Wywiad z Andrzejem Supronem

Wywiad z Andrzejem Supronem, polskim zapaśnikiem, mistrzem świata i Europy, wicemistrzem olimpijskim, trenerem i komentatorem.

- To pytanie zawsze musi paść. Co to jest "chwyt Suprona"?

- To rzut przez biodro, spod ręki. Chwyt ten wykonywałem w dość specyficzny, ale co najważniejsze skuteczny sposób. Amerykanie byli zachwyceni tą techniczną akcją. Dzięki niej na wielu zawodach regularnie wygrywałem kolejne pojedynki. "Biodro Supron" jest już w kanonach sztuk zapaśniczej co jest dla mnie oczywiście bardzo miłe.

- Po mistrzostwach świata, w których wygrał Pan wszystkie walki przed czasem nie tracąc żadnego punktu otrzymał Pan tytuł "profesor zapasów".

- Nikomu wcześniej nie udało się tego dokonać i w był to w ocenie trenerów niesamowity wyczyn. Zwłaszcza w ocenie trenera Związku Radzieckiego. Było to dla mnie szczególnie miłe, bo kraj ten najwybitniejszy jeżeli chodzi o zapasy. W gronie zapaśników utarło się, że jestem "profesorem zapasów". Już wcześniej zdobyłem tytuł najlepszego technika w Europie. Żartowałem, że nie skończyłem technikum, a już zostałem najlepszym technikiem a później, że nie ukończyłem żadnej uczelni, a zostałem profesorem.

- Preferował pan techniczną walkę...

- To prawda. Na macie trzeba być cwaniakiem. Imitować jedną akcję, wykonać inną. Trzeba także umiejętnie kontrować co nie jest łatwe. Były też ciężkie walki, gdzie szło się łeb w łeb i trzeba było pokazać charakter. Zawsze miałem wesoły sposób bycia. Tak samo było na macie.

- A miał Pan jakąś walkę, którą wspomina Pan jako walkę życia?

- To był finałowy pojedynek na mistrzostwach świata w Katowicach w 1982 roku. Byłem faworytem do zdobycia złotego medalu. Zresztą walczyłem wtedy w barwach GKS Katowice i oczekiwania wobec mnie były ogromne. Jak na złość na 10 dni przed mistrzostwami doznałem kontuzji prawego barku. A lewy miałem wcześniej operowany. Lekarz powiedział mi: "koniec". Ja się spytałem: "Jak to koniec?". On wyjaśnił mi więc: "Nie ma szans Andrzej. Najmniejsze skręcenie palca to dwa tygodnie gipsu". Ja byłem jednak uparty. Założyłem desolt. Zdjąłem po 10 dniach, ale ból był niesamowity. Mój trener, Stasiu Krzesiński powiedział mi wtedy "Andrzej, ty więcej zrobisz jedną ręką niż inni dwoma". I do prasy podaliśmy, że kontuzjowany mam lewy, a nie prawy bark. Pierwszy pojedynek miałem z Amerykaninem. Murzyn, guma taka, bardzo niewygodny przeciwnik… Jak tylko mnie ta prawa ręka zabolała to krzyczałem i łapałem się za lewą rękę. Zmyliłem swoich przeciwników. Udało mi się wygrać grupę. Moim przeciwnikiem w finale był Rumun Stefan Rustu, mój odwieczny rywal. Do zwycięstwa zabrakło mi naprawdę niewiele. Stefan skoczył mi kolanem powyżej stawu kolanowego i strzeliła mi noga. Rustu mi tą nogę skręcał, a Stasiu rzucił ręcznik. Ja jednak byłem ambitny. Chciałem walczyć dalej, ale z jedna ręką i jedną nogą to było bardzo trudne, właściwie niemożliwe. W końcu dotarło do mnie, że przegrałem. Łzy cisnęły mi się do oczu. Profesor Włodzimierz Starosta pocieszał mnie po walce, że "zrobiłem wicemistrza jedną ręką".

- Wygrał pan tyle walk, zdobył wiele medali i tytułów, a wymienił Pan przegrany pojedynek…

- Do dzisiaj emocjonuję się, gdy wspominam tamte zawody w Katowicach i tą finałową walkę. Może dlatego, że miałem wtedy strasznego pecha. Byłem faworytem, ale trafiła się ta kontuzja barku. W finale doszła kontuzja nogi. Na podium stanąłem w gipsie. A i tak niektórzy mówili o mnie: "nie potrafił wygrać, to udawał". Kibice bywają niesamowici! (śmiech).

- A który medal lub tytuł jest dla Pana najważniejszy?

- Ważny jest zawsze ten pierwszy i ostatni medal. Jeden i drugi zdobywa się w chwili, gdy nikt na ciebie nie liczy. Z perspektywy czasu ważne jest dla mnie jednak, że mogłem spotkać się dzięki temu co robiłem z ważnymi osobistościami tego świata: papieżem, premierami, monarchami… To miło doświadczenie, gdy okazywało się, że dla nich takie spotkanie było większym przeżyciem niż dla mnie.

- Kiedy po raz pierwszy zetknął się Pan z wrestlingiem?

- To było w 1974 roku w USA. W telewizji zapowiedzieli "professional wrestling". Zainteresowałem się. I patrzyłem na to z niedowierzaniem. Jeden facet przebiegł po drugim. Później rzucali się na siebie, chwytali za głowy… Wtedy nie było internetu, żeby sprawdzić o co w tym chodzi. Ale szybko zorientowałem się, że oni jaja sobie robią. Że to show, a nie prawdziwy sport. Zaskoczyło mnie natomiast, że walki te oglądało mnóstwo ludzi. Później poznałem dwie legendy wrestlingu - Ivana Putskiego i Killera Kowalskiego (obaj wrestlerzy polskiego pochodzenia był zawodnikami największej federacji wrestlingu w USA i trenowali dzisiejsze gwiazdy tego "sportu" - przyp. red.). Ivan to był ciekawy gość. Pamiętam jak wykrzykiwał m.in. "polski power, polska kiełbasa". Właśnie on zachęcił mnie do tego, żebym zaczął organizować wrestling w Polsce. Początkowo mówiłem, że jestem od normalnych zapasów. Ale później postanowiłem spróbować.

- Jak to było z tym wrestlingiem w Polsce?

- Poznałem kolegę, który pracował z Zjednoczonych Przedsiębiorstwach Rozrywkowych i m.in. przy jego pomocy organizowałem gale. To było na początku lat 80. Wzięliśmy paru kulturystów, atletów m.in. świętej pamięci Władka Komara. Jeździliśmy po Polsce. W Warszawie i Poznaniu nasze pokazy oglądało mnóstwo widzów. Ale jeździliśmy też po ZSRR. W Tbilisi w Gruzji w hali na 8 tysięcy ludzi - oglądało nas ściśnięte w jedną kupę 14 tysięcy osób. Wszystkiego pilnowały dwa kordony policji. Byliśmy też w Kazachstanie, Armenii, Azerbejdżanie, na Łotwie i Litwie… No i oczywiście byliśmy też w Moskwie. W parku Gorkiego wystąpiliśmy trzy razy. To był niesamowity sukces. Tyle osób w tym miejscu mogła zebrać chyba tylko Ałła Pugaczowa. W hali Dynama też było ludzi po brzegi. Urządzaliśmy międzynarodowy turniej, w którym m.in. Rosjanie bili Niemców itp. A publiczność była zachwycona. Były też zabawne sytuacje. Władek Komar po każdej walce śpiewał. W Polsce publiczność była zachwycona. W Związku Radzieckim z kolei najpierw była cisza, konsternacja, a później głośne gwizdy. W Tbilisi natomiast była taka sytuacja, że ogłosiliśmy turniej. Zaprosiliśmy do udziału najsilniejszych mężczyzn z widowni. Wszyscy byli przekonani, że będą walczyć ze mną. Rywalizacja miała polegać jednak na tym, żeby robić przysiady z modelką na plecach. Problem był taki, że to byli muzułmanie i żaden nie mógł dopuścić do tego, żeby kobieta mu tak usiadła. Innym razem daliśmy plakat naszego show z kobietami w bokserskich rękawicach i z nagimi piersiami. Grozili, że nas powyrzynają.

- Wrestling to sport czy rozrywka?

- To jest rozrywka sportowa, show z elementami sportu. Imponująca jest sprawność wrestlerów. Weźmy takiego Undertakera (jedna z największych gwiazd światowego wrestlingu - red.). Zawodnik ten ma ponad dwa metry wzrostu i waży ponad 160 kilogramów, a potrafi wykonywać akcje, które normalnie wykonują tylko lżejsi zawodnicy. Albo taki Jeff Hardy i jego swanton bomb (salto z narożnika na leżącego przeciwnika - red.)… Jest wielu zawodników, których akcje dech w piersi zapierają.


- Razem z Pawłem Borkowskim komentuje Pan gale WWE na Extreme Sports i Eurosporcie. Jak to wygląda od kuchni?

- Na początku proponowano mi, żebym wcześniej oglądał walki. Ja wolę jednak komentować nie znając wyników starć. Nie sprawdzam więc w internecie co się działo na galach. Taka jest moja metoda przynajmniej. Kiedyś w internecie pojawiły się zarzuty, że nie znam nazw chwytów. Ja po prostu chcę mówić w sposób bardziej przystępny dla ludzi, którzy nie są specjalistami w dziedzinie wrestlingu. Z Pawłem, który wrestlingiem pasjonuje się od dziecka uzupełniamy się jako komentatorzy. Zresztą chwalił nas nawet Howard Finkel (znany komentator WWE - red.), z którym spotkaliśmy się w USA. Twierdził, że co prawda nie rozumie języka polskiego, ale po barwie głosu wyłapał nasz pomysł na komentowanie.

- Był Pan na którejś WrestleManii?

- Byłem na WrestleManii 25 na Reliant Stadium w Houston w 2009 roku. Walczył tam wtedy Undertaker z Shawnem Michaelsem i uważam, że była to jak do tej pory najlepsza walka wrestlingowa jaką widziałem. Oprawa była niesamowita. Shawn pojawił się na arenie w białym stroju, zjechał specjalną windą otoczony obłokami, niczym anioł. Później pojawił się Undertaker, cały w czerni. To było niemal mistyczne przeżycie.

- Którego zawodnika lubi Pan najbardziej?

- Pod względem technicznym najlepszy jest John Morrisom. Może nie wygrywa on wielu walk, ale wszyscy wiemy, że jest to kwestia tego, jak danego zawodnika promuje federacja. Akcja "Starship pain", która ten zawodnik wykonuje jest niesamowita. Morrisom zaimponował mi także podczas gali Royal Rumble, gdy wyrzucony z ringu chwycił się bramki oddzielającej widzów od areny i przeskoczył na schody, a następnie znowu na ring. Są jeszcze inni świetni zawodnicy typu high-flyer jak Justin Gabriel czy Sin Cara. No i oczywiście Undertaker jest zjawiskowy.

- Co Pan sądzi o Hulku Hoganie?

- Jest ikoną wrestlingu. Miał niesamowity kontakt z publicznością. Myślę, że to był jego olbrzymi atut i dlatego kreowano go na mistrza.

- Czy wrestling się w Polsce przyjmie?

- Można powiedzieć, że już się przyjął. W Eurosporcie, który jest stricte sportową stacją ma największą oglądalność. Na Extreme Sports stał się standardowym programem. Dzieje się tak pomimo tego, że na kanałach tych gale są pokazywane z opóźnieniem, a w internecie można znaleźć najnowsze odcinki.

- Co Pan powiedział Sheamusowi, gdy ten spotkał się z fanami w sklepie zabawkowym Smyk w Warszawie?

- Po prostu się przedstawiłem. Sheamus dowiedział się od Pawła Borkowskiego, że kiedyś byłem mistrzem w prawdziwych zapasach. Powiedziałem, że po raz pierwszy wrestling widziałem dawno temu w USA, gdy Sheamus był jeszcze młody. W "Smyku" byłem z synem, który uwielbia WWE.

- Komentuje Pan również MMA. Woli pan MMA czy wrestling?

- MMA i wrestling to dwie różne sprawy. Wrestling jest widowiskiem sportowym, a MMA to prawdziwa walka. Mam nadzieję, że teraz, gdy w tych pojedynkach biorą udział prawdziwi mistrzowie to sport ten trochę się ucywilizuje. Zawsze padały pytania: kto jest lepszy - zapaśnik, judoka, czy bokser. Dzięki MMA może poznamy odpowiedź. Wcześniej o sporcie tym panowała zła opinia. To skutek organizowanych wcześniej walk ulicznych czy tzw. "ustawek". Dzisiaj to zmierza w innym kierunku. Myślę, że w przyszłości MMA nie będzie funkcjonowało tylko w federacjach, ale jako normalna konkurencja sportowa.

- Jako członek Polskiej Partii Przyjaciół Piwa kandydował Pan do sejmu z listy Samoobrony. Jak odebrał Pan wieść o śmierci Andrzeja Leppera?

- Andrzej Lepper był zawsze politycznym cwaniakiem. Później go obserwowałem i stwierdzam, że poczynił największe postępy spośród innych polityków. Być może zrobił trochę karierę Nikodema Dyzmy, ale też zawsze był pracowity. Często jak dziennikarze zadawali mu pytanie o jedno to on i tak mówił o tym o czym chciał mówić. Miał swoje idee i wizje. Później trochę się pogubił. Ale jest to typowo ludzkie. Myślę też, że mógł otoczyć się ludźmi, którym woda sodowa uderzyła do głowy. Natomiast sam fakt samobójstwa jest dla mnie niezrozumiały. To albo niesamowita odwaga albo głupota. Człowiek to zawsze człowiek. Niektórzy powiedzą "umarł król, niech żyje król", ale trzeba też pamiętać, że Andrzej Lepper miał rodzinę. Dla nich było to okropny cios. Umarł mąż i ojciec.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Bartosz TURLEJSKI

Źródło: http://www.24kurier.pl/Aktualnosci/Sport/Chwyt-Suprona

dodane przez Ghostwriter w dniu: 01-10-2011 18:24:40

Udostępnij

Komentarze (13)

Skomentuj stronę

: : (opcjonalnie) :

Bardzo fajny wywiad. Na początku było trochę spraw, które mniej mnie zaciekawiły, czyli kariera Pana Andrzeja, ale potem, gdy pojawiły się tematy wrestlingowe, to było już bardzo ciekawie.
Fajne w tym wywiadzie było to, że dostawialiśmy różnorodne pytania, na różne tematy i skakaliśmy dość swobodnie po różnych czasach, od jego kariery, po pierwszy kontakt z wrestlingiem, aż do dziś.

Nie wiedziałem nawet, że Supron organizował gale wrestlingowe i przyznam, że bardzo mnie to zaciekawiło.


Cytat:

Żartowałem, że nie skończyłem technikum, a już zostałem najlepszym technikiem a później, że nie ukończyłem żadnej uczelni, a zostałem profesorem.


Rozbawiło mnie to :D

napisane przez maly619 w dniu : 01-10-2011

Bardzo fajny wywiad, dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, np. tak samo jak mały, że nasz polski profesor zapasów organizował gale wrestlingowe.

napisane przez plkd w dniu : 01-10-2011

" Ale szybko zorientowałem się, że oni jaja sobie robią. Że to show, a nie prawdziwy sport" Nie szło tego powiedziec trochę delikatniej. Potem się hejterzy roją.

napisane przez abcdefg w dniu : 01-10-2011

Swietna robota, co juz Ci pisalem na gg. Oby tylko w Pana Andrzeja nie "wpadli" "koledzy z silowni", bo wywiad wyladowal na tym, a nie innym portalu

napisane przez N!KO w dniu : 01-10-2011


Cytat: N!KO

Swietna robota, co juz Ci pisalem na gg. Oby tylko w Pana Andrzeja nie "wpadli" "koledzy z silowni", bo wywiad wyladowal na tym, a nie innym portalu


Wywiad znalazł się w internecie. Może trafić gdziekolwiek. Nie demonizujmy "kolegów z siłowni". :)

napisane przez Ghostwriter w dniu : 01-10-2011

obserwuje Pana Suprona w kontekście jego kontaktu z wrestlingiem od jakiegoś czasu i uczciwie muszę przyznać że w tej dziedzinie się wyrobił. Lubie gościa.

napisane przez sixter w dniu : 01-10-2011

Zawsze hejtowałem Suprona jako komentatora ale od tego wywiadu zmieniam zdanie. Myślałem że on się kompletnie na tym nie zna ale jednak się myliłem. Świetny wywiad.

napisane przez Kamil Steinbach w dniu : 02-10-2011

Bardzo ciekawy wywiad. Można dowiedzieć się kilka ciekawych szczegółów z przeszłości Andrzeja Suprona.
Jestem ciekaw czy bohater tego wywiadu wiedział, że ukaże on się na forum Attitude a nie na tym drugim forum, którego nazwy nie napisze?

napisane przez Jeffrey Nero w dniu : 02-10-2011

Ciekawy wywiad, również dowiedziałem się różnych, ciekawych, nowych rzeczy z życia Suprona. Dobry wywiad, dużo dobrych pytań. Gdyby jeszcze tak zmienił swój sposób komentowania na ESC WWE oglądałbym, bo właśnie w tym mu dobrze nie idzie, w przyciąganiu widzów przed telewizor, bo to jest śmieszne. Wywiad jak już pisałem b.dobry.

napisane przez 8693 w dniu : 02-10-2011

Jako, że znany jestem z poklepywania po plecach, nie omieszkam zrobić tego i teraz :twisted: Dobra robota Ghost, ładnie "podciągnąłeś w górę" swojego rozmówcę (niczym Benoit rywala w ringu :D ), zadając mu bardzo ogólne pytania, gdzie mógł nas uraczyć ciekawymi opowieściami, nie wnikając we wrestlingowe (czy nie daj Boże - MMA) szczegóły, w których Pan Andrzej gubi się jak dziecko we mgle. Jego profesura w dziedzinie zapasów jest bezdyskusyjna, ale w kwestii wrestlingu (że o MMA nie wspomnę) nie ma nawet "licencjata" :D
Swoją drogą z Andrzejem Supronem mieliśmy okazję się spotkać podczas jednej z gal DDW, gdzie siedział przed nami, z żoną i dzieciakiem. Facet sprawił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, bo pomimo, że darliśmy mu się ostro nad uszami (żonka marszczyła nosek :lol: ) chantując na całego, to Pan Andrzej dobrze się tym bawił, a nawet czasami posyłał nam aprobujące spojrzenia :wink: Spoko-gość po prostu.

napisane przez -Raven- w dniu : 02-10-2011

@-Raven-
Aprobata wynikała też z tego, że pan Andrzej miał chwilowy rozbrat z pewnym lubelskim promotorem, a my zafundowaliśmy mu pop "Andrzej Supron - Bez Boryssa" ;)

Wywiad - świetna robota. Mimo, że historię sportu (głównie olimpijskiego ale MŚ w popularnych dyscyplinach również) mam "obcykaną", to nie wiedziałem, że Supron był pierwszym, który w imprezie rangi mistrzowskiej nie stracił punktu.

napisane przez theGrimRipper w dniu : 03-10-2011


Cytat: theGrimRipper

@-Raven-
Aprobata wynikała też z tego, że pan Andrzej miał chwilowy rozbrat z pewnym lubelskim promotorem, a my zafundowaliśmy mu pop "Andrzej Supron - Bez Boryssa" ;)


To Pan Andrzej aż tak nie lubi Szyca? :twisted:

A tak na serio - to co przypomniałeś, z pewnością też zrobiło swoje (+100 do sympatii :lol: ) :D Ale i tak widać było, że facet się po prostu dobrze bawi widząc jak się wkręcamy i nakręcamy za sobą resztę sali :wink:

napisane przez -Raven- w dniu : 03-10-2011

Mogłem w końcu przysiąść do całości i wchłonąć za jednym razem. Przyznam szczerze, że o historii polskich zapasów i o Supronie nie wiedziałem dużo, ba, prawie nic nie wiedziałem. Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć zapaśników polskich, których nazwiska znam i kojarzę przynajmniej z facjaty. Z uśmiechem na twarzy przyjąłem informację, że Supron organizował gale wrestlingowe zwłaszcza za granicą. Te motywy z krajami muzułmańskimi in plus, ale tak to jest, kiedy ktoś nie sprawdzi co można a co nie.

Wrzucę tutaj taką anegdotę. Na zajęciach z Międzynarodowej Współpracy Operacyjnej gościliśmy kiedyś przedstawiciela Korpusu NATO w Szczecinie, który brał udział w misji w Afganistanie. Opowiedział podobną rzecz, jak Supron - żołnierze wybudowali szkołę i zorganizowali komplet piłek do piłki nożnej dla dzieciaków. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na piłkach znalazła się twarz Mahometa. Prezent oczywiście się nie spodobał, bo jak można kopać Mahometa w twarz?! To właśnie ten brak pomysłu, zrozumienia i chociażby kropli oleju w głowie.

Fajny wywiad Ghost, dobra robota.

napisane przez Vercyn w dniu : 05-10-2011

Reklama

Partnerzy

plagiat

Czat

Kontakt

Poznaj redakcje portalu.

Napisz do nas: redakcja@wrestling.pl

Reklamy