Relacja z gali TNA Maxiumum Impact w Londynie (2009)

O kolejnym przyjeździe TNA na Wyspy Brytyjskie wiedziałem już od dawna, aczkolwiek nie planowałem uczestnictwa w tym wydarzeniu. Powody były prozaiczne: za daleko i za drogo. Przełom nastąpił dopiero w trakcie powrotu z House Show'u WWE z Berlina. DDP wyraził wtedy chęć uczestniczenia w takim wyjeździe i był siłą napędową, która pchnęła mnie do sprawdzenia ewentualnych kosztów. W grę wchodził oczywiście tylko Londyn, z prostych przyczyn, najłatwiej tam dolecieć i gala miała się odbyć tam w sobotę. Atrakcyjność wyjazdu podbijał fakt iż miała być to ostatnia gala tournée. TNA przed tą galą miało jeszcze odwiedzić Glasgow (Szkocja), Birmingham i Manchester (Anglia) oraz dwa razy Dublin (Irlandia). Jednak to gala w Londynie zapowiadała się najatrakcyjniej. Zabrałem się zatem do organizowania wyjazdu.

PRZYGOTOWANIA DO WYJAZDU



Wpierw trzeba było sprawdzić transport do stolicy Anglii, w grę wchodził jedynie samolot. Możliwości były dwie, albo wylot z Berlina albo z Szczecina. Okazało się, że Ryanair ma akurat promocje na wybrane loty i do Londynu z Szczecina możemy polecieć za... Uwaga!... 20zł! Lot powrotny jak zwykle był droższy, kosztował ok. 120zł, ale i tak razem cena za transport wychodziła atrakcyjna. Wszak było to 70zł w jedną stronę. Oczywiście Ryanair to tanie linie lotnicze zatem lądowaliśmy i wylatywaliśmy z tzw. tanich lotnisk, które najczęściej znajdują się kilkadziesiąt kilometrów od miasta docelowego. W naszym przypadku przylatywaliśmy do lotniska w Luton, a wylatywaliśmy z Stansted. Niestety generuje to dodatkowe koszty, pociąg z Luton do Londynu to 13 funtów, na Stansted zaś 19 funtów. Tak, więc transport ustalony. Kolejny temat to bilety.

W czasie w którym załatwialiśmy temat, dostępne były już tylko najtańsze bilety po 37 funtów i 24 funty. Zdecydowaliśmy się na te pierwsze, bo najtańsze bilety były na daleki narożny sektor i nie było sensu ich kupować. Dwa bilety razem z kosztami manipulacyjnymi i przesyłki wyniosły nas 77 funtów co na ten czas dawało ok. 174zł na osobę. Po zamówieniu bilety dotarły do mnie bezproblemowo do domu pocztą.

Transport i bilety są, ale gdzie przespać się po gali? Ten temat przyjęliśmy już z pewnym lekceważeniem i za szukanie hostelu zabrałem się dopiero na 2 tygodnie przed wyjazdem. Całe szukanie sprowadziło się do wydrukowania sobie kilku adresów w centrum. Hostel miał być przede wszystkim tani i w lokalizacji która pozwoli nam na bezproblemowe dotarcie na galę oraz wcześnie rano na lotnisko. Miejsc nie rezerwowaliśmy gdyż potrzebowaliśmy jedynie kilku godzin na przespanie się w dowolnym pokoju (8, 10, 24 osobowym... nieważne), więc uznaliśmy że zawsze się takie miejsce gdzieś znajdzie.

Wszystko było dograne, a wyjazd zapowiadał się imponująco jeśli chodzi o jego długość... a raczej "krótkość" bo były to niespełna 24h na przeloty, zwiedzanie Londynu, galę TNA oraz szczątkowy sen.

WYJAZD czyli LONDYN w 24 GODZINY



Spotykamy się rano na przystanku przy siedzibie LOT'u w Szczecinie i czekamy na BUS'a który zabierze nas na Lotnisko Szczecin-Goleniów (czyli praktycznie 30km od centrum Szczecina). DDP ma wątpliwości czy nasz samolot "za 20zł" będzie miał w ogóle skrzydła, a Ja zastanawiam się czy zdążymy na samolot. Trzeba tutaj wspomnieć iż wycieczka nie wymagała od nas zabrania wielkich bagaży zatem odprawiliśmy się "on-line" i jedynym bagażem który mieliśmy był bagaż podręczny. To pociągnęło za sobą decyzje iż nie musimy być 1,5h przed odlotem tylko 30minut wystarczy i zdążymy przejść przez bramki bezpieczeństwa i załadować się do samolotu. Co jednak gdyby Bus się spóźnił? Tego się nie dowiemy bo przyjechał nawet 5min szybciej, a my z uśmiechem na ustach ominęliśmy wielką kolejkę osób zdających bagaże i mieliśmy nawet czas na skromne zakupy.

Lot odbył się bezproblemowo, a nasz środek transportu posiadał upragnione skrzydła i nawet nieźle sobie z nimi radził. Z Luton nie mieliśmy większych problemów z dostaniem się do Londynu, procentowało tutaj moje doświadczenie z poprzedniej wizyty w stolicy Anglii, zresztą w trakcie całego wyjazdu problemów komunikacyjnych praktycznie nie było.

Jesteśmy na miejscu, więc warto wpierw załatwić sobie nocleg. Pierwszy Hostel z naszej listy okazał się ostatnim jaki zwiedziliśmy i tam zarezerwowaliśmy sobie miejsca. Okazało się też iż blisko jest sklep z grami planszowymi, który to DDP upatrzył sobie wcześniej przez Internet i to był nasz pierwszy przystanek. Potem już w telegraficznym skrócie przelecieliśmy Muzeum Brytyjskie, Galerię Narodową i Trafalgar Square, Big Bena i Parlament, Dzielnicę Soho wraz z China Town, Pałac Buckingham oraz słynny most Londyński. Zwiedzanie było tak intensywne iż w pewnym momencie musieliśmy podjąć decyzję o posiłku w Mc Donaldzie, gdyż postój w każdej innej knajpie groził spóźnieniem się na galę.


Galeria Narodowa w Londynie



Najedzeni i zmęczeni zwiedzaniem ruszyliśmy do dzielnicy Wembley gdzie mieści się słynny stadion o tej samej nazwie, a przy nim hala w której miała odbyć się gala TNA. Jak już pisałem docieramy tam oczywiście bezproblemowo i podziwiamy budynek w którym odbędzie się show. Hala ta została otwarta już w 1934 roku, co jednak nie oznacza iż jest przestarzała technicznie gdyż przeszła renowację w latach 2005-2006. Pod halą mogliśmy jeszcze nabyć gadżety od lokalnych "murzynów", aczkolwiek nie zdecydowaliśmy się na zakup i udaliśmy się prosto do środka.


Wembley Arena przed galą



TNA! TNA! TNA!



Wreszcie! Godzina zero! Cel naszej podróży osiągnięty, jesteśmy w środku. Jak zwykle w takich przypadkach szukamy sklepu z oficjalnymi gadżetami. Kłębi się tam sporo osób zatem musimy chwilę odczekać zanim dostąpimy zaszczytu przejrzenia asortymentu. Nie powala on na głowę i brakuje tam kilku koszulek na które liczyliśmy. Odchodzimy z pustymi rękoma i kierujemy się na nasze miejsca. Mimo iż rezydujemy praktycznie w ostatnich rzędach to widok na ring jest dobry, zresztą nie ma co się dziwić gdyż hala mieści max. 12tyś osób. Nie jest to dużo i praktycznie z każdego miejsca można cieszyć się porządną widocznością. Dodatkowo ilość miejsc na takie wydarzenia jak gala wrestlingowa jest jeszcze nieco okrojona.

Do rozpoczęcia gali już tylko kilkanaście minut co przypomina nam skrzętnie spiker przez głośniki. Fani reagują spontanicznie na każdą taką informację, już początku widać iż publiczność będzie przynajmniej 2x głośniejsza niż na house showach WWE w Berlinie. Jeszcze kilka minut głośnej muzyki i zacznie się gala. W tym czasie przyglądamy się hali. Ring wydaje się nam mniejszy niż w telewizji oraz od czterokątnego który widzieliśmy w stolicy Niemiec. Po prawej stronie nad miejscem z którego będą wychodzić zawodnicy zainstalowany był duży wyświetlacz prezentujący animację z logiem TNA. W trakcie gali zaś ukazywał on prezentacje wchodzących zawodników. Publiczność zajmuje niemal wszystkie dostępne miejsca, aczkolwiek nie mamy przysłowiowego "sold-out" hali. Jak się później okazało fanów przybyło ponad 8 tysięcy co stanowiło największą publiczność w historii TNA.

Dosyć jednak tych pobocznych szczegółów, gala wreszcie się zaczyna. Spiker zapowiada Jeremy Borash'a... a ten wchodzi na ring przy ogromnym aplauzie, przypominającym reakcje publiczności na Joey Stylesa w trakcie pierwszego ECW One Night Stand. Trzeba przyznać iż każdy zawodnik TNA był witany sporą dawką cheeru, co jak donosiły raporty odbiło się pozytywnie na ich morale. Sam Borash umiejętnie podgrzewa atmosferę informując iż fani, którzy będą dopingować najgłośniej zostaną wpuszczeni na backstage. Dodatkowo dociera do nas informacją iż galę tą filmować będzie BRAVO, MTV oraz oczywiście samo TNA.


Earl Hebner wita się z publicznością



Czas na pierwszą walkę, którą będzie sędziował nie kto inny jak Earl Hebner. I tutaj pierwsze zaskoczenie gdyż ów sędzia po wejściu na ring wskakuje na narożnik i tauntuje do publiczności! Spotyka go mieszanka cheeru i heel-heatu, zresztą przez całą galę co pewien czas publiczność przypominała mu wiadome zdarzenie sprzed lat krzycząc "You screw Bret!". Dodatkowo warto zaznaczyć iż na tą galę TNA dysponowało tylko dwoma sędziami zatem Earl sędziował co drugą walkę.

X Division Championship : Alex Shelley (c) vs. Eric Young vs. Doug Williams vs. Jay Lethal



Na pierwszy ogień jak zwykle poszli wrestlerzy dywizji X. Był to nieco krótkawy pojedynek aczkolwiek obfitujący w wiele ciekawych spotów. Pojedynek generalnie zrobił swoje i rozgrzał publiczność przed następnymi walkami. Shelly obronił swój pas po "Sliced Bread 2" i mimo iż grał heel'a to zebrał sporą dawkę cheeru pod koniec i w trakcie pojedynku. Publiczność oczywiście dopingowała głównie Douga Williamsa, co nie dziwi gdyż pochodzi on właśnie z Londynu.



Po walce J.B. jest znów na ringu i podkręca fanów obietnicą darmowych wejściówek na backstage. Dodatkowo czyta sms'a od Kurta Angle, który to obraża w nim miejscową publiczność. Powoduje to oczywiście spory heel-heat. Przed nami jednak następna walka.

Consequences Creed vs Scott Steiner



Patrząc na karty poprzednich gal spodziewaliśmy się konfrontacji z Brutusem Magnusem jednak to stary dobry Steiner był przeciwnikiem Creed'a. Ten drugi oczywiście nie zebrał zbyt głośnej reakcji publiczności, Steiner zaś przy wejściu dostał cheer. Było to oczywiste więc Scott postanowił wejść na jeden z narożników i pokazał "soczysty" gest Kozakiewicza wszystkim na hali. Odwróciło to reakcje i młodszy Creed był dopingowany w trakcie pojedynku, a Steinerowi kwestionowano jego umiejętności krzycząc "You can't wrestle". Sama walka porządna jak na wiek Scotta, który dla przykładu zaprezentował nam Belly to Belly suplex z narożnika. Creed także popisał się kilkoma ciekawymi spotami. Wszystko się jednak skończyło gdy Scott założył Steiner Recliner i wygrał nim pojedynek.

Get the Flash Player to see this player.
Steiner Recliner



Po walce J.B. tym razem czyta sms'a od Mick'a Foley'a który prosi aby pozdrowić kochanych fanów w Londynie i powiadomić iż właśnie przyjechał. Borash następnie rozpływa się nad rolą Knockouts w TNA i zapowiada ich pojedynek.

The Beautiful People vs. ODB i Taylor Wilde



Pierwsze na ring wkroczyły Velvet i Angelina, robiąc swoje słynne wejście między drugą a trzecią liną. Flesze od aparatów posypały się z każdej strony hali. Następnie pojawiły się ich przeciwniczki i trzeba tu przyznać iż ODB była wyjątkowo gorąco powitana. ODB zresztą zbierała najwięcej cheeru przez cały pojedynek. Właśnie jeśli chodzi o walkę to z początku przypominała ona bardziej pojedynek Div, niż Knockouts. Sporo zwykłego przepychania, prób ściągnięcia sobie garderoby czy też molestowania Hebnera. Dopiero po pewnej chwili panie zaczęły walczyć nieco poważniej. Pojedynek wygrały panie Wild i ODB, a Beautiful People zapowiedziało iż nigdy już nie wróci do Londynu. Dodatkowo Velvet skończyła zdaniem iż piłka nożna ssie. Publiczność pożegnała dziewczyny gromkim "Nana nana hej Goodbye!"



J.B., który pojawiał się zawsze w przerwie między pojedynkami, poinformował nas iż cały show nie mógłby się odbyć bez wsparcia Bravo (stacja która nadaje Impact! w Wielkiej Brytanii).

Brutus Magnus vs. Sheik Abdul Bashir



Na początku chwila wyjaśnienia kim jest Brutus Magnus. Zawodnik ten to Nick Aldis znany jako Oblivion z Brytyjskiej wersji Gladiatorów. W Styczniu, gdy Gladiatorzy nie weszli jeszcze na antenę w UK, Brutus także nie został jeszcze wpuszczony do telewizyjnych programów TNA. Jednak mógł już zadebiutować na opisywanym tournée. Pierwszy na ring wszedł jednak Bashir zbierając duży heel-heat, Brutus za to jako anglik zebrał lekki cheer (jest zbyt świeży aby budzić większe emocje). Sam pojedynek również solidny (zresztą żadna z walk nie stanowiła słabszego punku gali) mimo iż budził najmniejsze emocje, szczególnie u DDP który stwierdził iż Bashir to porządny worker ale tego drugiego nie zna więc pojedynek ma gdzieś ;). Walka skończyła się po powerbomb'ie Bashira, który jednak przy odliczaniu wspomógł się nogami na linach. Rudy Charles wraz z Hebnerem postanowili więc wznowić pojedynek. Tym razem wygrał już Magnus przez roll-up. Publiczność popisała się też humorem i zaczęła chantować "You screwed Bashir" do Hebnera.


London Arena w trakcie walki Bashir vs Magnus



Jeremy Borash ogłosił, iż czas teraz na London Street Fight.

London Street Fight : Beer Money Inc vs. Team 3D





Dudley Boys aka Team 3D dla nich przyszła tutaj część publiczności i przyjęci byli naprawdę fantastycznie, a sam pojedynek w ich wykonaniu miał wszystko co street fight powinien mieć. Tony bijatyki z użyciem typowych przedmiotów jak kosze, znaki "Wet Floor", kije itd. Wrestlerzy oczywiście nie ograniczyli się do ringu, walczyli także wśród publiczności znajdującej się w dolnych sektorach hali. Można powiedzieć iż dzięki temu droższe bilety zwróciły się tym fanom, bo mogli uczestniczyć w akcji z bardzo bliska. Publiczność oczywiście chantowała głównie "We want tables!", "Dudley Boys/Team 3D", "ECW" oraz "Brokeback Mountain". Pod koniec pojedynku doczekaliśmy się wszyscy słynnego "D-Von GET THE TABLES!" i Robert Roode wylądował na stole dając wygraną Team 3D.

Get the Flash Player to see this player.

3D w wykonaniu Team 3D



Po pojedynku faworyci publiczności ucięli mały speech dziękując za wsparcie i doceniając różne chanty. Przypomnieli jednak, że już nie jesteśmy w ECW ani w WWE (buczenie publiki) tylko w TNA i poprosili o wspólny głośny chant "TNA!". Publiczność podchwyciła i przez 2-3 minuty ponad 8tyś osób krzyczało głośno "TNA! TNA! TNA!". Następnie Bubba Ray chwycił kawałek rozwalonego stołu i zapytał się kto chce taką pamiątkę. Dostał ją dzieciak o imieniu Harry. Bubba namówił go także do powiedzenia do mikrofonu "London Rocks!" co zostało przywitane dużym cheerem. Następnie publiczność chantowała "Harry! Harry!", tak więc dzieciak zapewnie nie zapomni tego wieczora przez dłuuuugi czas.


Młody Harry odbiera swoją nagrodę



Po występnie Team 3D nastąpiła przerwa w trakcie której mogliśmy uzupełnić napoje i porobić sobie pamiątkowe zdjęcia.

Po przerwie na ring zawitał znów Borash, który ogłosił iż TNA będzie kręcić właśnie materiał do reklamówki TNA dla Bravo TV. Poprosił aby wszyscy głośno chantowali "TNA" oraz "Thank You, Bravo!". Efekt był bardzo dobry, a w nagrodę J.B. zaprosił na ring panią prezydent Dixie Carter. Ona zaś po chwilce zaprosiła na ring Micka Floey'a. Foley wygłosił dość słabe promo na temat spotkania z fanem TNA który miał wytatuowany tekst piosenki i sam postanowił sobie taki tekst napisać na swoim ciele. Następnie przeczytał wszystkim ten tekst (ponoć własnoręcznie napisany), który okazał się tekstem z piosenki z filmu "The Wrestler".



Pomimo średniego speechu Foley i tak dostał spory pop razem z Dixie. Chwalili oni oczywiście miejscową publiczność. Dixie zaliczyła jedynie małą wpadkę gdyż podziękowała za "wydawane przez fanów dolary", oczywiście szybko poprawiła się i powiedziała o funtach jednak mimo to zebrała pewien heel-heat od publiki. Sporo było też chantów "Thank you! Dixie!". Najważniejszą chyba informacją jaką przekazali publiczności była obietnica powrotu do Londynu na nagranie PPV lub też specjalnego odcinka Impact! dla Bravo TV. Całość zakończyła się słynnym "Have a...Good day" od Foley'a i show przeszło do następnego punktu program.

Matt Morgan & Abyss v AJ Styles & Samoa Joe





Wpierw pojawili się (osobno) Morgan i Abyss, gdzie tylko ten drugi dostał rozsądną dawkę cheeru. Już w tym czasie Morgan i Abyss nie byli tag-team'em, tak więc TNA okazało się tu niekonsekwentne w stosunku do aktualnych scenariuszy. Zanim pojawił się Samoa Joe publiczność już krzyczała "Joe is gonna kill you!", gdy wreszcie to zrobił publika nagrodziła go jeszcze większym cheerem. Następnie pojawił się AJ Styles i publiczność oszalała. Zawodnik ten dostał zdecydowanie największy cheer wieczoru. Sam pojedynek nie zawiódł, prowadzony w dobrym tempie z ciekawymi spotami. AJ i Joe byli niesamowicie over z publiką, a Morgan częstowany był chantami w stylu : "You can't wrestle" czy też "You're on steroids". Na końcu Joe uderzył Muscle Bustera na Morganie, a Styles poprawił ładnym 380 splashem.


AJ Styles kończy pojedynek



Po pojedynku doszło do kłótni między Abyssem i Morganem. Konfrontację wygrał Abyss ku uciesze fanów.

Jeff Jarrett v Kurt Angle





Obaj wrestlerzy wyszli przy pozytywnej reakcji publiczności i także przez cały pojedynek byli over z publicznością. Pojedynek nie zawiódł i mimo tego, że wcześniejsze starcia zawierały świetnych wrestlerów i także zasługiwały na dobre oceny. W tym jednak czuć było iż to główna walka wieczoru. Myślę, że tzw. "starpower" obu wrestlerów miał tutaj duże znaczenie. Na samym pojedynku sporo prób wykoniana "Ankle lock" jak i "Figure four leg lock". Aczkolwiek, żadnym z tych submission holds nie skończyła się ta walka. Końcówkę mieliśmy identyczną jak na jednym z PPV TNA (bodajże Bound For Glory). Wpierw run-in zafundował nam Steiner z krzesłem, jednak został on powalony drop kickiem. Angle wykorzystał zamieszanie i zdobył przewagę tylko do czasu gdy wbiegł Mick Foley który swoją skarpetką "Mr. Socko" potraktował Kurta. Jeff zakończył uderzeniem gitarą w głowę złotego medalisty.

Get the Flash Player to see this player.
Końcówka walki wieczoru




Jeff rozwala gitarę na głowie Kurta Angle



Gdy całe show dobiegło końca czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Na ring powrócił Mick Foley zapraszając na niego wszystkich face'ów z rosteru. Część z wrestlerów była już przebrana w zwykłe ubrania i panowała lekka atmosfera. Brother Ray postanowił dla śmiechu złapać i pocałować Taylor Wilde. Następnie podobna sytuacja spotkała ODB i Foleya. Joe złapał za gitarę Jeffa i próbował na niej grać. Oczywiście nie obyło się bez kolejnych podziękowań dla publiczności oraz podziękowań fanów dla wrestlerów. Okazało się iż Dixie Carter końcówkę show oglądała wśród publiczności.

Get the Flash Player to see this player.
Double kiss




Samoa Joe jako gitarzysta




PODSUMOWANIE



Tak samo jak przy galach oglądanych w domowym zaciszu publiczność to bardzo ważnych czynnik i tutaj angielscy fani zdali ten egzamin na 100%. Byli głośni i reagowali bardzo żywiołowo. Dodatkowo sam poziom walk był tak o 2 ligi wyższy niż w WWE, tak więc jakby ktoś dziś zaproponowałby mi wyjazd na TNA to bym się nie zastanawiał długo... zaś na WWE musiałbym przestudiować uważnie kartę.

W podsumowaniu gali WWE w Berlinie umieszczaliśmy ocenę "gwiazdkową" każdej walki, tutaj postanowiliśmy tego nie robić. Po pierwsze zawyżaliśmy wtedy nieco oceny, teraz więc gdybyśmy większość walk ocenili na *** gwiazdki to te z Berlina musiałby być zdegradowane do * gwiazdki. Nie możemy też teraz ocenić TNA na 4 i 5 gwiazdek, bo też to show nie było aż tak genialne. Zostańmy więc na stwierdzeniu iż house show TNA to gala o 2 klasy lepsza od show WWE Smackdown+ECW.

POWRÓT DO DOMU



Po gali pełnej wrażeń ruszyliśmy do metra aby udać się do zarezerwowanego wcześniej hostelu. Na miejscu okazało się iż nie było wolnych łóżek w 24 osobowym pokoju pełnym azjatów, śniadych twarzy i toreb leżących gdzie tylko się da. Mimo iż miały być to tylko trzy godzinny odpoczyneku to ulgą przyjęliśmy informację o przeniesieniu nas to 9 osobowej sypialni. Snem nie można było tego nazwać, więc po odpoczynku ruszyliśmy na prawie godzinny spacer do stacji Liverpool Street skąd mieliśmy autobus na lotnisko (tymczasowo pociąg nie jeździł). W Stansted jeszcze tylko zamieniłem się w informację dla polaków zagubionych na lotnisku i po zakupach w wolnocłowym sklepie ruszyliśmy do naszego samolotu. Cała wycieczka skończyła się w gdy z Goleniowa wróciliśmy busem do Szczecina.

dodane przez Przemysław Naruszewicz (Przemk0) w dniu: 24-05-2009 22:12:30

Udostępnij

Komentarze (0)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy