TNA, czyli kwintesencja wrestlingowego syfu - Część 1
Na wstępie zaznaczam, że cały ten artykuł/ranking/wyliczanka(niepotrzebne skreślić) nie ma na celu atakowania TNA, bo jestem dość dziwnie spokojny, że znalazłyby się osoby, które od razu by mi to zarzuciły. Celem tego mojego mini projektu jest ukazanie jak wiele dziwnych gimmicków, storyline'ów i gimmick matchy(skoro już mogę wyprostować jedną rzecz, która notorycznie bije mnie po oczach na forum to fakt, że gimmick match to nie stypulacja. Stypulacja to coś co zazwyczaj ma miejsce po walce, czyli np. Mysterio ściąga maskę, Kane odchodzi z federacji czy stajnia CM Punka przestaje istnieć, natomiast Cage, Ladder, Last Man Standing itp. to są gimmick matche) wyprodukowało TNA od 2002 roku. Nie chce obiecywać, ale planuje skrobnąć takie teksty również na temat WCW i WWF/E, ale to dopiero w późniejszych miesiącach 2012 roku o ile czas mi na to pozwoli. Zastanawiałem się, czy nie podzielić tego tekstu na dwie części, bo wiem jak bardzo leniwi są niektórzy i może im się to wydać za długie, ale postanowiłem jednak zrobić to wszystko za jednym zamachem i liczę, że jednak znajdzie się parę osób, które z przyjemnością to przeczytają i nie będą narzekać na długość tylko będą patrzeć na jakość(gorzej jak mi tej jakości zabraknie). Na koniec tego krótkiego wstępu chce jeszcze dodać, że nie skupiłem się na chronologii tych wszystkich wydarzeń i postawiłem na miszmasz gdzie raz będzie rok 2010, a raz 2003 itd. Mam nadzieje, że dzięki temu niektórzy fani TNA, którzy wolą obecne czasy od tych starszych dają rade to jednak wszystko bez większych problemów przeczytać i zaczną narzekać dopiero po skończeniu tego tekstu.
Gimmicki:
Eric Young - za całokształt twórczości.
Eric Young to wrestler, którego zna każdy szanujący się fan TNA, bo też trudno żeby było inaczej skoro jest w tej federacji prawie od zawsze. Osiągnął w niej prawie wszystko, bo oprócz najważniejszego pasa zdobył w tej federacji to co było tylko do zdobycia. Nie zapamiętam jednak jego title runów czy to z pasami tag team czy to w singlach, ale zapamiętam głównie głupie gimmicki i storyline'y, które w większości przypadków były po prostu żałosne. Jego najbardziej charakterystyczna postać to oczywiście Super Eric, czyli członek stajni Prince Justice Brotherhood w skład której wchodzili również Shark Boy i Curry Man, ale to właśnie Eric był na czele jeżeli chodzi o absurd bookowania jego postaci. Dochodziło do tak żałosnych sytuacji w których Young tracił przed chwilą zdobyty Tag Team Title tylko dlatego, że Super Eric nie był pełnoprawnym zawodnikiem, który miał wziąć udział w walce, a że Young cały czas trwał przy swoim zdaniu, że nie jest on odpowiedzialny za postać superbohatera, więc pas stał się wakujący. O ile gimmick Super Erica to chyba najbardziej znana jego rola, ale na pewno nie najgorsza, przynajmniej w moim odczuciu. Eric Young najbardziej irytował podczas storyline'u z jego zwolnieniem co systematycznie zmieniało się w coraz gorszy odbiór jego postaci na którą większość ludzi zaczęło narzekać. Było tak - po rozpadzie Team Canada na Victory Road w 2006 roku, Showtime zaczął obawiać się o swoją posadę w federacji, bo na wcześniej wspomnianej gali Scott D'Amore po prostu olał swojego podopiecznego i nie życzył mu powodzenia w federacji po rozpadzie kanadyjskiej stajni. Na nieszczęście cały motyw został podłapany przez publiczność i chanty "Don't Fire Eric" z gali na gale były coraz głośniejsze. Mało tego, kiedy na jednym z Impactów Eric został spinowany w walce po której musiał zostać zwolniony to publiczność złożona głównie ze smartów zaczęła chantować "Please Hire Eric". I tak krok po kroku zbliżał się jeden z najgorszych i najbardziej nudnych feudów w całej historii TNA. Eric Young vs. Robert Roode Incorporated to było po prostu coś strasznego, coś co z gali na gale było coraz bardziej nudne i mimo, że można się było spodziewać, że jest to szczyt nudziarstwa to jednak oni potrafili wszystkich zaskoczyć i wzbić się o jeden szczebel wyżej. To właśnie podczas tego programu Young wygrał Bikini Contest z Tracy Brooks, ale akurat tego nie polecam oglądać nikomu. Jeżeli ktoś pomyślałby przez chwile, że to szczyty jakie można osiągnąć w bookowaniu jednej postaci to jest w dużym błędzie, bo Young brał na klatę wszystko co tylko miał dla niego skład bookerski, więc nie dość, że był superbohaterem to w pewnym momencie był też paranoikiem, który bał się nawet fajerwerków rozpoczynających gale lub fragmentów theme'u LAX, a nawet wrestlerów którzy mieli gimmick monsterów takich jak Rellik lub Black Reign czy też pijakiem, który bez większych problemów potrafił wygrywać pojedynki na picie z kimś takim jak James Storm. Zdziwię Was jeszcze raz, bo to też nie koniec. W 2008 roku Eric Young postanowił wszystkich zaskoczyć i udał się do Graceland w poszukiwaniu Elvisa Presleya, którego chciał zaprosić na gale Slammiversary w celu uczczenia ślubu Lethala i So Cal Val! Nawet teraz trudno powiedzieć, żeby jego gimmick był normalny, bo bardziej przypomina 3 członka tag teamu Bushwhackers niż normalnego wrestlera, który stara się wspinać po drabinie pushu w danej federacji. To i tak nie jest wszystko, bo o drobnych segmentach czy innych częściach storyline'ów mógłbym jeszcze sporo napisać, ale to nie o samym Ericu miał być ten tekst, więc trochę mu odpuszczę i po prostu przejdę dalej.
Puppet the Midget Killer
Pamiętacie początki TNA? Był tam pewien karzeł, któremu hardcore nie był obcy i który był tak prowadzony, że słowa syf czy inny crap od razu cisnęły się na usta. Nazywał się Puppet the Psycho Dwarf. Niszczenie innych karłów sprawiało mu przyjemność, ale nie z tego zasłynął najbardziej. O ile jego masturbacje mógł ktoś przeoczyć, bo całość odbywała się w koszu na śmieci i została przerwana przez Goldy Locks o tyle pewnego segmentu nie zapomni nikt kto chociaż raz go zobaczył. Nie wiem czy był to cios w stronę WWF za "gun angle"(swoją drogą ciekawe co miał w głowie Jake Roberts kiedy to bookował, ale biorąc pod uwagę jego niechęć do zdrowego trybu życia to nie trudno się domyślić) czy może za segment w którym Vince McMahon posikał się ze strachu, kiedy to Stone Cold wymachiwał przed nim pistoletem zabawką. Jedno jest pewne Puppet wymachujący pistoletem na środku ringu w celu uspokojenia Jeffa Jarretta to jeden z najgorszych segmentów jakie było mi dane zobaczyć. Jako, że Midget Killer za długo w federacji nie zabawił to też tego typu akcji było stosunkowo mało(od biedy można jeszcze zaliczyć pomoc jaką otrzymał inny karzeł Teo od naszego bohatera i tym samym wygrał Dupp Cup, czyli turniej, który nadaje się do osobnego akapitu tak jak i jego twórcy), ale chyba każdy przyzna, że w tym wypadku nie ważna była ilość, a jakość.
The Dupps
Jako, że już o nich wspomniałem to od razu napisze o ich wyczynach, żeby potem nie zapomnieć, a byłoby szkoda, bo powiedzieć, że byli charakterystyczni to nic nie powiedzieć. Bo i Stan(później pojawił się w TNA jako Jethro Holliday) to wcale nie był pomysł z TNA, bo pierwsze występy zaliczyli jeszcze w ECW, a i zdołali otrzeć się o WWF, ale było to dosłownie otarcie, bo trudno inaczej nazwać występy na gali Jakked. Dupps mieli gdzieś ogólnie przyjęte normy i bez żadnego problemu gadali na wizji o waginach i tulili się do swojej storyline'owej siostry. Trudno ich gimmick nazwać innym słowem niż - obrzydliwi, bo też oprócz wspomnianych akcji jedli kozy z nosa i po prostu byli wulgarni. Stworzony przez nich puchar był równie beznadziejny, bo po pierwsze dokładnych zasad nie znali nawet komentatorzy, a raz walka kończyła się na punkty, a raz przez zwykły pin. Jeżeli ktoś lubi plastikowy hardcore to pewnie znalazłby tam coś dla siebie, ale na wypasione ring skille niech nikt nie liczy, bo oprócz wspomnianych Dupps udział w tym zaliczył chyba tylko wspominany przy okazji Puppeta inny karzeł, czyli Teo.
Abyss - kolejny całokształt twórczości.
Abyss w porównaniu z Youngiem może nie miał aż tylu fatalnych storyline'ów, ale momentami jego postać była tak żałośnie prowadzona, że nie było innej możliwości i musiał się tu znaleźć. Tym razem zacznę od tego co było najgorsze, ale z ostatnich lat, a działo się sporo i era Hogana będzie przez fanów Parksa wspomina nienajlepiej. Zacznę więc od tego co tygryski lubią najbardziej, czyli magicznego pierścienia Hall Of Fame, który dodał Abyssowi nadprzyrodzonych mocy i który dzięki Hoganowi od którego dostał ten prezent sprawił, że Monster przez moment stał się prawdziwym "Bogiem" TNA. Kolejny cudowny motyw z udziałem naszego bohatera to na pewno jego "dziewczyna", czyli Janice. Jeżeli ktoś nie zna Janice to było to nic innego jak gruba deska z przybitymi do niej gwoździami, która była jedną z najważniejszych rzeczy podczas feudu Parksa z RVD, który wypadł bardzo słabo, ale też trudno się dziwić. O dziwo, tak jak w przypadku Younga to była dopiero rozgrzewka. Sprawa z Ericiem wyglądała tak, że zawsze był to wrestler traktowany w kategorii komedii, ale za to Abyss to gość, który powinien wzbudzać respekt, bo to przecież był czołowy potwór federacji! Co zrobili z czołowego potwora federacji w erze Hogana oprócz wspomnianych przed chwilą akcji? Ano zrobili z niego mistrza X-Division! Chciałbym żeby to był żart, ale niestety nie jest, bo Monster pokonał Kazariana i trzymał pas przeznaczony dla wrestlerów zdecydowanie lżejszych od siebie przez prawie dwa miesiące. Tutaj musze wypomnieć paru fanatykom, którzy uznali zdobycie pasa przez Abyssa jako początek dłuższego storyline'u mającego na celu odbudowanie X-Division. Ha! Niestety Abyss to nie tylko era pary Hogan-Bischoff, ale też wiele bzdurnych walk i programów, które miały miejsce wcześniej(odpuszczę chyba tylko jeden okres, mianowicie lata 2005-2007, kiedy miał u swego boku Jamesa Mitchella i był wtedy kreowany na naprawdę zajebistego power wrestlera, ale sposób w jaki zdobył pas na Genesis 2006 dość solidnie wszystko zniweczył, bo jeżeli pamięć mnie nie myli to Parks w dalszym ciągu jest jedynym wrestlerem w historii TNA, który zdobył pas przez DQ przeciwnika, który chwile wcześniej go zdemolował. Tym przeciwnikiem był oczywiście Sting, który zawsze wciskał ten sam kit, że będzie promował młodszych. Bla, bla.). Tak jak podobał mi się okres z Mitchellem u jego boku, tak późniejszy feud obu panów wspominam bardzo źle. Całość zaczęła się powoli psuć już w momencie w którym TNA wdrożyło w życie storyline w którym okazało się, że Abyss zastrzelił swojego ojca! Oczywiście później wszystko wyjaśniła matka potwora, która wzięła winę na siebie i wytłumaczyła, że Chris zrobił to żeby ją chronić. No i tak krok po kroku kreował się program z managerem i wtedy Mitchell znów pojechał po bandzie mówiąc, że niebawem sprowadzi do federacji swojego syna. Tym synem był oczywiście Judas Mesias, który w momencie debiutu wciągnął pod ring Monstera i zostawił go całego zakrwawionego. Nie chce mi się opisywać całego ich feudu, bo pewnie większość rzeczy można znaleźć na youtube, ale dodam tylko, że Mesias nie był jedynym rywalem-potworem, który w tamtym okresie pojawił się naprzeciwko Abyssa, bo był też jeszcze Rellik(Johnny Stamboli) o którym nawet nie chce mi się rozpisywać. W jego przypadku wygląda to jak notka z wikipedii w której ktoś zrobił sobie jaja, ale to i tak nie koniec, bo przecież Parks chodził też na specjalną terapie do Dr. Steviego, był zakochany w Goldy Locks i Lauren, a zaczynał jako Big Scarry Dude(nie liczę jego pierwszego gimmicku, czyli Justice'a), a przynajmniej tak kilka razy nazywał go Kid Kash kiedy ten podczas segmentów wyłaniał się z otchłani ciemności z jakichś piwnicznych klatek. W sumie jego początki mimo, że miało w sobie coś crapowatego to jednak wspominam miło. Klimat był fajny, ale z czasem wszystko zaczęło się systematycznie psuć i nawet na ring skillach Abyssa to bardzo dobrze widać.
Diamonds In The Rough
Dość długo się zastanawiałem czy umieścić całą stajnie czy tylko poszczególnych wrestlerów, ale skoro 3 z 4 miało w sobie coś syfiastego to postanowiłem ogarnąć to wszystko w jednym podpunkcie dotyczącym stajni Simona Diamonda. Jedynym normalnym wydaje się być Elix Skipper i chyba nic mi nie umknęło, bo był to zapaśnik prowadzony w miarę normalnie i jego jedyną wadą był brak odpowiedniego pushu. Od razu zaznaczam, że niektóre segmenty czy całe storyline'y poszczególnych wrestlerów nie musiały czasowo pasować do ich występów w stajni, ale mogły się wydarzyć wcześniej czy później, po prostu łatwiej było mi ich tutaj wszystkich razem zebrać, a skoro tworzyli zespół to okazja była idealna. Wypada zacząć od lidera i tak też zrobię, Diamond to bardzo barwna postać, która przed TNA miała już za sobą całkiem niezłą karierę na scenie niezależnej, ale także w ECW. To co było według mnie najbardziej charakterystyczne w jego postaci i co nadaje się do tego artykułu to jego mania prowadzenia feudów z… bejsbolistami! Pewnie myślicie, że coś pomyliłem, ale widocznie Simona bardzo bolała nieudana kariera w tym sporcie i postanowił podrzucać takie propozycje bookerom i na wizji dostaliśmy jego program zarówno z Dalem Torborgiem(jak przyjdzie czas WCW to temu się dopiero dostanie), który był w tamtym czasie mocno związany z tym typowo amerykańskim sportem, a także z AJ Pierzynskim, czyli zawodowym graczem MLB. Mimo wszystko jako, że jestem bardzo pamiętliwy to najbardziej w głowie utkwił mi pewien segment podczas którego Simon Diamond wyszedł na ring i bez owijania w bawełnę powiedział, że od teraz chce żeby każdy odnosił się do niego tak jak się naprawdę nazywa, czyli Pat Kenney. Co ciekawe dodał również, że jest 100% Irlandczykiem i dodał do tego nick "Irish" mimo, że urodził się w USA. Żeby dobrze zobrazować cały segment to można sobie przypomnieć Johnny'ego Nitro, który na jednym z ECW wyszedł podczas zamykającego segmentu(albo to był otwierający segment?) i powiedział, że nie jest już panem Nitro tylko panem Johnem Morrisonem, tak po prostu. Prosty booking drodzy czytelnicy, prosty booking! Kolejny w mojej hierarchii jest "Messiah Of Spinebuster", czyli David Young. On w swojej karierze zasłynął dwoma rzeczami, które były ze sobą ściśle związane. Pierwsza z nich to strach przed… clownami! Wszystko wydało się on-screen podczas jego programu z Insane Clown Posse co systematycznie doprowadzało do kolejnego motywu z którego go zapamiętałem, czyli dość konkretnego losing streaku, ale to jednak nic w porównaniu z wspomnianą Coulrophobią(dobra, przyznaje - ten termin wygooglowałem). Ostatni, który miał powiązania z "Diamencikami" był Trytan o którym można było dużo usłyszeć, ale mało zobaczyć. Trytan miał kilka podejść do TNA i chyba najmniej kompromitujące było to pierwsze kiedy występował jeszcze w Redshirt Security, ale później było już coraz lepiej. Do dziś żałuje, że nie wypalił plan podczas którego Trytan miał grać ochraniarza Johnny'ego Fairplaya znanego z reality show "Survivor", bo całość zapowiadała się doprawdy apetycznie dla kogoś poszukującego syfu w tym biznesie, ale nie wypaliło, więc nie ma się nad tym co rozwodzić. I znów stała rubryka, czyli z czego najbardziej ja go zapamiętam. Mianowicie z niesamowicie często puszczanych prom w których był ukazywany jako niesamowity power wrestler, który wstrząśnie federacją i który na długo zostanie w pamięci widzów. Jak się skończyło? Trytan pojawił się parę razy, głównie walcząc w nic nie znaczących walkach, raz je wygrywał, a raz przegrywał. Załapał się na jakieś tam PPV, ale jedyne zwycięstwo na tych ważniejszych galach nie przebiło się nawet przez pre-show. Cóż jak widać TNAowska wersja Terminatora(tak, tak, to na podstawie filmu z Arnoldem bazował wygląd tego wrestlera) nie została w pełni wykorzystana.
Cody Deaner
Tego pana to pamięta chyba każdy. Pierwszy raz pojawił się na Destination X 2009 i był tym szczęśliwcem, który wygrał noc z One Dirty Bitch. O ile to byłoby jeszcze do przełknięcia to później TNA znów zaskoczyło wszystkich i Cody zadomowił się w rosterze najpierw jako manager ODB, a później jako aktywny wrestler. Jego kariera, jak można to tak w ogóle nazwać była mizerna, bo zazwyczaj przegrywał walki singlowe, ale odbił to sobie w inny sposób. Deaner postanowił, że namiesza, ale w dywizji Knockouts i trzeba od razu zaznaczyć, że mu się to udało, bo wygrał pas na Hard Justice, którego później nie chciał oddać ODB co doprowadziło do tego, że pas został zawieszony, a niedawna para stoczyła ze sobą walkę na kolejnym PPV. Na szczęście Cody walkę przegrał i farsa się skończyła, ale aż przykro było kiedy Mick Foley jako authority figure musiał zajmować się takim crapem. Po tych wydarzeniach jego wątpliwa kariera w tej federacji powoli się kończyła i chyba nie było już niczego godnego uwagi.
The Flying Elvis's
Na ich temat nie ma się nawet co specjalnie rozpisywać, bo ich gimmick mówi wszystko. Siaki, Yang i Estrada to trójka wrestlerów, która w 2002 roku walczyła na ringach TNA w przebraniach Elvisa. Z ciekawszych rzeczy godnych odnotowania była na pewno coraz większa arogancja Siakiego, który systematycznie irytował swoich partnerów i coraz bardziej zanosiło się na rozpad co koniec końców nastąpiło dość szybko, a sam Sonny spalił swój kostium i dzięki temu, że jakoś się wyróżniał załapał się do stajni SEX, a pozostała dwójka rozstała się z federacją.
Black Machismo
Tutaj może będę kontrowersyjny trochę bardziej, bo jednak Jay Lethal w tym gimmicku miał swoich fanów, ale ja do nich nie należałem. O ile początek był zabawny, bo Kevin Nash podczas segmentów robił świetną robotę w przedstawieniu Lethala jako tego naśladowcę Macho Mana o tyle później było już coraz gorzej, bo okazało się, że ten gimmick przylgnął do Jaya na dobre. Mimo wszystko nawet to miało swoje pozytywy, bo ludzie(w tym i ja) łudzili się, że Lethal dostanie zasłużony push do okolic main eventów, ale oprócz krótkiego programu z Kurtem podczas którego udało mu się pokonać Angle'a i zdobyć X-Division Title, a później nagrodę dla najlepszego wrestlera tej dywizji w roku 2007 nic ciekawego się z nim nie działo. Tutaj pewnie zapytacie "gdzie ten syf?", ale już pisze, żeby uspokoić Wasze zachcianki. Mianowicie od tamtych wydarzeń postać Lethala z miesiąca na miesiąc zaczęła tracić nie tylko jeżeli chodzi o odgrywanie postaci, ale też jeżeli chodzi o ring skillsy z których to Jay słynął. Trudno oglądało się kogoś kto wychowywał się w JAPW i ROH i robił dziesiątki świetnych walk i nawet w TNA nieraz potrafił podciągnąć show oczko wyżej, w walkach w których jego moveset był coraz bardziej uszczuplony. Okazało się, że to nawiązanie do Macho Mana z czasem było jego przekleństwem, bo nie dość, że zatracił formę to jego postać sama w sobie zaczęła nudzić już wszystkich i nawet krótki program z Flairem tego nie zmienił. Wszystko to doprowadziło do jego zwolnienia i wydaje mi się, że o wiele większy pożytek byłby z niego gdyby dostał normalny gimmick, a nie jakieś głupie nawiązania do wrestlera, który już nie miał z tym biznesem za dużo wspólnego.
Maple Leaf Muscle, Little Petey Pump
Jeżeli już wspomniałem o Lethalu to też musze wspomnieć o byłym liderze Team Canada. Petey Williams to również ofiara głupiego gimmicku, który nawiązywał do innego wrestlera. Chodziło oczywiście o Scotta Steinera i tutaj już trudno się doszukiwać jakichś pozytywów, bo Petey jako ten napakowany zapaśnik z X-Division stracił bardzo wiele i z biegiem czasu trudno było dostrzec to co kiedyś charakteryzowało jego walki. Co ciekawe wiele osób uznało to za pozytywny pomysł na wrestlera, ale tak jak w przypadku Lethala wszystko z czasem zaczęło przynosić odwrotny skutek tylko, że u Williamsa było to jeszcze bardziej widoczne. Jeżeli Jay tracił to coś w ringu systematycznie to u małego Steinera całość przyszła jakby tak nagle, niby potrafił jeszcze zaskoczyć, ale nie trudno było zauważyć, że za bardzo skupił się na odgrywaniu gimmicku niż na tym z czego najbardziej zasłynął. Skończyło się zwolnieniem i gość, który kiedyś pojawiał się regularnie w takich federacjach jak PWG, IWA-MS czy ROH znalazł zatrudnienie tylko w tej ostatniej, ale był na tyle nie przekonywujący, że podziękowano mu po pół roku.
Rosie Lottalove
Jej co poniektórzy mogą nie znać, ale osoby, które uważnie śledziły losy TNA powinny ją pamiętać. Rosie była przez federacje promowana jako potężna kobieta, która będzie czymś podobnym dla dywizji Knockouts czym była Awesome Kong. Pamiętam, że zadebiutowała w walce z Roxxi i tą walkę przegrała, ale jeszcze wcześniej podczas tryoutu kontuzjowała Daffney i mimo to TNA podpisało z nią kontrakt. Po wspomnianej walce z Roxxi, zniszczyła jeszcze na szybko Madison i powiedziała, że zniszczy też całe Beautiful People nie z osobna, ale wszystkie razem! Jeśli kogoś ciekawi jak kończy się ten angle to będę zmuszony wszystkich zmartwić, bo to właśnie jest koniec. Po tej całej akcji Lottalove chyba raz pojawiła się na Xplosion i została… zwolniona! Brawa dla Dixie za to jak logicznie wszystko zostało poprowadzone.
"The Governor" Sarah Palin
Każdy zna Daffney z jej dość hardcore'owego gimmicku, bo z takiej strony pokazała się w WCW i z takiej strony została zapamiętana. Nie musze chyba mówić jak duże było moje zdziwienie gdy TNA postanowiło dać jej gimmick pani gubernator stanu Alaska, która z partii republikanów była też nominowana na wiceprezydenta w 2008 roku. Całość była częścią storyline'u między Beautiful People a parą Roxxi/Wilde. Nie dość, że cała ta postać mocno ssała to jeszcze wszystko zostało tak rozpisane, że Angelina i Velvet nie potrafiły zorientować się, że nie jest to prawdziwa Sarah Palin i kupowały wszystko jak leci, a jak się okazało, że za wszystkim stały wspomniane wcześniej Roxxi i Wilde i po prostu zrobiły sobie z nich żart to nie pozostało im nic innego jak rozpocząć nieudaną jak się później okazało zemstę. Jak się tak zastanowić to wychodzi na to, że TNA ma jakieś problemy z nowymi gimmickami i wiele razy nawiązywali do czegoś co już było albo co jeszcze nadal jest, a przecież nie tędy droga.
Voodoo Kin Mafia
VKM, czyli nie Voodoo Kin Mafia, a Vincent Kennedy McMahon. TNA pod koniec 2006 roku wpadło na pomysł jak bardziej się wypromować i chcieli to zrobić dzięki największej konkurencji, czyli federacji Vince'a McMahona. Pojawiały się filmiki na których BG James i Kip James kręcą się wokół gal WWE, były też filmiki z okolic Stamford, ale to co najbardziej irytowało w tamtym okresie to wypowiedziana przez nich "wojna" z WWE, którą próbowali sprowokować w ringu, obrażając Paula Levesque i Michaela Hickenbottoma, bo nawet nie mogli użyć ich prawdziwych gimmicków ze względu na trademark WWE. Vince jednak bardzo mądrze wszystko olewał, więc TNA postanowiło zrobić Million Dollar Challenge i właśnie w taki sposób zwrócić na siebie uwagę, ale również się nie udawało i jedyny sukces jaki udało im się osiągnąć to chyba tylko niektóre chanty na galach WWE, które momentami zagłuszały publiczność i słychać było "TNA" czy "VKM". Najlepsze z tego wszystkiego było to, że VKM przestało istnieć, bo Russo stwierdził, że robi to z szacunku dla Huntera, który nabawił się kontuzji. Ciekawe, więc z jakich pobudek to wszystko zaczynali skoro koniec nastąpił przez szacunek dla jednego z wrogów. Może po prostu zauważyli wreszcie, że to do niczego nie prowadzi i próbowali to jakoś usprawiedliwić, ale wyszło jak wyszło i chyba nikt w to nie uwierzył.
The Johnsons
Kolejny tag team z początków TNA i kolejny murowany hit tej wyliczanki. Richard i Rod zrobili w federacji furorę i każdy kto ich widział po prostu musiał ich zapamiętać, bo nie wyobrażam sobie jak można zapomnieć coś tak szokującego. Bracia Shane(w WWE też się pojawili jako Gymini) nosili lateksowe stroje i odgrywali w nich gimmick sztucznych penisów! Nie lepszy był ich manager, bo Mortimer Plumtree miał znikome pojęcie o tym biznesie i zazwyczaj wypadał bardzo sztucznie. Jego pierwszy tag, czyli wspomniani Johnsons został zwolniony zaledwie po kilku tygodniach i to samo stało się z jego kolejnym podopiecznym - Acem Steelem. Jedynie AJ Styles potrafił wybronić się umiejętnościami mając go u swego boku.
Rainbow Express
Niech nikt nie myśli, że to koniec crapowatych gimmicków z pierwszych gal TNA. Nie mam nic do gejów, ale ile można oglądać takich gimmicków? Rainbow Express to była niejako kontynuacja tag teamu z WCW, czyli West Hollywood Blondes, ale z powodu kontuzji Lodiego w jego miejsce wskoczył Bruce(Kwee Wee) i razem z Lennym kontynuowali tradycje tego zespołu. Jak można się domyśleć kilka razy było mało przyjemnie i aż człowieka odrzucało od ekranu, ale to i tak nie był szczyt głupoty, bo po dość szybkim rozpadzie tagu Bruce postanowił kontynuować karierę jako singiel i dostał gimmick w którym walczył o tytuł Miss TNA! Nie musze chyba dodawać, że ten tytuł wygrał, bo to wydaje się dosyć oczywiste patrząc na pomysły TNA. Później była jeszcze reaktywacja drużyny z Lennym, bo chłopaki po prostu postanowiły się ze sobą zejść i tak powoli brnęli do zwolnienia. Jedyny pozytyw tego wszystkiego był taki, że w TV mógł się pokazać ECW Original, czyli "The Quintessential Studmuffin" Joel Gertner.
Suicide
Nie wiem kto wpadł na pomysł tej postaci, ale od początku nie dość, że sam pomysł był idiotyczny to jeszcze sama promocja tak zawiodła, że całe momentum nowego wrestlera, który miał zadebiutować spadało z tygodnia na tydzień. Postać Suicide'a została stworzona po to by promować TNA Impact!, ale nie TV show a grę wyprodukowaną przez Midway. Pamiętam ile dyskusji nastąpiło po tym jak puszczono pierwsze promo tej mrocznej postaci, pamiętam, że wymieniało się wielu wrestlerów którzy mogliby grać tą role od Sabu, przez Low Kiego czy nawet RVD. Mówiło się też o kilku innych zapaśnikach z X-Division dla których taka postać to miała być przepustka do main eventów. Niestety wszystko było prowadzone w tragiczny sposób, a sam Suicide okazał się być niesamowicie ograniczającym gimmickiem w którym nie potrafił się do końca odnaleźć ani Kazarian, ani Daniels. Oprócz nich w role zamaskowanej postaci wcielił się też Kiyoshi, ale to już były ostatnie tygodnie tego gimmicku, który został później porzucony. Oczywiście TNA nie byłoby sobą gdy nie zrobiło czegoś w stylu "Kto tak naprawdę gra Suicide'a" i żeby wprowadzić ludzi w błąd bookowali walki typu Suicide vs. Daniels, żeby pokazać, że to nie Chris jest zamaskowanym wrestlerem. Jakby głupot TNA było mało to postanowili oni na chwile reaktywować postać Suicide'a w 2011 roku bez żadnego wytłumaczenia i logiki chyba tylko po to żeby Sangriento grany przez Amazing Reda miał zamaskowanego przeciwnika. X-Division Title przy takiej ilości prom i czasu poświęconego na promowanie to zdecydowanie za mało, ale jeżeli spojrzeć na to pod względem rozrywki to chyba nawet dobrze, bo ciężko się to oglądało i gdyby nie fakt, że odgrywający ten gimmick wrestlerzy naprawdę robili dobrą robotę to cała ta postać byłaby jeszcze bardziej krytykowana i mało kto zaakceptowałby to jak TNA marnowało czas antenowy.
Shark Boy & D-Ray 3000
Zastanawiałem się czy opisać ich osobno, ale postanowiłem ich połączyć, bo w końcu tworzyli kiedyś tag team, a o samym D-Rayu ciężko się jakoś mocno rozpisywać. Shark Boy jak sam ring name mówi to gość który odgrywa gimmick człowieka-rekina. Brzmi strasznie, ale akurat tutaj nie ma co aż tak strasznie jechać po TNA, bo oprócz tego, że wprowadzili taką postać do rosteru to za bardzo się nie przyczynili do tego jak to wszystko wyglądało, bo całość tego jak to wszystko się prezentowało wypłynęła od samego Deana Rolla, który ten gimmick wymyślił. D-Ray z kolei to śmieszny czarnoskóry wrestler z afro na głowie, który przyjął taki, a nie inny gimmick ze względu na podobieństwo do muzyka Andre 3000. Razem z Sharkiem stworzyli bardzo komediowy tag team, który wielokrotnie potrafił rozbawić publiczność w Impact Zone, ale też jak nie trudno się domyślić byli to jedni z głównych kandydatów do jobbowania. Po kilku latach o Shark Boyu znów było głośno kiedy dostał gimmick Stone Colda i sprzedawał Chummery raz za razem. Momentami było śmiesznie, ale to kolejny przykład tego jak TNA zamiast tworzyć coś nowego to nawiązuje do czegoś co już było. Biedny Ray ostatni występ z tego co pamiętam zaliczył na Bound For Glory 2006, ale za długo w ringu nie przebywał i szkoda, że w późniejszych czasach ani razu nie wykorzystali go w jakimś zabawnym segmencie. Dla tych którzy lubią ciekawostki to jestem prawie na 100% pewny, że to właśnie on zagrał mistrza Etiopii z którym zmierzył się MVP podczas któregoś SmackDown!
Shane Sewell
Sewell to profesjonalny wrestler, który w TNA dostał role kontrowersyjnego sędziego. Wszystko zaczęło się od Bashira(ten to się nadaje na osobny akapit jako jeden z najgorszych mistrzów X-Division w historii), który próbował przemówić sędziemu do rozumu, ale w nagrodę został przez niego znokautowany! Shane to nie był zwykły sędzia, on nie dał sobie w kasze dmuchać i brał sprawy w swoje ręce kiedy trzeba było ustawić do pionu jakiegoś heelowo nastawionego wrestlera. Momentami ten nietypowy sędzia zachowywał się jakby nie był do końca normalny, bo też samo tak wyraźne stawianie się wrestlerom jak i jego ogólna mimika oraz zachowanie w ringu sprawiały, że były chwile w których śmiało mógłby go ktoś zaangażować do roli seryjnego mordercy w jakimś niszowym filmie. Feud z Sheikiem nie mógł doprowadzić do niczego dobrego i po paru kontrowersjach obaj stanęli w ringu. Na Genesis 2009 wygrał oczywiście Sewell, ale to z czasem doprowadziło do kolejnej walki na PPV tym razem z Bookerem T! Różnica polegała na tym, że Shane wyszedł do walki już jako pełnoprawny wrestler, który bronił nie tylko swojego honoru, ale także honoru kilku innych sędziów z którymi Booker miał na pieńku i z którymi walczył nawet w Handicap Matchach. Sewell walkę na Against All Odds przegrał, ale też byłoby szczytem głupoty gdyby w swojej drugiej walce na PPV ktoś kto do niedawna sędziował walki na Impactach wygrał Legends Title. To były jego najważniejsze chwile w TNA, bo potem miał już tylko mniej ważne walki i po paru miesiącach został zwolniony, ale fakt, że ktoś tak prowadzony dostał swoje 5 minut na pewno zapada w pamięć.
Serotonin
W ECW było Raven's Nest, w WCW było Flock, a w TNA było Gathering. Jednak to nie wystarczyło zarówno samemu Ravenowi jak i panom bookerom i postanowili stworzyć kolejną stajnie w której Raven będzie stał na czele frakcji gdzie młodsi nie mają zbyt dużo do powiedzenia, a sama ich promocja miała odbywać się na zasadzie, że samo pojawienie się u boku ich lidera było traktowane jak swego rodzaju push. Początkowo stajnia miała nazywać się Movement, ale plany szybko uległy zmianie i od tamtej pory Raven, Kazarian(przyjął gimmick Kaz), Maverick Matt(przyjął gimmick Martyr) i Johnny Devine(Havoc) stworzyli stajnie która nazywała się Serotonin. Raven prowadził stajnie w swój niekonwencjonalny sposób, potrafił zrobić dobre promo, ale do samych walk się nie mieszał i pojawiał się na ringu dopiero po ich zakończeniu. W jakim celu? Żeby kendo stickiem pokazać im jak wiele jeszcze muszą się nauczyć! Jak nie trudno się domyślić takie akcje nie mogły trwać wiecznie i pierwszym który powiedział stop był Kaz co doprowadziło do ich programu. Nie chce mówić, że tego typu sytuacji w tym biznesie było już milion, ale innowacyjności to tu nie było za grosz. Świetny wrestler jakim jest Frankie Kazarian musiał męczyć się z kimś takim jak Raven, który był wtedy w bardzo mizernej formie. Reszta stajni wypadła na tym fatalnie, bo po rozpadzie zarówno Havoc jak i Martyr nie mieli miejsca w rosterze i jedynym pozytywem całego tego programu był na pewno całkiem przyzwoity push Kaza, który powinien skończyć się najważniejszym pasem kiedy to wygrał Ladder Match z Christianem podczas Genesis 2007(świetna walka, kto nie widział musi obowiązkowo nadrobić)i tym samym wygrał shota, który był nagrodą za Fight for the Right Tournament. Niestety pasa nie wygrał, a później całe jego momentu zaczęło systematycznie spadać i aktualnie nie jest nawet w połowie tak dobrze prowadzony jak to miało miejsce w 2007 roku.
Adam "Pacman" Jones
Zacznę od tego, że nie przepadam za celebrytami którzy pchają się do wrestlingu, ale jako, że ma to miejsce prawie od zawsze to się do tego przyzwyczaiłem. Zaznaczam jednak, że skoro już ktoś taki miesza się do tego biznesu to wypadałoby żeby był prawdziwą gwiazdą, a nie kimś o kim słyszało zaledwie kilku amerykanów(tak wiem NFL jest bardzo popularne). Jones został przez TNA przedstawiony jako gwiazda NFL, która musi odbyć roczną karę zawieszenia i nie ma aktualnie ciekawszego zajęcia. Już na samym początku było sporo chaosu związanego z jego postacią, bo okazało się, że w jego profesjonalnym kontrakcie futbolowym jest odpowiedni załącznik który blokuje mu możliwość aktywnych występów w ringu i jego pobyt w TNA musiał się ograniczyć do roli non-wrestlera co pewnie załamało niektórych oficjeli którzy już bookowali dream matche z jego udziałem. Oczywiście Jones pojawił się parę razy w ringu, ale trudno to było nazwać walką i całą robotę za niego wykonywał Ron Killings co nie przeszkodziło władzom TNA dać im pasa tagów. Niby nic znaczącego, ale oni wtedy pokonali parę Sting/Angle! Na szczęście Jones był tak fatalny i mało realistyczny, że TNA do Team Pacman dołączyło Rasheeda Luciousa Creeda i dzięki Freebird Rule mógł on bronić pasów razem z Killingsem mimo, że nie miał nic wspólnego z ich wygraniem. Może nie było to długa przygoda z federacją, ale na pewno bardzo pamiętna, Team Pacman broniło swoich pasów między innymi na Bound For Glory co jako twór stworzony głównie ze względu na Jonesa było policzkiem dla niektórych tag teamów, które w tamtych czasach potrafiły skradać show raz za razem.
Rock ‘n Rave Infection
Kiedy Lance Hoyt przechodził heel turn odwracając się od VKM i całując Christy Hemme nikt nie przypuszczał, że kilka tygodni później zostanie on połączony z Jimmym Ravem i stworzą oni zgraną(dosłownie i w przenośni) ekipę. Niestety, ale w tym biznesie było już kilka podobnych gimmicków i systematyczny spadek popularności Rock ‘N Roll Express którzy w latach 80 byli jednymi z większych drawów by potem regularnie spadać w hierarchii tego biznesu jasno pokazuje, że nie jest to w dzisiejszych czasach zbyt dobry i nowatorski pomysł. Jakby tego było mało całość wyglądała mało poważnie, ich wygląd bardziej śmieszył niż się podobał, a gdy dodało się do tego te ich mini-gitary(głowy nie daje, ale były to chyba gitary z gry Guitar Hero…) to można sobie idealnie zobrazować, że dla TNA nie był to tag team który dostanie push, a jedynie typowy zapychacz, który doda trochę świeżości dywizji tagów. Niestety nawet tam para Lance Rock i Jimmy Rave robiła głównie za mięso armatnie, a z czasem coraz bardziej było widać, że to Christy jest najważniejsza w całej ekipie i też to z nią w roli głównej działy się najciekawsze rzeczy związane z zespołem. Mimo tego, że gimmick był straszny to jak sobie przypomnę ten okres i Curry Mana, który raz zarazem próbował udowodnić swoją miłość do Christy to pojawia się uśmiech na mojej twarzy, ale to zdecydowanie za mało.
Robbie E
Tego pana nie mogło tu zabraknąć, ale też nie ma się co dziwić, bo tyle ile ten gimmick wywołał kontrowersji i śmiechu to mało kto jest z nim w stanie konkurować. Robbie E to oczywiście gimmick inspirowany programem "Jersey Shore" i może byłoby to jeszcze do przełknięcia, bo Robbie odgrywał swój gimmick dość dobrze, a towarzysząca mu Cookie jeszcze lepiej, ale gdy okazało się, że mają oni namieszać w X-Division to większość złapała się za głowę. Rob Eckos to całkiem przyzwoity wrestler, ale postać którą dostał jest tak ograniczająca, że graniczy z cudem pokazać coś więcej niż widzimy na ekranach naszych monitorów. Oczywiście TNA poszło za ciosem i liczyło , że przyciągnie przed odbiorniki sporą liczbę fanów show z MTV i postanowiło sprowadzić oryginalne "gwiazdy" tego programu takie jak Snookie czy JWoww. Jeżeli ktoś szuka idealnego przykładu "X-Pac heat" to początki Robbiego w TNA mogę jak najbardziej polecić. Aktualnie w federacji oprócz Robbiego E jest też Robbie T i tylko czekać aż Dixie i spółka nawiążą do gimmicku RVD z WCW i będziemy mieć też Robbiego V.
Anarquia
Miałem mu odpuścić, ale w sumie dlaczego miałbym to robić? Anarquia to kolejny gimmick meksykańskiego wrestlera, który w jakimś tam stopniu nawiązuje do gangsterki czy tam przestępczości ogółem. Problem polega na tym, że ten pan absolutnie się do tego nie nadaje, jego mic skillsy są na niebotycznie żałosnym poziomie, gada bez zupełnego sensu, do tego ten jego akcent który aż mnie odrzuca. Nie nadrabia też w żaden sposób tym jak odgrywa swoją postać, bo pod tym względem również ssie, a gdy jeszcze dodamy do tego fakt, że w ringu również nie prezentuje się zbyt dobrze to mamy obraz zapaśnika, który był jednym z moich faworytów do wygrania kategorii na najgorszego wrestlera roku. Co by nie mówić o tego typu postaciach to zazwyczaj gra to ktoś kto ma spore zasoby charyzmy tak jak Konnan czy chociażby Homicide, ale Anarquia to nie ta liga, przy nim nawet Hernandez już ostatecznie zgubił formę.
Jenna Morasca
Jenna, czyli kolejny pomysł TNA jak przyciągnąć fanów innych programów do oglądania wrestlingu. Morasca to oczywiście zwyciężczyni popularnego programu Survivor, a pierwsze kroki w federacji zaczęła stawiać u boku Nasha i później całej Main Event Mafii(zadebiutowała przeprowadzając wywiad z Foleyem na backstage'u). Z czasem jej osoba miała coraz więcej do powiedzenia co prowadziło do wielu kłótni z Sharmell, ale żona Bookera nie mogła za dużo zrobić, bo Morasca okazała się być głównym sponsorem stajni. Wszystko to systematycznie prowadziło do największej tragedii ostatnich lat, czyli walki tych dwóch pań na Victory Road. W tamtym czasie była to najgorsza walka w historii kobiecego wrestlingu, a przecież akurat w tej kategorii rywalizacja jest zawsze dość spora. Nie wiem czy któraś z kobiecych walk podczas NXT była gorsza, może starcie Kaitlyn vs. Maxine było porównywalnie żałosne, ale przecież nijak nie można porównywać mało znaczącej walki z programu NXT do walki podczas PPV. Ktoś powie, że to tylko parę minut, ale właśnie tych paru minut brakowało podczas Victory Road w kilku ważnych walkach. Okropieństwo nie do przyjęcia!
Komentarze (4)
Skomentuj stronęNaprawdę fajny artykuł, liczę na podobne o innych fedkach :)
Nie oglądam TNA, mimo tego troszkę wiem o tej federacji, jednakże o niektórych przypadkach pierwszy raz słyszę.
Artykuł bardzo dobry ; )
Nono, niezły tekst, ale cholernie długi, aż boję się zabierać za drugą część :)
Erica Younga poznałem bezpośrednio po pijackim feudzie z Stormem i wtedy podobał mi się gimmick wystraszonego (swoim własnym entrance :lol: ) pajaca. Takie coś ma to do siebie, że szybko się nudzi i tak właśnie było. Następnie Young dostał (co Bonkol przemilczał) pod władanie stajnię World Elite. Teoretycznie był to super pomysł- Eric staje się poważny (i wychodziło mu to naprawdę dobrze, do tej części jego kariery nie można się przyczepić) i kilku midcarderów (Bashir, Homicide, Kiyoshi oraz bardzo wtedy rozpędzone British Invasion) tworzy trzecią (po Frontline (pamięta ktoś jeszcze? :) ) i Main Event Mafii) stajnię, która mimo, że niepozorna, to w chwilę została świetnie wypromowana i (przez chwilę) jak równy z równym rywalizowała z MEM (mówcie co chcecie, mnie wojny gangów zawsze jarały). Niestety nie wyszło z tego nic, bo Young został wplątany i całkowicie zeszmacony poprzez znajomość z Nashem (ani to była koalicja, ani konflikt; a może jedno i drugie? TNA...), a World Elite nie doczekali się nawet porządnego rozpadu. Wtedy po kilkumiesięcznej wegetacji Eric powrócił go gimmicku głupka i ponownie było to fajne, przez jakiś czas. Śmiesznie było, kiedy chciał walczyć z każdym, byle nie swoim przeciwnikiem, albo jak zawinął wyrzucony przez Hogana stary World title belt i mianował sie prawdziwym mistrzem. Nie zapomną sytuacji, kiedy w tag team matchu, wchodził do ringu jako ostatni i ogłosił, że będzie to jego pierwsza obrona tytułu na najbardziej hardcorowych zasadach w historii pro-wrestlingu- battle royal! Po czym wbiegł na ring, wyeliminował najpierw sędziego, a potem resztę przeciwników i partnera :lol: No, ale co za dużo to niezdrowo i obecnie dalej nie mogę patrzeć na jego pajacowanie, a ostatni TV championship run to porażka na całej linii. Jak nic zasługuje na zaszczytne pierwsze miejsce w takim rankingu :)
Nie podoba mi się nominacja tutaj dla Petey'a Williamsa, chociaż jak najbardziej ją rozumiem. Po feudzie ze Steinerem o walizkę w Feast or Fired (który moim zdaniem był przeprowadzony bez zarzutu) Petey przeszedł szereg inicjacji, żeby móc być jak Big Poppa Pump. Pamiętam, że było to bardzo śmieszne i fajnie się to oglądało. O spadku formy Williamsa bym nie mówił, bo dalej kręcił wyśmienite pojedynki (jak 5 star z Lethalem, czy Kazem) i świetnie sprawdzał się jako mistrz X-Division. Jedyne co było złe w tym gimmicku to to, że kurczowo trzymała się ona Steinera i kiedy ten złapał kontuzję, Petey też zanikł. Po powrocie Scott był członkiem bardzo promowanej MEM i feud z byłym uczniem okazał się jednostronny, a szkoda, bo mogłoby to być dobre zakończenie ciekawego okresu z kariery Kanadyjczyka. No i za minus można też uznać fakt, że po tym wszystkim go zwolnili :P
Wielu przedstawionych tu postaci nie znam, bo w TNA siedzę od 2008. Kilka postaci trafiłeś idealnie jak Cody Deaner, Rosie Lottalove (że taką... jak ona?... w ogóle WTF?), Suicide (oprócz ring skillów, które jak wspomniałeś były bardzo dobre, no i program z MCMG nie najgorszy), Jenna Morasca, Anarquia, czy Shane Sewell. Nie zgadzam się natomiast z dwoma punktami- Rock 'n Rave Infection oraz The Governor. Rockowcy to był zwykły team bez ambicji, ale do syfu im baaardzo daleko. Momentami Christy grała tam główną rolę (np. mój ulubiony "feud" z Curry manem :D ) i to dodawało trochę humoru, przez co lepiej ich wspominam niż np. lepszych ringowo Lethal Consequences (swoją drogą to Creed zasługuje na miejsce w tym artykule). Co do pierwszego gimmicku Daffney to oprócz głupoto-ślepoty pań Love i Sky (but come on, this is WRESTLING) to był to bardzo przyjemny storyline. Potem "Zombie hot", jak to Taz ją nazywał :D , pięknie przeszła na złą stronę mocy, jako oszukana przez Taylor Wilde. Dla kogoś (czyli mnie) kto pierwszy raz miał styczność z Daffney, to jej postać została wprowadzona idealnie.
Jeszcze raz podkreślę, że bardzo fajnie czyta się takie artykuły, które pokazują trochę historii, czy ciekawostek. Żygać mi się chce, kiedy po tysiącu postach o tym jaki to Punk nie jest wspaniały pojawiają się jeszcze setki odcinków Attitude Mówi, czy Vittitude o tym samym. Wolę takie coś.
I na koniec, skoro jest to temat o TNA, zadam pytanie:
Czy ktoś wie, czy Curry Man wykorzystał w końcu swój title shot na Fried Championship?
Cytat: luki
Przemilczał, bo to było akurat całkiem niezłe, ale jak nie trudno się domyślić do czasu...
Cytat: luki
Hahaha, wyleciało mi to z głowy, a to był jeden z tych syfiastych momentów, które naprawdę mnie rozbawiły. Dobrze, że dorzuciłeś też coś swojego i wspomniałeś taką sytuacje. :wink:
Cytat: luki
Wiesz, sprawa wygląda tak, że to co znalazło się w tym tekście nie oznacza od razu, że mi się w jakimś stopniu nie podobało. Oczywiście nie wszystko, ale niektóre z tych gimmicków miały potencjał, a niektóre mnie bawiły, co nie zmienia jednak faktu, że do takiej klasyfikacji się w 100% nadawały. Petey to jeden z moich ulubionych wrestlerów X-Division od momentu gdy go pierwszy raz zobaczyłem(wiadomo ring skille, ciekawa stajnia no i finisher) i dla tego na początku kiedy zaczynała się ta zajawka Steinerem miałem mieszane uczucia. Z jednej strony liczyłem na push przynajmniej w okolice upper midcardu, a z drugiej wiedziałem, że takie podróbki często marnie kończą i niestety tak było też w tym przypadku. Co gorsza, Williamsa ostatnio w ogóle nie widać. :roll:
Cytat: luki
Wiesz jak dla mnie opieranie wrestlingowego gimmicku na grze Guitar Hero to nie jest nie ciekawego. Wiadomo, że byli oni mniej crapowaci od innych, bo też ich rola była mniejsza, więc aż tak się to nie rzucało w oczy. Jednak jak sobie przypomnę Lance'a Rocka, wielkiego chłopa, który w przeszłości potrafił robić bardzo dobre walki jako power wrestler z mało gitarką z konsoli to aż mnie zbiera na śmiech. Co do feudu Curry Man vs. Christy, całej tej miłości członka Prince Justice Brotherhood to było to naprawdę zabawne i między innymi dlatego Daniels za tą role nie znalazł się w tej klasyfikacji, bo robił to genialnie! :)