Spośród wszystkich walk znajdujących się w karcie na Wrestlemanię 25 najbardziej czekam na Money in the Bank ladder match. Dlaczego? Bo po rezultacie tego pojedynku od razu będzie wiadomo, jaka przyszłość w WWE czeka Christiana - syna marnotrawnego, który powrócił do federacji po trzech latach.
"Kiedy odchodziłem w 2005 roku, wiedziałem, że to nie jest jeszcze mój koniec przygody z WWE" - coś takiego powiedział Christian w jednym z ostatnich wywiadów i przyznam, że zadziwił mnie strasznie. Bo w końcu rzadko się zdarza, aby wrestler, któremu kończy się kontrakt i planuje odejść z federacji, robi to "po angielsku" - bez słowa, nic nikomu nie mówiąc, aby nagle ni stąd ni zowąd pojawić się u konkurencji. A tak właśnie zrobił Christian i to, jeśli wierzyć internetowym raportom, stało się głównym powodem, dla którego tak zły i cięty na niego jest Vince McMahon. A złość ponoć pozostała mu do dzisiaj, gdyż człowiekiem jest, mówiąc oględnie, dość pamiętliwym.
Dlaczego więc Christian wrócił i opuścił wygodne, wydawałoby się gniazdko w TNA? Chyba, że wcale nie było tak wygodne - kiedy opuszczał federację Dixie Carter mówiło się, że głównym powodem odejścia było jego niezadowolenie z polityki TNA i kierunku, w którym zmierza ta federacja. Nie przekonały go ani suta podwyżka ani obietnica bycia głównym facem i pierwszoplanową postacią w najważniejszym feudzie TNA Frontline vs Main Event Mafia. Zresztą, jeśli wierzyć Jerry'emu Lynnowi, byłemu agentowi TNA - Cage był niezadowolony już po miesiącu współpracy z organizacją, bo nie tak sobie to wszystko wyobrażał. I z jednej strony trudno mu się dziwić, z drugiej jednak patrząc na jego karierę w Orlando osiągnięcia miał chyba nienajgorsze - dwa tytuły mistrza świata NWA, udział we względnie ciekawych feudach, w których nigdy nie spadł poniżej poziomu upper midcardera. Zdecydowało chyba jednak co innego, to samo, na co obecnie wkurza się Kurt Angle grożąc powrotem do WWE - mimo tylu wielkich nazwisk, mimo ogromnego potencjału i wielu szans TNA przez ostatnie lata nie rozwinęła się ani trochę - tak pod względem poziomu programu jak i oglądalności, która mimo ostatniego wzrostu stoi w miejscu. Odszedł więc w dobrze znane mu miejsce (swoją drogą, TNA opuścił nie mówiąc nikomu, tak samo jak 3 lata wcześniej WWE), ale czy wiedział co robi?
Wiemy, że Kapitan Charyzma przechodząc do WWE miał w zespole kreatywnym przynajmniej 2-3 osoby, które mocno namawiały go do powrotu. To zapewne z ich inicjatywy narodził się pomysł, aby wmieszać powracającego Christiana w program z wzbudzającym ogromny entuzjazm fanów Jeffem Hardym. Pamiętacie te wszystkie plotki i spekulacje, które mówiły, że Cage pojawi się na Survivor Series, na Royal Rumble, na RAW dzień po Royal Rumble, że założy maskę i zaatakuje Jeffa…Ostatecznie nic z tego scenariusza nie wyszło. Oficjalnie - został wykasowany z powodu zbyt dużej liczby informacji, która wyciekła do Internetu. Nieoficjalnie - za wszystkim stał pamiętliwy Vince McMahon. To właśnie dziwi mnie w tym powrocie najbardziej - Christian odchodząc z TNA mówił, że nie chodzi mu o pieniądze. Trudno też przypuszczać, by wyczuł nosem rychły koniec TNA, bo mimo beznadziejnego poziomu, jaki federacja prezentuje w ostatnim czasie na krach w Orlando się nie zanosi. Wrócił więc do WWE, gdzie wiedział, że szefostwo powita go w najlepszym razie chłodno. I nie pomylił się…
Jego pojawienie się w ECW nie było dla mnie wielkim zaskoczeniem, choć sądziłem, że prędzej zobaczymy go na SmackDown!, gdzie po dwóch tygodniach zginąłby zapewne w natłoku licznych gwiazd i gwiazdek. W końcu Vince musiał go jakoś ukarać za niesubordynację sprzed lat. Wybrał więc dla niego ECW, co paradoksalnie, gdyby WWE nie spieprzyło sprawy, mogło się okazać świetnym rozwiązaniem, mogącym tchnąć nowego ducha w trzeci i zdecydowanie najsłabszy brand. Powrót Christiana zbiegł się bowiem w czasie z debiutem Tysona Kidda i pojawieniem się w sieci planów odnowy ECW. Miałaby ona polegać na przejściu do tego brandu większej liczby młodych perspektywicznych zawodników z OVW, którzy mogliby tu oswajać się do woli z kamerą i szlifować swój talent - skoro ratingi ECW stoją w miejscu właściwie od samego debiutu tej federacji latem 2006 i oscylują w granicach 1.0 WWE mogłoby sobie spokojnie pozwolić na taki eksperyment. Christian w tej sytuacji mógł stać się papierkiem lakmusowym i twarzą ECW, która będzie przyciągała przed odbiorniki wielu fanów jego talentu. Tak się jednak nie stało, choć początek zapowiadał co innego - wyglądało na to, że Cage będzie miał mocny program z mistrzem ECW Jackiem Swaggerem, co byłoby dobre dla obu panów - Kapitan Charyzma odbudowałby swój status w WWE, a nieopierzony młodzian zyskałby nieco doświadczenia. Zamiast tego WWE już po dwóch tygodniach zdecydowało się wrzucić Christiana do jednego worka z Finlayem i Markiem Henrym.
Teraz, kiedy Christian awansował do Money In The Bank wydaje się, że jest zdecydowanym faworytem do zdobycia prestiżowej walizki. Wielu ludzi, także na Attitude uważa, że będzie to dla niego dobra karta przetargowa, aby w drafcie przenieść się do któregoś z dwóch głównych brandów i stać się czołową postacią w którymś z nich.
Faktycznie, to byłoby fajne i miałoby dużo sensu, jednak jest bardzo prawdopodobne, że tak się nie stanie. Po pierwsze - WWE zdążyło nas już przyzwyczaić do tego, że jeśli ktoś jest stuprocentowym faworytem (a tak jest tutaj), to na zasadzie "zaskoczmy fanów" federacja robi zupełnie na przekór oczekiwaniom. Po drugie - Christian nie wygra, jeśli Vince nie uzna, że czas "odkupienia win" jeszcze się dla niego nie skończył. Po trzecie - od jego debiutu minęło już dobre półtora miesiąca i w tym czasie cały efekt nowości i heat związany z jego osobą zdołał ucieleć i wreszcie po czwarte - zdaniem McMahona Christian nie jest materiałem na main eventera. I choć zabrzmi to jak herezja (tym większa, że jestem fanem Kapitana Charyzmy)…szef WWE ma w tym wypadku rację.
Nie łudźcie się - Christian nie będzie main eventerem, a jeśli już to co najwyżej przejściowym, na kilka miesięcy, tak jak Chris Jericho tuż po debiucie. Nie przy tym zespole kreatywnym i nie w tej sytuacji, w jakiej obecnie jest WWE. Zresztą sytuacja obu Kanadyjczyków jest bardzo podobna. Zarówno Y2J i Christian to solidni wrestlerzy, których główna siła kryje się w naturalnej charyzmie, swoistym wdzięku, dobrej grze aktorskiej i ponadnormatywnej dawce poczucia humoru. Ludzie tacy jak oni byliby w stanie wspiąć się na szczyt tylko w sytuacji, gdyby w WWE dalej panowała łamiąca wszelkie konwenanse era Attitude, u której schyłku byli jednymi z najbardziej wybijających się postaci w całym rosterze. Aby tego dokonać, potrzebowaliby jednak świetnych scenariuszy, błyskotliwych dialogów i odrobinę wolnej ręki, a obecny zespół kreatywny ograniczony masą obwarowań nowej polityki nastawionej na dzieci nie jest im w stanie zagwarantować żadnego z tych punktów. Spójrzmy zresztą na przypadek Jericho - po swoim powrocie do WWE zadebiutował jako babyface. To był jednak inny Y2J niż ten, którego znamy - cukierkowy, lukrowaty i z żenującym miejscami dowcipem. I choć wzbudzał uśmiechy na twarzach 10-letnich milusińskich nawet WWE zdało sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak. Po pewnym czasie dało więc Jericho rolę największego heela na RAW (przynajmniej tak było do ostatniej ewolucji charakteru Randy'ego Ortona). I trzeba przyznać - Jericho swoją rolę odgrywa świetnie, jest cholernie przekonujący w tym, co robi, jednak wiedząc co potrafił robić w przeszłości nie da się ukryć, że jego potencjał jest straszliwie marnowany. Niestety, tutaj wina leży już po stronie zespołu kreatywnego i panującej w WWE polityki. Skrypty RAW, które kilka tygodni temu wyciekły do Internetu nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości - dla zawodników bazujących w dużej mierze na improwizacji jak Y2J i Christian nie ma miejsca w sytuacji, gdy wszystkie dialogi rozpisane są przez "zawodowców" co do przecinka, a jedynym zadaniem zawodników jest sprawne wykucie się ich na pamięć.
Jaka przyszłość czeka Christiana w WWE? Jeśli zdobędzie walizkę, najprawdopodobniej przejdzie też w drafcie do któregoś z dwóch brandów, gdzie będzie miał swoje pięć minut sławy w main evencie - z uwagi na zapewne kontynuowany program Orton vs HHH stawiam, że przejdzie do tego, w którym mistrzem będzie ktoś z trójki Cena, Big Show, Edge. Trudno wierzyć przeciekom, ale sądzę, że z tej konfrontacji obronną ręką wyjdzie "Rated R Superstar", a podejrzewam, że konflikt dwóch byłych przyjaciół z jednego z najlepszych tag teamów w historii federacji sprzedałby się całkiem dobrze. Oczywiście, WWE nie dopuszcza raczej innych opcji, jak reaktywacja E&C połączona z heel turnem Cage'a, a szkoda, bo to mogłaby być prawdziwa mieszanka wybuchowa…
Dobrze, a co będzie, jeśli Cage nie wygra MitB? Całkiem możliwe, że sprawy potoczą się podobnie - Christian może zostać przeniesiony gdzieś w drafcie, może też zostać w ECW i wznowić ledwie rozpoczęty program ze Swaggerem. W takiej sytuacji pewne jest tylko jedno - na pewno nie powącha przez bardzo długi czas main eventów.
Zachowanie Christiana można oceniać na kilka sposobów. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na to, że pogwałcił starą zasadę mówiącą, że nie powinno się palić za sobą mostów, bo kiedyś mogą się jeszcze przydać. Tymczasem Cage najpierw spalił za sobą most w WWE, parę miesięcy temu równie nieelegancko zakończył przygodę z TNA i choć droga do federacji McMahona została odbudowana, nikt nie czekał tu na niego z otwartymi ramionami. Ta sytuacja doskonale znamionuje dylematy mainstreamowych wrestlerów, którzy chcąc zmieniać pracodawcę nie mają tak naprawdę wielkiego wyboru. Christian postawił w tym momencie wszystko na jedną kartę - jeśli w WWE mu się nie uda, a zespół kreatywny, co ostatnio modne, nie będzie miał dla niego żadnych pomysłów, zostanie mu rozbrat z wrestlingiem albo Ring of Honor. Skoro jednak odszedł z TNA z powodu nieciekawej polityki firmy jest wątpliwe, aby zdecydował się związać ze znacznie mniejszą federacją, gdzie perspektywy rozwoju także nie są najlepsze.
Niezależnie od wszystkiego cieszę się, że Christian wrócił do WWE. I mam nadzieję, że moje czarne wizje nie spełnią. Nie ma na to co prawda wielkich szans, ale naprawdę nie miałbym nic przeciwko temu, aby już za kilka miesięcy móc oglądać go w głównych walkach wieczoru na galach organizowanych pod patronem federacji McMahona.
Sweet Prince of Pain
Piąta Kolumna #9: Czy Kapitan zrobił dobrze?
Komentarze (3)
Skomentuj stronęCytat: SPoP
FCW, hehe.
Co do samego tekstu, jest to bardzo dobre podsumowanie tego co działo się ostatnio w życiu Kapitana Charyzmy i idealnie pokazuje, że przejście do WWE i zdobycie w federacji odpowiedniej pozycji nie będzie łatwe. Nie sugeruje się za bardzo newsami i tym co mówił np. Vince, bo dla dobra biznesu nie raz był w stanie pójść na korzystny dla siebie układ, a wydaje mi się, że Christian w main eventach(nawet przez kilka miesięcy) na pewno federacji ujmy nie przyniesie i jest dla mnie zdecydowanym faworytem w walce o walizkę(mimo wszystko).
Cytat: Bonkol
Nie przyniósłby na pewno, ale zauważ, że gdyby mieli go wykorzystać jako main eventera zrobiliby to tuż po jego powrocie, tak jak w przypadku Y2J, który od razu został zaangażowany w program o pas z Ortonem. Zamiast tego zesłano Chrisitana do czyśćca do ECW, żeby zgnił.
Teraz, sam nie wiem. Dla mnie też jest faworytem, ale nie jestem optymistą. I dlatego mimo wszystko, mocno irracjonalnie, stawiam na Kane'a ;)
Cytat: SPoP
Może dlatego, że powrót Jericho był tak bardzo nagłośniony, że gdy przyszedł czas debiutu to wszystko wypadło jakoś sztucznie i bez większych emocji ? Może WWE stara się powoli promować Kapitana Charyzmę do roli main eventera, bo przecież to była gwiazda TNA ? Nie wiem co Vince'owi chodzi po głowie, ale wydaje mi się, że Christian ma duże szanse na wygranie walizki.
Co do Kane'a to sam nie wiem, wydaje mi się, że jest to niestety tylko krótka promocja, aby pokazać, że każdy ma szanse wygrać ten title shot co było idealnie widać na ostatniej gali ECW, kiedy to z kolei Mark Henry odegrał kluczową role. ;)