Po prostu wiń Vince'a
Ludzie odnoszą kontuzję udając profesjonalnych wrestlerów. To fakt. Przeciwnicy wrestlingu wykorzystują każdą okazję, by Wam to pokazać. Wprawdzie liczba kontuzji jest stosunkowo niewielka, biorąc pod uwagę ogromną liczbę fanów wrestlingu, jednak o tym krytycy nigdy nie wspominają. W żadnym ze znanych mi programów telewizyjnych nie spotkałem lekarza twierdzącego, że liczba kontuzji powiązanych z wrestlingiem zwiększa się bardzo szybko. Gdyby taki dowód istniał, to oczywiście twórcy "20/20" z rozkoszą by go upublicznili ("20/20" to amerykański talk show na temat problemów społecznych, a Mick wystąpił w jednym z odcinków - przyp. GR). Czyż liczba kontuzjowanych dzieciaków uprawiających backyard wrestling może równać się z liczbą kontuzjowanych młodych baseballistów? Młodych koszykarzy? Nie, ta liczba nie jest nawet zbliżona do ilości kontuzji odnoszonych w amerykańskim futbolu, sporcie, który z roku na rok dzierży palmę pierwszeństwa w ilości kontuzji młodych ludzi, którzy go uprawiają! Nic nie dorówna futbolowi amerykańskiemu pod względem liczby złamanych kości, zwichniętych karków, rozbitych głów a nawet paraliżu i wypadków śmiertelnych. Do diabła, śmierć najczęściej powodowana jest przez trenerów - sadystów, którzy nie pozwalają na chwilę przerwy i butelkę wody mineralnej ubranym od stóp do głów, studentom bez formy, wyczerpanym w niesamowitym upale letniego popołudnia. Śmierć przez głupotę. Licealiści i studenci często umierali z powodu nadmiernego wycieńczenia organizmu jeszcze parę lat temu, dopóki nie wprowadzono restrykcji dotyczących sztucznego "zbijania" wagi.
Moje dzieciaki mają 6 (Noelle) i 8 lat (Dewey). Pozwalam im oglądać WWF w telewizji - nie tylko weekendowe "morning shows", przygotowane specjalnie dla młodszej widowni, ale także Monday RAW i Thursday's SD!. RAW ma etykietkę TV-14, co oznacza, że dzieciaki poniżej czternastego roku życia nie powinni oglądać w ogóle tego show. Smackdown! Oznaczono TV-PG. Prawdopodobnie, gdybym nie był zaangażowany w pro - wrestling, nie pozwoliłbym dzieciom oglądać SD! I RAW, bo zdarzają się tam czasem zbyt ostre, jak dla młodych ludzi, momenty (ale o tym później).
Moje dzieciaki kochają wrestling, a ja im na to pozwalam. Kiedyś siadałem z nimi i wyjaśniałem, że niektóre z ciosów mogą naprawdę zaboleć, a pewne akcje są ekstremalnie niebezpieczne. Dewey i Neolle rozumieją, czym jest rdzeń kręgowy i które akcje stwarzają dlań zagrożenie. Wiedzą, że nie powinny wykonywać tych akcji na sobie, ani na nikim innym i wiedzą, że gdyby spróbowali to zrobić, już nigdy nie pozwoliłbym oglądać wrestlingu w TV. To wspaniała rzecz - oglądanie tej dwójki w walce i słuchanie komentarza Dewey'a: "o rety, obaj zawodnicy są już ledwo żywi". Dewey jest niesamowicie delikatny wobec młodszej siostry. Z wyjątkiem lekko rozbitej głowy czy skaleczonego kolana, oboje potrafią godzinami bawić się we wrestling, nie robiąc sobie żadnej krzywdy.
Oczywiście, posiadam gruntową wiedzę na temat chwytów i ciosów wykonywanych we wrestlingu, jednak ktokolwiek z podstawową wiedzą na temat ludzkiej anatomii (a więc po dziewięcioletniej edukacji - primary school+secondary school) mógłby oglądać wrestling w TV i dać swoim dzieciom identyczne wskazówki. Tu leży pies pogrzebany. Wielu rodziców nie ma zielonego pojęcia o tym, co oglądają ich pociechy. Są zadowoleni, że udało się czymś zająć dzieciaki. I niezależnie, czy dwunastolatek ogląda Triple H wykonującego pedigree na Cactus Jacku, czy też porno w Internecie, często rodzice nie wiedzą ani też nie dbają o to, co oglądają ich dzieci. Czysta ignorancja, ze szczyptą znieczulicy.
Ignorancja społeczeństwa jest też współwinna za stworzenie kolejnego "stygmatu" - to powtarzana przez kolejne dekady fraza: "To wszystko jest na niby". Chciałbym wierzyć, że większość rodziców jest na tyle inteligentna i odpowiedzialna, żeby usiąść ze swymi dziećmi, obejrzeć z nimi show w telewizji i przyjąć wrestling takim, jaki jest. "Ci zapaśnicy nie nienawidzą się nawzajem, Joey. To tylko show. Pamiętaj jednak, że "sztuczki", jakie oni wykonują, mogą być bardzo niebezpieczne. Proszę, nie naśladuj ich!". Niestety, łatwiej przychodzi mi wyobrazić sobie, że rodzice z całego świata potrafią jedynie powiedzieć: Po co oglądasz to g*wno? Czy nie wiesz, że to zwykła ściema???". Oczyma wyobraźni widzę piętnastoletniego Billy'ego próbującego wytłumaczyć matce: "Spójrz, mamo, oni robią naprawdę fajne rzeczy!". Na co matka (z mnóstwem rachunków do zapłacenia, zapiekanką przypalającą się na kuchence i niepłacącym alimentów byłym mężem) ucina dyskusję: "Tak, jasne, każdy potrafiłby to zrobić". Skoro tak, to Billy i jego koledzy budują własnoręcznie namiastkę wrestlingowego ringu na podwórku matki. Billy próbuje wykonać akcję, którą przecież "każdy potrafi" wykonać, ląduje na głowie, ginie, lub łamie kręgosłup, a jego matka wytacza sprawę sądową (przeciw WWE - przyp. GR), bo kogoś musi przecież obwiniać. A wszystko przez ignorancję. Natomiast jeżeli mama wie, że wrestling może być niebezpieczny, a mimo to pozwala Billy'emu budować ring i wykonywać karkołomne akrobacje bez nadzoru, to nie jest już wyłącznie ignorantką - jest kiepską matką.
Program "20/20" wywarł na mnie niezatarte wrażenie (mam na myśli zawartość audycji, a nie moją moralną odpowiedzialność). Te wszystkie dzieciaki, te ich misternie budowane na podwórkach ringi (backyard = dziedziniec, podwórko, stąd nazwa "backyard wrestling" - przyp. GR). Czy ich starzy nie mają pojęcia, co dzieciaki tam wyczyniają? Przepraszam, ale jeżeli mama nie może znaleźć w kuchni tarki do sera, a dwunastoletni Junior pojawia się na obiedzie z twarzą wyglądającą jak starty ser mozarella, nie potrzeba Sherlocka Holmes'a, aby zrozumieć istotę problemu. Nie trzeba być też Sherlockiem, jeżeli wchodzi się do salonu, gdzie właśnie rozbito żarówkę i panuje mrok, a na podłodze leży szesnastolatek z kawałkami szkła wbitymi w głowę, aby wiedzieć, że nadszedł najwyższy czas na rozmowę z synem.
Powinno zlikwidować się podwórkowe ringi. Dzieciaki, znajdźcie sobie nowe ulubione programy do oglądania w telewizji. Drodzy Rodzice - Was proszę, abyście razem stanęli przed lustrem. Dalej, ojcze, zostaw swojego browara numer pięć, przynajmniej na sekundę! Dobrze. Teraz popatrzcie na siebie w lustrze i spróbujcie dojść do wniosku, że Wasze dziecko nie zrobiło sobie krzywdy dlatego, że Vince McMahon to zły człowiek. Nie zrobiło sobie krzywdy dlatego, że Mick Foley użył tarki do sera w celu zranienia Sandmana na ECW arena w 1994 roku. Zrozumcie, że za krzywdę Waszego dziecka najprawdopodobniej odpowiedzialni jesteście Wy - bo jako rodzice, jesteście do dupy. Przy okazji, dzieciaki, jeżeli koniecznie chcecie użyć tarki do sera, mam dla Was radę: "Udawajcie!". Czyż istnieje łatwiejsza do wywołania iluzja, niż atak na rywala przy pomocy tarki? Jeden koleś przybiera okrutny wyraz twarzy i udaje, że zaczyna trzeć - jego rywal krzyczy. Doskonale. Tak właśnie postępują zawodowi wrestlerzy.
W momencie, kiedy piszę tę książkę, backyard wrestling nie pociągnął za sobą żadnej śmiertelnej ofiary. Jeszcze nie. Media jednak swoją uwagą zwiększają popularność wrestlingu na tyle, że pierwsza ofiara wydaje się kwestią czasu. Co wtedy? Czy będziecie winić WWF? I co to da? W żaden sposób nie chciałbym przejść do porządku dziennego nad czyjąkolwiek śmiercią, ale według mnie, wytykanie palcami i składanie kolejnych pozwów będzie upraszczaniem sprawy. Naprawdę wierzę w odpowiedzialność, sprawiedliwe wyroki i wtrącanie sprawców przestępstw do celi, jeżeli tylko ukarze się odpowiednie osoby. Czy wierzę, że mordercę należy zamknąć? No jasne, to trywialne pytanie. Czy uważam, że knajpa podająca alkohol zalanym "w trupa" klientom, co w następstwie spowodowało śmierć młodej dziewczyny w wypadku alkoholowym, powinna ponieść odpowiedzialność? To trudniejsza kwestia, ale uważam, że tak. A czy obwiniam autora książki "Jak zrobić bombę" o śmierć dzieci zabitych w zamachach terrorystycznych? Tak, do cholery, obwiniam go. Posadźcie mnie w ławie przysięgłych.
Z drugiej jednak strony nie obwiniam wynalazcy pistoletu. Nie obwiniam firmy produkującej whisky, podobnie jak nie obwiniam drwala, który ściął dokładnie to drzewo, z którego powstał papier, na którym wydrukowano książkę o konstruowaniu bomb. I, do cholery, nie winię Vince'a tylko dlatego, że wielu dzieciakom zdarzyło się oglądać WWE.
Gdzie tak naprawdę kończy się według Was odpowiedzialność? Czy ktoś pozwał spadkobierców Henry Ford'a za jakikolwiek wypadek samochodowy? Czy Orville Wright VII (wnuk wynalazcy samolotu - przyp. GR) powinien odpowiadać za katastrofę w Andach (w wypadku uczestniczyli członkowie urugwajskiej drużyny rugby wraz z rodzinami - przyp. GR)? A może mąż porażonej prądem kobiety powinien winić Guglielmo Marconiego tylko dlatego, że sam przypadkowo potrącił radio (wynalazek Marconiego - przyp. GR), które wpadło do wanny, w której jego żona goliła sobie pachę? Nie do cholery, byłoby to bzdurą... Niestety, ludzie lubią obwiniać Vince'a McMahona.
Gdyby zastosować niedorzecznie liberalną interpretację przyczyny i skutku w naszych sądach, wiele osób natychmiast stwierdziłoby, że profesjonalny wrestling spowodował okaleczenie wielu młodych osób. Niektórzy poszliby nawet dalej, twierdząc, że wrestling spowodował wiele wypadków śmiertelnych. Dlaczego w takim razie nie zlikwidować wrestlingu na dobre? Super, już po wszystkim, możemy spokojnie spać. Ale zaraz, dlaczego mielibyśmy na tym poprzestać? Bądźmy sprawiedliwi i zastosujmy naszą nową interpretację prawa w stosunku do innych dyscyplin sportowych.
Znamy przypadki śmiertelne w futbolu amerykańskim, baseballu, koszykówce lub w zwykłych zapasach. Pozbądźmy się tych sportów. Z hokejem zróbmy to samo! Wspomnieć tu można wypadek, jaki zdarzył się w hokejowej lidze młodzieżowej. Ojcowie zawodników z obu drużyn doprowadzili do bójki na lodzie. Jeden z nich zmarł na skutek pobicia. Koszykówka? Nie macie pojęcia, jak wiele osób zostaje zabitych podczas kłótni, jakie wywiązują się na boisku. A co z tragicznymi zgonami Hanka Gathers'a (zmarł w trakcie meczu NCAA w 1990 roku na atak serca - przyp. GR) i Reggie Lewis'a (koszykarz Celtics, zmarł w 1993 roku z powodu choroby serca - przyp. GR)? Wyścigi samochodowe są niebezpieczne nie tylko dla kierowców, którzy biorą w nich udział (co roku ginie kilku zawodników), ale także dla ludzi naśladujących ich potem na autostradach. Cóż, automobilizm także skreślamy. Bieganie, to zdrowa rzecz, prawda? Widocznie nie do końca, skoro jogging zabił Jima Fixx'a (propagator biegania i zdrowego trybu życia, zmarł wskutek nadmiaru cholesterolu w 1984 roku - przyp. GR). Odpada. Golf natomiast jest sprawcą śmierci Payne Stewart'a. Wiem, Payne nie umarł na polu golfowym, ale stosując nowe pojęcia przyczyny i skutku, gdyby Payne nie był golfistą, nie leciałby na zawody tym samolotem (kraksa samolotu miała miejsce w październiku 1999 roku - przyp. GR). Musimy zlikwidować golf. Może zostanie nam łyżwiarstwo figurowe? A wypadek Siergieja Grinkowa (zginął podczas treningu na zamarzniętym jeziorze w Lake Placid, w 1995 roku - przyp. GR)? Nie, mam już dosyć. Po prostu pozbądźmy się każdego rodzaju sportu, tak dla bezpieczeństwa. Nawet badmintona - któż chciałby mieć wpisane w rubryce "przyczyna zgonu": "uduszony przez lotkę"? (ten zwrot ma podwójne dno - jest to też swoista gra słów, żarcik Micka, gdyż w oryginale brzmiało to "choked by a red tipped cock!"; shuttle cock - lotka do badmintona - przyp. Rabol).
Z muzyką jest podobnie jak ze sportem i to z wielu powodów. Po pierwsze, nie można dopuścić do tego, że nastolatki idą na koncert Ozzy'ego i dosłownie odbierają przekaz "Suicide Solution". Po chwili zastanowienia powinniśmy zakazać zespołom grania koncertów na żywo - w celu uniknięcia przypadkowych śmierci, jak na koncercie Pearl Jam (tłum stratował kilkanaście osób na koncercie PJ w Roskilde, w czerwcu 2000 roku - przyp. GR). Najlepiej zaś będzie, jak w ogóle zabronimy tworzenia muzyki, bo z jej powodu młodzi ludzie sięgają po narkotyki, a te - jak wiemy - zabijają ich młode organizmy.
Lubię kino. Przede wszystkim jednak wiem, że jeżeli matka przekona swego syna, że "każdy tak potrafi" - mówiąc o popisach kaskaderów, dzieciak może wyskoczyć przez okno, bo to samo robił na filmach Jackie Chan. Zostaje nam więc tylko teatr. Z drugiej strony - Abraham Lincoln został zabity właśnie w Ford Theater, a przecież gdyby stary Abe przeżył, wszystkim żyłoby się o wiele lepiej...
Zajebiście. Teraz na pewno będziemy żyli długo i szczęśliwie - nie mając w naszym pieprzonym życiu absolutnie nic do roboty.
Przetłumaczył Grim Reaper
Komentarze (0)
Skomentuj stronę