Prolog
Przeglądając strony i czytając newsy, co pewien czas sprawdzałem czy WWE przypadkiem nie ma zamiaru wrócić do nie tak daleko położonego od Polski Berlina. To bardzo dobra lokalizacja dla mnie samego, gdyż do stolicy Niemiec z Szczecina jest zaledwie 2h drogi. Oczywiście liczyłem tym razem na reprezentacje rosteru RAW, który przeważnie jest bogatszy w gwiazdy od brandu Smackdown. Na początku września bieżącego roku zauważyłem, iż przy okazji najbliższego tour'u po Europie, WWE powróci do Berlina. Moja radość zmąciła tylko informacja, iż będzie znów to wizyta Smackdown tym razem z ECW z którego nikt ciekawy już przecież nie został. Zapowiedziano jednak Undertakera i Triple H czyli gwiazdy największego formatu zatem sprawa nie przedstawiała się tak źle. Pomyślałem, że jeśli wrestling jest blisko mnie jedynie raz na 2 lata to chyba warto jechać... choćby dla samego wejścia Undertakera czy HHH. Zatem decyzja została podjęta i jak wcześniej zwróciłem się na forum z propozycją czy ktoś nie chce wybrać się ze mną. Nauczony doświadczeniem nie liczyłem na zbyt wiele, choć tym razem zostałem nieco zaskoczony przez życie gdyż wydawało się iż ekipa będzie przynajmniej 2 osobowa. Na kilka dni przed wyjazdem odezwał się do mnie DDP i ostatecznie do Berlina miała jechać 3 osobowa drużyna w składnie : wspomniany DDP, King of Kings i moja skromna osoba.
Logistyka
Bilety to odwieczny problem, czy zamówić wcześniej i zapłacić sporo za wysyłkę czy też kupić w dniu imprezy. Z początku plan był prosty. Wysyłka biletów to ponad 30 euro, a za 26 mogę dojechać do stolicy Niemczech z Szczecina i z powrotem. Zatem miałem w któryś weekend wybrać się na mini wycieczkę po bilety dla Siebie i chętnych. Niestety niespodziewany wyjazd na delegacje (ponad 3 tygodniową) przekreślił te plany i zostało kupić bilety w kasach hali w dniu imprezy. Wracając myślami do 2006 roku byłem pewny iż bilety będą dostępne, bo wtedy hala wypełniła się może w 50%. Dodatkowo w tym roku gala miała się odbywać w nowej i większej hali o2World.
Dojazd podobnie jak wtedy, pociągiem z Brandenburg-Berlin-Ticket za 26 euro. To bardzo dobra opcja, gdyż było nas 3 (na bilecie może jechać max.5 osób) i dodatkowo mieliśmy od razu bilet na S-Bahna (miejski pociąg/metro w Berlinie). Powrót zaś umówionym busem, który miał nas odebrać po gali. Cała operacja poszła praktycznie jak po sznurku dokładnie z tym co sobie spisałem z rozkładów jazdy. Pomijam bieg po peronie w trakcie przesiadki w Angermünde oraz małe nieporozumienie z kierowcą busa.
Dzień zero
Tak jak wspomniałem wszystko szło jak po sznurku, aż pod halę. Tam spotkaliśmy się z spooorym tłumem osób grzecznie ustawionym w 6-8 kolejkach do wejścia. W porównaniu z 2006 rokiem już pod halą wydawało się iż fanów jest jakoś więcej, co dziwiło gdyż karta była gorsza... ale może to magia nowej hali o2World (oddana do użytku dopiero w tym, 2008 roku). Szybkie ogarnięcie sprawy i już wiemy gdzie do kasy... King trzyma kolejkę, a my z DDP lecimy po bilety. A je zdobyliśmy bardzo "po polsku", bo u konika który sprzedał nam bilety nieco taniej i wpuścił wejściem dla VIP'ów (po znajomości). Co ciekawe konik też był Polakiem (sic!). Właściwie to bilety zdobył DDP.
Hala o2World w Berlinie
DDP : Początkowy strach przed zakupem biletów od konika (w dodatku Polaka, a kto może mnie bardziej oszukać jak nie własny rodak) zamieniło się w zdziwienie. Na bramce poszło nam gładko w dodatku bez kolejki prawie, gdzie obok szarzy ludzie musieli stać po 30min by wejść, i ze zdjęciem na stronę hali. Tak więc wszystko szło jak po sznurku, aż do momentu wejścia na sektor...
Omijając kolejki wchodząc niebieskim dywanem o2 mogliśmy zwiedzić bez stresu stoisko z koszulkami. Kłębiło się tam sporo osób, ale to nie przeszkodziło Kingowi zrobić zakupy. Koszulki były ciut tańsze niż w WWE Euroshopie no i nie trzeba było płacić za wysyłkę.
Mamy troszkę czasu, aby ogarnąć co z biletami. Niestety tutaj minus kombinowania, co prawda mamy 2 bilety na najlepszy chyba sektor na hali (nie licząc oczywiście pierwszego rzędu przy ringu).. ale 3ci jest na inny wyższy sektor. Niestety też nie ma tak jak w Max-Schmeling-Halle, że można skakać od sektora do sektora bezkarnie. Zatem kombinacja dalej, King i DDP wchodzą na sektor… Ja zostaje… King wraca z biletami i także ląduje na sektorze. Niestety każdy z nas siedzi gdzieś indziej, bo sektor zapchany (nie dziwie się, lepszy widok ciężko sobie wyobrazić) i nici z wspólnego komentowania czy też chantów. Ludzi o wiele więcej niż 2 lata temu, także zastanawiam się czy nie siedzę na czyimś miejscu, wszak nie jestem zbyt legalnie na tym sektorze. Szczęście do końca gali musiałem się tylko raz przesiadać.
DDP : Ok, mam bilet w rzędzie 1, miejsce 18. Jest rząd 1 (jakieś 15m od ringu!) miejsce 15...16...17...1...2 yyy gdzie jest 18??!! Ze zdziwieniem i niepokojem w sercu ruszam do stojącej poblisko ochrony i głosem żula (zapalenie krtani) mówię po angielsku, że nie ma mojego miejsca. Ponieważ Niemcy w językach są słabi, zajęło im trochę czasu wyczajenie o co mi chodzi... ale w końcu dotarło i się zaczęło. Jeden koleś poszedł gdzieś, inny kazał mi czekać, biegali, pytali, a w mej głowie kłębiły się już myśli : "Jednak ten Polak nas zrobił w $#%$@ i zaraz wyjadę z hali w kajdankach!". W końcu podeszła do mnie jakaś pani i zapytała czy nie miałem problemów na bramce przy wejściu. Oczywiście nie miałem, poszło gładko jak po maśle mając znajomego naszego konika na bramce. W końcu powiedziała mi, że nie ma mojego miejsca i czy w zamian niechciałbym usiąść na jakimś lepszym w ramach rekompensaty. Mały rachunek: dałem za bilet 67E, dostałem warty 88E, a miałem siedzieć na miejscu za 100E. Ten konik jest jednak bogiem! Jak juz spocząłem wygodnie na miejscu za 100 euro okazało się, że jest gorsze od tego za 88 i po dwóch walkach znalazłem sobie lepsze miejsce.
Get the Flash Player to see this player.
Panorama hali podczas walki
Może więcej o samych miejscach i oglądaniu wrestlingu na żywo. Ogólnie w takich halach ok. 15tyś to gdziekolwiek by się nie siedziało to widok jest dobry, co ciekawe najgorsze naszym zdaniem są siedziska na parkiecie. DDP przez 2 walki sprawdził to na własnej skórze i nie miał zbyt dobrych wrażeń. Siedzenie na parkiecie ma tylko sens gdy jest to pierwszy rząd inaczej wydatek większych pieniędzy nie ma sensu, widok mamy dosyć płaski i słabo widzimy jak zawodnicy wchodzą. Najlepiej siedzieć w już na trybunach w niższych sektorach czyli tam gdzie siedzieliśmy bo DDP po 2ch walkach wrócił na sektor.
Skoro już siedzieliśmy szczęśliwie na miejscach, czas na wrażenia z samej gali. Do każdego pojedynku dołączona jest nasza wspólna ocena, którą ustaliliśmy zaledwie kilka godzin po gali w busie powrotnym do Polski.
Berlin - O2 World - 15.11.2008
Widzów na oko ok. 10-12tyś
Match 1:
WWE Tag Team Championship
Carlito & Primo Colon (c) pokonali Johna Morrisona & The Miz
Ocena : **
Mam takie irracjonalne przyzwyczajenie, że opener powinien być dobry i rozbudzić publiczność. Tym razem zapowiadało się niezgorsza i patrząc na naszą ocenę to na tle gali ta walka była jedną z lepszych. Prawie solidny tag-team match z Carlito który zebrał troszkę pop'u. Podobnie jak DDP byłem bardziej zaaferowany tym, że rzeczywiście znów jestem na gali wrestlingu niż skupiony na samej walce.
DDP : Moja pierwsza walka jaka widziałem na żywo. Szczerze powiem, że miałem dziwne wrażenie i myśli typu: "Ja przecież znam tych ludzi z TV, a teraz staja tu przede mną na wyciągniecie reki", "Ten Morrison jest naprawdę nieźle zbudowany, he he" itd. Ciężko było skupić sie na walce. Wokół tysiące wrzeszczących Niemców, miejsca za 100E, a widać było tylko od polowy ringu. Ocknąłem sie na końcówkę by zdążyć ją nagrać i tyle pamiętam z tej walki.
Match 2:
WWE Divas Championship
Specjalny sędzia: Maria
Michelle McCool (c) pokonała Maryse (z/ Natalya Neidhart)
Ocena : nie oceniamy
Nic specjalnego (jak większość walk na tej gali), ogólnie daleko poziomem do Knockouts TNA. Wrażenia estetyczne za to w normie, szczególnie Michelle McCool prezentowała się nieźle wśród 4 "lalek".
DDP : To była taka walka? Powiem szczerze, że w telewizji divy wyglądają lepiej niż "live". Jakoś ich ciała nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, a że wiedziałem iż poziomem walka nie będzie grzeszyła to skupiłem się w jej trakcie na znalezieniu sobie lepszego miejsca.
Match 3:
The Great Khali pokonał Ryana Braddocka
Ocena : 1/2*
Typowa walka w której promowany wieeeelki zawodnik niszczy mniej znanego wrestlera. Nic czym wytrawny fan mógłby się zachwycać.
DDP : Squash match. Khali dostał nieoczekiwanie spory pop i nie wydawał się taki duży. Może dlatego, że rywal nie był o wiele niższy od niego... ale pewnie podając mu rękę zmieniłbym zdanie.
Get the Flash Player to see this player.
Końcówka walki Khaliego
Match 4:
WWE United States Championship
Shelton Benjamin (c) pokonał R-Truth'a
Ocena : *** (walka gali)
Zdecydowanie najlepszy pojedynek gali i to po części stworzony przez byłego zawodnika TNA. Utwierdziło nas w tym jak ssie Smackdown aktualnie i jaka przepaść dzieli go od RAW, a także TNA. Chciało się chantować "TNA! TNA!", ale kompani byli daleko... szkoda, że nie spojrzałem na DDP bo może by mnie zachęcił. Generalnie dobrej walki po tych zawodnikach można było się spodziewać i nie zawiedli. Dodatkowo R-Truth dostarczył sporą dawkę rozrywki rapując i rozgrzewając publikę. Po walce próbował namówić do swego tańca Sheltona. Ten z początku się zgodził, a później powalił podstępnie Truth'a. Truth jednak po krótkiej walce przejał ring i znów mógł z publicznością zarapować "What's up!".
DDP : Walka wieczoru. Truth sobie porapował przy okazji, a ja w trakcie walki po raz pierwszy żałowałem ze mam zapalenie krtani i nie mogę chantowac. Spoglądałem tylko bezradnie w kierunku moich współtowarzyszy siedzących w oddali z nadzieja, ze ktoś zacznie wołać TNA, TNA...na próżno. W dodatku jakiś pijany szwab z typowo germańskim akcentem jęczał przez pół walki "Shelton, Shelton" aż chciałem krzyknąć "Shut the fuck up!" ale gardło nie pozwoliło.
Match 5:
Finlay & Matt Hardy (z/ Hornswoggle) pokonali Chavo Guerrero & Marka Henrego (z/ Tony Atlasem)
Ocena : ** i 1/2* za entertainment
W porównaniu z 2006 rokiem Finlay grał face'a, aczkolwiek znów walka z jego udziałem była okraszona dużą interakcją z fanami. Szczególnie po walce potrafił wraz z Mattem i Hornswoggle porwać publiczność. Wrestlerzy nie dość, że świętowali razem z flagę Niemiec to jeszcze rozrzucali koszulki WWE. Oczywiście lądowały one tylko w najdroższe sektory na parkiecie.
DDP : Duża interakcja z fanami po walce (irlandzkie tance, bieganie z flaga Niemiec). Niestety koszulki czy inne gadżety rzucane były w inne sektory niż ten w którym siedziałem. Nawet ktoś złapał kapelusik Hornswoggla.
Match 6:
The Brian Kendrick (z/ Ezekielem Jacksonem) pokonał Kung Fu Nakiego
Ocena : * i 1/2*
Walka zabookowana tylko po to aby kupujący jeszcze jedzenie ludzie nie mieli żalu, iż tracą pojedynek. Kung Fu Naki zbiera nawet niezły pop, ale sama walka nie zachwyca. Obejrzeć i zapomnieć.
DDP : Yyyy w trakcie tej walki wracaliśmy z Kingiem (odprawieni z kwitkiem z miejsca z rzekomo darmowym żarciem i piciem) na swoje miejsca, po drodze wytrącając niemieckiej dziewczynie trzy porcje frytek. Spojrzenie "It wasn't my fault" (wina Kinga, który upierał sie przy złym wejściu na sektor) i kilka rzędów dalej usiadłem by zobaczyć jedynie Sliced bread #2 i pinfall.
Match 7:
Jeff Hardy pokonał Vladimira Kozlova
(via DQ)
Ocena : * i 1/2*
Jeff! Jeff! Jak się można było spodziewać wywołał histerię młodszej części widowni. Ja zaś jako Słowianin chciałem krzyczeć coś w stylu "Dawaj Kozłow, Dawaj!", ale się powstrzymałem. Walka bez historii, zakończona przez DQ. Kozlov złapał w pewnym momencie za krzesło, co przerwało walkę (nie pamiętam czy uderzył Jeffa czy nie).
DDP : Ciekawy byłem rozstrzygnięcia tej walki. Niepokonany Kozlov kontra fan publiki. Jako ze to house show, spodziewałem sie wygranej Hardiego (w końcu na housach wygrywają tylko face'owie i posiadacze pasów)... ale zrobili gorsze rozwiązanie dając DQ. A ze dla mnie walki DQ, są jakby ich nie było toteż wymazałem ją z pamięci.
Match 8:
WWE Championship
Triple H (c) pokonał The Big Showa
Ocena : * i 1/2*
Get the Flash Player to see this player.
It's time to play the game!!!
"It's time to play the game... !!! Time to play the game! hahaha" rozlega się po hali i wszyscy wstają z miejsc. Skoro nie ma Undertakera to trzeba się zadowolić HHH i cieszyć każdą chwilą jego wejścia. Naprawdę to robiło wrażenie i musiało wystarczyć, bo walka słaba i bez tempa. Sporo submissionów, mało walki. HHH oczywiście wygrywa, a po walce jeszcze przez kilka minut zabawia publiczność.
Get the Flash Player to see this player.
Finisher HHH
DDP : Wejście "Trypla" z muzyką na cala parę, robi wrażenie! Sam pojedynek nuuuudy. Big Show zabookowany na cieniasa, w dodatku pocił sie niemiłosiernie. Po zwycięstwie HHH... szybki krok ku wyjściu, ostatnie spojrzenie na hale i do domu!
Świętujący HHH
Get the Flash Player to see this player.
HHH dostarcza rozrywki na sam koniec gali
Największy pop (bez niespodzianek) :
* Triple H
* Jeff Hardy
* Matt Hardy
* R-Truth
Epilog
Jak widać o walkach można było napisać jedynie iż były. Poziom show słaby, nawet jak na WWE, aczkolwiek to wina miernego rosteru. Brak zapowiadanego wcześniej Undertakera był odczuwalny, ale dało się bez niego przeżyć. Mimo wszystko warto było pojechać i zobaczyć to show na żywo... a teraz czas pojechać i zobaczyć wrestling na żywo (TNA w Londynie).
Komentarze (0)
Skomentuj stronę