Rozdział 31


Rozdział 31



Od autora tłumaczenia



Przedstawiam kolejny rozdzial biografii Micka Foley "Have a nice Day". Tym razem jest to rozdzial 31, opowiada o pierwszych kontaktach Foley'a z WWF oraz podpisaniu przez niego kontraktu (powstanie postaci Mankinda).

Rozdział 31



Minal juz prawie rok odkad ostatni raz rozmawialem z Jimmem Rossem. Pozostawalismy w kontakcie w czasie naszych wszystkich prób i problemów, ale tym razem byl to najdluzszy okres czasu odkad kontaktowalem sie z nim po raz ostatni.

Oprócz tego, ze byl najlepszym play-by-play komentatorem w biznesie, Jim pojawial sie w WWF z róznych okazji zanim zostal zatrudniony na stale. Dziwnym trafem jednym z przeszlych nieporozumien pomiedzy Jimmem a federacja, byla jego niechec do noszenia kapelusza kowbojskiego, i nazywania siebie J.R. Jim nie uznawal komentatorów jako wrestlingowych charakterów i zwalczal ten pomysl.

W czasie swojego powrotu Jim w koncu zalozyl kapelusz i stal sie J.R. Zabawne, ale teraz ciezko mi sobie go wyobrazic bez tego cholernego kapelusza, i nawet sam zwracam sie do niego per J.R. Jim sam nawet tak na siebie wola. Kapelusz naprawde dodaje mu troche uroku i w zaden sposób nie pomniejsza jego pasji dla naszego sportu oraz jego unikalnego talentu komentatorskiego, który czyni slaby mecz niezlym, a dobry wielkim.

J.R. byl teraz prawa reka Vinca, wiec telefon od niego to nie bylo byle co.

Rok wczesniej poinformowalem J.R. ze pracuje sobie spokojnie, dobrze sie przy tym bawiac, i ze w ogóle nie potrzebuje stalej pracy. Dalem mu jednak do zrozumienia, ze gdyby pojawilo sie cos w przyszlosci bylbym zainteresowany. Swoim nowym telefonem J.R. poinformowal mnie, ze tym razem pojawilo sie cos ciekawego. Vince McMahon ma nowy pomysl, i chce sie ze mna spotkac. Miala to byc super extra propozycja, która prawdopodobnie doprowadzilaby do serii walk z Undertakerem.

Mialem tylko jedno pytanie zanim zgodzilem sie spotkac z Vincem:

- Jim - zapytalem - Nie mówisz chyba kazdemu, kto przychodzi do WWF, ze masz cos ekstra dla niego. Wiesz o czym mówie - co na przyklad powiedziano Aldo Montoyi kiedy do was dolaczyl (Aldo Montoya byl wiecznym przegranym w WWF, zanim pojawil sie w ECW).

Jim pomyslal przez chwile po czym odpowiedzial:

- Nie, nie mówie tego kazdemu. Jesli mówie ci ze mam cos ekstra, to to naprawde jest cos ekstra. Mozesz mi wierzyc. Jezeli chodzi o Aldo, to prawdopodobnie powiedziano mu ze to cos ekstra, a nie super ekstra, i ze jesli jego gimmick zalapie to jest szansa na cos wiecej.

- W porzadku - powiedzialem - spotkajmy sie.

W tym momencie mialem sporo powodów do rozmyslan. Zarabialem naprawde niezle pieniadze w Japonii, ale tez i niezle obrywalem. Death Match Tournament to nie byl ostatni raz kiedy wracalem do domu w bardzo zlym stanie. Brutalne i krwawe walki odbijaly sie nie tylko na mnie, ale takze na Colette, która obawiala sie juz nawet dzwoniacego telefonu, który mógl przyniesc jej jakies zle wiesci. Pan Asano zaprosil mnie do Japonii na nastepny rok, na siedemnastotygodniowe tournee. Zaoferowano mi nawet podwyzke o piecset dolarów tygodniowo - do 3,500 za tydzien. Ale siedemnascie tygodni to mialo byc 170 dni, kiedy trzeba podrózowac, czesto liczac sie np. opóznieniami samolotów. Dodatkowo wiedzialem, ze mój pot i krew sa warte sa dla Asano wiecej niz mial mi zaplacic.

Caly czas mialem mozliwosc sprzedazy koszulek, ale wydawalo mi sie ze ten interes powoli przestaje sie oplacac. Bylem popularnym zapasnikiem, majacym swietnych fanów, ale ich baza byla ciagle raczej mala. Wielu z nich, którzy kupili "Wanted" t-shirt juz mialo ich po kilka. Aby utrzymac dobra sprzedaz, musialem zaprojektowac kilka nowych wzorów. Projektujac je popelnilem jednak kilka taktycznych bledów, których niestety nie przewidzialem. Jedna z koszulek przedstawiala sylwetke Cactus Jacka stojaca naprzeciwko czerwonego slonca, z japonskim napisem "King of the Death Match" na froncie, i z angielskim "Born to be Wired" z tylu. Dwa problemy. Po pierwsze, odkad na japonskiej fladze przedstawiono czerwone slonce, reporterzy gazet zaczeli oskarzac mój projekt o brak szacunku dla Japonczyków. Po drugie, z jakiegos dziwnego powodu japonscy fani chca miec na koszulkach napisy tylko po angielsku. Fani ECW kochali japonskie napisy.

Moja druga koszulka okazala sie niezlym projektem, fatalnym jednak w praktyce. Sprawa O.J. Simspona przewijala sie wlasnie przez wszystkie wiadomosci, wiec wykombinowalem sobie, ze móglbym na tym zarobic. Wpadlem wiec na starym wrestlingowy motyw, który przedstawial jedyny w swoim rodzaju death match pomiedzy Cactusem, a O. J. , który byl ubrany w koszulke zespolu Buffalo Bills, zakrwawione rekawiczki, a w rece trzymal równiez zakrwawiony nóz. Detektyw Mark Fuhrman mial byc specjalnym sedzia naszej walki. Myslalem, ze Japonscy fani zachwyca sie koszulka przedstawiajaca dwie hardcorowe legendy - z troszeczke bardziej ode mnie ekstremalnym O.J. Nie wiem, czy sprzedalem ich wiecej niz dwanascie. Wiec jesli O.J. zechce mnie zaskarzyc, moze sobie wziac cala reszte.

Japonska tradycja opiera sie od lat na honorze, i w zwiazku z tym umowy z wrestlerami amerykanskim zawierane byly poprzez uscisk dloni. Zapytalem nawet Pana Asano, czy chce zarzec umowe poprzez uscisk dloni, czy moze chce podpisac kontrakt. Nalegal na podpisanie kontraktu. Gdybysmy podali sobie rece, najprawdopodobniej nie byloby Mankinda czy Mr. Socko w WWF, poniewaz nie chcialbym zlamac tak zawartej umowy.

Z wyjatkiem incydentu ze zwolnieniem, przezywalem bardzo dobry okres pracujac dla ECW.

Kumplowalem sie ze wszystkimi, moglem robic to co chcialem. Kurde, moglem nawet nazywac szefa "dupkiem", a jego miejsce pracy "gówniana dziura". Niestety jednak wszystko to co powiedzialem o fanach ECW w wywiadach, bylo prawda. Zadali wiele, ponad wszystko pragneli krwi i byli nieczuli. Mialem tez wrazenie, ze moja obecnosc w ECW arena, jakkolwiek wartosciowa, nie byla zawsze konieczna, poniewaz gale byly zawsze wyprzedane. W tym czasie machina sprzedazy gadgetów i koszulek ECW zaczynala funkcjonowac wlasciwie, i moja koszulka "Wanted" nie byla juz jedynym jakosciowo dobrym produktem w ofercie. Wlasciwie to bylo okolo osiemnastu rodzajów do wyboru, a fani zakochani w swojej federacji zwykle wybierali koszulki ja reklamujace, zamiast koszulek poszczególnych wrestlerów.

Poczulem takze, ze moje akcje w innych niezaleznych organizacjach zaczynaja spadac. Juz ponad rok nie bylo mnie widac w ogólnodostepnej telewizji, i ciezko mi to przyznac, ale wielu zaczynalo juz zapominac o Cactus Jacku, albo przestali sie mna interesowac. W rezultacie musialem obnizyc ceny koszulek na kazdym show, i nigdy nie sprzedalem juz wiekszej ich ilosci. Biznes z podpisywaniem zdjec równiez przestal sie oplacac, i chociaz nigdy nie zblizyl sie do poziomu Terriego Gordy w Chatanooga, to niestety moje ego zaczynalo cierpiec.

Wydaje mi sie wiec, ze moja decyzja o spotkani sie z WWF podyktowana byla dwoma czynnikami: fizycznym i finansowym.

WWF w tamtym momencie dalekie jednak bylo od topu. Fanów bylo coraz mniej, morale upadalo, kontrakty zaczynaly sie obnizac. Slyszalem opowiesci o wyjazdach do Kanady, podczas których wrestlerzy nie zarabiali nawet tyle, zeby zwrócily im sie wydatki na podróz. Wrestlerzy byli wyraznie pod kreska. Zaczynaly tworzyc sie miedzy nimi podzialy. Shane Douglas, który niedawno opuscil ECW z wielkimi nadziejami na podbój WWF, teraz byl w nedznym stanie. "Abort Mission" bylo jedna z bardziej milych wiadomosci od Shane?a, kiedy blagal mnie, swojego dlugoletniego przyjaciela, aby nie podazal w dól ta sama zalosna droga, która on podazal. Prawda byla taka, ze Shane byl czesciowo odpowiedzialny za swoja pozycje w federacji, gdyz pozwolil Vincowi zmienic sie z dynamicznego, intensywnego Franchise, w monotonnego i nudnego Deana. Nie zrozumcie mnie zle. Gosc z dobrym slownictwem, który mysli, ze jest madrzejszy od kazdego, jest wkurzajacy, ale nie byl to dokladnie ten typ sytuacji, który spowodowalby, ze kupilbym bilet. "Hej, Jimmy. Wlasnie ogladalem wrestling, i jest tam taki bardzo madry koles. Moze poszlibysmy go ogladnac na zywo?" - nie bylo typem konwersacji, którym staralbym sie przekonac np. dzieciaki. Nie, nie zamierzalem wpasc w ta sama pulapke co Shane,. Bylem na to za madry. Vince mógl miec Cactus Jacka tak jak ja go widzialem. Inaczej nie dostal by go wcale.

Jechalem tego dnia do Stamford zadajac sobie wiele pytan. Dziwnym trafem, mialem na sobie ta sama sportowa kurtke, która ubralem na spotkanie z Tedem Turnerem. Wlasciwie, moze nie byl to az taki zbieg okolicznosci, gdyz byla to jedyna kurtka sportowa jaka posiadalem. Perspektywa spotkania z Vincem McMahonem naprawde byla stresujaca. To byl ten sam gosc, którego ogladalem bedac dzieckiem. Byla to niewatpliwie wielka osobowosc. Dodatkowo, Vince byl odpowiedzialny za rewolucje we wrestlingu, w polowie lat 80-tych. Laczac smiale pomysly z madrym planem marketingowym, Vince zaryzykowal wszystko, ale udalo mu sie zmienic regionalna (z pólnocnej czesci stanów) federacje swojego ojca w miedzynarodowego giganta. Jego produkt rozwscieczyl wrestlingowych purystów i wielu promotorów starej daty, którzy wierzyli, ze Vince zamienil ich ukochany sport w zwykly cyrk. Vince zmienil wulgarny, krwawy i niskich lotów sport w czysta rodzinna rozrywke. Cactus Jack, nie za bardzo pasowal do tego typu srodowiska, ale teraz, w sytuacji kryzysu, i w poczuciu odrzucenia starych wizji, McMahon przygotowywal sie, zeby troche podgrzac swój produkt. W pewnym sensie zaproszenie na spotkanie Cactus Jacka, bylo dowodem, na nowy wizerunek federacji.

Wkroczylem do Titan Towers, niezwykle wygladajacego, osmiopietrowego budynku ze szkla i stali i od razu zaprowadzono mnie do gabinetu Vinca. To byla podejrzana sytuacja, jako ze przez wiele lat mówiono mi, ze jezeli Vincowi naprawde na tobie zalezalo, to zapraszal cie do swojego domu. W koncu, ciagle mialem spotkanie z pieprzonym J.J. Dillonem. Przysiegam, ze Dorotka miala duzo latwiej na audiencji u Czarodzieja z Oz.

Vince wkroczyl do biura. Wygladal bardzo dobrze i pewnie. Nie wiem, czy to dobry sposób na opisanie mezczyzny, ale takie wlasnie odnioslem wrazenie. Juz kiedys mialem krótkie spotkanie z Vincem, w czasie gdy pierwszy raz walczylem w WWF, w roku 1986. to bylo jednak ponad dziewiec lat temu, i jezeli Vince pamietal to spotkanie, to bardzo dobrze sie z tym kryl.

Jak sie mas Mike - zabrzmial glos. Ten sam glos, który zapowiadal wiele walk, które pamietam z okresu dziecinstwa. Ale to nie byl dobry znak. Nie nazywano mnie Mike od wczesnych lat siedemdziesiatych, a ja juz wtedy nie lubilem, gdy mnie tak nazywano. Nie chcialem go poprawiac. Szczególnie przez pierwsze dziewiec sekund konwersacji. To by bylo tak jakbym powiedzial prezydentowi, ze ma musztarde na brodzie. Wiec zamiast zabrac glos i poprawic Vinca, pozwolilem mu sie tak nazywac przez nastepne dwie godziny.

Wlasciwie jednak poza problemem z nazywaniem mnie Mike, nad którym mozna bylo popracowac, szybko zgadalismy sie z Vincem. Wlasciwie to pojechalismy do jego domu, gdzie pozyczylem sobie pare jego spodenek i wykonalem kilka fikolków do jego basenu, podczas gdy on podgrzewal hamburgery na grillu. No moze niezupelnie. Moze nie bylo hamburgerów, grilla, pozyczonych spodenek i skoków do basenu, ale na pewno rozmowa byla szczera.

Vince wyjasnil kilka problemów z którymi borykala sie federacja i jak te problemy wplynely na biznes. Proces w sprawie stosowania steroidów byl najwiekszym problemem. Vinca oczyszczono z wszystkich zarzutów, ale dlugosc procesu, poniesione koszty, oraz zaangazowana w niego energia bardzo zle wplynely na publiczny wizerunek federacji. Vince wyjasnil, ze juz wczesniej zamierzal zmienic styl na ostrzejszy, ale wolal, na czas procesu, zachowac czysty image. Teraz zamierzal isc do przodu, wiec moment byl jak najbardziej odpowiedni na zaangazowanie legendy hardcoru.

Mysle, ze mialem sporo szczescia uciekajac od klatwy ECW. Wydawalo sie, ze wiele gwiazd ECW ugrzezlo w swojej lidze i wygladalo szansy na przeskoczenie do czegos wiekszego. Sa napietnowani, i zawsze otacza ich negatywny stosunek w szatni ze strony innych wrestlerów. Vince zrobil rozpoznanie, i jak sie pózniej dowiedzialem dostal pozytywne sygnaly od kilku najwiekszych gwiazd federacji, jak Kevin Nash, czy Undertaker. Wlasciwie to Undertaker najbardziej przyczynil sie do sciagniecia mnie do federacji.

Uwielbialem postac Undertakera, i bylem jego fanem od czasu jego debiutu na Survivor Series w 1990 roku. Wlasciwie to calkiem dobrze znalem Takera, z którym podrózowalem i mieszkalem w hotelach, w czasach kiedy byl znany jako Mean Mark Callous. Pózniej, poprzez lata, czesto wpadalem na niego przy róznych okazjach i zawsze milo razem wspominalismy stare dzieje. Undertaker ucierpial przez ostatnie lata, glównie poprzez brak dobrych przeciwników, z którymi móglby przeprowadzic interesujace feudy. Eksperyment z Giantem Gonzalesem dal niestety kilka ciezkich do ogladania walk. Prawie dwumetrowy, wazacy ponad 300 funtów Undertaker, byl jednym z najwiekszych wrestlerów w biznesie, ale kilka ostatnich lat spedzil na walkach z zapasnikami, którzy byli albo ciezsi albo wieksi. Za wyjatkiem Yokozuny, z którym Taker mial bardzo dobry feud, cala reszta nie byla w stanie przykuc uwagi widzów.

Pomysl jaki mial Vince polegal na tym, zeby skonfrontowac Undertakera z kims, kto móglby gnebic go zarówno psychicznie jak i fizycznie. Vince upewnil mnie o swoich ambicjach dotyczacych takiego mariazu mówiac, ze moje wywiady moga naprawde podgrzac caly feud. Byl tak przekonywujacy, w snuciu swoich wizji dotyczacych mnie jako wrestlera i czlowieka, ze nie moglem sie doczekac, kiedy dolacze do rodziny WWF, nawet za cene smierdzacych pieniedzy i poczucia niecheci w szatni. Wtedy Vince znowu przemówil.

- Mamy dla Ciebie gimmick Mike, który zaklada ukrycie sie pod kapturem - powiedzial Vince z usmiechem na ustach, a ja poczulem jak serce ucieka mi do zoladka. Kaptur oznaczal maske, a poza Meksykiem i Japonia, maska oznaczala gwózdz do trumny twojej kariery. Maska byla czyms, co nosza goscie na Center Stage, kiedy nie chca, aby ich przyjaciele i rodzina wiedzieli, ze przegrywaja w telewizji. Moglem byc pod wrazeniem Vinca, i moglem pozwolic mu nazywac sie zlym imieniem, ale tym razem musialem zaprotestowac.

- Vince, zawsze czulem, ze mój wyraz twarzy jest czescia mojego uroku - dlaczego chcesz ja zakryc? Wtedy Vince pokazal mi projekt "kaptura", który przypominala cos z "Czlowieka w zelaznej masce." Maska byla pierwotnie pomyslana dla Undertakera, kiedy ten naruszyl sobie kosci policzkowe i potrzebowal maski, aby chronic swoja twarz. Zamiast zalozyc Takerowi maske hokejowa, Vince zazadal kilku projektów maski, która dodala by cos charakterowi Undertakera, zamiast go oslabic. Rysunek, który zostal mi pokazany, byl faktycznie odrzutem z projektów dla Undertakera, który Vince zachowal na przyszlosc.

Spojrzalem na rysunek i podnioslem go aby uwazniej mu sie przyjrzec. Maska róznila sie troche od tej jaka mialem w koncu zalozyc. Wydawala sie byc zrobiona z metalu, z kilkoma malymi zelaznymi pretami zaslaniajacymi usta. Cos w stylu Hannibala Lectera. Widzialem jakies mozliwosci, jezeli chodzi o maske, ale caly czas mialem wielkie watpliwosci.

- Vince - zapytalem z zaklopotaniem - Dlaczego nie moge byc Cactus Jackiem?

Vince staral sie byc pewnym tego co mówi, ale niestety poniósl porazke.

- Mike, musisz zrozumiec, ze przecietny fan widzi wrestling jako nadmiar zapasników, którzy wydaja sie mieszac ze soba. Ciezko jest posiadaczom naszej licencji dotrzec poza nasz produkt, a nam ciezko jest wypromowac twoja postac, jezeli nie ma rozróznienia pomiedzy nami, a konkurencja. Czujemy, ze przez ten niecodzienny gimmick bedziemy mogli lepiej Cie sprzedac i zrobic z Ciebie wieksza gwiazde, wieksza niz kiedykolwiek byles.

Jego slowa mialy sens, i cofajac sie do "sprzedazy" Mankinda okazaly sie byc sukcesem, ale w tym momencie myslalem o czyms zupelnie innym. Vince nie tylko nie chcial Cactus Jacka, jakiego ja mu dawalem. On w ogóle nie chcial Cactus Jacka. Biedny Mike nie byl zadowolony.

Spotkanie skonczylem trzymajac w rece rysunek i próbujac zatrzymac lunch w zoladku. Powiedzialem Vincowi, ze podoba mi sie jego pomysl, podczas gdy tak naprawde mialem nadzieje, ze byc moze Vince przejdzie przez amnesia angle. Pieprzony J.J. Dillon wszedl do biura i podal mi kontrakt, który przyjalem, ale bylem pewny, ze go nie podpisze. Dodatkowo do bezsensownego gimmicku, który mi zaproponowano, kontrakt z WWF nie gwarantowal mi pieniedzy. Dawal tylko mozliwosci. Propozycja wydawalby sie interesujaca w czasach kiedy wrestlerzy z WWF pojawiali sie w kreskówkach. Wiedzac jednak jakie klopoty mieli zapasnicy z platnosciami za hotele podczas kanadyjskiego tournee, zaczalem sie zastanawiac nad propozycja Pana Asano.

Wrócilem do domu i przekazalem wszystkie niedobre wiesci Colette. Niespodziewanie spodobala jej sie propozycja nowego gimmicku, i zaczela wymieniac mozliwosci, które dawal. Colette jest bardzo kreatywna osoba, i jak juz wspominalem, byla czesciowo odpowiedzialna, za transformacje Cactus Jacka z glupka w potwora, okolo roku 1990. Podzielila sie ze mna kilkoma dzikimi pomyslami, tak, ze i ja zaczalem dostrzegac nowe mozliwosci. Niestety, pomysly te pochodzily od kobiety, która myslala, ze Mick Foley jest sexy. Wiec co tak naprawde dobrego mogla wymyslic? Zastanowilem sie nad tym przez chwile, zanim zadzwonilem do pieprzonego J.J. Dillona. Podziekowalem mu za to, ze o mnie myslal, podziekowalem za wizyte w Stamford, ale dodalem, ze nie za bardzo podoba mi sie pomysl i ze wolalbym kontynuowac kariere jako Cactus Jack. Musze przyznac, ze czesc mnie naprawde chciala mu powiedziec, ze nie jestem zainteresowany praca w WWF.

Kilka godzin pózniej dostalem telefon od Jima Rossa, z którym rozmawialem na temat mojej decyzji ponad dwie godziny. Mówil szczerze o plusach i minusach federacji i przekonywal mnie o szczerosci Vinca jezeli chodzi o wprowadzenie nowej postaci. Opowiedzialem mu o moim zaangazowaniu w Japonii i checi kontynuowania pracy w ECW zanim rozpoczne prace w WWF. Wypracowalismy umowe wg której pojawilbym sie w telewizji zaraz po Wrestlemanii, a pelna prace w federacji zaczalbym od wczesnego Maja. W miedzyczasie federacja rozpoczelaby telewizyjna promocje zwiazana z pojawieniem sie nowego charakteru.

Kilka dni pózniej pojechalem do Nowego Yorku na przymierzanie maski. Twórca maski byl dziwaczny, maly ortodoksyjny Zyd o nazwisku Stanley, którego pracownia znajdowala sie, na piatym pietrze apartamentowca. Poczatkowo, jezdzilem po okolicy szukajac duzego neonu, lub czegos w tym stylu, informujacego o pracowni. W koncu dotarlem do tej dziwnej nory, gdzie zanim polano mi twarz masa plastyczna zeby zrobic odcisk, podano mi goraca herbate ziolowa z miodem. Sam pomysl na maske zmienil sie troche, przez ostatnie kilka dni. Stanley wyjasnil mi, ze koncepcja przedstawiona na rysunku nie miala prawa zadzialac poprawnie, wiec zmodyfikowal ja dodajac kilka zawiasów dookola ust. Dzieki Bogu metalowe preciki a la Hannibal Lecter odeszly do przeszlosci, tak jak i caly pomysl z czesciami metalowymi maski. Zamiast tego powstala jasnobrazowa, skórzana maska z otworem na usta, którym moglem poruszac. Prawie czarny kolor, który teraz owa maska posiada, jest wynikiem trzech lat pocenia sie. Nie trzeba o tym wspominac, ale noszenie maski nie jest najprzyjemniejszym doswiadczeniem na swiecie.

Opuscilem pracownie Stanley'a i udalem sie kilka ulic dalej, do pracowni szwaczki, gdzie szyto dla mnie kostium. Pózniej pojechalem do Stamford, na nastepne spotkanie z Vincem McMahonem. Rozmawialismy dlugo o pomyslach zwiazanych z moja postacia, i wydawalo mi sie, ze Vince reaguje na wiekszosc z nich pozytywnie. W jakims sensie naprawde bylem gotowy na zmiany - dalyby one mi szanse dorosnac i spróbowac czegos nowego.

Czulem, ze potrzebuje nowego finishera. Double Arm DDT byl w porzadku, ale chcialem czegos bardziej zlowieszczego i groznego. Dawno temu, kiedy ladowalem czesto na betonie po flying elbow i rollowalem gosci do ringu aby ich spinowac, zapytalem Jima Cornette o nowy finisher.

"Umieram, Corny" - powiedzialem - " Nie moge wykonywac flying elbow kazdego wieczoru. Nie móglbys pomyslec o czyms, co mnie nie bedzie ranic, i co nie potrzebuje zbyt duzego wysilku?"

Jednym z kluczy do dobrego finishera jest to, ze powinno sie go dac wykonac na kazdym, w kazdym miejscu i o kazdym czasie. Na przyklad, Undertaker nie byl w stanie wykonywac swojego Tombstone Piledriver przez ponad dwa lata, gdyz wszyscy jego przeciwnicy wazyli w granicach 400 funtów. Z drugiej strony, taki na przyklad Stone Cold Stunner, moze byc wykonywany przez caly dzien, o kazdym czasie, na kazdym. Cornette byl chodzaca encyklopedia wrestlingu, i jesli ktos mógl wpasc na prosty, skuteczny finisher, to móglby to byc tylko on.

"Cactus" - powiedzial, smiejac sie - " Czy kiedykolwiek slyszales o Mandible Claw?"

Patrzylem na Corniego, jak uczen na profesora, a on wylozyl mi nie tylko biomechanike i filozofie chwytu, ale takze jego historie.

"Cactus" - zaczal Corny - "Na starych terytoriach Tennessee, dzialal kiedys wrestler o ksywie Dr Sam Shepard. Byl lekarzem, na postaci którego oparto pomysl serialu i filmu "Scigany". Zostal oskarzony o zamordowanie swojej zony, i pomimo tego, ze towarzyszyly calej sprawie dosc dziwne okolicznosci, skazano go i wsadzono do wiezienia. W koncu jednak zostal uniewinniony, ale z powodu rozglosu calej sprawy, biedak nie mógl juz pracowac jako lekarz. Postanowil wiec pracowac dla malej organizacji wrestlingu, i uzywajac swojej wiedzy na temat ludzkiej anatomii wymyslil chwyt konczacy, który nazwal Mandible Claw."

Cornett zaprezentowal jak dziala chwyt.

"Naciskajac dwoma srodkowymi palcami na nerwy pod jezykiem, i naciskajac jednoczesnie kciukiem na nerwy biegnace pod podbródkiem, mozna prawie zabic czlowieka. Bedziesz mial cholernie dobry finisher, i nie bedziesz musial sam sie zabijac."

Bylem tak podekscytowany, ze od razu opowiedzialem wszystko Kowbojowi Billowi Watsowi. Spodziewalem sie pozytywnej reakcji, moze nawet przyjacielskiego uscisku. Nic z tego. Zamiast tego dostalem: "A dlaczego nie móglbym po prostu odgryzc Ci tych cholernych paluchów?" Próbowalem wytlumaczyc cala idee z uciskiem na nerwy, ale nic mi to nie dalo. Bill juz przemówil!

Zdecydowalem, ze przedstawie mój pomysl jeszcze raz, tym razem rozsadniejszemu facetowi, który nie gadalby o odgryzaniu palców. Opowiedzialem cala historie chwytu i próbowalem przedstawic wizualnie jak wspaniale wygladalaby cala akcja.

"Vince, to bedzie jedyny chwyt w calym biznesie, który pozwoli kamerze zrobic zblizenie dwóch wrestlerów w tym samym czasie. To bedzie super."

Vince pomyslal troche, zanim odpowiedzial.

"Mick" - rozpoczal (ktos musial powiadomic go o moim prawdziwym imieniu) - "dlaczego nie móglbym po prostu odgryzc Ci palców?"

O nie, zaczynalem tonac - czyz nie? Musialem od razu wyjasnic, albo taka szansa mogla sie juz nie powtórzyc.

"Poniewaz" - zaczalem - "To jest chwyt na nerwy. Nikt nie moze gryzc kiedy uciska mu sie nerwy w ten sposób. Moglibysmy slyszec komentarz o zaskoczeniu przeciwnika tym chwytem, i jak zaraz po zalozeniu go, walka jest skonczona."

Vince wysluchal tego wszystkiego i odparl " Daj mi o tym pomyslec." To bylo wszystko co powiedzial.

Mialem takze pomysl na muzyke. Uwielbialem pewna scene w "Milczeniu Owiec", która swietnie zestawiala przemoc z piekna muzyka. Scena rozgrywa sie w klatce postawionej w budynku sadu w Memphis w stanie Tennessee. Na poczatku Hannibal Lecter, korzystajac z umywalki, slucha z tasmy pieknej fortepianowej muzyki. Lecter jest w posiadaniu niewielkiego kawalka metalu, który chowa miedzy palcami, o czym nie wiedza pilnujacy go policjanci. Jeden z policjantów podchodzi do klatki z kolacja mówiac: " Ok. doktorze, zna Pan procedure. Prosze usiasc na podlodze." Lecter siada na podlodze i pozwala zakuc sie w kajdanki zaczepione o prety klatki. Kiedy jest juz unieruchomiony, policjant otwiera drzwi klatki aby podac doktorowi kolacje. W trakcie tych czynnosci Lecter stara sie otworzyc kajdanki, uzywajac do tego wspomnianego wyzej kawalka metalu. Kiedy policjant zbliza sie do niego Lecter szybko przystepuje do akcji, przykuwajac go za pomoca otwartych wlasnie kajdanek do scian klatki. Kiedy drugi z policjantów przybiega na pomoc koledze, Lecter odgryza mu kawalek jezyka i dokladnie wybija oczy. Pózniej zajmuje sie przykutym do klatki oficerem, i kiedy dramatyczna muzyka wciaz brzmi w tle, kilkakrotnie uderza go w glowe policyjna palka. Kamera pokazuje krwawa scene, muzyka w tle lekko cichnie. Lecter caly we krwi lagodnie tanczy w takt muzyki.

Wyjasnilem cala ta scene Vincowi. :To jest to czego chce" - powiedzialem - "Chce osobnej muzyki na wejscie i wyjscie - nikt tego wczesniej nie zrobil. Wejscie bedzie przerazajace, a wyjscie piekne. Chce byc calkowicie w zgodzie z samym soba po zniszczeniu przeciwnika."

"Rozumiem" - powiedzial Vince - " Pozwól mi sie takze nad tym zastanowic."

Kontynuowalem opowiadanie moich pomyslów, na które wpadlem czytajac kryminaly Jonathana Kellermana. Kellerman byl psychologiem i autorem powiesci. Zawsze bylem oczarowany jak w jego ksiazkach akcja parla do przodu opierajac sie na wstretnych chorobach i schorzeniach psychicznych. Zaproponowalem wprowadzenie czegos podobnego do story lineów. Nigdy sie to nie urzeczywistnilo.

Vince przygotowal mnie na kilka waznych wiadomosci. Moge stwierdzic, ze byl bardzo podekscytowany tym co chcial powiedziec. " Czy ktos powiedzial Ci juz, jaka bedziesz mial ksywke?" - zapytal z usmiechem.

"Nie" - odpowiedzialem - "Co to za nazwa?"

"Tak wiec" - Vince kontynuowal - " W tym biznesie mielismy crusherów, bruiserów, destroyerów, ale nigdy nie mielismy mutilatora ( okaleczony, przyp.BG). A to jest wlasnie to czym Ty z pewnoscia jestes - okaleczonym!"

O Boze, pomyslalem. Wlasnie wtedy, kiedy wszystko wydawalo sie isc tak dobrze. Slyszalem to zdradliwe imie wydobywajace sie powoli i bolesnie z ust Vinca: O-KA-LE-CZO-NY. Chcialem wracac do domu. Albo do Japonii, gdzie ciagle moglem uslyszec Cock-toos-uh Jack, the King of the Death Match.

"Co o tym myslisz" - zapytal Vince.

Myslalem co by tu powiedziec, i wypalilem trzema najbardziej nieprawdziwymi slowami jakie kiedykolwiek wypowiedzialem: "Podoba mi sie."

To nie byl jednak koniec ze strony Vinca. "Potrzebujemy tez pierwszego imienia" - powiedzial - "wiem, ze kiedys uzywales imienia Manson."

"Tak" - odpowiedzialem - "Ale nigdy nie czulem sie z tym dobrze. Nie podoba mi sie skojarzenie z morderca."

Vince usmiechnal sie. "Mialem nadzieje, ze tak wlasnie czujesz, poniewaz chcielibysmy nazwac Cie Mason:Mason the Mutilator."

I znowu wyrazilem niczym nie zachwiane poparcie dla tego pomyslu, ale wewnatrz szukalem rozpaczliwego wyjscia z sytuacji. Zawsze wydawalo mi sie, ze nie bylo dobrze od razu z czegos rezygnowac -najlepiej bylo próbowac znalezc wyjscie z sytuacji. Potakiwalem i blado sie usmiechalem, starajac sie w tym samym czasie wyciagnac moja kariere z dolu, do którego wlasnie wrzucil ja Vince. Nagle cos przyszlo mi do glowy. "Vince, mam pomysl. Bardzo podoba mi sie pomysl z Masonem," - sklamalem liczac na to, ze mój nos nie zacznie nagle rosnac przed oczami Vinc'a - "Ale wydaje mi sie, ze mam lepszy pomysl."

"Naprawde," - zaciekawil sie Vince - "Chce o tym uslyszec."

"Ok." - zapytalem - "Co by bylo gdybym zostal nazwany Mankind the Mutilator?"

Vince wydawal sie zdziwiony. "Nie wiem czy rozumiem" bylo wszystkim co powiedzial. Rozumialem jego interes, ale wazne bylo aby mój pomysl przedstawic teraz. Jezeli teraz nie sprzedal bym mu Mankinda, wiedzialem, ze nigdy juz nie móglbym tego zrobic. "Widzisz Vince, imie moze miec dwa znaczenia. Móglbym mówic o przyszlosci gatunku ludzkiego (mankind) albo o zagladzie gatunku ludzkiego, i nioslo by to ze soba zawsze dwa znaczenia. Móglbym takze oskarzac gatunek ludzki o stworzenie Mankinda jako osoby. Wtedy mówiac o Mankindzie Mutilatorze móglbym mówic albo o sobie, albo oskarzac cala ludzkosc."

Vince wydawal sie byc pozytywnie zaskoczony. "Podoba mi sie to" - odpowiedzial - "Zróbmy to wlasnie tak."

Nie wydaje mi sie, zeby mozna bylo przecenic wartosc ksywki we wrestlingu. Dobra ksywka nie stworzy Twojego charakteru, ale zla na pewno moze Cie zniszczyc. Kiedy Steve Austin dolaczyl do WWF dano mu imie Ringmaster. Gimmick ten byl najmierniejszy z miernych. Szukajac zmian, Austin zaproponowal osobowosc cokolwiek zimnokrwista. Ludzie odpowiedzialni za kreacje niezbyt sie wysilili, dopasowujac okreslenia niskiej temperatury w opozycji do zimnego sposobu bycia, i wyslali mu trzy strony imion zawierajacych takie ksywy jak np. Ice Dagger czy Chilly McFreeze. Nawet, gdyby wszystko w karierze Steve'a bylo takie jak dzisiaj to te imiona z pewnoscia zabilyby jego charakter. Ten sam dzwiek tluczonego szkla, ta sama muzyka, ten sam Stunner, to samo piwo, te same fucki - to wszystko nie mialo by znaczenia. Jak tylko schodzilby z rampy przy zapowiedzi announcera - oto Baron von Ruthless - bylby skonczony.

"Jest jeszcze jedna rzecz, która musimy wiedziec" - powiedzial Vince. "Musze wiedziec, czy czujesz sie dobrze w swoim kostiumie. Bedziesz go nosil przez dlugi okres czasu, wiec musze wiedziec czy Ci sie na pewno podoba."

Pomyslalem o tym. Wiem, ze sugerowalem i prosilem o wiele rzeczy, a Vince sluchal i byl bardziej niz przychylnie nastawiony. Pomyslalem, ze moze powinienem pozostac przy kostiumie, który dla mnie zrobiono. Wtedy pomyslalem o mojej przyszlosci, i o tym jak glupio bede wygladac w tym sztucznym, niby lanuchowo-metalowym ubraniu, który sprawial, ze wygladalbym jak aktor grajacy w jakims sredniowiecznym filmie o rycerzach.

Teraz albo nigdy. "Tak, Vince. Mam mala uwage" - wydusilem. Vince wydawal sie byc pozytywnie zdziwiony moimi uwagami. Wiele osób spotykalo sie z Vincem nie mówilo ani slowa z powodu zadowolenia i szczescia bycia czescia WWF. Oczywiscie taki na przyklad P.J. Walker wiedzial, ze jest zgubiony w gimmicku Aldo Montoyi, jak tylko zobaczyl zólta opaske jaka mial zalozyc na glowe, ale nie powiedzial ani slowa na ten temat. Oczywiscie weteran Ron Simmons musial miec obawy, kiedy Vince pokazal mu niebieski kask, który mial zalozyc, ale wyszedl z jego biura jakby byl czarnym Spartakusem. Ja nie chcialem popelnic takich bledów.

"Wiesz Vince, co do kostiumu..........." - kontynuowalem.

"Tak Mick, o co chodzi?"

"Wiesz....." - myslalem jak mozna wyrazic to co chcialem powiedziec w mozliwie delikatny sposób - "Nienawidze go, naprawde go nienawidze."

Vince tylko zasmial sie. "Powiedz mi co Ci sie nie podoba, i spróbujemy wymyslic cos innego."

Wyciagnalem kostium z torby i powiedzialem. " Wiesz, czuje sie jak wystrojony do jakiegos cyrku."

Vince spojrzal na kostium i od razu zgodzil sie ze mna. "To nie jest ot czego potrzebujemy" powiedzial i skontaktowal sie z kims z Creative Service. "Mick potrzebuje nowego kostiumu - ma wygladac tak jakby byl zrobiony w jego piwnicy - czy mozecie nad tym popracowac?"

Debbie Monziano, pracujaca w Creative Service, od razu zaczela modyfikowac kostium, tak ze, zaczal w koncu wygladac jak podarta, brazowa koszula. Wygladala tak, jakbym rzeczywiscie wydobyl ja z piwnicy. Teraz jednak bylem ubrany od stóp do glów na brazowy i zaczalem sie obawiac, ze bede wygladac jak wielka kupa gówna. Zapytalem, czy nie mozna by bylo zmienic tej monotonii brazu poprzez nalozenie duzego symbolu na plecy, i od razu wyprzedzajac reakcje, zaproponowalem domowej roboty znak pokoju. Pomysl przepadl, ale Debbie polecono znalezc cos innego, i tydzien pózniej dostalem rysunek symbolu - polaczenia znaku zycia z krzyzem celtyckim.

Bylem zadowolony z postaci i bardzo podekscytowany wprowadzeniem calego pomyslu w zycie. Nawet kontrakt, nie gwarantujacy mi niczego poza szansa wydawal sie byc podpisywalny. Zazadalem kilku drobnych zmian w kontrakcie, które obiecano rozpatrzyc, i bylem pewien, ze pieniadze same sie o siebie zatroszcza.

I tak w koncu stalem sie dumnym czlonkiem World Wrestling Federation.


Przetlumaczyl: Big Gun

dodane przez Big Gun w dniu: 29-10-2007 11:04:38

Udostępnij

Komentarze (0)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy