Rozdział 51: Nie ma biletu, nie ma jazdy

Chciałem odejść, a do wygaśnięcia mojego kontraktu pozostał mniej niż rok. Pojawił się jednak inny problem, bowiem pięć miesięcy wcześniej w rozmowie z Ericem zgodziłem się na podpisanie nowej umowy. Chociaż dogadaliśmy się w kwestiach finansowych i uścisnęliśmy sobie dłonie, od pół roku nie rozmawialiśmy na ten temat.

Wiedziałem, że to słowne porozumienie wciąż obowiązuje, ale brak rozwoju wydarzeń irytował mnie. Jeśli Hulk Hogan albo Sting zgadzali się na nowy kontrakt, to podpisywali go jeszcze tego samego dnia. Początkowo nie przywiązywałem do tego dużej wagi, ale cała ta sytuacja z Goldbergiem sprawiła, że musiałem jeszcze raz przemyśleć moją decyzję.

Fakt, że nawet nie mogłem przegrać z Goldbergiem w squashu na PPV utwierdził mnie w przekonaniu, że WCW nie uważa mnie za wartościowego zawodnika. Czułem się jak chłopak, który dzwoni do dziewczyny dziesięć razy, a ona nigdy nie odbiera. Ten chłopak wierzy, że ona kiedyś oddzwoni, ale w końcu uświadamia sobie, że to się nigdy nie stanie. Wtedy czuje się źle i uznaje, że najlepiej będzie odpuścić.

Gdyby Eric zadzwonił do mnie przed zakończeniem angle'a z Goldbergiem, podpisałbym ten kontrakt. Kiedy jednak dowiedziałem się, że angle został zakończony, nie chciałem już być częścią WCW. Ironia losu, że właśnie w tym dniu Eric pojawił się z nowym kontraktem. Wyjął go ze swojej teczki i kazał od razu podpisać. Zaniemówiłem, ale w końcu powiedziałem, że muszę to najpierw skonsultować ze swoim prawnikiem. Jimmy Smits zawsze tak mówił w serialu "L.A. LAW". Komu miałem wierzyć, jak nie jemu?

Kiedy zdecydowałem, że nie przedłużę umowy, zadzwoniłem do Vince'a Russo. Powiedziałem mu, że chcę odejść z WCW, a on zasugerował osobiste spotkanie z Vincem McMahonem. Wkrótce zorganizował mi lot do Connecticut na tajne spotkanie w domu Vince'a.

Zanim doszło do tego spotkania, unikałem Bischoffa jakby był trędowaty... albo był cruiserem. Gdybym go gdzieś zobaczył, schowałbym się. Ale Eric był bystry i musiał podejrzewać, że coś jest nie tak. W końcu dopadł mnie w United Center w Chicago, a jego pierwsze słowa brzmiały, "Podpisałeś już ten kontrakt?"

"No cóż, mój prawnik wciąż..."

Przerwał mi, mówiąc, "Zabierz go od swojego prawnika i przynieś podpisany za tydzień."

Znalazłem się w ślepym zaułku.

Następnego dnia poszedłem na lotnisko i odebrałem bilet do Nowego Jorku. Byłem zaskoczony, że nie będę leciał pierwszą klasą, ale to była moja wina, bo spodziewałem się Bóg wie czego. Gdy wylądowałem, kierowca McMahona czekał na mnie z tabliczką z napisem "Robinson". To był pomysł Russo, który miał zmylić ciekawskich fanów.

Dlaczego nie napisano na tej tabliczce "Mr. Pink"?

Jechaliśmy przez gęste lasy Connecticut, aż w końcu przybyliśmy do posiadłości Vince'a. Starannie dobrałem ubrania, znając jego słabość do dużych wrestlerów. Założyłem więc obcisłą koszulę, która uwydatniała moje mięśnie, oraz buty, które sprawiały, że wydawałem się wyższy. Zanim zadzwoniłem do drzwi, wykonałem kilka ćwiczeń, żeby wyszły mi żyły w rękach.

Serce mi waliło, a drzwi otworzył syn Vince'a. "Cześć, Chris. Jestem Shane McMahon, wejdź proszę," powiedział z uśmiechem.

(Wspomnienia z domu Vince'a mogą być trochę naciągane, bo byłem tak zdenerwowany, że nie pamiętam nawet, co tam zobaczyłem!)

Shane zaprowadził mnie do salonu. Na ścianie wisiał duży olejny portret Vince'a, a na środku stał długi dębowy stół. Siedzieli przy nim ludzie z kręgów WWF: Jim Ross, Vince Russo, Ed Ferrara i Bruce Pritchard. Donem Corleone był sam Vincent Kennedy McMahon.

Kiedy wszedłem, zapadła cisza, a wszyscy obrócili się w moją stronę. Uśmiechnięty Vince wstał i powiedział, "Chris, co słychać, kolego? Bardzo dziękuję, że przyjechałeś!"

Zauważyłem, że Vince miał dużo więcej klasy niż Eric. To było jak porównanie króla z królewskim błaznem.

Spodziewałem się, że to tajne spotkanie odbędzie się w małym gronie - że będzie tylko McMahon, Russo i ja. Okazało się jednak, że trafiłem w sam środek spotkania bookerów WWF. Vince musiał mieć do mnie zaufanie, gdyż żadnemu wrestlerowi innej federacji nie pozwoliłby przyjść w takim momencie.

Pracownicy Vince'a zrobili sobie przerwę na lunch, a sam Vince wziął mnie na stronę, by porozmawiać. Gdy zapytał mnie, jaka jest sytuacja w WCW, częściowo z nerwów, częściowo z frustracji zacząłem nawijać.

"Na początku mi się podobało, ale najwyższy czas odejść. WCW to dobre miejsce dla starszych wrestlerów. Młodsi - jak ja nie mają tam życia. Robiłem wszystko co mogłem, by stać się over z publicznością i osiągnąłem to bez jakiejkolwiek pomocy kierownictwa. Czuję, że mam podobny talent jak The Rock, ale on dostał push w WWF, a ja utknąłem w WCW."

Wylewałem żale zupełnie obcemu człowiekowi, który w zasadzie był moim zawodowym wrogiem. Vince słuchał uważnie. Dał mi szansę wyrzucić z siebie złe emocje, choć w najlepszym wypadku brzmiałem jak szaleniec, a w najgorszym jak totalny mark, który sam porównuje się do The Rocka.

Na ekranie oglądałem Vince'a od tak dawna, że czułem się, jakbym go znał. Liczyłem, że w końcu powie, "Zatrudnimy cię i zrobimy z ciebie wielką gwiazdę!" Ale on pozostał tajemniczy i co najwyżej sugerował, że kiedyś może będziemy pracować razem.

Po tej krótkiej rozmowie, rozpoczęła się druga część spotkania bookerów. Kiedy spytano mnie, co myślę o galach WWF, odpowiedziałem. Traktowano mnie jak członka ich federacji. To było przedstawienie zaaranżowane, by zrobić na mnie wrażenie. Udało im się.

Po spotkaniu gospodyni Vince'a przyniosła wielki talerz ciasta. To wszystko wyglądało jak w bajce.

Moim jedynym celem była praca w WWF. Teraz, jeszcze przed moją pierwszą walką w tej federacji, siedziałem przy stole Vince'a, jedząc ciasto i uczestnicząc w spotkaniu bookerów.

To było jak przejście z czarno-białego świata WCW do kolorowego świata WWF. Tutaj Vince McMahon nosił garnitur w domu, a tam Bischoff nosił przepocony strój motocyklisty na oczach swoich pracowników i fanów Nitro. Tutaj byli profesjonaliści, którzy planowali gale z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, a tam grupa ludzi, która wszystko robiła na dwadzieścia minut przed galą. Vince był niesamowity, nie to co Eric.

Po zjedzeniu ciasta nastąpił przełom. Gdy spojrzeliśmy na talerz w tej samej chwili, wiedzieliśmy dobrze co myśli każdy z nas. Nigdy tej chwili nie zapomnę, ponieważ pokazała mi, że Vince był tak samo ludzki jak ja.

"Potrzebujemy więcej ciasta," powiedział z wielkim uśmiechem. "W końcu nie ma niczego złego w tym, że dwóch dżentelmenów je drugą porcję, prawda?"

Zjedliśmy drugą porcję, po czym opuściłem jego dom. Gdybym miał samochód doktora Emmetta Browna, przeniósłbym się dziesięć miesięcy w przyszłość. W myślach zdradzałem moją kapryśną żonę - WCW z fajną dupą - WWF.

O ile wiem, Eric nigdy nie dowiedział się o tym tajnym spotkaniu (aż do momentu przeczytania tej książki... sorry, Eric) i wciąż namawiał mnie do podpisania kontraktu. Nie mogłem tego dłużej ciągnąć, więc powiedziałem mu wprost, że go nie podpiszę.

Powiedziałem prawdę, ale miałem wyrzuty sumienia, bowiem wcześniej dałem mu słowo. Usprawiedliwiałem się jednak, wmawiając sobie, że to jego wina, gdyż przez ostatnie pięć miesięcy nie zrobił nic, by mnie zatrzymać. Wiem, że to mało przekonujące, ale jeśli będziecie mówić, że jestem niesłowny, to w tym przypadku dodajcie gwiazdkę z wyjaśnieniem.

Bischoff wściekł się. "Nie możesz tego zrobić! Co z tobą? Dogadaliśmy się przecież, a ty łamiesz słowo."

Miał rację, chociaż mógłbym wymienić wszystkie jego obietnice bez pokrycia. Nie miało to jednak sensu, bo skończyłem z WCW.

Eric nie zamierzał tego tak zostawić, więc nazywał mnie dupkiem i pieprzonym kłamcą. W końcu powiedział, "Jeżeli nie podpiszesz tego kontraktu, to zachowasz się tak, jakbyś zgubił bilet autobusowy. Nie ma biletu, nie ma jazdy."

Nie wiedziałem, o co mu dokładnie chodzi. W końcu jednak Jimmy Hart powiedział mi, że jeszcze tego samego dnia na Nitro w Chattanooga stracę TV Title na rzecz Konnana.

Bischoff zemścił się, odbierając mi pas (co miało mi uniemożliwić tę jazdę, jak sądzę), a ja postanowiłem, że stoczę świetną walkę z Konnanem, który w ringu nie był przecież Chrisem Benoitem. Chciałem zrobić niezapomniany spektakl i tym razem nie skłamałem, kiedy powiedziałem, że go zrobię.

Ponieważ Bischoff miał gdzieś zasady i wykorzystywał siłę pieniądza, postanowiłem, że muszę grać w ten sam sposób. Zwróciłem się więc do Kevina Nasha i innych o pomoc. Słyszałem, że Nash i Hall negocjowali kontrakty z WCW przez swoich agentów. Posiadanie agenta w każdej innej dziedzinie rozrywki jest chlebem powszednim, ale we wrestlingu agenci są uważani za szkodników.

Sto lat wcześniej wrestling był atrakcją karnawałową, ale potem stał się popularną rozrywką. Mimo to wrestlerów wciąż traktowano źle i to się prawdopodobnie nigdy nie zmieni. Wierzyłem jednak, że dzięki agentowi uniknę dalszych kontaktów z Ericem i opracuję plan, który pomoże mi odejść z WCW.

Nash skontaktował mnie ze swoim agentem Barrym Bloomem. Spotkaliśmy się w tajemnicy w Nowym Orleanie i była to najmądrzejsza decyzja w moim życiu. Barry wymyślił niezawodny plan, który miał mi pomóc odejść z WCW. Początkowo Eric nie chciał z nim rozmawiać z uwagi na wcześniejsze złe doświadczenia. Barry wynajął mi więc prawnika w Atlancie, który nazywał się John Taylor. John walczył już z WCW w przeszłości, więc Bischoff nie chciał rozmawiać również z nim. Włożyłem kij w mrowisko. Spodziewałem się, że Bischoff się rozzłości i jeszcze bardziej utrudni mi życie. Ale tego nie zrobił.

Może zapomniał, a może po prostu mu się nie chciało. W każdym razie nic się nie wydarzyło. Prowadziłem angle z Perrym Saturnem, który zakończył się walką, której przegrany musiał zacząć nosić sukienkę. Wydawało się, że Eric wykorzysta szansę, by mnie ośmieszyć. Błąd. Perry chciał przyjąć gimmick Marilyna Mansona, więc chętnie przegrał.

Walczyłem w battle royal podczas MTV Spring Break w Cancun. Wygrałem, a potem przez czternaście godzin piłem z prowadzącym. Nazywał się Kid Rock (choć ja nazywałem go Rock Kidem) i mało kto go wtedy znał. Tylko WCW mogło dać większy push wrestlerowi, który był na wylocie z federacji.

Oczywiście moje odejście nie było takie łatwe. Wkrótce dostałem telefon, że oblałem testy antydopingowe. Zakazaną substancją w moim organizmie była androstenediona, którą kupiłem w centrum handlowym.

W ramach pokuty musiałem przyjść na konsultacje antysterydowe z lekarzem WCW w Atlancie. Razem ze mną trafili tam dwaj wrestlerzy, Lenny Lane i Bobby Blaze. Lenny był mojej postury, a Bobby nawet nie wyglądał jak wrestler, więc żaden z nas nie był napakowanym gościem z plakatu. Dziwne, że akurat nasza trójka oblała testy, skoro w WCW było wielu wrestlerów, u których stosowanie sterydów można było stwierdzić z odległości kilometra.

Przez dwie godziny siedzieliśmy w jakimś pokoju i oglądaliśmy film antysterydowy, który wyglądał jakby został wyprodukowany w latach 70.

"Cześć, jestem Lionel Hutz. Może widzieliście mnie w takich filmach jak »Weight Supremacists« i »The Golden Curls«. Wystąpiłem w nich zanim zacząłem stosować środki na przyrost mięśni." Posłuchałem go i wyrzuciłem wszystkie odżywki.

Po tym jak Eric jeszcze raz mnie zbeształ, mówiąc, że jestem wielkim dupkiem, bo nie dotrzymałem słowa (nuda), siedziałem w swoim mieszkaniu w Clearwater w stanie Floryda i oglądałem ostatni mecz Wayne'a Gretzky'ego w NHL. Płakałem, gdy mój bohater z dzieciństwa żegnał się z lodowiskiem. Pomyślałem więc, że w ramach hołdu nagram coś na swojej automatycznej sekretarce.

"Cześć, tu Chris Jericho. Zostawiam tę wiadomość, ponieważ nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Z nikim oprócz Wayne'a Gretzky'ego, najlepszego hokeisty wszechczasów."

Oglądałem ceremonię zakończenia kariery przez Gretzky'ego, kiedy zadzwonił telefon. Moja głupia wiadomość włączyła się, a ja usłyszałem przenikliwy głos.

"Chris, tu nie Wayne Gretzky, tu Vince McMahon."

Byłem przejęty dwiema rzeczami:

a) Vince właśnie dzwonił do mojego domu;
b) musiał odsłuchać mojej głupiej wiadomości.

Rzuciłem się do telefonu i roztrzęsiony podniosłem słuchawkę, mówiąc "halo."

"Wayne'a Gretzky'ego?"

"Dzisiaj zakończył karierę."

"Wiem, wiem. Jest bogiem dla was - Kanadyjczyków, czyż nie?" Wtedy roześmiał się w stylu VKM.

Po kilku żartach Vince przeszedł do rzeczy.

"Chciałbyś dla mnie pracować? Naprawdę cieszylibyśmy się, gdybyś do nas dołączył."

To wystarczyło. Szef WCW nazywał mnie pieprzonym kłamcą, a szef WWF dzwonił do mojego domu, pytając mnie, czy chciałbym dla niego pracować. Niebo a ziemia.

Eric chciał zatrzymać innych pracowników WCW - od DDP poprzez Nasha aż do swojego partnera w interesach, Jasona Harveya, który występował w serialu "Cudowne lata." Poprosił również mnie, abym został. W końcu zmienił ton - stał się naprawdę miły.

Przedstawił mi nową, lepszą finansowo ofertę. Było już jednak za późno, ponieważ najważniejsze było to, że Eric zranił moje uczucia. Czułem się skrzywdzony jako wrestler i jako człowiek, więc trudno byłoby mi zostać w WCW i udawać, że nic się nie stało.

Uznałem, że milion dolarów mógłby mnie skłonić do zostania. Wiedziałem jednak, że nikt nigdy nie zaproponuje mi takiego kontraktu, więc nie miałem żadnego dylematu.

Gdy zwierzyłem się przyjaciołom, że myślę o odejściu, powiedzieli mi, żebym czym prędzej odszedł i nigdy nie wracał. Tata powiedział mi natomiast, "Czasami diabeł, którego nie znasz, jest lepszy od tego, którego znasz." Chociaż nie wiedziałem do końca, co to znaczy, to doceniłem tę radę.

Nawet Brian Hildebrand, który był dumny z tego, że mógł pracować we wrestlingu, uważał, że powinienem poszukać szczęścia w innym miejscu. Brian miał nawrót raka i musiał zawiesić swoją działalność w WCW, ale praca miała na niego czekać tak długo, aż wyzdrowieje.

Nie lubię Erica, ale muszę przyznać, że wobec Briana zachował się z klasą. W rodzinnym mieście Briana Hildebranda - Knoxville (w tym samym miejscu walczyłem ze złamaną ręką kilka lat wcześniej) zorganizował nawet galę na jego cześć. WCW chciało, by Brian miał w tym swój wkład, więc zapytano go, jaką walkę chciałby zobaczyć na gali. Odpowiedział, że walkę tag teamów - Benoit i Malenko vs... Eh and Wey, North and South of the Border, the Greatest Tag Team That Barely Ever Was... czyli Guerrero i Jericho.

Walczyliśmy już wcześniej, ale zawsze mieliśmy niewiele czasu. Tym razem było inaczej, a to dzięki bezprecedensowej decyzji Arna Andersona, który ustawił naszą walkę jako ostatnią na gali. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy wystąpiłem w main evencie WCW. Wszyscy stoczyliśmy wtedy jedną z najlepszych walk w naszym życiu.

Brian był za słaby, by brać czynny udział w gali, dlatego przez cały wieczór siedział na widowni. Przed walką chwyciłem jednak za mikrofon i wygłosiłem promo, w którym oskarżyłem go o udawanie raka tylko po to, by zdobyć sympatię głupich wieśniaków. Publiczność strasznie mnie wygwizdała, ale wiem, że Brianowi się to podobało.

Końcówka tamtej walki nadawałaby się na film. Sędzia został znokautowany, Dean założył na mnie swój Cloverleaf, a Benoit założył na Eddym swój Crossface. Gdy tapowaliśmy, Brian wślizgnął się na ring i w swoim stylu kazał zakończyć walkę. Dostał za to owację na stojąco. To wspomnienie zostanie we mnie na zawsze.

Dzisiaj w moim pokoju wisi zdjęcie naszej piątki.

Po wszystkim wróciliśmy do domu Briana w Morristown, by się odprężyć, pozbierać siły i cieszyć się resztą wieczoru. Na dowód szacunku, Eddy podarował Brianowi swoją maskę Black Tigera (postać, którą Eddy odgrywał w Japonii). Brian bardzo się z tego ucieszył. Następnie ja podarowałem mu moją maskę Super Ligera (tę z imprezy), ale przyjął to obojętnie i szybko wrócił do oglądania maski Black Tigera. Biedny Super Liger, wciąż nikt go nie kochał.

Brian miał pojemnik z przepisaną przez lekarza marihuaną. Miała mu pomóc uśmierzyć ból związany z chemioterapią. Nie byłem wielkim palaczem, ale nie mogłem nie zapalić z umierającym na raka przyjacielem.

dodane przez SixKiller w dniu: 19-06-2010 02:49:08

Udostępnij

Komentarze ()

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy