Piąta Kolumna #7: WWE, a sprawa 'The Wrestler'

Od skrajnej niechęci do absolutnej sympatii: w ostatnim czasie relacje na linii WWE/Mickey Rourke/The Wrestler zmieniały się jak w kalejdoskopie. A wszystko zaczęło się od nominacji do Oscara i przekonania WWE, że film Darrena Aronofsky'ego nie jest tak słaby, jak niektórzy sądzili na początku.


Pierwsze, pojawiające się pod koniec roku recenzje ludzi z branży najnowszego filmu Darrena Aronofsky'ego "The Wrestler" były entuzjastyczne. Reżyser o uznanym już dorobku (wcześniej stworzył dobrze przyjęte przez krytykę "Pi" i "Requiem dla snu") w bardzo wierny i ciekawy sposób przedstawił świat zawodowego wrestlingu...

Niezadowolony był tylko Vince McMahon. W połowie grudnia serwisy internetowe doniosły, że zaciekawiony popularnością filmu szef WWE zaprosił do siebie reżysera i poprosił o prywatny pokaz. Nie wiadomo do końca, jaka była reakcja McMahona po obejrzeniu filmu, ale naoczni świadkowie mówią, że był wściekły i po zakończonej projekcji wygarnął Aronofsky'emu co sądzi o nim i o samym "Wrestlerze". I w sumie trudno się mu dziwić - w sytuacji, w której WWE wciąż nie może sobie poradzić z problemem sterydów, narkotyków i środków przeciwbólowych, gdzie praktycznie co chwila wybuchają kolejne afery z zawieszeniami kolejnych wrestlerów, kiedy jeszcze nie wygasł zupełnie szok po tragedii z udziałem Chrisa Benoit, której winne były zażywane przez niego niedozwolone substancje, a Kongres wziął pod lupę ten fragment działalności WWE - "The Wrestler" opowiada o czarnej stronie wrestlingu bez zająknięcia i koloryzacji. A im będzie bardziej popularny, tym więcej ludzi zda sobie z tego sprawę. Jest też drugi równie ważny powód - WWE nie mogło być zadowolone z powstania filmu, w którym wyjawione są wszystkie kulisy tej dyscypliny: jak wygląda booking, jak zawodnicy umawiają się przed walką, tną się żyletkami i komunikują w czasie samego pojedynku. A WWE od zawsze starało się izolować od fanów od prawdy, zwłaszcza odkąd ich targetem stały się dzieci i nastolatki szalejące na punkcie Johna Ceny czy Jeffa Hardy'ego. Dawno minęła już era Attitude, czasy shootowych, szokujących prom Bischoffa i Vince'a Russo, który wyjawiał przed publiką, kto miał wygrać dany pojedynek są już dość odległą historią.

Nie bez znaczenia był też fakt, że "Wrestler" promuje zawodników walczących na ringach niezależnych, a także inne federacje, tzn. CZW i ROH. A choć to zupełnie inna półka niż WWE, federacja McMahona nie musiała być raczej zainteresowana promowaniem filmu i, co by nie pisać, jednak jakiejś tam konkurencji.

Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy okazało się, że "Wrestler" oprócz świetnych recenzji okazał się też sukcesem kasowym. Co prawda na listach box office tytuł ani razu nie wszedł do pierwszej dziesiątki i wciąż plasuje się w okolicach 15. pozycji, jednak winić można za to mniejszą liczbę ekranów, na których jest pokazywany i słabszą sieć dystrybucji. Pamiętajmy przy tym, że mimo wszystko jest to film niskobudżetowy. A jednak, patrząc na niego w tych kategoriach odniósł sukces - na dzień dzisiejszy zarobił już ponad 10 mln dolarów. Obraz docenili też członkowie Akademii, nominując do prestiżowej nagrody Oscara Mickeya Rourke'a w kategorii "najlepsza główna rola męska" i Marisę Tomei za drugoplanową rolę żeńską. Doszedł do tego szereg innych, mniej lub bardziej prestiżowych nagród i wyróżnień tak dla filmu jak i dla samego Rourke'a (z prestiżowymi nagrodami BAFTA i Złotymi Globami na czele), którego triumfalny powrót na ekrany po kilku latach milczenia sprawił, że z miejsca stał się wśród krytyków głównym faworytem do zdobycia Oscara.

O "Wrestlerze" zrobiło się głośno, a co za tym idzie głośno zrobiło się o samym biznesie, więc można na tym spokojnie zarobić - tak prawdopodobnie pomyślało sobie WWE, całkowicie zmieniając swoją strategię odnośnie tego filmu. Wcześniej nie wspominano o nim słowem, a nawet pozwalano sobie na małe insiderskie złośliwości (jak w reklamie jakiegoś żelu do ciała z logo WWE na stronie wwe.com, gdzie napisano coś o starej, pomarszczonej skórze Mickeya Rourke'a).

Sytuacja zmieniła się na ostatnim SD! przed Royal Rumble 24 stycznia, gdy na gali puszczono krótki zwiastun filmu, a komentatorzy rozpływali się nad nim w zachwytach. W tym samym czasie ktoś puścił w internet informację, że Mickey Rourke otrzymał od WWE propozycję występu na Wrestlemanii 25 i ofertę tą zdecydował się przyjąć.

W tym momencie sprawy nabrały tempa - sam Rourke potwierdził propozycję w niedzielnym wywiadzie telewizyjnym udzielonym kanałowi E! podczas gali Screen Actors Guild (która, nota bene, też wręczyła mu nagrodą za rolę w filmie Aronofsky'ego). Rourke stwierdził, że pochlebiają mu pozytywne opinie zwłaszcza takich gwiazd jak Flair czy Roddy Piper. - Najlepsze jest to, że całej wrestlingowej branży podoba się nasz film. W końcu to obraz o ich świecie - powiedział.

Potwierdził też swój występ na Wrestlemanii i, o dziwo, wyzwał przy tej okazji Chrisa Jericho. - Panowie z WWE zadzwonili do mnie i spytali, czy chcę to zrobić. Rozmawiałem o tym z Roddym Piperem i postanowiłem się zgodzić. Wygląda na to, że jadę do Houston na Wrestlemanię. Y2J, lepiej uważaj, bo mam zamiar skopać Ci tyłek - powiedział w czasie wywiadu.

Oczywiście nie był to shoot, tylko starannie wyreżyserowana akcja. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać, miała miejsce już dzień później podczas poniedziałkowego RAW. W pewnym momencie na wejściową rampę wkroczył pewnym krokiem Chris Jericho, poprosił realizatora o pokazanie kilku scen z "Wrestlera" i odniósł się do wczorajszych komentarzy Rourke'a. Apelował m.in. o to, aby ten go szanował i by uważał, o co prosi, bo może to otrzymać, a finał nie będzie dla niego zbyt wesoły. "Bycie aktorem grającym wrestlera, a bycie wrestlerem to dwie zupełnie inne sprawy" - powiedział Y2J.

Do kolejnego, tym razem już bezpośredniego starcia obu panów doszło we wtorek na kanale CNN w programie "Larry King Live" - jednym z popularniejszych, "poważnych" programów talk show w Stanach. Gościem Kinga był Rourke, który opowiadał o kulisach powstania filmu i reakcjach wrestlerów. Rourke powiedział, że przed premierą był bardzo zdenerwowany, bo odtwarzał bohatera w ich specyficznym świecie i nie wiedział jak to przyjmą. Na oficjalną premierę zostało zaproszonych kilka legend, m.in. Roddy Piper, Ric Flair, Lex Luger, Brutus Beefcake i, jak mówi Rourke, obchodziło go tylko ich zdanie na temat "Wrestlera". - Po projekcji Ric Flair podszedł do mnie i powiedział "Hej, bracie, jesteś jednym z nas", co było dla mnie największym komplementem jaki mogłem otrzymać - powiedział Rourke.

Aktor potwierdził też, że rozmawiał z Vincem McMahonem i bardzo go chwalił. Porównał to, co zrobił z wrestlingiem do wkładu Stevena Spielberga i George'a Lucasa w rozwój przemysłu filmowego.

W pewnym momencie ze studiem Kinga połączył się na żywo Y2J. Powiedział, że oglądał film i rola Rourke'a bardzo mu się podobała. - Wykonał wspaniałą robotę. Ten film świetnie opowiada, jak wygląda życie w mniejszych federacjach wrestlingu i pokazuje, jak to jest, gdy jesteś na szczycie, a jak, gdy twoja kariera zaczyna spadać w dół. Film nie reprezentuje jednak tego, co robię w WWE i kim jestem, bo jestem najlepszy. Myślę, że Mickey nie popełnił grając rolę Rama żadnych błędów, popełnił jednak błąd podczas wywiadu, kiedy wspomniał o Wrestlemanii i wyzwał mnie na pojedynek. Bo gdyby jego życzenie miało się spełnić, to wynik filmu Rourke-Jericho nie skończyłby się dla pana Rourke'a tak dobrze jak w przypadku "Wrestlera" - powiedział Jericho. Larry King natychmiast spytał Rourke'a, czy chciałby się zmierzyć z Jericho. - Nie, gdyby to zależało ode mnie, to nie mój świat. Walczyłem kiedyś profesjonalnie i mógłbym z nim wystąpić na przykład w meczu bokserskim. Wrestling to jest jego świat - odpowiedział Rourke'a.

Po krótkiej wymianie uprzejmości Jericho powiedział na koniec. "Obraziłeś mnie, a ostatnią rzeczą, której chciałbyś to okazywanie braku szacunku Chrisowi Jericho, uwierz mi. Bo możesz szanować mnie i mój świat, ale ja nie mam krzty szacunku dla ciebie" - powiedział Y2J.

Mój komentarz - świetne zagranie ze strony WWE. Wykorzystanie rosnącego zainteresowania filmem i przeżywającego gigantyczny renesans popularności Rourke'a, a przy tym umiejętne wplecenie w to liczących się mediów (E!, CNN) w programach o bardzo dużej oglądalności, tak aby zainteresować swoim produktem widownię na co dzień nie oglądającą wrestlingu. Tym bardziej, że następne dni miały przynieść kolejne zwroty akcji.

Jeszcze w środę agencja Reuters opublikowała artykuł kwestionujący to, że Rourke pojawi się na Wrestlemanii. W tym samym tekście osoba z WWE uspokajała, że "rozmowy z Rourkiem są w toku". W odpowiedzi na ten artykuł Paula Woods, rzeczniczka aktora wystosowała oświadczenie prasowe, które opublikowała agencja Associated Press. Czytamy w nim, że Mickey Rourke nie przeniesie swojej roli profesjonalnego wrestlera do prawdziwego życia i nie będzie walczył z Chrisem Jericho na Wrestlemanii 25. I w ogóle nie weźmie w żaden sposób udziału w najważniejszej gali roku WWE. "Mickey skupia się wyłącznie na swojej aktorskiej karierze" - czytamy dalej.

Oświadczenie było szeroko komentowane m.in. przez plotkarski serwis defamer.com, w którym napisano, że Rourke obawiał się, iż występ na Wrestlemanii pozbawi go szans na Oscara. "Choć Jericho zdawał się być bardzo za tą walką, Rourke zachował dystans - być może zdając sobie sprawę, że Akademia lubi dawać nagrody ludziom, którzy wykonują prawdziwą pracę, a nie występy w zawodach udawanego sportu puszczanych na kablówce, w których Rourke mógłby uczestniczyć nawet przed swoim wielkim powrotem" - czytamy na ich stronie.

Ale to nie koniec festiwalu oficjalnych oświadczeń prasowych, bo w czwartek swoje własne wydał Vince McMahon. "Cieszę się, że Mickey Rourke będzie obecny na Wrestlemanii, aby wspierać gwiazdy WWE, które wspierają jego i jego najnowszy film The Wrestler" - czytamy w oświadczeniu.
"Mickey, nie rób tego. Przyjedź do Houston i baw się dobrze na dwudziestej piątej jubileuszowej Wrestlemanii, ale trzymaj się z dala od ringu. Albo rób cokolwiek innego, na co tylko masz ochotę" - to z kolei wypis z chętnie cytowanego przez internetowe strony o wrestlingu bloga Jima Rossa. Kolejny wpis i jeszcze większa konsternacja, bo tak naprawdę nie wiadomo, co dalej.

Wszelkie wątpliwości rozwiała w sobotę oficjalna strona wwe.com, na której koniec końców potwierdzono, że walka Rourke vs Jericho planowana na Wrestlemanię nie odbędzie się, a sam Rourke prawdopodobnie nie będzie nawet obecny na hali. "Zaprosiliśmy go jednak do Houston i mamy nadzieję, że będzie obecny jako gość honorowy WWE" - napisała federacja w oświadczeniu.

Trudno jednoznacznie oceniać decyzję Rourke'a i to, co oznacza ona dla biznesu. Z jednej strony pamiętając fatalne doświadczenia z celebrytami na wrestlingowym ringu dobrze się stało, że jednak nie wystąpi, z drugiej jednak nie ulega wątpliwości, że spośród wszystkich gwiazd występujących w TNA, WWE, czy WCW Rourke prezentuje najlepsze umiejętności w ringu i jego występ na Manii pewnie dałoby się obejrzeć. Informacja o odwołaniu przyjazdu Rourke'a jest pewnie zła dla WWE, bo w ten sposób upadł powracający każdego roku plan, aby przy okazji Wrestlemanii zwrócić na tą galę uwagę całej Ameryki.
Na pewno dobrze się stało dla Chrisa Jericho, choć trudno powiedzieć, czy on jako pół-celebryta jest z tego zadowolony. Jego program z powracającym aktorem na pewno zostałby zauważony, co dałoby mu szansę na zwiększenie popularności poza biznesem. Z drugiej strony, ewentualny konflikt doprowadziłby do upadku wiarygodności Jericho jako wrestlera (nomen omen, laureata nagrody Slammy dla najlepszego wrestlera WWE w 2008 roku). Bo patrząc z markowego punktu widzenia Wrestlemania rządzi się swoimi prawami, spośród których główną regułą jest to, że "dobrzy zawsze wygrywają ze złymi". A co to za wrestler, który w ringu daje sobie skopać tyłek 56-letniemu amatorowi, do czego zapewne by doszło?

Z decyzji aktora, który odwołał swój występ, zadowolone nie jest WWE, ale pewnie nie tylko. Wydaje mi się, że pokrzyżowało to też plany producentom filmu, w tym samemu Aronofsky'emu, który zapewne liczył, że w ten sposób jego obraz zyska jeszcze większą sławę. W jednym z wywiadów reżyser opowiedział o prywatnej projekcji filmu dla szefa WWE i jego reakcji. Wersja Aronofsky'ego była skrajnie inna niż ta, która pojawiła się w internecie miesiąc wcześniej: McMahon był ponoć zachwycony filmem i zaoferował pełną współpracę i pomoc przy jego promocji. I, cholera, przyznam, że w tym momencie jestem w kropce, bo nie do końca jestem pewien komu wierzyć - ręczącemu nazwiskiem reżyserowi, czy bliżej nieznanym anonimowym "źródłom zbliżonym do WWE"? Ocenę pozostawiam wam, ale osobiście, znając co nieco nawyki szefa WWE jestem skłonny bardziej dać wiarę internetowym przeciekom. Tym bardziej, że w tym samym wywiadzie Aronofsky jawnie deklaruje, że pierwotnie wolał, aby "The Wrestler" opowiadał historię zapaśnika walczącego w którejś z głównych federacji jak WWE i kontaktował się nawet w tej sprawie ze Stanford. Sprawa jednak upadła. Jak powiedział Aronofsky, odniósł wrażenie, że wymagania WWE mogłyby sprawić, że straciłby kontrolę nad swoim własnym filmem, a w sztuce nie ma miejsca na kompromisy. Co innego jednak sztuka, a co innego marketing i skuteczny PR mający zareklamować film.

Cieszę się, że Rourke nie wystąpi na Wrestlemanii, choć znając WWE nie można wykluczyć, że całe zamieszanie medialne ostatnich dni jest starannie zaplanowaną akcją mającą zmylić wszystkich fanów, aby później mocno ich zaskoczyć kolejnym niespodziewanym zwrotem akcji.

Fakt chęci wykorzystania "Wrestlera" przez WWE świadczy tradycyjnie już o wielkiej hipokryzji federacji. Nieważne są już podnoszone przeze mnie na początku argumenty, że film opowiada praktycznie o człowieku, który zniszczył swoje życie podporządkowując się regułom gry, które lata temu wyznaczył Vince McMahon i WWE. Nieważne, że w interesie federacji nie jest promowanie dzieła, które krzyczy na odległość: "Wrestling jest udawany!". Ważne, że zaczęło się o nim robić głośno, jest szansa na podpromowanie własnego produktu i zarobienie kilku dolarów więcej. Zresztą, WWE nigdy nie miało w takich sprawach specjalnych skrupułów - by nie szukać daleko, można chociażby przypomnieć przykład śmierci Eddiego Guerrero, wokół której ciągnęło się kilka głównych scenariuszy federacji przez przynajmniej pół roku po jego pogrzebie.

Oczywiście, pisząc o "Wrestlerze" nie wypada nie zahaczyć o tradycyjnie gorącą dyskusję dotyczącą używek - sterydów, leków przeciwbólowych, narkotyków. Bo jak to jest z tymi wrestlerami? Z jednej strony każdy jest niezależnym, myślącym człowiekiem i decydując się na branie niedozwolonych substancji powinni zdawać sobie sprawę z konsekwencji swojego postępowania. Z drugiej - reguły gry wymuszające stosowanie takich specyfików wymusza pracodawca, oczywiście nie wprost, ale obserwując to, co się dzieje na ringu każdy widzi, od czego tak naprawdę zależy twoja wypłata. Wrestlerzy stoją więc przed trudnym wyborem, często nie zdając sobie sprawy z tego, jakie będzie to niosło za sobą konsekwencje…Ale to dyskusja stara jak świat, która od zawsze wzbudza ogromne emocje.

Reasumując, można się było spodziewać takiego kroku ze strony WWE. Czy dobrze się stało, że "Wrestler" i Mickey Rourke nie będą dodatkowo promować Wrestlemanii? Moim zdaniem tak. A jakie Wy macie na ten temat zdanie?

dodane przez SPoP w dniu: 01-02-2009 14:22:06

Udostępnij

Komentarze (6)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Bardzo fajny tekst SPoPe, dzięki.

Ja również nie chciałbym aby Rourke jak i sam film promowały Wrestlemanię. Dobrze wiemy co Vince myśli na temat filmu, ale to w niczym nie przeszkadzało aby pogodzić się z nim, gdy zapachniało hajsem. I wcale nie musiał tego robić, pewnie więcej zarobiłby na koszulkach z nowym logo Johna Ceny. Po prostu po raz kolejny udowadnia, że jest sprzedajną dziwką, która nie ma żadnych zasad. Dno.

napisane przez majonez w dniu : 01-02-2009

Jestem ciekaw tego z kim będzie walczyć. Myślę że jego przeciwnikiem będzie Chris Jericho. Ciekaw też jestem jak "The Wrestler" wypadnie w pełnej walce. Myślę że Batista i Cena będą mogli się od niego uczyć.
@Down chyba to ominąłem :P

napisane przez Hrystek w dniu : 01-02-2009

A ja myślę, że przed skomentowaniem powinieneś dokładnie przeczytać tekst. W sobotę WWE ogłosiło, że nic nie wyjdzie z planów walki Rourke vs Y2J na Wrestlemanii, podobnie jak samego udziału w gali aktora. Chyba, że to taka zasłona dymna Vince'a, ale szczerze mówiąc, bardzo w to wątpię... :)

napisane przez SPoP w dniu : 01-02-2009

Jeśli Rourke nie pojawi się na WM, to... bardzo się z tego ucieszę... Powodów jest kilka:

1) sam Mickey - jest chyba moim ulubionym aktorem (jakoś rok temu przeżyłem swoistą fascynację, zebrałem większość filmów, w których występował, mógłbym oglądać jego grę godzinami); po latach życiowych niepowodzeń wziął się w garść i obecnie jest chyba lepszy niż kiedykolwiek (tutaj nasuwa mi się porównanie z najpoważniejszym kontrkandydatem do Oskara - Sean Penn też przeżywał takie pandemonium, był wrakiem człowieka, pił i ćpał, podobnie jak Micky, ale jakiś czas temu powrócił na szczyt - i chyba nawet dostał Oskara, więc teraz kolej na M.R.;)... ale do rzeczy - Rourke odbudował swoją pozycję, po co miałby oficjalnie "mieszać się" w tłumie z "aktorem" Ceną... nawet jeśli chodziłoby o pieniądze - teraz, nawet jeśli będzie tylko "Academy Nominee", może przebierać w rolach, i to za takie pieniądze, o którym VKM w dobie kryzysu będzie mógł sobie pomarzyć

2) wspomniana przez SPoPa dwulicowość Vince'a - takim zagraniom mówimy NIE... ten człowiek prawdopodobnie zjadłby na ekranie własne gówno, gdyby tylko czuł, że można zbić z tego kasę

3) Y2J vs Rourke - jak pisał Mariusz, jedną z niepisanych tradycji WMki jest, że triumfy święcą na niej głównie face... Mickey, jako mega babyface, powinien więc w takim pojedynku zwyciężyć, ale... cóż to za Slammy Award Winner, którego kładzie wiekowy amator

A nawiązując luźno do Oskarów - właśnie obejrzałem film "Harvey Milk" - muszę przyznać, że gdyby nie fakt, w kogo wcielił się Penn, mógłbym być rozdarty między rolami tych dwóch świetnych aktorów w życiowej formie... W pojedynku wrestler vs gejowski bojownik zdecydowaną palmę pierwszeństwa wręczam jednak Rourke'owi

napisane przez theGrimRipper w dniu : 01-02-2009

ja już mam głowie
jak publika na koniec pojedynku krzyczy "RAM JAM RAM JAM!"

jak dla mnie to taki występ na WM25 to idealny pomysł :D

napisane przez Cezet w dniu : 01-02-2009

Ja też jestem zdania, że dobrze iż Rourke nie wystąpi na WM'ce. Niszowy klimat filmu The Wrestler (oraz skupienie się na Indys) był jego zdecydowanym atutem (kto z obeznanych w temacie kupiłby bajkę, że koleś taki jak Ram, wygrywający ważne walki i cieszący się takim popem wśród fanów, klepie biedę pracując w WWE?) i ja widzę tu lekki dysonans, gdyby Mickey zaczął teraz promować film w oparciu o main stream. Nijak miałoby się to do treści i obrazów pokazanych w filmie - no, może poza tym, że dla profanów, to wrestling i tamto też wrestling. Z resztą byłoby to też takie trochę "skurwienie" filmu pod kątem tego, że jak reżyser chciał oprzeć swój obraz o WWE, to się na niego wysrali a jak przyszło do spijania śmietanki, bo The Wrestler osiągnął sukces, to Rourke miałby promować MacMachonlandię na WrestleManii. Zdecydowanie wolałbym już zobaczyć Mickey'a w jakiejś niewalczącej roli w Indys (najchętniej w RoH)
Poza tym - baaardzo dobrze, że Vince nie nachapie się kasiory na fali sukcesu filmu, po którym od samego początku jechał jak po gównie (teraz zwąchał kasę, to i opinię zmienił, pieprzony oportunista). Myślę, że przyda mu się taki pstryczek w nos i uświadomienie, że niewykorzystane szanse (a mógł od samego początku wyrazić swe poparcie dla obrazu Aronofsky'ego - nic go to przecież nie kosztowało. Może na kasę w sensie stricte by mu się to nie przełożyło, ale z pewnością wypromowało by trochę wrestling jako taki i sprawiło, że widzowie może skusiliby się sięgnąć głębiej i przekonać jak ten wrestling wygląda poza ekranem kinowym).
Ogólnie same pozytywy związane z brakiem występu Rourke'a na WrestleManii (Film jest świetny i obroni się sam, bez pomocy WWE). Wizja Jericho jobbującemu po Ram Jam'ie (a jakże!) dziadkowi Mickey'owi to prawdziwy koszmar (chociaż z pewnością byłaby jakaś interferencja, bo czysto Y2J'a by nie podłożyli. Nawet Vince nie jest aż tak głupi).
Chociaż... Mogliby sprowadzić Rourke'a i zorganizować mu walkę bokserską z Big Show'em:))) W końcu ten pierwszy to bokser-amator a drugi - niespełniony pięściarz:)))) I mielibyśmy gwarancję, że Taker nie będzie musiał walczyć z Wight'em na WM'ce... Same plusy:))))))

P.S. Bardzo dobry, wyczerpujący temat tekst, SPoP. Cieszę się, że ponowiłeś swoją aktywność pisarską:) Widzę, że jednak dotrzymujesz obietnic złożonych na GG:))))))

napisane przez -Raven- w dniu : 03-02-2009

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy