Jeff Jarrett często jest porównywany z Triple H-em. Obu zarzuca się niepohamowaną żądzę władzy. Łączą ich również inne podobieństwa. Jarrett musiał pokonać czterech przeciwników w King of the Mountain aby zdobyć pas. HHH natomiast rozprawił się z pięcioma w Elimination Chamber. Obaj przyzwyczaili nas do długich rządów. Jarrett panował najdłużej przez jedenaście miesięcy, a HHH przez dziewięć. Mają też nieodłączne przedmioty. Pierwszy gitarę akustyczną, drugi młot. Co ciekawe na ringu spotkali się tylko kilka razy. Do ich najsłynniejszego starcia doszło podczas Capital Carnage kiedy byli jeszcze mid-carderami. Tematem przewodnim niniejszego akapitu są jednak zakulisowe gry. One bowiem sprawiły, że w tytule znalazło się pytanie retoryczne.
"Ktoś kiedyś powiedział czy napisał, że Jarrett w WWE nigdy nie zaszedłby wyżej niż do pasa Intercontinental i zgadzam się z tym w pełni. Nigdy tego człowieka nie kupowałem jako mistrza, tak jak nie kupuję Ceny czy Chrisa Jericho w 2001/02 roku" - napisał FH. Pod znakiem zapytania stawia to jego przydatność. A wątpliwości pogłębiają się podczas lektury felietonu Todda Martina: "Fani nie traktują Jarretta jak talentu klasy A. Oni go mają za talent klasy B. To jeden z powodów, dla których tak mizernie radził sobie jako czołowa gwiazda WCW. Fani nigdy nie przyjęli i nigdy nie przyjmą Jarretta jak czołową gwiazdę. Nie ma charyzmy. Zwłaszcza jako babyface. Aby TNA ruszyło z miejsca, musi mieć gwiazdę, która sprawi, że jego fani uwierzą, że jest lepsza niż ktoś w WWE. I to nie jest Jarrett. Największym problemem TNA jest jednak to, że podobnie jak w WWE, jego polityka ma związek z koneksjami rodzinnymi. Ciężko będzie przekonać Jeffa Jarretta, Jerry'ego Jarretta czy Vince'a Russo, że Jeff powinien być tylko uzupełniającą postacią".
Mówienie, że Double J nie jest charyzmatyczny jest jak mówienie w sobotę, że jest niedziela. Owszem, jest przeciętnym facem, ale za to znakomitym heelem. Z drugiej strony, czy ktoś podobne zarzuty kieruje pod adresem Stinga, który przecież nigdy nie był dobrym czarnym charakterem? Jacob Kuhn napisał: Jarrett nigdy nie zbliżył się do klasy Flaira. Jednak wydaje mi się, że ma jedną z jego najważniejszych umiejętności, która sprawia, że jest potrzebny TNA. Mianowicie, nienawidzimy go tak bardzo, jak tylko możemy". I w tym sęk. Jarrett nie jest wrzodem na zdrowym organizmie TNA. Dlaczego więc tylu ludzi nie toleruje go nie tylko jako postaci? "Był mistrzem za długo i za często" - konstatuje DDP.
W metryczce Jarretta w rubryce "Liczby" powinniśmy wpisać 1005 i 6. Odpowiadają one kolejno: ilości dni, w których posiadał NWA World Heavyweight Title oraz ilości kadencji. Znaczy to, że panował przez więcej niż połowę istnienia TNA (ok. 2,75 roku). Przemk0 wieszczy jednak koniec jego ery: "Trzy lata temu powiedziałbym, że jest niepotrzebny. W tamtych czasach głównie dzięki jego długim runom irytował większość fanów TNA. Dlatego chcieli zmian na czele. Zdawali sobie jednak sprawę z tego, że przez nadmierną promocję JJ-a inni zawodnicy nie wydawali się na tyle poważni, aby zająć jego miejsce. TNA znajdowało się w martwym punkcie. Teraz, kiedy jest Christian, Kurt, Joe, Sting itd., Double J może nawet być mid-carderem i myślę, że nikogo nie będzie to dziwić. Wrestlerem jest solidnym, mic skillsy ma na poziomie, więc moim zdaniem jest przydatny".
Prześwietlenie TNA: Jeff Jarrett - nowotwór TNA?
Komentarze (4)
Skomentuj stronęTu się chyba wszyscy zgodzą, że Jarret jako championem był średnim. Owszem, fani buczeli na niego jak na porządnego heela, ale jakby pasa nie posiadał, to publika zbytnio by się nim nie przejmowała. Okres jego runów jako mistrz nie można zaliczać do udanych. Wszystko stało się Jarretocentryczne - albo jest się z nim, albo przeciw. Rzecz jasna chyba nikomu taki przebieg storylineów się nie podobał.
I tu się mylisz. Mi się podobały i byłem zdecydowanie za nim. Nie bardzo go lubię, ale uważam że to były dobre storyliny.
Bardzo lubię Jarretta i z tego co widzę jestem jedną z niewielu osób, które go doceniają i którym jego runy z pasem nie przeszkadzały, jest perfekcyjnym heel'em, aż prosił się o to, aby go nienawidzić, zresztą fani mieli za co, chyba pamiętacie te "triki", gdy odbierał pas ulubieńcom publiczności - Rhino, zaledwie po dwóch dniach czy Raven'owi w federacji D'Amore BCW, czyli nawet nie na ringach TNA.. jako face również się sprawdzał, na początku 2003 roku w walce z S.E.X czy też niedawno po powrocie, gdzie zaliczył krótki epizod na LockDown i Sacrifice 07 PPV. Ogólnie nie uważam Jarretta za jak to nazwałeś nowotwór TNA, jest osobom bez której tej federacji w ogóle by nie było.
Ja się zgadzam z tym, co powiedział DDP, czyli, że był mistrzem za długo i za często. Owszem, jest człowiekiem, bez którego TNA by nie było, ale zasługi to jedno, a dobro federacji to drugie. Odebranie Rhino NWA World Heavyweight Championship po dwóch dniach i wynikające z tego zepchnięcie go do mid-cardu spowodowało, że TNA straciło potencjalnego drawa. Jeff Jarrett nigdy nie przynosił dużych dochodów.