Po kilku miesiącach mojego pobytu w WCW, Kevin Sullivan powiedział mi, że wreszcie zostanę włączony w jakiś storyline.
"Wspaniale," krzyknąłem. "Storyline z kim? Z Eddym Guerrero? Ricem Flairem? Randym Savagem?"
"Z Nickiem Patrickiem," oznajmił.
Nick Patrick był sędzią.
Jeździłem po całym świecie, robiąc wielkie rzeczy, a tutaj moim pierwszym przeciwnikiem miał być sędzia? Jak nisko można upaść?
Załamałem się jeszcze bardziej, gdy Sullivan powiedział mi, że moim managerem w tym feudzie ma być Teddy Long. Teddy był świetnym kolegą i pracownikiem, ale problem tkwił w tym, że jego podopieczni przegrywali większość swoich walk. Kiedy tylko Sullivan połączył mnie z nim, wiedziałem, że wpadłem jak śliwka w kompot. Miałem walczyć z sędzią w one-arm-tied-behind-my-back matchu (walka, w której wrestler może używać tylko jednej ręki, gdyż drugą ma unieruchomioną z tyłu - przyp.) z Teddym u boku jako moim mentorem.
Shawn Michaels nigdy nie miał tak dobrego storyline'u.
Niestety, sznur unieruchamiający moją rękę rozwiązał się i przez resztę walki musiałem udawać, że wciąż jest zawiązany. Jednak to nie miało większego znaczenia, jako że komentatorzy prawie nie zwracali uwagi na moją walkę - byli zbyt zajęci mówieniem o nWo.
W szatni rządziła polityka i kliki (niezły tytuł dla rapowego kawałka), a działania szefostwa właściwie ten stan umacniały. Hogan i Savage mieli własne szatnie i prawie z nikim nie rozmawiali. Hall i Nash tworzyli odrębną całość. Tacy ludzie jak Scott Steiner, DDP, Paul Wight i Booker T zostali potem moimi przyjaciółmi, ale w środowisku WCW byli bardzo spięci. Booker bronił się zresztą przed walkami z Deanem, Eddym i mną, wyjaśniając, "Nie jestem cruiserem," jak gdybyśmy my - cruiserzy byli trędowaci.
Poszczególne kliki niespecjalnie utrzymywały ze sobą kontakt. Przypominało to sytuację z liceum, kiedy trzeba uważać, z kim się rozmawia i gdzie się siada na stołówce. Raz na stołówce WCW usiadłem przy stoliku Hogana, a on spojrzał na mnie jakbym właśnie napluł mu w twarz. I może powinienem był to zrobić - może wtedy by się wreszcie do mnie odezwał.
Bookowanie walk też tak wyglądało. Tzn. walczyli ze sobą faceci, którzy zarabiali podobne pieniądze. Każdy miał swoje miejsce w szeregu i tylko nielicznym udało się to miejsce zmienić. Wyglądało to jak indyjski system kastowy. Trzeba było gnić w miejscu, do którego zostało się przypisanym na początku.
Ja zarabiałem 165 tys. dol., więc rzadko walczyłem z wrestlerami, którzy zarabiali, powiedzmy, 750 tys. dol. Oni znaczyli więcej ode mnie i stawali na ringu tylko z równymi sobie. A kiedy już mogłem z nimi walczyć, to zazwyczaj przegrywałem w szybkim squashu. W WCW pensja 750 tys. dol. oznaczała push o takiej samej wysokości.
Byli także zawodnicy, którzy zarabiali wielkie pieniądze, choć nigdy nie walczyli. Horace Boulder, siostrzeniec Hogana, był na liście płac prawie dwa lata wcześniej niż zaczął regularne występy w WCW. Brat Randy'ego Savage'a - Lenny był na liście płac przez całe trzy lata, które spędziłem w tej federacji, i widziałem go tylko w JEDNEJ walce. Ja miałem dwadzieścia dwie walki na miesiąc.
Sam nieźle zarabiałem, ale Bischoff sowicie opłacał też ludzi, którzy nic nie robili. Wcale się tym jednak nie przejmował. Mówił, "Nie obchodzi mnie to, to nie moje pieniądze. To pieniądze Teda Turnera."
Ponieważ nie wydawał swoich pieniędzy, miał wszystko w dupie i nosił na galach spodnie z dresu, skórzaną kurtkę i czapkę z daszkiem. Reprezentował wielką firmę, a wyglądał jak sprzedawca żetonów w salonie gier.
Eric był inteligentny, ale dał za dużo władzy Hoganowi, Hallowi i Nashowi. Zespół bookerski był niepotrzebny, bo i tak na godzinę przed Nitro nWo pisało galę od nowa. Czasem nie znaliśmy listy walk na dziesięć minut przed galą - galą, która była nadawana na żywo do milionów ludzi.
Ich postawa w pracy była równie żałosna. Podsłuchałem kiedyś, jak Scott Hall pytał Breta Harta w Huntsville w stanie Alabama, "Po co się tak przykładasz do tej walki? To tylko house show."
Taką postawę przyjął też główny booker Sullivan, który zapytał mnie, "Po co się tak przykładasz do tej walki? Nikogo innego ona nie obchodzi. Po prostu wyjdź na ring i zrób swoje. WCW i tak skończy jak Titanic." Miło było usłyszeć takie słowa z ust człowieka, który właściwie odpowiadał za moją karierę.
Ric Flair usłyszał słowa Sullivana i chociaż trzy lata wcześniej olał mnie, był jednym z niewielu weteranów WCW, którzy interesowali się młodymi wrestlerami.
"Nigdy nie przestawaj przykładać się do pracy," powiedział śmiertelnie poważnie. "Stoczenie dobrej walki to wszystko, co możesz z siebie dać. To jedyna rzecz, która pozwoli ci wybić się ponad przeciętność."
Flair miał rację, bowiem dla bezbarwnego babyface'a dobra walka była wszystkim. Członkowie nWo mieli być czarnymi charakterami, złym imperium rozbijającym federację, a bookowali się tak, że byli jednocześnie najśmieszniejsi i najfajniejsi. Mieli catchphrase'y, które podobały się publiczności, super merchandise, świetne poczucie humoru i nikt w WCW nie mógł się z nimi równać. Ludzie zaczęli ich traktować jak babyface'ów, co obniżało wartość prawdziwych babyface'ów (np. mnie), którzy nie brali udziału w angle'ach i nie mieli szans pokazać swojej osobowości. Rozpoczęła się era cool heelów.
Ponieważ WCW wciąż dominowało nad WWF, Eric coraz bardziej napawał się władzą. Aby wykorzystać rosnącą popularność federacji, TBS ruszyło z drugim dwugodzinnym programem o nazwie Thursday Thunder. Bischoff chciał za wszelką cenę zwiększyć atrakcyjność tej gali, więc w ostatniej chwili zdecydował się reaktywować Four Horsemen, które rozpadło się kilka miesięcy wcześniej.
Kilka tygodni wcześniej Flair dostał jednak zgodę, by opuścić tę galę, ponieważ chciał obejrzeć turniej zapaśniczy, w którym walczył jego syn. Gdy Bischoff się o tym dowiedział, zwolnił go, a następnie zwołał spotkanie pracowników WCW w Target Center w Minneapolis.
"Niech Flair i jego rodzina zdechną z głodu. Mam nadzieję, że skończą pod mostem."
Eric zapewnił też, że WWF upadnie w ciągu sześciu miesięcy. Ze swoimi bezsensownymi prognozami i taktyką gestapo, Eric stał się Hitlerem wrestlingu i podobnie jak Fuhrer postradał zmysły.
Bez przerwy trąbił, że Hogan i nWo to jedyny powód, dla którego WCW prześcignęło WWF w wojnie ratingów. Nigdy nie przeszło mu przez myśl, że innym powodem mogli być ciężko pracujący, trędowaci cruiserzy.
Nigdy wcześniej mainstreamowa publiczność nie oglądała w telewizji takich walk jak nasze (trwające czasem 20 minut lub więcej). Przykładaliśmy się do pracy i dawaliśmy fanom wspaniałe widowisko, podczas gdy Hogan i jego kumple odwalali fuszerkę. Byli jednak tak aroganccy, że twierdzili, iż ludzie płacą, aby zobaczyć tylko ich. A ja twierdzę, że ludzie wychodzili z gal szczęśliwi dzięki naszej ciężkiej pracy.
Ogólnie zła atmosfera i brak uwagi dla 80% rosteru doprowadzały do konfliktów. Widziałem to na własne oczy na tapingu World Wide przed moją walką z Mikem Rotundą.
Alex Wright staną twarzą w twarz z jobberem Hardbodym Harrisonem. Hardbody nosił takie samo żelastwo jak Mr. T i wymachiwał nim jak bronią.
"Chcę być heelem," powiedział z murzyńskim akcentem.
"Nie, to ja chcę być heelem," odpowiedział Alex z niemieckim akcentem.
Obaj sprzeczali się o to, kto ma być czarnym charakterem, niczym ośmioletnie dzieci, z których każde chce być Darthem Vaderem. Kłótnia zakończyła się bójką, którą przerwał sędzia Peewee Anderson.
"Przestańcie! Kto ma być heelem?", zapytał Peewee ze swoim wieśniackim akcentem z Georgii.
Ta scena zaczęła przypominać oklepane żarty, w których razem pojawiają się Niemiec, Murzyn i głupek. Farsa trwała nadal, gdyż Alex zerwał łańcuch z ręki Hardbody'ego i przywalił mu nim w łeb. Niewiele myśląc Hardbody rzucił się na Alexa. Obaj przez chwilę okładali się na podłodze. Niestety, nie zobaczyłem tego do końca, bo usłyszałem swój theme i musiałem iść na moją głupią walkę. Zapewniam, że była dużo mniej ciekawa od tej, która właśnie toczyła się na backstage'u.
Hardbody żył we własnym świecie, więc nikogo nie dziwiło, że zaatakował Alexa. Jego pasją było podrzucanie kierownictwu pomysłów na dziwne angle. Myślał, że dzięki temu dostanie push.
Najpierw wyszedł z pomysłem, że pomaluje sobie twarz i zostanie czarnym wrogiem Stinga - Stangiem. Potem zaproponował coś równie mądrego: Diamond Dallas Page (DDP) miał przychodzić na ring z magicznym diamentem. Hardbody planował, że zaatakuje go, ukradnie drogocenny kamień i wrzuci go do basenu z piraniami. To z kolei miałoby zmusić DDP, żeby wskoczył do tego basenu na PPV. Naprawdę bym zapłacił, żeby to zobaczyć.
Być może powinienem był zatrudnić Hardbody'ego do wymyślania angle'ów dla mnie.
Chciałem uatrakcyjnić swoją wejściówkę, więc zacząłem rzucać się na barierki, zmuszając fanów do poklepania mnie po plecach. Nienawidziłem babyface'ów (np. Lexa Lugera), którzy przybijają fanom piątki, a wyglądają jakby ktoś ich właśnie ściskał za jaja. Niestety dla mnie, większość fanów przy barierkach to faceci, dlatego rzucając się na nich musiałem wyglądać jakbym pragnął męskiego dotyku.
Miałem też inny cel - wyprowadzić się w końcu z Calgary. Zwlekałem z tym przez rok, ale coraz bardziej męczyły mnie długie podróże i dotkliwe opłaty. Poza tym obiecałem to Bischoffowi.
Nie musiałem się martwić o wizę do USA, bowiem urodziłem się w Nowym Jorku (w Stanach Zjednoczonych panuje prawo ziemi, tzn. każda osoba urodzona na terenie USA automatycznie staje się ich obywatelem - przyp.), gdzie mój tata grał w Rangersach.
Musiałem się jednak martwić o mieszkanie, jako że mój terminarz był tak napięty, że nawet nie miałem czasu, by poszukać czegoś w Atlancie. Udało mi się jednak przekonać Erica, że lepiej będzie, jeśli przeprowadzę się do Orlando. W czasie dwutygodniowych tapingów World Wide udało mi się znaleźć tam mieszkanie.
Wsiadłem do mojego kabrioletu, wynająłem przyczepę i pojechałem na Florydę z moim przyjacielem Ajaxem. Wtedy zdałem sobie sprawę, że w moim nowym miejscu zamieszkania roi się od turystów i starych ludzi. Ponieważ nikogo nie znałem, zacząłem szukać kościoła, do którego mógłbym iść.
Nie uczestniczyłem we mszy od ponad siedmiu lat. Po wypadku mojej mamy miałem wiele pretensji do Boga i chociaż rozmawiałem z nim codziennie, nie czułem potrzeby pójścia do świątyni. Czasy się jednak zmieniły i chciałem dołączyć do jakiejś wspólnoty, ale nie miałem pojęcia, dokąd iść. Pozwoliłem więc Bogu zdecydować.
Otworzyłem książkę teleadresową na stronie z kościołami. Zamknąłem oczy i wybrałem. Palec Boży wskazał Kościół Baptystów. Gdy tam doszedłem, zamurowało mnie. To wyglądało jak scena z "Blues Brothers", gdzie ludzie skakali, tańczyli i śpiewali pieśni pochwalne. Pastor Steve Ware opowiadał dowcipy i puszczał sceny z popularnych filmów, które pasowały do jego kazania.
Nigdy nie byłem w takim kościele, ale czułem się wspaniale, że Bóg chciał, abym dołączył do baptystów. Musiał wiedzieć, że moja dusza potrzebuje oczyszczenia.
Starałem się jednak zachować zdrowy rozsądek. Ponieważ większość załogi WCW mieszkała niedaleko, łatwiej było się spotkać na piwie i bliżej poznać ludzi z innych grup. Każda ekipa miała swoje cechy szczególne i nazwę:
1. Tłuściochy
Hugh Morrus
Johnny Grunge
Rochester Roadblock
Rocco Rock
Chris Jericho
Cecha szczególna - Każdy oskarżał każdego o bycie grubym i obwisłym. Naszym pozdrowieniem było "Siema, spaślaku," Dziewczyny o obfitych kształtach nie były w tym towarzystwie mile widziane.
2. Pijani Jeźdźcy
Steve McMichael
Raven
Curt Hennig
Chris Jericho
Cecha szczególna - Bycie ostatnimi ludźmi w barze, NIEWAŻNE W JAKIM STANIE. Wystarczy, że jest się zdolnym do wypicia Jacka Danielsa i zabawy z ludźmi, bez względu na ich wiek czy orientację. Ta zasada zachęciła Ravena do tego, by pewnej nocy wziąć na przejażdżkę motocyklową 72-letnią kobietę.
3. Bezużyteczny Quizowo-Popkulturowy Triumwirat
Konnan
Raven
Chris Jericho
Cecha szczególna - Marnowanie czasu na dyskusje o tym, jak naprawdę nazywał się Isaac z serialu "Statek miłości" (Ted Lange) i kto był przyrodnią siostrą Meeno Peluce'a (Soleil Moon Frye).
Łapiecie o co chodzi.
Większość czasu spędzałem z członkami indyjskiego systemu kastowego, Benoitem, Guerrero i Malenko. Eddy'ego i Chrisa znałem od lat, ale najbardziej zaprzyjaźniłem się z Deanem. Nie znałem go przed moim przyjściem do WCW, jednakże wszyscy, którzy z nim pracowali, bardzo go chwalili. Nie powiedzieli mi tylko, że był aż tak zabawny.
Na wizji Dean był człowiekiem z kamienną twarzą, który zawodowo kopał dupy. Kiedy jednak zeszedł ze sceny, był zabawniejszy niż Will Ferrell. Gdyby mógł na wizji pokazać swoje prawdziwe oblicze, mógłby dostać własny sitcom na kanale WB.
Na każdą okoliczność miał jakąś docinkę.
Gdy spasiony Brian Knobs chodził po szatni w stringach, Dean zamyślił się, "That's not a G-string, that's the whole alphabet" (żart nieprzetłumaczalny - przyp.)
Gdy pojechaliśmy do klubu ze striptizem i namiętnie oglądaliśmy chude striptizerki, Dean rzucił, "Zastanawiam się, czy wsunąć jej dolara czy bon żywnościowy."
Dean i ja zaczęliśmy podróżować razem. I tak musieliśmy pokrywać wszystkie koszty, więc w ten sposób mogliśmy zaoszczędzić czas i pieniądze.
Początkowo podróżowaliśmy z Benoitem i Eddym, ale okazało się, że czterech facetów w samochodzie, a potem w pokoju, to za dużo - bez względu na to, ile byśmy zaoszczędzili.
Ponadto Benoit i Eddy lubili wstawać o 7 rano, zjeść śniadanie i ćwiczyć. Dean i ja lubiliśmy spać do południa, zjeść coś na szybko i dopiero potem ćwiczyć. Po co wstawać tak wcześnie, jeśli nie trzeba?
Eddy i Chris ściśle przestrzegali diety. Nigdy wcześniej nie poznałem osób, które sprawdzałyby na opakowaniach, jaką wartość kaloryczną ma jedzenie. Ja zawsze jadłem to, co chciałem - oczywiście w granicach rozsądku. Dean podobnie. Pewnego dnia postanowiłem jednak sprawdzić, co do cholery jest napisane na tym opanowaniu. Uważnie czytałem cały skład produktu. Dean również. Po chwili spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem. Ostatecznie kupiliśmy pączki i wyszliśmy ze sklepu.
Ustaliliśmy, że po każdym Nitro zostaniemy w mieście na noc, a odlecimy dopiero następnego dnia rano. Zaczęliśmy więc chodzić po różnych spelunach, które udało nam się znaleźć. Początkowo było to trochę straszne, ale szybko przekonaliśmy się, że to zabawniejsze niż budzenie kolegów. Wielu wrestlerów nie musiało bowiem płacić za zakwaterowanie (my akurat musieliśmy), gdyż opłacało im je WCW. Wszyscy mieszkali w tym samym hotelu, więc łatwo było oszukać personel i dostać klucz do pokoju innych wrestlerów.
Dean i ja wpadaliśmy do pokojów naszych ofiar w maskach lucha i krzyczeliśmy w niebogłosy. Kiedyś odwiedziliśmy pokój meksykańskich karłów. Wyobraźcie sobie, że spali w pięciu na jednym łóżku.
To było prześmieszne.
Moi trzej amigos i ja walczyliśmy w największych federacjach w Meksyku, Europie i Japonii, więc nazywano nas Czwórką z New Japan. Do mnie to jednak zupełnie nie pasowało, bo choć walczyłem w Japonii wiele razy, to nigdy w NJPW. Wiedziałem, ż WCW miało podpisaną umowę o współpracy z New Japan i nie ukrywam, że był to jeden z powodów, dla których tak chętnie podpisałem kontrakt z WCW - pomimo tego, że wciąż nie dostałem szansy wyjazdu do Japonii.
Jednak w końcu NJPW skontaktowało się ze mną i uratowało moją karierę.
Rozdział 45: Indyjski system kastowy
Komentarze ()
Skomentuj stronę