Rozdział 46: Chris Bigalow, orientalny żigolo

Właśnie odkurzałem mieszkanie, kiedy zadzwonił do mnie Brad Rheinghans (oglądałem go w AWA), amerykański przedstawiciel New Japan.

"New Japan chce, żebyś podał im swoje wymiary. Masz być nowym przeciwnikiem Jushina Ligera i dostaniesz taki sam kostium jak on."

Brad powiedział mi, że mam zadebiutować jako zły Super Liger przed 65-tysięczną publicznością w Tokyo Dome. Liger był jednym z face'ów New Japan Pro Wrestling, więc przypominało to sytuację, w której na WrestleManii zadebiutowałby Don Cena - zły brat bliźniak Johna Ceny.

Kupiłem więc metr krawiecki i podałem im te wymiary. NJPW zrobiło dla mnie replikę słynnego stroju Ligera, jednak nie mogłem jej zobaczyć (ani tym bardziej przymierzyć) przed przyjazdem do Tokio - a przyjechałem dzień przed galą.

Był to obcisły, jednoczęściowy strój z grubszego materiału niż lycra. Kiedy go przymierzałem, czułem się jakbym zakładał ludzką skórę.

Gdy założyłem rogatą maskę Ligera, miałem wrażenie, jakbym nosił strój sado-maso. Był tylko mały otwór na usta, a oczy były zasłonięte czerwoną siatką, która bardzo ograniczała widoczność. Świetnie, w moim nowym stroju Jushina Ligera nie mogłem niczego zobaczyć, nie mogłem się poruszać, nie mogłem nawet oddychać.

W tej sadomasochistycznej konwencji nawet się odnalazłem, ale jak do cholery miałem w tym czymś walczyć?

Trzeba było wprowadzić radykalne zmiany, więc wcieliłem się w McGyvera i zacząłem zmieniać mój kostium. Chwyciłem za nożyczki i wyciąłem z maski podbródek, żebym mógł oddychać. Potem próbowałem jakoś polepszyć widoczność bez uszkadzania czerwonej siatki, ale bezskutecznie. Założyłem więc maskę i starałem się jakoś do niej przyzwyczaić.

Nazajutrz pojawiłem się w gigantycznym Tokyo Dome, zwanym też Wielkim Jajem. Była to niesamowita budowla, ale największe znaczenie miał fakt, że:

Pierwszy raz walczyłem w masce.

Pierwszy raz walczyłem w New Japan.

Pierwszy raz walczyłem w stroju, który zakrywał całe ciało.

Pierwszy raz walczyłem w Tokyo Dome.

Spotkałem się z moim przeciwnikiem - Kanemoto. Wydało mi się, że nie chce on przeważać w żadnej części walki, ale jest niezadowolony, że musi sprawić, abym wypadł dobrze. Nie zapowiadało to niczego dobrego, ale byłem przygotowany na wyzwanie i wiedziałem, że sobie poradzę. To była moja wielka szansa i nic nie mogło mi przeszkodzić.

Moment, ktoś puka.

"Kto tam?"

"Kto tam, kto tam... to ja, twoja klątwa."

Walka Super Ligera była większym wydarzeniem niż powrót Pauly'ego Shore'a.

Do ringu prowadził podest, a ja nawet nie widziałem drogi. Każdy krok stawiałem bardzo ostrożnie, bo był to jedyny sposób, aby nie spaść. Cały czas zerkałem w górę na czerwone reflektory, które sprawiały, że czułem się jak na dyskotece. Szkoda, że nie miałem glowsticków (świecące pałeczki, ostatnio spopularyzowane przez DX - przyp.)

Widownia nie była zbyt żywiołowa, a ja chciałem ją jakoś rozkręcić. Wyrzuciłem więc Kenemoto z ringu i przygotowałem się do wykonania mojej firmowej akcji pod publiczkę - do wskoczenia na narożnik i zrzucenia przeciwnika z apronu dropkickiem.

Kiedy jednak skoczyłem na narożnik, poczułem, że tracę grunt pod nogami. Po prostu poślizgnąłem się i upadłem na dupę.

Publiczność w Tokyo Dome była raczej cicha, więc trudno było usłyszeć jakiś doping. Miałem jednak wrażenie, że tysiące ludzi śmiały się ze mnie, gdy się przewróciłem. Śmiejąca się publiczność to wilczy bilet w Japonii - w azjatyckiej kulturze znaczy to ni mniej, ni więcej, tylko "spieprzyłeś robotę."

Walkę wygrałem, ale los Super Ligera był przesądzony - zdałem sobie z tego sprawę w szatni, gdy tuż po tym jak ściągnąłem strój, jeden z pracowników New Japan wziął go "na przechowanie."

Po gali odbyła się wielka impreza, na której musiałem pojawić się w specjalnej masce Super Ligera. Równie dobrze mogłem założyć inną maskę, bo i tak nikt nie zwróciłby na mnie uwagi. Nikt oprócz mojego przyjaciela Black Cata.

Czekałem na propozycję z New Japan przez wiele lat, a kiedy już dostałem szansę, by stoczyć tam walkę, po której ludzie płakaliby z radości... ludzie płakali ze złości.

To się nazywa niefart.

Żeby sprostać oczekiwaniom, musiałem stoczyć walkę na szóstkę, a stoczyłem na jedynkę z minusem. Super Liger został powieszony, poćwiartowany i nikt go już więcej nie widział. Bogu dzięki mój kontrakt przewidywał, że za miesiąc wrócę jako Chris Jericho.

Kiedy wróciłem do Stanów, usłyszałem Marka Maddena, który na infolinii WCW mówił, "Chris Jericho spieprzył swój pierwszy występ jako Super Liger." Skoro informacja o moim debiucie dotarła do Ameryki przede mną, musiało to znaczyć, że Super Liger był totalną klapą. Chciałem, by ludzie myśleli, że to nie ja walczyłem w Tokyo Dome. Że tak naprawdę zostałem zaatakowany i zamknięty w szafie, a jako Super Liger wystąpił mój oprawca - Kevin Federline, który wiele lat później wrócił na ring.

Miesiąc później wróciłem do New Japan jako stary, dobry Chris Jericho. Pierwszą walkę stoczyłem z Takashim Iizuką, który cieszył się opinią wrestlera, który sprawia, że jego przeciwnicy wypadają dobrze. Kiedyś też miałem taką opinię, aczkolwiek New Japan uważało, że to ja potrzebuję pomocy.

Po kompromitacji w Tokyo Dome ponownie straciłem pewność siebie, ale stoczyłem przyzwoitą walkę z Iizuką. Następnego dnia uczestniczyłem w walce tag teamowej przeciwko zamaskowanemu Samuraiowi i Jushinowi Ligerowi we własnej osobie. Wielu wrestlerów skrywa swoje prawdziwe uczucia i są mili nawet jeśli cię nie lubią. Liger nie był jednym z nich.

Wiedział na co mnie stać po moich walkach w WAR i dlatego wyszedł z pomysłem Super Ligera. Mój występ w Tokyo Dome był jednak tak żałosny, że był na mnie wściekły.

W końcu prawie roztrwoniłem jego dorobek, więc jestem przekonany, że to jemu najbardziej zależało na odejściu Super Ligera.

W żołnierskich słowach powiedziano mi, że Liger gładko pokona mnie po swoim finisherze. Byłem pewny, że podłożą mnie całemu rosterowi.

Miałem coś do udowodnienia, więc stoczyliśmy z Ligerem emocjonujący pojedynek, który naprawdę podobał się publiczności. Liger wygrał, ale to nie miało dla mnie znaczenia, bo najważniejszy był dobry poziom walki.

Po wszystkim Liger uścisnął mi dłoń i był wyraźnie zadowolony. Co ważniejsze, na backstage'u spotkałem głównego bookera Rikiego Choshu.

"Ty Chris Jericho? Ty był Super Liger?"

"Tak, proszę pana," odpowiedziałem nerwowo.

"Hmmm," zamyślił się, kiwając głową. "Chris Jericho bardzo dobry. Super Liger bardzo zły."

"Myślę, że Super Liger jest martwy," odparłem.

"Myślę, że to dobrze," powiedział Choshu i uścisnął mi dłoń.

W ten sposób odzyskałem w Japonii dobre imię.

Teraz, kiedy znów byłem na fali, zacząłem walczyć w japońskim stylu jak nigdy dotąd. Uwielbiałem atmosferę w japońskich federacjach, a New Japan było największą z nich. Walczyliśmy w największych halach przed największą publicznością. To także oznaczało wyższy poziom fanek, które ochoczo wydawały pieniądze swoich rodziców na drogie prezenty i jedzenie dla mnie.

Chris Bigalow, orientalny żigolo (nawiązanie do tytułu filmu "Boski żigolo" - ang. "Deuce Bigalow: Male Gigolo" - przyp.)

Pobyt w wielkiej federacji sprawia, że traktuje się pracę bardziej serio. Codziennie przed galą trenowałem z resztą rosteru New Japan. Biegaliśmy i ćwiczyliśmy, a wszędzie były porozstawiane wagi. Przyjąłem japoński styl treningu, w którym bierze się talię kart i rzuca się nią o podłogę. Potem w zależności od karty wykonuje się określoną ilość przysiadów ze sztangą (czarny kolor) lub pompek (czerwony kolor). Łatwe? Spróbujcie, dzieciaki.

W ringu trzeba było być bardzo rozciągniętym. Potwierdziło to moje podejrzenia, że treningowy rygor Stu Harta w Calgary tak naprawdę wywodził się z Japonii. Robiliśmy dwa rodzaje mostków. Pierwszy wymagał, abyśmy byli rozciągnięci jak człowiek guma. Przy drugim można było pomagać sobie szyją. To była ciężka praca, więc rozciągaliśmy się drużynowo. Koleżeństwo jeszcze bardziej umacniał zwyczaj noszenia kurtek ze swoim nazwiskiem na plecach - przypominały trochę bluzy hokejowe.

Szacunek, jakim darzy się sport w Japonii, sprawił, że kraj kwitnącej wiśni stał się moim ulubionym miejscem pracy. Benoit miał identyczne zdanie, dlatego bardzo się ucieszyliśmy, kiedy okazało się, że zostaliśmy zabookowani na następne tournee.

Nasz 15-godzinny lot z Atlanty do japońskiego miasta Narita dobiegał końca, więc zacząłem sprawdzać dokumenty. Otworzyłem paszport, by sprawdzić numer wizy i zdębiałem, gdy uświadomiłem sobie sprawę, że wziąłem nie ten paszport, który trzeba. Posiadanie amerykańskiego i kanadyjskiego paszportu było przywilejem wynikającym z podwójnego obywatelstwa; jest to jednak przekleństwem, jeśli człowiek jest roztrzepany. Moja wiza była w amerykańskim paszporcie, a wziąłem kanadyjski. Byłem wściekły, że zostanę cofnięty do Stanów. Kiedy wylądowaliśmy, poszedłem do poczekalni, gdzie byli już ludzie, którzy próbowali przedostać się do Japonii bez dokumentów. Zatrzymano mnie.

Po spędzeniu godziny z rodzinką Boratów, dowiedziałem się, że mogę zostać w Japonii. New Japan cieszyło się w tym kraju taką renomą, że udało się łatwo wyprostować moją sytuację. Musiałem jednak podpisać dokument, który mówił:

Ja, Chris Irvine, obiecuję, że już nigdy nie przyjadę do Japonii bez odpowiedniej wizy.

Bogu dzięki nie kazali mi tego napisać sto razy na szkolnej tablicy.

Przeszukano moje bagaże, szukając narkotyków i porno. Pracowników lotniska zainteresowała moja kaseta VHS z filmem "Samochody, Pociągi i Samoloty", którą następnie obejrzeli na podglądzie, sprawdzając, czy przypadkiem nie widać tam cycków. Drugą kasetę z filmem "Wykidajło" (ang. "Road House" - przyp.) zarekwirowali, bo coś znaleźli.

Kelly Lynch! Kelly Lynch! TAAAK, Kelly Lynch!

Benoit był jednym z moich najlepszych przyjaciół, ale na pierwszej gali na tournee nie dało się tego poznać. Zabookowano nas w walce tag teamów, ale po przeciwnych stronach. Zaatakował mnie jeszcze przed gongiem i walił jakby ubijał kotlety.

Podobnie zachował się na J-Cup, gdzie uderzył mnie w twarz. To było jak kubeł zimnej wody. Wyładowaliśmy na sobie całą frustrację związaną z WCW. W czasie walki wykonałem spin kick, który jednak tylko otarł się o niego. Mimo to Benoit przyjął cios i upadł. Nikt nie zauważył, że prawie nie było między nami kontaktu - nikt oprócz Benoita.

Po walce szukałem go, ale on niczym Houdini (węgierski iluzjonista i specjalista od ucieczek - przyp.) zniknął i nie mogłem go nigdzie znaleźć. W końcu go znalazłem i spytałem, co się stało.

"Nie wyszedł ten spin kick. Nawet mnie nie drasnąłeś."

"Nikt tego nie zauważył. Walka wyszła świetnie."

"Nie, to był szkolny błąd, którego nigdy nie powinienem był zrobić."

Był perfekcjonistą w każdym calu i postanowił wymierzyć sobie karę - 500 przysiadów ze sztangą. Ponieważ to ja spieprzyłem tego kopniaka, uznałem, że będzie fair, jeśli dołączę do tego jego Opus Dei i oczyszczę również siebie.

Nie robiłem przysiadów ze sztangą od szkolnych lat, a teraz miałem zrobić ich 500. Po 300 moje nogi były tak zmęczone, że myślałem, iż odłączą się ode mnie i zaczną mnie kopać po głowie, że byłem tak głupi i się na to zdecydowałem. Przerwałem więc. Myślę, że Chris nawet tego nie zauważył, więc robił przysiady jak maszyna i nie skończył dopóki nie dobił do 500.

Moje nogi musiały się na mnie obrazić i odmówiły mi posłuszeństwa następnego dnia rano. Kiedy próbowałem wstać z łóżka, padłem na podłogę. W końcu doczołgałem się pod prysznic i spryskałem nogi gorącą wodą, wierząc, że uda mi się jakoś z nimi dogadać. Niestety, roześmiały mi się w twarz. Sprawa przestała być zabawna, gdy dowiedziałem się, że mam walczyć z Ligerem o NJPW junior heavyweight title.

To był mój pierwszy title shot, a ja poruszałem się jak staruszek. Stanąłem więc w kącie i przez godzinę rozciągałem nogi. Ostatecznie udało mi się stoczyć przyzwoitą walkę, ale zapłaciłem za to wielką cenę, bo całe następne popołudnie spędziłem w łóżku.

Moje nogi doszły do siebie następnego wieczoru, kiedy walczyłem z legendarnym Great Mutą. Był on jedną z największych japońskich gwiazd wrestlingu i dobrze wiedział, co i jak robić, aby utrzymać się w tym biznesie przez wiele lat.

Muta był zwierzęciem telewizyjnym, więc kiedy tylko zapalała się czerwona lampka kamery, był w swoim żywiole (podobnie jak ja, gdy walczyłem w Niemczech). Wykonywał wszystkie ulubione akcje publiczności i zawsze toczył świetne walki. Kiedy jednak pracowaliśmy w mniejszych miastach, gdzie nie było kamer, Muta walczył na pół gwizdka i robił tylko to, co musiał. Prawdopodobnie wydłużył sobie przez to karierę o 10 lat. Gdy zapytałem go o to, popukał się po czole i powiedział, "Wrestling jest tutaj. To nie kwestia akcji i spotów, to kwestia psychologii i myślenia."

Miał rację.

Tournee trwało dalej, a ja czułem się nim coraz bardziej zmęczony. W końcu przez trzy tygodnie żyłem i pracowałem w obcym kraju. Najlepszym sposobem na rozładowanie stresu było wypicie kilku drinków. Niektórzy fani chcieli spędzać więcej czasu z wrestlerami, więc przychodzili na nasze imprezy - bez względu na koszty. Postanowiłem, że kryterium wejścia na imprezę będzie makijaż w stylu Kiss namalowany na twarzy markerem. Jeśli więc jakiś fan chciał się spoufalać z wrestlerami, musiał pochwalić się gwiazdką na oku lub kocimi wąsikami. Gdy spełnił ten warunek, mógł zostać i bawić się.

Kiedyś na imprezę próbowało się wkręcić czterech fanów. Namalowałem więc na ich twarzach makijaże wszystkich czterech członków Kiss - srebrnym markerem. Cokolwiek kazałbym im wtedy zrobić, zrobiliby to. Od tamtego czasu, gdy jestem w Japonii, zawsze podchodzą do mnie fani ze srebrnymi markerami.

Mile wspominam tournee New Japan, na którym odbył się Super Junior Tournament. Turniej trwał trzy tygodnie, gdyż obowiązywała zasada "każdy z każdym". To był zaszczyt, że mogłem wystąpić na jednym tournee z Docem Deanem i Robbiem Brooksidem, których nie widziałem od mojego pobytu w Hamburgu (w 1993 r. Jericho walczył tam w federacji CWA - przyp.)

Wyjechaliśmy z dystryktu Roppongi, by oblać nasze spotkanie, a po drodze wpadliśmy na pięć tancerek z Anglii, które szybko nazwaliśmy Ryżowymi Dziewczynami.

Ryżowa Darby była nieśmiała, Ryżowa Pizza miała niewielki trądzik, Ryżowa Cougar miała swoje lata, ale wciąż była gorąca, Ryżowa Punky miała wielokolorowe włosy i kolczyk w nosie, a Ryżowa Shnozz... zaraz się dowiecie. Niestety, oprócz Punky i Cougar (które szybko przywłaszczyli sobie Robbie i Doc), żadna nie była w moim typie i nie chciałem, aby włóczyły się za nami, bo to mogłoby popsuć imprezę.

Chłopaki z Londynu nalegali jednak, by Ryżowe Dziewczyny wróciły z nami do hotelu Keio Plaza. Tak też się stało. Do swojego pokoju poszedłem sam, ale kilka minut później zadzwonił Doc. "Shnozz to prawdziwa cnotka (cockblock to właściwie osoba, która zohydza innym seks - przyp.), ale polubiła cię, więc dałem jej namiary na twój pokój. Proszę, posiedź z nią chwilę, bo inaczej wszystko spieprzy."

Strasznie się wkurzyłem, ale musiałem zachować się jak kumpel. Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi. To była Ryżowa Shnozz. Wrzuciłem na siebie szlafrok i otworzyłem, udając, że zostałem wyrwany z głębokiego snu.

Udawałem, że chcę zasnąć. Czułem, jak wślizgnęła mi się do łóżka i położyła obok mnie, ale nie zareagowałem. Przez cztery godziny leżałem i udawałem, że śpię, mając nadzieję, że w końcu zrozumie aluzję i pójdzie sobie. Niestety, nic z tego. Może gdybym ją zerżnął, dałaby mi się wyspać w spokoju.

Kilka tygodni później spędzałem czas z pewną modelką z Nowej Zelandii. Obudziłem się jednak dość późno i przestraszyłem się, że nie zdążę na autobus. Podjąłem więc męską decyzję i chcąc być uprzejmym, zaproponowałem uroczej Kiwi, by została w moim pokoju. Nie ufałem jej jednak, więc zamknąłem swoją walizkę na kłódkę i przykułem ją do szafy, aby nie mogła jej ukraść. Gdy wróciłem do hotelu dwanaście godzin później, modelki już nie było. Zniknęła wraz z alkoholem z minibaru (300 dol.), moim zapasowym kluczem do pokoju (50 dol.) i parą dżinsów (100 dol.). Moja walizka na szczęście została, ale była tak ciężka, że zawaliła szafę (300 dol.)

Musiałem więc zapłacić 750 dol.

Na co jej były moje dżinsy?

Robbie, Doc, Chavo Guerrero Jr. (bratanek Eddy'ego), nWo Sting (Jeff Farmer) i ja mieliśmy conocny rytuał grania w grę karcianą o nazwie Beale Street (później zwaną Niszczycielem). Wypijaliśmy wtedy całe piwo z hotelowej maszyny do napojów i śpiewaliśmy hity lat 80. Chavo miał jednak superzdolność do nazywania one hit wonderów prawdziwymi hitami. Kiedy więc nuciłem "I Ran" zespołu Flock of Seagulls, on natychmiast proponował "Space Age Love Song."

Turniej był bookowany z rozwagą. Wygrałem cztery walki z rzędu, w tym jedną z końcowym zwycięzcą - zamaskowanym el Samuraiem. Samurai walczył w masce, gdyż nie był zbyt urodziwy. Miał też śmierdzący oddech palacza, więc mógł zabić, gdy założył chin lock i dmuchnął komuś w twarz. Gaz łzawiący był bardziej humanitarny.

Mimo to Samurai był dobrym wrestlerem, a wygrałem z nim dlatego, że New Japan chciało wystawić mnie w walce o junior title. Black Cat powiedział mi, że NJPW chciałoby, abym brał udział w ich tournee tak długo, jak długo pozwoli mi Eric. W Japonii byłem szczęśliwszy niż w WCW. Kierownictwo New Japan lubiło mnie, więc chciało, abym walczył o najbardziej prestiżowy junior title na świecie. Byłem na fali i nikt nie mógł mnie zatrzymać.

Nikt oprócz Erica Bischoffa.

Chociaż błagałem go, by pozwolił mi wrócić do Japonii, nie chciał o tym słyszeć i odrzucał prośby New Japan.

"Im bardziej od ciebie odpoczną, tym bardziej będą chcieli, żebyś występował u nich w przyszłości. Poza tym Terry Taylor wiąże z tobą wielkie plany."

Wstałem z kolan i otarłem łzy. Wielkie plany? Ze mną? Czy to miał być feud z Roddym Piperem, który Bischoff obiecał mi miesiąc wcześniej? A może angle z Bookerem T o TV title?

"Będziesz nowym mistrzem cruiserweight."

Serce mi pękło.

Słowo "cruiserweight" było wtedy w WCW przekleństwem, czymś uwłaczającym. Pas cruiserweight miał więc podobną wartość do paska od spodni. Gdyby dano mi wybór, wróciłbym do Japonii. Niestety, tego wyboru mi nie dano.

dodane przez SixKiller w dniu: 23-04-2010 21:48:32

Udostępnij

Komentarze ()

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy