Początek roku przyniósł do świata wrestlingu szokującą nowinę - Ring Of Honor miało przestać istnieć. Dla ludzi jak ja - którzy rzadko wychodzą poza ramy programowe oferowane przez najbardziej rozpoznawalne WWE i AEW, taka wiadomość wydała się nagła i niespodziewana. Bądź co bądź, była to jedna z najbardziej rozpoznawalnych federacji świata, a początków wielkich karier można szukać tam u takich nazwisk jak Seth Rollins czy Bryan Danielson. A jednak ROH upadło i nic nie mogło tego powstrzymać. Enter the dragon…a raczej Tony Khan Perfekcyjne zgranie z Codym Rhodesem Plan B - NXT 3.0 Tygodniówka potrzebna od zaraz Co zrobić z Yutą? Dużo pracy, ale i duże perspektywy
Niemal tak szybko jak jedna dynastia upadła, właściciel innej, Tony Khan, zobaczył szansę, aby znowu było o nim głośno. Byłem jedną z osób, które cieszyły się jak szalone, gdy na Dynamite usłyszałem, że Khan wykupił ROH, a co za tym idzie: całe ich dziedzictwo.
Oznaczało to nie tylko kontynuowanie pewnych tradycji jak klasyczne PPV od ROH, ale też stwarzało mnóstwo opcji do rozwoju samego AEW czy w końcu dobre miejsce do wykorzystania nagromadzonego w AEW talentu, który nie mieści się na tygodniówkach i w najbliższej przyszłości nie miał potencjału na duże tytuły albo feudy.
Cody był najgorętszym tematem nie tylko Road to Wrestlemania, ale całego świata wrestlingu w marcu. Jego odejście było szokiem, ale zgrało się w czasie z ogłoszeniem Tony'ego Khana o przejęciu ROH. Efekt? Już kolejnego dnia pojawiały się plotki, jakoby odejście The American Nightmare miało być po prostu genialną zagrywką storyline'ową. Według tej wersji Cody miał przejść do ROH, stając się największą gwiazdą federacji i wraz z kilkoma innymi głośnymi nazwiskami z AEW rozpocząć feud z federacją Khana. Mało realne, ale jednak wiele osób, w tym ja, chciało wierzyć, że ta wizja może się ziścić. Nadal nie potrafię zrozumieć, że takie złoto jak Cody nie zdobyło głównego tytułu w dwóch największych federacjach XXI wieku, mając 36 lat na karku. Zresztą właśnie stypulacja meczu z Chrisem Jericho o mistrzostwo AEW sprawiła, że chcąc być fair wobec fanów, nie mógł być na tam na szczycie... jednak to nie oznaczało, że nie mógłby zostać ROH World Championem, prawda? To mogłoby być story spokojnie na miarę wojny WCW z WWE, ale niestety (albo i przeciwnie, patrząc na pozycję Cody'ego w WWE) ten scenariusz już się nie spełni. Pozostaje nam liczyć, że już w najbliższym roku zobaczymy go podnoszącego WWE Universal Championship.
Jednak nie tylko Cody miał być nową twarzą ROH. Do tej grupy mieli wejść również m.in. Bryan Danielson czy Jon Moxley. Stajna Blackpool Combat Club jest największą, zdaniem wielu (jak i moim), atrakcją AEW. Jedyny problem w tym, że obecnie w tym rosterze zwyczajnie nie ma dla nich miejsca. Danielson zakończył program z Adamem Page'em, a Moxley raczej nie stanie się turbo heelem, żeby odebrać Hangmanowi tytuł (jako że wrócił jako bohater, który pokonał nałóg). Dać im tytuły tag team to jakieś wyjście, ale wątpliwe, skoro obecnie oboje wspomagają rozwój Wheelera Yuty. W nowym rosterze mieliby więcej miejsca tylko dla siebie. Identyczna sytuacja dotyczy zresztą stajni The House of Black, PACa i wielu innych.
Druga opcja zakładała zrobienie z Ring Of Honor rozwojówki dla AEW. Rozwiązanie o tyle nierozważne, że Khan zwykle wykupuje najgorętszych free agentów i daje im od razu główny program. I to też działa. Powiększenie rosteru o drugie tyle osób między 20-stym a 30-stym rokiem życie przynajmniej mnie przyprawia o ból głowy, ale chyba wolałbym nie penetrować nieskończonej studni, jaką zdaje się być głowa właściciela AEW.
Na tym rozwojowym planie zresztą ponoć oficjalnie stanęło, więc tym bardziej jestem ciekaw, jak zostanie to rozegrane.
Jak na razie jedyną galą spod szyldu ROH było PPV Supercard Of Honor. Zobaczyliśmy tam zarówno bieżącego mistrza federacji, Jonathana Greshama, dobrze znanego Samoa Joe zdobywającego mistrzostwo TV, jak i gwiazdę BCC Wheelera Yutę, który został Pure Championem.
Z pozoru wszystko gra, jednak następnie Joe i Gresham zaczęli się pojawiać w programach AEW. Dlaczego to złe? Bo odbiera miejsce w karcie tym talentom, które z AEW są znacznie dłużej niż oni i ciężko na to miejsce pracują. Nijak mają się też podbudowy do walk o pasy ROH, skoro nie ma na to czasu i miejsca.
Ring Of Honor potrzebuje swojej osobnej tygodniówki, na której będą toczyć się ich storyline'y i opowiadane będą ich historie. Według plotek Tony Khan już prowadzi rozmowy w tej sprawie z telewizją, więc ten problem powinien szybko się rozwiązać.
Wheeler Yuta jest tak jak FTR beneficjentem tytularnego przejęcia. W obu przypadkach mamy wariant odmienny od Greshama i Samoa Joe. Wymieniona trójka zdobyła pasy ROH, ale prowadzą feudy... z gwiazdami AEW. Od zdobycia przez Yutę Pure Championship ani razu nie spojrzałem na niego jak na mistrza, bo nic się o tym nawet nie mówi, nie wspominając, że cierpi na tym sam tytuł. FTR też nie mają na horyzoncie żadnych pretendentów spoza rosteru AEW. A jeśli zawodnicy obu rosterów zaczną latać za wszystkimi tytułami, to nie potrafiłbym traktować na serio "Nowego ROH". Pozostanie to AEW, tylko z kilkoma pasami więcej.
Ale co zrobić z takim Yutą, jeśli trzeba będzie trzymać oba rostery na osobnych tygodniówkach? Zrzucić z niego tytuł? Przenieść BCC do Ring Of Honor? Oba wyjścia wydają się marne.
Ostatecznie wydaje mi się, że jeżeli Khan uniknie miszmaszu zawodniczego na tygodniówkach i wszystko w tym projekcie zagra, to nie tylko kolejny rok z rzędu wyprzedzi Vince'a i jego WWE w wyścigu o najlepszą federację roku, ale stworzy też sobie przybudówkę, na której zapewni AEW nieśmiertelność. Bo łatka skupującej wszystko co się świeci promocji klei się mocno, ale czas pokazać, że Khan potrafi też zrobić coś z niczego (tak, Darby i MJF, pamiętam o was).
A co najważniejsze - to naturalne, że ROH może nawet przez najbliższy rok będzie podłączonym do aparatury staruszkiem, ale potem wymienione przeze mnie problemy powinny powoli znikać. A przynajmniej zaufanie jesteśmy Tony'emu Khanowi winni.
Współpraca AEW x ROH - Pierwsze wrażenia i wnioski
Komentarze (0)
Skomentuj stronę