indys. Może z resztą też dla tego, że byle średniak z Indys wciąga nosem największych mainstreamowych kozaków? W mainstreamie trzeba bardziej tuszować brak umiejętności wrestlerów (Pierwsze skojarzenie... Batista? :twisted: ) dlatego też tak stosunkowo dużą rolę odgrywa tam booking.
SPoP fajny felietonik ale :smile: Po pierwsze nie spodziewalbym sie na naszym miejscu (fanow wrestlingu) nowej gwiazdy w Main Eventach RAW. Bedziemy do znudzenia przerabiac wkolko to samo. Przy okazji draftu Vince chciał jak najbardziej upchać RAW gwiazdami i tam kogoś nowego bedzie im cholernie ciezko wypromowac (tzn. spojzec na to z naszej strony to nic trudnego bo co to za problem wmieszać przy pomocy jakiegoś Battle Royal o No1 Contendera jakiegos MVP do walki o glowny pas.. zawsze to jakies ciekawe urozmaicenie). Nawet WWE nie ma takiego zamiaru. Na RAW maja byc wielkie i uznane nazwiska i tak tez bedzie w kontekscie tamtejszego pasa Heavyweight. Nowych gwiazd w Main Eventach mozemy sie za to spodziewac w niebieskim brandzie ... gdzie juz widac jak to pracuja nad Morrisonem czy Zigglerem i wyglada to naprawde obiecujaco. Poprostu nie potrzeba WWE nowej gwiazdy, a nowej polityki... Spojzmy chociazby na to jak kiedys zaczynali pozniejsi wielcy... Otoz był taki pas Intercontinental gdzie w drodze na szczyt wrestlerzy z duzym potencjalem go nosili ( Stone Cold, The Rock, Bret Hart, Shawn Michaels ... itd itd ). WWF/E moglo sobie smialo zobaczyc jak Ci wrestlerzy poradza sobie w roli mistrza waznego na tamte czasy dla federacji tytulu. Niestety ... ten pas wciaz jest... ale go nie ma. Wypadaloby przywrocic dawna range temu tytulowi, ktory otwieral by droge przyszlym wielkim. Na dzien dzisiejszy przeciez ten pas otrzymuja osoby ktore niestety nic wiecej nie osiagna w federacji (przykro mi to stwierdzic ale za takiego uwazam chociazby Kofiego.. a juz napewno Santino). Szkoda bo napewno o wiele lepiej bysmy spojzeli chociazby na MVP vs Orton nizeli na ponowne HHH vs Orton. Taka zasrana polityka .. liczyc wypada na SD gdzie co jakis czas wybije sie ktos nowy a po jakims czasie przetransferuja go na RAW gdzie wprowadzi jakas innowacje w tych smutnych i jednakowych Main Eventach.
Zgadzam sie co do sytuacji z przedraftowaniem Swaggera czy Christiana z ECW. Tam juz osiagneli co maja osiagnac ... wmieszajcie ich w cos ciekawego u czerwonych badz niebieskich. Przy okazji i Dreamer by moze mial kogos nowego za przeciwnika (David Hart Smith?). ECW tak wlasnie powinno dzialac.... Szybko (tak szybko jak to przychodzi nam ogladac ich gale ... i uwierzcie mi nie jest to wcale to 45min). Promuje sie ktos nowy.. idziemy z nim wyzej niech plywa sobie z "duzymi rybkami" a nie zapycha malutkie akwarium.
W przypadku MVP - nie wiem, może takie było założenie - żeby właśnie przez szmacenie zrobić z niego heela nieudacznika w oczach marków. Test jego "odporności psychicznej" to druga sprawa. A przy bardzo dobrych mic skillsach wywoływał co najmniej przyzwoitą reakcję (mam tu na myśli to, że fani w ogóle na niego reagowali). A pop - przy +/- 90% marków oglądających RAW, Smackdown czy w ogóle WWE, jest zawsze te +/- 10% smarków czy nawet bardziej rozeznanych fanów, którzy reagują "pozytywnie" na heeli (jak chociażby Wrestlemania 24 czy ostatnie Extreme Rules - gdzie dało się słyszeć "Umaga, Umaga!").
Tomcio Marzyciel to inna sprawa. Ponownie powołam się na +/- 10% - nawet jeśli sam nie mam zbytniego rozeznania w oryginalnym ECW, być może sam chantowałbym nazwę federacji przy jego akcjach oglądając go na żywo w ringu. W tym przypadku, być może wśród fanów WWE są jakieś niedobitki oryginalnego ECW.
Angle - to już oczywiście zupełnie inna dywizja.
Jednak wyobraźmy sobie zupełnie nieznanego wrestlera o takim samym potencjale jak Angle. Wystarczy nieodpowiedni gimmick, co więcej - writerzy uprą się by długo w nim występował bo to jest potrzebne do przeprowadzenia dłuższego storyline'u - i w ten sposób mega talent może być spalony już na starcie.
Tak - potrzeba nowych twarzy na RAW! Także nie chce mi się już oglądać Ceny, Trypla, Batka, Ortona, Big Showa (chociaż dobry scenariusz może sporo zrewidować ten pogląd - vide: Robert Roode w anglu z Bookerem T, a Roode jak członek tag teamu Beer Money). Ale pojawienie sie nowych musi zostać poprzedzone rewolucją w bookingu!
Powiem tak - przy obecnej sytuacji na RAW, jestem w stanie znieść trochę gorszy booking na rzecz tego, by pojawiły się nowe twarze w main eventach i feudy, których nie oglądaliśmy od dawna. Niestety, w moim przypadku nie zadziała to w drugą stronę - nie strawię nawet najlepszego scenariusza jeżeli nadal będę dręczony odgrzewanymi kotletami pokroju Hunter vs. Randy w main eventach. To po prostu ponad moje siły :twisted:
Oczywiście - rewelacją byłoby połączyć "nowe twarze" w main eventach z jakimiś nowatorskimi scenariuszami, ale to tak jak liczyć na to, że spotkasz kobietę, która będzie i piękna i mądra. Znikome prawdopodobieństwo :twisted: