Relacja z gali PROGRESS Chapter 36 w Londynie (25.09.16)

Federacja PROGRESS świetnie się rozwijała i zaczęła budzić coraz to większe zainteresowanie nie tylko w Anglii, ale i na całym świecie. Kiedy ogłosili, że Chapter 36 będzie ich największą galą w historii, zdecydowaliśmy się na wyjazd na nią. Szybko podjęta decyzja sprawiła, że udało się kupić bilety w 4 rzędzie. Ostatecznie do Londynu poleciałem ja (Maxi4), Przemk0, Schoop oraz Urbino. Każdy z innego lotniska, kolejno: z Gdańska, Warszawy, Jersey oraz Modlina.

Gala rozpoczynała się o 15:00, więc jedyną opcją był wybór porannego samolotu. Ja w niedzielę o 4:00 wyruszyłem na lotnisko, by spokojnie zdążyć na odlot o 6:20. W Luton spotkałem się z Przemk0 i razem z nim pojechaliśmy busem na Victoria Station. Po chwili dołączyli do nas Schoop i Urbino. Poszliśmy do hotelu, bo Schoop chciał się zameldować, ale powiedzieli mu, że teraz nie może tego zrobić, ale recepcja jest ciągle otwarta i może przyjść nawet w środku nocy. Dopiero o 12 były otwarte miejsca, gdzie chcieliśmy zjeść. Było trochę czasu, więc poszliśmy na piwo. Po chwili udaliśmy się na kebab. Schoop był z niego zadowolony, więc trafiliśmy dobrze. Było jeszcze trochę czasu i udaliśmy się do innego pubu na jeszcze jedno piwo. Przemk0 i Schoop połączyli się tam z Attitude Mówi. Została godzina do gali i ruszyliśmy na nią. Połączenie metrem było proste i długo nie trwała nasza podróż.

Po wyjściu z metra w Brixton było widać już fanów ubranych w koszulki PROGRESS. O2 Academy nie sprawiało dużego budynku, ale dopiero po wejściu widać było, że to coś większego. Wiedzieliśmy, że sprzedali 2400 biletów na show. Jednak jak wszedłem na główną salę, to ilość osób robiła wrażenie. Jak zająłem swoje miejsce i spojrzałem na górę, to było tam drugie tyle osób. O2 Academy przypominała sale teatralne, tzw. Ballroom. Na końcu zamiast sceny był ring.

Urbino: Gala rozpoczęła się od wystąpienia jednego z założycieli PROGRESS Wrestling, Jima Smallmana. Zaczął on od powitania wszystkich 2400 osób zgromadzonych w O2 Brixton Academy. Mówił o tym, że jak kiedyś był nastolatkiem, to wmawiano mu, że nie uda mu się nic stworzyć w tak głupim sporcie, jakim jest wrestling. Dzięki tej gali udowodnił wszystkim, co mu źle wróżyli, że na wrestlingu można się dorobić. Następnie podziękował on wszystkim fanom, którzy przyszli na tą i na poprzednie gale i wzniósł za nich toast. Po toaście zapowiedział on pierwszą walkę: finał turnieju o pas Atlas pomiędzy oboma finalistami bloku B, czyli Rampage Brownem i Joe Coffeyem. Do ringu wszedł drugi z trzech założycieli federacji, Glen Joseph i zaprezentował pas. Za nim wyszedł sędzia Chris Roberts, którego cała hala wybuczała.

PROGRESS Atlas Title Match
Joe Coffey vs. Rampage Brown



Urbino: Jako pierwszy wyszedł Rampage. Publika klasycznie śpiewała jego piosenkę wejściową. Jako drugi wyszedł Joe Coffey przy dźwiękach, także nuconego przez fanów, klasyka Black Sabbath "Iron Man". Walka trwała około 10 minut. Zwycięsko wyszedł z niej faworyt publiczności Rampage Brown i został ukoronowany pierwszym mistrzem Atlas.

Maxi4: Oglądając wcześniej dwa półfinały, miałem obawy, jak będzie wyglądał ten finał. Jak się okazało, były one uzasadnione. Pojedynek miał wyłonić pierwszego mistrza Atlas, czyli pasa przeznaczonego dla wrestlerów mających ponad 205 funtów. Długo rozkręcała się ta walka i coś nie mogła. Joe próbował przyśpieszać, ale za bardzo to nie pomagało. Niestety akcje powerhouse'ów nie robiły zbyt dużego wrażenia. Nie ma co przesadzać z krytyką, bo pojedynek zakończył się dwoma mocnymi piledriverami. Rampage Brown wygrał pojedynek i mimo że walka nie rozgrzała publiczności, podziękowali oni wrestlerowi oklaskami i chantami.



Alex Windsor, Dahlia Black & Jinny (w/TK Cooper) vs. Laura Di Matteo, Nixon Newell & Pollyanna



Urbino: Była to pierwsza walka, gdzie podczas wejścia poleciały fucki w stronę zawodników. Tego "zaszczytu" dostąpiła Jinny. Co do wejścia heelowych zawodniczek, na uwagę zasługuje brak stylu chłopaka Dahlii, TK Coopera. Walka od poprzedniej ciekawsza między innymi ze względu na stroje zawodniczek. Walkę zakończyła Jinny, wykonując facebuster na rozkraczonej na drugiej linie Laurze DiMatteo.

Maxi4: Walka została złożona bez żadnej historii, 3 dobre wrestlerki przeciwko 3 złym. Jedynie Jinny można nazwać osobą, która występuje u nich regularnie. Reszta pojawiała się na pojedynczych występach. Mimo to na wejściach publiczność przywitała każdą dużą reakcją. Sama walka była przyjemna. Dużo osób sprawiło, że tempo było bardzo dobre. Kilka spotów było ryzykowniejszych, na które głośno zareagowała publiczność. Żeby na gali nie było zbyt kolorowo, to drużyna heeli zgarnęła zwycięstwo.

No Disqualification Match
Sebastian vs. William Eaver



Urbino: Po walce dostaliśmy pierwszą winietkę wyświetloną na ekranie nad wejściem, opisującą niezbyt jak na razie długi storyline pomiędzy Pastorem Williamem Eaverem a Sebastianem. Po zakończeniu wyświetlania wideo do ringu wyszedł Sebastian. Po nim wyszedł Pastor. Zanim Jim Smallman zdążył zapowiedzieć Pastora, wykonał Clothesline from Heaven na swoim przeciwniku i go przypiął. Niestety podczas przyjmowania ciosu Sebastian dostał groźnie wyglądającego urazu i musieli się nim zaopiekować medycy. Ktoś w publice zaczął chantować "You deserve it!", ale Smallman szybko zareagował, prosząc go o uspokojenie się i szacunek, mówiąc, że wypadki zawsze się zdarzają, zwłaszcza w ringu. Po kilku minutach Sebastian został wyniesiony w kołnierzu na noszach.

Maxi4: Feud był dobrze wypromowany jak na scenę niezależną. Prosty zabieg, gdzie Sebastian przeszkodził Williamowi w obronie najważniejszego pasa. Jeszcze segment ringowy na Chapterze 35, w którym Sebastian pokazał dobry mic skill. Obaj dostali mocną reakcje na początek. Nie rozpoczęli jeszcze zapowiadać obu wrestlerów, a Pastor wykonał mocny Clothesline from Heaven. Sędzia klepie w matę, kończąc na 2, a Sebastian się nie rusza. Sędzia woła o pomoc i kończy pojedynek. Na ring wchodzi lekarz i sprawdza co z wrestlerem. Z dużą ostrożnością został zniesiony na noszach i pojechano z nim do szpitala. Pierwsze informacje po gali mówiły, że nic groźnego się nie stało. Takie chwile pokazują, że wrestling to nie zabawa, jak przez kilka minut w ciszy publiczność ogląda, jak udziela się pomocy wrestlerowi.

PROGRESS Tag Team Title Match
The London Riots (James Davis & Rob Lynch) (c) vs. British Strong Style (Pete Dunne & Trent Seven)



Urbino: British Strong Style to nowa drużyna w szeregach PROGRESS, która powstała po rozpadzie Moustache Mountain i Dunne Brothers. W ciągu trzech gal zdołali dobić się do mistrzostwa drużynowego. Była to dotychczas najlepsza walka na tej gali. BSS prezentują techniczny, czasem nawet komediowy styl. Dużo czasu zostało poświęcone na spoty typu gryzienie palców czy gryzienie głowy przez drużynę BSS. Taktyka ta się opłaciła, bo zostali oni nowymi mistrzami Tag Teamowymi.

Maxi4: Najlepszy pojedynek w pierwszej części gali. Dużo się w nim działo, łącznie z akcją poza ringiem. London Riots świetnie zostali przyjęci przez publiczność. Ich przeciwnicy mieli kilka ciekawych zagrywek, które irytowały niejedną osobę. Dostaliśmy zmianę mistrzów, co nie zostało dobrze przyjęte przez publikę.

Pierwsza część gali nie powaliła na kolana. Szkoda pechowego wydarzania z Sebastianem oraz Pastorem. Miał to być No DQ, to i można było liczyć na urozmaicenie po pierwszych dwóch walkach. W czasie przerwy zobaczyłem z Urbino, co oferują w sklepikach. Było dużo koszulek samej federacji oraz wrestlerów w cenie 20 funtów. Były też w sprzedaży pojedyncze zdjęcia oraz DVD. Poszliśmy na górę i widok stamtąd był świetny. Pewnie na dalszych miejscach było trochę gorzej. Nie żałuję, że byliśmy na dole, bo bardziej można było czuć atmosferę gali, gdzie wrestlerzy skupiali się na interakcji z fanami.



Chuck Mambo vs. Paul Robinson



Urbino: Po zakończeniu przerwy Smallman wszedł do ringu i powiedział, że jeszcze przed nami trzy walki, ale przerwał mu nowy faworyt Schoopa, powracający Paul Robinson. Nie zgodził się wyjść z ringu, jak nie dostanie walki na show. Więc dostał walkę z Chuckiem Mambo. Przy jego wejściu załoga PROGRESS wypuściła do publiki na oko z 20 piłek plażowych (oczywiście sygnowanych logiem Chucka), które odbijali nie tylko podczas jego wejścia. Paul Robinson przez dużą część walki wchodził w mocno heelowe interakcje z publicznością w postaci wyzywania, pokazywania środkowych palców czy nawet plucia na nich. Walkę wygrał Paul.

Maxi4: Jim powoli wprowadzał publiczność w drugą cześć i przerwał mu Paul Robinson. Mały łysy koleś, który wyglądał, jakby chciał komuś wpierdolić, a wkurwienie miał wypisane na twarzy. Samym wizerunkiem pokazywał, że jest heelem i nic więcej by nie musiał robić. Paul powiedział, że jest w federacji od początku i chce natychmiast walki. Na jego wyzwanie odpowiedział Chuck Mambo i wbrew temu, co może wskazywać jego ringname, wyszedł wysoki, biały blondyn. Podczas jego wejściówki nagle wśród publiczności pojawiły się dmuchane piłki. Okazało się, że rzuciła je obsługa gali i ludzie sobie je odbijali, ktoś dostał w głowę i oczywiście musiała jakaś trafić na ring. Typowy pojedynek dużego z małym. Mambo pokazał, że ma duży potencjał i w przyszłości może osiągnąć wiele. Paul dużo zagrywał nieczysto i dzięki temu wygrał pojedynek.

Po wyjściu zawodników z ringu Smallman ze śmiechem stwierdził, że przed nami jeszcze trzy walki. Ale teraz będzie walka, na którą czekaliście, mianowicie Sabre Jr. vs. Ciampa!

Best Two out of Three Falls Match
Tommaso Ciampa vs. Zack Sabre Jr.



Urbino: Jako pierwszy wyszedł żegnający się ze sceną niezależną Ciampa, który dostał ogromną owację, tak samo jak jego przeciwnik. Poleciało tyle streamerów przy wejściach obydwu zawodników, że aż głowa mała. Sam pojedynek miał dziwne tempo, raz szybkie, raz za wolne. Pierwsze przypięcie polegało na tym, że i Sabre i Ciampa mieli łopatki na macie, tak więc sędzia zarządził, że obaj zdobędą po jednym punkcie. Drugie przypięcie zdobył Zack po wykorzystaniu Octopus Holda z moją ulubioną nazwą w całym wrestlingu, mianowicie: Hurrah! Another Year, Surely This One Will Be Better Than The Last; The Inexorable March of Progress Will Lead Us All to Happiness (tak, każdy komentator musi czytać pełną nazwę). Po walce publika rozpoczęła chantować "Thank you Ciampa".

Maxi4: Pojedynek, który został zapowiedziany jako pierwszy i reklamował cała galę. Kilkumiesięczny feud i ostatnia walka Ciampy w federacji. Tommaso odwrócił się niedawno od Zacka. Na wejście jednak dostał duży pop od publiczności. Podziękował za to, ale podczas walki już wrócił do swojej roli. Co mnie zdziwiło. było słychać trochę buczenia dla Zacka. Niestety przed pojedynkiem nie przypomniano, że to Two out of Three, bo pewnie niektórzy mogli o tym zapomnieć. Dużo technicznego wrestlingu, Sabre mocno dominował. W pewnym momencie sędzia odliczył do 3 i okazało się, że był to podwójny pin. Uznano, że wynik jest 1-1 i następny fall zdecydował o wygranej. W tej części dostaliśmy trochę więcej emocji oraz near falli i prób poddania przeciwnika. Ostatecznie Zack założył Armbara i przeciwnik odklepał. Walka była dobra, ale pozostał niedosyt, że mogło być trochę lepiej. Po chwili Ciampa został pożegnany owacją na stojąco i chantami.



If The Origin lose the match, they must disband
Damon Moser, FSU (Eddie Dennis & Mark Andrews) & Jack Gallagher vs. The Origin (Dave Mastiff, El Ligero, Nathan Cruz & Zack Gibson)



Urbino: Pierwsza do ringu weszła heelowa stajnia, która wyglądała na ucieszoną z liczby środkowych palców, które publika im pokazała. Następnie weszli do ringu odpowiednio: drużyna FSU, Damon Moser (który dostał najmniejszą reakcję tego wieczoru) i Jack Gallagher (u którego tradycyjnie publika podśpiewywała theme song). Ale największym hitem tej walki były zapowiedzi The Origin. El Ligero, ku mojemu zasmuceniu, nie wymienili żadnego z jego osiągnięć, Dave Mastiff jest duży, zły i prawdopodobnie jest twoim ojcem (ale lepiej spytaj swojej matki), ale dopiero jak za mikrofon złapał Zack Gibson, to publika wybuchła. Gość dostał heat większy niż Roman Reigns kiedykolwiek, zanim wypowiedział pierwsze słowo, a publika zaczęła w niego ciskać papierem toaletowym (który dawali pracownicy PROGRESS). Drużyna face'owa przerwała jego promo i od razu wzięła się do roboty. Walka ta to był typowy tag-teamowy spot fest. Była walka w publiczności, był moonsault z balkoniku, był sędzia dający stunnera El Ligero, był Dave Mastiff mający problemy z majtkami itd. Walkę zakończył Zack Gibson, po wykonaniu Codebreakera na Jacku Gallagherze. Oznacza to, że Origin się nie rozpada. Oczywiście po walce były chanty "Thank you Jack".

Maxi4: Co tam się działo na początku. Wiele się mówi, że wejściówki są bardzo ważne w pro wrestlingu. Wielu uważa, że dobrze może to tylko zrobić w mainstreamie. Sytuacja tutaj zaprzecza temu. The Origin wchodzi cały przy ogromny buczeniu i mnóstwem środkowych palców. Przez blisko kilka minut nie mogą trafić do ringu. Pojawią się FSU z piosenką, która jest śpiewana przez publiczność, obaj biegają między nimi. Moser również wszedł w klimatyczny sposób, następnie Jack z przeróbką znanej muzyki, która jest nucona przez publikę. Pozostaje jeszcze zapowiedzenie wszystkich, co okazuje się niemałym wyzwaniem. Przy pierwszej drużynie jeszcze poszło dobrze, ale Origin postanowiło zrobić to samemu. Zapowiedź trójki jakoś się udała przy hałasie. Jednak jak Zack Gibson wziął mikrofon do ręki, publika robiła wszystko, by nie mógł dojść do głosu. Przez kilka minut tak walczył, aż w pewnym momencie na ring leci papier toaletowy. Nie jeden, a mnóstwo, z każdej możliwej strony. Jak się okazało, to znów zasługa federacji, która rozdała papier fanom. Jak trochę posprzątano, to ludzie brali papier z ziemi i znów na ring. To taki moment, gdzie wrestlerzy mogą już wyjść i fani byliby zadowoleni, dalszy opis też wydaje się zbędny, ale trochę o samej walce: dużo uczestników i duże zamieszanie na początek, a w ringu nie ma nikogo. Wrestlerzy walczą w każdej części sali i człowiek nie wie, w którą stronę patrzeć. Andrews wykonał moonsault z barierki, którego nie zobaczyli ludzie siedzący u góry. Musieli się zastanawiać, czemu ludzie chantują "holy shit". Świetnie się to oglądało. The Origin uratowali swoją stajnię i unieśli ręce w geście wygranej. Przyszedł czas na kolejne pożegnanie - tym razem Jacka Gallaghera. Znów owacja na stojąco, podziękowania i śpiewanie jego wejściówki.

PROGRESS World Title Three Way Match
Marty Scurll (c) vs. Mark Haskins vs. Tommy End





Urbino: Czas na main event. Wyświetlona została winietka, w której wszyscy uczestnicy walki wieczoru mówią, dlaczego walczą. Ten powód to oczywiście zostanie mistrzem PROGRESS. Pierwszy do ringu wszedł Tommy End z pomalowaną twarzą, następnie Mark Haskins. Jako jedyny na tej gali jakieś specjalne wejście miał mistrz Marty Scurll, któremu panie w futrze i z parasolami ładnie tańczyły przed włączeniem się jego piosenki wejściowej. Walka wieczoru nie zawiodła. Nie było dużo momentów, gdzie walczyło dwóch zawodników, a trzeci umierał za ringiem, zwłaszcza w pierwszej połowie walki. Marty uciekał się do swoich sztandarowych trików, jak wyłamywanie palców ze stawów (w dużej hali aż tak mocarnie to nie brzmi) czy markowanie Superkicka. To był triple threat, więc walka bez dyskwalifikacji, a więc dostaliśmy także bronie. Suplexa na stół zgarnął Mark Haskins, a Tommy End dostawał po głowie parasolami. Scurll nie zdołał przypiąć Tommy'ego po pierwszym piledriverze, więc parasolem dostał także sędzia Chris Roberts. Po drugim także walczył dalej, więc w łeb dostał kolejny sędzia. Kolejny piledriver, kolejny kickout i kolejny sędzia zaliczył spotkanie pierwszego stopnia z parasolem. Gdy do ringu wszedł Jim Smallman i Marty zaczął jemu grozić, nadeszła prawdziwa bomba tej gali. Powrót Jimmy'ego Havoca! Gdy jego muzyka zabrzmiała, to w pół sekundy arena stała już na nogach i śpiewała jego theme song. Havok wszedł do ringu i powalił Scurlla swoim Acid Rainmakerem, po czym wzniósł w swojej ręce pas PROGRESSu, ale rzucił nim, pokazując, że jego to nie obchodzi i wrócił na zaplecze. Po suplexie na stół obudził się Mark Haskins, który dobił Marty'ego i został nowym mistrzem PROGRESS! Mark dostał chanty "You deserve it!".

Maxi4: Wiedziałem, że Tommy End odchodzi do NXT i zwycięstwo może rozstrzygnąć się tylko pomiędzy dwójką wrestlerów. Wejściówkę Marty'ego poprzedził taniec w ringu czterech kobiet ubranych w futra. Od razu można było wyczuć, że stawka była ogromna. Każdy walczył dla siebie i współpracy między wrestlerami było bardzo niewiele. W pewnym momencie Tommy End był nie do zatrzymania, rzutami i kopnięciami powalał obu przeciwników, którzy byli wręcz bezradni. W końcówce End wyciągnął stół, po kilku próbach ostatecznie po ostrym bumpie wylądował na nim Mark Haskins i wydawało się, że to może być koniec walki dla niego. Scurll próbował wykonać kończący pin na Endzie, ale to mu się nie udawało. Wkurzony zaczął używać parasoli: najpierw uderzył Enda, a po chwili sędziego, potem następnego i trzeciego również. Marty został sam w ringu, rozbrzmiała muzyka i ludzie oszaleli. Powrócił Jimmy Havoc, który zaatakował Scurlla. Haskins powrócił do żywych, wykonał sharpshootera na Martym i wygrał pojedynek. Przy ogromnej owacji celebrował wygranie upragnionego tytułu.



Na koniec miła chwila: zaproszono na ring jeszcze raz całą trójkę wrestlerów, którzy odchodzą z PROGRESS i idą do NXT oraz WWE. Tommy End, Tommaso Ciampa i Jack Gallagher zostali niesamowicie pożegnani przez publiczność.




Link do filmu



Na kilka tygodni przed wyjazdem szukaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy spędzić trochę czasu po gali. Była to niedziela i większość miejsc było zamykanych przed 22. Wybór ułatwił mam sam PROGRESS, który zorganizował afterparty z opłatą 6 funtów za wstęp. Chapter 36 trwał długo, ponad 4 godziny z przerwą. Wyszliśmy z hali przed 20:00 i jeszcze przed afterkiem poszliśmy coś zjeść i wypić. Przy składaniu zamówienia pan prosił o nasze imiona. Z Tomaszem (Thomas) sobie poradził, ale przy Przemysławie zrezygnował z pisania.

Afterparty PROGRESSu odbywało się w klubie nocnym z głośną muzyką, parkietem i całą gamą alkoholu do wyboru. Po wejściu od razu dało się zauważyć mnóstwo ludzi z koszulkami federacji i związanych z wrestlingiem. Nie mogło zabraknąć większości wrestlerów z rosteru. Głównie byli ubrani jak na imprezę, w koszulę albo t-shirt. Jednak taki Gallagher był w garniturze i nawet chodził w taki sam sposób, jak przy wejściu na ring. Mark Andrews chodził jak szalony z czapką z daszkiem. Zagadaliśmy do niego i przypomnieliśmy o DDW i wizycie w Polsce. Zdziwił się, że przyjechaliśmy z tak daleka oraz trochę się zasmucił, jak powiedzieliśmy mu, że DDW już nie istnieje. Taka impreza to prywatny czas wrestlerów, którzy rozmawiali ze znajomymi i nie podchodziliśmy do nich pytać się jak tam gala. Zdjęcia sobie nie zrobiliśmy, ale jak jakiś fan prosił, to wrestler nie odmawiał. Przemk0 i Schoop, gdy byli się przewietrzyć, zapytali się przechodzącego Williama Eavera, jak czuje się Sebastian i potwierdził, że czuje się on dobrze oraz został w szpitalu tylko na obserwację. Przemk0 jeszcze kilka zdań zamienił z Havociem. Patrząc na wrestlerów na imprezie, najbardziej warunkami fizycznymi wyróżniał się Tommy End. Zdziwił mnie wzrost Ciampy, który nie był wyższy ode mnie (175 cm). Nie śpieszyło nam się na lotnisko i na imprezie zostaliśmy do samego końca, czyli około 2:00. Im bliżej tej godziny, zmęczenie zaczęło dawać we znaki.

Wyjazd trzeba uznać za bardzo udany. PROGRESS dokonał rzeczy niesamowitej i zapełnił galę sceny niezależnej 2400 fanów. Pokazali tym samym, że wrestling nie jest tylko dla dzieci. Chapter 36 był dla osób powyżej 16 roku życia i dzieci nie było widać. Szukając powodów, czemu PROGRESS osiągnął taki sukces, pierwsze co przychodzi na myśl to: robią to, co chcą oglądać fani i mają produkt skierowany do konkretnego widza. Udało im się wypromować własne gwiazdy, które już teraz zachwycają w USA oraz Japonii. Za rok federacja wraca do O2 Academy i świetnie byłoby zobaczyć na żywo ich show jeszcze raz.

dodane przez Maxi4 w dniu: 02-10-2016 22:45:36

Udostępnij

Komentarze (0)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy