bool(false) Wrestling Attitude - Portal o wrestlingu

Ile gal wrestlingowych widziałeś na żywo (osobiście)?

Opcja w ankiecieWynik
Żadnej203
Tylko jedną15
2-36
4-51
5-103
10 i więcej13

Ile gal wrestlingowych widziałeś na żywo (osobiście)?

Komentarze (42)

Skomentuj sondę!

: : (opcjonalnie) :

Tylko jedna.
Byla to No Way Out na streamach, zupelna strata czasu, wole sciagnac cala niz ogladac jakis pokaz slajdow.

napisane przez Plaski w dniu : 21-05-2008

"Na żywo" to znaczy osobiście... a nie przez internet czy w TV :)

napisane przez Przemk0 w dniu : 21-05-2008

zarazie 0 , ale mn. ze zobaczę jaką w przyszłości :P

napisane przez Lasinho w dniu : 21-05-2008

PWG - European Vacation 2 - Germany w Essen. Ponad 17 godzin jazdy autobusem w jedną stronę. Przed gala zrobiłem sobie fotki z Bryanem Danielsonem, Austinem Ariesem i Chrisem Hero. Z pierwszym udało mi się zamienić dosłownie 5 - 6 zdań na temat gali. Do tego wygłosiłem mój krótki monolog ku jego czci :)

Ogólnie doznania fantastyczno-kapitalne. Stojąc 3 - 4 metry od ringu i mając świadomość, że ogląda się najlepszych wrestlerów na świecie... to ryje beret. Main event: PAC & Kevin Steen vs. Davey Richards & Super Dragon, a wcześniej Bryan Danielson vs. El Generico. Masakra.

Klimat równie kapitalny. Ktoś zaczyna chanta i już pierwsze powtórzenie krzyczy 400 zajaranych fanów. Ogólnie całość reaguje jak jeden organizm.

Oglądając później wersję divx w domu, moc gali uleciała w około 70%. Wiecie, fotel, kawa i inne rzeczy jednak skutecznie zabijają klimat ;)

napisane przez majonez w dniu : 21-05-2008

Na razie żadnej nie widziałem, ale postaram się namówić staruszka na którąś z gal PWG European Vacation, karta, data i cena biletów byłyby mile widziane, ja nie mogłem niestety znaleźć żadnych informacji :/

napisane przez Rzeznik w dniu : 21-05-2008

naraize 0,ale w przyszłości mam nadzieje żę obejze coś na żywo.

majonez zazdroszczę Ci :)

napisane przez lukasz101293 w dniu : 21-05-2008

Wypadało by napisać iż ja jedną... House Show WWE w Berlinie.

napisane przez Przemk0 w dniu : 21-05-2008

ja na "żywca" niestety nic nie widziałem

napisane przez ajfan w dniu : 21-05-2008

Ja też niestety żadnej gali na żywo nie ogladalem :(
Ale w przyszłości napewno cos zobaczę :P

napisane przez nttn w dniu : 22-05-2008

Trochę dziwna ta sonda, zważywszy na fakt, że przytłaczająca większość fanów wrestlingu w Polsce nie widziała żadnej gali. Ostatnią odpowiedź mógłby zaznaczyć chyba tylko G0L0B ;).

napisane przez SixKiller w dniu : 22-05-2008

Czemu dziwna? Chyba warto zobaczyc czy ta wiekszosc rzeczywiscie tak przytlaczajaca.. czy jednak jakis tam procent ma chocby jedna gale na swoim koncie.

napisane przez Przemk0 w dniu : 22-05-2008

Ja na swoim koncie nie mam niestety żadnej gali na żywo...a pomysł aby zrobić taką ankietę jest dobry...Six co się stało, że jeszcze nie zwróciłeś uwagi Przemk0'wi że błąd ortograficzny zrobił...wszyscy wiemy, że to często czynisz :)

napisane przez Ja Myung Agissi w dniu : 22-05-2008

2 gale na zywo


W 2006 bylem na Wloskim Nu-Wrestling Revolution, tu zaplanowalem trajd, jak bylem ze znajomymi we Wloszech, jednym w walczacych na gali byl Vampiro!!! ogolnie gala srednia, nic specjalnego, ludzi troche jakies 200osob

Rok Wczesniej w Meksyku na gali CMLL przypadkowo zobaczylem plakat z infem o galach,ale ze to byl wtorek to byla jedna z wielu houseshow, ludzi jednak sporo w malej hali, malo znanych wrestlerow glownie ci co otwieraja normalne gale, troche tez zapozyczonych z meksykanskiego indys, wsrod bardziej znanych pod koniec pojawil sie przy ringu Dos Carras, na gali bylem nie calej bo sie spoznilem i pod koniec tez musialem wyjsc bo driver dal tylko 1,5godz :evil: ale warto i tak bylo :!:

napisane przez Streetovs w dniu : 23-05-2008

Ja byłem na WWE Wrestlemania Revenge Tour w Berlinie :) Świetny klimat :) Głównie przez grupkę już starszych fanów NWO którzy dawali zarąbiste chanty(oczywiście wszyscy wstawieni) wyniki były trochę lipne bo pod marków ale niektóre walki porywały i mnie :) Wejście Kane bezcenne - ogłuszenie na 3 sekundy 8) Największy pop zebrał Shawn Micheals kiedy jakieś 400 - 500 osób zaczęła skandować HBK! HBK! Zdecydowanie warte przeżycia :)

napisane przez damiandziki w dniu : 23-05-2008

10 i wiecej : WWS, WWE, TNA, ROH, FCW, UXW...

Swoja droga jak ktos chce poprawic swoje statyski lub przezyc ten 1szy raz na gali wrestlingowej to za miesiac ma okazje poniewaz 25 czerwca jade z PL do Barcelony na gale NWE gdzie Main Event bedzie Ultimate Warrior Vs. Orlando Jordan. Cena to 100 zl bilet (mam tylko 3 szt.) + ok. 300 zl przejazd (ok. 2000 tys. km w jedna strone). Jak ktos +18 chetny to kontakt na PW.

napisane przez G0L0B w dniu : 23-05-2008

jeszcze żadnej. Ale do berlina chyba sie wybiorę na smackdown w berlinie w listopadzie. daleko nie jest i do 100 euro jestem w stanie wydać na bilet... ktoś może chętny?

napisane przez ZarzorPunk w dniu : 24-05-2008

o jej pomylilem sie :oops: myslalem ze w TV i Necie ale tak na żywo nigdy ale bardzo bym chciał może pojadę w tym roku do dormundu na house show z Survivor Series Tour po Niemczech.

napisane przez miszcz_94 w dniu : 24-05-2008

Ja też narazie mam czyste konto co do gal live :(

napisane przez Rudolf w dniu : 25-05-2008

Panowie tu nie chodzi o to ile chcielibyscie zobaczyc macie zamiar zobaczyc tylko ILE WIDZIELISCIE !!! kolejnym nabijaczom postow proponowalbym nagrody w postaci warna

napisane przez Ganzes w dniu : 25-05-2008

A ja byłem na jednej! To było gdzieś w listopadzie 2006 w Glasgow (Smackdown!).

napisane przez el_dzik w dniu : 25-05-2008

niestety jak narazie zero , może kiedyś

napisane przez marcin145 w dniu : 26-05-2008

Jak znaczna większość użytkowników forum, nie obejrzałem żadnej gali na żywo... Aczkolwiek miałem okazję - ponieważ kolega z innego forum "bawi" się w takie rzeczy i zrobił raz takie coś... Niestety - nie przyjechałem...

napisane przez nekrophage w dniu : 26-05-2008

Ja też jeszcze żadnej nie widziałem, ale mam możliwość i zamiar wybrać się na Survivor Series Tour w Mediolanie w listopadzie (chyba), tylko nie wiem czy warto...

napisane przez NeoEagle w dniu : 26-05-2008

Nie byłem na żadnej gali i pewnie nigdy nie będę ;(

napisane przez adzios_94 w dniu : 27-05-2008

Niestety żadną,ale to się zmieni :twisted:

napisane przez Amarru w dniu : 28-05-2008

Ogolnie mieszkam w usa (w Polsce rowniez bywam) tak wiec przyznam szczerze, ze mam ulatwiony sposob do tego by byc na galach. Inaczej mowiac. Tam gdzie gala tam i ja.

napisane przez Parco w dniu : 17-06-2008

ja jak narazie nic ale to się zmieni i to szybko. Batista czekaj zleje ci mor.. :P

napisane przez AiBqu w dniu : 18-06-2008

ja byłem 1 na raw i 1 na smackdown w medison square garden nie pamiętam dnia ale siedziałem w pierwszym żedzie fiesta!!!

napisane przez Bartek904 w dniu : 08-07-2008

Jak narazie nie byłem na żadnej gali WWE czy innych federacji. Jednak jakby był jakiś house show czy ppv czy coś podobnego WWE w Berlinie to czemu nie. Wie ktoś kiedy będzie coś takiego?

napisane przez Cok w dniu : 08-07-2008

Wiesz WWE ma swoją oficjalną stronę.. www.wwe.com :)

http://www.wwe.com/schedules/events/?country=Germany

Sat, Nov 15 2008 SURVIVOR SERIES TOUR - Berlin, Germany 20:00h

napisane przez Przemk0 w dniu : 08-07-2008

Niestety ja tez na zadnej, ale moze kiedys.........

napisane przez bajeczka w dniu : 01-02-2009

Ja też na razie nie byłem na żadnej , ale kiedyś pewnie pojadę :-)

napisane przez StuPH w dniu : 02-02-2009

Ja też na żadnej nie byłem i narazie się nie zapowiada, że pojadę chyba, że będzie gdzieś w niemczech :D

napisane przez Paszczak w dniu : 02-02-2009

Żadnej jak na razie ,ale w przyszłość myślę że pojadę na jakąś

napisane przez MA$TER$ w dniu : 19-02-2009

Nie wiedziałem gdzie to umieścić, a szefostwo jest w Rzeszowie, więc nic mi nie grozi. Nie odkopuję tematu ze względu na ankietę, bo po galach DDW, czy WWE w Polsce taka nie ma już sensu, po prostu nie znalazłem innego tematu, gdzie można opisać sowje wrażenia z gali na której się było.

Jako, że dzisiaj odbywa się gala DDW w Rzeszowie i zapewne już jutro będziemy mogli przeczytać relacje w tego wydarzenia zmusiłem się (wreszcie :) ) do napisania kilku słów o gali na której byłem 3 tygodnie temu.

Ale od początku. Po moim przybyciu do Londynu sprawdziłem, czy organizują się tu jakieś federacje wrestlingowe. I znalazłem tylko 2 gale na cały okres wakacyjny. Żeby było śmieszniej obie odbyć się miały tego samego dnia- jedna (LDN) 10 minut pieszo od miejsca gdzie mieszkam, a druga godzinę drogi. W podjęciu decyzji pomógł mi były mistrz X-Division i wybrałem się an PROGRESS WRESTLING Chapter 8.

Bilet na to wydarzenie wg mnie nie miał wygórowanej ceny- 13 funtów za miejsce w trzecim rzędzie. Za pierwsze rzędy trzeba było zapłacić 15 funtów, a za miejsce stojące 8. W przeliczeniu wychodzi więcej, ale patrząc jeden do jednego to jest to nawet taniej, niż za dzisiejsze DDW. Federacja szczyci się tym, że bilety wysprzedaje już pierwszego dnia, ja swój zdobyłem wpisując się na listę oczekujących i szczęśliwie ktoś w ostatniej chwili zrezygnował.

Swoim zwyczajem nie sprawdziłem gdzie dokładnie znajduje się klub, więc wysiadając na Highbury zacząłem się martwić, jak ja na galę w ogóle dotrę. Okazało się to niepotrzebne, bo od razy rzuciła się w oczy wielka (na jakieś 70 osób) kolejka ludzi, poubieranych we wrestlingowe koszulki. Wśród nich było wiele kobiet (ale bez dzieci :) ), które nie wyglądały, jakby szły na galę z chłopakiem za karę. Widać, że wszyscy byli zajarani. Gdy fotoreporter zaczepił chłopaka w koszulce CM Punka i poprosił go, żeby zaczął naśladować swojego idola, ten od razu uklęknął na jedno kolano w krzyknął „It's Clobberin Time”. Ogólnie nie było tam ludzi przypadkowych, sami fani i co warto podkreślić 99% białych, co bardzo mnie ucieszyło :)

Klub nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Przypominał mi nawet „Pod palmą” z tym, że był mniejszy i ring stał na środku (bez podwyższenia), tak, że krzesełka były w trzech jego stron (a nie z jednej). Za jednym sektorem znajdowały się wysokie oparcia i miejsce dla akustyka, a za nimi sporo miejsc stojących i wielki bar. Siedziałem metr od „parkietu” co było dla mnie idealnym wyborem, ale dlaczego to później. (widok z baru)

Show rozpoczął się z kilkuminutowym opóźnieniem, gdyż poczekano, aż wszyscy wejdą. Na scenę wszedł promotor Jim Smallman (ponoć znany :) ) i wygłosił zajebiste promo. Trochę śmieszne, trochę sentymentalne, trochę emocjonalne, ale naprawdę bardzo dobre. Fani również od razu się rozkręcili. Czułem się, jak na gali indys ze stanów- ciągłe Chanty, raz do zawodników, raz śmieszne z dupy, czasem jakieś przepychanki słowne z zawodnikami (głównie heelami). Poczułem TEN klimat gali wrestlingowej. Żeby nie wracać już później do tematu publiki wspomną trzy rzeczy, które mnie najbardziej urzekły: za każdym razem, kiedy Smallman chwalił się wyprzedanymi biletami z publiki leciało „you sold out”; przy każdym liczeniu zawodników poza ringiem publika odliczała numerek więcej niż sędzia (swoją drogą bardzo profesjonalny, zero śmiechu, czy wstydu, perfekcyjnie wykonywał swoją pracę, mimo śmiechów z widowni :) ): sędzia: 1, ludzie: 2, pauza, 2, 3, pazuza, 3, 4 i tak dalej. W którymś momencie zamiast powiedzieć trzy pisnął wysokim głosem. Ludzie mu tego nie podarowali i od teraz każde odlicznie odbywało się piskliwym głosem 7-letniej dziewczynki :); Sędzia jednak nic sobie z tego nie robi, nie obrażał się, tylko dalej zapierdalał swoje. Jedynie jego wyraz twarzy zdawał się mówić „no, dajcie już spokój”. Profesjonalizm pierwsza klasa (nawet na WWE tego nie zauważyłem, tym bardziej, że przy bezpośrednim kontakcie z publiką jest trudniej), tak samo, jak i cała reszta ekipy PROGRESS WRESTLING. Zapowiedziano pierwszą walkę i z zaciekawieniem czekałem co będzie dalej, gdyż nie sprawdziłem karty i, poza jednym nazwiskiem, nie miałem pojęcia co mnie czeka :) Dla zainteresowanych karta.

Singles Match
Mark Haskins vs. Stixx

Dużo o walkach pisał nie będę, bo wrestlingu nie oglądam już ponad rok, więc większość terminologii wypadła mi z głowy, ale się postaram. Haskins (z deka podobny do Sandowa) od razu rzucił mi się w oczy koszulką „Screw Indy Wrestling, I’m PRO”, co później okazało się być jego stajnią. Grał on cipoheela, swaniaczka pokroju Miza z czasów, kiedy był mistrzem, za to Stixxt to charakter Ceny. Publika bardziej od cheeru (który szedł zazwyczaj w kierunku face’ów) starała się wymyślić śmieszne hasła, lub pozaczepiać heeli. Walka stała na bardzo wysokim poziomie. Mimo, że zawodnicy byli bardziej heavy, niż light uświadczyłem suicide dive, mounsalt, czy inne tego typu akcje. Minęły już trzy tygodnie (zabierałem się do napisania tego jak pies do jeża ;/) więc za dużo już nie pamiętam, ale openner był mocny, nie mogłem się doczekać, co będzie dalej.

Natural Progression Series Semi Final Match
Jonathan Windsor vs. Mark Andrews

Kolejną walką był półfinał jakiegoś ichniejszego turnieju. Pierwszy na ring przyszedł z manierą starego Regala w płaszczu Lord Windsor, do którego od razu poleciały okrzyki „Royal baby” :) Zaraz po nim na ring wleciał… Justin Biber :), a ściśle rzecz ujmując ten blondas z gali DDW pod Wrocławiem, którego ochrzciliśmy na cześć tego bogatego małolata. Andrews prowadził całą, utrzymaną w szybkim tempie walkę, gdzie nie brakowało „akcji wysokiego ryzyka”. Wesoły blondas wygrał po shooting star press. Jako, że akurat byłem w koszulce DDW chciałem w trakcie przerwy podbić do niego i zapytać, jak wspomina występ w Polsce, ale był zbyt zajęty obsługiwaniem ludzi, którzy kupowali od niego rzeczy i piciem piwa :)

Last Man Standing Match
Danny Garnell vs. Rob Lynch

Pierwszy na ring wszedł Lynch w towarzystwie Davisa, swojego partnera z teamu London Riots. Wyglądają oni na niezłych Power wrestlerów, od razu moje skojarzenia poszły w kierunku Road Warriors. Następnie na ring wszedł na ring Lynch w towarzystwie Havoca, również partnera, który trzymał w ręku różowe krzesełko. Zakomunikował on, że jeśli Davis wkroczy do walki, to go pogoni, o czym poszedł do baru wypić piwo :) Walka była mega (jak wszystkie) z dużą ilością akcji w ringu, jak i poza nim. Pod koniec partnerzy walczących starli się ze sobą, a Garnell wykonał finiszera, po którym jego przeciwnik został odliczony do dziesięciu. Nie było chwili przerwy, Havoc wziął do ręki mikrofon i rozkazał rozpocząć następną walkę.

Hardcore Match
James Davis vs. Jimmy Havoc

Co to był za match! Akcja toczyła się wszędzie- w każdym z trzech sektorów, pod barem, na barze, po prostu wszędzie. Mimo stypulacji chłopaki poskakali sobie aż miło, tak jak w poprzedniej było też trochę techniki, ale przede wszystkim był HARDCORE! Krzesła, stoły(również za ringiem, na który trzeba było spaść z ringu), kije, pinezki, szkło i pewnie coś więcej. Jimmy (bardzo przypominający Jimmiego Jacobsa) prowadził większość walki. W pewnym momencie wziął do ręki mikrofon i powiedział, że skopie typowi dupe, ale chętnie też napiłby się piwa. Chłopaki trochę się nawzajem pokaleczyli, kiedy Jimmy wziął mikrofon kolejny raz. Zaznaczył, że dalej czeka na swoje piwo, myślał, że pójdzie to łatwiej i że teraz zacznie się na poważnie. Wszedł pod ring i wyjął świetlówki! W końcu dostał swoje piwo i trzymając je w jednej ręce przyłożył drugą ręką świetlówkę do czoła przeciwnika i zajebał mu z głowki! A potem się napił piwa! Pod koniec Havoc stracił przewagę i po serii chair shootów (gdzie przed ostatnim jeszcze pokazał Davisowi fucka) musiał uznać swoją przegraną i powiększający się loosing streak. Po relacji może tego nie widać :), ale śmiało stwierdzam, że to była najlepsza walka, jaką kiedykolwiek widziałem na żywo!

Po tej walce nastąpiła 15-minutowa przerwa, w trakcie której ekipa musiała posprzątać ring i wymienić matę. Ogarniał to wielki typ przypominający Woody Harrelsona. Z postury idealnie nadawał się na wrestlera, ciekawi mnie, czemu nie walczył.

Three Way Match
Darrell Allen vs. Doug Williams vs. Eddie Dennis

W końcu jest ten, dla którego przyszedłem na tą galę. DOUG WILLIAMS! Skurwiel jest równie wielki i zajebisty technicznie jak w telewizji. Szybki (ale nie krótki) Three way z mnóstwem akcji powietrznych (m.in. dwa suicie dive’y pod rząd) i mnóstwem akcji technicznych gdzie nie było ani chwili, żeby mrugnąć. Walkę wygrał najsłynniejszy z trójki za co dostał niezła nagrodę, ale o tym później.

Tag Team Match
Project Ego (Kris Travis & Martin Kirby) vs. The Hunter Brothers (Jim Hunter & Lee Hunter)

Czułem się, jakbym oglądał walkę Bad Influence z Young Bucks. Jedni śmieszni, ale i solidni i skoczni na Maksa, drudzy wygimnastykowani, odpierdalający takie akcjie, że głowa boli. Było tego tyle, że na dobrą sprawę już wszystko mi wyleciało z głowy (nie było kiedy tego zapamiętywać, bo zanim pomyślałeś „o kurwa, co ja właśnie widziałem” minęły już dwie lepsze akcje). Pamiętam za to, że porządnie się uśmiałem, a i byłem maxymalnie zadowolony z poziomu sportowego.

PROGRESS Title Match
El Ligero (c) vs. Rampage Brown

W końcu nadszedł czas na main event. Brown, wielki skurwiel, prawie jak A-Train, okazał się być ze stajni „Screw Indy Wrestling”. Wszedł na ring z jej liderem- Haskinsem, który (tak jak i siebie wcześniej) osobiście zapowiedział „przyszłego mistrza”. Tak więc heel pełną gębą. Ligero za to typowy face’owy luchador w rogami na masce. Warty odnotowania jest również tytuł mistrzowski. Specjalnie nie użyłem słowa pas, gdyż zamiast niego mistrz wszedł na ring z (brakuje mi słowa, więc cytując wikipedię) rzeczą z kawałkiem głowy orła. A wygląda to tak. Wiem, też mi się kojarzyło z nazistami, ale ponoć nie powinno :) Walka zaczęła się od razu na szybko zawodnicy nie próżnowali, ani na chwile. Wiadomo, jak wyglądają spotkania cruisera z heavyweight- jeden skacze ile może, drugi walczy siłowo. Nie było tu jednak jakiekolwiek nudy, czy dominacji (a nawet jeśli była przez chwilę, to na rzecz mniejszego). W końcu zawodnicy stwierdzili, że w ringu jest nudno i zaczęli walczyć wśród publiki. Bez ostrzeżenia wbijali się, wskakiwali, czy wrzucali się wzajemnie w środek sektora na krzesełka, lub po prostu w ludzi. Najfajniejsza dla mnie akcja była wtedy, gdy Ligero wszedł na poręcz, która znajdowała się na półpiętrze w stojącym sektorze i skoczył na Browna, który stał wśród krzesełek na „parterze”. Rozegrało się to niecałe pół metra ode mnie! Jak przyjdzie mi DVD, to będzie mnie widać :); Walka emocjonująca na maksa, ludzie wariowali, że szok, jedynie wynik ostudził emocje. Nikt nie wiedział co powiedzieć na widok celebrującego monster heela, więc swoje triumfy święcił przy bezgłośnej publiki.

Po ostatniej walce na ring ponownie wszedł Smallman i zapowiedział gości na Chapter 9: “The Future of Flight” Ricochet (nie znam, ale ludzie wariowali :) ) oraz przeciwnika dla nowego mistrza- Doug Williams. Tak więc, jak uda mi się wyrwać bilet, jak ostatnim razem (zaspałem jeden dzień i wszystkie zdążyły się rozejść) to znowu zobaczę mistrza w akcji. Zapowiedział również pierwsze show nowego projektu, a mianowicie gali, na której będą walczyć tylko adepci ich szkółki wrestlingu. Od drugiego września możecie oczekiwać relacji, ale nie gwarantuje, że szybko to ogarnę :)

napisane przez luki w dniu : 17-08-2013


Cytat: luki

Ogólnie nie było tam ludzi przypadkowych, sami fani i co warto podkreślić 99% białych, co bardzo mnie ucieszyło :)

Z czystej ciekawości, czemu cię to tak cieszyło? :twisted:


Cytat: luki
Po ostatniej walce na ring ponownie wszedł Smallman i zapowiedział gości na Chapter 9: “The Future of Flight” Ricochet (nie znam, ale ludzie wariowali :) )

Sam bym wariował :grin: Postaraj się być na tej gali, facet cię nie zawiedzie :D

napisane przez aRo w dniu : 17-08-2013


Cytat: aRo

Z czystej ciekawości, czemu cię to tak cieszyło?

http://www.youtube.com/watch?v=lrbuUEJWxx4

Do zoo zamierzam iść za tydzień :)

napisane przez luki w dniu : 18-08-2013

Ricochet i El Ligero na jednej gali :shock: Czekam na opinię z następnej gali :)

napisane przez Cyclone Kill w dniu : 20-08-2013

Pierwszy września, więc pojechałem na pierwszą galę PROGRESS Wrestling o nazwie ENDVR1. Gdy wysiadłem na stacji musiałem znaleźć miejsce, gdzie mógłbym wydrukować bilet. Znalazłem punkt fotograficzny. Zagadałem po angielsku do dziewczyny czego chcę, ona wzięła ode mnie pendrive’a, wydrukowała i oddała mówiąc już po polsku. Śmieszne takie :) Zaraz znalazłem pub/restauracje/klub (nie, że nie wiem co to było, tylko te miejsce było wszystkim!) i byłem w szoku, że to takie wielkie, wielofunkcyjne miejsce. Wchodząc nabyłem jeszcze za 2F możliwość późniejszego ściągnięcia całej gali i wszedłem do właściwego pomieszczenia.

To było całkiem inne miejsce, niż pierwsza gala. Mały , okrągły, ale bardzo wysoki pokój z balkonem, na który można było wejść, więc stąd oglądałem całą galę. Stałem obok konsolety i podziwiałem ring w góry (z takiej perspektywy jeszcze wrestlingu nie widziałem), aż się zaczęło. Ta ring weszli: promotor, który przywitał wszystkich, sędzia i zapowiadacz, który od razu rozpoczął pierwszą walkę.

Lord Jonathan Windsor vs Joey Lakeside

Miała zacząć grać muzyka pierwszego zawodnika, a tu cisza. I tak przez 2 minuty. Akustyk się poddał i muzyki nie było. Pierwszy wszedł Lord, który, jako heel, wyśmiał „profesjonalną organizację”. Walka była dobra, jak na opener, jak również i śmieszna, dzięki Windsorowi, który bardzo lubił nawiązywać kontakt z fanami (debiutujący face miał z tym problem i bazował tylko na umiejętnościach ringowych). Jego tekst, który zapadł mi w pamięci to „I don’t know what you talking, but I proof you wrong”. Nie było to spotkanie na pięć gwiazdek, ale bardzo przyjemnie się je oglądało. Jak można było przeczuwać wygrał debiutant.

Pod koniec tej walki dostrzegłem dwie dziewczyny, które obserwowałem do końca gali. Obie były strasznymi fanatycznymi fanami. Strasznie się emocjonowały. Jak ich zawodnik wykonał jakiś cios, czy wydostał się z submission hold to skakały s podniecenia i klaskały. Ogólnie, gdy w ringu się za dużo nie działo, one robiły największy hałas dopingując swoich. Obrazek jak z filmu, pierwszy raz miałem do czynienia z takim zaangażowaniem widowni w show.

Dark Panther vs Chuck Mambo

Po poprzedniej walce zrobiono 10 minut przerwy na ogarnięcie dźwięku i zaczęto drugą walkę. Pierwszy na ring wszedł Dark Panther- meksykanin w czarnej masce ubrany w czarny lateks. Wyglądał bardzo podobnie jak Catwoman, co zresztą zauważył ktoś z widowni. Po nim przyszedł plażowicz. Mambo- uśmiechnięty blondyn w japonkach, hawajskiej koszuli i spodenkach. Nic więcej, żadnych ochraniaczy czy butów. Obaj debiutowali, ale Chuck zrobił lepsze wrażenie ciągle żartując z fanami. W pewnym momencie Pantera zaczął drapać przeciwnika. Z publiki leciało „c’mon, that’s a pussycat”, a Mambo oryginalny cios skomentował „that’s must be my ex”. Bardzo śmieszna i przyjemna walka, jedynie heelowy zwycięzca nie zachwyca.

Open chalange

Wszedł na ring nowicjusz, który chyba się przedstawił, ale Internet o nim nie słyszał, więc jego imienia nie podam, ale i tak nikomu by to nic nie mówiło. Złapał za mikrofon i poprosił federację o jedną szansę, chce walczyć z kimkolwiek z zaplecza. Propozycję przyjął Krysis. Gość wielki na 2 metry zbudowany jak Ezekiel Jackson, twarz zabójcy, ani mrugnie. Co było dalej- wiadomo, szybki squash, gdzie Krysis z bardzo dobrej strony pokazał swoją siłę. To był chyba największy zawodnik, którego widziałem na żywo, Big Show niech mu szoruje buty.

Jimmy Havoc & Ali Armstrong vs The Burden of Justice (Phil Ward & Steve Burden)

Pierwsi na ring weszli obrońcy sprawiedliwości. Wyglądali jak połączenie Right to Censor z D.O.A. Jeden wygolony (przypominający Desmond Wolfe’a)policjant w czarnych okularach z kajdankami i jego podwładny motocyklista z długimi włosami. Po nich wszedł debiutujący Ali, o którym wszystko będziecie wiedzieli po obejrzeniu jego treningu (http://www.youtube.com/watch?v=GBwAbND3rpE). A na koniec wleciał Havoc, ten of hardcore’owej walki z jarzeniówkami na Chapter 8. Cała walka sprowadzała się to relacji na linii Armstrong-Havoc, czyli nieudacznik, któremu nic nie wychodzi i pro, który sam musi ogarniać przeciwników i jest ciągle załamany postawą swojego partnera. Match był solidny, bardzo śmieszny i trochę dłuższy niż poprzednie walki. Do tego bardzo polubiłem Jimmy’ego, więc to jest moja ulubiona walka z tej gali. Zakończyła się ona w ten sposób, że heele przywiązali Aliego do narożnika taśmą i poszli rozprawić się z Jimmym. Havoc poradził sobie jednak z nimi w pojedynkę, jednak dopadli go, kiedy zszokowany patrzył, jak Armstrong (wannabe pro wrestler) nie potrafi sobie poradzić z kawałkiem taśmy. Porażka punka była do przewidzenia, musi on kontynuować swój losing starek.

Danny Garnell vs Damon Moser

Po przerwie wyszli na ring dwaj Irlandczycy. Na stówę to byli Irlandczycy- nie tyle grubasy, ale też nie wyrzeźbieni atleci w kostiumach na „szelkach” (też prawie takie same, jeden miał zielony pasek na czarnym, dzięki czemu dało się ich odróżnić) oraz (jeden lekko, drugi całkowicie) rudzi. Jak młodszy Finlay. Solidna walka Power wrestlerów, gdzie nie zabrakło techniki, jak i finezji. Wygrał któryś z nich po solidnym DDT. Oglądało się to fajnie, jednak w ciszy, bo zawodnicy nie w chodzili w żadną interakcję z fanami skupiając się na walce. Jedynie wspomniane wyżej dwie fanki dopingowały swoich, dzięki czemu nie było zupełnej grobowej ciszy.

Mark Hendry open challenge for bigest bully

W internetowym promo (http://www.youtube.com/watch?v=Fb-5XSH82ak )Mark Hendry (ciekawe nazwisko) wyzwał do walki największego złego, jaki się pojawi. Odpowiadając na zaproszenie, na ring wszedł Thomas Cartelle, który po chwili stwierdził, że jednak nie chce mu się walczyć i do boju wysłał Paula Rykera. Paul to Sheamus na Piksach. Podobnej postury, jednak lepiej wyrzeźbiony z taką energią, że już przed gongiem latał po ringu jak oszalały. Ten squash trwał dużo dłużej, niż druga walka na gali. Ryker przedstawił całą gamę przeróżnych ciosów i rzutów, Hendry również pokazał co nie co, a stojący obok ringu Cartelle zademonstrował swoje heelowe zapędy bijąc Marka, gdy nie widział sędzia. Jak na squash bardzo fajnie się to oglądało.

Eddie Dennis vs Darrell Allen

No i main event. Eddie i Darrell spotkali się już w four way, tag team, three way (z Dougiem Williamsem) matchu I teraz przyszedł czas na ich solowe starcie. Nie wiem co tu napisać- dali z siebie wszystko, były kozackie akrobacje, było na co popatrzeć, lecz bardziej porwała mnie ich walka z Dougiem na Chapter 8. Patrząc na ring skille, był to doskonały main event, ale pod względem rozrywkowym inne walki lepiej dawały radę.

Mogę wspomnieć jeszcze o przesyłce, którą właśnie znalazłem w skrzynce. Doszła płyta DVD z poprzednią galą Chapter 8. Piękne wydanie 2-płytowe w miękkiej kopercie. Z przodu na złoto narysowana nazwa gali na ładnym czerwonym tle, a z tyłu rozpiska walk. Nic więcej, żadnych zdjęć, czy loga. Nadruk na płyty również zachwyca jakością, mimo, że nic wielkiego tam nie ma (nazwa gali i numer DVD). Egzemplarz jest ręcznie numerowany, mi trafił się numer 89 (z tego co się chwalili zrobili tylko 120 kopii, 100 sprzedali w internetowym preorderze i 20 dla najszybszych). Mając to wydanie przed oczami nie sposób porównać go do wydania DDW All Or Nothing (czy którejś tam gali polskiej federacji). Z zewnątrz pudełko DDW nie było złe, czy brzydkie. Jednak bardziej zachwyca płyta angielska- za prostotę i jakość wykonania. Również jak nośnik znajdzie się w napędzie Ch8 wypada lepiej niż AoN. DDW nakręciło całą galę z jednej kamery i surowy obraz wrzuciło na DVD. Do tego dorobili tylko menu w paincie i gotowe. O ile zewnątrz DVD AoN jest znośna, a nawet może się podobać, o tyle treść krążka musiał składać niedorozwinięty przedszkolak (sprzedawali takie gówno po 40zł). PROGRESS natomiast wita pięknym menu (MENU! z wielona opcjami, jak np. wybór walk, a nie z przyciskiem play), wszystkie walki pokazane są z wielu kamer oraz opatrzone są komentarzem. Robota profesjonalistów.

Wydania DVD już porównałem, więc porównam jeszcze poziom adeptów wrestlingowych szkół w Polsce i w Anglii. Kamil, czy Klarys mają niezłe ring sille, lecz żadnego zmysłu aktorskiego. Nie odzywają się w ogóle, a i spojrzeć w strone publiki się boją, od razu widać u nich uśmieszek zawstydzenia, że uczestniczą w „cyrku” (przynajmniej ja to tak odczułem). Jędruś ma z tym łatwiej, bo jego charakter jest z zasady śmieszny, więc jak ludzie się z niego śmieją to znaczy, że jest dobrze. Jednak dalej wyczuwałem u niego jakąś nieśmiałość. Wszyscy Anglicy za to tez wątpliwość zmieniają się w swoje postacie i z maksymalną pewnością siebie odgrywają swoje role. Bez zająknięcia kłócą się, lub śmieją z fanami na poczekaniu wymyślając teksty. Widać, że zawodnicy wiedzą, że są dla fanów, żeby umilić im czas, a nie tylko odwalić swoje przedstawienie. DDW musi się jeszcze wiele nauczyć. Co prawda nie byłem na ostatniej gali, ale nie wierzę, że dużo się zmieniło (po relacjach też tego nie widać).

napisane przez luki w dniu : 02-09-2013

Ja byłem na wszystkich trzech galach , jakie WWE organizowało w Polsce.

napisane przez pablosssssss w dniu : 06-09-2013

Moja lista

W Polsce bylem na lacznie 10galach

Niby na 8 eventach DDW,ale jako gale licze 6
Bo drzwi otwarte to byla jedna walka, a pokaz adeptow to byly 3 wzasadzie backyard.
TBW 1gala w Radomiu z nazwy polska fedka, bo w zasadzie pod nazwa TBW, byla promocja a raczej projekt EuroStars, bylem jeszcze na pokazowej jednej walce od nich ale to nie licze.


Oraz 3razy na houseshow WWE w Polsce

Zagranica na 2:

NWE chyba juz nie istniejaca Wloska fedka, ktora sprowadzala gwiazdy, jak Vampiro, ultimate Warrior
Bylem specjalnie na gali, jak zobaczylem na plakacie Vampiro.

CMLL- bylem na jednej gali w Coliseo w Meksyku. Z gwiazd obecnie na topie byl Dos Caras jr. czyli Alberto.

Jak bedzie wszy ok to w tym roku bede na Wegierskiej fedce.

napisane przez Streetovs w dniu : 13-09-2013

Ja byłem w swoim życiu tylko na jednej gali wrestlingu - 27.04.2013 roku w Atlas Arenie w Łodzi na live evencie WWE.

napisane przez Bastian w dniu : 13-09-2013

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy