Seth Rollins jest jednym z najbardziej utytułowanych, utalentowanych i najmocniej bookowanych zawodników WWE. I, mimo że sam zapowiada, że zamierza być full-timerem przynajmniej do 40. roku życia, to obecnie, w wieku 36 lat i 10 lat po jego debiucie w głównym rosterze, znajduje się on powoli w punkcie, w którym trzeba zacząć poważną debatę: jaka naprawdę była jego kariera? I czy powoli, po tylu latach niesamowitych występów, nie trafia on do szafki "zagrzebanych"? W poniższym artykule postaram się przeanalizować kolejne gimmicki Setha na przestrzeni lat i dojść do wniosków, czy były one w pełni wykorzystane. Zapraszam! 1. HOUND OF JUSTICE (THE SHIELD) 2. THE ARCHITECT 3. THE SLAYER 4. THE MESSIAH 5. Wizjoner-Rewolucjonista Podsumowanie
Pod koniec 2012 roku w głównym rosterze zadebiutowała jedna z najbardziej elektryzujących i dominujących grup ostatniej dekady - mowa oczywiście o The Shield. I, mimo że sam Seth był jedną trzecią tej historii, lata 2012-2014 w jego wykonaniu można spokojnie uznać za wyśniony debiut i idealne pierwsze lata w największej federacji wrestlingowej świata. John Cena, CM Punk, Daniel Bryan, Kane i bracia Rhodes - to tylko niektóre z nazwisk, z jakimi panom zdarzało się feudować. Trzeba przyznać, że robi to spore wrażenie. Jeszcze większe, jeśli dodać, że większość rywalizacji z tamtego okresu Seth kończył po zwycięskiej stronie. Oprócz tego można powiedzieć, że ta grupa miała w zasadzie wszystko - dostarczali mnóstwo emocji (nieraz wzruszających), ciekawe storyline'y, świetny poziom ringowy i obrazek prawdziwego braterstwa. Czyli coś, czego nie było chyba od czasów Triple H'a i Shawna Michaelsa. Co również ważne - grupa była świetnie odbierana zarówno jako heelowie, jak i face'owie. Tamten okres w jego karierze można opisać w dwójnasób - mózg operacji oraz ringowy diament.
Jeśli chodzi o osiągnięcia, w tym okresie Sethowi wpadło "jedynie" jedno mistrzostwo tag team. W innych okresach być może powiedziałbym, że to bardzo mało, ale prawda jest taka, że Hound Of Justice nie potrzebował wtedy pasów mistrzowskich w tle, skoro feudy z jego udziałem były tak świetne i bez nich.
Myślę, że okres ten można spokojnie uznać za maksymalnie wykorzystany i jak najbardziej satysfakcjonujący. 9/10 tylko dlatego, że był to sukces całej grupy, a nie tylko Setha.
The Architect, Golden Boy, The Undisputed Future, The Man - w zasadzie można wstawić do nagłówka dowolny z tych tytułów, bo zdrada braci z The Shield rozpoczęła chyba najlepszy okres w karierze Rollinsa. Praktycznie z dnia na dzień został wyniesiony na piedestał WWE. I to w czasie, gdy miejsce na szczycie grzali Brock Lesnar czy John Cena. Robi wrażenia, prawda? Jako złoty chłopiec The Authority z miejsca zdobył kontrakt Money In The Bank, którego złota barwa zdawała się idealnie odzwierciedlać status Rollinsa. Niektórzy, w tym ja, tamtego aroganckiego, obstawionego ochroną, pyszniącego się Setha uważają za jego idealne, najlepsze wcielenie. Miał przed sobą zadanie wypromowania się na przyszłość federacji i podołał temu w stu procentach. Jako posiadacz walizki toczył legendarne feudy (chociażby Cena i Ambrose), stoczył bodaj najbardziej epicki triple threat match w WWE z Lesnarem i Ceną, a pod rzadką obecność tego pierwszego praktycznie cały czas ciągnął tygodniówki, stając się niejako twarzą WWE, nie posiadając nawet jednego singlowego tytułu(!). Wszystko to, żeby sprawdzić, czy Seth Rollins jest gotowy stać się największym heelem WWE na całe lata. Niemal roczny run z walizką zakończony został najlepszym cash-inem i jednym z najbardziej kozackich WrestleMania Momentów w historii. Jak do tej pory zebrało się sporo tych pozytywów, a to przecież jeszcze nie koniec. Po zdobyciu głównego złota rola Setha w ogóle się nie zmieniła. Rollins otwierał show, Rollins zamykał show, Rollins BYŁ show. Sam run często jest wspominany źle przez końcówki walk na PPV, które rzadko kończyły się Curb Stompem, a częściej rzeczami typu Chokeslam Kane'a, fartowny spadek z drabiny z tytułem czy nawet interwencja Undertakera kompletnie przerywająca rewanż z Lesnarem. Jednak czy ówczesna postać Rollinsa nie potrzebowała właśnie takich zwycięstw? Czy arogancki, farcący chłopiec, broniący tytułu z tym litościwym uśmiechem ulgi i uciekający przed każdym rywalem to nie obrazek, który wręcz idealnie wpasowywał się w tamtego Setha? Moim zdaniem więcej normalnych finishów wcale nie było potrzebnych. W końcu wystarczy sobie przypomnieć, ile razy rozdawał Curb Stompy na prawo i lewo na obu tygodniówkach, bo zwykle pracował cały tydzień.
Gdyby to panowanie zakończyło się w normalny sposób, pewnie zasługiwałoby na 10/10, jednak jak wiemy - tak nie było. Tuż przed walką z Romanem Reignsem kontuzja kolana, która praktycznie przyćmiła w pewien sposób wszystko, co zdziałał Seth w 2015 roku. Ta historia zasługiwała na epicki koniec, jak i rywalizację z resztą The Shield nie na śmiesznym Battleground, ale na WrestleManii. Niestety nic z tego. Powrót w 2016, zamiast utwierdzić Rollinsa na pozycji naczelnego heela, wymusił niejako face turn, który... o tym może lepiej później. Tak czy siak, przegrana rywalizacja z Kevinem Owensem i zdrada ze strony Triple H'a zakończyły rozdział pt. The Architect i... wydaje mi się, że nie w sposób, w jaki powinien się on zakończyć. Na pewno przez ową kontuzję kolana w kluczowym momencie w historii Złotego Chłopca zawsze będzie karta z podpisem "DAŁO SIĘ WYCIĄGNĄĆ WIĘCEJ". I z takim smutnym romantyzmem chyba trzeba podsumować ten gimmick.
Osiągnięcia Setha Rollinsa w tym czasie to 2x WWE World Heavyweight Championship, jedno mistrzostwo US, nagroda Slammy dla Wrestlera Roku 2015 oraz wcześniej wspomniana walizka Money In The Bank.
Za ten okres od 2014 do 2016 roku przyznam 8/10 punktów, bo tak jak wspomniałem, wierzę, że powinno się to skończyć w dużo lepszy sposób oraz zbliżyć Setha Rollinsa do pozycji, którą ma dzisiaj Roman Reigns. A jak wiemy, tak się nie stało.
Królobójca, Pogromca Bestii - to tytuły, które dzierżył Seth Rollins po wielkich zwycięstwach nad kolejno Triple H'em na WrestleManii 33 oraz Brockiem Lesnarem na WrestleManii 35. Jeśli dorzucić zwycięstwo w openerze WrestleManii 34 połączone ze zdobyciem Mistrzostwa Interkontynentalnego, wydawać się może, że jego face'owy run powinien być rozpatrywany jako najlepszy czas w jego karierze. Należy jednak pamiętać, że 2017-2018 to lata spędzone jednak głównie w midcardzie. Kolejne mistrzostwa tag team z coraz to nowszymi partnerami i Seth po raz pierwszy w roli gościa, który musi sprawić, że jakaś nowa gwiazda wygląda dobrze (Jason Jordan). 2 lata w midcardzie dla kogoś, kto miał być twarzą federacji - prawdziwy dramat. I o ile nie da się zaprzeczyć, że okres 2017-2019 przyniósł Rollinsowi najwięcej trofeów i wygranych feudów, o tyle ucierpiała na tym jego postać. Niezależnie jak bardzo wszyscy nie kochaliby krzyczeć "BURN IT DOWN!", face'owy Seth się po prostu nie przyjął. Gdy wspominam ten gimmick, do głowy przychodzą mi obrazki, jak to Seth Rollins jest ciągle przez kogoś maltretowany, bity, notorycznie opatulony bandażami. Chyba nie tak powinien wyglądać czołowy performer. Za duży był też kontrast z poprzednimi latami - najbrudniejszy zawodnik WWE zmienił się w takiego trochę świętoszka. Fani szybko to wychwycili i media wypełniały narzekania, że Seth jako heel był autentyczny i ciekawy, a do roli face'a się nie nadawał. Należy dodać, że nastąpił też wtedy powrót The Shield - coś, na co świat czekał od wydawałoby się wieków, jednak nawet tam nie wszystko zagrało. To było chyba najgrzeczniejsze The Shield, jakie przyszło nam oglądać. Mówimy o Rollinsie, który chciał zabić Edge'a, Reignsie, który zawsze miał być heelem i Ambrosie stworzonym do czystej agresji. To powinna być tweenerowa, agresywna stajna na wzór Blackpool Combat Clubu. Stajnia trzech facetów, którzy dojrzeli na oczach fanów. Zamiast tego dostaliśmy milion złączeń i rozpadów The Shield, a to przez dziwny feud Deana i Setha, a to przez chorobę Romana - jednym słowem zrobiło się nieciekawie. Na ten gimmick przypada też ostatnie panowanie Setha z głównym tytułem WWE. Pomimo dwukrotnego wyrwania tytułu z rąk Lesnara, booking Setha w tamtym okresie był zwyczajnie fatalny. Baron Corbin, Braun Strowman czy Lacey Evans(pośrednio) to nie pretendenci godni runu ze złotem WWE, zwłaszcza że Seth i Braun tworzyli wtedy jakiś dziwny tag team. Naturalną śmiercią dla tego gimmicku okazał się najgorszy wedle statystyk mecz w historii WWE między Rollinsem i Fiendem w Hell In A Cell 2019.
Osiągnięcia Setha w tym gimmicku to 2x Mistrzostwo Universal, 2x Mistrzostwo Interkontynentalne, 4 Mistrzostwa Tag Team oraz zwycięstwo w Royal Rumble Matchu 2019.
Za ten owocny w mistrzostwa, ale i koszmarny bookingowo gimmick z czystym sumieniem przyznaję 5/10. Całość nie była kolorowa, ale końcówka zmusiła Setha do szukania swojej pozycji w WWE na nowo. A po 2015 miało być tylko lepiej...
Heel turn pokazał Setha Rollinsa w samym centrum wydarzeń. W dodatku pierwszy raz od czasów The Authority miał on dostać swoją stajnię. Wespół z Authors of Pain mieli oni "zbawić Raw" i dyktować warunki w czerwonym brandzie. Gimmick tym bardziej satysfakcjonujący, że był wymyślony na fanpage'ach Setha już kilka lat wcześniej. W teorii Mesjasz miał wszystko, żeby podbić wrestlingowy świat. I tutaj zaczynają się kłopoty. AoP zostali wycofani z akcji przez kontuzje, a później zwolnieni. Uważam, że należy rozpatrywać tę kontuzję jako drugie, po tej kontuzji Rollinsa w 2015, poważne tąpnięcie w jego karierze. Abstrahując, że przyczyniło się to do zwolnienia AoP, Rollins, który ewidentnie znowu miał być największym heelem WWE, został bez programu. Jak bardzo zagubiony był w tamtym okresie? Od heel turnu po Survivor Series 2019 Rollins nie istniał na PPV. Chyba że liczyć dark match z Erickiem Rowanem, choć słowo dark match przy nazwisku Rollins powinno już dawać do myślenia. Po tym tragicznym falstarcie kościół Rollinsa odnalazł pierwszego wyznawcę w postaci Buddy'ego Murphy'ego/Matthewsa (jak kto woli), jednak nie miał on za grosz star poweru AoP i ta mini stajnia musiała spalić na panewce - tak jak nic nie znaczące panowanie tag teamowe owej dwójki. I tak przez cały czas The Messiah musiał przyjmować kolejne policzki od losu. Jedna drętwa historia z Buddym prowadziła do kolejnej z rodziną Mysterio i niesławnego Eye for an Eye Matchu. No i najważniejsze - tak jak Seth jako The Slayer wygrywał praktycznie wszystko, tak tutaj przegrywał z każdym, z wyjątkiem Reya Mysterio. Nie muszę chyba tłumaczyć, że ciężko być wiarygodnym topowym heelem, gdy co chwilę się przegrywa. Niestety transfer na SmackDown nie polepszył sytuacji, a jedynie wcisnął Setha w cień Romana Reignsa. Koniec tego gimmicku był natomiast chyba najdziwniejszą rzeczą, w jakiej Seth Rollins wziął udział kiedykolwiek. Żeby wypisać go z TV na jakiś czas, WWE wpadło na pomysł, że...The Messiah podłoży się w Survivor Series Matchu. Po prostu - szybki tag, Rollins klęka i błaga o finishera, 1, 2, 3, do widzenia. Był to moment, w którym jako fan miałem autentyczne łzy w oczach, a dzisiaj piszę o tym z obrzydzeniem.
The Messiah zdobył jedno Mistrzostwo Tag Team.
Chyba najgorsze, że Seth naprawdę dawał z siebie 200% dla tego gimmicku. Był mesjaszem, na którego nie zasługiwaliśmy, a WWE na pewno nie było gotowe. Zawiodło... w zasadzie wszystko i wszyscy inni. 2/10.
Błagając Sheamusa o szybką egzekucję na Survivor Series, Colby Lopez chyba błagał o koniec tego gimmicku. I musiał już naprawdę świrować, bo wrócił jako odświeżony, nieobliczalny wariat. Po prostu wariat. Niewinny śmieszek? Joker? Na dzień dzisiejszy - połowę roku 2022 - ciężko jest ocenić, o co tak naprawdę chodzi z tym gimmickiem. Pojawia się na PPV częściej niż The Messiah, więc to spory plus, jednak... jaki jest jego ostateczny cel? Można śmiało stwierdzić, że każde poprzednie wcielenie miało jakiś historyczny sens i zawsze jeden punkt końcowy - główne złoto. Pan Wizjoner... ma potężnych oponentów, najlepsze walki tak na tygodniówkach, jak i PPV, a jednak to zwyczajnie dziwne zachowanie sprawia, że ciężko wyobrazić go sobie z jakimś tytułem. Mimo to była kolejna szansa na wielki sukces i zmazanie dawnych szram - według rozmaitych plotek krążących w okolicach grudnia, Seth Rollins MIAŁ WYGRAĆ MISTRZOSTWO WWE NA DAY 1. I tutaj moim zdaniem następuje trzecie poważne tąpnięcie w karierze - najpierw domniemany Covid-19 dwa tygodnie przed Day 1 miał przekonać zarząd WWE, że tytuł powinien utrzymać Big E, a niespodziewane dodanie do walki Brocka Lesnara całkowicie przekreśliło oryginalny plan. Oczywiście, w wrestlingu nie chodzi tylko o tytuły, czego idealnym przykładem mogą być The Slayer i The Messiah, przyjęte odwrotnie adekwatnie do tego ile Seth zgarniał mistrzostw. W internecie widzę artykuły twierdzące wręcz, że The Visionary jest jego najlepszą postacią kiedykolwiek i że Seth ma obecnie "run życia". Cóż... nie da się mu odmówić jednego - od ponad pół roku walki Setha to showstealery, jest ozdobą każdego PPV, jego feudy zwykle dostarczają najwięcej emocji i okupuje prawdopodobnie niezagrożoną trzecią pozycję w hierarchii, po Romanie Reignsie i Codym Rhodesie. Sam Rollins daje z siebie 200% dla tej postaci i nie można odmówić mu charyzmy. Jego feud z Edge'em z 2021 można uznać za legendarny, oprócz tego był niewątpliwie najjaśniejszym punktem rywalizacji z Big E, jednak... wszystko to poszło trochę w las wobec decyzji w okolicach WrestleManii 38. Seth z 2022 to Seth, którego chciałbym zapamiętać za CUDOWNY tag team z Kevinem Owensem połączony z kulminacją tego gimmicku, jaką była walka z Romanem Reignsem. No i właśnie: jak WWE z tego skorzystało? Owens i Rollins zdobywający złoto tag teamowe na WrestleManii byliby czymś niesamowitym i nawet lepszym niż gdyby Rollins zdobył indywidualny tytuł. Niestety zobaczyliśmy porażkę z RKBro i rozpad tej pięknej przyjaźni. To samo w zasadzie z feudem z Reignsem. Niejednoznaczny koniec meczu i kropka dla tej rywalizacji. Podsumowując, Rollins jako Wizjoner-Rewolucjonista w zasadzie cały czas kręcił się wokół głównych pasów, których jednak nie mógł zdobyć przez hierarchię, a teraz promuje Cody'ego Rhodesa na najlepszego wrestlera na świecie. Skutecznie, acz z negatywnym skutkiem dla samego siebie. Bo w końcu The Messiah też nie potrafił wygrywać...
Osiągnięcia The Visionary - brak. Seth nie wygrał na razie żadnego mistrzostwa w tym gimmicku.
Ciężko ocenić coś, co się chyba dopiero rozkręca, ale na razie wahałbym się między 6 a 7/10. Co ciekawe, to horrendalne wcielenie lepiej ugruntowało jego pozycję w WWE niż kilka poprzednich.
Zliczając wszystko, wyszłoby w najlepszym wypadku 31/50 punktów. I choć jest to moja w pełni subiektywna ocena, wierzę, że spora część osób widzi, że w jego karierze mogło się zadziać o wiele więcej, zwłaszcza w ostatnich latach. I choć jest on bez kozery najlepszym performerem federacji, to myślę, że analiza kolejnych gimmicków dobitnie pokazała, że w jego karierze było sporo niewykorzystanego potencjału i przede wszystkim dużo kontuzji (tak swoich, jak i cudzych), które pokrzyżowały wiele jego planów.
Czy po przegraniu większości feudów w ostatnich dwóch latach trafił on do półki "buried" (bo to było drugie pytanie)? Myślę, że to rozstrzygnie się w najbliższym roku, bo obecnie jest na bycie zakopanym po prostu za mocny. Co się jednak stanie po 0-3 przeciwko Cody'emu? W jaki program Seth pójdzie po tym? I czy utrzyma swoją pozycję? To wszystko pytania, które zdefiniują jego przyszłość, ale miejmy nadzieję, że Seth Rollins będzie mógł w pełni wykorzystać najbliższe kilka lat.
Seth Rollins - Idealna kariera czy niewykorzystany potencjał?
Komentarze (0)
Skomentuj stronę